Zielona polana przynosiła ukojenie zszarpanym zmysłom i pozwalała na wyciszenie. W odległości kilkunastu metrów znajdował się drewniany domek pośrodku gór. Przyjemny wiatek unosił zapach świerków i sosny z pobliskiego lasku. Turyści z przyjemnością korzystali z uroków przyrody i pięknej pogody wybierając się w wycieczkę wąską dróżką prowadzącą w góry. Pod ich stopami rosła gęsta trawa pokryta miejscami niewielkimi białymi płatami. Śnieg pod wpływem majowych promieni słonecznych w zatrważającym tempie topniał. Dziewczyna zdjęła ciężki plecak stawiając na dużym kamieniu i wyjęła z bocznej kieszonki lornetkę. Domek w przybliżeniu wydawał się dosłownie taki jaki ujrzała w Internecie.
Przytknęła butelkę z wodą do rozgrzanych z wysiłku policzków i łapczywie zaczęła pić wodę. Nagły szelest za jej plecami przeraził ją. Upuściła butelkę podlewając tym sposobem krokusy. Z przestrachem obejrzała się za siebie napotykając rozbawiony wzrok wysokiego mężczyzny w brązowej kurtce i szarym swetrze. Położyła rękę na sercu oddychając płytko.
- Turystka?- zagadnął.- W
okolicy grasują niedźwiedzie.
Tak słyszałem
więc
należy
uważać . A
pani tak sama? W górach?
- Narzeczony dołączy
do mnie później. Rozumie pan praca. Nie ,każdy
ma tyle czasu ,aby zagadywać nieznajomych i ich straszyć-
burknęła.
- Przepraszam – odrzekł z
udawaną
skruchą.-
Ale miała
pani minę…
- Jak pan śmie?!-
zdenerwowała się
piorunując
nieznajomego wzrokiem.- Naprawdę zabawne.
- W ramach rekompensaty może
pomogę
pani z bagażem ?- zaproponował.- O
ile powie pani swoje imię i który domek wynajęła.
- Ula- wyciągnęła dłoń w
kierunku nieznajomego.
- Marek- uścisnął jej
rękę
spoglądając w
szafirowe oczy.
Umknęła spojrzeniem zabierając
pozostawiony na skale bagaż i zarzuciła z
niemałym
wysiłkiem
na plecy, wydała z siebie cichy jęk
,bo coś ją
zabolało w
kręgosłupie.
W malowniczej okolicy pragnęła odciąć się
codzienności. Złapała
autostop przyjeżdżając do
Tatr. Pakowała się w
pośpiechu
ponieważ od
trzech miesięcy podróżowała
bez planu. Budżet skurczył się jej
mocno i musiała zacisnąć pas
i zacząć
oszczędzać.
Podróż
zagranicę nie
wypaliła.
Nie dostała wizy. Zmęczone
nogi dawały o sobie znać.
- Pani nie jest góralką?-
spytał idąc
wolno ścieżką
prowadzącą do
górskiej chatki otoczonej sosnowym laskiem.
- Nie, urodziłam
się na
wsi z dala od górskich widoków- uśmiechnęła się ze
skrępowaniem.
– A Pan?- odważyła się
zapytać.-
Pan też nie
mówi jak góral i szczerze wcale go nie przypomina. Przepraszam za wścibstwo
,ale wynajmuję pan domek w pobliżu?
- Tak się składa
,że
obok pani. A góralem nie jestem. Mieszkam na stałe w
Warszawie- wyjaśnił.
- Aha. Na długo
pan przyjechał?
- Jeszcze nie zdecydowałem-
uśmiechnął się
nikle.- Pomogę jednak pani- wziął z
trudem jej plecak i dalej szli rozmawiając o
tutejszych turystach, pogodzie i wspinaczce górskiej. Kobieta otworzyła się
przed nowo poznanym mężczyzną
,zdołał ją
nawet dwa razy rozbawić. Odprowadził ją pod
same drzwi.
- Dziękuję za
pomoc- uśmiechnęła się.
- Do usług- uścisnął
ponownie jej dłoń i
odszedł
zostawiając dziewczynę na
niewielkich schodkach. Przystojniak- pomyślała i
znikła we
wnętrzu
domku.
Rozpakowała się wykładając
ubrania na półkę w
niewielkim pokoiku. Nie przebierając się ułożyła się na
miękkiej
pościeli
, łóżku i
zapadła w
głęboki
sen. Nazajutrz obudził ją hałas
za oknem. Zszokowana i zaspana niemrawo podeszła do
okna ,otwierając je i wpuszczając do
środka
świeże
powietrze. Na dole jakiś człowiek
rąbał
drzewo ,a drugi siedział na pieńku
odwrócony do niej tyłem.
- Dzień dobry!- zawołał po
czym dodał ,coś
czego Ula nie zrozumiała. Zamknęła pośpiesznie
okno i poszukała czegoś do
ubrania. Ogarnęła się
,związała włosy
w kucyk i zrobiła kanapki popijając
herbatą. Śniadanie
przerwało
jej pukanie do drzwi. Wszystkie pomieszczenie czyli łazienka,
pokoik na poddaszu ,przedpokój na dole i mała
kuchnia urządzone były
skromnie ,z drewna. Jasnoniebieskie okiennice, ładne
szafki z ziołami w środku,
kominek i świeże powietrze górskie które wpadało do pomieszczenia sprawiała ,iż Ula
czuła się być w
bliskim kontakcie z naturą. Obawiała się
trochę
nocy jako ,że przyjechała tu
sama. Poprzednią noc przespała
spokojnie w ogóle nie obudziły ją
dziwne dźwięki.
Nad ranem wystraszył ją
jedynie facet rąbiący drewno na opał.
- Przyniosłem
trochę
drewna. Wieczory bywają chłodne-
rzekł
widząc
jej pełen
dezaprobaty wzrok.
- Nie kłopocz się
pan. Narzeczony…
- Okłamała
mnie pani czyż nie?- zapytał
niewinnie układając
drzewo przy kominku. Podwinął rękawy
kraciastej koszuli ,stała parę
kroków od niego bacznie przyglądając się
jego dłonią.
Nie wyglądały na
spracowane, bez zadrapań, bruzd, zadbane. Przypomniała
sobie jego uścisk i ich gładkość.
Szybko otrząsnęła się z
tych myśli.
- Tak. Okłamałam
pana. Nie mam narzeczonego. Przyjechałam
sama chcąc
odpocząć.
- Mam wrażenie ,że to
nie jedyny powód. Stało się coś?-
podniósł się z
klęczek
,otrzepał
ciemne spodnie i popatrzył na nią.
- Nie, przyjechałam
odpocząć.
Tyle.- wymigała się od
odpowiedzi. Nie wyjawi przecież ,co bądź
obcemu facetowi prawdziwych powodów przyjazdu. Łatwości
nawiązywania
kontaktów nie nawiązywała.
Na studiach miała tylko dwóch przyjaciół oraz chłopaka ,który zawiódł jej zaufanie. Denerwowała się
wystąpieniami
publicznymi. Niedawno zmieniła trochę
wygląd
,bo dość miała
wysłuchiwania
kpin na swój temat. Poza tym jako właścicielka Hotelu musiała dobrze się prezentować. Hotel odziedziczyła w spadku po śmierci dziadka.
Z rana dzwonił do
kumpla chwaląc się ,że
poznał
interesującą
kobietę.
- Noo, stary – powiedział z
entuzjazmem Olszański.- Jak Paulina się
dowie.
- Nie dowie ,bo ty nie piśniesz
jej ani słowa. Poza tym nie wiem czy mam u niej szansę.
- U kogo?- zainteresowanie Sebastiana rosło ,z
każdą
minutą.
- Turystki. Znam ją od
dwóch tygodni i nic. Proponowałem spacer po górach ,odmówiła.
Przy ognisku nie zamieniliśmy więcej
niż parę słów.
W ogóle jakaś skryta jest i nie chce gadać.
Praktycznie siedzi całymi dniami w chatce.
- Stary z tą
laską
musi być ,coś nie
tak. Nie oczarowałeś ją tym
swoim słodkim
uśmiechem?
- Niestety nie. Kombinuje jak się z
nią
umówić
,ale marnie mi to idzie. Za dwa tygodnie wracam do Warszawy i…
- Marek zostaw tą
pannę w
spokoju i wracaj. Bez sensu uganiasz się
jakaś
laską
,która ma cię gdzieś.
- Ty nic nie rozumiesz. Ja ciągle
o niej myślę-
podkreślił
ostatnie słowo.- Marzę
poznaniu jej bliżej ,odkryciu jej tajemnicy, o
pocałunkach
,trzymaniu jej w ramionach…- rozmarzył się.-
Ma takie ładne usta i oczy.
- Ty jesteś
chory- stwierdził Sebastian.- Tylko nie
zakochaj się w niej. Pamiętaj
,że w
Warszawie czeka na ciebie wściekła
Paulina ,bo wyjechałeś bez
słowa.
Rodzice też o ciebie wypytują.
Marek zadumał się
milcząc i
analizując słowa
przyjaciela. Miłością
tego by nie nazwał ,ale coś ciągnęło go
do niej. Zaintrygowała go ta Urszula Cieplak
pochodząca z
niewielkiej miejscowości jakim jest Rysiów.
- Powiedz im ,że
jestem w górach i niedługo
wracam. Na razie- rozłączył się.
*****
Mijana z obojętnością bądź współczuciem
siedziała na kamiennych schodkach kościoła nie zważając na śnieżnobiałą suknie.
Podwinęła materiał owijający się wokół jej kostek. Ludzie prezentowali się w eleganckich strojach.Widziała osoby ,które były dla niej obce.zaprosił ich Piotr nie pytając ją o zgodę. Planował huczne wesele ,a ona wolała skromną ceremonię. Nie wykłócała się z nim bojąc się kolejnej awantury. Twarz przybrała wyraz
niepokoju i a w żołądku czuła ucisk. Goście gromadzili się
pod drzwiami budynku ,a ona czekała na znaną kobiecie markę samochodu. Brała
ślub w przekonaniu ,iż to ten jedyny i ,że w każdym narzeczeństwie zdarzają się drobne spory.Ojciec uwielbiał Piotra i pchał ją w jego ramiona nie zdając sobie sprawy ,iż krzywdzi przy tym swoją córkę. Chmury przesłoniły słońce. Spojrzała w
niebo modląc się ,aby nie padało ,bo wyglądałaby jak panda. Ksiądz poganiał
wszystkich i nerwowo zerkał na zegarek. Narzeczonego ani śladu. Oddychała
spokojnie w głębi duszy czując wyraźny lęk. Ścisnęła bukiet ślubny i z pomocą
nieznajomego. Wyrósł jak z spod ziemi. Bez wahania chwyciła jego dłoń.
- Panna młoda tutaj?- zagadnął unosząc
wysoko brwi najwyraźniej nie spotkawszy się wcześniej z kobietą w sukni
siedzącą na schodach zamiast czekającą wraz z innymi. Na oko miał ponad metr
osiemdziesiąt wzrostu i świetnie skrojony czarny garnitur. Zamrugała powiekami
,bo raziły ją promienie słoneczne. Osłoniła twarz ręką zauważając ,że zna tego
człowieka. Spotkali się podczas pobytu w górach. Nie miała pojęcia ,co tutaj
robi i kto go zaprosił.
To musiała być Celina pracująca w F&D
asystentka prezesa ,ale dlaczego nie przyszła z Aleksem? Przecież Marek był
krótko po rozstaniu z Pauliną i dziewczyna była zakochana bez pamięci w Febo.
Nie podejrzewała przyjaciółki o romans z
Markiem. Nic się jej nie zgadzało.
Rozejrzała się w tłumie pragnąc odszukać
ukochanego. Na próżno. Nigdzie go nie widziała. Łzy cisnęły się do oczu. Nie
uronię ani łzy postanowiła w myślach.
- Czekam na narzeczonego- odpowiedziała
zgodnie z prawdą.- Spóźnia się czterdzieści minut ,a zawsze był punktualny-
oznajmiła zerkając kolejny raz na komórkę wściekła na niego.
- Może mu coś wypadło? Albo zdarzył się
wypadek?
- Piotr jeździ zazwyczaj ostrożnie. Nie
dostaje mandatów i jest cenionym kardiologiem.
- Aha. Nie rozumiem jego zachowania
,powinien chociaż zadzwonić. Porzucić kogoś bez uprzedzenia to jedna z najgorszych
rzeczy jaką można zrobić człowiekowi- mówiąc to spuścił wzrok jakby mówienie o
porzuceniu i jemu sprawiało ból.
- Piotr przyjedzenie czy nie?- spytała
kuzynka podchodząc do kobiety i kładąc jej dłoń na ramieniu.- Może dobrze się
stało.
- Dobrze się stało? Kocham Piotra ,chcę
zostać jego żoną ,a on nie odbiera telefonu i nie przyjeżdża.- Przepraszam poniosło
mnie- powiedziała ze skruchą.
- Nie szkodzi, kochana. To nerwy-
zerknęła kątem oka na nieznajomego.- Ilona Oliwczuk.
- Marek Dobrzański- ucałował jej dłoń ,- a my już się znamy - zwrócił się do panny młodej.
- Tak ,a gdzie się poznaliście?
- Długa historia. W górach.
- W górach? Łał. fajnie. A opowiesz mi coś więcej?
- Kiedyś.
Marek uniósł dłoń Uli. Zarumieniła się ,gdy
jego usta musnęły jej dłoń. Przez ciało przepłynął dreszcz. Nikt dotąd tak nie robił. Kuzynka wróciła do
gości. Komórka milczała. Goście byli na skraju wytrzymałości cierpliwość się im
kończyła. Rozjeżdżali się powoli w swoje strony. Podchodząc klepali ją po
ramieniu i pocieszali. Podążyła ku bramie kościelnej w połowie drogi
wyrzuciłam bukiet do pobliskiego kosza i podążała dalej przed siebie czując na
twarzy zdradzieckie łzy. Upokorzona, porzucona z złamanym sercem nie wiedziałam
dokąd idę ,ale na spojrzenie rodzinie w oczy bym się nie odważyła. Nad Wisłą
nikogo nie zauważyła. Usiadłam na pieńku rysując coś patykiem znalezionym na
piasku. Usłyszała szum wśród zarośli . Zlękła się. Nade nią rozciągał się
przepiękny błękit. Przed nią stanął znów nieznajomy brunet.
- Kiedyś przychodzenie tu sprawiało mi
ból. Nie mogłem patrzeć na pomost i…- uciął zmieszany.
- Coś się stało?- błękitnymi oczami
błądziła po twarzy mężczyzny. Spuściła wzrok uświadomiwszy sobie nadmierną
ciekawość i przypatrywanie się. Zastanawiała dlaczego nagle uciął i podniósł się z pieńka
znajdującego się nieopodal niej.
- Nie powinienem zwierzać się prawie obcej
osobie.
- Znamy się z gór.
- Krótko. Wyrzuciłaś moja wizytówkę.
- Nie wyrzuciłam- te słowa go zaskoczyły.- Nie zebrałam się na odwagę ,żeby zadzwonić ,a później spotkałam dawnego znajomego i zaczęliśmy się spotykać.
Milczał rozczarowany ,że nie zadzwoniła.
- W pierwszej chwili cię nie poznanej w tej białej sukni, ale wiem ,że to ty.
Piotr to sukinsyn jak można porzucić tak piękną,uroczą dziewczynę i w dodatku wcale nie głupią. Od Celiny wiem ,że prowadzi Hotel ,, Aleja róż'' i pomaga w fundacji biednym dzieciom angażując się w pomoc po śmierci mamy ,która pracowała tam jako kucharka po stracie najmłodszego dziecka.
- Wiem o tobie wystarczająco ,abym nie mógł cię nazywać nieznajomą.
- Celina wypaplała?
- Trochę. Przyznaję podsłuchałem rozmowę w bufecie. tak dowiedziałem się o ślubie.
- Znamy się z gór.
- Krótko. Wyrzuciłaś moja wizytówkę.
- Nie wyrzuciłam- te słowa go zaskoczyły.- Nie zebrałam się na odwagę ,żeby zadzwonić ,a później spotkałam dawnego znajomego i zaczęliśmy się spotykać.
Milczał rozczarowany ,że nie zadzwoniła.
- W pierwszej chwili cię nie poznanej w tej białej sukni, ale wiem ,że to ty.
Piotr to sukinsyn jak można porzucić tak piękną,uroczą dziewczynę i w dodatku wcale nie głupią. Od Celiny wiem ,że prowadzi Hotel ,, Aleja róż'' i pomaga w fundacji biednym dzieciom angażując się w pomoc po śmierci mamy ,która pracowała tam jako kucharka po stracie najmłodszego dziecka.
- Wiem o tobie wystarczająco ,abym nie mógł cię nazywać nieznajomą.
- Celina wypaplała?
- Trochę. Przyznaję podsłuchałem rozmowę w bufecie. tak dowiedziałem się o ślubie.
- Ok. W zasadzie nic nie ryzykuję,bo i tak nie wygadasz.
- Pewności nie masz- ostrzegła.- Aniołem to ja nie jestem.
- Ale w tej sukni go przypominasz.
Uśmiechnęła chociaż zabrzmiało to banalnie.
-Raczej się więcej nie spotkamy.
- Pewności nie masz- ostrzegła.- Aniołem to ja nie jestem.
- Ale w tej sukni go przypominasz.
Uśmiechnęła chociaż zabrzmiało to banalnie.
-Raczej się więcej nie spotkamy.
- Właśnie- potwierdził ze smutkiem.
Nie pozwolę ci więcej zniknąć. Tak łatwo się nie poddam.
- Chwila,spotykamy się po raz drugi.
Nie pozwolę ci więcej zniknąć. Tak łatwo się nie poddam.
- Chwila,spotykamy się po raz drugi.
- Wiem ,ale tamto spotkanie wymazałaś z
pamięci.
- Nie do końca. Powiedz coś o sobie ,bo ty wiesz tak dużo ,a ja o tobie nic- skłamała i ona coś tam o nim słyszała.
- Nie do końca. Powiedz coś o sobie ,bo ty wiesz tak dużo ,a ja o tobie nic- skłamała i ona coś tam o nim słyszała.
- Cieszyłem się opinią podrywacza,
kobieciarza. Nie zważałem na uczucia ,ale Paulinie znaczy mojej byłej
narzeczonej niby przeszkadzały zdrady… dążyła do doprowadzenia ślubu do końca. Rodzice
uważali poślubienie jej za błąd. Nie pochwalali decyzji o jej poślubieniu.
Aleks dyrektor finansowy w Febo&Dobrzański znalazł miłość w pracy. W księgowości
zatrudniła się Celina…
- Celina to moja przyjaciółka i wiem o
Aleksie- przerwała mu w pół zdania. – Nie pojawiła się na moim ślubie.
- Niedoszłym ślubie- sprostował lekko
się uśmiechając.
- Ja tu przeżywam dramat ,a ty się
śmiejesz- udała oburzenie nie umiejąc się na niego zezłościć ,a utrudniały to dołeczki w policzkach ,które wydawały się jej słodkie.
- Paulina tez nie zjawiła się kościele. Czekałem
przed ołtarzem. Czułem się idiotycznie- przyznał szczerze.- Tydzień później
ciało Pauliny wyłowili z wody. Wykonali sekcje zwłok. Utopiła się. Policja i technicy
badający teren oraz nurkowie zgodnie uznali to za samobójstwo. Sprawa
została zamknięta ,ale mi to do dzisiaj nie daję spokoju.
- Tak , mi przykro- dotknęła jego
ramienia.
- W porządku- zacisnął usta.- Minęło bardzo wiele czasu. Chodźmy
stąd.
- Oczywiście- podniosła materiał sukni i
podążyli brzegiem wzdłuż Wisły po czym zamówili taksówkę po dojściu do drogi i
pojechali do hotelu gdzie odbywało się wesele.