Strona Główna

środa, 5 lutego 2020

,,Sekret morza'' 1

              Info pomysł na to opowiadanie zrodził się w mojej głowie stosunkowo dawno i go spisałam na szczęście na dysk zewnętrzny .Jeśli się wam spodoba pomyślę o kontynuacji opowiadania ,a pierwszą część wstawiam na próbę. Pozdrawiam
                             
                



Spienione fale uderzały o chropowate porośnięte mchem skały. Na czarnej toni unosiły się krwiste płatki i główki róż . Wtuliła nos w kaszmirowy sweter w kobaltowym odcieniu  czując mroźne powietrze szczypiące ją w policzki . Zamrugała ,bo oczy jej łzawiły i nie umiała dostrzec płynącej niewielkiej łódki ani ozdób na rufie i dziobie łodzi. Z skały na której stała poturlało się kilka drobnych kamyczków. Z przerażeniem pomyślała ,że wpadnie do morza. Nienawidziła słonej wody na skórze od czasu ,gdy na wyjeżdżę z kuzynkami poparzyła ją meduza i niezwłocznie musiała udać się do szpitala. Od tamtej pory obserwowała morze. Zachwycała się wschodami i zachodami. W nocy przychodziła pozbierać myśli. Właśnie ukończyła studia i poszukiwała nowego celu w życiu. Łuna księżyca odbijała się w ciemnej wodzie. Fala wyrzuciła na brzeg lśniący w blasku księżyca przedmiot. Ostrożnie zeszła ze skały i zanurzyła palce w piasku przyglądając znalezionej rzeczy. Ogromnie się zdziwiła i zdmuchnęła z zegarka drobinki piasku. Obok leżała do połowy przykryta złota bransoletka z zawieszką Paula. Wsunęła do kieszeni swetra i przeszła się brzegiem morza ,a piasek wsypywał się do  tenisówek. Mimo kończącego się dopiero lata pogoda była straszna. Ziąb panujący nad wodą mocno dawał się dziewczynie we znaki szczególnie o tej porze. Plaża była opustoszała ,a księżyc świecił tak mocno ,że bez problemu widziała którędy iść. Oddalając się parę metrów ujrzała ciało leżące na brzuchu z rozrzuconymi po bokach rękami. Świecąca lodowata woda obmywała mężczyznę ,aż do pasa. Jego ubranie przesiąkło przylegając ciasno do ciała. Wcześniej nie widziała tak pięknej niebieskiej wody wyglądającej jak płynny brokat. Topielec nie pasował do tego zjawiskowego widoku.  
 Nieśmiała z bijącym w zatrważającym tempie sercem zbliżyła się do postaci  wkładając całą siły by odciągnąć go od morza. Pokonała irracjonalny lęk przed wodą ,nie zważała na niebezpieczeństwo ani na chłód nocy. Dzięki adrenalinie i determinacji nieznajomy znalazł się na brzegu. Nie był osiłkiem ani mięśniakiem. Zdecydowanie szczupłym mężczyzną tylko nasiąknięte wodą ubranie ją zmyliło. 
  Uklękła na mokrym piasku. Powstrzymując podchodzącą do gardła żółć szarpnęła za ubranie i rozejrzała się spanikowana. 
Kurde blaszka. Wszystko tylko nie topielec. Obym nie miała do czynienia z martwym.  
 Po sylwetce rozpoznała ,iż to mężczyzna. Próbowała go przekręcić i ułożyć na wznak ,lecz nie miała tyle siły. Zsunęła mu z ramion  kamizelkę ,co przyszło jej z trudem. 
Zrobiła mu sztuczne oddychanie i z ulgą stwierdziła ,że żyje. 
Mężczyzna syknął z bólu i zakaszlał dygocząc na całym ciele i krztusząc się. Nie otworzył oczu ponownie tracąc przytomność. Zdjęła długi szal i przykryła go nim. Wiedząc na na nic się to zda i potrzebna jest natychmiastowa pomoc. 
W oddali zauważyła mały snop światła i pobiegła na tyle ile pozwalały jej buty tonące w piasku i do  sukienka sięgająca ziemi. Szukała ratunku  u przypadkowych ludzi spotkanych na plaży. 
- Na brzegu znalazłam mężczyznę . Oddycha ,ale jest nieprzytomny. Potrzebna mi pomoc. Szybko! Ten człowiek w każdej chwili może umrzeć!- krzyczała rozgorączkowana.
- Prowadź panienko- odparł jeden z rybaków.- Co pani robiła o tej porze nad morzem? Nie słyszała pani o dzisiejszym sztormie? Mój przyjaciel wypłynął i jeszcze nie wrócił ,a już po północy.
- Przyszłam tu o jedenastej. Morze zawsze mnie uspokaja i wycisza ,gdy nie mogę zasnąć.
- Nie powinna pani chodzić sama po pustej plaży nocą- zganił ją drugi starszy rybak. – W tej okolicy było już kilka utonięć. Co roku ktoś ginie na morzu. Dzieci ,dorośli ,starsi- wymieniał.
- Gdzie dokładniej leży tonący?
- Parę metrów od skał . Dokładnie po lewej stronie tuż przy brzegu.
Starszy wymienił spojrzenia z drugim i podrapał się po przydługiej szpakowatej brodzie.
- Pospieszmy się on jest ledwo żywy- ponaglała towarzyszów.
- Co za niefart- mruknął ten z bujną jasną czupryną. – W sobotę byłem na ślubie syna mojego przyjaciela. Wynajęli w pensjonacie pokój z widokiem na morze ,a facet przygotował dla małżonki niespodziankę wynajmując łódkę i przyozdabiając ją kwiatami i wstążkami. Łódka nie wróciła od sobotniego popołudnia ,a ich więcej nie widziałem. Dzisiaj mamy wtorek . Nikt jednak nie zgłosił zaginięcia ,a goście weselni wyjechali. 
- Pensjonat po drugiej stronie wyspy? - wydawało się jej to niemożliwe. - Byli panowie tam w sobotę?
- Tak i wyruszyliśmy o świcie ,żeby załadować kutry rybackie. Najlepsze są świeżutkie ryby ,a z panierką...- pociekła mu ślinka na samą myśl. 
- Wiem nie raz przyrządzałam świeże ryby ,ale usuwanie  łusek i patroszenie to działka gospodyni. Mówią ,że mam za wrażliwy żołądek.
Rybak roześmiał się głośno.
- Delikatna  z pani kobitka chyba nietutejsza. 
- Środę. Mamy dzisiaj środę jest grubo po północy- jasnowłosy zmienił temat. 
- Ach. Rzeczywiście. 
- Większość zaginionych nigdy się nie odnajduje. Ile marynarzy  i rybaków  zaginęło? Lista jest strasznie długa. Niektóre rodziny ,narzeczone i żony całe lata czekają na wieści o zaginionym  chociażby po to by zorganizować pochówek ,gdy ciało się odnajdzie.
Boże to straszne. Umarłabym prędzej z rozpaczy niż czekała ,aż morze zwróci mi ukochanego. Nie umiem wyobrazić sobie bólu po stracie. Czy jest on podobny do śmierci dziadka? Którego pamięta się jak przez mgłę ,bo było się małym dzieckiem? Czy odejścia…- przerwała swe przemyślenia.
- Zaraz to będziesz musiał pochować topielca- przerwał mu drugi.
- O tam !- padła na piasek i prosząc by jej pomogli go ocucić. Sprawdziła puls wciąż oddychał . Dygotał w gorączce  i wierzgał nogami.
- Halo proszę nie zamykać oczu. Pomożemy panu ,spokojnie- przemawiała do niego ciemnowłosa czując ,że  nigdy nie zapomni tej strasznej nocy .

                              ***
Po  ponownej akcji reanimacyjnej mężczyzna ocknął się na moment powtarzając gorączkowo Paula. Po czym zemdlał wykrzywiając usta ,a z jego gardła wydobył się skowyt. Powieki ciążyły mu tak bardzo ,że nie był w stanie ich unieść czując pod nimi piach. Spierzchnięte ,posiniałe usta domagały się picia ,ale nie miał jak poinformować o tym swoich wybawców.
Bryła księżyca zanurzała się w hebanowej wodzie ,a huk fal zagłuszył jęki rozbitka .Rybacy okryli go kurtką i biorąc pod pachy podążali za kobietą ,która oświetlała im drogę latarką. Niebo poszarzało ,a wicher wyrzucił z morza skrawki białego materiału unoszącego się jak piórko na powierzchni wody fragment zaczepił się o płynący konar drzewa. 
Coś uderzyło o skały. 
 Ciemnowłosa obejrzała się z e strachem i kroczyła dalej odgarniając zachodzące na lazurowe oczy kosmyki włosów. Napór powietrza był tak silny ,że z trudem pokonywała ,każdy kawałek . Mężczyźni niezrażeni złą pogodą podążali w kierunku pensjonatu ,,Czarna perła’’ .

                                        ***
Kobieta o obfitych kształtach przetrzepała poduszki ,przyniosła świeżą pościel wykrochmaloną i złożoną w równiutką kostkę. Ułożyła ją na starym drewnianym krześle i zmieniła prześcieradła po poprzednich gościach. Na stoliku ustawiła bambusową tace z dzbankiem wody , białym małym ręcznikiem i miseczką białej papki zwanej kleikiem ryżowym. Rybacy ułożyli rannego w łóżku ,a wybawicielka zanurzyła ręcznik w wodzie , lekko wyrzygnęła i ułożyła na pokrytym potem czole nieznajomego.
- Paula- usłyszała chrapliwy głos i zaciskające się palce wokół jej drobnej dłoni.
- Zawiadom pana  doktora Erikssona musi być w pobliżu. Mam nadzieję ,że nie wyjechał z wyspy- zwróciła się do Ahne.
- Zaraz sprawdzę. 
- Pić- wydukał mężczyzna. – Pa..ni… - wysuszone gardło odmawiało mu posłuszeństwa. Mówił płynną angielszczyzną. 
Podając mu picie przyjrzała się jego twarzy. Firance niebotycznie długich rzęs lśniących oczu o niezdefiniowanym kolorze ,zarysach szczęki pokrytej króciutkimi igiełkami ciemnego zarostu. 
Odsunął ręką szklankę i spoglądając na nią nieprzytomnie poruszył się znów się krzywiąc.
- Proszę się nie ruszać ,bo rana zacznie krwawić- upomniała go. – Ahne zatamowała krwawienie ,oczyściła i odkaziła ranę spirytusem. Niestety nie mamy wody utlenionej ,a bandaże skończyły się dwa dni temu. Leif dostarczy je najpóźniej za dwie godziny- mówiła po szwedzku. - Głowę owinęłam panu kawałkiem starego prześcieradła i przemywałam twarz, bo piasek był wszędzie. Przebraliśmy pana w piżamę wiem trochę za luźna ,ale innej nie mieliśmy. Pańskie poszarpane ubrania wyrzuciliśmy. Za chwilkę poszukam czegoś dla pana w pokoju obok tylko obudzę brata.  
- Cholera… moja głowa- dotknął czoła. – Gdzie ja jestem? Co to za kobieta?- wydawał się być w szoku.
- Na wyspie Vinga* . Znalazłam pana nieprzytomnego na plaży i z pomocą dobrych ludzi udało mi się przynieś pana do pensjonatu. Nie miewamy tu w zasadzie gości po sezonie ,ale zdarzają się głównie stypy i czasami śluby. Za miesiąc oddaje pensjonat w obce ręce ,bo dochód jest mały i pora wracać w rodzinne strony szukać szczęścia z dala od Szwecji- powiedziała po angielsku z obcym akcentem. 
- Jak pani na imię?
- Moje imię nic panu nie powie ,ale chciałabym poznać pańskie, aby zawiadomić bliskich ,że pan się odnalazł. 
Zamrugał gwałtownie i popatrzył na nią przerażony. Inne oczy ,długie włosy i ten akcent to nie ona. Uspokoił się nieco. 
Odpowiedziała po angielsku czyżby amerykanka? Jeśli tak to ,co wygnało ją z kraju? 
  Dlaczego tak boli mnie głowa? 
Dziewczyna wyczekiwała wizyty doktora całą noc nie zmrużając oka. Nad ranem zmorzył ją sen. Zasnęła w niewygodnym wiklinowym fotelu zwinięta w kłębek. Migające światło latarni wpadające przez okno obudziło ją wpół do czwartej. 

Vinga*-  to niewielka, najdalej na zachód wysunięta wyspa archipelagu göteborskiego, ma kształt litery U. Jest położona około 10 mil morskich od centrum Göteborga.