Strona Główna

niedziela, 26 kwietnia 2020

,, Sekret morza'' 3

,,Sekret morza’’
3



Obierając jabłka na szarlotkę przypomniała sobie rozmowę z Markiem sprzed kilku dni. Wczoraj widziała nad wodą jak spacerował i kopał małe kamyki. Później przykucnął i popatrzył na wodę. Nie chcąc mu przeszkadzać ,zakłócać ciszy obrała inny kierunek. Trochę było jej go żal ,że nie ma tu nikogo. Współczuła mu chociaż on wyraźnie powiedział jej ,że tego nie oczekuje.
- Martwisz się czymś?- zagadnęła kucharka.
- Nie, wydaje ci się. Wszystko jest w porządku.
- Kogo ty próbujesz oszukać ? Przejmujesz się tym nowym na wyspie ,ale on jakiś dziwny jest. Lepiej na niego uważaj ,bo może to szef jakiegoś gangu albo coś.
- Wiele o takich słyszałam. Tutaj do tej pory było spokojnie ,a teraz? Ponoć jego żona…Ula odłożyła scyzoryk i jabłko opuszczając kuchnię. Nie chciała słuchać dłużej tych bzdur wymyślonych przez dwie kobiety pracujące w pensjonacie.
- Cześć, mogę poprosić kawę?- Gdy wychodziła w progu natknęła się na Dobrzańskiego. - Ahne przynieś dwie kawy, mały dzbanek mleka i cukier.
- Dobrze.
- Nie pamiętam jej.
- Pokojówka ma skończony kurs ratowniczy. Opatrywała ci rany ,gdy byłeś nieprzytomny. Nadal masz zaniki pamięci ?
- Chyba tak- odparł niepewnie.
Wpuściła go do środka wbrew temu co inni o nim mówili ona się go nie bała. Dobrze mu z oczu się patrzyło i nie sądziła by był w coś złego zamieszany.
- Dowiedziałeś się czegoś nowego ?
- Nie ,ale pamiętam ,że gdy po wymienieniu obrączek za nami pojawili się dziwni ludzie.
- Pamiętasz coś jeszcze? Kim byli?- Ula zajmowała miejsce po przeciwnej stronie i wpatrywała się uważnie w twarz Marka. Zaniepokojona była faktem ,że on wciąż nie może przypomnieć sobie co wydarzyło się przed odnalezieniem go na plaży w środku nocy.
- Nie wiem – westchnął bezradnie.
Ahne przyniosła w końcu tace z kawą. Zamieniła kilka słów z Ulą po czym opuściła pomieszczenie i zostali sami. Zapadła krępująca cisza. Marek wsypał do filiżanki dwie łyżeczki cukru ,wlał mleko po czym upił kawę i skrzywił się prawie ją wypluwając.
- Co się stało?
- Niedobra. Mleko jest niedobre.
- Ach. Pewnie podała nie to co trzeba. Przyniosę ci normalne. Leif dostarcza produkty ...idę sprawdzić co tam się dzieję.
- Takie pomyłki nie powinny się zdarzać . Muszę ją zwolnić. To nie pierwsza jej pomyłka ,gdy to był klient to mógłby złożyć skargę.
- Nie zwalniaj tej dziewczyny.
- Dlaczego ?- Spojrzała spod przymrużonych powiek. - O co ci chodzi ?
- Muszę się uspokoić przecież nie mogę być zazdrosna o prawie obcego człowieka- powiedziała pod nosem.
- Co mówisz?- Dopytywał Marek.
- Nie nic.

Piach chrzęścił pod  butami szedł wzdłuż klifu. Zatrzymał się by złapać na chwilę oddech. Spojrzał na piękne czerwono-pomarańczowe niebo po zachodzie słońca. Lubił zachody . Od zawsze był typem romantyka. Lubił kupować dla kobiety kwiaty, zabierać w fajne miejsca tylko nie zawsze druga osoba była chętna. Tutaj planował zabrać Paulę po ich wspólnym rejsie i nocy poślubnej, która się nie odbyła. Podziwiali widoki płynąc łódką ,aż na jeziorze dostrzegli statek i jedną małą łódkę. Ktoś zaczął do nich krzyczeć. Marek czuł narastający strach. Zza pachy ktoś wyciągnął broń i przestrzelił dno łodzi. Woda wlewała się do środka zastraszającym tempie. Dodatkowo niebo przybrało odcień granatu. Wiatr wiał coraz silniejszy. Wzbijały się fale. Przerażenie rosło. Nieznani ludzie wciągnęli ich na statek. Marek myślał ,że jest uratowany ,ale dostał czymś w tył głowy i wpadł do wody. Fale go niosły ,aż ocknął się i był w całkiem w nieznanym miejscu. Na środku jeziora. Sztorm powoli mijał. Płynął przed siebie ile miał sił. Po czym stracił przytomność ,a niebo znów zgromadziło ciemne chmury. Zaczęło padać ,a fale wyrzuciły go na brzeg nieprzytomnego i wycieńczonego. Niedługo później został odnaleziony przez Urszulę ,która wezwała pomoc i uratowała mu życie.
Niestety Marek  nie wiedział co stało się z Paulą. Bardzo za nią tęsknił. Pamiętał ,gdy czekał na nią pod uczelnią ,a ona zawsze mówiła ,że jest już umówiona z koleżankami. Nie chciał dać po sobie tego poznać ,ale było mu przykro. Przynosił jej pączki z ulubionej cukierni ,lecz wkurzyła się ponieważ akurat teraz przeszła na dietę i nie jada takich syfów jak się wyraziła.
Kombinował jak mógł ,ale łatwo nie było ,a rodzice zabronili mu wiązania się z nią. Ojciec powiedział nawet po jego trupie.
Usiadł na skale wspominając wspólne chwilę z Pauliną. Brakowało mu jej. Nie mógł sobie poradzić z tym ,że jej nie. Nie spełnił wiele marzeń ani planów i wiedział ,iż ich więcej nie spełni ,bo życie zabrało mu kobietę ,którą kochał i nadal kocha.
Nie wierzył w to co dowiedział się o niej na wyspie. Niebo  przybrało odcień niemal hebanu więc pomyślał ,że czas by się zbierać.

Do pensjonatu dotarł jednak dość późno ponieważ nie czuł zmęczenia i poszedł jeszcze w jedno miejsce. Chciał dowiedzieć się jak najwięcej o tym co stało się na łodzi.

Na drewnianych schodach prowadzących do pensjonatu zjawiło się dwóch szeregowych wojsk lądowych i jeden z piechoty morskiej byli w galowych garniturach.
Zapukali kołatką do drzwi. Zdziwiona Ula otworzyła ostrożnie drzwi. Zasalutowali ,zdjęli czapki z głów. Jeden z nich podał jej kopertę. Otworzyła ją niepewnym ruchem przeczytała i ze łzami w oczach spojrzała na nich.
- Przykro mi- powiedział jeden z nich.
- Jak to możliwe?- zapytała.
- Przekazujemy tylko to ,co mamy do przekazania.


W środku znajdował się list kondolencyjny. Właśnie dowiedziała się ,że jej ojciec zginął. Zakryła usta dłonią ,usiłując stłumić rozdzierający płacz. Zamknęła szybko drzwi i upadła w kuchni na kolana. Brat stanął w progu i bez słowa instynktownie objął ją ramionami. Domyślił się ,że stało się coś bardzo złego ,ale w tej chwili Ula nie była wykrztusić z siebie żadnego słowa.

Tak zastał ich Marek ,ale szybko się wycofał. Nic nie pytał. To nie były jego sprawy ,lecz sam rozumiał co znaczy ból po czyjeś stracie ,a widząc rozpaczliwy płacz nie miał wątpliwości ,że ktoś umarł. Słyszał ,że płacz oczyszcza ,lecz on jako facet żył w przekonaniu ,iż jemu nie wypada uronić ani jednej łzy. Ojciec w tej kwestii był od zawsze bardzo krytyczny. Nie lubił mazgajów więc jako dziecko Marek bał się okazywać uczucia ,lecz ,gdy się zakochał stało się to dla niego nieważne. Wiedział ,iż takie uczucie zdarza się tylko raz w życiu.

Ula po usłyszeniu o śmierci ojca nie mogła znaleźć sobie nigdzie miejsca. Powiedziała o tym Jankowi. Musieli teraz myśleć o pogrzebie. Stypy nie zamierzała robić ,bo nie bardzo miała kogo zaprosić chociaż jej ojciec znał dużo osób. Nie sądziła ,że tak szybko go straci. Został jej teraz tylko brat ,bo Marek ,którego polubiła ostatnio zamknął się w sobie . Stał się jakiś dziwny. Zaczął się izolować i unikał jej ,a przecież nic mu nie zrobiła. Domyśliła się ,że coś niedobrego dowiedział się o swojej żonie. Dała mu czas by mógł pobyć z własnymi myślami. Nie szukała z nim kontaktu ,ale na myśl ,że wyjedzie robiło się jej jakoś smutno. Wolałaby by został na wyspie ,chociaż życie tutaj znacznie różni się od tego w Warszawie. Tęskniła za krajem ,ale nie wiedziała jeszcze ,kiedy tam wraca i czy nie zostanie tu na zawsze?
- O tu jesteś siostra- zagadnął. - Wciąż znajduję cię w kuchni.
- Lubię tu siedzieć. Gotowanie i pieczenie mnie uspokaja. Robię właśnie ciasto z migdałami.
- Świetnie. Moje ulubione ,ale mamy od tego kucharkę i ta młoda też pomaga.
- Wiem ,ale ja lubię poza tym muszę zająć czymś myśli. Siadaj. Nie lubię jak ktoś tak stoi nade mną.
- Dobrze. Rozmawiałaś dziś z tym Markiem?
- Nie ,a powinnam?
- Uważam ,że tak ,bo zachowuje się dzisiaj inaczej . Nerwowo chodzi po dworze i palił dziś cygara.
- Co ? - Ula przełożyła ciasto do formy.
- Strasznie kaszlał. Widać ,że nigdy wcześniej nie palił. Powiedział mi ,że fakty o jego żonie są szokujące i nic tylko walnąć sobie kulą w łeb.
- Nie mówił chyba poważnie?
- Nie wiem ,ale pytał czy mam broń ,a jak nie czy wiem kto ją posiada.
- Rzeczywiście dziwne. O co chodzi z tą jego żoną? Wiem tylko ,że znała jakiś bandziorów , zginęła i tyle. Ponoć nie była też wobec Marka tak słyszałam ,ale ja tam w plotki nie wierzę.
- Jednak to bardzo niepokojące.
- Zgadzam się z tobą. Teraz jestem zajęta ,ale później zajrzę do niego ,bo jeszcze chyba nie wrócił do swojego pokoju. A nie bardzo wiem gdzie go szukać.
Janek zaniósł dżemy do piwniczki i schował kiszone śledzie by nie leżały na wierzchu. Poszedł wcześnie spać ,bo rano musiał wyjść by pomóc rozładować łódź z towaru. Przywieźli właśnie świeże ryby do smażalni. Jan na wyspie miał dużo pracy. Dla siostry był ogromnym wsparciem. Teraz mieli tylko siebie.


W nocy słyszał jak Ula chodzi po korytarzu. Później jak wychodzi na zewnątrz. Zszokowało go to ponieważ był środek nocy. Włożył szybko spodnie ,a kurtkę ubrał na piżamę ,założył buty w pośpiechu i wyszedł za nią. Pomyślał ,że to niebezpiecznie chodzić po plaży o tej porze. Szła przy klifach po skalnej drodze po czym skręciła w polną ścieżkę i zatrzymała się przy latarni. Ukrył się za skałami by go nie zauważyła ,gdy odwróciła się. Światło księżyca oświetlało drogę.
- Dobry wieczór- żołnierz ruszył w stronę Marka ,który stał teraz przy klifie. Ula zniknęła już mu z pola widzenia.
- To prawdopodobnie należało do Paulino Febo- Dobrzańskiej.
- Co to ?
Spojrzał na świstek papieru i zrobił wielkie oczy.
- Umowa podpisana z jakimś nieznanym mi człowiekiem ?
- To zlecenie morderstwa. Podpisała dokument by pana zabili tylko ze zeznań jednego świadka wynika ,że pan zasłonił ją swoim ciałem ,dostał w głowę w wyniku czego stracił pan częściowo pamięć ,a pani Paulina nie spłaciła widocznie długów i poniosła najwyższą cenę.
- Nie bardzo rozumiem.
- Paula mnie kochała.
- Nieprawda. Chciała się pana pozbyć ,a ślub był przykrywką by dotrzeć do spadku. Pragnęła pana wyeliminować. Paulina miała prawo do dziedziczenia zanim jeszcze została żoną.
- Dlaczego?
- Ponieważ jest z panem spokrewniona.
- Nie to niemożliwe.
Ruszył przed siebie. Nie chciał słuchać. Owszem wieczorem policja powiedziała mu to samo ,ale do niego ta prawda nie docierała. Miał ochotę włosy rwać sobie z głowy. Nie wiedział co robić. Zupełnie nic.
Poszedł tam gdzie zacumowane były łódki. Znalazł w jednej z nich nóż. Odciął linę i kawałek sznura zabrał ze sobą.
- Paula moją siostrą? Co za bzdury- mruknął do siebie.

Zatrzymał się przed latarnią z obmyślanym już planem na zakończenie swojego życia. Pragnął już tylko śmierci. Świadomość ,że był w związku i to w dodatku małżeńskim z przyrodnią siostrą przerosło go. Spojrzał na latarnie i przeżegnał się . Latarnia nie była zamknięta wszedł powoli po schodach przerzucając sobie przez ramię linę. Gdy znalazł się na samej górze i wszedł na murek. Owinął sobie nogi liną i poczuł szarpnięcie. Upadł do tyłu. Dotknął głowy z rany sączyła krew.
- Ty walnięta debilko! Ty ...ty...coś ty zrobiła? No co?!- Krzyknął ,a Ula trzęsła się przerażona po chwili skrzywił się.
- Idioto ratuję ci życie. Rzucenie się z latarni nie pomoże ci się uporać z problemami. 
- Nikt mi nie pomoże.
Uklękła przytrzymując jego głowę. Zdjęła apaszkę i owinęła nią głowę.
- Nie ruszaj się muszę zawiązać ,żeby nie spadła. Potem lepiej cię opatrzę. Nie rób więcej takich rzeczy.
- Paula...ona była moją siostrą- Ula otworzyła oczy ze zdumienia. - Ja nic nie wiedziałem. Zupełnie nic poza tym ponoć mnie wcale nie kochała ...tylko...nienawidziła- wykrztusił.- Ał.
- Spokojnie. Już zrobione.
- A ty co tu robiłaś?
- Przychodziłam tu od jakiegoś czasu z ojcem. Właśnie zmarł ,a ja nie mogę się z tym pogodzić. Przyszłam powspominać.
- Przepraszam napędziłem ci pewnie stracha?
- Trochę tak.
Rozmawiali spacerując ,ale Marek po jakimś czasie całkowicie się wyłączył i nie słuchał Uli. Myślał o Pauli. Mimo tego co usłyszał wciąż ją wspominał. Te rany były nadal świeże. 
- Jak dojdziesz do siebie i rana na głowie się zagoi to wyruszmy do Sztokholmu.
- My?

-Porozmawiamy po prostu tutaj będziesz ciągle myślał o byłej żonie.
- To nie twoja strawa- burknął.- Ty nie wiesz co to miłość. 
Milczała. Pod powiekami zgromadziły się łzy. Otarła je tak by nie zauważył. I tak nie zwracał zbytnio na nią uwagi. Przyzwyczaiła się ,że chociaż czasami by ktoś pojrzał na nią jak na kobietę. Nosiła długie spódnice do kostek, luźne swetry, nigdy się nie malowała. Faceci traktowali ją jak kumpelę ,przyjaciółkę, a starsi trochę jak córkę albo wnuczkę. 
- Nie jestem psychologiem ,ale polubiłam cię i nie mogę pozwolić ,żebyś zrobił największą głupotę w swoim życiu. 
- Jak nie ty to twój brat. Stale ktoś chce abym żył ,a jak mam żyć po czymś takim? Wszyscy mnie oszukiwali. Byłem z siostrą...to obrzydliwe...czuje się z tym fatalnie.
- Marek ,ale samobójstwo ?
- Nic nie rozumiesz. Ja czuję obrzydzenie do samego siebie poza tym ona chciała się mnie pozbyć...liczyła na spadek...mój ojciec jest jej ojcem...boże jakie to poplątane jak kurde...jakaś brazylijska telenowela. 
- Możliwe ,ale zaczniesz wszystko od nowa. Wiem ,że jesteś na wszystkich wściekły.
- Ojca uważałem za autorytet . Chciałem być  ,kiedyś taki jak on...myślałem ,że on kocha moją matkę...a on ją zdradził ,bo przecież Paulina była dwa lata ode mnie młodsza.
- Będzie dobrze.
- Nic nie będzie dobrze- odrzekł i zostawił ją samą wybierając inną drogę do pensjonatu.  

czwartek, 16 kwietnia 2020

,, Sekret morza'' 2


,, Sekret morza’’ 2

Doktor przyszedł dopiero o siódmej. Do tego czasu dziewczyna schładzała czoło nieznajomego by spadła gorączka. Kilkukrotnie podczas snu i majaczeń wypowiedział imię Paula. Nikt z odwiedzających mężczyznę nie znał nikogo o tym imieniu. Na tej części wyspy rzadko można było kogoś spotkać ,bo tu po prostu nic nie było. Jedynie mały pensjonacik, jedna knajpka ,sklepik i dwa kilometry dalej mieszkał lekarz chodzący z wizytami. Nie znajdował się tu żaden szpital gdzie mogliby leczyć się pacjenci. A leki przywoziła dwa razy w miesiącu łódź. W tej okolicy najwięcej było rybaków. Mieszkała tu też pewna młoda mieszkanka z bratem. Odcięła się od przeszłości. Spojrzała na mężczyznę. Powoli się budził. Lekarz już poszedł i dokładnie powiedział jej co ma robić ,a ona nawet bez wskazówek doskonale wiedziała jak postępować z chorym.
- Proszę zostawić- chwycił jej dłoń ,gdy mokrą ściereczką przemywała jego tors. - Nie chcę by pani mnie dotykała- zareagował dość ostro i uderzył w miskę z wodą ,którą postawiła na małym stoliczku obok łóżka.
- Przepraszam- szybko się zreflektować.- Ja nie chciałem...ja po prostu nie lubię...powiem inaczej w tym stanie może mnie widzieć tylko małżonka i proszę ją wezwać .
- Przepraszam bardzo, ale ja nie znam pana żony i nie wiem gdzie przebywała.
- W takim razie proszę ją odnaleźć i do mnie przyprowadzi...ć- zaczął kaszleć.
- Proszę odpoczywać i nie nadwerężać głosu. Słona woda sprawiła ,że ma pan problemy z gardłem ,ale podam lekarstwo i to szybko minie. Na noc przygotuję panu rozgrzewającą kąpiel.
- Pewnie z jakimś zielskiem?
- Wiem co robię. Znam się na tym.
- Nie wierzę w to- odparł patrząc się w sufit.
Dziewczyna wyszła z miską by ponownie napełnić ją wodą. Nie chciała się zniechęcać po tym jak ją potraktował. Patrzył wciąż na nią wrogo. Nawet nie podziękował za uratowanie życia. Powoli dochodził do siebie tylko jeszcze był za słaby by sam wstać z łóżka więc w tym wyręczał ją jej brat. Brunet miał problemy z nogą. Wybawicielka chętnie się nim zajmowała. Miała doświadczenie zajmując się wiele lat chorą matką. Z tego też powodu porzuciła kierunek medyczny i skupiła się na innym. Po trzech latach musiała zaczynać od początku. Studia medyczne wybrała ,bo pragnęła leczyć ludzi, pomagać ,mieć z nimi stały kontakt. Choroba matki sprawiła ,że nie dawała rady i wybrała ekonomię.
Pokój w którym się znajdował miał żółto-zieloną tapetę w jakieś liście. W kącie stała duża stara szafa ,pod oknem łóżko ,a po prawej stronie mały stolik z mokrym ręcznikiem ,miską z wodą ,ściereczką i parę lekarstw. Mężczyzna wystraszył się widząc pustą strzykawkę.
- Co mi zrobiłaś?!- ponownie zaniósł się kaszlem.
Wybiegła z pokoju przestraszona ,że z nim jest gorzej. Na korytarzu spotkała pulchną kobieta ta poszła po dodatkowy kosz ,bo mężczyzna znów dostał wysokiej gorączki i majaczył.
- Proszę dać sobie pomóc i wypić to. Ma pan zapalenie płuc.
- Nie obchodzi mnie to. Znajdę ją.
- Może powiadomię pana rodzinę tylko właściwie jak ma pan na imię.
- Nie pani sprawa jak się nazywam- burknął chcąc wstać z łóżka. Próbowała by położył się ponownie. Siłowała się z nim. W końcu zrezygnował z próby ucieczki i położył się.
- Nikt nie może się dowiedzieć- wyszeptał nagle.
Usiadła na brzegu łóżku podwijając długą ciemnozieloną suknie trochę już znoszoną. Dziś jej włosy były zaplecione w długi warkocz.
- O kim pan mówi?
- O nich- odparł.
- Nie rozumiem- uniosła brwi i zadumała się na moment.- Czyżby pan naraził się komuś?
- Tak- odwrócił od niej wzrok.
- Powie może pan coś więcej- przyglądała się jego twarzy z zainteresowaniem. Nie wyglądał według niej na człowieka o niecnych zamiarach ,z diabelnym charakterem. Niewątpliwie wpadał w złość ,ale potrafiła go zrozumieć stracił ukochaną ,a ona wiedziała co znaczy śmierć bliskiej osoby. Usprawiedliwiała go.


Po upływie trzech tygodni mężczyzna nie potrzebował już opieki medycznej ,lecz nie wiedział jak wrócić na drugą stronę wyspy poza tym obawiał się ludzi ,którzy jedynie czego pragną to jego śmierci. Poznanie brunetki przysporzyło mu mnóstwo problemów. Nie mógł normalnie żyć. Teraz nie miał nic. Był nikim. Sam na wyspie. Goście ,których niezbyt znał wyjechali. Na słowo żona Paula wszyscy milkli. Niestety nie miał jej zdjęcia przy sobie.
- Przepraszam nie widział pan wysokiej brunetki w sukni ślubnej ?
Staruszek nie zrozumiał języka angielskiego. Znał tylko szwedzki i trochę niemiecki.
Mijał ludzi ,lecz nikt nie potrafił mu pomóc.
- Co za miłe spotkanie.
- Kim wy jesteście?
- Jak to straciłeś pamięć?- spytał facet z czarnym wąsem ,a drugi gruby skrzyżował ręce. Po chwili zjawił się trzeci z bronią.
- Paulina obiecała mi ,że za mnie wyjdzie ,ale zakochała się i zerwała ze mną. Przez ciebie- oskarżycielsko wbił mu palec w brzuch by po chwili go w niego walnąć.
- Paulina nie wspominała o was- odrzekł.
Zaśmiali się fałszywie po czym skopali go i mocno pobili. W takim stanie zastała go Urszula i z pomocą brata i jeszcze jednej osoby ulokowali go w pokoju w pensjonacie. Medyk zbadał pobitego. Brat Urszuli zakazał jej bliższych kontaktów z nieznajomym mężczyzną. Jan powtarzał jej ,że to bandzior. Ona zaprzeczała stając w jego obronie. Trzymała jego dłoń czekając ,aż się obudzi. Ze łzami w oczach spoglądała na jego posiniaczoną twarz.
Idąc po owoce i zioła do sąsiadki wzięła wielki kosz i zakładając na głowę chustę ruszyła przed siebie mijając rybakom. Wszyscy ją tu znali. Poszła zaczerpnąć informacji na temat nieznajomego. Dowiedziała się ,że jego żona wcześniej związana była ze złym człowiekiem ,który ściga Dobrzańskiego pragnąc zemsty ,iż ten wziął ślub z Pauliną.
Wchodząc do sklepiku dowiedziała się nowych faktów. Jakiś czas temu zostało znaleziona ciało młodej kobiety z raną postrzałową. Znalazł ją starszy rybak w białej poświacie księżyca. Jej zakrwawiona ślubna suknia zaczepiła się o skałę gdzie leżało ciało.
- Dlaczego zdecydowali się na ślub na wyspie?
- Nie wiem.
- Dziękuję za informację.
Po drodze pozbierała trochę muszelek by potem zrobić parę naszyjników i sprzedać je turystom. Nie miała dużego chodu ,ale jakoś na życie jej starczało. Brat pomagał przy rybach. Ona robiła to zanim zajęła się turystami. Znała się na kuchni, cyferkach i medycynie. Tylko uczucia lokowała źle. Miała chłopaki co przynosił jej codziennie malutkie bukieciki bratków lub stokrotek. Zapraszał na spacer ,lecz później słuchając matki poślubił inną. Została ze złamanym sercem. Skupiła się na nauce i rodzinie. Dla rodziny była w stanie poświęcić wszystko dlatego opuściła rodzinną miejscowość pragnąc by ojciec spełniał marzenia. Zabrała brata i wyjechała.


Z mieszanymi uczuciami powróciła do pensjonatu. To co usłyszała przeraziło ją. Nie znała ,aż tak złych ludzi zwłaszcza pragnących zemsty. W dodatku podejrzewała ,że to były maczał w tym palce i jest winny śmierci Pauliny. Bała ,że tamten uniknie kary i zacznie mścić się na nieznajomym ,ale nie wiedziała w jaki sposób.
- Dlaczego pani milczy stało się coś?
- Nie- skłamała gładko nie chciała mu mówić o swoich podejrzeniach ani czego dowiedziała się miejscowych. Spojrzał na nią unosząc lekko brwi. Oczekiwał ,że się odezwie ,lecz ona milczała jak grób podając mu szklankę wody.
- Dziękuję- posłał jej słaby uśmiech.
- Jak się czujesz ?- poprawiła mu poduszkę.
- Lepiej,lepiej- oddał jej pustą szklankę.- Mam na imię Marek- leciutko dotknął jej dłoni.
- Ula- odparła z delikatnym uśmiechem.- Opowiesz mi co wydarzyło się tam na morzu? Dlaczego znalazłeś się na piasku ledwo żywy i skąd pomysł by przyjechać na wyspę?
- Paulina mnie namówiła na wyjazd. Moi rodzice nie popierali tego związku więc postanowiliśmy pobrać się w tajemnicy przed nimi ,a gośćmi byli tylko parę moich znajomych i jej dalsza rodzina.
- Ślub w tajemnicy ?- pytała nie dowierzając.
- Tak. Brzmi nie prawdopodobnie ,prawda?
- Owszem jak z jakieś powieści- rzekła lekko się rumieniąc ,gdy tak odważnie patrzył jej w oczy. Trochę ją to peszyło. Nigdy nie uchodziła za duszę towarzystwa ,a będąc na wyspie spotykała codziennie niewiele osób.
- Jesteś tu tylko z bratem ?
- Aktualnie tak. Ojciec jest na morzu jest marynarzem ,a brat pracuje w smażalni ryb. Pomaga mi też w prowadzeniu pensjonatu.
- A matka gdzie jest ?
- Zmarła- szepnęła spuszczając wzrok.- Zabrała ją choroba. Nie chcę o tym mówić.
- W porządku – rzekł przymykając oczy.
- Wypoczywaj przyjdę później.

Z kucharką ustaliła jadłospis dla chorego na parę następnych dni ,bo nic nie zapowiadało ,że prędko opuści to miejsce. Postanowiła nie zamykać w najbliższym czasie pensjonatu tylko dopilnować by nieznajomy mężczyzna doszedł do zdrowia. Zainteresowała ją jego historia. Przyczyna emigracji z kraju. Wiedziała już albowiem ,że jest polakiem ,który pochodzi z Warszawy. 


Dobrzański myślał o jak najszybszym opuszczeniu wyspy. Nie widział tu dla siebie przyszłości pośród obcych ludzi i kobiety ,która patrzyła na niego ze współczuciem wciąż powtarzając ,że jest jej przykro z powodu śmierci jego żony. Nikt nie pochwalał tego związku ,ale prawdziwego powodu dlaczego rodzice oraz Aleks zabraniają mu wiązać się z nią nie znał. Zdaniem innych się nie przejmował. Wziął ślub w tajemnicy na wyspie. Zaprosili tylko dalszych znajomych. Markowi było ciężko uczestniczyć w ceremonii zaślubin bez obecności rodziców.
Odkąd zaczął spotykać się z Paulą jego relacje z rodzicami się znacznie ochłodziły. Nie wpadał do nich już na niedzielne obiady. Próbowali go nawet zniechęcić do niej ,lecz on ich nie słuchał i dalej się z nią umawiał. Miłość nie przyszła nagle. Przychodziła powoli i tylko ona czasami dystansowała się ,izolowała zamykając w łazience. Nie wiedział o co chodzi.
- O tu jesteś- rzekła z uśmiechem Urszula. - Powinieneś się położyć i odpoczywać. Rana może na nowo się otworzyć i będzie trzeba zszywać.
- Jesteś lekarką?
- Studiowałam medycynę ,lecz porzuciłam ją ,gdy wydarzyło się coś wyjątkowo wstrząsającego w moim życiu.
- Niech zgadnę czyjaś śmierć? To miało wpływ na zmianę kierunku studiów?- zapytał ot tak.
- Widać ,że nie szanuje pan kobiet- stwierdziła.- Ja nie zamierzam mówić do pana pleców i proszę zgasić tego papierosa.
Kobieta stała na schodkach prowadzących do pensjonatu , a Marek patrzył gdzieś przed siebie. Pet wdeptał w trawę i w końcu odwrócił się w jej stronę.
- Nie zna mnie pani więc proszę nie oceniać. Szanowałem w życiu dwie kobiety. Żonę ,lecz jak wiadomo ona nie żyje oraz matkę ,ale jej tu nie ma. A pani jestem wdzięczny za uratowanie zdrowia i życia . Jednak proszę nie oczekiwać ode mnie niemożliwego. Niedługo opuszczam wyspę. Muszę się stąd wydostać.
- Nie – zaprotestowała.- Podróż nie jest wskazana w pana stanie zwłaszcza ,że środki transportu są tu bardzo ograniczone. W 1831 roku wybudowano pierwszą latarnie.
- Latarnicy nadal tu pracują ?
- Nie. Od 1973 roku nie pracują już tu latarnicy. Interesuję cię latarnia?
- Tu chyba znajduję się więcej niż jedna ,zgadza się ?
- Tak
- Jak wyjadę może wyślę ci później pocztówkę.
- Dobrze. Możesz napisać krótki list co u ciebie.
- Nie podoba ci się tu? Czerwone drewniane domki, cisza, czyste powietrze i brak zgiełku. Można podziwiać ładne krajobrazy i architekturę. W tym miejscu jakby czas się zatrzymał. Ta wyspa i ogólnie Szwecja, Sztokholm mają swój klimat. Mi się tu podoba, chociaż sama do niedawna chciałam stąd wyjechać ,ale wciąż się waham.
- Lubisz bułeczki cynamonowe ,bo ja je uwielbiam ,a tu je się wyjątkowo często.
- Nigdy nie jadłem ,ale chętnie spróbuję- z Urszulą o dziwo świetnie mu się rozmawiało. Znała się na wielu rzeczach na medycynie ,znała historię wyspy vinga i zdawało mu się ,że jeszcze czymś go zaskoczy.

Bułeczki pachniały cudownie. Markowi z zapachem cynamonu kojarzyły się święta w dzieciństwie wtedy jeszcze ,gdy żyła jego babcia. Ona robiła pyszną szarlotkę. On nigdy nie mógł się doczekać ,aż się upiecze. Babcia zawsze dawała mu ścierką po rękach i mówiła na niego łakomczuch. Usiadł przy dużym drewnianym stole na ,którym leżał haftowany w kwiaty obrus i stał mały zielonkawy wazon z żółtymi kwiatami ,których nazwy nie znał. W ogóle nie znał się na roślinach i nie miał do nich ręki. Zawsze mimo że niby podlewał coś było nie tak i usychały.
- Proszę się częstować. Świeżutkie dziś piekłam z samego rana z Urszulą.
Marek wziął z koszyczka bułeczkę i spróbował.
- Przepyszna miała pani racje- zwrócił się do pulchnej kobiety. - A Mógłbym poprosić o filiżankę kawy ?
- Oczywiście.
Marek i Ula zostali sami przy stole. Do pomieszczenia po chwili wpadł nieduży pies biało, szaro- czarny. Wyglądem trochę przypominał dalmatyńczyka tyle że nim nie był.
- Spokojnie nie bój się on nie gryzie- powiedziała uspokajająco widząc reakcje Marka. Pogłaskała go ,potargała za uszy ,a pies polizał ją po ręce. Odłamała kawałek bułki i mu dala.
- Ula ,a co jest tu tutejszą specjalnością ?
- Janssons Frestelse czyli zapiekanka ziemniaczana z marynowanymi szprotami i cebulą zwaną też pokusą Janssona.
- Brzmi świetnie.
- Następnie köttbullar- odpowiedziała wypowiadając słowo po szwedzku. Obcy język nie stanowił dla niej żadnego problemu. Rozumiała ten język i w nim mówiła.
- Co to takiego ?
- Po prostu klopsiki.
- A próbowałeś inlagd sill?
- To marynowany śledź tak ? Jadłem. Naprawdę był dobry i ten barek krewetkowy na statku jak brałem ślub.
- Proszę oto kawa- gospodyni postawiła tace z dzbankiem kawy i filiżankami. Pójdę jeszcze po cukier ,bo pewnie pan słodzi?
- Wystarczy Marek. Tak słodzę.
Na tacy Marek dostrzegł jeszcze cukierki.
- Uprzedzając twoje pytanie to knäck ,śmietankowe cukierki. Tutejszy deser tak ryż na mleku czy na święta pralinki z bombonierek albo piankowe mikołaje. Są też szafranowe bułeczki i julmust świąteczny słodki ,gazowany napój jeśli zostaniesz dłużej na wyspie poznasz tutejsze smaki.
- Moje życie jest w stolicy Polski. Co prawda musiałbym szukać pracy i zaczynać od początku ,bo na nikogo już z stamtąd nie mogę liczyć. Nie mam nawet przyjaciół. Kiedyś miałem przyjaciela ,ale bardzo chcę o tym teraz mówić może ,kiedyś.
- Rozumiem. Czujesz się pewnie bardzo samotny- położyła mu dłoń na ramieniu.
- Nie chcę współczucia ani litości- dziewczyna spuściła wzrok i ułożyła ręce na podołku szarej długiej do kostek spódnicy. Na włosach miała opaskę materiałową ,a górą luźny różowy sweterek.


sobota, 11 kwietnia 2020

Zdrowych świąt Wielkiej nocy

Zdrowych, pogodnych, świąt wielkanocnych pełnych nadziei na lepsze jutro. A dla piszących dużo weny.  Wesołych świąt 🌺🐰🐤🐥😘