,,Pokochaj
mnie’’
Rozdział
3
Gęsta biała gęsta mgła otulała wybrzeże. Wiał lekki
wiatr. Plaża była zupełnie pusta. Podążyła wzrokiem po morzu i schyliła się
sprawdzając temperaturę wody. Była bardzo zimna. Zadrżała i wytarła dłoń o
kolorową sukienkę ,którą miała na sobie. Pogoda nie zachęcała do spacerów po
piasku ,lecz nie było nawet piątej. Zbudziła się o czwartej dwadzieścia. Spacer
pomógł jej zebrać myśli. Beata i Jasiek spali i sądziła ,że nie prędko się
obudzą. Józef nie jechał z nimi będąc w tym czasie w pracy. Maciej i Ania
pragnęli spędzić czas we dwójkę . Szymczyk bardzo poważnie traktował ten
związek zakochany w dziewczynie do szaleństwa. Powoli zaczął zastanawiać się nad
wspólnym mieszkaniem.
Mgła zaczęła się przerzedzać i nad morzem pojawił się
zarys słońca. Niebo przybrało brzoskwiniowy-różowy kolor. Uśmiechnęła się w
ciszy podziwiając uroczy pejzaż. Żałowała ,że nie posiada zdolności
artystycznych. Na przystani stał wysoki
mężczyzna dopiero teraz go zauważyła.
Co
tu robi o tej porze? Podziwia wschód słońca? Romantyk od siedmiu boleści.
Zdjęła sandały i pozwoliła by zimna woda obmyła jej
stopy. Stała nieruchomo obserwując spokojne morze i krzyczące nad nim mewy.
Zerknęła w kierunku ,w którym jeszcze przed paroma sekundami stał mężczyzna.
Teraz go nie było. Rozejrzała się zaskoczona, że nie zauważyła ,kiedy poszedł.
Znów na plaży była sama , po jakieś pół godzinie usłyszała w oddali pierwsze
głosy spacerowiczów i zdecydowała pójść zobaczyć do rodzeństwa czy jeszcze
śpią. Miała nadzieję ,że tak i sama się zdrzemnie.
*****
Nazajutrz o
dziesiątej na plaży zebrał się spory tłum. Ratownicy biegali po plaży. Zjawiła
się także policja z psem tropiącym i parę gapiów. Ula niczym porcelanowa
figurka stała obserwując to dziwne zjawisko i pierwszy raz emocje ściskały ją
za gardło. Śmiertelnie blada objęła wzrokiem morze i powtarzała ,że ona
odpowiada za to nieszczęście. Motorówki
przeczesywały teren, sama chodzi do barów ze zdjęciem Beatki i Jaśka i pytała
czy ktoś ich przypadkiem nie widział. Dzieci zniknęły wczoraj nad ranem i do
tej pory ich nie było. W morzu utonęło dziecko ,ale po indyfikacji zwłok
okazało się ciało należało do innej dziewczynki. Dzięki tym ustaleniom ula
odetchnęła na moment z ulgą ,lecz nie na długo ponieważ Beata ani Jan nadal
się nie znaleźli.
- Przepraszam panią- zawołała do starszej kobiety z
kolorową torbą.- Zajmę pani dosłownie minutkę- wyciągnęła w jej stronę
zdjęcie.- Rozpoznaje pani te dzieci?
- Niestety nigdy ich nie widziałam ,ale tam jest grupka
plażowiczów może oni będą wiedzieć coś więcej-poradziła.
- Dziękuję- odeszła w skazanym przez kobietę kierunku.
Młodzież robiła sobie selfie robiąc przy tym głupie miny.
Wysoki blondyn powiedział ,że nikogo takiego nie widział. Ula powoli zaczęła
wpadać w panikę.
Co powiem ojcu? Zgubiłam rodzeństwo na plaży? A
jeśli coś im się stało? A może zrobili mi na złość i schowali się gdzieś? Tylko
gdzie.
W stroju kąpielowym i przewiązanej wokół bioder chuście
przemierzała plażę. Piasek wsypywał się jej do balerin. Zmieniła obuwie zaraz
po zejściu z leżaka, bo od sandałów naderwał się jej pasek i bała się ,że je
zgubi. Wdychała w świeże morskie powietrze niepokojąc się o młodsze rodzeństwo.
W budce z lodami zapytała o nich ,ale nikt nic nie
widział i nie słyszał. Obsługi hotelowej nie pytała wątpiąc ,żeby wiedzieli coś
o Janku i Betti.
Zmordowana usiadła na skale i ukryła twarz w dłoniach. W
kiosku kupiła wodę mineralną i piła ją teraz małymi łykami. Obserwowała
pływające łódki spięta i zmęczona. Zrywała się z miejsca na każdy dźwięk w
nadziei ,że ujrzy brata z siostrą. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Po
krótkim odpoczynku ,bo zaledwie kilkunastominutowym ruszyła dalej. Spacerując
po wydmach rozpytywała ludzi o zaginione dzieci. Bez rezultatu. Załamana
wróciła do wynajmowanego pokoju. Zadzwoniła do policjanta ,który rano wręczył
jej karteczkę z numerem. Dopytywała o postęp poszukiwania.
*****
- Betti- pociągnął siostrę za rączkę.- Obudź się
,wysiadamy- szepnął jej na ucho. Mała rozbudziła się i rozglądała rozpaczliwie
za ,,mamą’’. Ula poprawiała ją na początku ,gdy dziewczynka zaczęła mówić ,ale
później przestała . Jasiek pamiętał prawdziwą mamę ,a Beatka na Ulę czasem
mówiła Ulcia a innym razem ,,mama’’. Dziewczyna nie oburzała się mimo że nie
było jej na rękę ,aby tak się do niej zwracała.
- Podróżujecie tak sami?- zainteresowała się kobieta w
kręconych czarnych włosach. Pachniała drażniącymi nos perfumami. Jakby wylała
na siebie z pół flakonika. Jasiek chciał się jak najszybciej z stamtąd zmyć.
- Nie, mama wyszła do toalety- skłamał chłopiec.
- Dzieci powinny być przy rodzicach- wtrąciła.- Nie
widziałam was z nikim dorosłym i zatrzymała pewnego mężczyznę i zaczęła
klarownie wyjaśniać mu zaistniała sytuacje.
W tym czasie
kobieta straciła ich z oczu i zrezygnowała z zawiadamiania policji.
Moszcząc się na siedzeniu sięgnęła po przewodnik turystyczny. Jechała w
nieznane rejony i planowała czegoś się dowiedzieć o tej miejscowości.
Jasiek i Beatka wysiedli na następnym przystanku. Obyło
się bez kontroli. Wtopili się w tłum ,a żeby nie zwracać dodatkowo uwagi straży
miejskiej udali się za młodą kobietą ,która mijając ich uśmiechnęła się
przyjaźnie.
- Co teraz zrobimy?- zapytał siostrę siedząc na ławce.
Nie miał pojęcia jak dojechać do domu ,a kieszonkowe
właśnie się mu skończyły. Mała płakała.
- Jetem głodna- wysapleniła.- Cie do mamy . Do domku.
Jasiu…
- Nie płacz, coś
wymyślimy.
- Przepraszam panią gdzie tu jest jakiś sklep?- zapytał
przypadkową kobietę ta go zignorowała.
Siedzieli długo czekając na autobus. Mała była
wycieńczona i powoli zasypiała na ławce. Wtedy pojawiła się grupka nastolatków.
Jasiek wystraszył się i biorąc siostrę za rękę ,a plecak zarzucając na plecy
udał się w pieszą wędrówkę poboczem drogi. Doszedł do stacji paliwowej. Weszli
by coś kupić ,ale właściciel zadzwonił po policję.
Dziewczynka płakała ,a chłopiec prosił mężczyznę ,żeby
nie wzywał policji. Na grubym facecie z wąsem nie robiło to żadnego wrażenia.
Brunet w jasnej koszuli przysłuchiwał się rozmowie. Nie
brał w niej bezpośrednio udziału ,ale zrobiło się szczerze żal tych dzieci.
Wyglądali naprawdę nieciekawie. Chłopiec miał wytarte spodnie, plecak, czapkę z
daszkiem i spocone włosy przyklejone do czoła ,a dziewczynka w brudnej sukience
z czerwonymi policzkami cała zapłakana. z jasnymi nieuczesanymi włosami. Zastanawiał
się co robili na takim odludziu. Chłopiec z małą blondynką wyglądającą na
wyczerpaną.
Tu nie było
niczego oprócz drogi, stacji paliwowej i parę metrów dalej spożywczaka. Sam
musiał włączyć gps’a ,żeby nie zgubić się w tej dziurze.
- Jasiu- pociągnęła brata.- Siusiu- przestępy wala z nogi
na nogę.
- Nie ma toalet- syknął facet z wąsem.- Na zapleczu baru
z dwa kilometry z stąd jest kibel. Może tam zabierze pan swoje bachory.
- To nie są moje…
To
nie są moje dzieci – dopowiedział w myślach.
- Może byłby pan milszy? W końcu to dzieci.
- Dla bachorów mam być miły? Sio smarkacze ,bo zadzwonię
po policje.
- A nie dzwonił już pan przypadkiem?
Bystrzacha
z tego małego- zauważył brunet.
- Owszem ,ale zasięg jest tu beznadziejny- burknął .
- Trochę kultury nikomu by nie zaszkodziło- pouczył go mężczyzna w jasnej koszuli i uśmiechnął się do
dzieci dając im dwudziestozłotowy banknot.
- Wie pan jak dojechać do Rysiowa?- zagadnął chłopiec .
- Niech pan już idzie i zabiera smarkaczy ,bo jeszcze coś
zmalują. Niech się wynoszą.
- Grzeczniej- upomniał go.- O widzę ,że zrezygnował pan z
wezwania policji.
Mężczyzna zmierzył go chłodnym wzrokiem i machnął ręką
jakby odganiał natrętną muchę.
- Niech pan idzie do diabła razem z tymi o tu- warknął.-
Chwila… gdzie te smarkacze.
- O czym…- nie dokończył zauważywszy brak dzieciaków.
Mężczyzna zatrzymał się w pół kroku otwierając drzwi od
samochodu. Nerwowo podrapał się po potylicy. Nigdzie nie było śladu po chłopcu
i dziewczynki.
W trakcie jazdy usłyszał dziecięcy głos. Nie sprawdzał
tylnych siedzeń będąc daleko myślami.
- Rysiów?- wypowiedział na głos.- To gdzieś pod Warszawą prawda? Jesteście ,aż
z tak daleka?- Jego oczy zrobiły się wielkie niczym pięciozłotówki.
- Podwiezie nas pan do tej knajpy ,bo Beatka się posika-
Jasiek spojrzał na siostrę. Ta wystraszona trzymała brata za rękę i niepewnie
spoglądała na bruneta.
- Nie mam fotelika jak zatrzyma mnie policja? No ,dobra-
zwrócił się do nich łagodnie.
Jak
nic będą z tego kłopoty. Co ja później z nimi zrobię? Nie znam przecież ich
rodziców. Nie jestem
przyjacielem rodziny . Boże w co ja się władowałem ,a miałem mieć święty spokój
od mojej dziewczyny ,a tymczasem biorę pod opiekę cudzie dzieciaki. Ale nie
mogę ich tak zostawić. Powiedzieć ,żeby
wysiadły ,bo gdzie pójdą ? Muszę to zgłosić na komisariacie i oddać ich w ręce
rodziców bądź opiekunów prawnych. Może uciekli z domu dziecka?- rozmyślał jadąc
nieco opustoszałą drogą.
Mijał wyłącznie przydrożne znaki i drzewa dopiero po
półtora kilometra ukazały się pierwsze pojedyncze domy i gospodarstwa.
Podjechał pod knajpę. Chłopiec wyskoczył z dziewczynką z
samochodu niczym strzała i pognali do łazienki. Mała nie chciała wejść sama
,ale pomogła jej kelnerka i prowadziła ją do toalety. Niestety dziewczynka nie zdążyła i rozpłakała się na widok modrego ubrania.
Po przyprowadzeniu małej kelnerka uśmiechnęła zakłopotana się do bruneta i podała mu kartonik z numerem odciskając na nim
ślad szminki. Odwzajemnił uśmiech i schował jej numer do kieszeni. Zanim
odeszła dokładnie ją zlustrował i stwierdził ,że jest całkiem niezła. Widok blond piękności tak przyćmił mu umysł
,że zapomniał o dzieciakach. Spojrzał na mokre ubranie małej i stłumił westchnięcie. Gdyby nie wdawałby się w dyskusje z oprychem ze stacji paliwowej mała by się nie zesikała.
- Zjadłbym frytki i napił się coli- zerknął na nieznajomego.
– Niezbyt delikatnie sugerując mu ,żeby kupił im jedzenie.
Brunet zajął miejsce przy stoliku ,dzieci uczyniły to
samo. Mała machała nogami siedząc na krześle i pół śpiąca bawiła się kwiatkiem
,którego wyjęła z wazonu tym samym mocząc sobie sukienkę i obrus.
- Nic się nie stało- powiedziała blondynka robiąc maślane
oczy do nieznajomego.- Co podać córeczce?
- To ..yyy… jakąś kanapkę i sok. A dla tego chłopaka
frytki i colę.
Szybko zrealizował zamówienie. Lokal nie był elegancki.
Wręcz przeciwnie. Nigdy gdyby nie konieczność nie wszedł by do miejsca
śmierdzącego tytoniem i piwem. Zapach chmielu roznosił się po knajpie między
inni za sprawą siedzących w kącie facetów sączących piwo.
****
W aucie chłopiec opowiadał mu rzeczy ,których nie
powinien. Jego naiwność i śmiałość były niebezpieczne. Uciekł z nad morza
wyruszając w podróż z małą siostrą na własną rękę chciał wrócić do domu. Nie
chciał spędzać wakacji z Ulą ,bo zostawiła go samego w pokoju. Nie interesowała
się nim. Poczuł się odrzucony i bardzo pragnął znaleźć się w miejscu gdzie ktoś
się zajmie nim i Betti. Upatrzył sobie tego mężczyznę ,bo wstawił się za nimi i
wyglądał na miłego. Jasiek wcale się go nie bał i zaufał obcemu ,który mógł być
najgorszym przestępcą ,ale nikt go nie przestrzegał ,żeby nie ufać nieznajomych
,a jeśli nawet zawsze postępował po swojemu.
- Pomogę wam ,ale powiedzcie mi skąd uciekliście.
- Od siostry.
- A rodzice?
- Mama nie żyje- odparł przygnębiony chłopiec patrząc na
obraz za szybą.
Beatka spała przytulona do ramienia brata.
- A wasz tata?
- Mieszka w Rysiowie- odparł.
- Zawiozę was ,ale obiecajcie ,ze nigdy więcej nie
uciekniecie od siostry. Tata nie uczył cię chłopcze ,żeby nie ufać nieznajomym?
- Nie jesteś nieznajomym.
Wiem jak pan się nazywa.
- To nie wszystko.
- Czytałem o panu. Często jest pan w gazetach. Ula zbiera
gazety z panem.
- Nie bywam często w gazetach. Nie lubię medialnego szumu.
- Co to jes medalny sum?- zapytała mała.
- Zamieszanie wokół czyjeś osoby. Jak ktoś za bardzo się kimś interesuje. Nie umiem ci tego lepiej wytłumaczyć. Nie jestem w tym dość dobry. Rozumiesz?
- Nie. Ulcia się nie intelesuje.
- Nie mów tak. Na pewno cię kocha- Marek uśmiechnął się uważając na drogę.- Rodzice mają dużo na głowie i trudno jest im czasem coś zauważyć ,ale na pewno cię szuka i bardzo się martwi o ciebie i...
- Mam na imię Jasiek. Wspomniałem już o tym.
- Wybacz zapomniałem. Kim jest Ula?
- Moją siostrą- odparł dumnie Jasiek.- Chociaż trochę
durną.
- Dlaczego? – stwierdzenie Janka zaskoczyło go.
Po drodze wstąpił do sklepu. Sklepowa zaproponowała pomóc mu w wyborze ubranka dla dziewczynki ,gdy słodko się uśmiechnął do brunetki. Dodatkowo przebrała dziewczynkę w nowe ubrania. Dobrzański chłopcu także coś kupił i podziękował na koniec uroczej brunetce. Wziął pakunki i wyruszył z dzieciakami w dalszą drogę.
Pod koniec jazdy chłopiec zasnął ,a Marek wreszcie mógł
zebrać myśli. Zerknął na tą dwójkę i wiedział ,że nie zapomni tego dnia i ,że
będzie mu brakować tej bezpośredniości chłopca ,chociaż poznał go dopiero kilka
godzin temu.