W
poniedziałek stan małego nie uległ
poprawie pomimo podanego leku. Zwiększono dawkę i czekano na rezultat.
Lekarz poinformował rodziców o problemach Mikołajka z przyjmowaniem pokarmów,
utrzymującą się gorączką. Badania krwi
wykazały wysoką leukocytozę (wzrost liczby białych krwinek). Lekarz
poprosił rodziców do gabinetu.
-
Niestety nie mam dla państwa dobrych wieści- oznajmił lekarz.- Muszę zatrzymać
państwa syna w klinice. Zrobiliśmy wstępne badania i czekamy na wyniki. Mały ma
niską odporność. Proszę mi powiedzieć czy zdarzały się w czasie trwania choroby
krwotoki z nosa , utraty przytomności , podwyższona temperatura?
-
Ostatnio gorączkował ,ale byłam pewna ,że to zwykła infekcja. Przechodził
takich wiele. Raz zdążyło się niewielki krwotok. Za to nigdy nie stracił
przytomności ,aż do dnia dzisiejszego- wyjaśniła zwięźle. Marek śledził
wzrokiem lekarza poprawiającego nieustannie okulary w drucianej oprawce. –
Panie doktorze …
-
Nie znamy bezpośredniej przyczyny pogorszenia stanu zdrowia dziecka- odparł
doktor jakby czytając jej w myślach.
W
oczach Dobrzańskich zamigotały łzy słuchając dalej lekarza. Ula ukryła twarz w
dłoniach cicho szlochając. Marek położył jej rękę na plecach dodając otuchy ,a
gdy zostali na moment sami w gabinecie ,aby podjąć decyzję o przeszczepie
,przytulił ją do swojego boku. Oparła na nim swój policzek czując bliskość
drugiej osoby. Nie była sama z problemami. W Marku miała oparcie nie zdawała
sobie nawet sprawy jak bardzo jej tego brakowało.
-
Nasz synek wyzdrowieje. Znajdę specjalistów ,którzy go wyleczą. Jeszcze będzie
biegał po ogrodzie za piłką. Zobaczysz wszystko się ułoży.
-
Ułoży- powtórzyła głucho.- Nie wyobrażam sobie by miało być inaczej.
-
Czy możemy go zobaczyć?- zapytał Marek pragnąc uzyskać twierdzącą odpowiedź.
Lekarz
pokręcił głową.
-
Chłopiec dostał lek przeciwgorączkowy i śpi. Jest bardzo osłabiony. Chciałbym
porozmawiać z państwem o kosztach leczenia. Zanim znajdzie się dawca i proces
jego poszukiwań mały musi zostać odpowiednio przygotowany do zabiegu- tłumaczył
lekarz onkologii o dość nietypowym imieniu Horacy.- Uprzedzam ,że lek jest
bardzo drogi.
-
Cena nie gra roli jeśli chodzi o życie mojego syna- powiedział stanowczo
Dobrzański.- Naszego- poprawił zerkając na siedzącą nieruchomo żonę.
Ula
przejrzała go wiedząc ,że pomyślał o matce i fundacji. Dzięki niej mogli
znaleźć środki na leczenie swojego synka. Marek zamierzał poruszyć niebo i
ziemię ,żeby tylko uratować Mikołajka.
- Mikołajek leży na OIMiE. Ma podłączoną
kroplówkę- mówiła przejętym głosem ,a jej niebieskie oczy zachodziły łzami.-
Chciałabym oszczędzić mu cierpienia. Nie mogę patrzeć na te małe ciałko…
-
Wiem, skarbie- składając pocałunek w czubek głowy żony.- Bez chemioterapii nie
możemy liczyć na wyzdrowienie malca.
- A
słyszałeś ,co lekarz mówił o leczeniu?
-
Marek on już miał chemioterapię. Niby było w porządku ,a…
-
Często to tylko złudzenie. Nic nie daje stuprocentowej pewności…, ale Mikołaj
jest w dobrych rękach.
-
Czy po zakończeniu chemioterapii brany będzie pod uwagę przeszczep?- dopytywał
Marek chcąc uzyskać informację o dalszym leczeniu synka.
-
Nie wykluczone ,że tak.
***
Kobieta
rozpłakała się widząc swojego synka leżącego w łóżeczku z podłączoną rurkę pod
noskiem. Na małej rączce znajdowały się małe krostki i podłączona kroplówka.
Przerażała ją jego kredowy kolor skóry. W przeciągu dwóch dni kilka razy
krwawił z nosa i raz z ust. Nie mógł jeść, płakał z bólu i patrzył na nią
wielkimi bezradnymi oczkami nie mając siły się podnieść. Drżały mu usta , mówił
niewyraźnie powtarzając ,, mama to boli’’, mama boli’’. Markowi przyglądał się
nieufnie ,a gdy ten do niego podchodził i chciał dotknąć zakrywał oczy i
powtarzał ,żeby sobie poszedł. Ula tłumaczyła ,że to jego tatuś ,ale malec
nie chciał jego obecności. Był rozdrażniony i płaczliwy.
Marek
nie zniechęcał się słowami dziecka przychodząc codziennie do kliniki onkologii,
rozmawiając z lekarzami i wspierając żonę. W firmie znalazł zastępstwo. Pracownicy rozumieli powagę sytuacji , nie zadawali zbędnych pytań ,jedynie milczeli i współczuli lub podchodzili do tego obojętnie.
-
Mały spójrz do ciebie przyszedł-
zagadnął Marek zapraszając ruchem ręki Aleksa ,aby wszedł do środka. Musiał
przed tym założyć strój ochronny i maseczkę. Zbliżył się do małego i położył
pluszową zabawkę.
-
Dzięki ,że przyszedłeś. Co w firmie?
-
Pshemko zwolnił Izę i przyjął nowego asystenta. Człowiek o niczym nie ma
pojęcia. Praca z nim idzie mistrzowi dwa razy wolniej. Nie wiem skąd go wziął.
-
Mistrz ma talent do znajdywania dość oryginalnych ludzi.
- I
z tym się z tobą zgodzę. A u was widzę nie wesoło. Może mógłbym jakoś pomóc?
- Na
razie mały dostaje leki. Raz pomagają , a raz nie. Różnie. Góry i doły jak to
mówią. Lekarz rozważa przeszczep.
-
Mówił kto może zostać rzekomym dawcą?
-
Nie , ale podejrzewam ,iż członkowie najbliższej rodziny.
- A
gdybyś ty mógł zdecydowałbyś się?
-
Nie wahałbym się ani minuty- odparł zdecydowanie.- Nic nie jest cenniejsze niż
moja rodziną ,którą tworzą Ula i Miki. Nie wyobrażam sobie bez nich życia.
****
-
Marek?- zdumiony Krzysztof odłożył gazetę, witając syna.- Przyjechałeś z
Ulą? Słyszałem ,że się pogodziliście.
Niech zgadnę znowu coś popsułeś?
-
Tym razem nie chodzi o mnie. Nie pokłóciłem się z Ulą, jesteśmy razem i tak
zostanie. Nie zamierzam jej zostawiać.
- A
ona ciebie?
-
Ula mnie kocha i nie przyjechałem rozmawiać tu o naszym małżeństwie i nie
porozumieniach. Najlepiej wyjaśni to zdjęcie- wręczył zszokowanemu ojcu
fotografię małego chłopczyka.
Krzysztof pogrążony w kontemplacji trzymał w dłoni zdjęcie. Helena słysząc głos Marka przyszła zaciekawiona wyjmując z rąk męża obrazek i uśmiechając rzucając pytające spojrzenie synowi.
Krzysztof pogrążony w kontemplacji trzymał w dłoni zdjęcie. Helena słysząc głos Marka przyszła zaciekawiona wyjmując z rąk męża obrazek i uśmiechając rzucając pytające spojrzenie synowi.
-
Coś ty ośle narobił! Nie dość ,że zdradziłeś żonę , naraziłeś nas na hańbę i
pośmiewisko. Później niby przyjaciel okazał się podłą szują. Zarzekałeś się ,że
nie zdradziłeś jej więc skąd to dziecko?
-
Wina leży po stronie Sebastiana. Nie skrzywdziłem Uli. Kocham tą niezwykłą ,silną , piękną i mądrą
kobietę ,którą poślubiłem kilka lat temu. Nie zrezygnuję z niej nigdy ,bo ona
nadaje barw mojemu życiu.
- Wszyscy
mówią o waszym rozwodzie i ,że żona od ciebie uciekła ,a teraz gdy dobrodusznie
ci wybaczyła ,bo cię kocha ty cholerny idioto – wycelował w niego palec nie
spuszczając z ostrego tonu to gardzisz jej uczuciami i pokazujesz nam jakieś
dziecko twojej kochanki? Przyczyny rozpadu waszego małżeństwa?
-
Dziecko nie jest przyczyną rozpadu małżeństwa- zaprotestował gwałtownie Marek.-
Tylko owocem miłości. Nie błędem wynikającym ze skoku w boku ,bo go nie było.
Tato nie ufasz mi? Według ciebie mógłbym być tak zepsuty i głupi ,żeby niszczyć
własne szczęście?
Spojrzeli
po sobie zmieszani.
-
Twój tata ma rację. Nie możemy uznać tego dziecka za twojego wnuka. Nie mamy
żadnych wątpliwości ,że jesteś jego ojcem ,ale nigdy nie akceptujemy jego
matki. Kto to w ogóle jest- do rozmowy włączyła się Helena.
-
Ula- odparł krótko.
Na
ich pobladłych twarzach malowało się niedowierzanie. Przerażone oczy ojca
wbijały się w niego ,aż czuł lniana koszula zaczęła go uwierać ,a kołnierzyk
gryźć. Poluzował krawat przyglądając się poważnej minie matki.
-
Urszula Dobrzańska moja żona jest matką dziecka z fotografii. Ma na imię Mikołaj
i od mniej więcej szóstego miesiąca życia cierpi na ostrą białaczkę
limfatyczną. Obecnie przebywała w klinice onkologii dziecięcej. Zapiszę wam na
kartce adres ,żebyście nie zapomnieli jeżeli zdecydujecie się na odwiedziny-
mówił jak nakręcony nie dając dojść do słowa matce układającej sobie wszystko w
głowie.
-
Straszne- odezwała się poruszona do głębi Helena.- Ten malec jest twój i Uli?
Z
niedowierzaniem zamknęła usta milcząc zawzięcie.
-
Dlaczego nam nie powiedziałeś? Nie zwróciłeś się do nas o pomoc?- zapytał
przyciszonym głosem Krzysztof.- Pomoglibyśmy w granicach możliwości. Przecież
chodzi o naszego wnuka.
-
Wyleciało mi to z głowy. Byliśmy stale przy małym i szukaliśmy ratunku dla
niego.
-
Wszystko się poukłada. Mały wyzdrowieje w końcu Dobrzańscy to silne istoty. Ty
też taki byłeś ,a to krew z twojej krwi.
-
Dzięki mamo- posłał jej niewymuszony lekki uśmiech. Objęła syna dodając mu
otuchy i obiecując ,iż nie zostawi ich z problemem samych.
****
Drugie
urodziny Mikołajek spędził w klinice onkologicznej. Obyło się bez tortu,
świeczek, gości i prezentów. Nikt nie śpiewał ,,sto lat’’. Ula kupiła pluszaka
,piżamkę ,a Marek książeczki z obrazkami
nową bluzeczkę z miszką miki. Dziadkowie pokochali malca od pierwszego
spotkania. Helenie pociekły łzy z oczu na widok chorego chłopczyka patrzącego
na nią i Krzysztofa z nieufnością i zaciekawieniem. Widziała małe rączki
ściskające misia i te słodkie dołeczki w policzkach ,które miał po Marku.
Wstał chwiejnie wyciągając rączkę z zabawką uderzającą na twarde podłoże.
Rozpłakał się wyciągając rączki. Marek je podniósł biorąc Mikołajka na ręce i uspokajając go. Miki przywykł wkrótce do obecności dziadków i chętnie spędzał z nimi czas ,gdy czuł się w miarę dobrze. W gorszych dniach marudził i nie chciał się bawić, jeść i ciągle płakał.
Wstał chwiejnie wyciągając rączkę z zabawką uderzającą na twarde podłoże.
Rozpłakał się wyciągając rączki. Marek je podniósł biorąc Mikołajka na ręce i uspokajając go. Miki przywykł wkrótce do obecności dziadków i chętnie spędzał z nimi czas ,gdy czuł się w miarę dobrze. W gorszych dniach marudził i nie chciał się bawić, jeść i ciągle płakał.
Aleks wpadał czasami przynosząc coś maluchowi.
Marek wrócił do pracy zajmując się obowiązkami i przychodząc do synka po niej.
Obojgu zmęczenie mocno dawało się we znaki. Rozmawiali z lekarzami, na zmianę
siedzieli przy dziecku. Ula widziała wyraźne zaangażowanie Marka i doceniała
jego pomoc , wsparcie i czerpała radość z jego obecności. Nie drążyła tematu
domniemanej zdrady w rzeczywistości w ogóle nie miała ona miejsca. Brakowało im
czasu dla siebie ,ale liczyli ,że gdy malec wróci do domu nadrobią stracony
czas. Marzyła o wyjedzie z mężem w miejsce z romantyczną scenerią. Odpocząć ,
nacieszyć się przyrodą i swoim towarzystwem. Nie myślała już o rozwodzie. W ich
życiu zaszło trochę pozytywnych zmian. Czekali na ostatnią. Pokonanie
białaczki.
Przeglądała
stronę za stroną dołując coraz bardziej uzyskanymi tam informacjami. Załamywała
ręce nie wierząc w wyzdrowienie synka. Marek na próżno usiłował oderwać jej
uwagę od zaczytywaniu się o nowotworach.
-
Kochanie w ten sposób nie pomożesz
małemu ,a samej zaszkodzisz. Doskonale wiem ile cię to kosztuje.Nie potrzebnie
się tym katujesz- argumenty męża do Uli nie docierały.- Marek nie jestem ślepa.
Mikołajek umiera i ja muszę na to patrzeć.
-
Postaw się na moim miejscu. Ula ja też się boję. Jestem przerażony tym ,co może
się stać w najbliższej przyszłości. Drżę każdego dnia o zdrowie Mikołajka. Nie
poddawajmy się Ulka tak łatwo- utkwił wzrok w jej twarzy. Wydawała mu się zagubiona i bezradna wobec okrutnego losu , który chciał odebrać jej synka.
Wypłakiwała
się w ramiona Marka znużona bezustanną walką o życie dziecka. W pamiętniku
opisywała wizyty w klinice, czuwanie przy chłopczyku i każdą zmianę dotyczącą
jego zdrowia. Czytała mu bajeczki z ściśniętym gardłem patrząc na wątłe blade
ciałko synka. Siniaki po licznych nakłuciach, ranki niechcące się zbyt szybko
goić. Chłopczyk wykazywał zainteresowanie opowieściami zawartymi na kartach
powieści. Głaskała jego czarną czuprynkę licząc na cud. Zmieniali się , jechali
do domu i wracali do małego. Przywozili zabawkę. Marek kupił dużego
niebieskiego słonika.
Mały
czuł się tego dnia lepiej. Siedział w łóżeczku bawiąc się samochodzikiem
przyniesionym przez tatę. Uśmiechał się do niego jeżdżąc po krawędzi mebelka i zagadując do bruneta.
-
Kocham cię mój mały- szepnął.- Chciałbym z mamusią zabrać cię do domku.
- Do
domku- powtórzył malec.- Nie cie mieć
zepsutej krwi- wyznał z poważną minką.
-
Kto powiedział ci o zepsutej krwi? Mama opowiadała o chorobie?
- A
cio to jeś?
-
Choroba to taki niefajny wirus atakujący nasz organizm.
-
Potwór – wtrącił rezolutnie Mikołajek.
-
Tak. Może być ,że potwór.
-
Czy on mnie zje?
-
Nie- zaśmiał się pod nosem ,chociaż w tej sytuacji do śmiechu Markowi nie było.
– Znajdziemy lekarstwo na tego potwora i
pozbędziemy się go- poczochrał małemu włosy.
- Tatusiu zaspewaj – poprosił.
-
Nie umiem śpiewać. Kochanie….
-
Szukasz ratunku?- spytała rozbawiona. – Okey ja mu zaśpiewam. Ma jedną
ulubioną piosenkę.
Dobrzańska
wybawiła męża z opresji. Nie tylko ich synek uwielbiał słuchać jej głosu.
Pięknie śpiewała. Z pozoru sprawiali wrażenie idealnej rodzinki walczących z
przeciwnościami losu.
Dwa
miesiące po ukończeniu dwóch lat przez chłopczyka odbył się wyczekiwany przez
wszystkich przeszczep. Lekarze mówili o zgodności tkankowej i dużej szansie na
wyleczenie. Wykończona Ula przysnęła na korytarzu siedząc przy teściowej ,która
przyniosła jej kawę i kanapkę. Wczoraj zastąpiła ją czuwając z mężem przy wnuku
,a ona z Markiem pojechali się odświeżyć i przespać. Ula nie zamykała mężowi
drzwi do sypialni. Zabrała rzeczy ze swojego pokoju przenosząc się do ich
wspólnej. Zajęło jej to mnóstwo czasu. Niby wybaczyła ,ale dalej trzymała go
trochę na dystans tylko w trudniejszych chwilach czyli podczas byciu przy synku
pozwalała na czulsze gesty. Przełomowy moment nastąpił po zawiadomieniu o
stanie zdrowia Mikołajka ,rodziców. Seniorzy Dobrzańscy rozpieszczali wnuka jak tylko mogli. Rodzice starali się zachować trochę zdrowego rozsądku zwłaszcza Ula ,bo Marek z trudnością powstrzymywał się od kupowania małemu co rusz nowych zabawek, ubranek jakby chciał nadrobić czas ,gdy go nie było. Żonie też sprawiał niespodzianki w postaci kwiatów, biżuterii czy wyjazdów.
Powoli zaczęli od nowa zabierając dziecko do domu i ciesząc się dobrymi wynikami malca.
Ula poważnie rozmyślała nad powrotem do pracy wysyłając małego do przedszkola po skończeniu trzech lat.
Ula nie żałowała powrotu do męża. Nieporozumienia od razu wyjaśniali, zdarzała się różnica zdań i przekomarzanie ,ale nigdy nie kończyło się to awanturą. Podejrzeń także nie miewała ponieważ Marek nieustannie ją zaskakiwał i udowadniał jej ,każdego dnia jak bardzo kocha ją i dziecko.
Epilog
- Tatusiu z jakiej to bajki? - pytał podchodząc do coraz nowych figur z różnych bajek i wskazywał rączką śmiejąc się i skacząc. Rozpierała go energia. Marek i Ula za nim nie nadążali. Biegał wokół nich wypytując o wszystko. Dobrzański cierpliwie odpowiadał malcowi na trudne pytania. Pośród drewnianych rzeźb był Shrek z Fioną, Jaś i Małgosia, Smerfy , Gucio i Maja, Prosiaczek i Kubuś i wiele innych postaci z bajek.
- Mamusiu zrobisz mi zdjęcie z tym panem?
- To Pinikio- wyjaśniła z uśmiechem Ula.
Porobiła kilka zdjęć. Przeszła przez drewniany mostek ,a Marek wziął chłopca na barana i tak zwiedzali dalej ogród bajek w Międzygórzu. Pięcioipółletni Mikołajek cieszył się miłością ,którą otaczali go rodzice, dziadkowie i przyjaciele. Wyrastał na mądrego chłopca.
- Kochanie zobacz źródło miłości- rzekła zachwycona Ula.
- Ja się w to nie bawię- z trudem utrzymywał powagę.- Zamierzasz całować innego księcia to ja nie jestem tym jedynym?
- Oczywiście ,że jesteś - zapewniła całując go namiętnie.
Mikołajek bawił się taty telefonem i niecierpliwił się ,kiedy zrobią mu zdjęcie. Uwielbiał być fotografowany. Dziadkowie nazywali go małym modelem.
Chodził z mamą na kontrolne badania. Nie wykazały niczego niepokojącego. Przeszczep się przyjął ,a Ula była niesamowicie dumna z męża ,że podarował ich synkowi coś tak cennego jak życie. Jej podarował coś jeszcze. Siebie, swoją miłość, wsparcie, dobre słowo i tą małą istotkę rozwijającą się pod jej sercem. Śmiali się , robili zdjęcia i usiedli przy drewnianym wielkim stole odpoczywając i spożywając posiłek. Jakaś para poprosiła ich o zrobienie fotki. Mieli dwójkę dzieci.
- Bajkowe to nasze życie- podsumował Marek. - A jak nasza kruszynka?- spytał przykładając dłoń do lekko zaokrąglonego brzucha.
- Dobrze. Ale znów mam ochotę na sok z grejpfruta i maliny. A wracając do nas to nie zawsze nasze życie przypominało bajkę. W większości raczej dramat i nie przewidywałam ,że mogłoby się to tak potoczyć. Nie ufałam ci , mało rozmawialiśmy dałam się ponieść emocją i uwierzyłam w plotki i wyobraziłam po prostu za dużo. Przepraszam obiecuję nie popełniać więcej podobnych błędów.
- Człowiek całe życie uczy się na błędach.
- Tak. Po drodze do szczęścia spotkała nas lawina nieszczęść i splot nieszczęśliwych zdarzeń. Cieszę się ,że spróbowaliśmy i mamy siebie i Mikołajek jest już zdrowy.
- Kocham was - ucałował usta ukochanej i posadził sobie synka na kolanach. - Jutro z rana po zjedzeniu śniadania bajko trwaj i ahoj przygodo zabieram was do ducha gór i nad wodospad - wykrzyknął ,a mały i ona wybuchnęli śmiechem.- O ile dobrze będziesz się czuła i Nikolka.
- Nikolka?
- Albo Mateuszek jeśli to będzie drugi chłopczyk.
- Wolałabym dziewczynkę.
- Księżniczkę?- spytał mały Miki.- A będzie bawiła się ze mną w wyścigi?
- Dziewczynki przeważnie bawią się lalkami,ale są takie ,które lubią samochody i klocki.
- lalki są głupie. E to ja wolę braciszka.
- I za to was kocham. Nigdy nie brak wam energii i tryskacie humorem jak to robicie?
- Słodka tajemnica- odparł Marek.
KONIEC!
Powoli zaczęli od nowa zabierając dziecko do domu i ciesząc się dobrymi wynikami malca.
Ula poważnie rozmyślała nad powrotem do pracy wysyłając małego do przedszkola po skończeniu trzech lat.
Ula nie żałowała powrotu do męża. Nieporozumienia od razu wyjaśniali, zdarzała się różnica zdań i przekomarzanie ,ale nigdy nie kończyło się to awanturą. Podejrzeń także nie miewała ponieważ Marek nieustannie ją zaskakiwał i udowadniał jej ,każdego dnia jak bardzo kocha ją i dziecko.
Epilog
- Tatusiu z jakiej to bajki? - pytał podchodząc do coraz nowych figur z różnych bajek i wskazywał rączką śmiejąc się i skacząc. Rozpierała go energia. Marek i Ula za nim nie nadążali. Biegał wokół nich wypytując o wszystko. Dobrzański cierpliwie odpowiadał malcowi na trudne pytania. Pośród drewnianych rzeźb był Shrek z Fioną, Jaś i Małgosia, Smerfy , Gucio i Maja, Prosiaczek i Kubuś i wiele innych postaci z bajek.
- Mamusiu zrobisz mi zdjęcie z tym panem?
- To Pinikio- wyjaśniła z uśmiechem Ula.
Porobiła kilka zdjęć. Przeszła przez drewniany mostek ,a Marek wziął chłopca na barana i tak zwiedzali dalej ogród bajek w Międzygórzu. Pięcioipółletni Mikołajek cieszył się miłością ,którą otaczali go rodzice, dziadkowie i przyjaciele. Wyrastał na mądrego chłopca.
- Kochanie zobacz źródło miłości- rzekła zachwycona Ula.
- Ja się w to nie bawię- z trudem utrzymywał powagę.- Zamierzasz całować innego księcia to ja nie jestem tym jedynym?
- Oczywiście ,że jesteś - zapewniła całując go namiętnie.
Mikołajek bawił się taty telefonem i niecierpliwił się ,kiedy zrobią mu zdjęcie. Uwielbiał być fotografowany. Dziadkowie nazywali go małym modelem.
Chodził z mamą na kontrolne badania. Nie wykazały niczego niepokojącego. Przeszczep się przyjął ,a Ula była niesamowicie dumna z męża ,że podarował ich synkowi coś tak cennego jak życie. Jej podarował coś jeszcze. Siebie, swoją miłość, wsparcie, dobre słowo i tą małą istotkę rozwijającą się pod jej sercem. Śmiali się , robili zdjęcia i usiedli przy drewnianym wielkim stole odpoczywając i spożywając posiłek. Jakaś para poprosiła ich o zrobienie fotki. Mieli dwójkę dzieci.
- Bajkowe to nasze życie- podsumował Marek. - A jak nasza kruszynka?- spytał przykładając dłoń do lekko zaokrąglonego brzucha.
- Dobrze. Ale znów mam ochotę na sok z grejpfruta i maliny. A wracając do nas to nie zawsze nasze życie przypominało bajkę. W większości raczej dramat i nie przewidywałam ,że mogłoby się to tak potoczyć. Nie ufałam ci , mało rozmawialiśmy dałam się ponieść emocją i uwierzyłam w plotki i wyobraziłam po prostu za dużo. Przepraszam obiecuję nie popełniać więcej podobnych błędów.
- Człowiek całe życie uczy się na błędach.
- Tak. Po drodze do szczęścia spotkała nas lawina nieszczęść i splot nieszczęśliwych zdarzeń. Cieszę się ,że spróbowaliśmy i mamy siebie i Mikołajek jest już zdrowy.
- Kocham was - ucałował usta ukochanej i posadził sobie synka na kolanach. - Jutro z rana po zjedzeniu śniadania bajko trwaj i ahoj przygodo zabieram was do ducha gór i nad wodospad - wykrzyknął ,a mały i ona wybuchnęli śmiechem.- O ile dobrze będziesz się czuła i Nikolka.
- Nikolka?
- Albo Mateuszek jeśli to będzie drugi chłopczyk.
- Wolałabym dziewczynkę.
- Księżniczkę?- spytał mały Miki.- A będzie bawiła się ze mną w wyścigi?
- Dziewczynki przeważnie bawią się lalkami,ale są takie ,które lubią samochody i klocki.
- lalki są głupie. E to ja wolę braciszka.
- I za to was kocham. Nigdy nie brak wam energii i tryskacie humorem jak to robicie?
- Słodka tajemnica- odparł Marek.
KONIEC!
No i takie zakończenia to lubię.
OdpowiedzUsuńOwszem z początku to opowiadanie nie zapowiadało się na takie zakończenie. Ale ja wierzyłam, że im się uda. I miałam rację.
Nie będę mówić jak wspaniałym ojcem okazał się Marek, bo w takiej sytuacji każdy rodzic postąpiłby identycznie. Ale godna podziwu jest jego walka o rodzinę i nie poddawanie się. Ula w końcu zrozumiała, a przede wszystkim uwierzyła Markowi. Nawet Aleks ma ludzką twarz.
A epilog to już sama słodycz. Mikołajek wyzdrowiał, w drodze kolejny potomek i wszyscy szczęśliwi.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Marek do utraty tchu walczył zawzięcie o życie i zdrowie synka, włączył innych w pomoc ratowania małemu życia , ale to on zdobył się na oddanie szpiku i nie dlatego ,żeby uznano go za bohatera i ,żeby Ula była dumna , ale z miłości do własnego dziecka. Każdy rodzic chorego dziecka chcę ,aby ono wyzdrowiało i walczy o niego do upadłego. ( znam takich ludzi) Marek i Ula też tu się nie poddali i wreszcie zaświeciło dla nich słonce i mogą się cieszyć miłością i po prosto zwyczajnie życiem. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńTo była bardzo piękna i poruszająca historia, w której nie zabrakło łez i wzruszeń. Pięknie oddałaś rozpacz rodziców i ich walkę z potencjalnie śmiertelną chorobą synka. To wstrząsające, gdy rodzice tak bardzo chorego malucha muszą patrzeć na to, jak on gaśnie w oczach. Właściwie nie piszesz wprost, że to jednak Marek okazał się dawcą. Już później zaznaczasz tylko, że uratował synkowi życie i na tej podstawie domyśliłam się, że szpik pochodził od Marka. Skończyło się bardzo szczęśliwie, chociaż mogło by być przecież różnie. Dziecko wyzdrowiało a oni doszli do porozumienia i zgody. Drugie dziecko jest już taką wisienką na torcie i ukoronowaniem ich poświęcenia, nieprzespanych nocy, wylanych łez i wreszcie pogodzenia. Zakończenie takie jak lubię.
OdpowiedzUsuńNiestety w ten idylliczny obraz, w tę piękną treść wpisują się błędy, które psują całość przekazu. Jest trochę błędów logicznych w zdaniach tj. brak wyrazów, które nadawałyby zdaniu sens. Poniżej przekopiowałam kilka przykładów, chociaż jest takich zdań nieco więcej:
-W oczach Dobrzańskich zamigotały słuchając dalej lekarza. - brak wyrazu nadającego sens zdaniu np. zamigotały łzy
-Krzysztof pogrążony w kompletacji trzymał w dłoni zdjęcie.- kompletacja jak sama nazwa mówi oznacza gromadzenie lub kompletowanie czegoś, więc nie wiem co miałaś tu na myśli.
-Choroba to taki nietajny wirus atakujący nasz organizm. - nietajny czy niefajny?
...powstrzymywał się od kupowania małemu co róż nowych zabawek...-co rusz
Porodziła kilka zdjęć. - miałaś na myśli - porobiła?
Jak zwykle zalecam powtórne przeczytanie całości i wyłapanie byczków.
Serdecznie pozdrawiam. :)
Piękna i zarazem smutna historia chorego dziecka , które miało dużo szczęścia i wyzdrowiało ,a rodzice malca doszli do porozumienia,uświadomili sobie jak cennym darem jest życie i ,że mimo przykrych zdarzeń,oskarżeń to są sobie przeznaczeni i się kochają. Pokonali kryzys, dziecko wróciło do zdrowia ,a oni oczekują kolejnego potomka pełni nadziei ,że od teraz będzie już tylko dobrze.Nadzieja ich nie opuszczała do samego końca. I trafne są Twoje domysły. Marek był dawcą dla synka. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńBardzo się cieszę, że nie uśmierciłaś Mikołaja a nawet rozmnożyłaś Dobrzańskich. W towarzystwie będzie mu znacznie lepiej. O chorobie i szpitalu Miki pewnie szybko zapomni, bo jest zbyt mały aby coś takiego pamiętać. Teraz kiedy wszystko co złe jest za nimi mogą cieszyć się każdym dniem jak przedstawiłaś na końcu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
Pozdrawiam miło.
Sytuacja Mikołajka w gruncie rzeczy wydawała się beznadziejna , w końcu zmagał się z śmiertelną chorobą ,ale miał wokół siebie ludzi , którzy zaoferowali swoją pomoc , a największy udział miał w tym Marek. Ojciec małego. I dzięki niemu historia zakończyła się szczęśliwie ,a mogło być różnie. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńJustyna.
OdpowiedzUsuńWiem, że piszę nie na temat ale po zalogowaniu się na mojego bloggera to pojawiły mi się napisy w języku angielskim po lewej stronie. Dla mnie to problem bo nie znam angielskiego a nie pamietam tak na pamięć.
Pozdrawia serdecznie Hania. Za ewentualną pomoc dziękuję.
Puk, puk, halo, jest tu kto? Kiedy coś dodasz? Przesyłam pozdrowienia
OdpowiedzUsuńNie martw się , nie zapomniałam jeszcze o blogu. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńKiedyś były 2 razy w tygodniu a teraz raz na jakiś czas .Pozdrawiam serdecznie i czekam aż coś będzie:-)
OdpowiedzUsuńWiem ,że zaniedbałam bloga i nie będę się usprawiedliwiać.Nie oznacza to ,że kończę z pisaniem. Na razie takich planów nie mam. Pozdrawiam :).
Usuń