Strona Główna

piątek, 25 grudnia 2020

,,Zbłąkany wędrowiec'' Miniaturka

Następne opowiadanie będzie miało już wyłączoną funkcje komentowania ponieważ i tak niewiele osób zostawia komentarz i uznałam to za zbędne więc od teraz nie będzie miał nikt obowiązku zostawienia śladu na tym blogu. Pozdrawiam serdecznie 


 Po śmierci mamy przestała wierzyć w magię świąt ,bo właśnie tuż po świętach jej mama ,która była w ciąży trzecim dzieckiem dostała skurczy ,co zaniepokoiło Józefa ponieważ było o przeszło miesiąc za wcześnie. Magda siedziała przy choince w kremowej sukni odpakowując podłużny prezent ,gdy nagle jej usta wykrzywił grymas dotknęła dłonią brzucha ,a na sukience z każdą minutą powstawała coraz większa plama. 

- Józek ! Chodź tu natychmiast!- krzyknęła po czym zaczęła coraz gorzej się czuć. Nie mieli niestety samochodu więc Ula pobiegła po ojca Maćka i starym volvo udali się do szpitala.  Woleli jechać autem uznając ,że będzie szybciej niż zanim przyjedzie ambulans. Na ulicach Rysiowa rzadko przejeżdżał samochód. Panował tam spokój i cisza dopóki nie spadł pierwszy śnieg ,a dzieci nie porozbiegały się by rzucać się śnieżkami ,jeździć na sankach czy lepić bałwany. Ula obserwowała to wszystko zza firanki siedząc w domu z młodszym bratem. Czeka na powrót mamy ze szpitala. Wieczorem od sąsiadki usłyszała trzy najgorsze słowa ,,mama nie żyje''. W pierwszej chwili to był ogromny szok ,a gdy minął wybuchła płaczem zamykając się w pokoju. Mama Uli zmarła w wyniku komplikacji poporodowych i niestety nieudalo się jej uratować ani powstrzymać krwotoku wewnętrznego za to dziecku cudem przeżyło  mi ,że urodziło się za wcześnie. 


 Zwinęła się w kłębek na łóżku nie mogąc opanować łez. Zamiast łez radości pojawiły się łzy smutku ,rozpaczy. Nie miała czasu jednak na leżenie w łóżku i płacz ponieważ musiała zająć się bratem ,a później malutką siostrą ,którą wraz z ojcem nazwała Beata.  Tuląc w ramionach małą kruszynkę spoglądała w okno z nadzieją ,że mama wróci do nich. Stała znów w drzwiach ich domu z uśmiechem na twarzy i podbiegnie do nich przytuli ,ucałuje. Niestety  tak się nie stało.

- Ula ja wiem ,że jest ci ciężko i skupiłaś się na małej...ale byliście z Bartkiem tacy szczęśliwi- rzekł Józef martwiąc się o swoją córkę.

- Wcale tato nie byliśmy ,a Beatka potrzebuje teraz dużo opieki i miłości. Z nauki nie mam zamiaru zrezygnować . Jakoś sobie poradzimy.  

-   Tato nie chciałam być z tych co latami czekają na swojego męża ,aż opuści mury więzienne. Bartek został skazany za włamanie ,kradzież i jest podejrzany o morderstwo ze skutkiem śmiertelnym. 

- Boże...

- Nie mogłabym być z kimś takim zwłaszcza ,że chyba go nie kocham. Nie jestem wcale pewna czy to co do niego czułam to miłość. Wcześniej wydawało mi się ,że tak ,ale to minęło. Nie chcę być z kimś kogo nie darzę głębokim uczuciem. Z resztą zaprosił mnie na imprezę sylwestrową zaraz po usłyszeniu ,że mama zmarła. Nie uszanował jej śmierci ani mojej żałoby po niej. Wiem ,że ominie mnie też studniówka ,ale cóż. Takie jest życie. 

- Mi też bardzo brakuje twojej mamy- rzekł Józef. 

Ula wstała od stołu ponieważ usłyszała płacz dziecka i poszła zajrzeć do Beatki. 

- Cichutko nie trzeba płakać- mówiła do niej czule.- Spójrz jaką mamy piękną choinkę. Widzisz- pokazała jej bombkę w której się odbijały niczym w lustrze. Mała wyciągnęła rączkę i dotknęła aniołka. 

- Mama patrzy na ciebie i jest wśród aniołów wiesz? A ja cieszę się ,że jesteś z nami- ucałowała jej czółko. 

Jasiek bawił się swoim nowym samochodem ,który dostał pod choinkę. Nie był to taki o jakim marzył widząc ,kiedyś w sklepie ,ale i tak był zadowolony. 

 Nakarmiła ją ,przewinęła  po czym włożyła ją z powrotem do łóżeczka ,a ona na chwile położyła się na łóżku i zasnęła. 

Lata mijały. Beatka rosła ,Jasiek zaczął bić się w szkole i przysparzał wiele problemów. Ula skończyła studia ,ale nie mogła dostać nigdzie zatrudnienia. Ich święta wyglądały już inaczej niż te pierwsze po śmierci Magdy ,ale zawsze pamiętali o niej w ten czas. W pierwszy dzień świąt Ula wraz z rodziną udała się z rodziną na cmentarz i pomodliła za jej duszę. Tak bardzo jej brakowało matki. Zwłaszcza spoglądając na małą Beatkę ,która nie zdążyła nawet poznać mamy ,ale Ula starała się by jej dzieciństwo było udane i okazywała jej dużo miłości. Sama powoli zaczęła marzyć o własnej kochającej rodzinie i mężu ,który będzie nadawał się na ojca i na męża. 



W rogu pokoju stała piękna choinka mieniąca się tysiącem światełek ,a z kuchni unosił się zapach smażonego karpia , kapusty ,cynamonu ,przyprawy korzennej. Zapachy mieszały się ze sobą. Stół nakryty był śnieżnobiałym obrusem na którym Ula wraz z ojcem ustawiła potrawy. Pamiętali też o pustym miejscu , Jasiek włożył białą koszule ,po kolacji miał na chwilę spotkać się ze swoją dziewczyną i wręczyć jej skromny naszyjnik z koniczynką na szczęście. Ula ustawiła stroik i sprawdzała czy wszystko jest w porządku. Beatka ubrana w ładną sukienkę nie mogła się już doczekać. Józef w antykwariacie parę miesięcy temu poznał Alicję. Od słowa do słowa i zostali przyjaciółmi. Postanowił zaprosić ją w tym roku na wigilię. A Ula cieszyła się ,że jej ojciec ma wreszcie kogoś a z kim może porozmawiać ,powspominać ,pośmiać się. Wiedziała ,że kochał mamę ,ale życzyła mu jak najlepiej i nie chciała by wiecznie był sam ,a od śmierci Magdy mijało właśnie siedem lat. 



- Chyba możemy zaczynać - Józef jako stała tradycja wziął pismo święte do ręki i przeczytał znany już wszystkim fragment z Biblii. 

Po skończeniu czytania Ula wzięła talerzyk z opłatkiem i każdemu podała. Wszyscy po kolei składali sobie życzenia. Gdy mieli zasiąść już do stołu nieoczekiwanie ktoś zapukał do drzwi. Starszy mężczyzna zdziwił się ,ale poszedł otworzyć.  



- Dzień dobry - wydukał mężczyzna trzęsąc się z zimna. - Chyba się zgubiłem . Szukam ulicy miodowej.

- To następna za rogiem. Jeśli można spytać kogo tam pan szuka? 

- Niedużego domu otoczonego choinkami z metalową furtką. 

- Tam nikt nie mieszka od śmierci pani Bogusławy. 

- Właśnie kupiłem ten dom. 

Józefowi wydało się dziwne kupować dom i nie wiedzieć gdzie się on znajduje.

- Chciałem z dala od miasta i przyjaciel znalazł mi właśnie ten dom tylko ,że się zgubiłem i zabrakło mi paliwa.

- To gdzie zostawił pan auto?

- Przy starym młynie. 

- To daleko. Szedł pan na piechotę taki kawał drogi?

Mężczyzna kiwnął głową . Miał czerwone uszy i nos. W ten ziąb nie miał czapki ani kaptura. Ubrany był w elegancki czarny płaszcz ,spodnie od garnituru ,buty miał niestosowane do tej pogody. 

- Niech pan wejdzie na gorący barszcz- rzekła Ula pojawiając się nagle za plecami ojca.

- Nie wiem czy powinienem -  odrzekł niepewnie. 

- Proszę posłuchać mojej córki. Miejsce się znajdzie. Niech pan szybko wchodzi ,bo straszny ziąb na dworze. 

Brunet wszedł do środka wciąż trzęsąc się z zimna. Ula przyniosła mu od razu koc i zaprowadziła do łazienki. Tam pokazała czyste ręczniki i kazała zaczekać. Przyniosła mu ubrania ojca i kazała mu się przebrać.

- Dziękuję- wykrztusił wzruszony dobrym sercem tych ludzi. Zdjął buty i mokre skarpety. Szybko umył nogi w ciepłej wodzie ,przebrał się w suche czyste ubrania ,a mokre powiesił na kaloryferze.  Gdy wyszedł w koszuli ojca Ula ukradkiem mu się przyglądała. Koszula była trochę luźna ponieważ mężczyzna miał sportową sylwetkę nawet jej zdaniem był trochę za chudy. Wsunął koszulę w spodnie i zasiadł do stołu.

- Może ja się przestawię. Nazywam się Marek Dobrzański i jestem prezesem firmy odzieżowej na ulicy lwowskiej 12.

- Józef Cieplak- wymienili uścisk dłoni.- A to jest...

- My się znamy - powiedział Marek patrząc na Alicję. - Pracujemy w tej samej firmie - pospieszył z wyjaśnieniami widząc wzrok ludzi  skierowany na niego. 

Do mężczyzny podeszła młoda kobieta.  

- Ja jestem Ula Cieplak- podała mu rękę ,a on jak przystało na dżentelmena ją ucałował. - To jest Beatka moja siostra , mój brat Jasiek. A na zdjęciu na szafce to mama odeszła siedem lat temu. 

- Przykro mi. 

Wszyscy zabrali się za jedzenie potraw. Panowała rodzinna atmosfera mimo że Marka dopiero poznali ,ale złapał świetny kontakt z całą rodziną ,a  fakt ,że Alicja znała go od dziecka zaczęła opowiadać zabawne historie co czasami zawstydzało Marka ,ale i tak czuł się wśród tych ludzi bardzo dobrze jakby znał ich od lat. 

       ****

- Dziękuję za cudowną wigilię- szepnął Uli do ucha ,gdy stali na zewnątrz patrząc na gwieździste niebo. 

- To ja się cieszę ,że cię poznałam- uśmiechnęła się do niego. - W tym roku chciałam iść na pasterkę ,a tata z Alą piją nalewkę i nie pójdą. Beatka śpi ,a Jasiek  poszedł na randkę z Kingą. 

- Może ja z tobą pójdę. 

- Ty?- spytała zaskoczona.- Poznaliśmy się dopiero dzisiaj.

- Boisz się mnie? - zapytał patrząc na nią. 

- Nie - uśmiechnęła się. 

Od mrozu miała na policzkach rumieńce. Czapka zsuwała się jej na oczy. Przy nogach chodził kot i mruczał. Marek schylił się i go pogłaskał. 

- Dobrze pójdę z tobą na pasterkę.Będzie mi raźniej. 

Marek i Ula po drodze sporo rozmawiali. Na mszy stali obok siebie wymieniając spojrzenia. Zdziwiła się widząc ,że on idzie do komunii. Nie sądziła ,że jest praktykującym katolikiem. Dobrzański zrobił parę zdjęć szopki w kościele pomyślał ,że siostra Uli będzie chciała zobaczyć ponieważ prosiła wcześniej o to Ulę. 

W nocy Marek w końcu dotarł do domu ,który kupił mu przyjaciel. Zapalił w kominku i przygotował sobie łóżko. Niestety nie wiedział ,że w domu panuje taki bałagan i pomieszczenia nie były dawno wietrzone i czuć zaduch. Stęchnę sprawiło ,że Marka zaczęło drapać w gardle. W kominku pogasło i zrobiło się strasznie zimno. Otulił się jeszcze bardziej kocem i próbował zasnąć. 

Od czasu wigilii minęło parę dni. Ula nie widziała Marka od wigilii ,gdy pojawił się nieoczekiwanie w jej domu. 

Następnego dnia Ula zadzwoniła do Marka ,ale ten nie odebrał. Po pasterce dał jej na wszelki wypadek wizytówkę ze swoim numerem. Ula po nieudanym połączeniu zapakowała trochę pierogów z wigilii oraz  ryby i udała się do domu ,w którym miał mieszkać  Dobrzański. Zapukała do drzwi ,ale nikt jej nie otworzył.  Zapukała ponownie. Marek podszedł niepewnie do drzwi. Nie wyglądał najlepiej.  

- Ula co tu robisz?- zapytał zachrypłym głosem. 

- Przyszłam zobaczyć jak się miewasz ,ale jak widzę nie najlepiej. 

- Masz rację. Nie czuję się za dobrze. Muszę tu zostać.

-  Dlaczego?- przysiadła na brzegu zakurzonej kanapy. 

- Rozstałem się ze swoją narzeczoną Pauliną. Wiem ,że nikt tego się nie spodziewał ,ale posłuchałem pewną rozmowę z której wynikało ,że była ze względu tylko na pieniądze. A ja tak nie chciałem. 

- Rozumiem. Ja też miałam chłopaka z którym było mi nie po drodze.  Mieliśmy inne priorytety poza tym podejrzany był o morderstwo ,a to zbyt poważny zarzut. Zerwałam z nim i od tamtego czasu jestem sama.  

- Dobrze ,że miałaś odwagę zakończyć tamten związek. Znajdziesz jeszcze miłość swojego życia- mówiąc to podniosła wzrok co sprawiło ,że spojrzeli sobie w oczy ,a jej serce po raz pierwszy mocniej zabiło.

Dalsze wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Dzięki Uli Marek szybko pokonał przeziębienie i razem posprzątali dom. Pojechali również do sklepu dokupić parę rzeczy. Marek stał się przyjacielem rodziny.  Ula poznała Sebastiana ,który na weselu siostry poznał swoją drugą połowę Anastazję. Marek zaproponował Uli pracę w swojej firmie po odejściu Violetty ,która nie pracowała tylko się obijała. Marek i Ula w walentynki zostali parą ,bo właśnie wtedy Marek zaproponował jej  randkę. 

                ****

- Czekaj muszę zawiązać ci oczy- powiedział cicho Marek. 

- Czy to konieczne?- spytała Ula.

- Tak. Nie możesz jeszcze tego zobaczyć. 

- Dobrze ,ale nie puszczaj mi ręki ,bo boję się wywrócić. 

- Dobrze kochanie - musnął jej czoło. 

Marek prowadził ją za rękę powoli w głąb miejsca ,które chciał jej pokazać. Szli i szli. Czuła chłód na swojej skórze. Pod nogami skrzypiał śnieg. Choinki wyglądały jak z bajki całe pokryte białą pierzyną. Marek powiedział coś do kogoś po czym zdjął Uli opaskę z oczu. Zaniemówiła. Polana rozbłysła milionem światełek ,a nieopodal było ognisko ,które Marek zapalił ,a na w koszu przygotowane były smakołyki.  

W oczach Uli zakręciły się łezki szczęścia i wzruszenia. Zauważyła też trzy puste bez napisu i czarny marker leżący pod choinką. Odpisała i odwróciła się stronę Marka ,który stał z pudełkiem ,a w środku połyskiwał piękny pierścionek.

- A więc moja wybawicielko i aniele stróżu. W tamtą noc uratowałaś mi życie ,otworzyłaś serce dla zbłąkanego wędrowca czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

- Tak ,tak ,tak!

 Wsunął jej na palec po czym ucałował usta narzeczonej. - Kocham cię 

- Ja ciebie też- odparła ,a jej serce przepełniało szczęście. 

Usiedli na pieńkach drzewa  i z gorącą herbatą z termosu i piekli pianki na ognisku. Ula nie mogła uwierzyć ,że Marek tu w górach się jej oświadczył. Niestety musieli niedługo wracać do chatki ,bo robiło się coraz zimniej. Z rana wyjeżdżali z Zakopanego ,bo w pierwszy dzień świąt  Marek spędzał z rodziną Uli ,a drugi ze swoimi rodzicami ,którzy zaakceptowali Ulę jako dziewczynę Marka. Miał nadzieję ,że ucieszą się ,że Ula wejdzie do ich rodziny. 

                           ******

Dziesięć miesięcy po ślubie na początku grudnia urodził się im piękny synek Leoś . Dobrzańscy byli bardzo szczęśliwi spędzając pierwsze święta ze swoją pociechą. Marek nie mógł jeszcze uwierzyć ,że ma cudowną żonę i synka. Ula poszła lepić pierogi ,a Marek zajął się synkiem pokazywał synkowi pierwszy w tym roku śnieg. Mały jednak nie był tym zainteresowany ,bo ziewał. Marek włożył go do łóżeczka włączając mu melodyjkę przy której zasypiał. Patrzył dopóki malec nie zamknął oczu po czym poszedł zajrzeć do kuchni. 

- Pomóc ci w czymś?

- Nie , przecież ty nie umiesz gotować. Mam ci przypomnieć twoją zupę pierogową?

- Oj każdemu zdarza się coś zepsuć- odparł .

- Tak ,a pomidorowa ? Też była niejadalna ,kotleta nie dało  się ukroić. 

- Dobra przyznaję tobie to lepiej wychodzi.

- Choinkę ubrałeś ?

- Tak- podszedł do miski z kutią i zanurzył w misce palec. 

- Marek  nie podjadaj- udała oburzoną.- Nic nie zostanie jak będziesz łasuchu podjadał. Iść lepiej po karpia. 

- A nie mogę później?

- Nie ,masz iść teraz- powiedziała stanowczo i wygoniła go z kuchni. Na moment jeszcze zajrzała czy synek śpi i wróciła do obowiązków kuchennych.


 

Po kolacji położyli się z malcem na łóżku ciesząc się ,że mają siebie i stali się rodziną. Marek kupił żonie naszyjnik z kolczykami komplet ,a ona spinki do mankietów i zegarek. Oboje byli zmęczeni ,ale wciąż zakochani   i szczęśliwi. 

I żyli długo i szczęśliwie ,a wszytko zaczęło się w tą jedną magiczną noc. 

KONIEC!

czwartek, 26 listopada 2020

,,Uratujmy nas'' Miniaturka

 - Czy wyjdziesz za mnie?- słyszę pytanie z ust przystojnego bruneta. Moje oczy stają się wielkie. Przełykam ślinę i patrzę na niego ,ale obraz przed moimi oczami coraz bardziej się rozmazuje. Mężczyzna podnosi się gwałtownie , a suknia się rwie. Odrywałam zwisający kawałek różowego tiulu łapię resztę sukni i biegnę ile sił w nogach zostawiając zszokowanego mężczyznę w tyle. Gdy biegnę droga zarasta ciernionymi krzewami ,a na nich pojawiają się krwiste pąki ,które czarnieją. Zatrzymuję się łapiąc oddech. Nie mogę oddychać. Umieram? 

- Mamo co się stało?- pyta mnie córka.

Siadam na łóżku i rozglądam się po szarych ścianach. Opadam z powrotem na poduszki.Zamykam oczy. 

- To tylko koszmar. Jezu Antoś- podrywam się nagle.

- Spokojnie mamo babcia Ala już go karmi w kuchni ,a Kuba myje zęby w łazience. 

Oddycham z ulgą. Dobrze ,że mam Alę. Swoją drogą zastanawiam się gdzie jest Marek.

- A tata gdzie? Wyszedł do pracy?

- Przecież miał jechać w delegacje z panią Nadią - odparła dziewczynka w czerwonych okularach. 

- Mamo czemu taty nie ma?- do sypialni wpadł dziesięcioletni Kuba. 

- Dajcie mi chwilę- mówię wstając i biorąc szlafrok. Swoją drogą ledwie mogę go zawiązać . Muszę coś z tym zrobić. Podeszłam do lustra i się wzdrygnęłam. Narzuciłam na nie koc. Nie mogę na to patrzeć. Na siebie.

- Boże jak ja się zmieniłam.

- Mamo co ty mówisz?

- Julka idź się ubierz ,bo nie zdążysz do szkoły.

- Dzisiaj jest sobota- pouczyła mnie córka. 

- No tak- przytaknęłam. 

Otworzyłam szafę i stwierdziłam ,że nie mam w co się ubrać. Wyrzucałam po kolei ubrania z szafy. Wreszcie ubrałam luźny niebieski sweter i spodnie dresowe. Postanowiłam udać się dziś na zakupy. Julka wyrosła już z sukienek ,chociaż Marek ostatnio kupił jej dwie nowe na przedstawienie ,którego niestety nie widział. W ogóle mamy mało czasu dla siebie. 

W delegacje nie pojechał sam i jeszcze nie wrócił ,a powinien już być. 

- Mamo ona mówi ,że wyglądam jak bezdomny- poskarżył Kuba. 

- Julka nie mów tak. 

- Mamo tylko to prawda. On ubiera się jak menel. 

- Nie wolno obrażać innych- podeszłam do córki i dotknęłam jej ramienia tłumacząc jej ,że nie wolno się tak zachowywać i krytykować stroju brata. Antoś siedział w krzesełku i jadł chrupki. Podeszłam do niego i wzięłam na ręce. Znów złapał mnie za włosy ,aż z oczu poleciały mi  łzy .To bolało. 

- Antoś tak nie można- zwróciłam  mu uwagę ,ale on dalej kurczowo trzymał w swojej piąstce garść moich włosów. Jakoś udało mi się wreszcie je zabrać nie wyrywając ich. 

- Powinnaś odpocząć- odezwała się Alicja.- Nie wyglądasz najlepiej. 

- Ja zawsze tak wyglądam- mówię cicho. 

- Ala mam prośbę . Zajmiesz się dziećmi ? Chciałabym pojechać na zakupy ,bo nie mam w co się ubrać.

- Oczywiście o nic się nie martw. 


Dzwonię do męża. Nie odbiera. Nie mogę dłużej tego znieść. Wiecznie się unikamy ,nie rozmawiamy ,ja dom ,on praca. Nie jest już jak dawniej. Kocham go ,ale czuje ,że oddaliśmy się od siebie. W środku czuje żal ,rozczarowanie ,ból i ciężko mi na myśl ,że to wszystko zmierza ku końcowi. Nasze uczucie miało trwać wiecznie. Wspomnienia odżywają. Spoglądam na obraz w sypialni.


 Jeszcze niedawno byliśmy tacy szczęśliwi ,a teraz? Co się z nami stało? Czy tak ma to się skończyć? Nie chciałam nigdy więcej czuć się tak jak wtedy ,gdy na jaw wyszła ta intryga. To było tak dawno. Wybaczyłam ponownie zaufałam ,ale jak mam znieść to ,że własny mąż nie mówi mi wszystkiego? Przez cztery dni nie miałam z nim kontaktu. Pewnie mnie zdradził . Przecież Paulinę ciągle zdradzał. Jak on świnia mógł? Miał być gibonem ,a nie świnią. 

- Dość- mówię do siebie wściekła. 



Nie mogę się pogodzić z jego odejściem ,ale muszę pozwolić mu odejść. Nie mogę z nim być. Już nie mimo że nadal kocham. Nie wiem jak ja powiem to dzieciom. Julka i Kuba się załamią. A mały jeszcze nic nie rozumie. Jak ja sobie poradzę? Bez niego nic nie będzie już takie samo. 

Stawiam w korytarzu walizki i czuję jak pęka mi serce. Nie mogę znieść tego ,że to koniec. 

                  ****

- Cześć wszystkim- zawołałem wesoło ciesząc się ,że widzę rodzinę w komplecie. Ula na mój widok zrobiła dziwną minę. Jakby przerażenie ,strach?

- Ula - mówię do niej ,ale ona nie reaguje. 

Odkładam torby z prezentami i dotykam jej twarzy. Ona bez słowa patrzy się na mnie. Pod powiekami gromadzą się łzy powoli spływają po policzku.

- Wynoś się. Zabieraj swoje rzeczy i ...

- Ula- mówię chcąc załagodzić ,ale przeraża mnie to co widzę w jej oczach. Bez słowa biorę walizki i wynoszę się do hotelu. Dzieci biegną za mną . Szarpią za ręce mówią bym nie odchodził ,a ona stoi tam i patrzy na wszystko bez słowa. Nie wiem co robić. Muszę spróbować uratować to małżeństwo o ile jest jeszcze szansa. Szczerze w to wątpię. Nie zdradziłem jej. Nie mógłbym jej tego zrobić. W hotelu czuję się źle. Nie mogę znieść myśli ,że rozpada się moja rodzina. Dzwonię do Uli ,ale ona nie odbiera ode mnie telefonów. 

Następnego dnia po południu przychodzę do domu. Mojej żony nie ma. Na miejscu zastaje jej ojca ,który nie patrzy na mnie przychylnie. Dzieci przybiegają i witają się ze mną. Biorę Antosia i witam się z nim. Malec przygląda się mi uważnie. 

- Tato ,a wrócisz do domu?

- Nie wiem . To zależy od waszej mamy. Idźcie do pokoju. Ja zaraz przyjdę- powiedziałem. 

Usiadłem przy stole trzymając synka na kolanach. Józef wstał by zaparzyć kawę po czym zajął miejsce przy stole. 

- Gdzie jest Ula?

- Pojechała gdzieś ,a co nie wolno jej?- odpowiada szorstko Józef. 

- Nie zdradziłem jej ,bo to pewnie powiedziała . Byłem w delegacji. Sprawy czysto zawodowe. Niedawno wziąłem kredyt ,bo nie miałem pieniędzy ,a projektant odszedł z firmy.

- Pshemko?

- Tak. Pogadałem z jego synem i on zdołał namówić go na powrót do firmy. Dzięki temu wszystko ruszy do przodu. Dzięki kredytowi oddam dług. 

- Jaki dług?

- Nie ważne spłacę ją i odejdzie ona z firmy.

- Ta kobieta ,która zniszczyła małżeństwo?

- Ona nie zniszczyła małżeństwa. Poza tym ona woli kobiety. 

- Co?- Józef jest zdumiony. 

- Przecież Ula pojechała załatwiać pozew rozwodowy. 

- Jak to pojechała sporządzić pozew? Ja nie chcę żadnego rozwodu- rzekłem zupełnie szczerze. Nie wiedziałem ,że tak daleko to zajdzie. Narozrabiałem ,ukrywałem wiele ,ale rozwód? 

- Wszystko tylko nie to- odpowiadam załamany. - Przeniosłem się do hotelu ,bo ona tak chciała ,ale nie wytrzymuje bez niej. Wiem nie byłem dobrym mężem ani ojcem ,ale zmienię się. Udowodnię ,że uczucie nie ustało. 

- Mam nadzieję ,że to co mówisz jest prawdą- odrzekł z pewną nieufnością Cieplak. 

W domu w ,którym niedawno mieszkałem posiedziałem jeszcze trochę ,aż do powrotu Uli. Była zaskoczona moją wizytą. Z dzieciakami graliśmy w planszówki ,później zjedliśmy kolacje ,a Ula dzwoniła ,że jest u Ani. Kazała mi zostać z dziećmi dopóki nie wróci ,bo jej ojciec wrócił już do siebie. Po kolacji pozbierałem talerze i włożyłem do zmywarki. Małego zaniosłem do sypialni przewinąłem. Na szczęście Julka powiedziała mi gdzie są pampersy ,bo ja niestety nie wiedziałem. Żona często je przekłada i ja rzadko mam okazje zmieniać pieluchę ponieważ nie ma mnie w domu. Mój błąd. 



- Tato nie zapomniałeś o czymś?

- O czym?- zastanawiam się kładąc małego do łóżeczka. 

- A kąpiel?

- Koniecznie dzisiaj?- pytam ponieważ nie robiłem tego niestety przez co jest mi teraz wstyd. Kuba patrzy na mnie i czeka ,aż chyba coś powiem.

- W porządku. 

Przygotowuję wszystko do kąpieli. Z małą pomocą starszaków znajduje produkty do kąpieli niemowląt . Mały moczy moją koszulę ,ale to nic ,bo nieźle się bawi ,a mi też chcę nagle się z tego śmiać. Przebieram Antosia w piżamkę i włączam mu cichą melodyjkę w łóżeczku by zasnął. Zaglądam na chwilę do Julki i Kuby. Biorę z półki książkę i siadam na brzegu łóżka. Kuba leży patrząc na mnie ,a ja zaczynam czytać bajkę. Julka zasypia szybciej. Składam na jej czole buziaka po czym to samo robię u Kuby i wychodzę zostawiając włączaną jedną małą lampkę.  

Schodzę do salonu wtedy zaczyna wibrować moja komórka. Na wyświetlaczu widzę zdjęcie żony. Odbieram. Ta informuje mnie ,że po drodze wstąpiła do ojca i nie wróci dzisiaj ,a jutro. Mówię jej dobranoc i ,że jutro musimy porozmawiać. 

Po kilku godzinach snu słyszę płacz dziecka. Wstaje i okazuje się ,że małego trzeba przewinąć. Antoś niestety nie chce spać. Chodzę z nim po pokoju ,siadam z nim na fotelu,ale on dalej nie śpi. Schodzę do kuchni i przygotowuje mu mleko wkładając go do krzesełka. Podaje mu w końcu butle. Gdy zanoszę go do sypialni wreszcie zasypia ,lecz za oknem wieje coraz silniejszy wiatr. Nagle uderza piorun i wszystko gaśnie. Antoś płacze , Julka przybiega wystraszona do sypialni ,a Kuba tuż za nią. Siedzę na fotelu i zerkam na okno. Mały płacze próbuje go uciszyć ,a starszaków zapewniam ,że nic im się nie stanie i to tylko burza. Idę z dzieciaki do pokoju i budujemy sobie bazę wiedząc ,że nikt tej nocy i tak nie zaśnie. 




Od tamtej pory minęły dwa  miesiące. Z sądu na razie nie dostałem pozwu więc może jednak istnieje cień szansy na uratowanie tego? W każdy weekend zostaje sam z dziećmi i codziennie przychodzę po pracy by widzieć się z rodziną. Ula wtedy wychodzi. Nie spędza czasu z nami. Tylko ja z dzieciakami. Pozwoliła mi wrócić ,ale tylko na kanapę w salonie ,która jest cholernie niewygodna. Wie już ,że nie było żadnej zdrady ,ale muszę widocznie  odpokutować za wszystkie kłamstwa i ,że w ostatnim czasie mało poświęcałem rodzinie czasu. Nie chcę już tak postępować. Muszę odzyskać pełne zaufanie żony i przejąć część obowiązków ,bo opieka nad dziećmi powinna spadać na dwoje rodziców ,a nie na jednego.  

Nastał sierpień. Zbliża się burza. Mały jest dzisiaj wyjątkowo marudny. Nie wiem o co mu chodzi. Nie chce się bawić ani nic. Z Julką i Kubą ulepiliśmy dzisiaj z modeliny zwierzęta ,a mały bawił się kuleczkami ,które kupiłem mu w zeszłym tygodniu. Kolorowe piłeczki na dłuższą chwile go zajęły. Z Kubą sklejaliśmy później model samolotu. Nie nudziliśmy się ,ale brakowało mi Uli. Z nią też chciałem spędzić trochę czasu ,ale ona wciąż chowała urazę. 

         ****

- Marek- szepczę próbując go obudzić. Zaspany budzi się ,a mały podnosi się i zaczyna marudzić. Julka i Kuba śpią przytuleni do siebie. 

- Co tu się stało ?- pytam.

- Burza była ,a dzieciaki bali się spać. Ukryliśmy się tutaj ,a potem chyba zasnęliśmy ,a ty co tu robisz?

- Wróciłam dzisiaj wcześniej ,bo chciałam porozmawiać tylko zanieś dzieciaków do łóżka. 

Patrzę jak mój mąż kładzie dzieci ,otula je kołdrą i całuje w czoło. Małego biorę ja i powoli idę by go nie obudzić. Antoś przebudza się na chwilkę ,gdy kładę go do łóżeczka po czym ponownie zamyka oczka i śpi. Za mną stoi i czuje jak jego ręce obejmują mnie w talii. Nie bronie się przed jego dotykiem ,nie uciekam. 

- Chyba najpierw powinnyśmy porozmawiać. 

- Ula ja zrozumiałem jak podle cię traktowałem ,i że ostatnio nie mogłaś na mnie liczyć. Ani ty ani dzieciaki ,ale naprawię to. ja naprawdę nie chce kończyć tego. Przecież byliśmy tak udanym małżeństwem. Kocham cię i nie chcę cię stracić- słyszę jego cichy głos. Czuję ,że tym razem mówi szczerze. 

- Marek- odwracam się w jego stronę by spojrzeć w jego szare oczy w ,których znów dostrzegam ten żar co dawniej i widzę miłość. Jego miłość do mnie. Przez te dwa miesiące zauważam ,że wiele do niego dotarło ,wiele zrozumiał. 

- Daj mi jeszcze jedną szansę. Ostatnią. Obiecuje ,że jej nie zmarnuje. 

- A ten opatrunek na głowie w dniu twojego powrotu zaskoczył mnie.

- Beata o to pytała jak wpadła nie mówiła ci.

- Mówiła dlatego ciebie o to nie pytałam. Wiem powinnam ,ale martwiłam się o ciebie. Marek co się z nami stało?

- Pogubiliśmy się ,ale damy radę. Razem. Nie zostawię cię już z tym wszystkim samej. Wiem ,że ciągle siedziałaś z dziećmi i brakowało ci czasu dla siebie. Mam pomysł. Teraz chodźmy spać ,a jutro dzieciaki wyślemy do dziadków ,a my udamy się w pewne miejsce. 

- Dobrze- zgodziłam się z lekkim uśmiechem i wtuliłam się w jego ramiona. Tak bardzo tęskniłam za jego ramionami ,zapachem. Minęło tyle lat ,a ja moja miłość stała się jeszcze silniejsza. Kocham męża i nasze dzieci. Wiem ,że on również kocha mnie i dzieciaków. Nie wątpię w to ,ale między nami zrodziło się tyle nieporozumień. 



Mąż zaprosił mnie do restauracji tam wspominaliśmy nasze poznanie ,zaręczyny i setki innych radosnych momentów. To nie koniec ,a nowy początek. Opowiadam historię o przeszłości ,a Marek śmieje się i patrzy na mnie tak jak dawno już nie patrzył. Wierzę ,że tak już pozostanie. Upijam łyk wody z cytryną po czym słucham ,bo tym razem Marek opowiada zabawną historię. Śmiejemy się. Czuję się w tej chwili jakbyśmy dopiero się poznali i zakochiwali w sobie ,a prawdą jest ,że wspomnienia odżyły i wywołały ciepłe uczucia. Tych gorszych momentów nie chcemy teraz wspominać ,chociaż ich też było trochę. 

- To dokąd teraz?- pytam z uśmiechem ,a on uśmiecha się i muska moje usta swoimi po czym kładzie mi rękę na plecach i opuszczamy restauracje. Ta wyprawa jest po naszej przeszłości. Odwiedzamy miejsca ,które są ważne dla nas obojga. Marek przypomina mi o nich i jestem mu za to wdzięczna ,że mnie tu zabrał. Po drodze wyjaśniamy sobie wszystko siadając w parku na ,,naszej'' ławce. Widzimy dookoła pary z dziećmi i uśmiechamy się na ten widok ,bo nam samym też udało się stworzyć kochającą rodzinę. 

- Kocham cię- szepczę mi Marek na ucho i patrzy na mnie wciąż nie schodzi mu uśmiech z twarzy ,a ja kocham ten jego uśmiech z dołeczkami. Wracając do mnie nagle wspomnienia z początku naszej znajomości.

- Też cię kocham- opowiadam.

Noc staje się dla nas wyjątkowo. Dawno tak się nie czułam. Rano dostaje śniadanie do łóżka od swojego męża. Nie chce by ta bajka się skończyła. Dzieci wbiegają do pokoju. Odstawiam tacę na stolik i urządzamy sobie bitwę na poduszki. Alicja wchodzi z Antosiem na rękach i nie może uwierzyć w to co widzi. Mały popiskuje i śmieje się. Biorę moje małe słoneczko na ręce ,a Marek nadal bawi się z dzieciaki i ich łaskoczę ,a oni głośno się śmieją. Całuję synka po czym daje go Markowi ,a stoję przed szafą. Zaskakuje mnie jak wchodzę nagle w sukienkę w którą dwa miesiące temu nie mogłam wejść. Nie zauważyłam nawet ,kiedy trochę schudłam również na twarzy. Odsłaniam lustro. Postanawiam ,że schudnę jeszcze trochę. 


Rok później...

Wróciłam na stałe do pracy. Opiekę nad dziećmi przejęła Alicja pomaga jej w tym również mój ojciec. Marek nie ukrywa już nic przede mną. pracujemy razem jak dawniej i razem wracamy do domu. Firma po powrocie Pshemko wyszła na prostą. Asystentką jestem ja i jednocześnie żoną prezesa oraz matką jego dzieci. Tamta zwolniła się , Marek spłacił dług który u niej miał i nie ma z nią kontaktu. Marek bardziej angażuje się w wychowanie dzieci. Daliśmy sobie szansę. Jesteśmy razem i nie myślimy o rozwodzie. Jest mam ze sobą dobrze ,a dzieciaki cieszą się ,że tata spędza z nimi więcej czasu. Julka jest weselsza ,a Kuba ostatnio nie miał żadnego ataku ani wstrząsu anafilaktycznego. Antoś już biega i coraz bardziej trzeba na niego uważać. 

         *****





Ula kiedyś mi powiedziała ,że jak się kogoś kocha to nie można tak po prostu przestać nawet jeśli ta osoba robi straszne rzeczy nawet jeśli kłamię i ...zdradza to taką osobę też można kochać i trzeba wierzyć ,że taka osoba chce się zmienić.Chyba dobrze to zapamiętałem.

Gdy przestało nam się układać miałem te słowa wciąż w głowie i miałem nadzieję ,że uratujemy to małżeństwo. Uwielbiam spędzać czas z żoną i dzieciakami i o mały włos tego wszystkiego nie straciłem. Jestem wdzięczny losowi ,że mam możliwość nadal uczestniczyć w tym wszystkim. Nie popełnię już tych samych błędów ,bo kłamstwa niszczą związek. Nie pozwolę by Ula odeszła. Kocham ją ponad wszystko i chcę z nią być do końca życia. Patrzeć jak dzieciaki dorastają  i nigdy nie chcę być tylko weekendowym ojcem. Od tej pory będę poświęcał czas rodzinie i nie będę brał nadgodzin. Antoś tak szybko rośnie. Julka niedługo ma pierwszą komunię ,a Kuba zdaje na kartę rowerową. Czekam na Ulę pod firmą ,bo ja dzisiaj już skończyłem ,a ona poszła jeszcze na chwilę pogadać z Elą. Violetta rozwiodła się z panem Hu ,a teraz przyjęła oświadczyny Seby ,który tak wiele jej wybaczył i są razem szczęśliwi. Obawiam się czy znowu nie ucieknie ,ale Sebastian wierzy ,że tym razem z nim już zostanie  ,a ja chce by był szczęśliwy ,bo to mój przyjaciel. 

Ula podchodzi do mnie całuje w usta po czym otwiera drzwi od samochodu. 

- Jedziemy?- pyta.

- Tak - odpowiadam i jedziemy do domu. 

Tam gdzie czeka na nas trójka stęsknionych dzieciaków czyli nasza miłość i duma.

           KoNiEc    



poniedziałek, 26 października 2020

,, Mazury'' Miniaturka

 


- Nie rozumiem jak można udawać coś takiego!- wykrzyczała rozwścieczona kobieta. 

Stałem przez krótką chwilę nic nie mówiąc. Oczy Pauli ciskały gromy. Bałem się jej spojrzenia. Wiedziałem bowiem co się święci. 

- Ja nie udawałem ,ja naprawdę miałem z nią romans- wyznałem prawdę.

Poczułem ostre pieczenie na policzku. Dotknąłem go. Byłem pewny ,że został mi czerwony ślad po dłoni brunetki. Niestety muszę przyznać sam przed sobą.

- Jak mogłeś mi to zrobić ?!

- Paula- próbowałem łagodnie.- Nie pasowaliśmy do siebie.

- Przestań pieprzyć mi te bzdury. Nie pasowaliśmy ,bo...no ta... pojawiła się ta brzydula.

- Ula- natychmiast ją poprawiłem. 

Panna Febo na moment umilkła jakby nad czymś się zastanawiała. 

- Dam ci jeszcze jedną szansę pod warunkiem ,że nigdy więcej się z nią nie będziesz kontaktował. Zapomnisz o niej ,weźmiemy ślub. 

- Paula ty siebie słyszysz? Jak ślub? Ja cię zdradziłem.

- Modelki jakoś zniosłam tylko...

- Nie- przerwałem jej ostro. - Nie będzie żadnego ślubu ,nie wrócę do ciebie. Nie chcę z tobą być !- podniosłem głos. 

Paula zrobiła wielkie oczy.

- Jesteś zwykłym chamem. Nie wiem jak mogłam zmarnować z tobą tyle lat. 

Po raz chyba pierwszy musiałem przyznać rację Pauli. Nie byłem bez winy. Paula opuściła pomieszczenie trzaskając drzwiami. Westchnąłem głęboko i usiadłem za biurkiem. Między czasie do mojego gabinetu wpadł Sebastian ,ale go pogoniłem. Chciałem zostać sam. Poprosiłem moją sekretarkę o kawę. Po półgodzinie zapukała do drzwi. 

- Proszę- rzekłem uprzejmie prostując się na fotelu i poprawiając krawat. 

Spanie na kanapie niestety nie należy do wygodnych. Paulina nieustanie denerwowała mnie swą podejrzliwością. Dawałem jej niejednokrotnie powody by właśnie tak myślała ,ale i tak uważałem ,że stanowczo przesadza. Życie z tą kobietą to sinusoida. Nieprzewidywalna i podstępna. Nienawidzę szpiegowania ,a ona chyba ma to we krwi tak jej brat podkładanie mi kłód pod nogi. Ula wyjechała bez słowa. Bez pożegnania. Nie powinienem się dziwić ,że nie chcę mnie znać ani ze mną rozmawiać. Mimo wszystko chyba właśnie na to liczyłem. Nie mam pojęcia jak odzyskać jej zaufanie. Ktoś mi powiedział ,że kobieta wybacza ,ale nie zapomina. Teraz wiem ,że po czymś takim to Ula szybko się nie pozbiera. Nie wiem czy kiedykolwiek będę miał szansę jej to wszystko wyjaśnić. 

- Viola co to do jest  cholery ?- pytałam ostawiając filiżankę z kawą. Przez przypadek oplułem dokumenty znajdujące się na biurku. Niech to szlag.

- Zrobiłam taką jak zawsze panie prezesie- odparła spokojnie. 

- A sam sobie zrobię- zdenerwowany poszedłem do bufetu. Tam zastałem niemałą kolejkę. Ala siedziała przy stoliku i bawiła się widelczykiem do ciasta. Zdziwiłem się ,bo myślałem ,że pojechała do Uli. Nie sądziłem ,że zastanę ją w bufecie. Na pierwszy rzut oka widać było ,że coś ją martwi. Nie wiem czemu nagle zwróciłem na to uwagę. Nigdy szczególnie nie interesowałem się problemami pracowników. Może się starzeje? To Ula zawsze wyciągała do ,każdego pomocną dłoń. Napisałem do niej list . zawarłem w nim wszystko co uznałem za istne. Tak wiem ,że go nie przeczyta. Nie uwierzy w to co napisałem. 

- To co zawsze?

- Tak. kanapkę z szynką i kawę z odrobiną mleka i dwiema łyżeczkami cukru. 

Elka podała mi życząc smacznego ,a ja zająłem stolik przy którym nikt nie siedział. Czułem czyjś wzrok na sobie. Ala mnie obserwowała po czym przyszła Iza i zabrała jej ciasto. 

- Co ty taki zmizerniały? Szalona noc?

- No- przytaknąłem przełykając kęs kanapki.- Na twardej kanapie w salonie po kolejnej awanturze z Paulą. 

                                ****

Czułam się oszukana. Miejsce niczym nie przypominało samotni Pshemko. Najpierw natrafiłam na niezrównoważonego mężczyznę ,który motał się i źle pokierował ją do domku letniskowego. W datku machał przede mną jakąś blachą myślałam ,że chcę mi coś zrobić. W końcu dotarłam na miejsce. Łóżko skrzypiało ,gdy tylko położyłam na nim torbę. Jednak byłam tak zmęczona ,że przysnęłam. Obudziły mnie jakieś kroki. Nie miałam na nosie okularów i widziałam tylko zamazane kontury. Przed sobą miałam jakąś sylwetkę człowieka. Założyłam okulary i się przeraziłam. Mężczyzna nie mając na sobie koszulki wyciągnął do mnie dłoń. 

- Marek 

Cofnęłam dłoń jak oparzona. Nie powiedziałam imienia tylko zabrałam torbę i zwiałam stamtąd. Miałam dość ,a to był dopiero początek. Piotr ,bo tak się nazywał ten co tymczasowo prowadził ten ośrodek podał mi inny klucz. Wnętrze znów mnie rozczarowało. Podłoga była strasznie brudna ,skrzypiała i w dodatku w jednym miejscu była dziura. Musiałam uważać ,żeby w nią nie wpaść. Zrzuciłam z łóżka brudną narzutę i zanim na nim usiadłam dla bezpieczeństwa wyciągnęłam ze swojej torby koc i położyłam na nim. Łózko niestety nie było wygodne ,a przez brud na oknach nic niestety nie było widać. Wyczerpana zasnęłam. 

- Dzień dobry!- krzyczał Piotr ,który stał przed moim domkiem i słuchał głośno radia. Wybiegłam w krótkiej koszuli nocnej. Natychmiast pobiegłam się ubrać i uczesać. Po czym wyszłam ponownie na zewnątrz. 

- Pomyślałem ,że nie lubisz jadać sama. 

- Skąd takie przypuszczenie?- zirytowałam się.- Przecież mnie nie znasz. Dopiero tu przyjechałam ,a pan sądzi.

- Mówmy sobie na ty. 

Zaburczało mi w brzuchu więc skusiłam się i usiadłam na ławeczce w otoczeniu zieleni. Ptaki śpiewały. Niestety też latało mnóstwo owadów. Zjadłam kanapkę i dopiero po chwili skapnęłam się ,że kanapka była ryba. Później było jeszcze gorzej. Dostałam wstrząsu anafilaktycznego. podał mi zastrzyk w lewy pośladek. Bardzo bolesny swoją drogą. Bałam się ,że pomyli zastrzyk w sumie to możliwe z jego roztrzepaniem. Następny dzień do lepszych nie należał. Pokrętło od radia się urwało ,a tam piosenka Marka Grechuty ,,ważne są tylko dni ,których nie znamy'' nie mogłam tego wyłączyć. Nakryłam się poduszką. Mimo to nadal docierały do mnie dźwięki z radia. Dotarło do mnie też ,że nigdy nie zapomnę. Wyszłam na zewnątrz. Słońce świeciło już wysoko. Postanowiłam się przejść. Po drodze nikogo nie spotkałam. Po raz nie wiem ,który zaczęłam czytać książkę ,którą dostałam od Marka. Zdziwiłam się ,gdy wyleciało z niej zdjęcie juniora Dobrzańskiego. Zdziwiłam się ponieważ nie pamiętam ,abym je tam wkładała. Zabrałam ze sobą również pamiętnik ,ale tam na pierwszej stronie była przyklejona karteczka. Nie wiem czy przeczytasz list dlatego chce powiedzieć ci tylko jedno. Kocham cię 

Nie miałam pojęcia ,kiedy on to napisał. Może wtedy ,gdy pisał list ,którego nie czytałam. Sprawdziłam telefon ,a tam liczne wiadomości od Marka. Przypadkiem otworzyłam sms'a w którym napisał ,że odwołał ślub i prosi bym odpisała. W kolejnym były wyznania miłości. Nie chciałam w nie wierzyć. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Tęskniłam za nim ,ale on tylko się mną zabawił. Nie mogłam pozwolić by uważał ,że jestem jak Paulina i wszystko wybaczam. W momencie ,gdy usłyszałam rozmowę Seby i marka był jednym z najgorszych dni w moim życiu nie licząc odejścia mamy. Rozstanie z Bartkiem było bolesne ,ale nie czułam jakby ktoś mi wbił nóż w serce ,a zrobiła to osoba ,którą tak bardzo kochałam. Poprawka nadal kocham. Nie potrafię tak po prostu przestać mimo świństw ,kłamstw i tego ,że udawał. Nie wiem jak mogłam niczego nie zauważyć. byłam głupia ,naiwna. 

- Ał- krzyknęłam ,bo w tym momencie poczułam jak mnie coś ugryzło. 

- Piotr! Ratunku , Ratunku!- krzyczałam i biegłam po pomoście czując jak z każdym krokiem coraz bardziej mi brakuje tchu. Niestety kolejny wstrząs i zastrzyk. Mam dość. boli mnie teraz tyłek i nie mogę siedzieć. Miałam dość pobytu tutaj. na szczęście po południu przyjechała Ala. 

- Witaj - wyściskała mnie.- Jak się masz ,bo coś marnie wyglądasz. 

- Użądliła mnie pszczoła. 

- Przecież ty jesteś uczulona prawie tak samo jak na ryby. 

- Uratował mnie pewien lekarz.

- Ty to jednak szczęściara jesteś. 

- A wiesz ,że Marek...- usiedliśmy na ławce przy wodzie. 

- Ala ja nie chcę o nim słyszeć. Daj mi odpocząć. Wyjechałam by o nim zapomnieć ,a mówiąc o nim mi w tym nie pomagasz- odparłam lekko zła. 

- Tyle ,że on tu jedzie.

- Co?!- krzyknęłam tymczasem płosząc kaczki pływające po jeziorze. W oddali zauważyłam maszt białej żaglówki oderwałam na chwilę wzrok od wody i spojrzałam na Alicję. 

- Nie mówisz poważnie.

- Owszem. Widziałam go jak dojechałam tu na miejsce. Musiał jechać za mną ,bo ja mu adresu ośrodka nie podawałam. A jak domek.

- W porządku- skłamałam. 

- Ula on dla ciebie odwołał ślub ,zależy mu na tobie nie Paulinie. Jak się tu pojawi to ci wszystko wyjaśni.

- Ale ja nie chcę słuchając jego wyjaśnień- odparłam oburzona. 

- Marek cię kocha- przekonywała mnie Ala. 

- Niby kocha ,a udawał.

- To musi wyjaśnić sam. Wiesz ja ,kiedyś miałam narzeczonego- Ala zaczęła swoją opowieść z przeszłości. Nigdy nie znałam tej historii. Nie wiedziałam ,że Alicja kochała kogoś kto ją oszukał i nie potrafiła wybaczyć ,a gdy była gotowa dać mu szansę dowiedziała się o tragicznym wypadku i długo żałowała ,że nie zaryzykowała. Ta opowieść poruszyła moje serce. Popłakałam się. Potem rozmawiałyśmy jeszcze chwilę po czym Ala wyjechała ,a ja zostałam sama z różnymi myślami. 


 

Widoki zapierały dech w piersiach zwłaszcza mgła unosząca się rano nad wodą ,ta gra świateł przebijająca się przez korony drzew. Tu naprawdę było przyjemnie oprócz domków ,bo one były okropne i ten facet ,który przy śniadaniu zaczął mi opowiadać pierwszego dnia mojego pobytu o byłej żonie. Nie mają dzieci. Może i dobrze? Mógłby jeszcze im coś zrobić skoro nie umie zapamiętać ,że oprócz mnie jest tu tylko jeszcze jeden wczasowicz ,podglądacz. Boję się go. Chodzi z tą lornetką ,albo przechodzi niby przypadkiem i zdejmuje kapelusz kłaniając mi się ,a ja przecież nie jestem żadną królową brytyjską tylko zwykłą dziewczyną z Rysiowa.

Szłam właśnie po mostku ,gdy niechcący się pośliznęłam i wpadłam do wody. Zaczęłam w panice machać rękami ,nogami próbując utrzymać się na powierzchni wody. Niestety nikt mnie nie chciał ratować. Później chyba straciłam przytomność. 

                        ****

Nie wiem jakim trzeba być debilem by pomylić się sześć razy odnośnie gdzie znajduje osoba o którą pytam. Na koniec mężczyzna w koszulce polo w dodatku zaplamionym powiedział ,że nie może mi udzielić takiej informacji. Olałem go i sam ruszyłem ścieżką będąc bliżej słyszałem krzyk. To była Ula. Moja Ula. Ile sił w nogach pobiegłem w stronę mostu po czym wskoczyłem do wody i złapałem jej bezwładne ciało w pół i powoli położyłem na pomoście. Nie ruszała się więc szybko odchyliłem jej głowę. Przypomniałem sobie właśnie jak udzielać pierwszej pomocy. Robiłem dwa dechy na trzydzieści uciśnięć jak ,kiedyś mnie uczyli. Ula zaczęła kaszleć. przewróciłem ją na bok by nie zachłysnęła się wodą po czym  spojrzała na mnie wystraszona. 

- Ula nie bój się- powiedziałem spokojnie klęcząc na pomoście. - Nie podnoś się może trzeba wezwać pomoc- byłem wyraźnie przestraszony i zmartwiony. Ten moment ,gdy myślałem ,że nie żyje był okropny. Chyba nigdy o nikogo nie bałem się jak w tej chwili. - Co ty robiłaś w wodzie przecież ty nie umiesz pływać. 

- Poślizgnęłam się. Dziękuję. 

- Za co?- spytałem nieco zaskoczony. 

- Uratowałeś mi życie. 

- Nie czuję się bohaterem zbyt wiele mam na sumieniu. Skrzywdziłem cię i chyba nigdy sobie tego nie wybaczę ,bo ...

- Marek...

- Proszę wysłuchaj mnie. Zależy mi na tobie. 

- Nie utrudniaj...

- Ula dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać? Czytałaś chociaż mój list?- liczyłem w głębi duszy ,że odpowiedź będzie twierdząca. 

- Nie ,nie czytałam.

Pomogłem Uli wstać i mimo ,iż odrzucała moją pomoc postanowiłem odprowadzić ją pod sam domek. Po drodze powiedziałem jej o odwołanym ślubie i nazwałem się głupcem. Przysięgałem na moją matkę ,że się zmieniłem i nie jestem już tym samym człowiekiem ,którym byłem sprzed poznania jej. Chciała coś powiedzieć ,lecz ja mówiłem jak nakręcony. Nie wspomniałem tylko o firmie ,bo to tak kolorowo już nie wygląda. Nie mogę jej tego powiedzieć ponieważ pomyśli ,że znów udaję by pomogła mi wyjść z kryzysu finansowego ,a jest inaczej. Kocham ją i bardzo chcę by do mnie wróciła. Praca obchodzi mnie teraz najmniej. na posterunku jest tam mój ojciec ,a rękę na pulsie miał trzymać również Sebastian. Teraz muszę skupić się na Uli i spróbować wszystkiego by ją odzyskać. Nie wiem jak to zrobię ,ale coś będę musiał wymyślić. Będąc tutaj czuję jednak ,że nie wszystko stracone. Siadając przed  domkiem zacząłem wspominać wyjazd do SPA. 

          ****

Wyjrzałam przez okno i ujrzałam siedzącego Marka przy stole. Głowę miał spuszczoną. Wyglądał na załamanego ,lecz nie byłam gotowa zapomnieć jego kłamstw. Postanowiłam jednak ,że zejdę do niego tylko musiałam się przebrać ,bo myłam okno ,które było strasznie brudne. Chyba mam pajęczynę na głowie ,a nienawidzę pająków. Tych ohydnych owadów. Fuj.  W bluzkę i spodenkach zbiegłam po schodkach. Włosy związałam w kucyk. 

- Cześć- przywitałam przybysza i usiadłam przy stole. - O czym chciałeś rozmawiać?

- O nas

- Nie ma żadnych nas. 

- Ulka- zawołał ,gdy wstałam i ruszyłam w stronę domku. Nie miałam ochoty na rozmowę z Markiem o tej głupiej intrydze. Mimo że Marek zapewniał ,iż mu zależy. Nie wierzyłam mu ,bo jak po tym wszystkim? Chociaż po co by tu przyjeżdżał? Sam jego widok wywoływał za każdym razem  zbyt wiele wspomnień. Zarówno tych dobrych i złych. Byłam wewnętrznie rozdarta. Nie wiedziałam co robić. 

Półgodziny później do drzwi zapukał ten burak Piotr Sosnowski ,który o niczym nigdy nie miał pojęcia. Nie umiał polecić żadnego fajnego miejsca . Przyniósł mi smażoną rybę jak pierwszego dnia wspominałam ,że jestem na ryby uczulone i pytałam o posiłki. Co za debil. Byłam głodna i nie zła ,a wkurwiona. Sosnowski znów się pojawił tym razem z sałatką . Zjadłam odrobinę i czułam ,że się duszę. Nie mogłam oddychać. Drapało mnie ,łzy ciekły po policzkach po czym nie pamiętam co było dalej ,bo zrobiło mi się słabo. Gdy się obudziłam byłam przykryta kocem i leżałam na łóżku. Na stoliku stała szklanka z wodą i leżał kompres. Nie miałam okularów i widziałam zamazany obraz . Ktoś był ze mną w pomieszczeniu. Gdy podszedł bliżej wiedziałam ,że to Dobrzański. Kazał mi odpoczywać. Pocałował w czoło i wyszedł. Chciałam coś powiedzieć ,ale zaschło mi w ustach. 

W białej letniej sukience poszłam nad wodę i rozłożyłam koc na trawie. Słońce przyjemnie świeciło ,ptaki śpiewały ,a na niebie nie było ani jednej chmurki. Pełen relaks zakłócił mój pusty żołądek. Popatrzyłam na piękne widoki w oddali. Nagle padł jakiś cień. Spojrzałam do góry ,a nade mną stał Marek w białej koszuli z podwiniętymi rękawami i białych rybaczkach zupełnie boso. 

- Jadłaś śniadanie?

- Nie- odparłam zgodnie z prawdą.

- W takim razie zabieram cię na posiłek- odparł z uśmiechem. 



Nie mając innego wyjścia zgodziłam się ,bo byłam bardzo głodna. Nie rozumiałam tylko Marek tak się cieszył przecież to tylko posiłek. Pojechaliśmy tam samochodem po drodze nic mówiliśmy. Patrzyłam na rozmyty obraz za szybą. jechaliśmy dość szybko. 

               ****

Zgodziła się co mnie ucieszyło. Trzymałem dłonie na kierownicy ,ale od czasu do czasu spoglądałem na Ulę pogrążoną w myślach. Nie wiem czy jest szansa ,że mi wybaczy czy nie. Zgodziła się pojechać ze mną na śniadanie to już połowa sukcesu. Nie unika mnie. Nie wiem co będzie dalej. Nie do końca wiem na czym stoję. Chciałby z nią być ,ale czy ona chce tego samego? Jeszcze kręci się ten Piotr. Nie wiem w ogóle co to za gość i czego chce od Uli. Pojawił się znikąd i lepiej by trzymał się od Ulki z daleka ,bo będę musiał mu pokazać kto tu rządzi. 

- Marek daleko jeszcze?- zapytała odwracając głowę w moją stronę. 

- Nie ,jeszcze parę minut i będziemy na miejscu. 

- Dziękuję ,że uratowałeś mnie. Po raz kolejny.

- Uratowałem?- byłem zaskoczony. 

- Tak. Inaczej umarłabym z głodu. Piotr przyniósł mi smażoną rybę nie wiem czy sam złowił czy kto inny ,ale ja już wspominałam o swoim uczuleniu ,a później dostałam coś co znów było z rybą. 

- Nie mów mi o nim! Koniec tematu! - krzyknąłem nie panując nad emocjami. Uderzyłem w kierownice.

- Marek o co chodzi?- wystraszona Ula zrobiła wielkie oczy. 

- Prawie cię zabił podając ci sałatkę z sosem rybnym. Zawołałem Czarka i cię uratował.

- Kto to Czarek?

- Wczoraj przyjechało małżeństwo z ośmioletnim chłopcem. Ten dzieciak się topił i został ściągnięty Czarek. Ratownik medyczny. Zatrzymał się tu i będzie do końca sezonu. Poprosiłem go o pomoc. 

- Dziękuję.  Czyli ogólnie parę razy mnie już uratowałeś? Marek dlaczego to robisz?

- Dojechaliśmy na miejsce. 

- Marek dlaczego to robisz?- powtórzyła pytanie. 

- Bo cię kocham- wreszcie jej to powiedziałem. 

Staliśmy naprzeciwko siebie i patrzyłem w te jej piękne niebieskie oczy. Wiedziałem ,że ta piękna chwila szybko się skończy. Ula wciąż na mnie patrzyła.

Ula zamówiła smażone ćwiartki ziemniaków ,jajka smażone i surówkę ,a Marek zupę rybną i sałatkę z krewetkami. Najedzeni udali się na spacer. 

- Jak tu pięknie- zauważyłem wyraz rozmarzenia na twarzy Uli i cieszyłem się ,bo dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej. 

- Może gdzieś usiądziemy?- zaproponowałem.

Usiedliśmy na kocu ,który przyniosłem z samochodu. Mieliśmy na sobie białe ubrania i nikt nie chciał się ubrudzić. Przynajmniej tak sądziłem. Podziwiałem piękne widoki płynących z oddali łódek i błękitnego horyzontu.


 Ula wystawiła twarz do słońca zdejmując okulary i przymykając oczy. Byłem pod jej wielkim urokiem. Przyjrzałem się jej twarzy i nosie usianego piegami. Wyglądała pięknie i dziewczęco.  

Wtedy zacząłem swoją opowieść o początkach naszej znajomości ,przyjaźni ,intrydze i miłości. Nie wiem ,kiedy zaczęło się uczucie ,ale wiem w którym momencie to zrozumiałem. Opowiedziałem jej spokojnie jak to wygląda z mojej perspektywy.  Ula mi nie przerywała. 

- Kocham cię i wierzę - odparła ku mojemu zaskoczeniu Ula. 

Poderwałem się na równe nogi i porwałem ją w objęcia nie potrafiąc ukryć swojej radości. Powoli zbliżyłem się do jej ust. Przywarła do mnie bardziej zezwalając na pocałunek. 



                       *****

Z perspektywy czasu nie żałuję ,że tak szybko wybaczyłam Markowi i dałam mu drugą szansę. Wróciłam do pracy w jego rodzinnej firmie. Jestem szczęśliwa. Mamy sześcioletnią córkę Madzie i dwuletniego Krzysia ,którym po moim powrocie do pracy zajmuje się Ala. Po urodzeniu córeczki miałam depresje porodową . Zaniedbałam swój wygląd , trochę przytyłam i nie miałam ochoty zajmować się dzieckiem ,ale pomogli przyjaciele. Violetta pomogła mi z wyglądem i zapisałam się z nią na zajęcia dla matek. Można było tam chodzić z maluchem. Viola była też świeżo upieczoną mamą małego Borysa. Marek wstawał do małej w nocy co odbiło się negatywnie na naszym małżeństwie ,bo chodził do pracy niewyspany ,lecz potem było lepiej. Pogodziliśmy się. Maciek obiecał przypilnować małą ,a my wyszliśmy razem na kolacje. Nasze małżeństwo pokonało kryzys ,mała lepiej spała ,a w dzień zajmowała się nią Ala i mój ojciec ,a ja wróciłam do pracy. Później przyszło na świat nasze drugie dziecko ,ale Madzia chodziła już do przedszkola. Marek wracał zmęczony ,ja czasami też ,lecz weekendy były dla całej rodziny. 

- Kto pierwszy do wody!

- Ja pierwsza, tatusiu pospiesz się!- krzyczała Madzia biegnąc w stronę wody. 



Marek biegł za nią  ,a ja pilnowałam Krzysia. Porwałam go na ręce i również skierowałam swe kroki w stronę wody. Wszyscy ochlapywali się ,krople pryskały w różną stronę. Mały piszczał. Mazury stały się miejscem ,które często odwiedzamy ,a Piotra Sosnowskiego nigdy więcej nie spotkałam. 



            ****

Jestem mężem wspaniałej kobiety , ojcem dwójki super dzieciaków. Jesteśmy szczęśliwi i cieszę się ,że osiem lat temu Ula mi wybaczyła. Dała drugą szansę. Tuż po powrocie wtedy z mazur zamieszkaliśmy razem ,a następnie w palmiarni bez publiczności poprosiłem ją o rękę ,a ona się zgodziła. Ślub odbył się w Rysiowie w jej parafii. To było skromne wesele bez mediów. Takie jakiego życzyła sobie Ula. Kocham ją i nie wyobrażam sobie życia bez niej. 

Podnoszę córkę i kręcę nią dookoła ,a ona się śmieje po czym gonię ją ,aż padam na trawę bez siły. Dziewczynka upada obok mnie. Ula bawi się z synkiem. obserwuję ją. jej uśmiech na twarzy. Chciałby ,żeby było tak zawsze.  

- Starość nie radość- mówię.

- Nie  jesteś ,aż taki stary - Ula kładzie się obok ,a mały kładzie się w poprzek nas z głową na moim brzuchu. Łaskoczę go ,a Krzyś śmieje się w głos. Jesteśmy wesołą ,kochającą się rodziną. 


                     KONiEC!         

wtorek, 20 października 2020

,, Miłość od pierwszego wejrzenia? 2/2

       Spojler-: Kończy się happy endem. ❤️❤️❤️



 Podświadomie kobieta czuła ,że w rodzinnym domu dzieje się coś niedobrego. Zadzwoniła wczoraj do siostry  ta niechętnie odebrała telefon w tle słysząc było płacz i przeraźliwy krzyk dziecka. Później usłyszała krzyk jakiegoś faceta. Nie umiała rozpoznać głosu. Bywały dni ,że Barbara w ogóle nie odbierała telefonu. 

- Baśka co tam się dzieje?

- Nic . Nie masz dzieci to nie wiesz ,że dzieci czasami płaczą i krzyczą?

- Ktoś u ciebie jest?

- Nie . Kto miałby niby być?

- Słyszałam głos jakiegoś faceta.

- Tylko mój chłopak. On lubi dzieci. Nie martw się- próbowała przekonać Ulę ,że ta niepotrzebnie wydzwania i chce ją kontrolować.- Świetnie sobie radzę i nie potrzebuje twojej udawanej troski.

- Baśka ,ale ja nic nie udaje- mówiła przekonująco ,ale na tamtą to nie działało. - Mam nadzieję ,że szybko skończysz z imprezami. Nie możesz się tak zachowywać. Czas dorosnąć. 

- Sama nie możesz się nimi zająć ,a jak ja cię wyręczam to jest źle?!- Baśka podniosła głos. - Spójrz na siebie. Jesteś zwykłym nieudacznikiem. Wstydzę się ,że mam taką siostrę.



Basia nie zważała na to ,że sprawiła tymi słowami przykrość Uli. Dla niej uczucia i rodzina nigdy nie były na pierwszym miejscu. 

Rozum nie zawsze idzie w parze z wiekiem- pomyślała ponuro Ula. 

Po skończonej rozmowie poczłapała do kuchni i otworzyła lodówkę zastając w niej resztki zeschniętego sera , musztardę  i jakiś  jogurt ,ale niestety nie nadający się już do spożycia. Zatrzasnęła drzwi lodówki i sięgnęła do szafki . Tam również nic nie znalazła. 

No fakt przedwczoraj zużyłam wszystko przygotowując kolacje dla przyjaciół. 

Westchnęła ciężko i pobiegła do sypialni ubrać się. Postanowiła udać się na targ gdzie jest duży wybór produktów. Dochodziła dziesiąta ,ale nigdzie się nie spieszyła ,bo była sobota. Po drodze kupiła sobie sałatkę z oliwkami i zjadła ją bardzo szybko ponieważ od kilku godzin nie miała niczego w ustach. Zadzwoniła siostra i poprosiła ją by przyjechała i przypilnowała rodzeństwo ,bo ona dzisiaj idzie gdzieś do znajomych. Ula zgodziła się i pojechała autobusem do Rysiowa. Postanowiła ,że jak znajdzie tylko pracę zda prawko i kupi tańsze auto. Zakupy musiała odłożyć na wieczór. Na targ poszła gdy zaczęło się już ściemniać. 

- Cześć- Przywitał się niespodziewanie ,aż upuściła cukinie. 

Schylił się i podał podał jej warzywo.

- Dziękuję ,a co tu robisz?

- Zakupy ,bo w mojej lodówce jest tylko odrobinę czerwonego wina. 

- Ale pijak z ciebie- żartowała ,ale szybko się zreflektowała.- Weganin?- spytała spoglądając na jego koszyk. 

- Nie ,ale jadając wciąż coś mięsnego chciałem spróbować coś nowego. Zdrowiej się odżywiać i takie tam. 

- Aha. Ja też nie jestem weganką.  A jak w firmie?

- Nerwowo.  Boję się ,że nie wyrobimy się z projektami , bo Pshemko nagle opuściła wena. 

- Może nie będzie tak źle. A asystentkę znalazłeś ?

- Właściwie to...nie- mówił wolno lekko pochylając się w jej kierunku.- A chciałabyś tam pracować?- spytał szeptem.

- Marek !- odsunęła się.- Nie dawaj powodu do plotek- spojrzała na tłum staruszek przyglądającym się im.- I nie jest to przypadek ,że tu kupujesz?

- Nie. Zauważyłem cię wcześniej i dlatego tu przyszedłem. Myślałem ,że mnie nie przejrzysz. 

Ula zrobiła zakupy i zapłaciła za nie. Było jej wstyd ponieważ brakowało jej kilku złotych. Na szczęście Marek przyszedł jej z pomocą mimo że nie chciała skorzystać z niej to nie miała wyboru. Szli obok siebie cały czas milcząc. Uli było głupio ,że ma problemy finansowe. 

- Podwiozę cię do domu- odezwał się pierwszy Dobrzański.- I nie chcę słyszeć słowa nie- uśmiechnąć się ,a w policzkach ukazały się te dwa słodkie dołeczki.  Ten jego uśmiech na chwilę przeniósł Ulę do krainy marzeń. Po czym wracając na ziemie zgodziła się chcąc ,chociaż jeszcze chwilę spędzić w jego towarzystwie. Ciągnęło ją do niego. Nieznana tajemnicza siła. Nie rozumiała samej siebie. Z jednej strony ją wkurzał ,a z drugiej dałaby się pokroić za jeden jego uśmiech ,spojrzenie ,tembr głosu. Zastanawiała się jak to by było gdyby była jego dziewczyną i chodziła z nim na te wszystkie bankiety, pokazy mody. 

- Ula ty mnie słuchasz?- spytał nie widząc żadnej reakcji z jej strony.- Pytałem cię czy jutro masz czas i umówisz się ze mną na kawę?

- Proponujesz mi randkę?- zerknęła w jego stronę ,zaskoczona. 

- Nie , na razie tylko kawę ,ale chcesz może to być randka.

- Na wyjście na kawę się zgadzam ,ale na randkę nie. 

Nie tak szybko panie casanowa Dobrzański 



Marek uśmiechnął się pod nosem ,a Ula ukradkiem go obserwowała. Zdziwiła się ,że tak cieszy się na zwykłą kawę z nią. Nie była przecież pięknością. Przeszła przemianę ,bo miała dość docinek ,że wygląda jak ofiara losu albo brzydula. Nie zwracała wcześniej na to uwagi ,ale w pewnym momencie jej samej zaczął taki wygląd przeszkadzać. Stanęła przed lustrem i przeraziła się swojego odbicia. Z lustra patrzyła na nią kobieta o smutnych dużych niebieskich oczach ukrytymi za szkłami ,popękane przesuszone wargi, nos usiany piegami,sińce pod oczami świadczące o zbyt małej ilości snu, niemodny sweterek ,który wyglądał jak materiał ze starego pluszu oraz niepasująca do niczego spódnica. Włosy też smętnie opadały na ramiona. Nie czekając dłużej poprosiła przyjaciółkę o pomoc i tak okulary zastąpiła soczewkami ,ale gdy miała gorzej z pieniędzmi nadal nosiła okulary tylko mniejsze. Zmieniła lekko styl ubierania . Dostała kilka rzeczy od przyjaciół. To oni jej pomagali. Włosy podcięła ,bo końcówki całkiem były zniszczone. Zdziwiła się tylko ,że Marek jej kompletnie nie poznał. 

- Ula myślę ,że powinnaś od poniedziałku zacząć pracę w mojej firmie- rzekł wysiadając z auta pod jej domem. Stała chwilę upewniając się ,że zaproponował jej pracę od poniedziałku. 

- Naprawdę?- zapytała by się upewnić. 

- Tak. 

- Aaa-rzuciła mu się na szyję i zaczęła całować go w oba policzki.- Ula , Ula- roześmiał się widząc jej reakcje. Poprawiła włosy wzięła od niego torbę z zakupami. Ruszył za nią. Odprowadził ją pod same drzwi.

- Nie wejdziesz?



- Nie- szepnął i musnął jej usta kompletnie zaskakując ją tym pocałunkiem. Odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję ,a zakupy wypadły i rozsypały się. Całowali się zapominając o całym świecie. Gdy odsunęli się od siebie Ula dostrzegła żar pożądania w oczach Dobrzańskiego. Lekko speszona pozbierała szybko zakupy i uciekła do mieszkania zatrzaskując drzwi. Stała tak przy wyspie kuchennej zastanawiając się właśnie co wydarzyło się parę minut temu. Westchnęła cicho chcąc wyrzucić z głowy wciąż powracający obraz złącznych warg w miłosnym tańcu. Czuła dreszcz na samą myśl o jego ustach. Smakował kawą i miętą co wydawało się jej dziwnym połączeniem. Lecz znała gorsze gdyż jej były śmierdział chipsami bekonowymi i  alkoholem co zniechęcało ją do pocałunku.  Nie lubiła ,gdy w szkole mówili ,że ma nieświeży oddech ,a koleżanka z ławki częstowała ją gumą miętową. Jednak o pocałunku nie potrafiła przestać myśleć i tym jego spojrzeniu.  

                                       ***

W Poniedziałek poznawała siedzibę firmy. Udała się na piąte piętro w czasie przerwy bo zapomniała telefonu ,ale niestety przyszła w złym momencie ponieważ Marek ostro kłócił się z Sebastianem. Wiedziała ,że nie powinna ,ale drzwi gabinetu prezesa były uchylone więc postanowiła posłuchać ich rozmowę ,a w zasadzie kłótnie. Na szczęście nikogo tam nie było ,bo była przerwa na lunch. Marek krzyczał na blondyna ,a ten długo milczał po czym słychać było jak coś upada. Zaniepokojona pobiegła tam. Sebastian leżał na podłodze i próbował wstać. 

- Marek wytłumacz mi co tu?

- A ty nie jesteś na lunchu ?- zmienił automatycznie temat.

- Jak widać nie. Za to tu nie wiem co się dzieję i dlaczego się tak drzesz. 

- Seba znów przyszedł pijany. Ja nie wiem z jakimi ja ludźmi muszę tu pracować- Dobrzański chodził nerwowo po gabinecie ,lecz  już nie krzyczał. Usiadł na kanapie przeczesując nerwowo włosy. Sebastian w tym czasie podniósł się z podłogi i wolnym krokiem wyszedł z gabinetu. Ula zauważyła krew na jego marynarce. 

- Nie uderzyłem go- powiedział zauważając przenikliwy wzrok Uli ,gdy usiadła obok niego na kanapie. - Musiał się potknąć o coś i zahaczyć. Chciał mnie uderzyć odsunąłem się i upadł. 

- Dobrze nie wracajmy do tego ,ale ten krzyk mnie trochę wystraszył. 

- Rozumiem- odparł cicho.- To co idziemy coś zjeść?

- Okej ,a złość na pewno ci już przeszła?- spytała z obawą. 

- Przeszła - powiedział z lekkim uśmiechem. 

Oparła dłonie na ramionach i spojrzała na Marka tym swoim przenikliwym wzrokiem.

- Na co masz ochotę. Sushi?

- Nie mogę. jestem uczulona na ryby. 

- Serio?

- Tak. Na wszystkie rodzaje ryby i jeszcze na pszczoły. Nie chcę dostać wstrząsu anafilaktycznego. 

- Ja też bym nie chciał by coś ci się stało- w jego głosie było słychać nutkę troski. 

- Pierogi. Może wybierzemy się na pierogi. Ostatnio niedaleko zauważyłam tu bar mleczny. Na pewno mają coś ciekawego. 

- Okej- przystał na jej propozycje. 

- W takim razie chodźmy ,bo potem trzeba wracać do pracy. 

- Racja. Tylko nie wiem jak przemówić Sebie do rozumu. Zakochał się w mężatce ,a do pracy przychodzi pijany. 

- Nie wiem ,ale krzykiem nic nie załatwisz. ja pokłóciłam się z siostrą Baśką. Czuję ,że tam się źle dzieje. Moja siostra nie jest odpowiedzialna. 

- Może powinnaś tam pojechać i zobaczyć co się tam dzieje?

- Basia nie lubi niezapowiedzianych wizyt- posmutniała. - Ja naprawdę boję się o Jasia i Beatkę to jeszcze małe dzieci.

- A jeśli chodzi o ten pocałunek.

- Nie mówmy o tym- ucięła temat Ula.

- Tylko ,że ja nie potrafię dłużej tego ukrywać...- rozmowę przerwała kelnerka podchodząca do ich stolika. 

Oboje zgodnie stwierdzili ,że pierogi z serem to najlepszy wybór. W lokalu nie było zbyt wielu ludzi. Na stoliku stał niewielki wazonik z czerwonym goździkiem. 

Od kilku tygodni pracowali razem w firmie ,a po pracy umawiali się na randki. Ula czuła ,że unosi się parę metrów nad ziemią. Wreszcie czuła się szczęśliwa. Zakochała się bez pamięci i była pewna ,że on czuje to samo chociaż jej jeszcze tego nie wyznał. Szczęście mącił tylko fakt ,że jej rodzeństwo mogło z jej siostrą nie mieć za dobrze. Była tam kilka razy ,ale Basia zapewniała ją ,że wszystko jest w porządku i zatrzaskiwała jej drzwi przed nosem. Strasznie tęskniła za Betti i jasiem ,a nie mogła się z nimi widywać. Gdy ostatni raz tam była widziała na twarzy Basi siniaka ukrytego lekko pod makijażem. Baśka broniła za każdym razem swojego chłopaka i nie dała złego słowa na jego temat powiedzieć. 

                *****



Jakiś facet podszedł do nich z koszem bukiecików. Marek kupił dla Uli bukiecik niezapominajek. Podziękowała zanurzając nos w błękitnych delikatnych płatkach. Parą byli od prawie roku. Ula od dwóch miesięcy mieszkała u Marka. Dwa tygodnie namawiał ją na przeprowadzkę ,aż w końcu się zgodziła. Nie była pewna czy to nie za szybko ,ale pokochała Marka i chciała być blisko niego. Wcześniej nie była jeszcze na to gotowa.  Zawirował nagle telefon. Ula zbladła. 

- Co się stało?

- Pożar- wykrztusiła.- Ja muszę jechać  do szpitala- mówiła ledwo łapiąc oddech po czym wybuchła płaczem. Marek objął ją ramionami i tulił mocno do siebie. Nie zważał na to czy ktoś się im przygląda czy nie. Po czym odsunął Ulę na szerokość ramienia i spojrzał w jej zapłakane oczy. 

- Kochanie  będzie dobrze- mówił cicho.- Ureguluję tylko rachunek i możemy jechać. 

Ula wbiegła do szpitala i od razu zaczepiła jakiegoś lekarza. Ten wyjaśnił jej ,że wszyscy przeżyli  ,ale muszą zostać na obserwacji. Basia miała mocniejsze obrażenia ponieważ jej dłonie całe były poparzone teraz zabandażowane. Ula usiadła przy jej łóżku. 

- Baśka coś ty zrobiła. Ja wiem ,że ty mnie nie znosisz ,ale jesteś moją siostrą i zawsze będę się o ciebie martwić. Mam nadzieję ,że z tego wyjdziesz...ba na pewno wyjdziesz w końcu jesteś silną babką- Marek przysłuchujący się temu uśmiechnął się lekko. 

Ula zajrzała do Beatki ,a ta od razu ucieszyła się widząc Ulę. Nagle wzrok zawiesiła na Marku.

- Ten pan to kto?

- Marek mój chłopak- wyjaśniła.

- Cześć jestem Marek ,a ty jesteś Betti ,tak?- Mała pisnęła gdy wyciągnął rękę i schowała się pod kołdrę i zaczęła płakać ,a Ula nie była jej w stanie uspokoić. Zaś jasiek patrzył na Marka przerażony i kazał mu wyjść. Ula nic nie rozumiała ,bo Basia po obudzeniu się nie powiedziała o co chodzi. Beatka unika kontaktu wzrokowego i była bardzo wystraszona. Gdy trafiła do szpitala nie miała żadnych śladów na ciele świadczących o tym ,że ktoś znęcał się nad nią fizycznie. 

Ula czuła się w potrzasku nie wiedziała czy być z Markiem ,czy ze względu na rodzeństwo rozstać się z nim ,bo bardzo źle reagują na jego obecność. Przekonana ,że robi dobrze umówiła się z Markiem w szpitalnej stołówce.

- Marek muszę coś powiedzieć tylko nie wiem jak...Bo widzisz boję się twojej reakcji- wreszcie uniosła wzrok. 

- Jesteś w ciąży? 

- Nie- zaprzeczyła.- Chcę się rozstać. Musimy się rozstać. 

- Dlaczego? Nie rozumiem? Nie kochasz mnie myślałem ,że...

- Kocham cię ,ale...

- Jeśli mnie kochasz to nie ma żadnego ,,ale''- chwycił jej dłonie patrząc w oczy.- Naprawdę nie wiem co się dzieję. Zrobiłem coś nie tak? Ulka ja cie kocham. Rozumiesz kocham.

Jesteś głupcem Dobrzański myślałeś ,że jej się oświadczysz i będziecie planować ślub- przeszło mu przez myśl.

- Beatka i Jasiek źle reagują i...

- Myślisz ,że po prostu mnie się boją? Nie akceptują? One coś przeszły. Nie widziałaś ,że na lekarzy też źle reagują? Nawet powiedział ci lekarz byś udała się z Jasiek do dziecięcego psychologa. Ula ja nie chcę się rozstawać i to z takiego powodu.

Po jego słowach podeszła do niego i go pocałowała. Cieszyła się ,że jednak będzie ją wspierał w tym by jej rodzeństwo odzyskało równowagę psychiczną. Beatka była dość nieufna. Po wyjściu ze szpitala Baśka wyremontowała dom w Rysiowie za pieniądze z odszkodowania. Spłonęła tylko kuchnia i uległ zniszczeniu korytarz ,a pozostałą część wystarczyło tylko lekko odświeżyć. Ula zapisała dzieciaki na terapie ,która przynosiła efekty ,a Marek nawiązał z nimi dobry kontakt. 

                                 *****



Od pożaru minęły trzy lata. Beatka i Jasiek mieszkali wraz z Ulą i Markiem tworzyli teraz rodzinę mieszkając w jednym domu. Baśka zerwała z poprzednim partnerem ,który ją bił i poznała nowego ,który poprosił ją o rękę. 

- Marek ,a pójdziemy jutro z Ulcią na festyn?- spytała Beatka wskakując mu na kolana. 

- Nie jesteś trochę już za duża by tak siedzieć?

- Nie. Jeszcze jestem mała. Mam dopiero siedem lat- odparła.

- Tak. Pójdziemy jutro na festyn będzie dużo cukrowej waty ,baloniki , zabawy i różne zawody. 

- A będę mogła wsiąść udział?

- Oczywiście jeśli będziesz miała tylko ochotę ,a kupisz mi maskotkę?

- Tak. 

Wtuliła się w niego.- Dziękuję- ucieszyła się.- Marzyłam o takiej małpce.

- Dlaczego?

- Bo będzie mi przypominać jak byliśmy ostatnio w Zoo. 

- No ok. Kupię ci małpkę ,a Jaśkowi ?

- Nie wiem ,ale on lubi tylko te swoje durne gry i komiksy. A Ulce też coś kupisz?


- Tak. Może znajdzie się też coś dla Hani?

- A będę mogła wybrać dla niej zabawkę?

- No może...- droczył się z nią.- Pewnie ,że tak. 

Beatka zeskoczyła z jego kolan.

Uklękła na krześle sięgając po naleśnik ,bo talerz z nimi stał po drugiej stronie stołu ,a Marek wyjmował z szafki cukier puder. 

Wzięła naleśnika i zaczęła go skubać palcami. 

- Czekaj dam ci talerzyk. 

- Nie .bo tak lepiej smakuję- odparło dziecko.- Jasiek gra w te głupie gry wideo. 

- To on już wstał?

- Umh- mruknęła Beatka podchodząc do lodówki i wyciągając koszyczek malin. Marek wyjął talerze i nałożył dziewczynce naleśniki przyozdabiając je malinami i cukrem pudrem. Do kuchni wbiegł Jasiek i też nałożył sobie od razu naleśniki.W krzesełku siedziała ośmiomiesięczna Hania zanurzając paluszki w kaszce. Wszyscy mówili ,że jest słodka z tymi dołeczkami w policzkach po Marku i niebieskimi oczami po Uli. Była mieszanką ich obojga z ciemnymi włosami. Marek przykląkł przy krzesełku i wytarł jej rączki po czym musnął ją w czółku i dał gryzak. Ula weszła w błękitnym szlafroku i podeszła do męża. Dzieci zakryły oczy ,gdy ci się pocałowali.

- Siadaj kochanie ,bo naleśniki stygną - oznajmił. 

Posłusznie zajęła miejsce przy stole na swoją rodzinkę. Czasami brakowało im czasu dla siebie ,ale Jasiek i Beata jechali nieraz do Basi ,a Hanią zajmowała się jej najlepsza przyjaciółka Kasia ,która nadal nie doczekała się z Rafałem potomstwa ,a tak lubiła dzieci więc chętnie zajmowała się małą Dobrzańską. Miewali wzloty i upadki ,ale ich miłość była w stanie wszystko przetrwać.    


                                KONIEC!