Strona Główna

środa, 20 listopada 2019

,,Pokochaj mnie '' 7


, Pokochaj mnie’’

Rozdział 7



Poszukania małej dziewczynki nie przynosiły żadnych rezultatów. Nadal trwało śledztwo jedno prowadzone przez policje, a drugie przez detektywa wynajętego przez Marka. Codziennie kontaktował się z nim w celu ustalenia pobytu córki Uli. A kobieta coraz trudniej znosiła przymusowe rozstanie z dzieckiem. Nie sypiała, nie dojadała posiłków. Józef nie umiał dotrzeć do Uli, bo ta straciła całą radość życia. Nie miała siły na wojny sprzeczki między rodzeństwem, ojcem. Zwyczajnie wyłączyła się z życia twierdząc, że jej córeczka jest dawno martwa, a ona nie miała szansy się z nią pożegnać. Ula nie zasmakowała nawet macierzyństwa, nie poczuła, jak to jest tulić codziennie do piersi niemowlę, patrzeć na jej spokojny sen, nie ujrzała, gdy jej pierwszego uśmiechu. Życie poszarzało, stało się monotonne i dla Uli beznadziejne. 
Pociągnęła suwak kurtki aż pod szyję, by się ochronić przed wiatrem I śniegiem. Pogoda z minuty na minuty się pogarszała, a ona nie przejmowała się, że zamarznie stojąc tu na tym ziąbie. Dłonie posiniały jej z zimna, bo zapomniała rękawiczek. Listopad okazał się dla Uli jednym z najgorszych miesięcy. Zapaliła znicz I usiadła na ławeczce znajdującej się nieopodal nagrobka.
Staruszka zerknęła na nią bez słowa zabierając ze sobą wypalony znicz i uschnięte bordowe chryzantemy. Ula rozejrzała się po cmentarzu dyskretnie i  spojrzała ponownie na grób rodzicielki.
- Boże mamo, dlaczego mnie opuściłaś? - rzuciła pytanie w przestrzeń chcąc uzyskać odpowiedź, ale wiedziała, że to niemożliwe.
- Nie ma cię, gdy najbardziej cię potrzebuję. Nie nam z kim porozmawiać i poprosić o radę. Nie wiem skąd brałaś tyle cierpliwości do wszystkiego? Teraz wiem, że zrobiłabym wszystko by mieć przy sobie moją córeczkę. Przepraszam mamo, iż cię nie rozumiałam, gdy podjęłaś decyzje o urodzeniu Beatki mimo choroby. Brakuję mi ciebie mamo, proszę niech moja córeczka odnajdzie się cała i zdrowa, bo ja nie wiem co bez niej zrobię. Jest dla mnie wszystkim. Marek też chce ją odnaleźć, ale nie wiem czemu mi tak pomaga. To tylko dobry kolega może przyjaciel? Nie przyjaciel z pewnością nie.
Mówiła  i mówiła, dopóki jej powieki nie zamknęły się, a ona nie spadła z ławki tracąc przytomność. Twarz oświetlało kobiecie pobliskie światło latarni. Na cmentarzu o tej porze już nikogo nie było tylko zapalone kolorowe znicze przypominało, że ktoś tu zagląda, pamięta o bliskich, którzy odeszli z tego świata. Ula nie widziała dla siebie ratunku po zniknięciu córki. Nie planowała też samobójstwa, lecz straciła poczucie czasu.

                *********

Z trudem odnalazł wolne miejsce na parkingu, zapłacił za postój  i udał się do siedziby stacji telewizyjnej. Co prawda wątpił, że bez wcześniejszego umawiania się na spotkanie. Zadzwonił rano i udało mu się umówić na spotkanie z dziennikarzem z kanału informacyjnego. Po drodze spotkał jeszcze Janka odpowiedzialnego w stacji za fakty sportowe. 
- Cześć, co cię do mnie sprowadza? - zapytał zaskoczony wizytą Dobrzańskiego swojego dawnego niewidzianego znajomego.
- Bardzo ważna sprawa – rzekł Dobrzański.
- To zapraszam – zaprosił go do pomieszczenia, gdzie mogli usiąść I spokojnie porozmawiać, chociaż Marek tylko udawał opanowanego, a wewnątrz targało nim mnóstwo emocji. Głównie strach O Ulę, bo dwie godziny temu Józef zadzwonił, iż nie wróciła na noc do domu. Dochodziła ósma, a Marek od dawno był już na nogach. Noc też była dla niego nienajlepsza.
- Dwie kawy- zwrócił się do młodej dziewczyny dziennikarz.
- Ja podziękuję. Śpieszę się do pracy w firmie. Wracając do sprawy chodzi o zaginięcie najpierw małej dziewczynki o imieniu Zosia, a matką jej jest Ula, która zaginęła wczoraj wieczorem…- Marek wyjaśnił dawnemu znajomemu po czym pożegnali się uściskiem dłoni.

   **************

W głębokiej hipotermii trafiła do warszawskiego szpitala. Stan Uli po dwóch dniach wreszcie uległ poprawie. Wybudziła się czując kompletnie zagubiona. Nie pamiętała jak tu się znalazła jedynie to, że była na cmentarzu na grobie matki I prowadziła pusty monolog czując się bardzo samotnie. Tęskniła bardzo za matką.

Nagle na sobie czyjś wzrok. Mocny, przewiercający na wskroś. Odwróciła powoli głowę i zerknęła w kierunku drzwi. Spojrzenie mężczyzny złagodniało, podszedł bliżej kładąc w nogach łóżka bombonierkę w kształcie serca i siatkę pomarańczy. Uśmiechnęła się do niego zaskoczona jego wizytą.

- Mogę usiąść? - zapytał grzecznie wskazując na krzesło.

- Tak- odparła nieco ochryple lekko pokasłując.

- Strasznie się załatwiłaś. Co robiłaś o tej porze na cmentarzu?

- Odbiło mi po prostu. Czułam się beznadziejnie po prostu…możesz mnie przytulić?

- Co?

- Dobra zapomnij- rzuciła lekceważąco rozczarowana. – Myślałam, że skoro tak mi pomagasz.... Zaangażowałeś się w pomoc w odnalezieniu mojej córeczki, mimo że wcale nie musisz tego robić.  

- Nie muszę potwierdził, ale bardzo chcę pomagać ci, być blisko ciebie i codziennie patrzeć, jak się uśmiechasz.

- Co chcesz przez to po. Wiedzieć- zająknęła się.

Marek bez słowa wziął ją w ramiona, czekając, aż się uspokoi, bo rozpłakała się, gdy przypomniała sobie, że jej córka jest gdzieś daleko stąd.

- Ci… -szepnął jej do ucha. - Zależy mi na tobie. Martwiłem się o ciebie, gdy twój ojciec powiedział o twoim zniknięciu.

- A jak dowiedziałeś się o moim pobycie tutaj? - Dociekała patrząc uważnie na Marka.

- Z radia – odparł z lekkim uśmiechem.

- Radia? – zdumiała się niedowierzając. - Marku co ty zrobiłeś?

- Byłem w paru miejscach nagłaśniając sprawę w mediach. Zależy mi, żeby mała trafiła z powrotem do ciebie.

- Dziękuję. Jesteś niesamowity- popatrzyła na niego tak, że musiał poluzować krawat w jej wzroku był  tlący się jakiś płomyk. Przysunął się do niej spojrzał odważnie w oczy i nie widząc w nich sprzeciwu musnął delikatnie jej usta. Zaczęła kaszleć więc odsunął się I usiadł z powrotem na krześle.

- Nieźle się załatwiłaś, przyjdę do ciebie jutro, a mała się odnajdzie cała i zdrowa. Wiem, że nie mogę ci niestety tego obiecać, ale będę się starał…

- Marku nie ty jesteś jej ojcem i proszę nie całuj mnie więcej- powiedziała odwracając głowę by ukryć spływającą po policzku łzę.

- Ula ja myślałem, że ty się domyślasz…

- Domyślam czego?

- Nie ważne pójdę już- rzekł tylko i zamknął trochę zbyt gwałtownie drzwi, aż kobieta leżąca obok na łóżku obudziła się. Odwrócił się gwałtownie i wparował do sali, chwycił jej twarz w dłonie  i musnął jej usta. Pocałunek był stanowczy i namiętny z zaskoczenia odwzajemniła go, ale po chwili przyszło opamiętanie i dostał w twarz. Policzek zapiekł go, w jej oczach była tylko złość.

- Myślałeś, że jak  leżę w szpitalu to jestem taka bezbronna? Powiedziałam, żebyś tego nie robił- przybrała ostry ton. - Nie rozumiesz, że nie znaczy nie? Świnia z ciebie.

- Staram się, bo jesteś jedyną kobietą w moim życiu, na której mi zależy.

- Tylko ci się tak wydaje.

- Kocham cię- zdobył się na wyznanie licząc, że ono coś zmieni.

- Nieprawda- Pokręciła głową. - Tobie tylko się tak wydaje- odrzekła.

- Ula…

- Idź już proszę. Ludzie dają sobie szansę, gdy się kochają i jeśli ta osoba chce naprawić błędy. Może i ja będę mogła, kiedyś mu wybaczyć i moja córka pozna swojego ojca?

Dobrzański poczuł się jakby dostał czymś ciężkim w głowę. Plany związane ze wspólną przyszłością z Ulą okazały się tylko dalekim marzeniem niemożliwym do realizacji. Nie wiedział czy powiedziała to by zadać mu ból? Sprawić przykrość czy nadal czuła coś do Wrońskiego.

Opuścił szpital nie chciał już tam wracać, ale sprawy związane z poszukiwaniem małego dziecka pragnął doprowadzić do końca.

                           *****

Detektyw skontaktował się z Markiem podając mu dokładny adres,  miejsca pobytu dziecka. Zdziwił się ,że jest to siostry zakonne sprawują opiekę nad dzieciakami. Nowi rodzice zdali sobie sprawę, że to nie są w stanie zapewnić tej dziewczynce należytej opieki ani jej pokochać. Kobieta zajmowała się małą, ale miała ogromne wyrzuty sumienia, by ją zdobyć musiała za nią zapłacić.
 Uważała ,że powinna od początku legalnie udać się do domu dziecka przechodząc odpowiednie testy psychologiczne i jak inni w takiej sytuacji złożyć wniosek, który będzie później rozpatrzony. Nie znała procesu adopcyjnego, chcąc iść na skróty, zaś jej mąż stwierdził, że nie da rady sprawować opieki nad chorym dzieckiem. Nie akceptował, że dziecko miało operacje serca i wcześniej zaraz po porodzie konflikt  krwi o którym wspomniał im Sławomir sprzedając im dziewczynkę. Spełnił marzenie żony, ale nie podała. Kobieta oddała dziecko do sióstr zakonnych. To właśnie tam Marek miał się  udać po małą i oddać ją matce.
Wcześniej zadzwonił do Uli, gdy podjechał pod furtkę była już gotowa. W długim płaszczu, rozpuszczonych brązowych włosach i z uśmiechem przyklejonym na ustach.

- Nie myśl, że jestem szczęśliwa z powodu twojego widoku- tą uwagą sprowadziła go na ziemię. Powiało chłodem. – Marek nie wyobrażaj sobie bóg wie czego- dodała.

- Nic sobie nie wyobrażam ostatnio skutecznie dałaś mi do zrozumienia, że nie jesteś mną zainteresowana, chociaż wcześniej odnosiłem inne wrażenie- pochylił się muskając jej policzek na powitanie i zatrzymując wzrok na jej pełnych pomalowanych jedynie błyszczykiem ustach. Wciągnęła powietrze, a gdy się odsunął wypuściła je ze świstem.

- Jesteś piękna szkoda, że Sławek jest głupcem i nie umiał tego docenić- odezwał się przerywając panującą od kilku minut ciszę w aucie.

- Marku ty znowu zaczynasz?

- Nic nie zaczynam- automatycznie zaprzeczył. - Widzę, jak jest.

- Nie wysilaj się. Jesteś spragniony orgazmów to zadzwoń sobie po kobietę, która świadczy takie usługi, ale jeśli myślisz, że to ja to pomyliłeś adres- jej słowa spowodowały, że przejechał na czerwonym świetle i zatrzymała ich policja. Ula siedziała cicho, gdy policjant poprosił o dokumenty i wypisywał mandat.

- Jedziemy po twoją córkę, jeśli jeszcze raz powiesz coś takiego źle się to skończy.

- Zabijesz mnie i przy okazji siebie? - rzuciła mu pełne nienawiści spojrzenie. -

- Nie, chciałem tylko ci pomóc, bo cię…

- Skończ z tymi bzdurami. Ja muszę skupić się teraz na dziecku, a nie na mężczyźnie, który dawno nie był z kobietą I przelewa na mnie swoje frustracje.

- Ula…

- Wysiadam- warknęła. - Nie dzwoń do mnie więcej.

Kobieta udała się pod wskazany adres. Nie podobało się jej w ogóle to miejsce. Przywitała ją siostra zakonna, a ona powiedziała tylko ,,dzień dobry’’ I zapytała, gdzie jej córka. Ta zaprowadziła ją długim korytarzem. Tam w łóżeczku zobaczyła swoje dziecko. Z niedowierzaniem podeszła bliżej i wyciągnął ręce unosząc je lekko i przytuliła do siebie małą.

-Wreszcie cię odnalazłam – odparła.

Pożegnała się z siostrą zakonną wzięła rzeczy. Włożyła małą do nosidełka Dziewczynka była ciepło ubrana ,bo pogoda była nienajlepsza . Na zewnątrz ujrzała samochód Dobrzańskiego. Czekał na nie. Bez słowa otworzył jej tylne drzwi i zawiózł do Rysiowa.

- Dziękuję- powiedziała zanim odjechał spod jej domu.

                             *****

Pierwsze tygodnie z małą nie należały do najlepszych, a Ula ciężko miała przywyknąć do nowej roli.  Kochała tą malutką istotkę o niebieskich oczach ,lecz roli mamy okazała się ponad jej siły zwłaszcza ,że dziecko prawdopodobnie nie będzie miało kochającego ojca. Pragnęła dla  Zosi prawdziwego domu. Czy to jednak było możliwe? Marek czasem odwiedzał jej ojca, bo ona z nim prowadziła tylko utarczki słowne i często zarzucała mu, że chce zaciągnąć ją do łóżka i dlatego tak się stara. Zosia rosła jak na drożdżach, a Ula nie zauważyła, że jej dziecko polubiło Marka, a on traktuje ją jak swoją córkę i faktycznie zaczął ją tak traktować, bo pokochał tą małą miniaturkę Uli tak jak ją samą i wciąż pragnąłby spojrzała na niego łaskawiej. Sebastian stanowczo mu odradzał wiązanie się z kobietą, która ma dziecko z innym mężczyzną. W firmie sprawy się w miarę układały,  tylko modelki miały konflikt ,ale on został już za żegnany, strat nie było . Firma dobrze prosperowała ,a Paulina wyjechała  i nikt nie wiedział, gdzie obecnie się znajduje. Dobrzański wiedział, że to cisza przed burzą. Wciąż pragnęła go odzyskać nie słuchać żadnych argumentów świadczących o tym, że nigdy parą już nie będą. Z drugiej strony brunet bardzo liczył na to ,iż między nimi coś będzie. Zauważył jej ukradkowe uśmiechy, spojrzenia ,a jednocześnie mówiła mu aby trzymał się od niej z daleka. Co prawda on był trochę od niej starszy o te kilka lat ,ale różnica wieku i mała Zosia wcale mu nie przeszkadzały wręcz przeciwnie z chęcią więcej czasu by spędzał z nimi. 
Niespodziewanie zadzwonił do niej Marek ,a ona wytarła ręce w ścierkę ,bo właśnie robiła ciasto na pierogi i  zerknęła na komórkę. Na wyświetlaczu widniał napis ,, Marek''.