Po długiej nieobecności nowy rozdział. Wiem ,że udusicie mnie za tą część. Zapraszam do komentowania! Pozdrawiam serdecznie =D.
Marek przepuścił dziewczynę w drzwiach
i usiedli na tarasie widowiskowym. Oczy Uli stały się wielkie jak
pięciozłotówki. Zakryła usta dłonią aby nie zacząć krzyczeć z radości.
Przepełniała ją euforia. Nie spodziewała się czegoś takiego po Dobrzańskim. Nawet
nie śniło się jej takie miejsce. Stoły pokryte białymi obrusami. Wysokie
szklane wazony , a w nich różowe i białe kwiaty orchidei , a na samej górze małe
świeczki. Białe krzesła ,a obok piękny widok na Warszawę. Usiedli przy stoliku studiując kartę dań. W
końcu zdecydowali się na białe wino i penne z kurczakiem ze szpinakiem i sosem
śmietankowym. Na deser pannę cottę ,która Uli bardzo smakowała. Podczas
spożywania posiłku panowała idealna cisza . Jednak nie była ona przytłaczająca.
Zdecydowanie przyjemna, w której można zagłębić się w swoje marzenia .
Dziewczyna spojrzała na diamentowy pierścionek. Przy ich stoliku pojawił się
elegancko ubrany kelner pytając czy coś jeszcze sobie życzą. Zaprzeczyli kręcąc
głowami. Tu jest jak w bajce.
Restauracja, piękna noc ,wino i on. Taki romantyczny ,tajemniczy i czuły. Z oddali usłyszeli wolne dźwięki melodii.
- Zatańczymy?- odezwał się
niespodziewanie wyrywając ją z krainy fantazji.
- Jeśli nie boisz się ,że podepczę ci
nogi- odparła cicho zagryzając dolną wargę.
- To nie takie trudne- rzekł wyciągając
do niej dłoń.
Chwyciła ją i dała się prowadzić. Wolno
stawiała kroki starając się ich nie pomylić.
Po chwili tańczyli przytuleni kołysząc się wolno w rytm melodii.
Położyła dłoń na jego torsie. Czuła bicie jego serca. Przymknęli powieki
upajając się tą chwilą. Tak niesamowitą i niepowtarzalną. Melodia dobiegła
końca. Spojrzeli sobie prosto w oczy z miłością. Dotknął jej ust. Delikatnie
jak letni powiew wiatru.
- Dzisiejszy wieczór jest wspaniały.
Szkoda ,że już się kończy- powiedziała z nutką żalu.
- Wcale nie musi. Przed nami jeszcze
noc-rzekł z błyskiem w oczu i szelmowskim uśmiechem.
- A ty tylko o jednym
- Co ja poradzę ,że tak na mnie
działasz? – wymruczał jej do ucha aż się zarumieniła.
- Lepiej chodźmy stąd
*******
W czasie jazdy samochodem zakochani
posyłali sobie ukradkowe spojrzenia ,w których tańczyły wesołe ogniki.
Powietrze naładowane było elektrycznością. Po zaparkowaniu przy bramie Marek
objął Ulę w pasie i poprowadził do wejścia. Od progu niemal rzucili się na
siebie całując żarliwie, zachłannie i gwałtownie. Ich dłonie były wszędzie. Dziewczyna
pospiesznie zsunęła marynarkę z jego ramion i zabrała się za rozpinanie
koszuli. Utonęła w jego szarych tęczówkach błyszczących niezwykłym blaskiem.
Położyła dłoń w miejscu gdzie biło jego serce. Na usta cisnęły się
najpiękniejsze słowa o miłości ,lecz oboje nie potrafili ich wypowiedzieć przez
suchość w gardle. Ich spojrzenia mówiły znacznie więcej niż jakiekolwiek słowa.
Doskonale wiedzieli co do siebie czuli. Oderwał
się od jej miękkich i kuszących ust porywając ją na ramiona. Zarzuciła mu ręce
na szyję nie odwracając wzroku od jego twarzy. Przekraczając próg sypialni
ułożył ją delikatnie jakby była ze szkła na miękkiej pościeli. Oddalił się
wyciągając z tylnej części spodni zapalniczkę. Mimo ,że jakiś czas temu rzucił
palenie, a mianowicie parę miesięcy temu .
Zapalił parę świec. Kupił je
przed zaręczynami z myślą ,że mogą się przydać. Przy Kalinie ani żadnej innej
nigdy o tym nawet nie pomyślał. Jednak Ula była inna i ją kochał. Kobieta
,której nie miał ochoty wyrzucić przez okno gdy za dużo mówiła. Blade płomyki ognia rozjaśniły półmrok
panujący w pomieszczeniu. Przez niezasłonięte zasłonki wpadało lekkie światło
księżyca. Pochylił się nad nią i pocałował. Przyciągnęła go mocno do siebie. Rozkoszowała się smakiem jego
aksamitnych ust. Po ciele przebiegł przyjemny dreszcz gdy poczuła jego dłoń
wsuwającą się pod sukienkę…
Tej nocy kochali się do utraty tchu.
Spragnieni ,nienasyceni i szaleńczo zakochani. Blask świeczek przygasał ,a w
powietrzu unosił zapach topionego wosku
i potu rozgrzanych ciał. Dopiero blady świt za oknem utulił ich do snu.
©©©
Niedzielny ranek nastał szybciej niż
się spodziewała. Po drugiej stronie łóżka była tylko zmięta pościel . Z
uśmiechem na ustach przypomniała sobie wczorajsza noc. Jego dłonie sunące się
po jej nagim rozgrzanym ciele. Gorące namiętnie usta całujące niemal każdy skrawek
jej skóry. Ich krzyk łączący się w miłosnym uniesieniu. Usiadła na skraju łóżka
i narzuciła na ramiona jego koszulę i zerknęła w bok. Słońce wysoko już wędrowało po
nieboskłonie. Po odświeżającym prysznicu
,który zmył ślady nocy. Zeszła po
schodach czując unoszący się w mieszkaniu aromatyczny zapach świeżo zaparzonej
kawy.
- Hej, skarbie- szepnął uwodzicielsko Dobrzański
lekko pochylając się nad nią i muskając usta.
Do jej nozdrzy dotarł intensywny zapach
wody kolońskiej i szamponu. Zapachu ,który tak kocha. Unikalnego należącego
tylko do jej ukochanego.
- Wcześnie wstałeś- zauważyła i
wstawiła kubek do ekspresu.
Dochodziła dopiero ósma. Ula usiadła
przy stole podpierając podbródek na łokciu i przyglądając się narzeczonemu jak
przygotowuje dla niej owsiankę z truskawkami. Postawił przed nią miskę oraz
kubek z parującym płynem.
- Ula . . .- spojrzał na nią niepewnie
. –Powinniśmy porozmawiać nie uważasz?
- O czym? – spytała zanurzając łyżeczkę
w owsiance i wkładając ja do ust.
- O Tobie. O nas . O naszej
przyszłości- odparł poważnie przysiadając na krześle naprzeciwko niej .
Podniosła wzrok czekając na dalszy
przebiegł rozmowy.
- Znamy się już trochę. Ba! Jesteśmy
narzeczeństwem i myślę ,że powinniśmy zrobić kolejny krok- ciągnął niepewnie na
nią spoglądając.
- Do czego zmierzasz?- zaciekawiła się zanurzając
usta w ciemnym płynie nieco parząc wargi.
Nie przejmując się tym wzięła kolejny łyk.
- Zamieszkajmy razem- wypalił nagle
oczekując jej reakcji.
Zakrztusiła się i musiał poklepać ją po plecach.
- Mówisz poważnie?- nie dowierzała ,a w
jej oczach dostrzegł niepewność mieszającą się z radością.
- Jak najbardziej- odparł kładąc dłoń
na jej dłoni.
- Kocham cię – posłała mu promienny
uśmiech. – Nawet nie wiesz jak bardzo- dodała splatając ich palce.
- Też cię kocham- odpowiedział brunet
- Wiesz- zaczęła – Muszę jeszcze
porozmawiać z rodziną. Betti będzie
prosiła abym tego nie robiła ,a Kuba no cóż. . .nie wiem jak zareaguje.
- Ula masz prawo ułożyć sobie życie .
Nie odchodzisz na zawsze. Możesz ich przecież odwiedzać ,kiedy tylko zechcesz.
- Racja. Ale dopiero za tydzień ,bo
Beatka ma urodziny i obiecałam ,że upiekę jej tort księżniczki.
- Dobrze. Niech będzie- odparł ponuro
- Nie zgniewaj się – poprosiła podchodząc
do niego.
Złożył na jej ustach krótki pocałunek.
©©©
Połowa
września przywitała mieszkańców Warszawy niebem pokrytym szarymi
chmurami i drobną mżawką. Po południu się deszcz ustał ,ale słońce się nie
pojawiło. Dla pewnej dwudziestoczterolatki ten dzień był nowym etapem
,rozdziałem w jej życiu. To właśnie dziś miała przeprowadzić się do
narzeczonego. Tydzień temu kupił nowe auto. Czarną Kia Cee’d . Dobrzański uznał
,że czas najwyższy pożegnać swojego srebrnego Lexusa i zakupić coś
,,rodzinnego’’ Choć przy zakupie
kierował się bardziej perspektywą wspólnych dalekich podróży z żoną.
Marek pomógł Uli wnieść kartony i pudła
do ich nowego wspólnego domu. Wcześniej zmienili kolorystykę ścian w sypialni i
salonie. Kuchni nie zmieniali. Dokupili
też parę niezbędnych rzeczy w tym
również zasłony do sypialni , wielkie małżeńskie łóżko , parę bibelotów
,książek ,kolorowych poduszek i lustro
do łazienki. Mężczyzna uważał ,że to poprzednie jest w porządku ,ale szatynka
twierdziła odwrotnie. Na górze obok
sypialni znajdował się wolny pokój. Miał tylko białe ściany i drewniane jasnobrązowe
panele. Ula myślała ,że to będzie
idealny pokoik dla ich przyszłego dziecka.
W salonie na parapecie stały teraz doniczki z białymi i różowymi
orchideami i pelargonie .
Za to w kuchni znajdowały się zioła. Kupiła je z nadzieją ,że będzie
wykorzystywać do różnych potraw .
*******
Pod koniec października nieoczekiwanie spadły
na nich kłopoty. Aleks popadł w poważne długi. Miał problem ,ale od nikogo nie
chciał pomocy. Swoje długi zaczął spłacać z firmowego budżetu. Dobrzański był
wściekły dowiadując się o tym. Potem dwie modelki poszły na macierzyńskie ,a na
domiar złego Iza spodziewała się drugiego dziecka. Marek miał dość. Firmy,
ludzi ,wszystkiego i to dosłownie . Więcej czasu spędzał w firmie niż z narzeczoną.
Musiał znaleźć dwie nowe modelki dopóki
tamte nie wrócą z macierzyńskiego. Dodatkowo Pshemko umyślił sobie wystartować
z kolekcją dla ciężarnych i dziecięcą. Marek nie wyraził zgody na żadną z nich
więc od tygodnia projektant nie ruszył z projektami. Wszystko utknęło w martwym
punkcie. Ula poparła pomysł Mistrza i nie rozumiał sceptycznego nastawienia
narzeczonego. Przecież oni też ,kiedyś będą mieli dzieci ,a przynajmniej ona
tak myślała. Ostro pokłócili się o tą
kolekcję ,a do tego doszło zaproszenie na kolacje do jej rodziny. Mężczyzna nie
miał zamiaru tam iść. Nie przepadał za jej rodziną ,a szczególnie za głupią
młodszą siostrą. Wkrótce potem pogodzili się ,ale było inaczej. Relacje ich
ochłodziły się. Albowiem dziewczyna unikała zbliżenia. Wykręcała się zmęczeniem
i bólem głowy. Jaka była prawda wiedziała tylko ona. Co sprawiło ,że wyniósł
się z sypialni ,a w ciągu dnia milczeli lub powiedzieli zaledwie parę
zdawkowych słów.
Oderwawszy wzrok od monitora laptopa ,wstał podchodząc do okna. Rozsunął lekko żaluzję. Ludzie gdzieś śpieszący.
Kobieta trzymająca za rękę dziecko. Odszedł od okna. Wszędzie te dzieci- pomyślał gorzko.
- Marek . . .mogę?- spytała nieśmiało
bojąc się spojrzeć mu w oczy.
- No pewnie- odparł uśmiechając się
choć to przypominało bardziej grymas.
Zajęła miejsce na kremowej kanapie
nerwowo wpatrując w swoje dłonie .
Przysiadł obok niej i chwycił jej dłoń.
- Ulka
- szepnął – O co chodzi? –zaniepokoił się
- Nie wiem jak ci to powiedzieć.
To . . .to trudne- wyjąkała nie
podnosząc wzroku.
- Masz na myśli tą durną kolekcje dla
ciężarnych na ,którą w końcu się zgodziłem? Na dziecięcą w życiu się nie
zgodzę. Nie przekonuj mnie. Gówniarze nie zasługują aby nosić takie ubrania. A
zwłaszcza ubierać w takie coś małe wrzeszczące potwory.
Nie zauważyła jak po policzkach
spływają jej łzy.
- Powiedziałem coś nie tak? Chodzi o
prace?
- To bardziej dotyczy nas- wyszeptała
- Nas? Możesz jaśniej?
Chyba nie chcę odwołać ślubu? Nie. ..
to absurd chociaż ostatnio wszystko jest możliwe. A może chce przyznać się do zdrady?
- Marek ja. . .ja. . .- jąkała się nie
potrafiąc się wypowiedzieć.
- Mam nadzieję ,że to nic poważnego –
przerwał jej. - Ula dobrze się czujesz?-
spytał ,bo nagle zbladła.
- Tak
znaczy niezupełnie
- To idź do lekarza i po problemie –
rzucił bez zastanowienia nie podejrzewając tego co chce mu powiedzieć ,a
najwyraźniej brakowało jej odwagi.
Cisza dźwięczała im w uszach ,którą przerwał brunet.
Cisza dźwięczała im w uszach ,którą przerwał brunet.
- Powiesz mi do cholery o co chodzi?!-
podniósł głos usiadł na biurku zrzucając przez przypadek parę samochodzików na podłogę.
Podniosła się z kanapy chcąc wyjść ,ale
podszedł do niej złapał za dłoń.
- Kim on jest?- wysyczał przez
zaciśnięte zęby , a w oczach pojawiły się dziwne błyski.
- Kto?- w jej głosie było
niedowierzanie, a serce niemal podeszło do gardła i zawartość żołądka również.
On chyba nie podejrzewa mnie o zdradę?
- Z kim mnie zdradzasz?! Jesteś . . .
Uderzyła go w twarz i wybiegła z
płaczem z jego gabinetu.
- Boże co się z nami stało? – zadał sobie
to pytanie na głos. Ukrył twarz w
dłoniach i był wściekły na siebie. Poniosło go. Ula by mnie nie zdradziła . Chyba ,że kłamała przez cały czas. Tak jak wszystkie... Nie! Ula mnie naprawdę kocha. To niemożliwe aby zrobiła coś takiego. Te zdjęcia to musi być pomyłka. Tylko skoro mnie nie zdradziła to . . .Co miało być trudne ? O czym chciała mi powiedzieć?
****
Ula
po opuszczeniu firmy udała się na bezcelową wędrówkę po parku.
Przystanęła przy stawie po ,którym pływały kaczki . Wyciągnęła z torebki suchą
bułkę i porwała ją na kawałeczki wrzucając do wody. Dzień nie należał do
najcieplejszych. Kolorowe liście zawirowały w powietrzu. Schyliła się po
jednego z nich ,który upadł tuz przed jej
stopami. Przyjrzała się dokładnie
miał piękny odcień pomarańczy. Skojarzył się jej z słodkimi owocami. Z
żalem pomyślała ,że nie niedługo nastaną ponure i szare dni. Październik się
kończył. Za siedem tygodni ślub z Markiem. Wybrali akurat pierwszy dzień świąt.
Od zawsze marzyła o założeniu sukni ślubnej w lato ,a wybrała zimę.
- Siedem tygodni niby tak niewiele ,a
tak wiele znaczy- powiedziała półszeptem na głos.
Smętnie usiadła na ławce zatapiając się
w myślach. Jak on może snuć przypuszczenia ,że go zdradzam. Nigdy bym tego nie zrobiła. Nie mogłabym. Co teraz będzie? Marek będzie chciał abym usunęła ciążę. Nie zrobię tego. To dziecko to owoc naszej miłości. – rozmyślała czując zbierające się pod powiekami łzy. Jedna z nich spłynęła
wolno po policzku .
********
-
Maciek widziałeś Ulę? - spytał prezes wychodząc z gabinetu.
- Nie. Dziesięć minut temu szukała jej
Iza – odpowiedział.
- Aha- mruknął cicho i udał się do
windy.
Po drodze natknął się na Aleksa
- Szukasz narzeczonej?
- Nie twoja sprawa- burknął brunet
naciskając guzik przywołujący windę.
- Tak się składa ,że widziałem ją –
rzucił obojętnie
- Gdzie?- odwrócił się w jego stronę po
czym wszedł do środka.
Aleks udał się w tym samych kierunku
stojąc obok i mierząc go gniewnym spojrzeniem .
- Jakąś godzinę temu wychodziła
z firmy. Dziwię się ,że pozwoliłeś jej pracować po tym jak dziś rano zemdlała.
- Zemdlała?- zdumiał się Dobrzański
- Pewnie znowu przez ciebie – wysyczał Febo po czym drzwi bezszelestnie się otworzyły.
Dobrzański już tego nie skomentował
wybiegając z firmy. Szukał jej po całym parku ,ale nigdzie jej nie było. W ulubionej kawiarni ani nad Wisłą również. Przeklinał i wyzywał na siebie w myślach. Jestem skończonym idiotą. Może jest chora ,a ja ją podejrzewałem o zdradę . Nie odbierała telefonów. Zamiast do domu jednak pojechał do rodziców.