Strona Główna

piątek, 22 kwietnia 2016

,, Oznaki życia'' 18

Bardzo dziękuję za 100 tys. wyświetleń .

, Oznaki życia’’
Rozdział 18
,,Przyleciały moje myśli
i drżą
pewnie chciałyby się przyśnić
zawładnąć mną.
A ja wcale nie chcę zasnąć
bo wiem, że za chwilę będzie jasno
i zmieni się…’’

- Proponujesz mi kawę po tym jak mnie oblałeś wodą? – Nie umiała ukryć zdumienia , ale na jej twarzy malowała się również złość.
- No chyba nie zamierzasz dalej tu moknąć? Zwłaszcza ,że na następny autobus będziesz musiała poczekać ,bo twój właśnie odjeżdża.
- Ty ośle! Zrobiłeś to specjalnie . Zachowujesz się jak upośledzony umysłowo
- Nie jestem upośledzony!- Krzyknął posyłając jej gniewne spojrzenie.   Nie wystraszyła się. Nagle ogarnęła ją jeszcze większa frustracja.  Chciała, aby wsiadł do tego cholernego auta i zostawił ją w spokoju.
- Nie zrobiłeś nic aby przekonać mnie ,że jest inaczej. Ciągle robisz z siebie idiotę ,a ja naprawdę nie mam ochoty tego oglądać ani znosić.  Chcesz naprawdę taki być? Zastanów się. Takim zachowaniem nic nie osiągniesz ,a jedynie zniechęcisz i zrazisz do siebie osoby ,które chcą być obecne w twoim życiu-mówiła patrząc mu w oczy . Stał w bezruchu analizując jej słowa i zastanawiając się nad ich sensem. Musiał przyznać jej rację. Faktycznie zachowywał się jak szczeniak ,który ma pstro w głowie.
- Przepraszam. To dlatego ,że ostatnio prawie nie sypiam ,a jak śpię to z reguły mam koszmary i budzę się z krzykiem. Najgorsze we wszystkim jest to ,że poprzedniej nocy  . . .
- To nie tłumaczy twojego zachowania. Zachowujesz się jak palant od dawna. Pamiętasz ten dzień w ,którym przyszedłeś do mojego mieszkania przed pożarem i nazwałeś kopciuchem?
- To było dawno.
- Owszem- przyznała i zastanawiała się jak go spławić ,ale w głowie miała kompletną pustkę ,a autobus dopiero za około godzinę.
- Ula . .. Jeśli nadal będziemy tu stać to zamarzniemy albo rozchorujmy się
- To jedź- oparła beznamiętnie pocierając zmarznięte dłonie.  Złapał ją niespodziewanie za ramię i zaczął prowadzić w stronę samochodu.
- Puść! To boli !- jęknęła i obrzuciła go przelotnym pełnym wyrzutu spojrzeniem. Otworzył jej szarmancko drzwi i obszedł dookoła Lexusa i zajął miejsce za kierownicą. Skrzyżowała ręce na piersiach. i nic nie mówiła. Patrzyła w nieokreślony punkt przed sobą. Zablokował drzwi uniemożliwiając jej drogę ucieczki i ruszył.
- Marek! Zwolnij!- w jej głosie można było wyczuć panikę.
- Wreszcie się odezwałaś.
-Zatrzymaj się ! Chcesz mnie zabić?
- Ja już zabiłem – rzucił niby od niechcenia. Bał się spojrzeć w jej oczy i to co może w nich zobaczyć. Jedyne co mu przychodziło do głowy to nienawiść.
- Co?!- wrzasnęła ,a serce podeszło jej do gardła. Z trudem oddychała.
- Jechałem polną drogą niedaleko lasu. Byłem wtedy wkurzony ,bo pokłóciłem się z Kaliną. Rozstaliśmy się. To było trzy lata temu. Niespodziewanie zahamowałem. Nie zauważyłem jej. Gdy wysiadłem z auta leżała na ziemi. Nie przytomna na jej włosach była krew. Uciekłem. Tchórzyłem. Nigdy nie darowałem sobie ,że   . . .- uciął nagle i spojrzał w przerażone oczy Uli. Zatrzymał gwałtownie samochód na poboczu. Po jej policzkach spływały łzy. Ukryła twarz w dłoniach. Kierowany impulsem przytulił ją do siebie. Próbowała się wyrwać ,ale był silniejszy. Odsunął się od niej i wtedy dzień z wypadku stanął mu przed oczami.
- Marek – wydukała oddychając ciężko. Próbowała się uspokoić. Dotarło do niej co tak naprawdę stało się trzy lata temu. W swoim życiu miała dwa wypadki. Jeden gdy wracała z przyjaciółmi i tylko ona przeżyła ,a drugi gdy uciekła z urodzin koleżanki ,bo wszyscy wyśmiewali się z jej wyglądu. Była roztrzęsiona. Zgubiła się , a potem zauważyła światła samochodu i ciemność.  Obserwował ją i patrząc na jej zrozpaczone oczy poczuł ból w sercu. Czuł się winny ,że nie pomógł tej dziewczynie . Nie wezwał pomocy. Może dziś by żyła . Jestem mordercą.  Przeczesał nerwowo włosy.
- Trzy lata . . .temu . . .miałam wypadek ktoś mnie potrącił. Niedaleko lasu ,a kierowca zwiał. Nie było świadków. Nie wiem jak znalazłam się w szpitalu ,bo nikt nie chciał mi tego zdradzić. Byłam w śpiące przez dwa miesiące  - wydusiła  z siebie i w końcu na niego spojrzała . Przetrawiał jej słowa ,a na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- O Boże! To . . .ale . . .- jąkał się nie potrafiąc dobrać słów.  Odwrócił wzrok nie mógł patrzeć na ból i rozpacz w jej oczach.  Spuściła głowę.
- Nie zbliżaj się do mnie więcej! Jesteś podłą kanalią .  Zniknij z mojego życia . Życzę ci abyś cierpiał długo i boleśnie za krzywdy ,które wyrządziłeś- syknęła przez zaciśnięte zęby . Nie wierzył jej.  Serce boleśnie ją zakuło gdy wypowiadała te słowa ,ale starała się nie dopuszczać do siebie żadnych uczuć oprócz nienawiści. Każdego ranka gdy jej się śnił powtarzała sobie ,że go nienawidzi. Przypominała sobie tylko złe wspomnienia.
- Wtedy byłem w szoku. Nie wiedziałem co zrobić. Żałuję ,że postąpiłem tak ,a nie inaczej.  Wiem ,że nigdy mi tego nie wybaczysz. To co zrobiłem  . . .Powinienem   skończyć ze sobą aby nikogo już nie krzywdzić. Nie chciałem nikogo zabić ! To był wypadek. Rozumiesz ? W-y –p-a –d-e-k – przeliterował  zdesperowany. Odetchnął   z ulgą ,że potrącona przez niego osoba żyje, ale czuł również ,że brak mu tchu po tym jak odkrył ,że to Ula.
- Odwieź mnie do domu. Źle się czuję  - powiedziała cicho patrząc w boczną szybę.
- Dobrze- opowiedział niechętnie i przekręcił kluczyk w stacyjce . Zanim to jednak zrobił spojrzał na nią ukradkiem i dostrzegł jej mocno zaróżowione policzki i drobne kropelki na czole. Ona ma gorączkę- przemknęło mu przez myśl.  Aby się upewnić niepewnie dotknął jej czoła. Wzdrygnęła się jakby brzydziła się jego dotyku. Skrzywiła się ,a jej oczy błyszczały dziwnym blaskiem. Po chwili zamknęła powieki .
                                                             *******
Po zawiezieniu szatynki do szpitala z wysoką gorączką i nie zważając na późną porę udał się do przyjaciela.
 Jechał dość wolno odtwarzając w pamięci na nowo całą rozmowę z Ulą.  To niedorzeczne ,że Ula jest tą dziewczyną ,która omal nie zabiłem. Dlaczego nie potrafię przypomnieć sobie jej twarzy?  Gdy ją dziś przytulił poczuł się jeszcze bardziej winny ,że tak ją skrzywdził. Grzechy młodości nie dały o sobie zapomnieć nawet w snach. Sam już nie wiedział co robić. Powoli wpadał w obłęd.  Każdy dzień stawał się dla niego męką.
- Marek stało się coś?- spytał Seba widząc przyjaciela o tak późnej porze w drzwiach. W dodatku nie widział jeszcze nigdy go tak przybitego.
- Chciałbym pogadać. Wpuścisz mnie?
- Wchodź- powiedział blondyn otwierając szerzej drzwi. Dobrzański udał się za przyjacielem do kuchni i usiadł na barowym stołku.
- Napijesz się czegoś?
- Nie mogę – odparł ,a widząc zaskoczone spojrzenie blondyna  - prowadzę – dodał.
- Okay. W takim razie mów, o czym chciałeś rozmawiać- zaciekawił się mężczyzna przyglądając się brunetowi ,który westchnął ciężko i zaczął mówić.
- O mojej przeszłości i nowych faktach. Tego, czego dowiedziałem się dzisiejszego dnia.
- A czego się dowiedziałeś?- Zapytał zaskoczony Olszański zajmując miejsce po drugiej stronie kuchennego blatu.
- Pamiętasz jak ci mówiłem ,że nikt nie może dowiedzieć się o tym wypadku ,który zdarzył się ponad trzy lata temu?
Blondyn kiwnął głową ,ale nie bardzo wiedział, do czego zmierza Dobrzański.  Nie pytał ,a ten dalej kontynuował.
- Dziewczyną ,którą wtedy potrąciłem żyje i jest całkiem niedaleko – wyjaśnił pospiesznie .
- Czy ona wie ,że to ty spowodowałeś ten wypadek? Skąd wiesz ,że ona żyje?- Olszański nie umiał ukryć zdziwienia i z uwagą przyglądał się przyjacielowi.
- To Ula – szepnął Marek 
- Ta Ula? Przyjaciółka Maćka tą ,którą wyniosłeś z płomieni ?- zapytał z niedowierzaniem Seba
- Tak – potwierdził brunet i spojrzał na zegar wiszący na ścianie.
Siedzieli prawie do północy. Dobrzański opowiadał przyjacielowi o dręczących go wyrzutach sumienia ,snach prześladujących go. Olszański był w wyraźnym szoku. Nie spodziewał się tego po nim. W ogóle się nie spodziewał.  Wiedział tylko o sprawie z Darią  odnośnie zerwania ,aborcji i o jej samobójstwie.  Znał historię narzeczeństwa z Kaliną i ich zerwaniu ,ale o wypadku nie miał pojęcia ani o koszmarach sennych. Chociaż dawno zauważył ,że z Markiem dzieję się coś niedobrego. Był nerwowy i sporo schudł ,a jego cienie pod oczami mówiliby ,że słabo sypia lub choruje. Gdy chciał z nim porozmawiać zbywał go i mówił ,że nic mu nie jest. Więc tym bardziej był zaskoczony jego nocną wizytą. Na szczęście Viola pojechała do rodziców i nie musiał się martwić ,że coś usłyszy i powie innym. Jego żona niestety nie potrafiła dochować sekretów.
- Ulka mi nigdy tego nie wybaczy. Zraniłem ją . Ba! Prawie zabiłem- odezwał się po dłuższej chwili milczenia.
- A tobie na niej zależy?
- Nie wiem - w jego głosie pobrzmiewał smutek.

- Marek ! jeśli ci na niej zależy to musisz ją najpierw przekonać do siebie. Pokazać się z lepszej strony.

- Tylko jak?Pokazałem się już z najgorszej 

- Nie bądź idiotą! Rusz głową od tego ją masz. Chyba ,że ci mózg całkiem wyparował. 
- Seba!
- Porozmawiaj z nią na spokojnie. Bądź wobec niej szczery. Pokaż ,że ci zależy. Zaproś ją gdzieś.  Pomyśl co ona lubi. Powiedz jej co czujesz- mówił spokojnie .
- Teraz to bredzisz. Ja nic do niej nie czuję. Mam tylko wyrzuty sumienia ,że zraniłem ją i ciągle zachowuję się wobec niej jak palant.  Przeze mnie wylądowała teraz w szpitalu z wysoką gorączką. Mam nadzieję ,że nic jej nie będzie ,bo sobie nie daruję jak jej coś . . .
- Może ty ją kochasz- Wtrącił Sebastian
- Pójdę już – oznajmił i szybko wyszedł nim przyjaciel zdążył cokolwiek powiedzieć. 
                                          *******

Mężczyzna podniósł głowę do góry i spojrzał w niebo. Czarne chmury zasłoniły nieskazitelny błękit ,a gałęzie poruszyły się gwałtownie pod wpływem silnego wiatru. Zapadł mrok i martwa cisza. Brunet z lękiem ,który zrodził się w jego sercu szedł przed siebie. Nie oglądając się do tyłu. Usłyszał głośny huk pioruna. Burza była niedaleko. Z nieba spadały grube krople deszczu prosto na jego hebanowe włosy. Dotarł na cmentarz. Zatrzymał się przed czarnym nagrobkiem na ,którym leżała biała róża. Przeczytał napis i zakrył usta dłonią aby stłumić krzyk. Jego serce przeszywał  rozdzierający ból, który można porównać do łamanych kości.  Oczami wyobraźni widział jak leży bezwładny w środku lasu ,a kruki wydzióbują jego wnętrzności. Upadł na kolana powtarzając ,że to niemożliwe. Płakał . Pierwszy raz czuł ,że coś stracił. Coś najważniejszego ,a raczej kogoś. Czarny kruk usiadł na nagrobku i zaczął głośno krakać. Wokół pojawiła się mgła. Podniósł się otrzepując czarne spodnie i poprawiając czarną koszulę. Gęsta mgła sięgała mu do kolan. Z niej wyłoniła się postać. Zrzuciła z siebie płaszcz z kapturem i potrząsnęła głową. Ciemne włosy opadły falami na jej nagie ramiona. Miała na sobie czarną letnią sukienkę .  Podeszła do niego żwawym krokiem i spojrzała głęboko w oczy. Kruk ucichł i poderwał się do lotu. Liście na drzewach zaszeleściły. Nie wrócił wcześniej uwagi na porę roku. Ewidentnie była późna jesień.
- Ula –wymówił jej imię bezgłośnie . Poruszał wargami ,ale z jego krtani nie wydobył się jakikolwiek dźwięk. Chwyciła bez słowa jego dłoń i między drzewami pokazała mu przejście.
- Ratuj siebie i swoje życie dopóki czas. Niedługo będzie znacznie gorzej.  Przyjdzie niepewność ,strach i ból . Nie  powinieneś być wtedy sam. Samotność jeszcze bardziej będzie cię zabijała i odbierała nadzieję . Przełknął głośno ślinę czując jak jego ciało ogarnia chłód.
- Co takiego się stanie?- spytał drącym głosem czując rosnącą gulę w jego gardle. W jej błękitnych oczach pojawiły się łzy.
- Wkrótce się dowiesz -  wyszeptała tajemniczo  i ich  połączyła ich wargi w delikatny pocałunek. Wzdrygnął się ,bo jej usta były wręcz lodowate i lekko sinawe. Na jej szyi dostrzegł naszyjnik z skrzydłem anioła.
- Ula!- krzyknął gdy zaczęła się oddalać. Nim zniknęła w obłoku mgły odwróciła się w jego stronę i powiedziała eterycznym głosem .
- Jeszcze się spotkamy ukochany
Stał jak skamieniały. Słowa docierały do niego z opóźnieniem.
Ukochany?- powtórzył ze zdziwieniem i próbował przypomnieć sobie właściwie jak dotarł w to miejsce. Rozejrzał się wokoło.  Pod jego nogami leżała biała róża z drobnymi plamami krwi. Podniósł ją i usłyszał przerażającą mrożącą krew w żyłach melodię. Niespodziewanie nastała cisza ,a on stracił przytomność.
Obudził się zlany potem i z dziwnym niepokojem. Wypił duszkiem wodę ze szklanki ,która stała na szafce nocnej.  Zimna przezroczysta ciecz nie złagodziła suchości w gardle.  Dopiero po wypiciu małej butelki wody mineralnej wyjętej z lodówki udało się mu ugasić pragnienie.  Jak długo będą mnie dręczyć te chore sny?                                  
Dobrzański czuł się potwornie. Co noc dręczyły go horrory. To już nie były koszmary. Jego oczy również straciły blask. Patrzył w lustro i zamiast siebie widział obcą twarz. Brzydził się siebie. Nie odwiedził Uli w szpitalu. Bał się ,że jeszcze bardziej go znienawidziła. Jednak czuł ,że musi się z nią zobaczyć. Porozmawiać i prosić aby mu wybaczyła. Sam już nie wiedział dlaczego zależy mu aby ona przekonała się do niego. Fragmenty ich rozmów nadal miał w pamięci. Nie widział jej ponad miesiąc . Dokładnie pięć tygodni odkąd zawiózł ją do szpitala z wysoką gorączką. Włożył swoją ulubioną niebieska koszulę . Zawiązał krawat i z czarną marynarką w dłoni wsiadł do samochodu. Mimo kwietniowego słońca powietrze było chłodne. Nie wierzył w sny ani wiadomości w nich przekazywane.
                                       *******
Gdy wbiegł do firmy okazało się ,że winda jest nieczynna. Znowu awaria? Była w zeszłym miesiącu.  Wziął pocztę od recepcjonistki. Bez słowa minął Aleksa i zmierzał w kierunku sekretariatu ,ale zatrzymał go dźwięk znajomego głosu.  Szymczyk pochłonięty rozmową z Cieplak nie zauważył stojącego nieopodal prezesa ,który przysłuchiwał się ich konwersacji z zaciśniętymi ustami. Maciek opowiadał Uli o Pshemko i jego histeriach ,pracy w FD ,a potem zeszli na luźniejsze tematy i wspominali lata szkolne . Poznali się gdy jako mała dziewczynka przyjechała do dziadków do Rysiowa. Od tamtej pory spędzała u nich weekendy i wakacje. Z rodziną mieszkała w Warszawie ,ale ta odległość nie zniszczyła ich przyjaźni. Do liceum chodzili razem ,bo Maciek chciał koniecznie uczyć się w Warszawie. Poznał na wakacjach dziewczynę ,która  pochodziła ze stolicy. To była jego pierwsza miłość. Niestety złamała mu serce umawiając się ze starszym chłopakiem.  Maciek i Ula razem studiowali ,a po śmierci taty zamieszkała  z mamą i siostrą w Rysiowie.  Ula siedziała na  krześle  i śmiała się. Miała na sobie kremowe spodnie i czerwona bluzkę. 

- Cześć Maciek – odezwał się w końcu Dobrzański.
- Ulka wpadła na chwilkę ,ale już wychodzi – odparł szybko Szymczyk gdy ten lustrował jego przyjaciółkę od góry do dołu.
- Właśnie miałam już iść- pochwyciła słowa szatyna i  ruszyła w stronę korytarza.
- Ula! Zaczekaj!- krzyknął za nią brunet . Zatrzymała się chociaż nie uważała abym mieli o czym rozmawiać.
- Powiedziałam ci wszystko co miałam  do powiedzenia – rzuciła ostro  gdy złapał ją za łokieć i prowadził w stronę schodów.
-Ale ja nie. Przejdziemy się ,a może pójdziemy do tej knajpki ,która znajduję się niedaleko? Zjemy coś i porozmawiamy na spokojnie?- zapytał puszczając jej rękę. Patrzyła na swoje buty po czym spojrzała mu oczy.
-Niech ci będzie- mruknęła i opuścili siedzibę firmy.



sobota, 16 kwietnia 2016

,,Oznaki życia'' 17

Wiem ,że dawno nie publikowałam.Rozdział byłby o  wcześniej gdyby nie kontuzja mojego lewego nadgarstka. Z ręką na szczęście już trochę lepiej. Jestem bardzo ciekawa jak odbierzecie ten rozdział i czy spodoba się . Pozdrawiam serdecznie <3 Czytasz + komentujesz= motywujesz .

Pokręcił głową. To wydawało mu się niedorzeczne. Sen nie mógł mieć ukrytego sensu, a Ula nie mogła go kochać. Im dłużej przekonywał się, że to nieprawda tym bardziej coś mu podpowiadało, że w tej kwestii ma racje. Jednak wiedział jak to sprawdzić. Po tym jak się zachował wątpił, aby chciałaby z nim w ogóle rozmawiać. Z pewnością zaprzeczyłaby, gdy ją o to spytał.  Zaparzył sobie kawę i upił łyk aromatycznej cieczy.  Z rozmyślań wyrwał go  dźwięk komórki leżącej na blacie. Wstawił kubek do zlewu i odrzucił połączenie. Jak co roku mama chciała, aby przyjechał na wigilię? Do tej pory udało mu się zawsze uciec.  W tym roku było jednak jakoś inaczej. Nie wiedział, dlaczego. Po prostu to czuł.  


Od dłuższego czasu męczyły go koszmary, po, których budził się bez sił i z bólem głowy.  Miał już tego dość. Lekarz zbadał go dokładnie. Badania nie wykazały niczego niepokojącego. Mimo wszystko bóle serca i uczucie duszności nie ustawały. Nie potrafił się na niczym skupić. W firmie zaczęły się problemy.Iga zrezygnowała z pracy w FD. Dobrzański coraz więcej palił papierosów i był nerwowy.  Nic nie szło tak jakby chciał. Na miejsce Maćka znalazł nową asystentkę, ale wypełnianie obowiązków wolno jej szło. Violetta miała problemy z ciążą i musiała leżeć. Nie wyżywał się jednak na pracownikach jak dawniej. Tłumił w sobie negatywne emocję.  Był znudzony tym monotonnym, nudnym życiem. 
W firmie z radia płynęła świąteczna melodia, Last Chrismas’’. Pracownicy byli w świątecznych nastrojach. Wszyscy oprócz Marka.  Jeszcze rok temu spędzał święta w ciepłej Hiszpanii z Kaliną.  W tym roku rodzice zapraszali go na kolację wigilijną w gronie najbliższej rodziny. Odmówił wzięcia w niej udziału. Jednak perspektywa spędzenia świąt w czterech ścianach samemu przerażała go. Zwłaszcza, że nie umiał gotować. Ostatnio robiąc jajecznicę prawie nie spalił patelni gasząc ją ścierką. Porządku w jego mieszkaniu również nie było. Matka odwiedzając go prawie zawału dostała widząc, w jakim stanie jest nowe mieszkanie jej syna.
Talerze stały brudne w zlewie. Ubrania były wszędzie porzucane a meble zakurzone. Gdy był z Kalina mieli sprzątaczkę, bo jego narzeczona rzadko bywała w domu.  Dopiero później zaczęła więcej czasu spędzać w domu.  Stołowali się na mieście lub zamawiali coś. Po złożeniu życzeń i podzieleniu się opłatkiem opuścił siedzibę firmy. Postanowił się przejść po parku. To jedyne miejsce, które przynosiło mu ulgę i zapominał na moment o tym, co go dręczy od kilkunastu tygodni. Jednak dziś miał dobry humor. Dziś dwudziesty czwarty grudnia a on nie zrobił jeszcze świątecznych zakupów. Parkowymi alejkami spacerowali zakochani, a dzieci wesoło podskakiwały przy rodzicach. Park pokryła lekka warstwa śniegu i było kilka stopni na minusie.
                                                                        *****
Wczoraj odwiedziła go matka i przywiozła mu jedzenie. Był pewny, że nie da rady sam tego zjeść. W tym roku nie miał jednak ochoty na wyjazd. Po raz pierwszy od dawna chciał spędzić ten czas z rodziną przy świątecznym stole. Gdzie ludzie dzielą się opłatkiem, dobrze sobie życzą i kochają?  W jego związkach właśnie tego zabrakło. Miłości. Nie potrafił odwzajemnić uczucia, jakim darzyły go jego byłe.  Z każdym świtem budził się bardziej samotny i zły na siebie i świat. Odciął się od przyjaciół. Sebastian próbował z nim rozmawiać, ale ten go zbywał. Dobrzański czuł niemal fizyczny ból, gdy wspominał dzień, w którym roztrzęsiony wybiegł z domu i wsiadł do samochodu. Był środek nocy. Padał deszcz, a dziewczyna na polnej ścieżce pojawiła się tak nagle. Wybiegł z auta przerażony. Leżała na lewym boku bez ruchu. Światła samochodu lekko oświetlały jej sylwetkę. Długie ciemne włosy zakrywały twarz. Wszędzie była krew. Na ziemi coś lśniło. Sięgnął po to ręką i schował do kieszeni. Był w totalnym szoku. Śmiertelnie przerażony, że ją zabił. Nie było światków. Nie było nikogo. Przez lata próbował wymazać ten obraz z pamięci. Zdawał sobie sprawę, że powinien za to siedzieć w więzieniu. Wiedział też, że wyrzuty sumienia nie pozwolą mu już nigdy normalnie żyć.  Gdy wreszcie mu się to udało pojawiła się Ula. I wtedy wszystko wróciło z podwojoną siłą. Od czasu pożaru sny zamieniły się w koszmary, a w ostatnim czasie w horrory.  I główną rolę grała w nich ona...Ula.  Zaczął się zastanawiać, co tak naprawdę to znaczy? Czy to tylko sny i czy mają jakiś głębszy sens i dlaczego Cieplaczka w nich uczestniczy? Co chce mu przekazać? Gdy zamykał powieki obrazy z najstraszniejszych koszmarów stawały mu przed oczami. Odliczał uderzenia zegara i miał wrażenie, że zaraz oszaleje. Tętno przyspieszyło, a w oczach płonął gniew.            

                                                          **********

Obudziła się z pulsującym bólem głowy i lekkim bólem gardła.  Siadając na brzegu łóżka potarła nerwowo skronie i otworzyła górną szufladę od szafki nocnej w celu znalezienia czegoś na ból głowy. Nic nie znalazła. Niepewnie podeszła do okna i rozsunęła zasłony.  Skrzywiła się widząc padający śnieg z deszczem. W krótkich szarych spodenkach i białej koszulce udała się do kuchni. Nikogo w niej nie zastała. Zegar wiszący na ścianie wskazywał kwadrans po jedenastej.  Na stole nie dojrzała żadnej kartki wyjaśniającej nieobecność domowników.  Po zażyciu tabletki przeciwbólowej wróciła do łóżka. Przebudziła się dwie godziny później z postanowieniem spotkania się z Igą , która była jej koleżanką z liceum. Parę dni temu odnowili kontakt spotykając się przypadkowo, gdy wracała ze szpitala. Maciej przedwczoraj dostał wypis i święta spędzi w domu.  Ula od koleżanki dowiedziała się kilka nieciekawych faktów o Marku Dobrzańskim. Z początku nie wierzyła w jej słowa. Uważała to za brednie. Później Iga pokazała szatynce ich zdjęcia i list pożegnalny oraz zdjęcie USG.  Daria swoje problemy opisywała w dzienniku. Ula uznała to za zbyt osobiste i nie czytała żadnego wpisu. Tuż przed zaśnięciem długo myślała o tym, czego się dowiedziała.  Ludzie popełniają błędy o, których lepiej milczeć niż mówić głośno bo, prawda jest zbyt bolesna.  Nie można zmienić przeszłości, a tak by się pragnęło zapomnieć. Zmienić bieg wydarzeń. Napisać własny scenariusz gdzie zawsze jest dobre zakończenie. Życie okazuje zwykle bardziej brutalne...
Usłyszała pukanie do drzwi. Może to sąsiadka? Chce abym wyprowadziła jej psa na spacer? Ostatnio wyprowadziłam Freda. Dziś nie mam na to siły. Powiem jej, że jestem chora.  Otworzyła drzwi i była zdumiona. W progu stał Dobrzański z bukietem niebieskich róż. Otworzyła usta i z powrotem je zamknęła. Zmierzył ją spojrzeniem od góry do dołu. Zatrzymał się na jej twarzy. Włosy miała w nieładzie i zaczerwieniony noc oraz zaróżowione policzki. Podniosła wzrok, a w jej oczach dostrzegł gniew i chłodną wściekłość.
- Nie przychodź tu więcej. Nie chcę cię znać- odezwała się chłodnym głosem i tylko ona wiedziała ile ją to kosztuję. Zwłaszcza, że nie przestała o nim myśleć.
- Przepraszam – rzekł z nieudawaną skruchą patrząc w jej oczy, które zakrywały okulary.
- Jednym słowem nie sprawisz, że zapomnę jak mnie potraktowałeś i zraniłeś. Przychodzisz tu z niewiadomego powodu z kwiatami i co? Myślisz, że ci wybaczę? To muszę cię rozczarować, ale nie. Wiem już, jakim potrafisz być dupkiem i egoistą.
- Musimy porozmawiać- rzekł stanowczo, a wyraz jego twarzy stał się surowy. Poczuła nieznany niepokój i strach. Tętno przyspieszyło.  Zacisnęła usta w wąską linie.
 - Nic nie musimy. Ja nie muszę. Zniknij z mojego życia. Powieść się , utop , zgiń i nie dręcz więcej mnie – rzuciła lodowato , ale w dwóch błękitach skrywał się ból. Nie potrafiła go ukryć.
 Pragnęła  o nim zapomnieć. Nie cierpieć ,bo ta miłość niszczyła ją. . Oniemiały siedział bez ruchu . Jej słowa zabolały go.  Mam, na co zasłużyłem. Zamiast naprawić to, co spieprzyłem tylko pogorszyłem sprawę. Jeszcze się rozchoruje albo... Jestem skończonym sukinsynem. Doprowadziłem ją do takiego stanu, że...O Boże! Daria wtedy też powiedziała ,że mnie nienawidzi ,a
potem już nie żyła. A dziewczyna ,którą potraciłem? Ile bym dał aby okazało się ,że żyje. Nie wiem czy kiedykolwiek się tego dowiem.
- Nie wierzę abyś naprawdę tego pragnęła. Chcę tylko być nie chowała do mnie urazy i wybaczyła mi . O to jedno cię proszę. Pomyliłem się . Nawet bardzo. Nie jesteś taka jak myślałem- dotarły do niej jego słowa.
- Nie obchodzi mnie co o mnie myślisz. Już nie. Nienawidzę cię ! – wrzasnęła walcząc z napływającymi do oczu łzami.
Milczał przez długi czas przetrawiając jej słowa. W niej szalały emocje ,których nie potrafiła uciszyć. Z jednej strony nienawidziła go ,że tak ją potraktował ,a z drugiej liczyła ,że w końcu coś zrozumie i się zmieni.  Zbliżył się do niej i chwycił jej dłoń.
- Dzięki tobie wiem ,że nie chcę być taki jaki byłem- wyznał cicho nie odrywając od niej wzroku.
Wyrwała dłoń z jego uścisku i cofnęła się o krok
 - Mówiłam ci ,abyś mnie nie dotykał!- warknęła zaciskając usta w wąską linię i stanęła w bojowej pozycji taksując go wzrokiem. Ta rozmowa wydawała jej się kompletnie bez sensu. Złość jej jeszcze nie przeszła.
- Ula . . .
 Idź już ,bo pleciesz bzdury ,a ja nie mam ochoty tego słuchać. Poza tym jednego dnia przepraszasz, a drugiego robisz to samo albo gorsze rzeczy- mówiła poirytowana chcąc zamknąć mu przed nosem drzwi ,ale przytrzymał je  i wszedł bez pozwolenia do środka. Zabrała od niego kwiaty i  miała je wrzucił do kosza. Coś ją jednak powstrzymało.  Ich intensywnie niebieski kolor. W ostatnim czasie dostała białe , herbaciane ,różowe i żółte. Nie dostała czerwonych. Za to niebieskie zaskoczyły ją .   Rozejrzał się po czystym i urządzonym w ciepłych kolorach mieszkaniu.
- Okay. Przejrzałaś mnie ,ale tym razem jest inaczej- odezwał się cicho zajmując miejsce na kanapie w salonie. Czarną skórzaną kurtkę położył na oparciu kanapy.
- Wyjdziesz sam czy mam cię wyrzucić?
- Aż tak mnie nie lubisz? Widzę ,że kwiaty nie wylądują w koszu -   próbował zażartować
- Jesteś głupi- rzuciła nie podnosząc na niego wzroku i nalewając wody do wazonu i postawiła bukiet w salonie na stole.
- Już to gdzieś słyszałem. Chyba od twojej siostry .
- Tak? A kiedy?- nie umiała ukryć  zdziwienia i zajęła miejsce na kanapie zachowując dystans. W krótkich szortach i białej bluzce mógł dostrzec ,że ma całkiem dobrą figurę.  Bez makijażu i w tym niecodziennym stroju wyglądała tak naturalnie.
- W szpitalu.  Wiesz po tym pożarze- wyjaśnił widząc jej zainteresowanie. Posłał jej smutny uśmiech.
Nie wiedziała co powiedzieć. Beatka bez powodu nie odzywała  się tak do dorosłych. 
- Powinieneś już idź. Zaraz wstanie Betti i . ..
- A gdzie reszta rodziny? W pracy ?- dopytywał nie spuszczając z niej wzroku.
- Wyjechali . Do Słowacji ponoć to taka ich coroczna tradycja. Na Boże Narodzenie wyjeżdżają i dobrze się bawią na stoku narciarskim- wyjaśniła spuszczając wzrok czując się zawstydzona pod wpływem jego przenikliwego spojrzenia. W jego szarych tęczówkach dostrzegła cień zainteresowania i coś czego nie potrafiła nazwać.
- A ty nie chciałaś z nimi jechać?
- Nie. Łagodnie mówiąc Monika za mną nie przepada. Krytykuję mnie na każdym kroku. Niszczy moje szkice i nie pozwala zbliżać się do kuchenki ani piekarnika. Uwielbiam przyrządzać desery i piec.
W dalszej konwersacji przeszkodził głośny dźwięk komórki dochodzący z sypialni. Podniósł się z kanapy i opuścił jej mieszkanie. 
                                                          ********
Odkąd rozmawiał z Ulą  minęły dwa miesiące  Wysłał jej kwiaty z przeprosinami. Chciał porozmawiać z nią w cztery oczy. Okazało się to jednak niemożliwe.  Jej kuzynka powtarzała ciągle, że jej nie ma. Cudem udało mu się zdobyć jej numer telefonu. Nie zadzwonił do niej. Napisał sms’a z prośbą o spotkania. Czekał na odpowiedź, której się nie doczekał. Koszmary prześladowały go, co noc. Nie pojmował ich sensu. Wierzył, że rozmowa z Ulą pozwoli mu to odkryć. Nieznana siła pchała go w jej kierunku. Od tej deszczowej nocy nie było dnia aby o niej nie myślał. Wspominał wizytę w jej mieszkaniu i ich rozmowę.
                                         **********
- Kurwa! – warknął, gdy niespodziewanie samochód przed nim zahamował, a on w ostatniej chwili wcisnął hamulec. Przetarł nerwowo czoło i gdy zapaliło się zielone światło ruszył z piskiem opon.  Szatynka stała na przystanku ściskając w dłoni bawełniane rękawiczki. Porywisty wiatr rozwiewał jej ciemne włosy na różne strony. Znowu nie założyła czapki. Płaszcz nie chronił ją przed przenikającym chłodem.  Ulice miasta spływały deszczem. Od kilku dni nieustannie padało.  Większość wyczekiwało śniegu. Zwłaszcza dzieci marzyły o białych płatkach spadających z nieba.  Brunet niespodziewanie zauważył znajomą postać. Przejechał obok przystanku wbijając w powietrze całą wodę ze sporej kałuży.  Zatrzymał się parę metrów dalej i wysiadł.  Co za idiota!- Krzyknęła w myślach.  Otrzepała wodę z płaszcza. Na kasztanowych włosach osiadły krople wody ,a grzywka przykleiła się do czoła. Zdjęła okulary aby je przetrzeć.
- Ulka!- Niemal krzyknął, gdy ją zauważył. Nie rozumiała jego reakcji. Wyjęła z torebki chusteczki i wytarła szkła w okularach.  Przez moment zatonął w czystym, niczym niezmąconym błękicie tęczówek. Uśmiechnęła się krzywo. Nie była zadowolona ,że go widzi i ochlapał ją wodą.
- Śledzisz mnie?- spytała poirytowana i spuściła wzrok udając ,że ludzie na ulicy wydają się jej bardzo interesujący.
- Nie- zaprotestował i zrobił krok w jej stronę. Instynktownie cofnęła się zachowując dystans.

-, Czego chcesz?- zapytała ostro i spojrzała mu odważnie w oczy. 
Zapadła niezręczna cisza.

- Zaprosić cię na kawę i ciasto – odezwał się przerywając ciszę i uśmiechając się szeroko.  Na jej twarzy odmalowało się zdziwienie. 

piątek, 1 kwietnia 2016

,, Oznaki życia'' 16

Nowy rozdział ,który komplikuje jeszcze bardziej relacje Uli i Marka pomimo ,że i  tak nie są proste.  Z koszmarem sennym MD w tle. Pozdrawiam serdecznie <3  Ps. Kolejny rozdział niedługo. 
,, Oznaki życia’’
Rozdział 16

 Mężczyzna bez słowa zapiął z powrotem pasy i włączył się do ruchu ulicznego.  Deszcz powoli ustawał. W radiu zmieniały się świąteczne piosenki. Krople uderzały o szyby a oni pogrążeni byli w swoich myślach. Ula wiedziała, że nie jadą w stronę miejsca jej zamieszkania i z każdą minutą czuła coraz większy niepokój. Próbowała zapanować nad drącymi dłońmi. Dobrzański skupiony był na prowadzeniu pojazdu. W duchu przeklinał dzisiejszą pogodę. Nienawidził szarych, ponurych dni gdzie zachorowalność na przeziębienie i grypę wzrasta. Uśmiechnął się lekko, gdy zatrzymał się przed restauracją .
- Gdzie my jesteśmy?- Zapytała kobieta z paniką w głosie.
- Nie będę jechał na Saską w taką pogodę. Pomyślałem, że...
- Pomyślałeś, że co? Odwieźć mnie do domu- Podniosła głos prawie do krzyku.  Panika w jej głowie narastała. Nie miała pojęcia, czego się po nim spodziewać. Żałowała, że tak łatwo zgodziła się wsiąść z nim do samochodu. Słyszała o nim wiele rzeczy w ostatnim czasie.  Nie wierzyła w nie, lecz zostanie z nim na sam budziło w niej niepokój. Nie znali się zbyt dobrze.  Wysiadła z samochodu. Stali blisko siebie, twarzą w twarz.  Bez słowa chwycił jej dłoń i otworzył szklane drzwi, przed, którymi się zatrzymali.
- Zaufaj mi- powiedział cicho, gdy z obawą spojrzała mu w oczy.  Posłała mu coś na kształt uśmiechu i usiedli przy stolikach. Nim zdążyła się odezwać kazał kelnerowi przynieść dwie gorące herbaty z cytryną i zamówił danie, które nic z nazwy jej nie mówiło. Nie czuła się dobrze w tym miejscu. W koło elegancko ubrani ludzie a ona w zwykłych starych ubraniach z mokrymi włosami. Wiedziała, że to lokal dla bogatych ludzi nie takich kopciuchów jak ona. Brunet widząc jej minę powiedział, że za wszystko on płaci. Chciała jak najszybciej stąd uciec, ale nie potrafiła tego zrobić. Została tylko, dlatego, że była głodna i nie chciała wyjść na zewnątrz gdzie padał deszcz i wiał chłodny wiatr a tu było ciepło.  Zaczęła bawić się serwetką. Marek obserwował  ją uważnie.
-Pytałaś mnie o narzeczoną.  Nie jestem już Kaliną. Mieliśmy zupełnie inne plany i marzenia. Ona pragnęła wyjść za mąż, urodzić dzieci. Po prostu pragnęła rodziny a tego nie chciałem. Nie jestem gotowy i chyba nigdy nie będę.  Zasłużyłem na to by być sam.  Gdybym mógł cofnąć czas to nie postąpiłbym tak jak wtedy.  A ty, o czym marzysz?
Upił łyk herbaty i zabrał się za danie. Od czasu do czasu przychodził do tego miejsca coś zjeść.
- Marzę, aby moja mama wyzdrowiała i choroba nie wróciła oraz chcę być po prostu szczęśliwa. Usamodzielnić się, znaleźć nową pracę i wynająć coś w Warszawie a może opuszczę to miasto? Nie wiem.  Chciałabym poślubić człowieka, który będzie mnie kochał ,a ja jego i założymy rodzinę- opowiadała rozmarzonym tonem, ale nagle posmutniała.
- Tylko, że to są głupie marzenia. A los bywa okrutny, bezwzględny i nieprzewidywalny- posmutniała jeszcze bardziej w głowie pojawiły się wspomnienia wypadku przyjaciół, śmierci taty, choroby mamy, a na końcu pożaru.
- Marzenie nie są wcale głupie. A twoje na pewno się spełnią – zapewnił i uśmiechnął się smutno, bo nie sądził, aby jego się spełniły.
 Nastała między nimi krępująca cisza.  Zabrała się, więc za jedzenie nieznanego dania. Po kilku minutach czuła, że robi się jej słabo.
- Ula!!!- Krzyknął wystraszony Dobrzański, gdy osunęła się na krześle i gdyby nie jego refleks upadłaby na podłogę. Wszyscy znajdujący się w restauracji utkwili w nich wzrok. Otworzyła pomału oczy dopiero, gdy posadził ją w samochodzie.   Była na niego wściekła, że nawet nie zapytał czy jest na coś uczulona. I co w ogóle lubi. Tylko zamówił dania nie pytając ją o zdanie. Miała ochotę go udusił, ale z trudem oddychała.
                                                  ********
Godzinę później opuszczali szpitalny budynek. Nie odzywała się do niego urażona.    Spojrzał dopiero na nią, gdy znaleźli się przy aucie.
-Dlaczego do cholery mi nie powiedziałaś, że jesteś uczulona na ryby? A tak wyszedłem na idiotę wszyscy na nas patrzyli. Ciekawe, co teraz sobie pomyślą?!!- Krzyczał nie panując nad emocjami. Cały gniew przelewał na nią. 
- A wiec teraz to moja wina? Po pierwsze nie zapytałeś nawet czy chce coś zjeść. O nic mnie nie pytałeś.
-Nigdy wcześniej nie miałem takich problemów- odparł beznamiętnie 

-Czyli mnie nazywasz problemem? A mówiłam ci, żebyś został mi w spokoju to ty nie. Miałeś mnie odwieźć do domu ,a nie ciągnąc po restauracjach. Doskonale wiesz, że nie pasuję do takich miejsc i mam tego świadomość. Nie musisz mi tego udowadniać.
,,Zawsze taki sam, krzyczysz, odpychasz mnie
I udając żal pytasz, co robisz źle
Dosyć tego już mam, odpowiedz sobie sam''

- Ula...- Wyszeptał próbując załagodzić sytuację. Złapał ją za dłoń, ale wyrwała ją.
- Nie dotykaj mnie!!!- Syknęła i ruszyła w stronę ulicy.  Szła szybko, a po jej policzkach spływały łzy.
- Jak chcesz- odparł chłodno i wsiadł do samochodu i odjechał. Odwróciła się przez moment patrząc na oddalające się auto i poczuła niewyobrażalny smutek. Nie rozumiała co mu odbiło. A mogło być tak pięknie- pomyślała z żalem.
,,Nie chcę żałować, gdy odejdziesz
I nie chcę kochać, gdy ci przejdzie
Nie chcę udawać znów dla ciebie
I nie chcę słuchać twych kłamstw’’**
 Mokre ubrania przylegały do ciała a nogi strasznie bolały.
                                                                                   *************
Gdy wrócił do mieszkania jedyne, o czym marzył to szybki prysznic i ciepłe łóżko. Jednak godzinę później próbował zasnąć, ale nie mógł wymazać z pamięci obrazu przemoczonej dziewczyny.  Czuł się źle z tym jak ją potraktował.  Wyrzuty sumienia paliły go niczym ogień. W pamięci odtwarzał ich rozmowę z dnia wczorajszego. Znowu okazałem się podłym skurwysynem.  A co jeśli jutro się dowiem ,że zginęła na drodze? To będzie to moja wina .  Liczył, że chociaż noc będzie miał spokojną bez koszmarów. Senność ogarnęła go dopiero po drugiej. 

Deszczowe krople rozbijały się o drewniany most. W powietrzu unosił się dławiący słodkawy zapach. W jego sercu pojawił się niepokój. Postać dziecka przebiegła przez most wchodząc w gęstą mgłę i uniosła się w powietrze rozmywając się. Pobiegł w kierunku wody, która stała się zmącona i brudna. Wchodził coraz głębiej zanurzając się w niej. Brakowało mu tchu. Na powierzchnie nagle coś wypłynęło. Topielica miała na sobie podartą suknię i długie ciemne włosy a na szyi naszyjnik ze skrzydłem anioła.  Nie znał tej dziewczyny, ale w tym momencie ujrzał intensywnie niebieskie oczy. Nieznana siła ciągnęła go na samo dno jeziora.  Zachłysnął się brudną wodą, która miała metaliczny posmak. Tonął i nic nie mógł zrobić. Rozdzierający ból wypełnił, każdą komórkę jego ciała nim pochłonęła go czarna otchłań.  
Ocknął się znajdując się w innym miejscu. Nieznanym i bardziej przerażającym od poprzedniego.
Szarość otaczała go dookoła. Trawa, kwiaty, niebo nawet liście leżące na pomnikach były w odcieniach szarości. Panowała głucha cisza. Na drzewie znajdującym nad głową mężczyzny siedział czarny kruk. Ptak nagle poderwał się do lotu i usiadł na innym drzewie. Brunet podążył jego śladem wtedy zawiał silny wiatr, który wprawił liście, kwiaty i drobne gałązki w ruch. Wszystko wirowało w koło. Mężczyzna cofnął się o dwa kroki do tyłu, ale wpadł prawie na postać, która stała tuż za nim. Odwrócił się i ujrzał postać w czarnej pelerynie sięgającej do kostek. Zjawa zdjęła kaptur i rozpoznał ją. Jednak ta miała białe ciało jak śnieg i czerwone usta, a oczy jasno błękitne. Jej wzrok był zimny jak lód. Od niej bił dziwny blask a włosy rozwiewał silny wiatr. Nie były kasztanowe a czarne jak skrzydła kruka, który nadal siedział na gałęzi. Serce boleśnie zaczęła go kłuć. Z trudem łapał oddech. Mężczyzna miał na sobie tylko czarne długie spodnie. Stopy miał poranione od drobnych kamieni, po którym stąpał.
- Ula – wyszeptał zachrypniętym i zbolałym głosem.
Kobieta pokręciła głową. Zrobiła krok w jego stronę i powiedziała kilka nieznanych słów. Nie znał tego języka. Nie wiedział, do kogo mówi. Z gęstej mgły wyłoniło się duże zwierze. Wilk pokazał swoje ostre kły a Marek poczuł nieprzyjemny dreszcz, który przebiegł mu po plecach. Zwierzę ucichło a mężczyzna przyglądał mu się z konsternacją. Nie był zdolny do zrobienia żadnego ruchu.
- Nie zrobi ci krzywdy dopóki ja tu jestem – oparła beznamiętnym tonem. Wypowiedziała dziwne słowa a wilk położył się na ziemi a kruk usiadł jej na ramieniu. Brunet przełknął głośno ślinę. Nic nie rozumiał. Miejsce, w którym się znalazł budziło w nim ogromny lęk. Zjawa, która wyglądała jak Ula wcale nią nie była. Znała język zwierząt i także nie była ani duchem ani człowiekiem. Kim ona do cholery jest? Demonem? Nie!!! Wytworem mojej wyobraźni. Zwariowałem?
- Życie to nieustanna droga, w którą wyruszasz, co dnia. Ty zatrzymałeś się między dwoma światami i nie wiesz, co dalej. Znalazłeś się na rozstaju dróg, ale wyboru musisz dokonać sam. Spójrz w przyszłość i pomóc tym, którzy potrzebują twojej pomocy.
Czarny anioł podszedł do niego a oczy błyszczały dziwnym blaskiem, który go przeraził. Postać schyliła się z ziemi podniosła czarne pióro kruka i dotknęła nim nagiego ramienia. Zadając mu tym ostry i obezwładniający ból. Po skórze sączyła ciepła krew. Jej krople spadały na skalną drogę zamieniając ją w czerwoną rzekę. Wokół pojawiła się płonąca obręcz. Postać zasłoniła dłonią oczy mężczyzny. Gdy je otworzył jego uwagę przykuł płonący napis.
Zawróć dopóki czas
Podszedł bliżej wtedy słowa szybko się zmieniały
Zauważ to, co ważne
Nie uciekaj przed przeznaczeniem
Ono i tak cię dogoni
Nie bój się kochać i żyć
Tylko martwi nie mają uczuć
Nie pozwól zamienić się twemu sercu
W zimny głaz.
Obok ciebie jest ktoś...
Kto kocha cię miłością czystą, szczerą i dozgonną?*

Uporczywy dźwięk budzika nie pozwolił mu na śnienie dalej. Niechętnie zwlókł się z łóżka nie do końca rozbudzony. Głowa mu pękała jakby miał kaca. Przypomniał sobie, że wczoraj nic nie pił.  W łazience potknął się o koszulę lezącą na podłodze i wpadł na lustro, które rozbiło się na drobne kawałki. Jeden odłamek szkła wbił mu się w nogę. Zaczął w myślach rzucać przekleństwa i wściekły poszedł do kuchni gdzie poparzył się kawą wylewając na jedyną czystą koszulę. Dozgonna miłość czy coś takiego w ogóle istnieje? I kto miałby mnie kochać? Mnie nawet pies ciotki nie lubi.  Przed długi czas stał przy oknie i analizował sen . Niebieskie oczy. Anioł… już wiem… Ula !!!  To odkrycie przeraziło go. 
*- słowa wymyślone na potrzeby opowiadania. 
**- Fragmenty piosenki Kai Paschalskiej - Nie chcę żałować ( gdy odchodzisz).