- Nie rozumiem jak można udawać coś takiego!- wykrzyczała rozwścieczona kobieta.
Stałem przez krótką chwilę nic nie mówiąc. Oczy Pauli ciskały gromy. Bałem się jej spojrzenia. Wiedziałem bowiem co się święci.
- Ja nie udawałem ,ja naprawdę miałem z nią romans- wyznałem prawdę.
Poczułem ostre pieczenie na policzku. Dotknąłem go. Byłem pewny ,że został mi czerwony ślad po dłoni brunetki. Niestety muszę przyznać sam przed sobą.
- Jak mogłeś mi to zrobić ?!
- Paula- próbowałem łagodnie.- Nie pasowaliśmy do siebie.
- Przestań pieprzyć mi te bzdury. Nie pasowaliśmy ,bo...no ta... pojawiła się ta brzydula.
- Ula- natychmiast ją poprawiłem.
Panna Febo na moment umilkła jakby nad czymś się zastanawiała.
- Dam ci jeszcze jedną szansę pod warunkiem ,że nigdy więcej się z nią nie będziesz kontaktował. Zapomnisz o niej ,weźmiemy ślub.
- Paula ty siebie słyszysz? Jak ślub? Ja cię zdradziłem.
- Modelki jakoś zniosłam tylko...
- Nie- przerwałem jej ostro. - Nie będzie żadnego ślubu ,nie wrócę do ciebie. Nie chcę z tobą być !- podniosłem głos.
Paula zrobiła wielkie oczy.
- Jesteś zwykłym chamem. Nie wiem jak mogłam zmarnować z tobą tyle lat.
Po raz chyba pierwszy musiałem przyznać rację Pauli. Nie byłem bez winy. Paula opuściła pomieszczenie trzaskając drzwiami. Westchnąłem głęboko i usiadłem za biurkiem. Między czasie do mojego gabinetu wpadł Sebastian ,ale go pogoniłem. Chciałem zostać sam. Poprosiłem moją sekretarkę o kawę. Po półgodzinie zapukała do drzwi.
- Proszę- rzekłem uprzejmie prostując się na fotelu i poprawiając krawat.
Spanie na kanapie niestety nie należy do wygodnych. Paulina nieustanie denerwowała mnie swą podejrzliwością. Dawałem jej niejednokrotnie powody by właśnie tak myślała ,ale i tak uważałem ,że stanowczo przesadza. Życie z tą kobietą to sinusoida. Nieprzewidywalna i podstępna. Nienawidzę szpiegowania ,a ona chyba ma to we krwi tak jej brat podkładanie mi kłód pod nogi. Ula wyjechała bez słowa. Bez pożegnania. Nie powinienem się dziwić ,że nie chcę mnie znać ani ze mną rozmawiać. Mimo wszystko chyba właśnie na to liczyłem. Nie mam pojęcia jak odzyskać jej zaufanie. Ktoś mi powiedział ,że kobieta wybacza ,ale nie zapomina. Teraz wiem ,że po czymś takim to Ula szybko się nie pozbiera. Nie wiem czy kiedykolwiek będę miał szansę jej to wszystko wyjaśnić.
- Viola co to do jest cholery ?- pytałam ostawiając filiżankę z kawą. Przez przypadek oplułem dokumenty znajdujące się na biurku. Niech to szlag.
- Zrobiłam taką jak zawsze panie prezesie- odparła spokojnie.
- A sam sobie zrobię- zdenerwowany poszedłem do bufetu. Tam zastałem niemałą kolejkę. Ala siedziała przy stoliku i bawiła się widelczykiem do ciasta. Zdziwiłem się ,bo myślałem ,że pojechała do Uli. Nie sądziłem ,że zastanę ją w bufecie. Na pierwszy rzut oka widać było ,że coś ją martwi. Nie wiem czemu nagle zwróciłem na to uwagę. Nigdy szczególnie nie interesowałem się problemami pracowników. Może się starzeje? To Ula zawsze wyciągała do ,każdego pomocną dłoń. Napisałem do niej list . zawarłem w nim wszystko co uznałem za istne. Tak wiem ,że go nie przeczyta. Nie uwierzy w to co napisałem.
- To co zawsze?
- Tak. kanapkę z szynką i kawę z odrobiną mleka i dwiema łyżeczkami cukru.
Elka podała mi życząc smacznego ,a ja zająłem stolik przy którym nikt nie siedział. Czułem czyjś wzrok na sobie. Ala mnie obserwowała po czym przyszła Iza i zabrała jej ciasto.
- Co ty taki zmizerniały? Szalona noc?
- No- przytaknąłem przełykając kęs kanapki.- Na twardej kanapie w salonie po kolejnej awanturze z Paulą.
****
Czułam się oszukana. Miejsce niczym nie przypominało samotni Pshemko. Najpierw natrafiłam na niezrównoważonego mężczyznę ,który motał się i źle pokierował ją do domku letniskowego. W datku machał przede mną jakąś blachą myślałam ,że chcę mi coś zrobić. W końcu dotarłam na miejsce. Łóżko skrzypiało ,gdy tylko położyłam na nim torbę. Jednak byłam tak zmęczona ,że przysnęłam. Obudziły mnie jakieś kroki. Nie miałam na nosie okularów i widziałam tylko zamazane kontury. Przed sobą miałam jakąś sylwetkę człowieka. Założyłam okulary i się przeraziłam. Mężczyzna nie mając na sobie koszulki wyciągnął do mnie dłoń.
- Marek
Cofnęłam dłoń jak oparzona. Nie powiedziałam imienia tylko zabrałam torbę i zwiałam stamtąd. Miałam dość ,a to był dopiero początek. Piotr ,bo tak się nazywał ten co tymczasowo prowadził ten ośrodek podał mi inny klucz. Wnętrze znów mnie rozczarowało. Podłoga była strasznie brudna ,skrzypiała i w dodatku w jednym miejscu była dziura. Musiałam uważać ,żeby w nią nie wpaść. Zrzuciłam z łóżka brudną narzutę i zanim na nim usiadłam dla bezpieczeństwa wyciągnęłam ze swojej torby koc i położyłam na nim. Łózko niestety nie było wygodne ,a przez brud na oknach nic niestety nie było widać. Wyczerpana zasnęłam.
- Dzień dobry!- krzyczał Piotr ,który stał przed moim domkiem i słuchał głośno radia. Wybiegłam w krótkiej koszuli nocnej. Natychmiast pobiegłam się ubrać i uczesać. Po czym wyszłam ponownie na zewnątrz.
- Pomyślałem ,że nie lubisz jadać sama.
- Skąd takie przypuszczenie?- zirytowałam się.- Przecież mnie nie znasz. Dopiero tu przyjechałam ,a pan sądzi.
- Mówmy sobie na ty.
Zaburczało mi w brzuchu więc skusiłam się i usiadłam na ławeczce w otoczeniu zieleni. Ptaki śpiewały. Niestety też latało mnóstwo owadów. Zjadłam kanapkę i dopiero po chwili skapnęłam się ,że kanapka była ryba. Później było jeszcze gorzej. Dostałam wstrząsu anafilaktycznego. podał mi zastrzyk w lewy pośladek. Bardzo bolesny swoją drogą. Bałam się ,że pomyli zastrzyk w sumie to możliwe z jego roztrzepaniem. Następny dzień do lepszych nie należał. Pokrętło od radia się urwało ,a tam piosenka Marka Grechuty ,,ważne są tylko dni ,których nie znamy'' nie mogłam tego wyłączyć. Nakryłam się poduszką. Mimo to nadal docierały do mnie dźwięki z radia. Dotarło do mnie też ,że nigdy nie zapomnę. Wyszłam na zewnątrz. Słońce świeciło już wysoko. Postanowiłam się przejść. Po drodze nikogo nie spotkałam. Po raz nie wiem ,który zaczęłam czytać książkę ,którą dostałam od Marka. Zdziwiłam się ,gdy wyleciało z niej zdjęcie juniora Dobrzańskiego. Zdziwiłam się ponieważ nie pamiętam ,abym je tam wkładała. Zabrałam ze sobą również pamiętnik ,ale tam na pierwszej stronie była przyklejona karteczka. Nie wiem czy przeczytasz list dlatego chce powiedzieć ci tylko jedno. Kocham cię
Nie miałam pojęcia ,kiedy on to napisał. Może wtedy ,gdy pisał list ,którego nie czytałam. Sprawdziłam telefon ,a tam liczne wiadomości od Marka. Przypadkiem otworzyłam sms'a w którym napisał ,że odwołał ślub i prosi bym odpisała. W kolejnym były wyznania miłości. Nie chciałam w nie wierzyć. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Tęskniłam za nim ,ale on tylko się mną zabawił. Nie mogłam pozwolić by uważał ,że jestem jak Paulina i wszystko wybaczam. W momencie ,gdy usłyszałam rozmowę Seby i marka był jednym z najgorszych dni w moim życiu nie licząc odejścia mamy. Rozstanie z Bartkiem było bolesne ,ale nie czułam jakby ktoś mi wbił nóż w serce ,a zrobiła to osoba ,którą tak bardzo kochałam. Poprawka nadal kocham. Nie potrafię tak po prostu przestać mimo świństw ,kłamstw i tego ,że udawał. Nie wiem jak mogłam niczego nie zauważyć. byłam głupia ,naiwna.
- Ał- krzyknęłam ,bo w tym momencie poczułam jak mnie coś ugryzło.
- Piotr! Ratunku , Ratunku!- krzyczałam i biegłam po pomoście czując jak z każdym krokiem coraz bardziej mi brakuje tchu. Niestety kolejny wstrząs i zastrzyk. Mam dość. boli mnie teraz tyłek i nie mogę siedzieć. Miałam dość pobytu tutaj. na szczęście po południu przyjechała Ala.
- Witaj - wyściskała mnie.- Jak się masz ,bo coś marnie wyglądasz.
- Użądliła mnie pszczoła.
- Przecież ty jesteś uczulona prawie tak samo jak na ryby.
- Uratował mnie pewien lekarz.
- Ty to jednak szczęściara jesteś.
- A wiesz ,że Marek...- usiedliśmy na ławce przy wodzie.
- Ala ja nie chcę o nim słyszeć. Daj mi odpocząć. Wyjechałam by o nim zapomnieć ,a mówiąc o nim mi w tym nie pomagasz- odparłam lekko zła.
- Tyle ,że on tu jedzie.
- Co?!- krzyknęłam tymczasem płosząc kaczki pływające po jeziorze. W oddali zauważyłam maszt białej żaglówki oderwałam na chwilę wzrok od wody i spojrzałam na Alicję.
- Nie mówisz poważnie.
- Owszem. Widziałam go jak dojechałam tu na miejsce. Musiał jechać za mną ,bo ja mu adresu ośrodka nie podawałam. A jak domek.
- W porządku- skłamałam.
- Ula on dla ciebie odwołał ślub ,zależy mu na tobie nie Paulinie. Jak się tu pojawi to ci wszystko wyjaśni.
- Ale ja nie chcę słuchając jego wyjaśnień- odparłam oburzona.
- Marek cię kocha- przekonywała mnie Ala.
- Niby kocha ,a udawał.
- To musi wyjaśnić sam. Wiesz ja ,kiedyś miałam narzeczonego- Ala zaczęła swoją opowieść z przeszłości. Nigdy nie znałam tej historii. Nie wiedziałam ,że Alicja kochała kogoś kto ją oszukał i nie potrafiła wybaczyć ,a gdy była gotowa dać mu szansę dowiedziała się o tragicznym wypadku i długo żałowała ,że nie zaryzykowała. Ta opowieść poruszyła moje serce. Popłakałam się. Potem rozmawiałyśmy jeszcze chwilę po czym Ala wyjechała ,a ja zostałam sama z różnymi myślami.
Widoki zapierały dech w piersiach zwłaszcza mgła unosząca się rano nad wodą ,ta gra świateł przebijająca się przez korony drzew. Tu naprawdę było przyjemnie oprócz domków ,bo one były okropne i ten facet ,który przy śniadaniu zaczął mi opowiadać pierwszego dnia mojego pobytu o byłej żonie. Nie mają dzieci. Może i dobrze? Mógłby jeszcze im coś zrobić skoro nie umie zapamiętać ,że oprócz mnie jest tu tylko jeszcze jeden wczasowicz ,podglądacz. Boję się go. Chodzi z tą lornetką ,albo przechodzi niby przypadkiem i zdejmuje kapelusz kłaniając mi się ,a ja przecież nie jestem żadną królową brytyjską tylko zwykłą dziewczyną z Rysiowa.
Szłam właśnie po mostku ,gdy niechcący się pośliznęłam i wpadłam do wody. Zaczęłam w panice machać rękami ,nogami próbując utrzymać się na powierzchni wody. Niestety nikt mnie nie chciał ratować. Później chyba straciłam przytomność.
****
Nie wiem jakim trzeba być debilem by pomylić się sześć razy odnośnie gdzie znajduje osoba o którą pytam. Na koniec mężczyzna w koszulce polo w dodatku zaplamionym powiedział ,że nie może mi udzielić takiej informacji. Olałem go i sam ruszyłem ścieżką będąc bliżej słyszałem krzyk. To była Ula. Moja Ula. Ile sił w nogach pobiegłem w stronę mostu po czym wskoczyłem do wody i złapałem jej bezwładne ciało w pół i powoli położyłem na pomoście. Nie ruszała się więc szybko odchyliłem jej głowę. Przypomniałem sobie właśnie jak udzielać pierwszej pomocy. Robiłem dwa dechy na trzydzieści uciśnięć jak ,kiedyś mnie uczyli. Ula zaczęła kaszleć. przewróciłem ją na bok by nie zachłysnęła się wodą po czym spojrzała na mnie wystraszona.
- Ula nie bój się- powiedziałem spokojnie klęcząc na pomoście. - Nie podnoś się może trzeba wezwać pomoc- byłem wyraźnie przestraszony i zmartwiony. Ten moment ,gdy myślałem ,że nie żyje był okropny. Chyba nigdy o nikogo nie bałem się jak w tej chwili. - Co ty robiłaś w wodzie przecież ty nie umiesz pływać.
- Poślizgnęłam się. Dziękuję.
- Za co?- spytałem nieco zaskoczony.
- Uratowałeś mi życie.
- Nie czuję się bohaterem zbyt wiele mam na sumieniu. Skrzywdziłem cię i chyba nigdy sobie tego nie wybaczę ,bo ...
- Marek...
- Proszę wysłuchaj mnie. Zależy mi na tobie.
- Nie utrudniaj...
- Ula dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać? Czytałaś chociaż mój list?- liczyłem w głębi duszy ,że odpowiedź będzie twierdząca.
- Nie ,nie czytałam.
Pomogłem Uli wstać i mimo ,iż odrzucała moją pomoc postanowiłem odprowadzić ją pod sam domek. Po drodze powiedziałem jej o odwołanym ślubie i nazwałem się głupcem. Przysięgałem na moją matkę ,że się zmieniłem i nie jestem już tym samym człowiekiem ,którym byłem sprzed poznania jej. Chciała coś powiedzieć ,lecz ja mówiłem jak nakręcony. Nie wspomniałem tylko o firmie ,bo to tak kolorowo już nie wygląda. Nie mogę jej tego powiedzieć ponieważ pomyśli ,że znów udaję by pomogła mi wyjść z kryzysu finansowego ,a jest inaczej. Kocham ją i bardzo chcę by do mnie wróciła. Praca obchodzi mnie teraz najmniej. na posterunku jest tam mój ojciec ,a rękę na pulsie miał trzymać również Sebastian. Teraz muszę skupić się na Uli i spróbować wszystkiego by ją odzyskać. Nie wiem jak to zrobię ,ale coś będę musiał wymyślić. Będąc tutaj czuję jednak ,że nie wszystko stracone. Siadając przed domkiem zacząłem wspominać wyjazd do SPA.
****
Wyjrzałam przez okno i ujrzałam siedzącego Marka przy stole. Głowę miał spuszczoną. Wyglądał na załamanego ,lecz nie byłam gotowa zapomnieć jego kłamstw. Postanowiłam jednak ,że zejdę do niego tylko musiałam się przebrać ,bo myłam okno ,które było strasznie brudne. Chyba mam pajęczynę na głowie ,a nienawidzę pająków. Tych ohydnych owadów. Fuj. W bluzkę i spodenkach zbiegłam po schodkach. Włosy związałam w kucyk.
- Cześć- przywitałam przybysza i usiadłam przy stole. - O czym chciałeś rozmawiać?
- O nas
- Nie ma żadnych nas.
- Ulka- zawołał ,gdy wstałam i ruszyłam w stronę domku. Nie miałam ochoty na rozmowę z Markiem o tej głupiej intrydze. Mimo że Marek zapewniał ,iż mu zależy. Nie wierzyłam mu ,bo jak po tym wszystkim? Chociaż po co by tu przyjeżdżał? Sam jego widok wywoływał za każdym razem zbyt wiele wspomnień. Zarówno tych dobrych i złych. Byłam wewnętrznie rozdarta. Nie wiedziałam co robić.
Półgodziny później do drzwi zapukał ten burak Piotr Sosnowski ,który o niczym nigdy nie miał pojęcia. Nie umiał polecić żadnego fajnego miejsca . Przyniósł mi smażoną rybę jak pierwszego dnia wspominałam ,że jestem na ryby uczulone i pytałam o posiłki. Co za debil. Byłam głodna i nie zła ,a wkurwiona. Sosnowski znów się pojawił tym razem z sałatką . Zjadłam odrobinę i czułam ,że się duszę. Nie mogłam oddychać. Drapało mnie ,łzy ciekły po policzkach po czym nie pamiętam co było dalej ,bo zrobiło mi się słabo. Gdy się obudziłam byłam przykryta kocem i leżałam na łóżku. Na stoliku stała szklanka z wodą i leżał kompres. Nie miałam okularów i widziałam zamazany obraz . Ktoś był ze mną w pomieszczeniu. Gdy podszedł bliżej wiedziałam ,że to Dobrzański. Kazał mi odpoczywać. Pocałował w czoło i wyszedł. Chciałam coś powiedzieć ,ale zaschło mi w ustach.
W białej letniej sukience poszłam nad wodę i rozłożyłam koc na trawie. Słońce przyjemnie świeciło ,ptaki śpiewały ,a na niebie nie było ani jednej chmurki. Pełen relaks zakłócił mój pusty żołądek. Popatrzyłam na piękne widoki w oddali. Nagle padł jakiś cień. Spojrzałam do góry ,a nade mną stał Marek w białej koszuli z podwiniętymi rękawami i białych rybaczkach zupełnie boso.
- Jadłaś śniadanie?
- Nie- odparłam zgodnie z prawdą.
- W takim razie zabieram cię na posiłek- odparł z uśmiechem.
Nie mając innego wyjścia zgodziłam się ,bo byłam bardzo głodna. Nie rozumiałam tylko Marek tak się cieszył przecież to tylko posiłek. Pojechaliśmy tam samochodem po drodze nic mówiliśmy. Patrzyłam na rozmyty obraz za szybą. jechaliśmy dość szybko.
****
Zgodziła się co mnie ucieszyło. Trzymałem dłonie na kierownicy ,ale od czasu do czasu spoglądałem na Ulę pogrążoną w myślach. Nie wiem czy jest szansa ,że mi wybaczy czy nie. Zgodziła się pojechać ze mną na śniadanie to już połowa sukcesu. Nie unika mnie. Nie wiem co będzie dalej. Nie do końca wiem na czym stoję. Chciałby z nią być ,ale czy ona chce tego samego? Jeszcze kręci się ten Piotr. Nie wiem w ogóle co to za gość i czego chce od Uli. Pojawił się znikąd i lepiej by trzymał się od Ulki z daleka ,bo będę musiał mu pokazać kto tu rządzi.
- Marek daleko jeszcze?- zapytała odwracając głowę w moją stronę.
- Nie ,jeszcze parę minut i będziemy na miejscu.
- Dziękuję ,że uratowałeś mnie. Po raz kolejny.
- Uratowałem?- byłem zaskoczony.
- Tak. Inaczej umarłabym z głodu. Piotr przyniósł mi smażoną rybę nie wiem czy sam złowił czy kto inny ,ale ja już wspominałam o swoim uczuleniu ,a później dostałam coś co znów było z rybą.
- Nie mów mi o nim! Koniec tematu! - krzyknąłem nie panując nad emocjami. Uderzyłem w kierownice.
- Marek o co chodzi?- wystraszona Ula zrobiła wielkie oczy.
- Prawie cię zabił podając ci sałatkę z sosem rybnym. Zawołałem Czarka i cię uratował.
- Kto to Czarek?
- Wczoraj przyjechało małżeństwo z ośmioletnim chłopcem. Ten dzieciak się topił i został ściągnięty Czarek. Ratownik medyczny. Zatrzymał się tu i będzie do końca sezonu. Poprosiłem go o pomoc.
- Dziękuję. Czyli ogólnie parę razy mnie już uratowałeś? Marek dlaczego to robisz?
- Dojechaliśmy na miejsce.
- Marek dlaczego to robisz?- powtórzyła pytanie.
- Bo cię kocham- wreszcie jej to powiedziałem.
Staliśmy naprzeciwko siebie i patrzyłem w te jej piękne niebieskie oczy. Wiedziałem ,że ta piękna chwila szybko się skończy. Ula wciąż na mnie patrzyła.
Ula zamówiła smażone ćwiartki ziemniaków ,jajka smażone i surówkę ,a Marek zupę rybną i sałatkę z krewetkami. Najedzeni udali się na spacer.
- Jak tu pięknie- zauważyłem wyraz rozmarzenia na twarzy Uli i cieszyłem się ,bo dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej.
- Może gdzieś usiądziemy?- zaproponowałem.
Usiedliśmy na kocu ,który przyniosłem z samochodu. Mieliśmy na sobie białe ubrania i nikt nie chciał się ubrudzić. Przynajmniej tak sądziłem. Podziwiałem piękne widoki płynących z oddali łódek i błękitnego horyzontu.
Ula wystawiła twarz do słońca zdejmując okulary i przymykając oczy. Byłem pod jej wielkim urokiem. Przyjrzałem się jej twarzy i nosie usianego piegami. Wyglądała pięknie i dziewczęco.
Wtedy zacząłem swoją opowieść o początkach naszej znajomości ,przyjaźni ,intrydze i miłości. Nie wiem ,kiedy zaczęło się uczucie ,ale wiem w którym momencie to zrozumiałem. Opowiedziałem jej spokojnie jak to wygląda z mojej perspektywy. Ula mi nie przerywała.
- Kocham cię i wierzę - odparła ku mojemu zaskoczeniu Ula.
Poderwałem się na równe nogi i porwałem ją w objęcia nie potrafiąc ukryć swojej radości. Powoli zbliżyłem się do jej ust. Przywarła do mnie bardziej zezwalając na pocałunek.
*****
Z perspektywy czasu nie żałuję ,że tak szybko wybaczyłam Markowi i dałam mu drugą szansę. Wróciłam do pracy w jego rodzinnej firmie. Jestem szczęśliwa. Mamy sześcioletnią córkę Madzie i dwuletniego Krzysia ,którym po moim powrocie do pracy zajmuje się Ala. Po urodzeniu córeczki miałam depresje porodową . Zaniedbałam swój wygląd , trochę przytyłam i nie miałam ochoty zajmować się dzieckiem ,ale pomogli przyjaciele. Violetta pomogła mi z wyglądem i zapisałam się z nią na zajęcia dla matek. Można było tam chodzić z maluchem. Viola była też świeżo upieczoną mamą małego Borysa. Marek wstawał do małej w nocy co odbiło się negatywnie na naszym małżeństwie ,bo chodził do pracy niewyspany ,lecz potem było lepiej. Pogodziliśmy się. Maciek obiecał przypilnować małą ,a my wyszliśmy razem na kolacje. Nasze małżeństwo pokonało kryzys ,mała lepiej spała ,a w dzień zajmowała się nią Ala i mój ojciec ,a ja wróciłam do pracy. Później przyszło na świat nasze drugie dziecko ,ale Madzia chodziła już do przedszkola. Marek wracał zmęczony ,ja czasami też ,lecz weekendy były dla całej rodziny.
- Kto pierwszy do wody!
- Ja pierwsza, tatusiu pospiesz się!- krzyczała Madzia biegnąc w stronę wody.
Marek biegł za nią ,a ja pilnowałam Krzysia. Porwałam go na ręce i również skierowałam swe kroki w stronę wody. Wszyscy ochlapywali się ,krople pryskały w różną stronę. Mały piszczał. Mazury stały się miejscem ,które często odwiedzamy ,a Piotra Sosnowskiego nigdy więcej nie spotkałam.
****
Jestem mężem wspaniałej kobiety , ojcem dwójki super dzieciaków. Jesteśmy szczęśliwi i cieszę się ,że osiem lat temu Ula mi wybaczyła. Dała drugą szansę. Tuż po powrocie wtedy z mazur zamieszkaliśmy razem ,a następnie w palmiarni bez publiczności poprosiłem ją o rękę ,a ona się zgodziła. Ślub odbył się w Rysiowie w jej parafii. To było skromne wesele bez mediów. Takie jakiego życzyła sobie Ula. Kocham ją i nie wyobrażam sobie życia bez niej.
Podnoszę córkę i kręcę nią dookoła ,a ona się śmieje po czym gonię ją ,aż padam na trawę bez siły. Dziewczynka upada obok mnie. Ula bawi się z synkiem. obserwuję ją. jej uśmiech na twarzy. Chciałby ,żeby było tak zawsze.
- Starość nie radość- mówię.
- Nie jesteś ,aż taki stary - Ula kładzie się obok ,a mały kładzie się w poprzek nas z głową na moim brzuchu. Łaskoczę go ,a Krzyś śmieje się w głos. Jesteśmy wesołą ,kochającą się rodziną.
KONiEC!