,,Pokochaj
mnie’’
Rozdział
4
Poprzedni dzień obfitował w wydarzenia i to te niezbyt
przyjemne. Zaginionego rodzeństwa nikt nie widział lub składał fałszywe
zeznania nie chcąc mieszać się w cudze sprawy. Wiele ludzi woli stać z boku niż
brać w czymś czynny udział. Cieplak ,żeby zagłuszyć wyrzuty sumienia zaszyła się w
hotelowym pokoju słuchając głośno muzyki i kładąc się na łóżku. Po paru
sekundach wstała rozchyliła zasłony dostrzegając kręcących się pod hotelem
ludzi. Trwały poszukiwania. Domyśliła się koło. Nie było to trudne zważając na brak informacji o Beacie i Janku. Przymknęła oczy czując nagły ból głowy.
Zebrała się do wyjścia. Problemy przytłoczyły ją. Błąkała
się po plaży w nocy otulając ramiona grubym swetrem należącym do mężczyzny
poznanym przypadkiem przy barze. Rozmawiali do późnej nocy. Mężczyzna był dobrze zbudowanym ciemnowłosym mężczyzną o ciemnoniebieskich oczach.
- Te zaginione dzieci poszukiwane przez policję to
naprawdę twoje rodzeństwo? Nie wyglądasz na przejętą ani załamaną.
- Nie jestem z nimi zżyta- odparła obojętnie.- Mama
umarła wydając na świat moją siostrę. Zaprzestała leczenia ,żeby gówniarz mógł
przyjść na świat jednocześnie rozpieprzając mój. Schrzaniła wszystko.
- Zbyt surową ją oceniasz. Twoja siostra nie zabiła
twojej matki- wyraził swoje zdanie.- Nigdy nie potępiałbym rodzeństwa za śmierć
swoich rodziców ,chyba ,że mój brat prowadziłby samochód ,w którym rzekomo
zginąłby mój ojciec. Wtedy być może tak ,ale chciałbym poznać okoliczności i
czy rzeczywiście on ponosi winę czy nie był to zwykły nieszczęśliwy wypadek.
Przyjrzała mu się badawczo. W jej głowie zaczęła kiełkować
pewna myśl.
- Prawnik?
- Skąd założenie ,że jestem prawnikiem?
- Tak przyszło mi do głowy- rzuciła mimochodem kierując
się w kierunku wyjścia z plaży.- Powinnam chyba już wracać i ponownie zadzwonić
do domu i dowiedzieć się jak postępowanie.
- Nie jestem prawnikiem- odezwał się po chwili.- Jestem
menażerem hotelu ,a tu wyjechałem odpocząć od pracy.
- Aha- mruknęła i pożegnała się z nieznajomym żałując ,że
nie zapytała o nazwę hotelu ani nawet o imię.
****
- Rysiów – powiedział pod nosem.- Jasiek pod jakim
numerem mieszkasz z siostrą?
- Osiem- odparł przebudzając się.- Jesteśmy w Rysiowie?
- Tak. Wyspałeś się ?- chłopiec potwierdził i spojrzał na
przytuloną do jego ramienia siostrzyczkę. Jasiek ziewnął.
- To chyba tu- Dobrzański zatrzymał się przed domem
otoczonym zielenią. Na furtce widniał numer 8. Wypuścił chłopca i obudził małą
biorąc ją za rękę. Beatka chwyciła dłoń mężczyzny zaspana nie bardzo orientując
co się dzieje wokół niej.
- Dzień dobry ,kim pan jest- na twarzy Cieplaka malowało
się zdumienie pomieszane ze strachem. – Dlaczego moje dzieci przyjechali z
panem?
- Dzień dobry- przywitał się.- Wszystko panu wyjaśnię
jeśli mi pan pozwoli i proszę nie wzywać policji. Nie jestem pedofilem ani
porywaczem- mówił opanowany.
- Dobrze. Jasiek zabierz Betti do domu ,a ja porozmawiam
z panem na osobności- powiedział zdecydowanym głosem.
Marek udał się za mężczyzną do ogrodu siadając na krześle
zaczął się denerwować. Rozejrzał się po pięknym ,zadbanym ogrodzie. Kwitnących
krzewach. Pnących się po murze różach w różnych odcieniach ,kwitnących cyniach
,lakach, piwoniach, Malezjach i innych kwiatach.
- Napiję się pan kawy?
- Chętnie.
Pod stolikiem chodził mały bury kot. Marek pogłaskał go
czekając ,aż Józef przyniesie kawę. Chwilę to trwało.
- Dobrze to zamieniam się w słuch.
- Zacznę od początku. Nazywam się Marek Dobrzański jestem
prezesem firmy odzieżowej przy Lwowskiej.
- Moja córka czytała o panu artykuł i rozważała podjęcie
pracy w pana firmie.
- Poważnie? Nic mi o tym nie wiadomo. Pana dzieci
spotkałem na stacji benzynowej uratowałem przed niezrównoważonym psychicznie
człowiekiem. Zrobiło mi się ich żal ,a później odkryłem ,iż zakradli się do
mojego auta więc kupiłem im po drodze parę rzeczy i odwiozłem do domu. To są
naprawdę świetne dzieciaki. A szczególnie Jasiek to mądry, odważny chłopiec i
niezwykle opiekuńczy w stosunku do siostry. Powinien pan być dumny z syna. Ja
na pana miejscu bym był.
Józef zszokowany słuchał tego i nie dowierzał ,że dzieci
trafiły na uczciwego i normalnego człowieka a nie pedofila czy jakiegoś
zboczeńca.
- Panie Marku ,zastanawia mnie jedna sprawa.
- Tak?- ostawił filiżankę patrząc wprost na mężczyznę.
- Jak dzieci znalazły się w tamtym miejscu i dlaczego nie
były z moją starszą córką Ulą.
- Nie wiem. Nie miałem okazji poznać Uli. Wykazała się
sporą nie odpowiedzialnością ,żeby nie nazwaćgłupotą dzieci bez opieki ,które błąkają się po
nieciekawych miejscach.
- Ula zabrała je nad morze. Miała się nimi zajmować i
zadbać ,żeby niczego im nie brakowało. W końcu jest dorosła i sądziłem ,że ma
tyle rozsądku… Naprawdę mi za nią wstyd.
- Nie słusznie- uśmiechnął się lekko.- Dzieci są całe i
zdrowe. A pana córka niech się tłumaczy.
- Oj będzie musiała. Ja muszę wiedzieć co tam się stało- odparł
hardo.- Nigdzie nie pozwolę jej już z nimi jechać.
- I słusznie- poparł go Marek.- Nie powinienem się
mieszać ,ale może ,gdy do pana córki dotrze jak postąpiła to coś zrozumie.
- Wątpię. Nie akceptuje małej odkąd się urodziła.
- Niedorzeczne. Dlaczego?
- Mama Uli była ciężko chora. Przerwała leczenie ,żeby
urodzić zdrowe dziecko ,a Ula uważa ,że Betti…- przepraszam- uciął zmieszany i
jednocześnie załamany.- Zwierzam się obcemu człowiekowi, ale nie mam z kim o
tym rozmawiać.
Marek wysłuchał opowieści Józefa. Po czym pożegnał się z
nim zostawiając na wszelki wypadek wizytówkę z numerem. Cieplak był miło
zaskoczony tym kulturalnym i miłym gościem. Z miejsca go polubił i podziękował
mu za opiekę nad dziećmi. Marek uśmiechnął się mówiąc ,że to fajne dzieciaki i
dla niego to żaden problem. Zapytany o partnerkę lekko się spiął i odrzekł ,że
jest sam. Pominął fakt ,bo przez tą dziwną sytuacje z Beatką i Jaśkiem całkiem
o niej zapomniał i zauważył to dopiero w drodze powrotnej ,gdy włączył telefon
i ujrzał dziesięć nieodebranych połączeń.
*****
Rok później…
Wyprostowała nogi i lekko pomasowała sobie lekko lewą. Bolały
ją strasznie plecy i ciągle czuła się głodna. Dziecko w jej brzuchu wierciło
się ,bo nic dzisiaj jeszcze nie miała w ustach. Prycz nie należała do
wygodnych. W nocy nie spała obawiając się ataku furii nowej więźniarki dzielącej z nią celę. Po
policzkach spływały łzy ,otarła je i ułożyła się plecami do ściany drżąc lekko
z zimna. Baśka rzucała kąśliwe uwagi dotyczące jej wyglądu. Nasłuchała się wygląda
jak wieloryb i wiele gorszych rzeczy ,że jest puszczalską kurwą ,suką itp.
Załamany Józef nie wiedział jak wyciągnąć najstarszą
córkę z aresztu. Sprawa aresztowania błyskawicznie rozeszła się po Rysiowie ,a
Dąbrowska prawie nie opuszczała domu Cieplaków. Przynosiła obiady, proponowała
pomoc w opiece nad Betti. W ciągu trzech miesięcy od aresztowania Uli, Marek był u nich
kilka razy. Przywiózł odrobinę słodyczy
dla małej i Jaśka oraz kawę dla pana Cieplaka.
- Powiem ,że mam do pana dość nietypową prośbę- zaczął
niepewnie Józef.
Marek spojrzał na niego i zwrócił się do Jaśka.
- Zabierz Betti do pokoju- dziewczynka niechętnie zeszła
z kolan Marka. – A psyjdzie pan do pokoiku?
- Tak ,przyjdę jak będę odjeżdżał- powiedział z ciepłym
uśmiechem.
- Ulę niesłusznie posądzili o handel narkotykami. To ten
jej nowy chłopak z hotelu czy skądś. Znaleziono u niej w pokoju i zgarnęła ją
policja. Ja wiem ,że to on jej podrzucił.
- panie Józefie to tylko pana przypuszczenia. Nie jest pan
w stu procentach przekonany o niewinności Uli.
- Panie Marku…
- Mówiłem już proszę mi mówić po imieniu.
- Marku czy zawiózł by pan jej parę najpotrzebniejszych
rzeczy? Ja pojechałbym ,ale Maciej nasz sąsiad jest w pracy ,a z dziećmi….
- Rozumiem. Niech pan powie tylko co ,a ja zawiozę akurat
po pracy nie mam nic do roboty.
Paulina wyjechała do Włoch nie wspominając nic o
powrocie. Pojechała do brata ,który otworzył tam własny biznes. Powiedziała ,że
ich związek potrzebuje przerwy. Dobrzański nie chciał jej słuchać i znów
wysłuchiwać o jej cudownym bracie ,który wbijał mu za ,każdym razem szpilę.
Zwiesił głowę zastanawiając się jak powiedzieć rodzicom ,że nie są razem skoro
naopowiadała im o przyszłym ślubie ,chociaż nawet się jej nie oświadczył.
Zatrzymał auto przed wielką więzienną bramą. Przyjechał
tu wczoraj ,ale wrócił dziś otrzymując w końcu zgodę na widzenie. Chciał
osobiście przekazać jej rzeczy z domu i ją poznać. Dla nich obojga miało to być
pierwsze spotkanie i dość niezręczne.
Wysoki mężczyzna wprowadził ją w kajdankach i kazał
usiąść przy stoliku. Marek już na nią czekał. Ojciec nie znał całej prawdy o aresztowaniu. Siedziała
także za jazdę po spożyciu alkoholu w którym ucierpiał młody chłopak i jego
matka. Chłopak ponoć nie ma czucia w nogach. Ula kryła swojego chłopaka mówiąc
,że to ona prowadziła ,a prawdą było ,że wystraszony tuż przed przyjazdem
radiowozu policyjnego kazał jej się przesiąść niby ,że ona prowadziła. Złożyła
fałszywe zeznania chroniąc chłopaka ,który był zwykłym oszustem. Pod kurtką
ciąża nie była widoczna. Sławek okazał się zwykłym kryminalistą i gnidą.
Zrobiła by dla niego wszystko. Myślała o wspólnej przyszłości. Porzucił ją
dowiadując się o ciąży i wpakował za kratki. W celi zrozumiała ile straciła
i zatęskniła za wolnością aby wychować dziecko z dala od tego ohydnego miejsca.
Nie usunęła ,nie przyjęła pieniędzy na zabieg od Sławka. Nie dal jej całej sumy
tylko jej znaczną część ,ale oburzona powiedziała ,że tego nie zrobi. Nie
przepadała za dziećmi ,lecz wolała je oddać niż zabić. Ostatnio rozważała ,iż
gdyby była wolna wychowałaby by je jakoś z czyjąś pomocą czy bez . Starałaby
się by niczego jej lub mu nie brakowało. Nie znała płci. Nie chciała pomimo
siódmego miesiąca.
- Dzień dobry- rzekł zajmując miejsce po jej przeciwnej
stronie.- Jestem …
- Wiem kim pan jest. Rozmawiałam z ojcem. Proszę zostawić
rzeczy i …
- Już to zrobiłem przed wejściem ,ale chciałem panią
poznać- odparł nie zrażony jej ostrym tonem. Jego spojrzenie zatrzymało się na
jej splecionych na brzuchu dłoniach.
- Pani ojciec nic nie…
- On nie wiem o ciąży i się nie dowie.
- Jak pani zamierza to ukryć ?
- Nie wiem- zerknęła na swoją rękę .- Myślałam ,że moje
życie potoczy się zupełnie inaczej. Sławek wydawał się porządnym człowiekiem.
Nie poznałam jego rodziny i miał sekrety …
- Sławek to ten co wpakował panią do więzienia? Pani
ojciec podejrzewa go o podrzucenie narkotyków do tego pokoju hotelowego. Znam
świetnego adwokata on może panią stąd wyciągnąć tylko musi znać prawdę. Osoba z
obsługi hotelowej zdecydowała się zeznawać. Ja chcę pani pomóc ze względu na
pani ojca. Tak się składa ,że dziwnym zbiegiem okoliczności pan Józef jest
dawnym przyjacielem mojego taty. Poznali się na jakimś obozie harcerskim.
- Harcerskim? Faktycznie są w albumie jakieś zdjęcia z
obozu… zapomniałam o tym i nigdy o to nie pytałam.
- Ja też- przyznał Marek.- To zgodzi się pani wszystko
opowiedzieć? Jutro mojemu koledze? Tu pani ma wizytówkę i proszę się nie
stresować. Wyciągnę stąd panią. Więzienie to nie najlepsze miejsce na urodzenie
i wychowanie dziecka.
- Dziękuję. To nie ja prowadziłam to auto tylko Sławek i
do niego należały narkotyki znalezione w hotelowym pokoju. Przyjechałam do
niego ,bo chciał się spotkać . Miałam nadzieję na jego powrót do nas. Do mnie i dziecka. Byłam
głupia. W samochodzie znaleźli prochy i wtedy przeszukali również mój pokój.
Jemu udało się zwiać ,a ja nie miałam szans.
Opowiedziała mu prawdę pomimo ,iż go nie znała ,ale
słyszała wiele o nim od jej ojca. Wzbudzał zaufanie i nie oceniał jej ,nie
krytykował. Był opanowany ,nie podnosił głosu.
-Dlaczego nie wróciłaś po prostu do domu, gdy cię rzucił? Nie
powiedziałaś o ciąży?
- Bałam się.
Ps. Trudno było mi wrócić po dość długiej przerwie. Wypadłam z rytmu pisania opowiadań. Wiem ,że wspomniałam ,iż ze względu na niedawną śmierć dziadka i brak czasu ni nie wstawię ,ale naprawdę zatęskniłam za pisaniem.