Szli już bardzo długo bez odpoczynku. Minęli pojedyncze budynki, puste pola i doszli do tablicy informacyjnej.
- Gdzie my w ogóle jesteśmy chyba się zgubiliśmy- rzekła z niepokojem Ula.
- Nie, jesteśmy około siedmiu kilometrów od klifu. Brzegu oceanu.
- Trafimy ,żeby ruszyć w powrotny rejs? Przecież nie zostaniemy tu na długo ,prawda? Ja nie mam żadnych rzeczy.
- Jak znajdziemy coś po drodze to ci kupię- uśmiechnął się do niej.
- Nie trzeba. Nie chcę sprawiać ci kłopotu- czuła nieswojo prosząc go przysługę ,lecz nie miała wyjścia.
-O tam jest jakiś dom może zapytamy czy nas przenocują?
- Chodźmy.
-Państwo się zgubiło?- zaczepił ich jakiś turysta.
- Tak- przyznał niechętnie Marek.
- Może po drodze opowiem państwu o zaludnieniu wyspy?
- Przepraszam ,a kim pan jest?- zatrzymała się Ula.
- Olaf Anesel
- Marek Dobrzański ,a to Ula Cieplak – dokonał prezentacji.
- Zaludnienie wyspy na Vetter zaczęło się w epoce żelaza- zaczął swą opowieść.
- To bardzo wcześnie. Pewnie głównie rozwijał się tu transport?- spytał w języku angielsku.
- Racja. Jeziora przez wieki pełniło rolę ,, autostrady’’. Tędy prowadziły szlaki handlowe z północy na południe oraz ze wschodu na zachód.
- My też przybiliśmy tu w celach rekreacyjnych- dodał po chwili brunet.- Chcieliśmy poznać historię tej wyspy. Przypłynęliśmy z innej wyspy.
- A zwiedził pan już ruiny zamku?
- Owszem.
-A wiecie państwo ,że pomiędzy rokiem 1130 ,a 1249 przez tron przewinęło się ,aż jedenastu władców z rodów Sverkerów oraz Erików?
- Ja nie wiedziałem ,ale niestety się powoli ściemnia ,a nie chcę nocować pod gołym niebem.
Dobrzański przerwał niejakiemu Olafowi opowieść. Uznał ,że to chyba jakiś historyk. Ula w innych okolicznościach posłuchałyby historii o dawnych władcach ,ale była zbyt zmęczona. Dotarli do starszego domu na progu przywitała ich staruszka w chustce w haftowane czerwone kwiaty.
- Zapraszam dzieci do środka ,bo zmarzniecie.
- Faktycznie na dworze zrobiło się zimno- Ula pocierała zmarznięte dłonie.
Usiedli w kuchni przy dużym dębowym stole przy gorącej herbacie i upieczonym cieście. Podała im też kanapki i jakiś pieczony pasztet po czym opowiadała o życiu na wyspie. Przyjechała tu wraz z mężem ,który niestety zmarł na raka płuc kilka lat temu. Niestety nie zrezygnował z palenia cygara. Zawsze siadał w starym fotelu i odpalał cygara. Taki miał rytuał. Zawsze wieczorem o tej samej godzinie i rano ,gdy wstawał. Staruszka mieszkała sama i brakowało jej towarzystwa. Chętnie zgodziła się by Ula i Marek u niej przenocowali niestety dom nie był za duży ,a w gościnnym pokoju było tylko jedno aczkolwiek duże łóżko. Staruszka spojrzała na zegar po czym przygotowała dla nich czyste ręczniki w łazience ,wzięła kąpiel i poszła spać.
- Chyba cię polubiła- zagadnął Marek.
- Nie wiem. To smutne ,że mieszka tu całkiem sama bez przyjaciół, rodziny nawet sąsiadów tu w pobliżu nie ma.
- W Szwecji w ogóle jest chyba więcej ludzi niż domów ,bo ciężko jest znaleźć mieszkanie.
- Tak i trzeba od razu mieć zatrudnienie.
- Ty prowadzisz pensjonat to nie jest tak źle.
- Fakt. Tylko ,że przy sobie mam tylko dokumenty ,bo odruchowo włożyłam je w wielką kieszeń od swetra. Chwila gdzie mój sweter. Zdjęłam go na statku ,bo było za ciepło i…
- W mojej torbie. Portfel również i opaska ,którą zgubiłaś przy ruinach zamku.
- Przepraszam. To do mnie całkiem niepodobne.
- Zdarza się- uśmiechnął się do niej lekko.
Po umyciu weszli do pokoju i stanęli jak wryci ponieważ tam było jedno duże łóżko. Spojrzeli po sobie nie bardzo wiedząc jak wyjść z tej sytuacji tak ,że było dobrze dla nich obojga. Ula spuściła wzrok. Skrępowana nie odzywała się w ogóle.
- Ula jesteśmy dorośli ...- zaczął Marek i podrapał się po głowie.- Wiesz łóżko jest duże pomieścimy się. Obiecuję ,że będę trzymał ręce przy sobie.
- Nie wierzę ci- szepnęła cicho podnosząc wzrok.
Podszedł do niej spoglądając w jej niebieskie piękne oczy. Pogładził jej policzek.
- Nie skrzywdzę cię. Nie zrobię nic wbrew twojej woli. Obiecuję ,wierzysz mi?
- Może?
- Musisz mi Ula zaufać.
- To nie jest łatwe.
Za dużo wiem niefajnych rzeczy. Kurde blaszka jak mam mu zaufać ,ale chyba będę musiała albo będę spała na podłodze. O to może bezpieczniejsze.
Ula odeszła od niego kroków zastanawiając się nad czymś. W pokoju jej twarz oświetlał tylko niewielki promień świecy. Tu wszystko wyglądało jakby czas się zatrzymał.
Marek już nie rozmyślał jaką śmiercią chciałby zakończyć swoją bytność na świecie ,bo nie miewał już myśli samobójczych. W głębi duszy nadal czuł się oszukany przez Paulinę i czuł odrazę ,gdy pomyślał o ich związku. Posiadając tą wiedzę wcześniej nigdy by z nią nie był ,nie współżyliby. Cieszył się tylko ,że nie mieli dzieci. Nie wybaczyłby sobie ,gdy miał dziecko ze związku kazirodczego ,a z czegoś takiego pewny był ,że miałoby wady rozwojowe.
- O czym myślisz?- zapytała Ula siadając na brzegu łóżka.
- Przeszłości. Nie umiem przejść do normalności z tym ,że moja siostra i ja…
- Marek nie myśl o tym. Nie zadręczaj się. Wiem ,że czujesz się oszukany. Nie wiem co ja bym w takiej sytuacji czuła ,ale pewnie wstręt do siebie. Na twoim miejscu też miałabym dość związków.
- Tego przecież nie powiedziałem.
- Dobra. Ty śpij ,a ja pościelę sobie na podłodze- rzekła Ula zabierając z łóżka poduszkę i koc.
- To nie jest dobry pomysł- Marek złapał Ulę za rękę w której trzymała koc. Stali niedaleko siebie. Ula podniosła wzrok i utonęła w spojrzeniu szarych oczu. Czuła ,że brakuje jej tchu.
- Możemy spać na jednym...znaczy po dwóch stronach łóżka- dodał widząc jej zszokowaną minę. - Przyrzekam nie dotknę cię bez twojej zgody. Nie chcę być spała na twardej podłodze i nabawiła się jakiegoś choróbska ,bo za czysta to ona nie jest. Na półkach też jest kurz.
- To dom starszej kobiety może ona już nie radzi sobie tak dobrze z obowiązkami domowymi?
- Z pewnością. Jutro pomyślimy co dalej. Musimy wrócić na wyspę Vinga.
- Chciałeś wyjechać…
- Mogę zostać jeszcze trochę.
- Naprawdę?- Ula nie umiała ukryć radości.
Dobrzański chwilę po położeniu się do łóżka zasnął. Zaś Ula nie potrafiła zasnąć w tym starym domu. Miała wrażenie ,że zaraz coś wyskoczy zza drzwi albo wiatr ,który strasznie wiał wyrwie okno. Podciągnęła kraciasty koc pod brodę i ze strachem patrzyła na wnętrze pokoju. Na podłodze pojawił się wielki czarny pająk. Próbowała zachować spokój ,ale tak bardzo bała się pająków. Zaczęła się trząść ze strachu. Nie chciała budzić Marka ,który miał głęboki sen. Przekręcił się z pleców na bok i dalej spał. Wiatr nadal nie ustał. Krople deszczu uderzały o dach. Ula drżała ze strachu. Pająk wszedł na jej łózko. Nie wytrzymała. Odruchowo skoczyła z krzykiem na Marka i razem runęli na podłogę.
- Co ty wyprawiasz?!- wrzasnął trzymając rękę na tylnej części głowy. Uderzył się o nocną szafkę. Na szczęście nie leciała krew.
- Przepraszam- wykrztusiła.- Tam był pa..jąk?- teraz zaczęła szczękać zębami z zimna. Podnieśli się powoli. - Boisz się pająków?- Marek próbował zdusić śmiech. Byli na wyspie. Nie bała się wzburzonego morza, nocy ani mieszkania na odludziu ,a teraz pała się tak małego stworzenia?
Przytulił ją do siebie. Powoli się uspokajała. Leżeli na łóżku okryci kołdrą i kocem. Ula powoli zasypiała w ramionach Marka. Sam bał się przyznać przed sobą ,że mu się podoba. Przebudził się czując promyki słońca na twarzy.
Marek wstał około dziesiątej. W kuchni zastał starszą kobietę ,która właśnie upiekła drożdżówkę i poczęstowała nią mężczyznę.
- Kawy?
- Chętnie. Jeśli to nie problem.
- Ula jeszcze śpi?
- Nie. Wyszła na zewnątrz.
- W nocy szalała straszna wichura. Ula nie potrafiła zasnąć. Obudziła mnie w środku nocy. Dziwne ,że tak szybko wstała. Mogła jeszcze trochę pospać. Chociaż ona jest z tych porannych ptaszków ,ale ta wichura była straszna.
- Ja nic nie słyszałam. Jak zasnę to śpię do rana. Mnie obudziło słońce ,bo raziło mnie w oczy.
- Mnie też.
- A ty synku wyspałeś się?
Mężczyzna chciał poprawić by nie zwracała się do niego ,,synku’’ nie lubił tego zwrotu tak samo jak ,,Mareczku’’ czy Marusiu’’. Nie lubił zdrobnień od swojego imienia. Za to sam lubił innych imiona zdrabniać.
Marek rozmawiał z kobietą ,kiedy wreszcie w kuchni pojawiła się Ula. Wróciła z krótkiego spaceru. Miała na ramionach cienki błękitny szalik i lekko potargane włosy i trochę zaróżowione policzki. Uśmiechnęła się i zajęła miejsce obok Marka przy stole. Postawił przed nią koszyk z bułkami. Posmarowała sobie dżemem i w wgryzła się się w chrupiącą bułkę.
*****
Kobieta o czarnych włosach postanowiła się ukryć. Nie mogła zostać na tej wyspie. Gdyby została prawda szybko wyszłaby na jaw. Postanowiła też ,że musi zmienić swój wizerunek. Wraz z bratem uciekła z wyspy z w środku nocy Ukradli małą łódkę i odpłynęli. Płynęli i płynęli. Trafili w dziwne miejsce. W końcu mężczyzna zorientował się ,że to Sztokholm. Tam od razu udała się do sklepu z różnymi artykułami. Maski ,peruki, ubrania, futra, jakieś dziwne dodatki. Przymierzyła pierwszą perukę ,która wpadła w jej ręce.
- Nie pasują ci. Wyglądasz zupełnie jak nie ty w tych blond włosach.
- Dokładnie o to mi chodziło. Może ty też coś wybierzesz dla siebie.
- Mam ubrać perukę chyba cię pogięło- warknął.
- Ciszej. Zwracamy uwagę innych klientów.
- I tak nie rozumieją włoskiego.
- Skąd możesz to wiedzieć?
- Nie jesteśmy we Włoszech.
- My też nie a rozmawiamy w innym języku- zwróciła mu uwagę Paulina.
- Myślisz ,że nas będą szukać?
- Zamknij się. Nie rozmawiajmy o tym – syknęła.
Paulina przymierzała kolejne peruki i dodatki. Ubrała długi piórowy szalik i czerwoną sukienkę. Aleks rozglądał się po sklepie. Znalazł przyklejane wąsy i je przykleił przed lustrem po czym przymierzył czarny kapelusz i długi czarny płaszcz. Postawił kołnierz.
- Wyglądasz jak wampir. Lepiej to zdejmij idioto- Paulina pokręciła głową.
W końcu wyszli z kilkoma torbami. Aleks robił za tragarza. Zatrzymali się w dobrym hotelu. Paulina poszła najpierw na masaż później do solarium za to Aleks poszedł na basen. Tam spotkał kobietę ,która strasznie go denerwowała. Mimo to zaprosił ją na nocny spacer. Zgodziła się bez wahania. On myślał o niej głupia małolata. Nie miał pewności czy ma skończone osiemnaście lat. Byli nad wodą. Nikogo oprócz nich tam nie było. Sytuacja między małolatą a Aleksem coraz bardziej się zagęszczała.
****
Marek i Ula żyjąc w nieświadomości ,że Paulina dokonała zbrodni wraz z bratem i jednak żyję przebywali na wyspie. Czas im się dłużył ,bo rzadko na kogoś trafiali. Poza tym musieli jakoś dotrzeć na Vingę ,a po chwili zorientowali się ,że kompletnie nie wiedzą gdzie się znajdują. Od dwóch dni krążyli po okolicy. Za zegarek kupili parę niezbędnych do przetrwania rzeczy. Wykąpali się w jakimś ośrodku.
- Marek ja już nie daję rady. Mam bąble na nogach od tych paskudnych butów. Woda nam się kończy. Zostało nam tylko parę puszek w plecaku z żywnością. Co zrobimy dalej?
- Nie wiem- Dobrzański siedząc na pieńku ukrył bezradnie twarz w dłoniach.- Zabrali nam część rzeczy jak spaliśmy.
- W nocy strasznie zmarzłam. Spanie pod gołym niebem to chyba nie dla mnie. Znaczy pod namiot mogłabym pojechać ,ale z wcześniejszym przygotowaniem.
- Ja prześpię się wcześniej by w nocy nie spać.
- Nie zamierzasz spać w nocy?- zdumiona spojrzała na niego siedząc po turecku na piasku niedaleko niego. Spojrzała na granatową wodę i czyste niebieskie niebo. Nie było żadnego wiatru. Tylko niczym niezmącona cisza. Drzewa milczały przysłuchując się rozmowie dwójki ludzi między ,którymi powoli rodziło się uczucie. Wczoraj Marek ją zaskoczył. Gdy obserwowała niebo podszedł do niej i oplótł jej talię. Musnął lekko jej szyję wywołując przyjemny dreszczyk. Po czym odwrócił ją ku sobie. Ujął jej twarz w dłonie i pocałował. Najpierw delikatnie jak pytająco po czym bardziej pewnie przywarł do jej ust ,aż prawie zabrakło jej tchu. Od tamtej pory zachowali się jak zakochani ,chociaż nikt przed sobą otwarcie nie przyznał się do uczucia. Nikt nie wyznał nikomu miłości. Trwali w tym stanie już prawie trzy miesiące. Ula chciała by Marek wreszcie to powiedział. Wiedziała ,że nie jest mu obojętna ,ale pragnęła w końcu usłyszeć te dwa słowa. Oficjalnie nawet nie byli parą ,bo nikt nie nazywał tego związkiem. Żyli razem, całowali się ,przytulali ,chodzili za rękę. Czasami biegali po plaży. Odważyła się nawet kąpać nago w jeziorze i niemal doszło między nimi do zbliżenia ,lecz Ula odsunęła od Marka. Nie bardzo wiedział o co jej chodzi. Parę dni później doszło do podobnej sytuacji. Ula w białym podkoszulku weszła do wody. Światło księżyca padało na jej smukłą sylwetkę. Marek stał na brzegu i chłonął ten widok prawie nagiej kobiety. Ruszył powoli za nią. Wystraszona zakryła dłońmi piersi. Wciąż krępowała ją kąpiel w jego towarzystwie. Mokre włosy przylepiały się do ciała. Podkoszulek wprawie nic nie zasłaniał. Pod nim było widać wyraźnie zarysowane piersi. Zbliżył się do niej tak ,że niemal stykali się nagimi ciałami. Palcem zahaczył o jej wargę. Czuła na sobie jego oddech. Ciepło męskiego ciała. Pieścił ustami jej szyję. odchyliła głowę poddając się temu uczuciu błogości. pragnęła więcej i więcej. Ustami zszedł niżej zatrzymując się między jej biustem. Nagle poczuła jego rękę snującą się po udzie po czym zatrzymującą się na jej kobiecości. Wstrzymała oddech. Nagle poczuła ,że on także jest podniecony. Dłońmi delikatnie pieścił jej ciało. Zarzuciła mu ręce na szyję. Uniósł ją lekko ,musnął jej usta.
- Jesteś gotowa?- spytał nieco ochrypłym głosem.
- Tak- szepnęła po czym wszedł w nią pewnym ruchem. Czując ,że osiąga spełnienie krzyknęła po czym zasłoniła usta. Spytał ją czy ją boli. Wyszeptała krótkie ,,nie''. Przy kolejnym orgazmie znów zakryła usta by nie krzyknąć.
- Nie krępuj się kochanie- szepnął jej na ucho.- Tu i tak nikogo nie ma. Jesteśmy tylko my.
Marek myśląc ,że Ula skoro to był jej pierwszy raz będzie chciała odpocząć ,ale nim noc się skończyła kochali się drugi raz tym razem w namiocie. Zasnęli wtuleni w siebie. Marek nie zastanawiał się co przyniesie kolejny dzień. Żył z dnia na dzień. Lato minęło i nastała jesień. Noce były coraz chłodniejsze musieli pomyśleć co dalej.
Razem oglądali wschody i zachody słońca ,a wieczorem gwiazdy. Obserwowanie nieba stało się ich ulubionym zajęciem. Tylko wieczorami Ula się trochę bała ,lecz Marek potrafił ją uspokoić. Swoją obecnością dawał jej poczucie bezpieczeństwa. Wierzyła ,że kiedyś wrócą do normalności. Tęskniła trochę za cywilizacją. Miejsce robiło na niej wrażenie. Byli tu sami ,tylko we dwoje na tle tej romantycznej scenerii. Wiedziała ,że chwilę przeżyte tu z Markiem na zawsze zachowa w pamięci. Obawiała się ,że los ich rozdzieli. Bała się co będzie dalej z nimi. Czy Marek czuje to samo co ona? czy jego żona faktycznie nie żyje? Czuła w głębi serca ,że coś jest nie tak. Obawiała się ,że ich relacja nie przetrwa ,a jej serce nie zniesie rozstania ponieważ z ,każdym dniem kochała go coraz bardziej i śniła o ślubie i dzieciach. Nie wiedziała tylko czy on będzie pragnął tego samego? Nigdy nie poruszała z nim tematu dzieci uważała ,iż za krótko się znają ,a teraz bała się. Czy on w ogóle ,kiedyś będzie chciał być ojcem? Nie była pewna. Nagle uświadomiła sobie jak długo już tak żyją i przeraziła się. Pobladła po czym straciła przytomność. Marek zaczął się martwić o Ulę. Leżała w namiocie i nie miała siły wstać. Nie miała apetytu i wciąż powtarzała się czuję się dziwnie. Gdy Marek wyszedł na chwilę znalazł ją skuloną i zapłakaną. Usiadł obok i objął ją ramieniem.
- Wszystko będzie dobrze.
- Nic nie będzie- mruknęła do siebie.
Kocham ją i nie mogę jej stracić. Muszę o nią dbać. Tylko ona się teraz liczy. Nie pozwolę by płakała. W sumie już na to pozwoliłem. Tylko czemu płakała? Myślałem, że jest szczęśliwa.