- Ostatnie czy coś jeszcze zostało?- zapytał grzecznie
mężczyzna dźwigając kartonowe pudło.
- Tak. Proszę uważać na schodach nie chcę ,żeby coś się
po tłukło.
- Na dwunaste piętro?- chciał się upewnić.
- Jedenaste- odparła bez urazy.
- Przepraszam. Człowiek myśli o wielu rzeczach naraz i
potem nie potrafi zapamiętać głupiego numeru piętra.
- Zbliżają się święta ,każdy bywa roztargniony i
nieobecny- dodała ze zrozumieniem.
- Wybaczy pani ,że spytam pani będzie mieszkać sama?
Kobietę zamurowało ,gdy usłyszały pytanie. Zamrugała
powiekami i zerknęła z ukosa na
mężczyznę ,który wszedł dopiero na pierwszy stopień. Z poprzedniego mieszkania zabrała kilka pudeł. Przyjechała
samochodem ,w duchu gratulowała sobie ,że pomyślała o zrobieniu prawka.
Niestety rzeczy okazały się zbyt ciężkie ,ale z pomocą przyszedł jej człowiek ,którego znała z widzenia i zamieniła z nim ,kiedyś kilka słów.
- Dziękuję ,że zgodził się mi pan pomóc ,ale to
osobiste pytanie.
- Nie chciałem pani urazić- zaznaczył.- Ma pani rację
nie potrzebnie się wtrącam.
- Rozstałam się z chłopakiem dwa miesiące temu ,a teraz
chcę się usamodzielnić i mieszkać sama nie z ojcem.
Wniósł powoli ostatni karton. Zaproponował pomoc
nieznajomej ,bo gdy ją ujrzał miał ochotę zapytać choćby o imię. Czuł ,że musi
ją poznać inaczej zwariuje. Nie wyglądała jak typowa modelka. W jasnym
płaszczyku ,ciemnych włosach z ładną figurą wydała się być raczej przeciętna
,ale podchodząc bliżej z miejsca zauroczył się jej chabrowymi oczami ich barwa
była tak intensywna ,że miał wrażenie nierealności. Jakby przeniósł się w inny
wymiar. Te oczy od razu go urzekły.
Kobieta speszyła się pod jego natarczywym spojrzeniem.
Chętnie przystała na jego propozycje wniesienia kilka pudeł na jedenaste
piętro. Ogromnie była wdzięczna mężczyźnie ,który bez żadnej namowy zdecydował
się jej pomóc.
Podczas przenoszenia kartonów i krótkiej rozmowy
przyjrzała się uważnie elegancko ubranemu mężczyźnie. Śmiało mogła rzecz o nim
,,przystojny’’ bez wątpienia znał się też na modzie. Miły ,uczynny i ten
uśmiech ,który ją oczarował ,szczególnie te słodkie dołeczki w policzkach.
Sprawiał wrażenie pogodnego człowieka. Doskonale zdawała sobie sprawę jak mylne
może okazać się pierwsze wrażenie.
Ojciec nie potraktował na serio jej wyprowadzki.
Przekonywał ją ,że grudzień nie jest odpowiednią porą na tego typu sprawy.
Radził jej ,aby poczekała z tym chociaż do wiosny ,gdy będzie cieplej. Uparła
się jednak na grudzień i tak dwa tygodnie przed Bożym Narodzeniem mieszkała w
nowym miejscu i mieście. Dotąd dojeżdżała tylko do miasta ,a żyła całe życie na
wsi. Tam spędziła dzieciństwo. W domu rodzinnym czekało na nią rodzeństwo z
ojcem. Po prysznicu przebrała się w dres i zajęła się wypakowaniem przedmiotów
,gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Dzień dobry-rzekł na powitanie.- To pani?- wyjął z
kieszeni wisiorek z koniczynką.
- Dziękuję. To pamiątka po mamie. Naprawdę dziękuję-
ucieszyła się.- Uporała się pani z pakunkami?- zajrzał jej przez ramie.
- Nie bardzo. Wstyd się przyznać ,ale dopiero wstałam.
- Ja przed godziną. Może w czymś pomóc?- zapytał
patrząc jej prosto w oczy. Nie wytrzymała w końcu i spojrzała na swoje puchowe
skarpetki ,żeby uniknąć patrzenia w jego stalowo szare oczy.
- Nie ,poradzę sobie. Nie chcę sprawiać panu kłopotu.
- Żaden kłopot. W weekendy nie pracuję ,a planów na
dzisiaj nie mam.
- Panie Marku…
- Marek wystarczy- odparł z kurtuazją i ucałował jej
dłoń. Poczuła dziwny prąd przeszywający
jej ciało.
Poznali się przed blokiem. Wychodziła z budynku.
Poznali się przed blokiem. Wychodziła z budynku.
- Nowa lokatorka?
- Powiedzmy. Cały czas się namyślam- odpowiedziała
poprawiając szalik.- Nie boi się pan?
- Czego?
- Choroby. Bieganie w takim mrozie w dresie to nie
najlepszy pomysł.
- Przyznam ,że nie najlepszy ,ale lubię. Sport to
zdrowie jak to mówią- uśmiechnął się.
- W dużych ilościach szkodzi. Ja wolę biegać wiosną
jest cieplej i przyjemniej.
- Proszę- wręczył jej kartonik.
- Marek Dobrzański prezes ?- przeczytała na głos.
- Tak. Firma modowa Febo&Dobrzański? Kojarzy pani?
- Znajoma z fitnessu tam ,kiedyś pracowała przed
odejściem na macierzyńskie- sięgnęła do torebki po swoją wizytówkę.
- Urszula Cieplak prezes- uśmiechnął się szeroko.
- Jestem prezesem firmy ubezpieczeniowej. Zaczynałam od
asystentki ,a po wylewie byłego szefa dałam wymówienie . Później otworzyłam
własne biuro.
- Wow. Zdolna bestia z pani.
- Mam uznać to za komplement?
- To był komplement- wyjaśnił.
Dobrze im się rozmawiało.
W następnym tygodniu wyszli dwa razy na kawę do pobliskiej kawiarki. W nastrojowym, przytulnym lokalu opowiedział jej więcej o sobie. O pracy w firmie, pokazach i ekonomii. Ula z przyjemnością słuchała cyferkach i kontraktach ,które podpisywał Marek dla dobra firmy.
W następnym tygodniu wyszli dwa razy na kawę do pobliskiej kawiarki. W nastrojowym, przytulnym lokalu opowiedział jej więcej o sobie. O pracy w firmie, pokazach i ekonomii. Ula z przyjemnością słuchała cyferkach i kontraktach ,które podpisywał Marek dla dobra firmy.
- Szyjecie piękne stroje dla dam i panów ,a co z
młodzieżą?
- Tworzymy ubrania także dla młodzieży i dzieci. Nie ma
tu ograniczeń wiekowych. Masz mistrz potrafi wyczarować nie jedno cudo.
- Przyznam się ,że w poprzedniej pracy zajmowałam się
reklamą i promocją. Kolekcja projektanta ma swoją stronę w sieci i fanpage?
Może tym sposobem przyciągnął by więcej klientek i dotarł do młodych. Oni wciąż
siedzą w socjal media. Sklep internetowy widziałam i nawet kupiłam dwie
sukienki.
- Naprawdę? Jakie?- spytał wpatrując się w jej oczy
znad filiżanki capuccino.
- Ciemno różową i kobaltową. Mówię ci strasznie mi się
spodobały i trudno się było mi oprzeć. Kocham też zbierać porcelanowe figurki na szczęście.
Dobrzański roześmiał się.
- Nie przypominam sobie kogoś kogo uszczęśliwiałoby zbieranie figurek. Masz pewnie sporą kolekcje? Każda kobieta kocha ubrania i diamenty i ich to uszczęśliwia albo egzotyczne podróże,drogie drinki.
- No ,ale nie mnie. Jestem inna.
- No ,ale nie mnie. Jestem inna.
- A co uszczęśliwia cię oprócz figurek i kolorowych sukienek??- odstawił filiżankę i przyjrzał się jej z
uwagą. Nie odwróciła oczu wpatrując się w jego tęczówki. Przystojny,
inteligentny z poczuciem humoru tylko pytanie czy bardziej potrzebowała
przyjaciela ,któremu może się do woli zwierzać czy chłopaka.
W najbliższym czasie spotkań było znacznie więcej.
Któregoś dnia poznała Sebastiana Olszańskiego z jego żoną Violettą Olszańską. Ku
zaskoczeniu mężczyzn kobiety się znały. Blondynka od razu zadała jej mnóstwo
niewygodnych pytań. Ula nie chciała na nie wszystkie odpowiadać.
Biuro Uli odnosiło sukcesy. Nie próżnowała i wciąż
pięła się w górę. Z Markiem zaprzyjaźnili się. Ich znajomość trwała od Grudnia
,chociaż pierwszy raz ujrzała go w Listopadzie ,a teraz mieli czerwiec. Ula nie
była gotowa na nowy związek ,a Marek nie naciskał. Dał jej czas pewien ,że
prędzej czy później odwzajemni jego uczucie.
Nie pamiętał ,kiedy to się stało ,ale gdy uświadomił to sobie
postanowił jeszcze więcej czasu spędzać z Ulą i próbować się do niej zbliżyć.
Był cierpliwy ,bo nie chciał ,żeby dała mu kosza i zwiała. Zależało mu na ich
przyjaźni ,ale bardziej pragnął być jej partnerem.
Przychodził do jej biuro i wyciągał ją na lunch.
Rozmawiali ,śmiali i chodzili w przeróżne miejsca. Jako przyjaciele wybrali się
do wesołego miasteczka. Ula bardzo bała się wsiąść na młyńskie koło ,ale w
końcu się odważyła. Jedli watę cukrową ,spacerowali i spoglądali na małżeństwa
z dziećmi. W wesołym miasteczko świetnie się bawili.
- Jeszcze ,kiedyś cię tu zabiorę- obiecał Dobrzański.-
O ile zgodzisz się ze mną pójść.
- Zobaczymy, zobaczymy- droczyła się z nim.- Wcale taka
pewna nie jestem czy jesteś odpowiednim towarzyszem do takiego miejsca.
- A czego mi brakuje?
- Marek- westchnęła Ulka.
- No ,powiedz. Chciałbym się dowiedzieć- próbował
dorównać jej kroku ,gdy przeciskali się przez tłum. Ma ułamek sekundy stracił ją z
oczu.
- Marek, tu jestem!- pomachała mu stojąc przy jakimś
stoisku z jedzeniem.
- Wracamy?
- Wracamy- potwierdziła po zjedzeniu zapiekanki i
poderwaniu się z zielonej ławki. Po kilkunastu minutach Marek zatrzymał się na
poboczu polnej drogi gdzie otaczały ich wyłącznie pola i przydrożna alejka lipowa.
- Dlaczego się tu zatrzymałeś?
- Odpoczynek przed dłuższą podróżą. Jedziemy tam
wyłącznie jako przyjaciele.
W niedziele wieczorem wrócili z Krakowa. Zwiedzili
Wawel, pływali łódką ,kupili bilety na kopiec Tadeusza Kościuszki. Wędrówka po
kopca nieco ich umęczyła. Z małymi plecakami na plecach pokonywali trasę
,zatrzymując się tylko ,żeby napić się wody i ruszyć dalej. Ula musiała
przyznać ,że Marek jak na kogoś siedzącego dużo za biurkiem miał niezłą
kondycję to samo mógł powiedzieć Marek o Uli. Widok na panoramę miasta był
niesamowity. Ula gratulowała sobie przewidywalności i zabrała mały aparat
fotograficzny.
- Kopiec jest monumentem wzniesionym dla uczczenia
pamięci Tadeusza Kościuszki.
- Od którego roku?
Od momentu śmierci , Kościuszki czyli 1817 roku,
społeczeństwo domagało się właściwego upamiętnienia jego postaci.
- Ale ,że kopiec- Ula nie dowierzała.- Kopiec miał
uchodzić za wzór trwałości i niezniszczalności.
- Przecież nic nie trwa wiecznie- wtrąciła swoje
spostrzeżenia.- Na czego wzór usypali ten kopiec. Wybacz ,ale jestem
nieprzygotowana.
- Na wzór kopców Krakusa i Wandy. 15 września 1820 roku
do Krakowa przyjechało wielu polaków ,w tym weteranów powstań.
- Idziemy dalej?
- Jasne. Tylko czekaj poprawie ci ramiączko plecaka ,bo
się podwinęło.
- Dzięki.
- Jako ciekawostkę dodam ,że Niemcy planowali go
zniszczyć ,ale wyszło jak wyszło. W 1997 roku Kopiec Kościuszki został
uszkodzony na skutek potężnych ulew, które w południowej i zachodniej części
kraju wywołały tragiczne w skutkach powodzie. By ratować wzgórze, powołano
Komitet Honorowy Ratowania Kopca Kościuszki. Kopiec udostępniono zwiedzającym
10 listopada 2002roku.
- Sporo wiesz o tym kopcu- powiedziała z uznaniem.- Na
temat wesołego miasteczka też dużo wiedziałeś.
- Lubię fakty historyczne i często czytam przewodniki
turystyczne ,a poza tym sporo podróżuje. Jeśli zechcesz ,kiedyś gdzieś cię
zabiorę.
- Dokąd?
- Dokąd tylko zechcesz- odparł z rozbrajającym
uśmiechem ukazując te urocze dołeczki w policzkach. Uwielbiała jego uśmiech
,kolor oczu, włosów, jego wiedzie i to ,że nigdy z nim się nie nudziła i czuła
zawsze bezpiecznie nie zależnie od sytuacji.
- Brzmi jak obietnica- szepnęła.
Turyści się im przyglądali ,ale nie zwracali zbyt
wielkiej uwagi zajęci podziwianiem krajobrazu i robieniem zdjęć.
- Udało się- wykrzyknął Dobrzański i kierując się
impulsem przytulił Ulę.
W ciągu pobytu w Krakowie przejechali się jeszcze
dorożką, zwiedzili labirynt luster ,który na Uli zrobił ogromne wrażenie. Czas
spędzony z Markiem nie uznawała wcale za stracony. Mimo sporych dochodów nie
mogła pozwolić sobie na takie atrakcje, bo po rozstaniu skupiła się całkowicie
na pracy ,a wcześniej on nie pozwalał jej korzystać z życia ,podróżować ,uczyć
się nowych rzeczy. Odżyła dopiero poznając Marka.
Ponad dwa lata później…
Boże Narodzenie Marek i Ula spędzali jako szczęśliwi
małżonkowie ,którzy z radością wyczekują przyjścia na świat pierwszego dziecka.
Choinka w salonie mieniła się tysiącem barw. Marek ubrał drzewka z niewielką
pomocą rodziny Uli. Wszyscy zasiedli przy suto nakrytym wigilijnym stole
śpiewając kolędy i dzieląc się opłatkiem ,a Ula z uśmiechem na ustach
wspominała wydarzenia sprzed roku w ,którym ona i Marek składali sobie
przysięgę małżeńską w pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia. Wśród gości byli
tylko najbliżsi. Ceremonie zakłóciło pojawienie się byłej narzeczonej Marka
,która zraniła jednego z gości nożem i groziła pannie młodej i młodemu.
Krzysztof wezwał policję i pogotowie na szczęście osoba dźgnięta nożem
przeżyła. A wesele trwało dalej bez zakłóceń. Ula wolała wspominać tylko dobre
rzeczy dlatego często w rozmowie z mężem pomijała incydent z Pauliną.
- Tu ja z mamą.
Spójrz jakie mamy jasne włosy- pokazała zdjęcie Markowi. Usadowił się obok niej
na jasnej kanapie i odebrał z jej rąk zdjęcie.
- Faktycznie. Potem ci ściemniały. Mi się podobasz i jako
blondynka ,szatynka czy brunetka. Kocham cię i dziękuję ,że pokazałaś mi czym
jest prawdziwy rodzinny dom, życie bez kłótni i magia świąt. Boże Narodzenie z
Pauliną to był koszmar. ,Każde danie musiało znaleźć się na stole ,ale połowy z
nich nie ruszała. Przy stole zachwalała brata i tylko on się dla niej liczył.
Manipulowała mną ,szpiegowała i wyrzuciła taką Mariolę ,bo miała podejrzenia co
do zdrady.
- Jak w ,każdej napotkanej osobie można widzieć
kochankę? Czyż to nie chore? Opowiadałeś mi o niej, ale gdyby nie pojawiła się
na naszym ślubie nie poznałabym jej.
- Paulina zawsze wiedziała jak wywołać skandal i
niepotrzebną wokół siebie burze. Nie mówmy już o niej. Jak tam nasz synek?
- Dobrze. Trochę rano dawał mi popalić ,ale teraz chyba
śpi- odparła kładąc rękę na brzuchu. Marek splótł ich palce i uśmiechnął się.-
Cieszę się ,że was mam.Kocham was.
- A my ciebie- położyła mu głowę na ramieniu patrząc na
wielką pięknie udekorowaną choinkę stojącą w rogu pokoju.- Też cię bardzo kocham , Marek.
Widząc ,że żona zasnęła spojrzał na ich zdjęcia z
wyjazdu do Krakowa oraz innych zakątków Polski i odłożył go na półkę. Przykrył
Ulę pledem po czym zszedł na dół gdzie goście szykowali się do odjazdu. Życzył
szerokiej drogi i prosił ,aby uważali. Zapakował rodzicom i kuzynce na drogę
trochę pierogów z wigilii i świątecznego ciasta.
KONIEC!
KONIEC!