Strona Główna

sobota, 21 kwietnia 2018

,,Spróbujmy jeszcze raz'' Short story 4/4 + epilog.



W poniedziałek stan małego nie uległ  poprawie pomimo podanego leku. Zwiększono dawkę i czekano na rezultat. Lekarz poinformował rodziców o problemach Mikołajka z przyjmowaniem pokarmów, utrzymującą się gorączką. Badania krwi  wykazały wysoką leukocytozę (wzrost liczby białych krwinek). Lekarz poprosił rodziców do gabinetu.
- Niestety nie mam dla państwa dobrych wieści- oznajmił lekarz.- Muszę zatrzymać państwa syna w klinice. Zrobiliśmy wstępne badania i czekamy na wyniki. Mały ma niską odporność. Proszę mi powiedzieć czy zdarzały się w czasie trwania choroby krwotoki z nosa , utraty przytomności , podwyższona temperatura?
- Ostatnio gorączkował ,ale byłam pewna ,że to zwykła infekcja. Przechodził takich wiele. Raz zdążyło się niewielki krwotok. Za to nigdy nie stracił przytomności ,aż do dnia dzisiejszego- wyjaśniła zwięźle. Marek śledził wzrokiem lekarza poprawiającego nieustannie okulary w drucianej oprawce. – Panie doktorze …
- Nie znamy bezpośredniej przyczyny pogorszenia stanu zdrowia dziecka- odparł doktor jakby czytając jej w myślach.
W oczach Dobrzańskich zamigotały łzy słuchając dalej lekarza. Ula ukryła twarz w dłoniach cicho szlochając. Marek położył jej rękę na plecach dodając otuchy ,a gdy zostali na moment sami w gabinecie ,aby podjąć decyzję o przeszczepie ,przytulił ją do swojego boku. Oparła na nim swój policzek czując bliskość drugiej osoby. Nie była sama z problemami. W Marku miała oparcie nie zdawała sobie nawet sprawy jak bardzo jej tego brakowało.
- Nasz synek wyzdrowieje. Znajdę specjalistów ,którzy go wyleczą. Jeszcze będzie biegał po ogrodzie za piłką. Zobaczysz wszystko się ułoży.
- Ułoży- powtórzyła głucho.- Nie wyobrażam sobie by miało być inaczej.
- Czy możemy go zobaczyć?- zapytał Marek pragnąc uzyskać twierdzącą odpowiedź.
Lekarz pokręcił głową.
- Chłopiec dostał lek przeciwgorączkowy i śpi. Jest bardzo osłabiony. Chciałbym porozmawiać z państwem o kosztach leczenia. Zanim znajdzie się dawca i proces jego poszukiwań mały musi zostać odpowiednio przygotowany do zabiegu- tłumaczył lekarz onkologii o dość nietypowym imieniu Horacy.- Uprzedzam ,że lek jest bardzo drogi.
- Cena nie gra roli jeśli chodzi o życie mojego syna- powiedział stanowczo Dobrzański.- Naszego- poprawił zerkając na siedzącą nieruchomo żonę.
Ula przejrzała go wiedząc ,że pomyślał o matce i fundacji. Dzięki niej mogli znaleźć środki na leczenie swojego synka. Marek zamierzał poruszyć niebo i ziemię ,żeby tylko uratować Mikołajka. 
-  Mikołajek leży na OIMiE. Ma podłączoną kroplówkę- mówiła przejętym głosem ,a jej niebieskie oczy zachodziły łzami.- Chciałabym oszczędzić mu cierpienia. Nie mogę patrzeć na te małe ciałko…
- Wiem, skarbie- składając pocałunek w czubek głowy żony.- Bez chemioterapii nie możemy liczyć na wyzdrowienie malca.
- A słyszałeś ,co lekarz mówił o leczeniu?
- Marek on już miał chemioterapię. Niby było w porządku ,a…
- Często to tylko złudzenie. Nic nie daje stuprocentowej pewności…, ale Mikołaj jest w dobrych rękach.
- Czy po zakończeniu chemioterapii brany będzie pod uwagę przeszczep?- dopytywał Marek chcąc uzyskać informację o dalszym leczeniu synka.
- Nie wykluczone ,że tak.

                   ***
Kobieta rozpłakała się widząc swojego synka leżącego w łóżeczku z podłączoną rurkę pod noskiem. Na małej rączce znajdowały się małe krostki i podłączona kroplówka. Przerażała ją jego kredowy kolor skóry. W przeciągu dwóch dni kilka razy krwawił z nosa i raz z ust. Nie mógł jeść, płakał z bólu i patrzył na nią wielkimi bezradnymi oczkami nie mając siły się podnieść. Drżały mu usta , mówił niewyraźnie powtarzając ,, mama to boli’’, mama boli’’. Markowi przyglądał się nieufnie ,a gdy ten do niego podchodził i chciał dotknąć zakrywał oczy i powtarzał ,żeby sobie poszedł. Ula tłumaczyła ,że to jego  tatuś ,ale malec nie chciał jego obecności. Był rozdrażniony i płaczliwy.
Marek nie zniechęcał się słowami dziecka przychodząc codziennie do kliniki onkologii, rozmawiając z lekarzami i wspierając żonę. W firmie znalazł zastępstwo. Pracownicy rozumieli powagę sytuacji , nie zadawali zbędnych pytań ,jedynie milczeli i współczuli lub podchodzili do tego obojętnie. 
- Mały spójrz do  ciebie przyszedł- zagadnął Marek zapraszając ruchem ręki Aleksa ,aby wszedł do środka. Musiał przed tym założyć strój ochronny i maseczkę. Zbliżył się do małego i położył pluszową zabawkę.
- Dzięki ,że przyszedłeś. Co w firmie?
- Pshemko zwolnił Izę i przyjął nowego asystenta. Człowiek o niczym nie ma pojęcia. Praca z nim idzie mistrzowi dwa razy wolniej. Nie wiem skąd go wziął.
- Mistrz ma talent do znajdywania dość oryginalnych ludzi.
- I z tym się z tobą zgodzę. A u was widzę nie wesoło. Może mógłbym jakoś pomóc?
- Na razie mały dostaje leki. Raz pomagają , a raz nie. Różnie. Góry i doły jak to mówią. Lekarz rozważa przeszczep.
- Mówił kto może zostać rzekomym dawcą?
- Nie , ale podejrzewam ,iż członkowie najbliższej rodziny.
- A gdybyś ty mógł zdecydowałbyś się?
- Nie wahałbym się ani minuty- odparł zdecydowanie.- Nic nie jest cenniejsze niż moja rodziną ,którą tworzą Ula i Miki. Nie wyobrażam sobie bez nich życia.
                 ****
- Marek?- zdumiony Krzysztof odłożył gazetę, witając syna.- Przyjechałeś z Ulą?  Słyszałem ,że się pogodziliście. Niech zgadnę znowu coś popsułeś?
- Tym razem nie chodzi o mnie. Nie pokłóciłem się z Ulą, jesteśmy razem i tak zostanie. Nie zamierzam jej zostawiać.
- A ona ciebie?
- Ula mnie kocha i nie przyjechałem rozmawiać tu o naszym małżeństwie i nie porozumieniach. Najlepiej wyjaśni to zdjęcie- wręczył zszokowanemu ojcu fotografię małego chłopczyka.

 Krzysztof pogrążony w kontemplacji trzymał w dłoni zdjęcie. Helena słysząc głos Marka przyszła zaciekawiona wyjmując z rąk męża obrazek i uśmiechając rzucając pytające spojrzenie synowi.
- Coś ty ośle narobił! Nie dość ,że zdradziłeś żonę , naraziłeś nas na hańbę i pośmiewisko. Później niby przyjaciel okazał się podłą szują. Zarzekałeś się ,że nie zdradziłeś jej więc skąd to dziecko?
- Wina leży po stronie Sebastiana. Nie skrzywdziłem Uli.  Kocham tą niezwykłą ,silną , piękną i mądrą kobietę ,którą poślubiłem kilka lat temu. Nie zrezygnuję z niej nigdy ,bo ona nadaje barw mojemu życiu.  
- Wszyscy mówią o waszym rozwodzie i ,że żona od ciebie uciekła ,a teraz gdy dobrodusznie ci wybaczyła ,bo cię kocha ty cholerny idioto – wycelował w niego palec nie spuszczając z ostrego tonu to gardzisz jej uczuciami i pokazujesz nam jakieś dziecko twojej kochanki? Przyczyny rozpadu waszego małżeństwa?
- Dziecko nie jest przyczyną rozpadu małżeństwa- zaprotestował gwałtownie Marek.- Tylko owocem miłości. Nie błędem wynikającym ze skoku w boku ,bo go nie było. Tato nie ufasz mi? Według ciebie mógłbym być tak zepsuty i głupi ,żeby niszczyć własne szczęście?
Spojrzeli po sobie zmieszani.
- Twój tata ma rację. Nie możemy uznać tego dziecka za twojego wnuka. Nie mamy żadnych wątpliwości ,że jesteś jego ojcem ,ale nigdy nie akceptujemy jego matki. Kto to w ogóle jest- do rozmowy włączyła się Helena.
- Ula- odparł krótko.
Na ich pobladłych twarzach malowało się niedowierzanie. Przerażone oczy ojca wbijały się w niego ,aż czuł lniana koszula zaczęła go uwierać ,a kołnierzyk gryźć. Poluzował krawat przyglądając się poważnej minie matki.
- Urszula Dobrzańska moja żona jest matką dziecka z fotografii. Ma na imię Mikołaj i od mniej więcej szóstego miesiąca życia cierpi na ostrą białaczkę limfatyczną. Obecnie przebywała w klinice onkologii dziecięcej. Zapiszę wam na kartce adres ,żebyście nie zapomnieli jeżeli zdecydujecie się na odwiedziny- mówił jak nakręcony nie dając dojść do słowa matce układającej sobie wszystko w głowie.
- Straszne- odezwała się poruszona do głębi Helena.- Ten malec jest twój i Uli?
Z niedowierzaniem zamknęła usta milcząc zawzięcie.
- Dlaczego nam nie powiedziałeś? Nie zwróciłeś się do nas o pomoc?- zapytał przyciszonym głosem Krzysztof.- Pomoglibyśmy w granicach możliwości. Przecież chodzi o naszego wnuka.
- Wyleciało mi to z głowy. Byliśmy stale przy małym i szukaliśmy ratunku dla niego.
- Wszystko się poukłada. Mały wyzdrowieje w końcu Dobrzańscy to silne istoty. Ty też taki byłeś ,a to krew z twojej krwi.
- Dzięki mamo- posłał jej niewymuszony lekki uśmiech. Objęła syna dodając mu otuchy i obiecując ,iż nie zostawi ich z problemem samych.

                                                    ****
Drugie urodziny Mikołajek spędził w klinice onkologicznej. Obyło się bez tortu, świeczek, gości i prezentów. Nikt nie śpiewał ,,sto lat’’. Ula kupiła pluszaka ,piżamkę ,a Marek książeczki z obrazkami  nową bluzeczkę z miszką miki. Dziadkowie pokochali malca od pierwszego spotkania. Helenie pociekły łzy z oczu na widok chorego chłopczyka patrzącego na nią i Krzysztofa z nieufnością i zaciekawieniem. Widziała małe rączki ściskające misia i te słodkie dołeczki w policzkach ,które miał po Marku.
 Wstał chwiejnie wyciągając rączkę z zabawką uderzającą na twarde podłoże.
 Rozpłakał się wyciągając rączki. Marek je podniósł biorąc Mikołajka na ręce i uspokajając go. Miki przywykł wkrótce do obecności dziadków i chętnie spędzał z nimi czas ,gdy czuł się w miarę dobrze. W gorszych dniach marudził i nie chciał się bawić, jeść i ciągle płakał.  
 Aleks wpadał czasami przynosząc coś maluchowi. Marek wrócił do pracy zajmując się obowiązkami i przychodząc do synka po niej. Obojgu zmęczenie mocno dawało się we znaki. Rozmawiali z lekarzami, na zmianę siedzieli przy dziecku. Ula widziała wyraźne zaangażowanie Marka i doceniała jego pomoc , wsparcie i czerpała radość z jego obecności. Nie drążyła tematu domniemanej zdrady w rzeczywistości w ogóle nie miała ona miejsca. Brakowało im czasu dla siebie ,ale liczyli ,że gdy malec wróci do domu nadrobią stracony czas. Marzyła o wyjedzie z mężem w miejsce z romantyczną scenerią. Odpocząć , nacieszyć się przyrodą i swoim towarzystwem. Nie myślała już o rozwodzie. W ich życiu zaszło trochę pozytywnych zmian. Czekali na ostatnią. Pokonanie białaczki.   
Przeglądała stronę za stroną dołując coraz bardziej uzyskanymi tam informacjami. Załamywała ręce nie wierząc w wyzdrowienie synka. Marek na próżno usiłował oderwać jej uwagę od zaczytywaniu się o nowotworach.
- Kochanie  w ten sposób nie pomożesz małemu ,a samej zaszkodzisz. Doskonale wiem ile cię to kosztuje.Nie potrzebnie się tym katujesz- argumenty męża do Uli nie docierały.- Marek nie jestem ślepa. Mikołajek umiera i ja muszę na to patrzeć.
- Postaw się na moim miejscu. Ula ja też się boję. Jestem przerażony tym ,co może się stać w najbliższej przyszłości. Drżę każdego dnia o zdrowie Mikołajka. Nie poddawajmy się Ulka tak łatwo- utkwił wzrok w jej twarzy. Wydawała mu się zagubiona i bezradna wobec okrutnego losu , który chciał odebrać jej synka.
Wypłakiwała się w ramiona Marka znużona bezustanną walką o życie dziecka. W pamiętniku opisywała wizyty w klinice, czuwanie przy chłopczyku i każdą zmianę dotyczącą jego zdrowia. Czytała mu bajeczki z ściśniętym gardłem patrząc na wątłe blade ciałko synka. Siniaki po licznych nakłuciach, ranki niechcące się zbyt szybko goić. Chłopczyk wykazywał zainteresowanie opowieściami zawartymi na kartach powieści. Głaskała jego czarną czuprynkę licząc na cud. Zmieniali się , jechali do domu i wracali do małego. Przywozili zabawkę. Marek kupił dużego niebieskiego słonika.
Mały czuł się tego dnia lepiej. Siedział w łóżeczku bawiąc się samochodzikiem przyniesionym przez tatę. Uśmiechał się do niego jeżdżąc po  krawędzi mebelka i zagadując do bruneta.
- Kocham cię mój mały- szepnął.- Chciałbym z mamusią zabrać cię do domku.
- Do domku- powtórzył malec.- Nie  cie mieć zepsutej krwi- wyznał z poważną minką.
- Kto powiedział ci o zepsutej krwi? Mama opowiadała o chorobie?
- A cio to jeś?
- Choroba to taki niefajny wirus atakujący nasz organizm.
- Potwór – wtrącił rezolutnie Mikołajek.
- Tak. Może być ,że potwór.
- Czy on mnie zje?
- Nie- zaśmiał się pod nosem ,chociaż w tej sytuacji do śmiechu Markowi nie było. – Znajdziemy lekarstwo na  tego potwora i pozbędziemy się go- poczochrał małemu włosy.
-  Tatusiu zaspewaj – poprosił.
- Nie umiem śpiewać. Kochanie….
- Szukasz ratunku?- spytała rozbawiona. – Okey ja mu zaśpiewam. Ma jedną ulubioną piosenkę. 
Dobrzańska wybawiła męża z opresji. Nie tylko ich synek uwielbiał słuchać jej głosu. Pięknie śpiewała. Z pozoru sprawiali wrażenie idealnej rodzinki walczących z przeciwnościami losu.
Dwa miesiące po ukończeniu dwóch lat przez chłopczyka odbył się wyczekiwany przez wszystkich przeszczep. Lekarze mówili o zgodności tkankowej i dużej szansie na wyleczenie. Wykończona Ula przysnęła na korytarzu siedząc przy teściowej ,która przyniosła jej kawę i kanapkę. Wczoraj zastąpiła ją czuwając z mężem przy wnuku ,a ona z Markiem pojechali się odświeżyć i przespać. Ula nie zamykała mężowi drzwi do sypialni. Zabrała rzeczy ze swojego pokoju przenosząc się do ich wspólnej. Zajęło jej to mnóstwo czasu. Niby wybaczyła ,ale dalej trzymała go trochę na dystans tylko w trudniejszych chwilach czyli podczas byciu przy synku pozwalała na czulsze gesty. Przełomowy moment nastąpił po zawiadomieniu o stanie zdrowia Mikołajka ,rodziców. Seniorzy Dobrzańscy rozpieszczali wnuka jak tylko mogli. Rodzice starali się zachować trochę zdrowego rozsądku zwłaszcza Ula ,bo Marek z trudnością powstrzymywał się od kupowania małemu co rusz nowych zabawek, ubranek jakby chciał nadrobić czas ,gdy go nie było. Żonie też sprawiał niespodzianki w postaci kwiatów, biżuterii czy wyjazdów. 

 Powoli zaczęli od nowa zabierając dziecko do domu i ciesząc się dobrymi wynikami malca.
 Ula poważnie rozmyślała nad powrotem do pracy wysyłając małego do przedszkola po skończeniu trzech lat. 
Ula nie żałowała powrotu do męża. Nieporozumienia od razu wyjaśniali, zdarzała się różnica zdań i przekomarzanie ,ale nigdy nie kończyło się to awanturą. Podejrzeń także nie miewała ponieważ Marek nieustannie ją zaskakiwał i udowadniał jej ,każdego dnia jak bardzo kocha ją i dziecko.  

 
                             
                                                      Epilog 



- Tatusiu z jakiej to bajki? - pytał podchodząc do coraz nowych figur z różnych bajek i wskazywał rączką śmiejąc się i skacząc. Rozpierała go energia. Marek i Ula za nim nie nadążali. Biegał wokół nich wypytując o wszystko. Dobrzański cierpliwie odpowiadał malcowi na trudne pytania. Pośród drewnianych rzeźb był Shrek z Fioną, Jaś i Małgosia, Smerfy , Gucio i Maja, Prosiaczek i Kubuś i wiele innych postaci z bajek. 
- Mamusiu zrobisz mi zdjęcie z tym panem?
- To Pinikio- wyjaśniła z uśmiechem Ula.
Porobiła kilka zdjęć. Przeszła przez drewniany mostek ,a Marek wziął chłopca na barana i tak zwiedzali dalej ogród bajek w Międzygórzu. Pięcioipółletni  Mikołajek cieszył się miłością ,którą otaczali go rodzice, dziadkowie i przyjaciele. Wyrastał na mądrego chłopca.

- Kochanie zobacz źródło miłości- rzekła zachwycona Ula.
- Ja się w to nie bawię- z trudem utrzymywał powagę.- Zamierzasz całować innego księcia to ja nie jestem tym jedynym?
- Oczywiście ,że jesteś - zapewniła całując go namiętnie. 
Mikołajek bawił się taty telefonem i niecierpliwił się ,kiedy zrobią mu zdjęcie. Uwielbiał być fotografowany. Dziadkowie nazywali go małym modelem. 
Chodził z mamą na kontrolne badania. Nie wykazały niczego niepokojącego. Przeszczep się przyjął ,a Ula była niesamowicie dumna z męża ,że podarował ich synkowi coś tak cennego jak życie. Jej podarował coś jeszcze. Siebie, swoją miłość, wsparcie, dobre słowo i tą małą istotkę rozwijającą się pod jej sercem. Śmiali się , robili zdjęcia i usiedli przy drewnianym wielkim stole odpoczywając i spożywając posiłek. Jakaś para poprosiła ich o zrobienie fotki. Mieli dwójkę dzieci. 
- Bajkowe to nasze życie- podsumował Marek. - A jak nasza kruszynka?- spytał przykładając dłoń do lekko zaokrąglonego brzucha.
- Dobrze. Ale znów mam ochotę na sok z grejpfruta i maliny. A wracając do nas to nie zawsze nasze życie przypominało bajkę. W większości raczej dramat i nie przewidywałam ,że mogłoby się to tak potoczyć. Nie ufałam ci , mało rozmawialiśmy dałam się ponieść emocją i uwierzyłam w plotki i wyobraziłam po prostu za dużo. Przepraszam obiecuję nie popełniać więcej podobnych błędów.
- Człowiek całe życie uczy się na błędach
- Tak. Po drodze do szczęścia spotkała nas lawina nieszczęść i splot nieszczęśliwych zdarzeń. Cieszę się ,że spróbowaliśmy i mamy siebie i Mikołajek jest już zdrowy.
- Kocham was - ucałował usta ukochanej i posadził  sobie synka na kolanach. - Jutro z rana po zjedzeniu śniadania bajko trwaj i ahoj przygodo zabieram was do ducha gór i nad wodospad - wykrzyknął ,a mały i ona wybuchnęli śmiechem.- O ile dobrze będziesz się czuła i Nikolka.  
- Nikolka?
- Albo Mateuszek jeśli to będzie drugi chłopczyk.
- Wolałabym dziewczynkę. 
- Księżniczkę?- spytał mały Miki.- A będzie bawiła się ze mną w wyścigi?
- Dziewczynki przeważnie bawią się lalkami,ale są takie ,które lubią samochody i klocki. 
- lalki są głupie. E to ja wolę braciszka.
- I za to was kocham. Nigdy nie brak wam energii i tryskacie humorem jak to robicie?
- Słodka tajemnica- odparł  Marek.

KONIEC!

sobota, 7 kwietnia 2018

,,Spróbujmy jeszcze raz'' Short story 3/




Życie jest bezcennym darem Ula uświadomiła to sobie  usłyszawszy słowa,, nowotwór, białaczka’’. W jej głowie pojawiło się rak= śmierć. Załamała się. Gotowa była szukać pomocy gdziekolwiek. Przyjaciółka przeszukiwała Internet w poszukiwaniu dobrej kliniki onkologicznej. Baśka krytykowała Ulę sądząc ,iż postępuje nierozsądnie nie informując o wszystkim Dobrzańskiego. Nie pojmowała jej uporu i urażonej dumy.
- Ty go naprawdę kochałaś czy się tobie zdawało? Synek niby jest dla ciebie najważniejszy, a zapominasz ,że ma ojca. Nie baw się w super mamuśkę tylko zadzwoń do Marka. Nie wierzę w bezduszność twojego męża. Pozwól mu pokochać Mikołajka. Ty też go potrzebujesz- mówiła oskarżycielsko.- Tłamsisz uczucia, odgradzasz się i mówisz wyłącznie o zdradzie.
- Baśka nie wtrącaj się. Nie będę żyła pod twoje dyktando. Bronisz go ,a nie znasz prawdy. Gówno wiesz. Mikołajek jest mój. Facet wymykający się ukradkiem z domu nie jest godny zaufania. Coś ukrywa. Marek uciekał do kochanki koniec i kropka. Nie zasłużył na wybaczenie. Co najwyżej na potępienie. Nie jestem zwolenniczką wybaczania zdrad. Nie należę do typu kobiet ,które przymykają oczy na dramat ,który rozgrywa się w ich życiu. Nie jesteśmy w teatrze ,żebyśmy mogli powtórzyć daną kwestię , poprosić o kolejną próbę.
- Gdy przepali się żarówka nie kupujesz od razu nowej lampy ,prawda? Nie kupujesz też nowego samochodu jeśli stary wymaga zaledwie niewielkiej naprawy- tkwiła przy swoim.
- Usiłujesz mi wmówić ,że mam pogodzić się z Markiem?
- Właśnie. Przeżyliście tyle wartych zapamiętania momentów. Kochacie się. Nie związaliście się z nowymi osobami. Nie utrudniaj sobie i innym życia. Mikołajek sporo straci na twojej dumie ,która nie pozwala dopuścić do głosu serca. Kochasz Marka. Nie zaprzeczaj.
Nie zaprzeczyła przyznając jednocześnie przyjaciółce rację.  Ta  z przedłużającego się milczenia wywnioskowała ,iż podjęła bolesny temat. Ula ignorowała uwagi i rady Baśki. W sercu pochowała urazy. Pogrzebała też miłość. Przelała jej część na synka przypominającego jej męża. Skóra zaczęła jej cierpnąć ,gdy pomyślała o chorobie Mikołajka. W nocy czuwała przy łóżeczku syna sprawdzając oddech, głaszcząc go po rączce. Zasypiała z głową na przedramieniu. Budziła przerażona ,że może coś przeoczyć. Moment w którym nagle zatrzyma się małe serduszko. Poprawiała fartuch ochronny , wypijała nad ranem kawę i na szybko zjadała pączka pędząc na onkologię. Pielęgniarka z lekarzem prowadzącym ją nieraz wyrzucali prosząc ,aby pojechała do domu się przespać , wykąpać , coś zdjęć. Ulegała im prośbą jadąc się odświeżyć i wracała do szpitala nie chcąc zostawiać synka samego. W trudniejszych momentach Radek lub Baśka siedzieli przy Mikołaju. Ula odsypiała ,a później odbierała bliźniaki z przedszkola.
Mikołajek po tygodniach walki nie wracał w dalszym ciągu do zdrowia. Przeszedł kilka transfuzji krwi. Któregoś dnia Ula z przerażeniem słuchała lekarza zanosząc się histerycznym płaczem. Po tygodniu na szczęście nastąpiła lekka poprawa. Nie gorączkował , zniknęły czerwone plamki na rączkach i miał więcej energii. Rzadziej płakał. Leki ,które mu podawali zaczęły przynosić rezultat. Ula pełna nadziei czekała na powrót synka do domu. Pragnęła tego najbardziej w świecie.
W przeddzień wypisu stan zdrowia znów uległ znacznemu pogorszeniu. Dostał antybiotyk. Ula chodziła po korytarzu w te  i z powrotem. Zdruzgotana zapomniała o zadbaniu o siebie. Kolejne dni upływały na niepewności. Żyła jak w transie. Drzemała na szpitalnym korytarza budząc się słysząc co rusz personel medyczny. Przeczytała wszystkie ulotki znajdujące się na stoliku próbując czymś zająć myśli. Noszone od kilku dni to samo ubranie nie dawało ciepła. Przyjaciółka przywiozła jej ubrania na przebranie i coś ulubione ciasto. Ula spojrzała na nie z obrzydzeniem. W ostatnim czasie tak skurczył się jej żołądek ,iż nie mogła zbyt wiele jeść.
- Proszę pani- pielęgniarka wręczyła nierozbudzonej Uli paczkę owiniętą w kolorowy błyszczący papier ze wstążką na środku. Ula posłała jej pytające spojrzenie. Nikt oprócz Baśki, Radka i jej dzieci nie wiedział gdzie dokładnie się znajduje. Ojciec wiedział ,ale on nie wysyłał jej przenigdy paczek.
- Przyniosła to taka ruda kobieta i kazała pani przekazać.
- Dziękuję. 
 Zaskoczona otworzyła wyjmując pudełko i je otworzyła. Na dnie pudła znalazła jeszcze list , rubinową różę i obrączkę w kopercie. Osłupiała wyjęła pośpiesznie złożoną kartkę i zaczęła czytać. 

Dobrzański za wszelką cenę chciał dotrzeć do żony. Udał się któryś raz do Rysiowa wiedząc o nieustępliwości Józefa poprosił go ,żeby przekazywał Uli chociaż paczki od niego. Cieplak po argumentacji jaką przestawił Dobrzański zgodził się. Brunet odetchnął z ulgą  licząc na jej odpowiedź. Niestety się przeliczył. Odpowiedzi z jej strony brak. Nie zaprzestał jednak swych starań o jej odzyskanie. Bardzo mu na niej zależało i pragnął znów mieć ją u swojego boku.


Kochana żono
W dniu twojego zniknięcia nastała cisza i czuję jakby mnie już nie było. Nie doświadczam tych wszystkich pięknych czuć ,które przeżywałem i odkrywałem tylko przy Tobie. Z domu powstał grobowiec ,a ja umieram ,każdego dnia wpatrując się jak głupiec w zdjęcie licząc ,że wrócisz. Zatęsknisz i wybaczysz ,iż nie byłem idealny , nie zdradziłem cię. Nie pamiętam nic z nocy oprócz ,że ktoś pomógł dostać się mi do hotelowego pokoju. Ulka uwierz proszę i wróć. Mój dom zawsze będzie twoim… naszym domu. Jeszcze możemy być szczęśliwi… spróbować ratować miłość ,bo ona wciąż żyje w nas. Kocham cię bardziej niż możesz to sobie wyobrazić. Jesteś moim kochaniem, szczęściem , niebem  i słońcem. Nie umiem pisać poematów ,ale wiedz ,iż moje serce już zawsze będzie należeć wyłącznie do Ciebie. O jedno Cię błagam. Nie wznoś pozwu rozwodowego. Uczyń mnie znów szczęśliwym człowiekiem i załóż ten naszyjnik . Zacznijmy od początku. W małym pudełeczku jest Twoja obrączka. Jeśli nadal kochasz i tęsknisz równie mocno załóż ją , spakuj się i przyjedź. Będę czekał . Ps. Twój kochający mąż Marek.  

Rozpłakała się czytając list. Schowała go do kieszeni długiego wełnianego swetra i podeszła do okna przyglądając się wisiorkowi z serduszkiem. Wsunęła go do kieszeni i westchnęła ciężko rozdarta między chęć wybaczenia ,a przekonanie ,iż próbuje ją nakłonić do powrotu zdobywając się na takie banały jak naszyjnik i kilka przelanych na papier słów. Nie wspominała Baśce o liście znając jej zdanie i reakcje. Złota obrączka zalśniła w blasku zachodzącego słońca ,gdy uniosła dłoń. Horyzont pokrywały maleńkie białe obłoczki. Urzeczona patrzyła w widok za oknem nie dostrzegając obecności lekarki. Zmieniała właśnie wenflon. Mikołajek rozpłakał się długo się nie uspokajając. Chciała zanucić mu kołysankę ,lecz coś ściskało ją za gardło. W oczach zamigotały łzy.
- Dobrze się pani czuję? Może kogoś zawołać?- spytała lekarka z  zatroskaniem. Ula nie wierzyła w zwykłą ludzką dobroć. Tak bardzo się zawiodła na wielu ludziach. Wyrzuty sumienia odbierały jej upragniony wewnętrzny spokój. Była rozdarta. Nie wiedziała w jakim kierunku podążać ,by nie zatracić się w tym wszystkim czego nie umiała nazwać. Rozłąkę z rodziną ciężko znosiła. Nie tylko o ojca i rodzeństwo chodziło. Brakowało jej tak jeszcze osoby w mig odgadującej jej myśli , przy której czuła się bezpiecznie. Utraciła swój azyl. Odnaleźć go mogła tylko przy Marku
-  Tak, wszystko w porządku- ucięła krótko nie chcąc zwierzać się lekarce z sercowych rozterek. Sama na rozmyślanie o liście i małżeństwie nie miała czasu ,bo najważniejsze było teraz dziecko. Jej dziecko. W szpitalu podała wyłącznie swoje dane. W akcie urodzenia wpisany był ojciec biologiczny malca ,lecz ona nie zrobiła nawet minimalnego kroku ,aby Marek poznał prawdę o synu. W Poznaniu czuła się bezpieczna i żyła w przekonaniu ,iż  mąż nie odkryje jej tajemnicy.
Ciąża ,trudny poród oraz choroba Mikołajka przeszkodziły w udaniu się do sądu i złożeniu papierów rozwodowych. Białaczka synka pokrzyżowała jej plany. Tak uważała ,ale czuła zupełnie inaczej. Szukała jedynie pretekstu ,aby tego nie robić. Nie składać pozwu.
 Nie chciała ,żeby nastąpił  całkowity rozpadł ich małżeństwa. Przyrzekła sobie ,że ona nie przejmie inicjatywy. Czekała na jego ruch. Ta gra była nierówna. Ponieważ nie zależne od decyzji sądu ktoś by cierpiał. Jedynym rozsądnym rozwiązaniem mogło być przebaczenie. Zaczęcie od początku. Zapomnienie dawnych win i skupienie się na ważnych aspektach życia. Uczenia funkcjonować jak prawdziwa rodzina. Bez zgrzytów, pretensji, żali i lekceważenia drugiej osoby. Przed nimi otwierała się nowa droga ,którą mogli wypełnić dobrymi dniami spędzonymi w miłości z zdrowym synkiem ,który miał szansę wyzdrowieć.
Mama mówiła jej ,że nie wolno poddawać się bez walki. Zwłaszcza ,gdy stawką jest życie ,a los prowadzi z nami nierówną grę. Ula zachowała w pamięci słowa nieżyjącej mamy .
W snach widywała jej pogodną twarz. Zbierała kwiaty krocząc w długiej sukni po łące i plotła wianki. Głowę kobiety zdobił wianek z polnych kwiatów. Ula nie rozpoznawała czy to jej się naprawdę śni czy jest przywróconym wspomnieniem z dzieciństwa ,gdy przynosiła do domu kwiatki ,a mała plotła wianuszki i wsuwała je na jej gęstą czuprynkę. Miłość do zwierząt, dzieci i kwiatów Ula odziedziczyła po mamie. Uwielbiała się kimś opiekować , troszczyć.
Często dopadały ją wyrzuty sumienia ,że niewysłuchana Marka i zraniła go swoim odejściem. Nie umiała wrócić tam spojrzeć mu w oczy i powiedzieć ,że wierzy w jego niewinność i dalej kocha.
Zważając na zły stan zdrowia dziecka nie mogła opuścić miasta. Nie chciała też ściągać Marka do Poznania. Przeszło jej  to przez myśl jednakże szybko odrzuciła ten pomysł. Wówczas Dobrzański czekał na znak od Uli. Chodził do specjalisty ,bo miał poważne zaburzenia snu ,które wywoływały u niego nerwowość w ciągu dnia. Po przepisaniu środków nasennych spał nieco lepiej ,ale wciąż coś było nie tak. Zaczął częściej chodzić do terapeuty. Szukał porady. Wskazówki w jaki sposób mógłby odzyskać Ulę i jej utracone zaufanie. Po paru miesiącach bez Uli czuł się beznadziejnie. Strasznie tęsknił. Jeździł do Rysiowa żebrząc o adres ,ale Józef był nieugięty. Nie zdradził gdzie zaszyła się jego najstarsza latorośl.

****

Zakradł się na palcach do pokoju przynosząc bukiet róż i rozsunął zasłony dając trochę światła poranka do środka. Smugi światła tańczyły po ścianach. Kobieta osłoniła twarz przed rażącymi promykami słońca i nakryła głowę poduszką.
- Kochanie , już wpół do ósmy – poinformował cicho Marek ściągając z łóżka kołdrę.- Za czterdzieści minut mamy wizytę w klinice ,a Mikołajek jeszcze śpi.
- To go obudź- odrzekła nieuprzejmie odwracając się w drugą stronę.- I Nie przychodź tu bez pukania- dodała ostro.
- Ulka – dotknął jej pleców chcąc z nią porozmawiać i dojść do porozumienia.- Ilekroć ci powtarzam ,że tego nie zrobiłem ty wierzysz w swoje przekonania. - Postąpiłaś głupio ,Ula- odezwał się ponownie. Nie odwróciła się trzymając się swych racji.
Powie ,co ma do powiedzenia i sobie pójdzie i da mi spokój. Tylko czy ja serio tego chcę? Nie wiem.
- Po pierwsze przychodzisz do mnie po takim czasie i informujesz o chorobie dziecka o którym nie wiedziałem , bo ty zataiłaś ten fakt przede mną. Mikołajek jest  ciężko chory i potrzebna jest mu pomoc specjalistów ,a co gdybyś nie zdążyła? Wysłałabyś mi maila ,że nasz syn umarł? Wiesz jakbym się wtedy czuł? Masz pojęcie ,co znaczy być razem w zdrowiu i chorobie? Owszem przyjęłaś taką wersję zdarzeń ,która wydawała ci się najwygodniejsza. Łatwo jest kogoś osądzić i wierzyć w winę drugiej osoby nawet nie znając wszystkich szczegółów.
- Znam szczegóły. Rozmawiałam z Baśką. Sebastian z tą dziewczyną ukartowali wszystko i chcieli wyłudzić od ciebie pieniądze. Stałeś się łatwym źródłem dochodów. Nie rozumiem postępowania Sebastiana. Zaprzepaszczać tyle lat przyjaźni? Bez sensu. Gdzie on ma rozum? Gdybym ci nie wierzyła nie byłoby mnie tu. Nie jestem tu tylko ze względu na nasze dziecko. Nie przestałeś być nigdy dla mnie ważny- patrzyła teraz wprost na niego. - Pozwól mi się ubrać ,a ja za chwilę zejdę na dół. 
- Myślałem ,że zjemy razem.
- Innym razem ,a teraz zostaw mnie samą. 
- Wstydzisz się mnie?- spytał mocno zdziwiony.
- Nie. Muszę zebrać myśli. Chcę po prostu zostać w chwilę sama. Uszanuj to.
- Szanuję ,ale odnoszę wrażenie ,że jestem ci zupełnie zbędny.
Spuściła na moment głowę i  po czym powiodła wzrokiem po ścianie ze zdjęciami.
Odłożył kwiaty na pościel z ociąganiem podniósł się z łóżka i z miną zbitego psa opuścił jej sypialnie zawiedziony ,iż żona nie chce słuchać jego wyjaśnień. 
- Marek to nie tak. Wciąż jesteś dla mnie bardzo ważny zaraz po synku najważniejszy. Kocham was obu.- powiedziała,lecz nie usłyszał. Nie zauważyła jego wyjścia. 
 Po pięciu minutach zaniósł żonie przygotowane dla niej wcześniej śniadanie. Leżała okryta kołdrą.

- Śpiochu pora na śniadanie- rzekł wesołym tonem.- Nie proś mnie ,abym musiał użyć radykalnych środków.
- Postaw na stoliku, zjem później.
- Później wystygnie i nie będzie dobrze smakować. Ula nie daj się prosić. Zaraz obudzę małego i przygotuję mu coś pysznego do jedzenia.
- Ja to zrobię- sięgnęła po szlafrok okrywając się nim i usiadła na łóżku sięgając po filiżankę z kawą. 
- Mmm- zamruczała.- Pyszna. Zapamiętałeś jaką lubię.
- Pamiętam wszystko ,co związane z tobą - uśmiechnął się uroczo i z ognikami w szarych oczach.
- Mikołajkowi sama przygotuję posiłek- zmieniła temat.
- Ja mogę to zrobić- wtrącił Dobrzański.- Powinien mnie bardziej poznać.
- Marek , nie oto chodzi. Mikołaj ma specjalną dietę i muszę się jej ściśle trzymać. - Byłeś dziś u niego?
- Nie ,a co?- z jej twarzy wyczytał niepokój. 
- Budzi się zawsze przed siódmą i mnie woła. Po wyjściu ze szpitala nauczył się wychodzić z łóżeczka i mnie szukać po domu.
- Nic nie słyszałem. Przechodziłem obok jego pokoiku ,ale była cisza.    

Marek poszedł do pokoju dziecięcego. Wystraszony ukląkł na podłodze sprawdzając czy jego synek oddycha. Leżał bez ruchu na podłodze ,a jasny dywanik zdobiła rubinowa niewielka plama. Krzyk zaniepokoił Ulę. Przybiegła spojrzała na synka i męża i natychmiast  sięgnęła po komórkę i wzywając pogotowie.


                       ***
Rodzice chłopca siedząc na korytarzu i czekając na wyniki badań przeżywali jedną z najgorszych chwil w swoim życiu. Zapłakana Ula zerknęła dyskretnie na Marka. Przyjrzała się jego profilowi i westchnęła niezauważalnie. Kobieta przerwała panującą między nimi ciszę.
- Myślisz ,że on z tego wyjdzie ? Raz już zachorował. Spędził w szpitalu większość czasu. Niedawno lekarze zauważyli znaczną poprawę. Mały wracał do zdrowia. Chętnie się bawił, dużo śmiał i był pogodnym dzieckiem. Uwierzyłam w jego powrót do zdrowia ,a ostatnie trzy dni sugerują ,iż jest coraz gorzej i choroba…- rozpłakała się.
Marek bez zastanowienia zajął miejsce na krześle obok i objął ją ramieniem.
- Mikołajek wyzdrowieje. Zrobię wszystko ,co w mojej mocy ,aby tak było. Los nie może odebrać nam jedynego dziecka ,które oboje bardzo kochamy.
Położyła dłoń przykrywając jego dłoń i spojrzała z wdzięcznością w oczy.
- Dziękuję ci ,że tu ze mną jesteś. Bez ciebie nie dałabym rady przechodzić tego po raz drugi.
- Damy radę , kochanie.
- Kocham cię- wyznała opierając głowę na jego ramieniu. Chwilę później zostali poproszeni przez lekarza  do gabinetu.