Strona Główna

poniedziałek, 26 października 2020

,, Mazury'' Miniaturka

 


- Nie rozumiem jak można udawać coś takiego!- wykrzyczała rozwścieczona kobieta. 

Stałem przez krótką chwilę nic nie mówiąc. Oczy Pauli ciskały gromy. Bałem się jej spojrzenia. Wiedziałem bowiem co się święci. 

- Ja nie udawałem ,ja naprawdę miałem z nią romans- wyznałem prawdę.

Poczułem ostre pieczenie na policzku. Dotknąłem go. Byłem pewny ,że został mi czerwony ślad po dłoni brunetki. Niestety muszę przyznać sam przed sobą.

- Jak mogłeś mi to zrobić ?!

- Paula- próbowałem łagodnie.- Nie pasowaliśmy do siebie.

- Przestań pieprzyć mi te bzdury. Nie pasowaliśmy ,bo...no ta... pojawiła się ta brzydula.

- Ula- natychmiast ją poprawiłem. 

Panna Febo na moment umilkła jakby nad czymś się zastanawiała. 

- Dam ci jeszcze jedną szansę pod warunkiem ,że nigdy więcej się z nią nie będziesz kontaktował. Zapomnisz o niej ,weźmiemy ślub. 

- Paula ty siebie słyszysz? Jak ślub? Ja cię zdradziłem.

- Modelki jakoś zniosłam tylko...

- Nie- przerwałem jej ostro. - Nie będzie żadnego ślubu ,nie wrócę do ciebie. Nie chcę z tobą być !- podniosłem głos. 

Paula zrobiła wielkie oczy.

- Jesteś zwykłym chamem. Nie wiem jak mogłam zmarnować z tobą tyle lat. 

Po raz chyba pierwszy musiałem przyznać rację Pauli. Nie byłem bez winy. Paula opuściła pomieszczenie trzaskając drzwiami. Westchnąłem głęboko i usiadłem za biurkiem. Między czasie do mojego gabinetu wpadł Sebastian ,ale go pogoniłem. Chciałem zostać sam. Poprosiłem moją sekretarkę o kawę. Po półgodzinie zapukała do drzwi. 

- Proszę- rzekłem uprzejmie prostując się na fotelu i poprawiając krawat. 

Spanie na kanapie niestety nie należy do wygodnych. Paulina nieustanie denerwowała mnie swą podejrzliwością. Dawałem jej niejednokrotnie powody by właśnie tak myślała ,ale i tak uważałem ,że stanowczo przesadza. Życie z tą kobietą to sinusoida. Nieprzewidywalna i podstępna. Nienawidzę szpiegowania ,a ona chyba ma to we krwi tak jej brat podkładanie mi kłód pod nogi. Ula wyjechała bez słowa. Bez pożegnania. Nie powinienem się dziwić ,że nie chcę mnie znać ani ze mną rozmawiać. Mimo wszystko chyba właśnie na to liczyłem. Nie mam pojęcia jak odzyskać jej zaufanie. Ktoś mi powiedział ,że kobieta wybacza ,ale nie zapomina. Teraz wiem ,że po czymś takim to Ula szybko się nie pozbiera. Nie wiem czy kiedykolwiek będę miał szansę jej to wszystko wyjaśnić. 

- Viola co to do jest  cholery ?- pytałam ostawiając filiżankę z kawą. Przez przypadek oplułem dokumenty znajdujące się na biurku. Niech to szlag.

- Zrobiłam taką jak zawsze panie prezesie- odparła spokojnie. 

- A sam sobie zrobię- zdenerwowany poszedłem do bufetu. Tam zastałem niemałą kolejkę. Ala siedziała przy stoliku i bawiła się widelczykiem do ciasta. Zdziwiłem się ,bo myślałem ,że pojechała do Uli. Nie sądziłem ,że zastanę ją w bufecie. Na pierwszy rzut oka widać było ,że coś ją martwi. Nie wiem czemu nagle zwróciłem na to uwagę. Nigdy szczególnie nie interesowałem się problemami pracowników. Może się starzeje? To Ula zawsze wyciągała do ,każdego pomocną dłoń. Napisałem do niej list . zawarłem w nim wszystko co uznałem za istne. Tak wiem ,że go nie przeczyta. Nie uwierzy w to co napisałem. 

- To co zawsze?

- Tak. kanapkę z szynką i kawę z odrobiną mleka i dwiema łyżeczkami cukru. 

Elka podała mi życząc smacznego ,a ja zająłem stolik przy którym nikt nie siedział. Czułem czyjś wzrok na sobie. Ala mnie obserwowała po czym przyszła Iza i zabrała jej ciasto. 

- Co ty taki zmizerniały? Szalona noc?

- No- przytaknąłem przełykając kęs kanapki.- Na twardej kanapie w salonie po kolejnej awanturze z Paulą. 

                                ****

Czułam się oszukana. Miejsce niczym nie przypominało samotni Pshemko. Najpierw natrafiłam na niezrównoważonego mężczyznę ,który motał się i źle pokierował ją do domku letniskowego. W datku machał przede mną jakąś blachą myślałam ,że chcę mi coś zrobić. W końcu dotarłam na miejsce. Łóżko skrzypiało ,gdy tylko położyłam na nim torbę. Jednak byłam tak zmęczona ,że przysnęłam. Obudziły mnie jakieś kroki. Nie miałam na nosie okularów i widziałam tylko zamazane kontury. Przed sobą miałam jakąś sylwetkę człowieka. Założyłam okulary i się przeraziłam. Mężczyzna nie mając na sobie koszulki wyciągnął do mnie dłoń. 

- Marek 

Cofnęłam dłoń jak oparzona. Nie powiedziałam imienia tylko zabrałam torbę i zwiałam stamtąd. Miałam dość ,a to był dopiero początek. Piotr ,bo tak się nazywał ten co tymczasowo prowadził ten ośrodek podał mi inny klucz. Wnętrze znów mnie rozczarowało. Podłoga była strasznie brudna ,skrzypiała i w dodatku w jednym miejscu była dziura. Musiałam uważać ,żeby w nią nie wpaść. Zrzuciłam z łóżka brudną narzutę i zanim na nim usiadłam dla bezpieczeństwa wyciągnęłam ze swojej torby koc i położyłam na nim. Łózko niestety nie było wygodne ,a przez brud na oknach nic niestety nie było widać. Wyczerpana zasnęłam. 

- Dzień dobry!- krzyczał Piotr ,który stał przed moim domkiem i słuchał głośno radia. Wybiegłam w krótkiej koszuli nocnej. Natychmiast pobiegłam się ubrać i uczesać. Po czym wyszłam ponownie na zewnątrz. 

- Pomyślałem ,że nie lubisz jadać sama. 

- Skąd takie przypuszczenie?- zirytowałam się.- Przecież mnie nie znasz. Dopiero tu przyjechałam ,a pan sądzi.

- Mówmy sobie na ty. 

Zaburczało mi w brzuchu więc skusiłam się i usiadłam na ławeczce w otoczeniu zieleni. Ptaki śpiewały. Niestety też latało mnóstwo owadów. Zjadłam kanapkę i dopiero po chwili skapnęłam się ,że kanapka była ryba. Później było jeszcze gorzej. Dostałam wstrząsu anafilaktycznego. podał mi zastrzyk w lewy pośladek. Bardzo bolesny swoją drogą. Bałam się ,że pomyli zastrzyk w sumie to możliwe z jego roztrzepaniem. Następny dzień do lepszych nie należał. Pokrętło od radia się urwało ,a tam piosenka Marka Grechuty ,,ważne są tylko dni ,których nie znamy'' nie mogłam tego wyłączyć. Nakryłam się poduszką. Mimo to nadal docierały do mnie dźwięki z radia. Dotarło do mnie też ,że nigdy nie zapomnę. Wyszłam na zewnątrz. Słońce świeciło już wysoko. Postanowiłam się przejść. Po drodze nikogo nie spotkałam. Po raz nie wiem ,który zaczęłam czytać książkę ,którą dostałam od Marka. Zdziwiłam się ,gdy wyleciało z niej zdjęcie juniora Dobrzańskiego. Zdziwiłam się ponieważ nie pamiętam ,abym je tam wkładała. Zabrałam ze sobą również pamiętnik ,ale tam na pierwszej stronie była przyklejona karteczka. Nie wiem czy przeczytasz list dlatego chce powiedzieć ci tylko jedno. Kocham cię 

Nie miałam pojęcia ,kiedy on to napisał. Może wtedy ,gdy pisał list ,którego nie czytałam. Sprawdziłam telefon ,a tam liczne wiadomości od Marka. Przypadkiem otworzyłam sms'a w którym napisał ,że odwołał ślub i prosi bym odpisała. W kolejnym były wyznania miłości. Nie chciałam w nie wierzyć. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Tęskniłam za nim ,ale on tylko się mną zabawił. Nie mogłam pozwolić by uważał ,że jestem jak Paulina i wszystko wybaczam. W momencie ,gdy usłyszałam rozmowę Seby i marka był jednym z najgorszych dni w moim życiu nie licząc odejścia mamy. Rozstanie z Bartkiem było bolesne ,ale nie czułam jakby ktoś mi wbił nóż w serce ,a zrobiła to osoba ,którą tak bardzo kochałam. Poprawka nadal kocham. Nie potrafię tak po prostu przestać mimo świństw ,kłamstw i tego ,że udawał. Nie wiem jak mogłam niczego nie zauważyć. byłam głupia ,naiwna. 

- Ał- krzyknęłam ,bo w tym momencie poczułam jak mnie coś ugryzło. 

- Piotr! Ratunku , Ratunku!- krzyczałam i biegłam po pomoście czując jak z każdym krokiem coraz bardziej mi brakuje tchu. Niestety kolejny wstrząs i zastrzyk. Mam dość. boli mnie teraz tyłek i nie mogę siedzieć. Miałam dość pobytu tutaj. na szczęście po południu przyjechała Ala. 

- Witaj - wyściskała mnie.- Jak się masz ,bo coś marnie wyglądasz. 

- Użądliła mnie pszczoła. 

- Przecież ty jesteś uczulona prawie tak samo jak na ryby. 

- Uratował mnie pewien lekarz.

- Ty to jednak szczęściara jesteś. 

- A wiesz ,że Marek...- usiedliśmy na ławce przy wodzie. 

- Ala ja nie chcę o nim słyszeć. Daj mi odpocząć. Wyjechałam by o nim zapomnieć ,a mówiąc o nim mi w tym nie pomagasz- odparłam lekko zła. 

- Tyle ,że on tu jedzie.

- Co?!- krzyknęłam tymczasem płosząc kaczki pływające po jeziorze. W oddali zauważyłam maszt białej żaglówki oderwałam na chwilę wzrok od wody i spojrzałam na Alicję. 

- Nie mówisz poważnie.

- Owszem. Widziałam go jak dojechałam tu na miejsce. Musiał jechać za mną ,bo ja mu adresu ośrodka nie podawałam. A jak domek.

- W porządku- skłamałam. 

- Ula on dla ciebie odwołał ślub ,zależy mu na tobie nie Paulinie. Jak się tu pojawi to ci wszystko wyjaśni.

- Ale ja nie chcę słuchając jego wyjaśnień- odparłam oburzona. 

- Marek cię kocha- przekonywała mnie Ala. 

- Niby kocha ,a udawał.

- To musi wyjaśnić sam. Wiesz ja ,kiedyś miałam narzeczonego- Ala zaczęła swoją opowieść z przeszłości. Nigdy nie znałam tej historii. Nie wiedziałam ,że Alicja kochała kogoś kto ją oszukał i nie potrafiła wybaczyć ,a gdy była gotowa dać mu szansę dowiedziała się o tragicznym wypadku i długo żałowała ,że nie zaryzykowała. Ta opowieść poruszyła moje serce. Popłakałam się. Potem rozmawiałyśmy jeszcze chwilę po czym Ala wyjechała ,a ja zostałam sama z różnymi myślami. 


 

Widoki zapierały dech w piersiach zwłaszcza mgła unosząca się rano nad wodą ,ta gra świateł przebijająca się przez korony drzew. Tu naprawdę było przyjemnie oprócz domków ,bo one były okropne i ten facet ,który przy śniadaniu zaczął mi opowiadać pierwszego dnia mojego pobytu o byłej żonie. Nie mają dzieci. Może i dobrze? Mógłby jeszcze im coś zrobić skoro nie umie zapamiętać ,że oprócz mnie jest tu tylko jeszcze jeden wczasowicz ,podglądacz. Boję się go. Chodzi z tą lornetką ,albo przechodzi niby przypadkiem i zdejmuje kapelusz kłaniając mi się ,a ja przecież nie jestem żadną królową brytyjską tylko zwykłą dziewczyną z Rysiowa.

Szłam właśnie po mostku ,gdy niechcący się pośliznęłam i wpadłam do wody. Zaczęłam w panice machać rękami ,nogami próbując utrzymać się na powierzchni wody. Niestety nikt mnie nie chciał ratować. Później chyba straciłam przytomność. 

                        ****

Nie wiem jakim trzeba być debilem by pomylić się sześć razy odnośnie gdzie znajduje osoba o którą pytam. Na koniec mężczyzna w koszulce polo w dodatku zaplamionym powiedział ,że nie może mi udzielić takiej informacji. Olałem go i sam ruszyłem ścieżką będąc bliżej słyszałem krzyk. To była Ula. Moja Ula. Ile sił w nogach pobiegłem w stronę mostu po czym wskoczyłem do wody i złapałem jej bezwładne ciało w pół i powoli położyłem na pomoście. Nie ruszała się więc szybko odchyliłem jej głowę. Przypomniałem sobie właśnie jak udzielać pierwszej pomocy. Robiłem dwa dechy na trzydzieści uciśnięć jak ,kiedyś mnie uczyli. Ula zaczęła kaszleć. przewróciłem ją na bok by nie zachłysnęła się wodą po czym  spojrzała na mnie wystraszona. 

- Ula nie bój się- powiedziałem spokojnie klęcząc na pomoście. - Nie podnoś się może trzeba wezwać pomoc- byłem wyraźnie przestraszony i zmartwiony. Ten moment ,gdy myślałem ,że nie żyje był okropny. Chyba nigdy o nikogo nie bałem się jak w tej chwili. - Co ty robiłaś w wodzie przecież ty nie umiesz pływać. 

- Poślizgnęłam się. Dziękuję. 

- Za co?- spytałem nieco zaskoczony. 

- Uratowałeś mi życie. 

- Nie czuję się bohaterem zbyt wiele mam na sumieniu. Skrzywdziłem cię i chyba nigdy sobie tego nie wybaczę ,bo ...

- Marek...

- Proszę wysłuchaj mnie. Zależy mi na tobie. 

- Nie utrudniaj...

- Ula dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać? Czytałaś chociaż mój list?- liczyłem w głębi duszy ,że odpowiedź będzie twierdząca. 

- Nie ,nie czytałam.

Pomogłem Uli wstać i mimo ,iż odrzucała moją pomoc postanowiłem odprowadzić ją pod sam domek. Po drodze powiedziałem jej o odwołanym ślubie i nazwałem się głupcem. Przysięgałem na moją matkę ,że się zmieniłem i nie jestem już tym samym człowiekiem ,którym byłem sprzed poznania jej. Chciała coś powiedzieć ,lecz ja mówiłem jak nakręcony. Nie wspomniałem tylko o firmie ,bo to tak kolorowo już nie wygląda. Nie mogę jej tego powiedzieć ponieważ pomyśli ,że znów udaję by pomogła mi wyjść z kryzysu finansowego ,a jest inaczej. Kocham ją i bardzo chcę by do mnie wróciła. Praca obchodzi mnie teraz najmniej. na posterunku jest tam mój ojciec ,a rękę na pulsie miał trzymać również Sebastian. Teraz muszę skupić się na Uli i spróbować wszystkiego by ją odzyskać. Nie wiem jak to zrobię ,ale coś będę musiał wymyślić. Będąc tutaj czuję jednak ,że nie wszystko stracone. Siadając przed  domkiem zacząłem wspominać wyjazd do SPA. 

          ****

Wyjrzałam przez okno i ujrzałam siedzącego Marka przy stole. Głowę miał spuszczoną. Wyglądał na załamanego ,lecz nie byłam gotowa zapomnieć jego kłamstw. Postanowiłam jednak ,że zejdę do niego tylko musiałam się przebrać ,bo myłam okno ,które było strasznie brudne. Chyba mam pajęczynę na głowie ,a nienawidzę pająków. Tych ohydnych owadów. Fuj.  W bluzkę i spodenkach zbiegłam po schodkach. Włosy związałam w kucyk. 

- Cześć- przywitałam przybysza i usiadłam przy stole. - O czym chciałeś rozmawiać?

- O nas

- Nie ma żadnych nas. 

- Ulka- zawołał ,gdy wstałam i ruszyłam w stronę domku. Nie miałam ochoty na rozmowę z Markiem o tej głupiej intrydze. Mimo że Marek zapewniał ,iż mu zależy. Nie wierzyłam mu ,bo jak po tym wszystkim? Chociaż po co by tu przyjeżdżał? Sam jego widok wywoływał za każdym razem  zbyt wiele wspomnień. Zarówno tych dobrych i złych. Byłam wewnętrznie rozdarta. Nie wiedziałam co robić. 

Półgodziny później do drzwi zapukał ten burak Piotr Sosnowski ,który o niczym nigdy nie miał pojęcia. Nie umiał polecić żadnego fajnego miejsca . Przyniósł mi smażoną rybę jak pierwszego dnia wspominałam ,że jestem na ryby uczulone i pytałam o posiłki. Co za debil. Byłam głodna i nie zła ,a wkurwiona. Sosnowski znów się pojawił tym razem z sałatką . Zjadłam odrobinę i czułam ,że się duszę. Nie mogłam oddychać. Drapało mnie ,łzy ciekły po policzkach po czym nie pamiętam co było dalej ,bo zrobiło mi się słabo. Gdy się obudziłam byłam przykryta kocem i leżałam na łóżku. Na stoliku stała szklanka z wodą i leżał kompres. Nie miałam okularów i widziałam zamazany obraz . Ktoś był ze mną w pomieszczeniu. Gdy podszedł bliżej wiedziałam ,że to Dobrzański. Kazał mi odpoczywać. Pocałował w czoło i wyszedł. Chciałam coś powiedzieć ,ale zaschło mi w ustach. 

W białej letniej sukience poszłam nad wodę i rozłożyłam koc na trawie. Słońce przyjemnie świeciło ,ptaki śpiewały ,a na niebie nie było ani jednej chmurki. Pełen relaks zakłócił mój pusty żołądek. Popatrzyłam na piękne widoki w oddali. Nagle padł jakiś cień. Spojrzałam do góry ,a nade mną stał Marek w białej koszuli z podwiniętymi rękawami i białych rybaczkach zupełnie boso. 

- Jadłaś śniadanie?

- Nie- odparłam zgodnie z prawdą.

- W takim razie zabieram cię na posiłek- odparł z uśmiechem. 



Nie mając innego wyjścia zgodziłam się ,bo byłam bardzo głodna. Nie rozumiałam tylko Marek tak się cieszył przecież to tylko posiłek. Pojechaliśmy tam samochodem po drodze nic mówiliśmy. Patrzyłam na rozmyty obraz za szybą. jechaliśmy dość szybko. 

               ****

Zgodziła się co mnie ucieszyło. Trzymałem dłonie na kierownicy ,ale od czasu do czasu spoglądałem na Ulę pogrążoną w myślach. Nie wiem czy jest szansa ,że mi wybaczy czy nie. Zgodziła się pojechać ze mną na śniadanie to już połowa sukcesu. Nie unika mnie. Nie wiem co będzie dalej. Nie do końca wiem na czym stoję. Chciałby z nią być ,ale czy ona chce tego samego? Jeszcze kręci się ten Piotr. Nie wiem w ogóle co to za gość i czego chce od Uli. Pojawił się znikąd i lepiej by trzymał się od Ulki z daleka ,bo będę musiał mu pokazać kto tu rządzi. 

- Marek daleko jeszcze?- zapytała odwracając głowę w moją stronę. 

- Nie ,jeszcze parę minut i będziemy na miejscu. 

- Dziękuję ,że uratowałeś mnie. Po raz kolejny.

- Uratowałem?- byłem zaskoczony. 

- Tak. Inaczej umarłabym z głodu. Piotr przyniósł mi smażoną rybę nie wiem czy sam złowił czy kto inny ,ale ja już wspominałam o swoim uczuleniu ,a później dostałam coś co znów było z rybą. 

- Nie mów mi o nim! Koniec tematu! - krzyknąłem nie panując nad emocjami. Uderzyłem w kierownice.

- Marek o co chodzi?- wystraszona Ula zrobiła wielkie oczy. 

- Prawie cię zabił podając ci sałatkę z sosem rybnym. Zawołałem Czarka i cię uratował.

- Kto to Czarek?

- Wczoraj przyjechało małżeństwo z ośmioletnim chłopcem. Ten dzieciak się topił i został ściągnięty Czarek. Ratownik medyczny. Zatrzymał się tu i będzie do końca sezonu. Poprosiłem go o pomoc. 

- Dziękuję.  Czyli ogólnie parę razy mnie już uratowałeś? Marek dlaczego to robisz?

- Dojechaliśmy na miejsce. 

- Marek dlaczego to robisz?- powtórzyła pytanie. 

- Bo cię kocham- wreszcie jej to powiedziałem. 

Staliśmy naprzeciwko siebie i patrzyłem w te jej piękne niebieskie oczy. Wiedziałem ,że ta piękna chwila szybko się skończy. Ula wciąż na mnie patrzyła.

Ula zamówiła smażone ćwiartki ziemniaków ,jajka smażone i surówkę ,a Marek zupę rybną i sałatkę z krewetkami. Najedzeni udali się na spacer. 

- Jak tu pięknie- zauważyłem wyraz rozmarzenia na twarzy Uli i cieszyłem się ,bo dawno nie widziałem jej tak szczęśliwej. 

- Może gdzieś usiądziemy?- zaproponowałem.

Usiedliśmy na kocu ,który przyniosłem z samochodu. Mieliśmy na sobie białe ubrania i nikt nie chciał się ubrudzić. Przynajmniej tak sądziłem. Podziwiałem piękne widoki płynących z oddali łódek i błękitnego horyzontu.


 Ula wystawiła twarz do słońca zdejmując okulary i przymykając oczy. Byłem pod jej wielkim urokiem. Przyjrzałem się jej twarzy i nosie usianego piegami. Wyglądała pięknie i dziewczęco.  

Wtedy zacząłem swoją opowieść o początkach naszej znajomości ,przyjaźni ,intrydze i miłości. Nie wiem ,kiedy zaczęło się uczucie ,ale wiem w którym momencie to zrozumiałem. Opowiedziałem jej spokojnie jak to wygląda z mojej perspektywy.  Ula mi nie przerywała. 

- Kocham cię i wierzę - odparła ku mojemu zaskoczeniu Ula. 

Poderwałem się na równe nogi i porwałem ją w objęcia nie potrafiąc ukryć swojej radości. Powoli zbliżyłem się do jej ust. Przywarła do mnie bardziej zezwalając na pocałunek. 



                       *****

Z perspektywy czasu nie żałuję ,że tak szybko wybaczyłam Markowi i dałam mu drugą szansę. Wróciłam do pracy w jego rodzinnej firmie. Jestem szczęśliwa. Mamy sześcioletnią córkę Madzie i dwuletniego Krzysia ,którym po moim powrocie do pracy zajmuje się Ala. Po urodzeniu córeczki miałam depresje porodową . Zaniedbałam swój wygląd , trochę przytyłam i nie miałam ochoty zajmować się dzieckiem ,ale pomogli przyjaciele. Violetta pomogła mi z wyglądem i zapisałam się z nią na zajęcia dla matek. Można było tam chodzić z maluchem. Viola była też świeżo upieczoną mamą małego Borysa. Marek wstawał do małej w nocy co odbiło się negatywnie na naszym małżeństwie ,bo chodził do pracy niewyspany ,lecz potem było lepiej. Pogodziliśmy się. Maciek obiecał przypilnować małą ,a my wyszliśmy razem na kolacje. Nasze małżeństwo pokonało kryzys ,mała lepiej spała ,a w dzień zajmowała się nią Ala i mój ojciec ,a ja wróciłam do pracy. Później przyszło na świat nasze drugie dziecko ,ale Madzia chodziła już do przedszkola. Marek wracał zmęczony ,ja czasami też ,lecz weekendy były dla całej rodziny. 

- Kto pierwszy do wody!

- Ja pierwsza, tatusiu pospiesz się!- krzyczała Madzia biegnąc w stronę wody. 



Marek biegł za nią  ,a ja pilnowałam Krzysia. Porwałam go na ręce i również skierowałam swe kroki w stronę wody. Wszyscy ochlapywali się ,krople pryskały w różną stronę. Mały piszczał. Mazury stały się miejscem ,które często odwiedzamy ,a Piotra Sosnowskiego nigdy więcej nie spotkałam. 



            ****

Jestem mężem wspaniałej kobiety , ojcem dwójki super dzieciaków. Jesteśmy szczęśliwi i cieszę się ,że osiem lat temu Ula mi wybaczyła. Dała drugą szansę. Tuż po powrocie wtedy z mazur zamieszkaliśmy razem ,a następnie w palmiarni bez publiczności poprosiłem ją o rękę ,a ona się zgodziła. Ślub odbył się w Rysiowie w jej parafii. To było skromne wesele bez mediów. Takie jakiego życzyła sobie Ula. Kocham ją i nie wyobrażam sobie życia bez niej. 

Podnoszę córkę i kręcę nią dookoła ,a ona się śmieje po czym gonię ją ,aż padam na trawę bez siły. Dziewczynka upada obok mnie. Ula bawi się z synkiem. obserwuję ją. jej uśmiech na twarzy. Chciałby ,żeby było tak zawsze.  

- Starość nie radość- mówię.

- Nie  jesteś ,aż taki stary - Ula kładzie się obok ,a mały kładzie się w poprzek nas z głową na moim brzuchu. Łaskoczę go ,a Krzyś śmieje się w głos. Jesteśmy wesołą ,kochającą się rodziną. 


                     KONiEC!         

wtorek, 20 października 2020

,, Miłość od pierwszego wejrzenia? 2/2

       Spojler-: Kończy się happy endem. ❤️❤️❤️



 Podświadomie kobieta czuła ,że w rodzinnym domu dzieje się coś niedobrego. Zadzwoniła wczoraj do siostry  ta niechętnie odebrała telefon w tle słysząc było płacz i przeraźliwy krzyk dziecka. Później usłyszała krzyk jakiegoś faceta. Nie umiała rozpoznać głosu. Bywały dni ,że Barbara w ogóle nie odbierała telefonu. 

- Baśka co tam się dzieje?

- Nic . Nie masz dzieci to nie wiesz ,że dzieci czasami płaczą i krzyczą?

- Ktoś u ciebie jest?

- Nie . Kto miałby niby być?

- Słyszałam głos jakiegoś faceta.

- Tylko mój chłopak. On lubi dzieci. Nie martw się- próbowała przekonać Ulę ,że ta niepotrzebnie wydzwania i chce ją kontrolować.- Świetnie sobie radzę i nie potrzebuje twojej udawanej troski.

- Baśka ,ale ja nic nie udaje- mówiła przekonująco ,ale na tamtą to nie działało. - Mam nadzieję ,że szybko skończysz z imprezami. Nie możesz się tak zachowywać. Czas dorosnąć. 

- Sama nie możesz się nimi zająć ,a jak ja cię wyręczam to jest źle?!- Baśka podniosła głos. - Spójrz na siebie. Jesteś zwykłym nieudacznikiem. Wstydzę się ,że mam taką siostrę.



Basia nie zważała na to ,że sprawiła tymi słowami przykrość Uli. Dla niej uczucia i rodzina nigdy nie były na pierwszym miejscu. 

Rozum nie zawsze idzie w parze z wiekiem- pomyślała ponuro Ula. 

Po skończonej rozmowie poczłapała do kuchni i otworzyła lodówkę zastając w niej resztki zeschniętego sera , musztardę  i jakiś  jogurt ,ale niestety nie nadający się już do spożycia. Zatrzasnęła drzwi lodówki i sięgnęła do szafki . Tam również nic nie znalazła. 

No fakt przedwczoraj zużyłam wszystko przygotowując kolacje dla przyjaciół. 

Westchnęła ciężko i pobiegła do sypialni ubrać się. Postanowiła udać się na targ gdzie jest duży wybór produktów. Dochodziła dziesiąta ,ale nigdzie się nie spieszyła ,bo była sobota. Po drodze kupiła sobie sałatkę z oliwkami i zjadła ją bardzo szybko ponieważ od kilku godzin nie miała niczego w ustach. Zadzwoniła siostra i poprosiła ją by przyjechała i przypilnowała rodzeństwo ,bo ona dzisiaj idzie gdzieś do znajomych. Ula zgodziła się i pojechała autobusem do Rysiowa. Postanowiła ,że jak znajdzie tylko pracę zda prawko i kupi tańsze auto. Zakupy musiała odłożyć na wieczór. Na targ poszła gdy zaczęło się już ściemniać. 

- Cześć- Przywitał się niespodziewanie ,aż upuściła cukinie. 

Schylił się i podał podał jej warzywo.

- Dziękuję ,a co tu robisz?

- Zakupy ,bo w mojej lodówce jest tylko odrobinę czerwonego wina. 

- Ale pijak z ciebie- żartowała ,ale szybko się zreflektowała.- Weganin?- spytała spoglądając na jego koszyk. 

- Nie ,ale jadając wciąż coś mięsnego chciałem spróbować coś nowego. Zdrowiej się odżywiać i takie tam. 

- Aha. Ja też nie jestem weganką.  A jak w firmie?

- Nerwowo.  Boję się ,że nie wyrobimy się z projektami , bo Pshemko nagle opuściła wena. 

- Może nie będzie tak źle. A asystentkę znalazłeś ?

- Właściwie to...nie- mówił wolno lekko pochylając się w jej kierunku.- A chciałabyś tam pracować?- spytał szeptem.

- Marek !- odsunęła się.- Nie dawaj powodu do plotek- spojrzała na tłum staruszek przyglądającym się im.- I nie jest to przypadek ,że tu kupujesz?

- Nie. Zauważyłem cię wcześniej i dlatego tu przyszedłem. Myślałem ,że mnie nie przejrzysz. 

Ula zrobiła zakupy i zapłaciła za nie. Było jej wstyd ponieważ brakowało jej kilku złotych. Na szczęście Marek przyszedł jej z pomocą mimo że nie chciała skorzystać z niej to nie miała wyboru. Szli obok siebie cały czas milcząc. Uli było głupio ,że ma problemy finansowe. 

- Podwiozę cię do domu- odezwał się pierwszy Dobrzański.- I nie chcę słyszeć słowa nie- uśmiechnąć się ,a w policzkach ukazały się te dwa słodkie dołeczki.  Ten jego uśmiech na chwilę przeniósł Ulę do krainy marzeń. Po czym wracając na ziemie zgodziła się chcąc ,chociaż jeszcze chwilę spędzić w jego towarzystwie. Ciągnęło ją do niego. Nieznana tajemnicza siła. Nie rozumiała samej siebie. Z jednej strony ją wkurzał ,a z drugiej dałaby się pokroić za jeden jego uśmiech ,spojrzenie ,tembr głosu. Zastanawiała się jak to by było gdyby była jego dziewczyną i chodziła z nim na te wszystkie bankiety, pokazy mody. 

- Ula ty mnie słuchasz?- spytał nie widząc żadnej reakcji z jej strony.- Pytałem cię czy jutro masz czas i umówisz się ze mną na kawę?

- Proponujesz mi randkę?- zerknęła w jego stronę ,zaskoczona. 

- Nie , na razie tylko kawę ,ale chcesz może to być randka.

- Na wyjście na kawę się zgadzam ,ale na randkę nie. 

Nie tak szybko panie casanowa Dobrzański 



Marek uśmiechnął się pod nosem ,a Ula ukradkiem go obserwowała. Zdziwiła się ,że tak cieszy się na zwykłą kawę z nią. Nie była przecież pięknością. Przeszła przemianę ,bo miała dość docinek ,że wygląda jak ofiara losu albo brzydula. Nie zwracała wcześniej na to uwagi ,ale w pewnym momencie jej samej zaczął taki wygląd przeszkadzać. Stanęła przed lustrem i przeraziła się swojego odbicia. Z lustra patrzyła na nią kobieta o smutnych dużych niebieskich oczach ukrytymi za szkłami ,popękane przesuszone wargi, nos usiany piegami,sińce pod oczami świadczące o zbyt małej ilości snu, niemodny sweterek ,który wyglądał jak materiał ze starego pluszu oraz niepasująca do niczego spódnica. Włosy też smętnie opadały na ramiona. Nie czekając dłużej poprosiła przyjaciółkę o pomoc i tak okulary zastąpiła soczewkami ,ale gdy miała gorzej z pieniędzmi nadal nosiła okulary tylko mniejsze. Zmieniła lekko styl ubierania . Dostała kilka rzeczy od przyjaciół. To oni jej pomagali. Włosy podcięła ,bo końcówki całkiem były zniszczone. Zdziwiła się tylko ,że Marek jej kompletnie nie poznał. 

- Ula myślę ,że powinnaś od poniedziałku zacząć pracę w mojej firmie- rzekł wysiadając z auta pod jej domem. Stała chwilę upewniając się ,że zaproponował jej pracę od poniedziałku. 

- Naprawdę?- zapytała by się upewnić. 

- Tak. 

- Aaa-rzuciła mu się na szyję i zaczęła całować go w oba policzki.- Ula , Ula- roześmiał się widząc jej reakcje. Poprawiła włosy wzięła od niego torbę z zakupami. Ruszył za nią. Odprowadził ją pod same drzwi.

- Nie wejdziesz?



- Nie- szepnął i musnął jej usta kompletnie zaskakując ją tym pocałunkiem. Odruchowo zarzuciła mu ręce na szyję ,a zakupy wypadły i rozsypały się. Całowali się zapominając o całym świecie. Gdy odsunęli się od siebie Ula dostrzegła żar pożądania w oczach Dobrzańskiego. Lekko speszona pozbierała szybko zakupy i uciekła do mieszkania zatrzaskując drzwi. Stała tak przy wyspie kuchennej zastanawiając się właśnie co wydarzyło się parę minut temu. Westchnęła cicho chcąc wyrzucić z głowy wciąż powracający obraz złącznych warg w miłosnym tańcu. Czuła dreszcz na samą myśl o jego ustach. Smakował kawą i miętą co wydawało się jej dziwnym połączeniem. Lecz znała gorsze gdyż jej były śmierdział chipsami bekonowymi i  alkoholem co zniechęcało ją do pocałunku.  Nie lubiła ,gdy w szkole mówili ,że ma nieświeży oddech ,a koleżanka z ławki częstowała ją gumą miętową. Jednak o pocałunku nie potrafiła przestać myśleć i tym jego spojrzeniu.  

                                       ***

W Poniedziałek poznawała siedzibę firmy. Udała się na piąte piętro w czasie przerwy bo zapomniała telefonu ,ale niestety przyszła w złym momencie ponieważ Marek ostro kłócił się z Sebastianem. Wiedziała ,że nie powinna ,ale drzwi gabinetu prezesa były uchylone więc postanowiła posłuchać ich rozmowę ,a w zasadzie kłótnie. Na szczęście nikogo tam nie było ,bo była przerwa na lunch. Marek krzyczał na blondyna ,a ten długo milczał po czym słychać było jak coś upada. Zaniepokojona pobiegła tam. Sebastian leżał na podłodze i próbował wstać. 

- Marek wytłumacz mi co tu?

- A ty nie jesteś na lunchu ?- zmienił automatycznie temat.

- Jak widać nie. Za to tu nie wiem co się dzieję i dlaczego się tak drzesz. 

- Seba znów przyszedł pijany. Ja nie wiem z jakimi ja ludźmi muszę tu pracować- Dobrzański chodził nerwowo po gabinecie ,lecz  już nie krzyczał. Usiadł na kanapie przeczesując nerwowo włosy. Sebastian w tym czasie podniósł się z podłogi i wolnym krokiem wyszedł z gabinetu. Ula zauważyła krew na jego marynarce. 

- Nie uderzyłem go- powiedział zauważając przenikliwy wzrok Uli ,gdy usiadła obok niego na kanapie. - Musiał się potknąć o coś i zahaczyć. Chciał mnie uderzyć odsunąłem się i upadł. 

- Dobrze nie wracajmy do tego ,ale ten krzyk mnie trochę wystraszył. 

- Rozumiem- odparł cicho.- To co idziemy coś zjeść?

- Okej ,a złość na pewno ci już przeszła?- spytała z obawą. 

- Przeszła - powiedział z lekkim uśmiechem. 

Oparła dłonie na ramionach i spojrzała na Marka tym swoim przenikliwym wzrokiem.

- Na co masz ochotę. Sushi?

- Nie mogę. jestem uczulona na ryby. 

- Serio?

- Tak. Na wszystkie rodzaje ryby i jeszcze na pszczoły. Nie chcę dostać wstrząsu anafilaktycznego. 

- Ja też bym nie chciał by coś ci się stało- w jego głosie było słychać nutkę troski. 

- Pierogi. Może wybierzemy się na pierogi. Ostatnio niedaleko zauważyłam tu bar mleczny. Na pewno mają coś ciekawego. 

- Okej- przystał na jej propozycje. 

- W takim razie chodźmy ,bo potem trzeba wracać do pracy. 

- Racja. Tylko nie wiem jak przemówić Sebie do rozumu. Zakochał się w mężatce ,a do pracy przychodzi pijany. 

- Nie wiem ,ale krzykiem nic nie załatwisz. ja pokłóciłam się z siostrą Baśką. Czuję ,że tam się źle dzieje. Moja siostra nie jest odpowiedzialna. 

- Może powinnaś tam pojechać i zobaczyć co się tam dzieje?

- Basia nie lubi niezapowiedzianych wizyt- posmutniała. - Ja naprawdę boję się o Jasia i Beatkę to jeszcze małe dzieci.

- A jeśli chodzi o ten pocałunek.

- Nie mówmy o tym- ucięła temat Ula.

- Tylko ,że ja nie potrafię dłużej tego ukrywać...- rozmowę przerwała kelnerka podchodząca do ich stolika. 

Oboje zgodnie stwierdzili ,że pierogi z serem to najlepszy wybór. W lokalu nie było zbyt wielu ludzi. Na stoliku stał niewielki wazonik z czerwonym goździkiem. 

Od kilku tygodni pracowali razem w firmie ,a po pracy umawiali się na randki. Ula czuła ,że unosi się parę metrów nad ziemią. Wreszcie czuła się szczęśliwa. Zakochała się bez pamięci i była pewna ,że on czuje to samo chociaż jej jeszcze tego nie wyznał. Szczęście mącił tylko fakt ,że jej rodzeństwo mogło z jej siostrą nie mieć za dobrze. Była tam kilka razy ,ale Basia zapewniała ją ,że wszystko jest w porządku i zatrzaskiwała jej drzwi przed nosem. Strasznie tęskniła za Betti i jasiem ,a nie mogła się z nimi widywać. Gdy ostatni raz tam była widziała na twarzy Basi siniaka ukrytego lekko pod makijażem. Baśka broniła za każdym razem swojego chłopaka i nie dała złego słowa na jego temat powiedzieć. 

                *****



Jakiś facet podszedł do nich z koszem bukiecików. Marek kupił dla Uli bukiecik niezapominajek. Podziękowała zanurzając nos w błękitnych delikatnych płatkach. Parą byli od prawie roku. Ula od dwóch miesięcy mieszkała u Marka. Dwa tygodnie namawiał ją na przeprowadzkę ,aż w końcu się zgodziła. Nie była pewna czy to nie za szybko ,ale pokochała Marka i chciała być blisko niego. Wcześniej nie była jeszcze na to gotowa.  Zawirował nagle telefon. Ula zbladła. 

- Co się stało?

- Pożar- wykrztusiła.- Ja muszę jechać  do szpitala- mówiła ledwo łapiąc oddech po czym wybuchła płaczem. Marek objął ją ramionami i tulił mocno do siebie. Nie zważał na to czy ktoś się im przygląda czy nie. Po czym odsunął Ulę na szerokość ramienia i spojrzał w jej zapłakane oczy. 

- Kochanie  będzie dobrze- mówił cicho.- Ureguluję tylko rachunek i możemy jechać. 

Ula wbiegła do szpitala i od razu zaczepiła jakiegoś lekarza. Ten wyjaśnił jej ,że wszyscy przeżyli  ,ale muszą zostać na obserwacji. Basia miała mocniejsze obrażenia ponieważ jej dłonie całe były poparzone teraz zabandażowane. Ula usiadła przy jej łóżku. 

- Baśka coś ty zrobiła. Ja wiem ,że ty mnie nie znosisz ,ale jesteś moją siostrą i zawsze będę się o ciebie martwić. Mam nadzieję ,że z tego wyjdziesz...ba na pewno wyjdziesz w końcu jesteś silną babką- Marek przysłuchujący się temu uśmiechnął się lekko. 

Ula zajrzała do Beatki ,a ta od razu ucieszyła się widząc Ulę. Nagle wzrok zawiesiła na Marku.

- Ten pan to kto?

- Marek mój chłopak- wyjaśniła.

- Cześć jestem Marek ,a ty jesteś Betti ,tak?- Mała pisnęła gdy wyciągnął rękę i schowała się pod kołdrę i zaczęła płakać ,a Ula nie była jej w stanie uspokoić. Zaś jasiek patrzył na Marka przerażony i kazał mu wyjść. Ula nic nie rozumiała ,bo Basia po obudzeniu się nie powiedziała o co chodzi. Beatka unika kontaktu wzrokowego i była bardzo wystraszona. Gdy trafiła do szpitala nie miała żadnych śladów na ciele świadczących o tym ,że ktoś znęcał się nad nią fizycznie. 

Ula czuła się w potrzasku nie wiedziała czy być z Markiem ,czy ze względu na rodzeństwo rozstać się z nim ,bo bardzo źle reagują na jego obecność. Przekonana ,że robi dobrze umówiła się z Markiem w szpitalnej stołówce.

- Marek muszę coś powiedzieć tylko nie wiem jak...Bo widzisz boję się twojej reakcji- wreszcie uniosła wzrok. 

- Jesteś w ciąży? 

- Nie- zaprzeczyła.- Chcę się rozstać. Musimy się rozstać. 

- Dlaczego? Nie rozumiem? Nie kochasz mnie myślałem ,że...

- Kocham cię ,ale...

- Jeśli mnie kochasz to nie ma żadnego ,,ale''- chwycił jej dłonie patrząc w oczy.- Naprawdę nie wiem co się dzieję. Zrobiłem coś nie tak? Ulka ja cie kocham. Rozumiesz kocham.

Jesteś głupcem Dobrzański myślałeś ,że jej się oświadczysz i będziecie planować ślub- przeszło mu przez myśl.

- Beatka i Jasiek źle reagują i...

- Myślisz ,że po prostu mnie się boją? Nie akceptują? One coś przeszły. Nie widziałaś ,że na lekarzy też źle reagują? Nawet powiedział ci lekarz byś udała się z Jasiek do dziecięcego psychologa. Ula ja nie chcę się rozstawać i to z takiego powodu.

Po jego słowach podeszła do niego i go pocałowała. Cieszyła się ,że jednak będzie ją wspierał w tym by jej rodzeństwo odzyskało równowagę psychiczną. Beatka była dość nieufna. Po wyjściu ze szpitala Baśka wyremontowała dom w Rysiowie za pieniądze z odszkodowania. Spłonęła tylko kuchnia i uległ zniszczeniu korytarz ,a pozostałą część wystarczyło tylko lekko odświeżyć. Ula zapisała dzieciaki na terapie ,która przynosiła efekty ,a Marek nawiązał z nimi dobry kontakt. 

                                 *****



Od pożaru minęły trzy lata. Beatka i Jasiek mieszkali wraz z Ulą i Markiem tworzyli teraz rodzinę mieszkając w jednym domu. Baśka zerwała z poprzednim partnerem ,który ją bił i poznała nowego ,który poprosił ją o rękę. 

- Marek ,a pójdziemy jutro z Ulcią na festyn?- spytała Beatka wskakując mu na kolana. 

- Nie jesteś trochę już za duża by tak siedzieć?

- Nie. Jeszcze jestem mała. Mam dopiero siedem lat- odparła.

- Tak. Pójdziemy jutro na festyn będzie dużo cukrowej waty ,baloniki , zabawy i różne zawody. 

- A będę mogła wsiąść udział?

- Oczywiście jeśli będziesz miała tylko ochotę ,a kupisz mi maskotkę?

- Tak. 

Wtuliła się w niego.- Dziękuję- ucieszyła się.- Marzyłam o takiej małpce.

- Dlaczego?

- Bo będzie mi przypominać jak byliśmy ostatnio w Zoo. 

- No ok. Kupię ci małpkę ,a Jaśkowi ?

- Nie wiem ,ale on lubi tylko te swoje durne gry i komiksy. A Ulce też coś kupisz?


- Tak. Może znajdzie się też coś dla Hani?

- A będę mogła wybrać dla niej zabawkę?

- No może...- droczył się z nią.- Pewnie ,że tak. 

Beatka zeskoczyła z jego kolan.

Uklękła na krześle sięgając po naleśnik ,bo talerz z nimi stał po drugiej stronie stołu ,a Marek wyjmował z szafki cukier puder. 

Wzięła naleśnika i zaczęła go skubać palcami. 

- Czekaj dam ci talerzyk. 

- Nie .bo tak lepiej smakuję- odparło dziecko.- Jasiek gra w te głupie gry wideo. 

- To on już wstał?

- Umh- mruknęła Beatka podchodząc do lodówki i wyciągając koszyczek malin. Marek wyjął talerze i nałożył dziewczynce naleśniki przyozdabiając je malinami i cukrem pudrem. Do kuchni wbiegł Jasiek i też nałożył sobie od razu naleśniki.W krzesełku siedziała ośmiomiesięczna Hania zanurzając paluszki w kaszce. Wszyscy mówili ,że jest słodka z tymi dołeczkami w policzkach po Marku i niebieskimi oczami po Uli. Była mieszanką ich obojga z ciemnymi włosami. Marek przykląkł przy krzesełku i wytarł jej rączki po czym musnął ją w czółku i dał gryzak. Ula weszła w błękitnym szlafroku i podeszła do męża. Dzieci zakryły oczy ,gdy ci się pocałowali.

- Siadaj kochanie ,bo naleśniki stygną - oznajmił. 

Posłusznie zajęła miejsce przy stole na swoją rodzinkę. Czasami brakowało im czasu dla siebie ,ale Jasiek i Beata jechali nieraz do Basi ,a Hanią zajmowała się jej najlepsza przyjaciółka Kasia ,która nadal nie doczekała się z Rafałem potomstwa ,a tak lubiła dzieci więc chętnie zajmowała się małą Dobrzańską. Miewali wzloty i upadki ,ale ich miłość była w stanie wszystko przetrwać.    


                                KONIEC!

poniedziałek, 5 października 2020

,,Sekret morza'' 12 Ostatni

,, Sekret morza''

12



 - Żałuję ,że nie mogę chodzić- rzekła po kilkuminutowej ciszy , Ula. - Nie rozumiem jak mogłeś tak postąpić. Zgłupiałeś do reszty? 

- To ty przejrzyj na oczy!- podniósł na nią głos.- Ty wciąż go kochasz mimo zła ,które wyrządził. Nie szanował cię ani nikogo. Nawet dla córki nie ma serca ,a ty go bronisz?- na jego twarzy malowało się niedowierzanie pomieszanie z irytacją. - Jak możesz go kochać?- zapytał z wyrzutem. 

- Emocje mnie poniosły ,ale nie chciałam ,żebyś robił mu krzywdę. Nie jesteś przecież bandytą. mam wrażenie ,że w ogóle cię nie znam. 

- Znasz mnie i to bardzo dobrze- odpowiedział jej. - Tylko trochę się zmieniłem jakbyś nie zauważyła. Może nie dostrzegać tej przemiany. 

- Możecie się drzeć w nocy?- z sypialni wyszła Magda owijając się szczelnie szlafrokiem.- O co znowu się kłócicie czy nigdy nie może być zgody w tym domu? Ula czemu nie śpisz.

- Jan pobił Marka i zrzucił go ze schodów ,a ja nic nie mogłam zrobić- w tym momencie głos zaczął jej drżeć. 

- Gdybyś mogła chodzić pewnie pobiegłabyś za nim. 

- Po co ?- mruknęła cicho.

- Nie wiem ,bo jesteś mu gotowa wszystko wybaczyć.

- Nie mi wyrządził największą krzywdę. Co prawda nie chodzę ,ale skoczyłam sama.

- Gadanie. 

- A mam ocenić ciebie? Za co go niby pobiłeś?

-  Należało się mu. Nie rozumiał polskiej mowy ,że ma stąd wyjść. W ogóle jaki on tupet. 

- Przemoc nie jest dobrym rozwiązaniem. Wystarczy ,że ja potraktowałam go za ostro. 

- Ty masz wyrzuty sumienia?

Magda w ciszy przysłuchiwała się rozmowie rodzeństwa po czym poszła wziąć sobie coś do picia. Nie chciała się mieszać w ich sprawy. Zgodziła się ,żeby Ula na jakiś czas zamieszkała z nimi. Wierzyła ,że nie będzie trwało to wiecznie. Przeszkadzały jej natomiast ich sprzeczki i kłótnie nieustannie dotyczące Dobrzańskiego. 

- Lepiej pójdę już spać ,bo wygadujesz bzdury- rzekła Ula i wycofała się wózkiem z pokoju. 

Powoli przebrała się w piżamę i położyła do łóżka. Na kąpiel nie miała już dzisiaj siły. Myśli jej znów krążyły wokół Marka. Nie wiedziała czy ,kiedyś mu zaufa. Tym bardziej nie sądziła ,iż przyjdzie moment ,w którym wybaczy. Za bardzo ją zranił ,a jej serce wciąż krwawiło. 

                             *****

Helena wstrząśnięta nocnym telefonem ze szpitala natychmiast obudziła Krzysztofa. Ten nie miał pojęcia o co jej chodzi. Wspomniała mu o telefonie ze szpitala. Niedawno dopiero z niego wróciła ,bo dziewczynkę zatrzymali na obserwacji. Powoli wracała już do zdrowia.  Helena wcześniej musiała ją przekonywać ,że tata ją kocha. 

- Daria dlaczego jesteś smutna?

- Bo mama nie żyje. Nawet nie wiem jaka była.

- To cię tak bardzo martwi ,że nie możesz zasnąć?

- Nie- pokręciła głową podciągając kołdrę pod brodę. 

Helena siedziała na brzegu łóżka i pogłaskała dziewczynkę po głowie.

- Tata mnie nie kocha.

- Stąd takie przypuszczenie?

- Nie przytula mnie ,nie czyta bajek tak jak robisz to ty. Nie wie nawet co mogę jeść. Nie zna mnie- powiedziała ze smutkiem. 

- Tata na pewno cię kocha tylko nie oswoił się z myślą ,że ma córkę. Daj mu czas. 

- Nawet pani Ula jest inna. Uśmiechała się do mnie. Przeszliśmy na ty ,a tata taki nie jest. 

Helena słuchała tego wszystkiego ze smutkiem. Marek nie potrafił zająć się córką ,a ojcostwo go przerosło mi ,że Daria była już sporą dziewczynką. Podejrzewała ,że jej syn nie zdecyduje się nigdy świadomie na dziecko. 

- Gdzie jest tata?

- Nie wiem ,kochanie- rzekła ciepło seniorka Dobrzańska.- Śpij już musisz nabrać sił by móc stąd wyjść. Przyjdę do ciebie jutro- pocałowała ją w czoło.- Pojadę tylko się przespać i rano jestem. Dobranoc.

- Dobranoc ,babciu. 

                                    ****

Dobrzański trafił do szpitala w stanie krytycznym. Samochód ,który jechał ,który wjechał w niego spowodował, że samochód dachował i Marek został w nim uwięziony. Świadkowie zdarzenia byli święcie przekonani ,że kierowca zginął na miejscu. Przyjechała policja i technicy zabezpieczając teren. Przyjechała też straż ,bo musieli rozciąć blachę samochodu by wydostać z niego Marka. Ratownicy zjawili się na samym końcu. Ułożyli mężczyznę na noszach i natychmiast podłączyli go pod tlen. W karetce jego serce się zatrzymało. Defibrylator jednak przywrócił go do żywych. Jego stan z minuty na minutę coraz bardziej ulegał pogorszeniu. W szpitalu nadal nie odzyskał przytomności. Helena dotarła do szpitala i usłyszała ,że nie może tam wejść. 

- Marek Dobrzański to mój syn. Proszę mi pozwolić tam wejść. 

- Przykro mi ,ale nie mogę wpuścić pani do sali. Stan pana Dobrzańskiego jest krytyczny. Przebudził się tylko raz i mówił niewyraźnie jakieś imię. 

- Nic więcej?

- Nie. Wprowadziliśmy go w stan śpiączki farmakologicznej po zatamowaniu krwotoku. Niestety w wyniku wypadku Marek doznał wielu urazów wewnętrznych w tym pęknięta śledziona. 

Helena słysząc w jakim stanie znajduje się jej syn. Usiadła na krześle czując ,że robi się jej słabo. Nie słuchała już dalej. Ukryła twarz w dłoniach i zastanawiała się jak powie o tym swojej małej wnuczce. Daria tak naprawdę nie zdążyła poznać ojca. Matki też nie bardzo. 



               ***

Ula o wypadku dowiedziała się następnego dnia ,gdy Magda poszła rano do pracy i zauważyła ,że nie ma szefa. Do firmy wpadł na chwilę Krzysztof i to od niego dowiedziała się ,że Marek jest w stanie krytycznym. Natychmiast postanowiła zadzwonić do Uli i pojechać z nią do szpitala. Dzisiaj na moment wpuścili Helenę ,która widząc go w takim stanie rozpłakała się. 

- Synku wróć proszę do nas. Córka cię potrzebuje. Wszyscy cię tu potrzebują. Jeszcze nie jest za późno by zmienić swoje życie . Naprawić błędy i zacząć od początku. 

Marek nijak nie zareagował ,a jego usta zaczęły sinieć. Na pościeli pojawiła się krew ,ale zapłakana Helena niestety tego nie zauważyła. Ona prowadziła monolog gdzieś na podłogę. Bała się na niego spojrzeć. Wyglądał strasznie. Zmizerniały z sińcami po oczami. Przypominał trochę jakby wstał z grobu. Helena musiała się przejść. Nie mogła znieść tej ciszy ,gdy on nie odpowiada na jej słowa. Słychać było tylko maszyny. To one za niego oddychały. 

Do szpitala dotarła Ula. Magda pomogła jej przesiąść się na wózek. Wysiadając z windy od razu zapytała o Marka i powiedziała bez zająknięcia ,że jest jego narzeczoną. Ubłagała lekarkę by do niego wejść. ta najpierw zaprosiła ją do gabinetu i przestawiła jej jak wygląda sytuacja. Nie mogła uwierzyć ,że dają mu takie małe szanse na przeżycie. Wspomniała w szpitalu ,żeby mówili jej wprost o stanie pacjenta ponieważ pamięta jeszcze coś ze studiów medycznych. Podjechała do jego wózka i zamarła. Widok był okropny. 



- Marek ,boże...Marek- wykrztusiła. - Ja nie chciałam ,żeby to tak się...potoczyło. Naprawdę cię przepraszam. Marek ja nie wiem...co ty chciałeś mi powiedzieć...i nie wiem czy się dowiem. mam nadzieję ,że kiedyś się dowiem. Nie zapomnę co zrobiłeś ,ale nie wiem czy przestanę cię kiedyś kochać- zagryzła wargi.- Marek daj mi znak ,że słyszysz.

- Dlaczego on ma brudne usta?

Pielęgniarka zdziwiona zmieniając kroplówkę spojrzała na nią po czym wzruszyła ramionami. Po chwili Marek zaczął kasłać krwią po czym na monitorze ukazała się ciągła zielona linia.

- Nie- wyrwało się Uli. - Ratujcie go. Marek ja...- głos uwiązł jej w gardle. Przez łzy nic nie widziała. Gdy trochę się uspokoiła podjechała do innej sali. Tam zastała dziewczynkę ,która zrobiła wielkie oczy po czym w jednej chwili zrozumiała co się stało. 

Marka niestety nie odratowano. Reanimacja trwała dość długo ,ale okazała się nieskuteczna. Dobrzański zmarł rano dzień po wypadku. Ula czuła się jakby żyła w koszmarze. Nie docierało do niej co właśnie się stało. Nie przyjmowała tego do wiadomości ,że Marek ,którego nie chciała wysłuchać właśnie zmarł. Nie zapomni nigdy tego widoku. Przeszły ją lodowate dreszcze. Czuła ,że brakuje jej tchu mimo że siedzi na wózku. Nie szła ,nie biegła. Postanowiła jeśli Helena się zgodzi od czasu do czasu odwiedzać jego córkę. Nie zdążyła mieć z nim dzieci ,wsiąść ślubu. Kolejny raz przekonała się ,że życie to nie bajka i bywa okrutne. 



- Marek co ty chciałeś mi powiedzieć- zastanawiała się  na głos. Szpital opuszczała z bólem serca i wyrzutami sumienia. Znajdowała się w totalnej rozsypce. Nie wierzyła w to co się właśnie wydarzyło.

- Magda - zawołała.

- O tu jesteś. Wszędzie cię szukam i co z Markiem? Widziałaś się z nim? Wpuścili cię?- mówiła jak nakręcona. 

- On nie żyje.

- Co?- ta nagle przystanęła patrząc przenikliwie na Ulę upewniając się czy dobrze usłyszała ,ale zauważyła ślady łez na jej policzkach. 

- Zmarł- zrobiła pauzę.- Przed chwilą. 

- Serio?

- Tak. Nie żartowałabym w tak poważnej sprawie. 

Magda nie wiedziała jak ją pocieszyć. Chwyciła za wózek i poprowadziła ją do wyjścia. Nie chciała przebywać dłużej w tym szpitalu.  

Pogrzeb odbył się parę dni od wypadku. Na pogrzeb przyszło kilku pracowników z firmy. Rodzice Marka wraz z wnuczką ,która czuła się już dobrze i wyszła ze szpitala. Żegnała go również Ula wraz z Magdą i Janem. Na jej kolanach które okrywał czarny koc leżała wiązanka ,którą planowała położyć na jego grobie. Nie potrafiła powstrzymać płaczu. Uważała ,że gdyby Jan go nie pobił może by nie zdarzył się ten wypadek i Marek by żył? Brat jej zachował się nieodpowiednio ,ale Dobrzański nie zdążył zgłosić  pobicia. 





                            ****



Od śmierci Marka minęły już trzy lata. Helena nadal prawie codziennie przychodziła z wnuczką na jego grób i kładła świeże kwiaty. Zawsze spotykała tam Ulę ,która coraz lepiej radziła sobie z kulami. Gdy straciła osobę ,którą kochała nie poddawała się postanowiła ,że będzie chodzić. Żmudna i długa rehabilitacja sprawiła ,że stopniowo zaczęła czuć mrowienie w nogach ,później zaczęło wracać czucie. Z każdym dniem było coraz lepiej. Ula podbudowana tym ,że są jakieś postępy ćwiczyła dalej. Nastąpił przełomowy dzień. Przeszła pierwsze parę kroków. Po raz pierwszy od śmierci Marka na jej twarzy zagościł uśmiech ,a była to dwa i pół roku po tym jak jego serce przestało bić. Z trenerem personalnym dobrze się dogadywała. Karolina ,którą poznała na ćwiczeniach zapoznała ją z młodym miłym człowiekiem. Ula niechętnie zgodziła się spotkać z Witkiem był kulturalny i wykształcony. 

Janek wspomniał o siostrze w firmie Febo& Dobrzański gdzie szukali akurat kogoś w księgowości. Tak się złożyło ,że Ula dotąd tłumaczyła tylko szwedzkie książki dla dzieci i pracowała z domu. Zdalna praca sprawiała Uli przyjemność. Wracała jednak wciąż wspomnieniami do tego co działo się na wyspie. Aleks siedział nadal w więzieniu. Ona tęskniła za Markiem i nie potrafiła ułożyć sobie życia z kimś nowym. Dla niej było to jednak za wcześnie. Witek okazał się świetnym przyjacielem ,ale obecnie nie była z nikim związana. Daria pytała czasem o tatę ,ale czasami żałowała ,że nie poznała go tak naprawdę. 

                            ****

Przez śnieg przebijały się fioletowe krokusy  , przyszły cieplejsze dni śnieg stopniał ,a kwiaty przekwitły ,wiosna odeszła przyszło gorące lato. Dni mijały na drzewach pojawiły się pierwsze złote liście ,później opadły ,nadeszła znowu zima. Zmieniały się dni ,miesiące. Mijały lata i tak od śmierci Marka Dobrzańskiego minęło już ponad dziesięć lat. Tego dnia Ula przyszła z malutkim dzieckiem w wózku. Witek nie był już przyjacielem ,a mężem ,lecz wciąż nie zapomniała Marka. Przychodziła co tydzień kładła kwiaty i zapalała znicze. Czasami spotkała na cmentarzu Helenę ,bo Krzysztof już nie żył. Pojawiała się też Daria ,ale rzadko. 

Ula zapaliła znicza ,lecz nagle poczuła czyjąś obecność za sobą. 

- Nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu - szepnęła spoglądając na napis Śp. Marek Dobrzański ,datę urodzenia i śmierci po czym jej wzrok padł na napis. ,,Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą''. Pod jej powiekami zaczęły gromadzić się znów łzy. Otarła je rękawem cienkiej kurtki. Dziecko w wózku zaczęło również płakać. 

- Cześć - odezwała się Daria. - Ty nadal tu?

- Tak. 

- Przecież minęło tyle lat- powiedziała kobieta. - Szkoda tylko ,że nie może poznać mojego chłopaka. Dlaczego wybrałaś mu takie imię?

- Skąd wiesz jak się nazywa?

- Babcia wspomniała. 

- No tak mówiłam jej gdy ostatnio ją tu spotkałam. 

- Brakuje ci go?- spytała nagle Daria ,a Ula wzięła małego na ręce. Mareczek był dzisiaj jakiś nieswój i domyślała się ,że szykuje się nieprzespana noc ,bo mały ząbkował. 

- Kogo? Marka? To było dawno temu. Ty jesteś już dorosła i masz swoje życie szkoda tylko ,że cię nie wychowywał. U mnie też sporo się zmieniło. Mam synka i męża. Zdarza mi się zastanawiać jakby to było ,gdyby Marek przeżył ten wypadek ,ale myślę ,że nie byłabym na tym etapie co teraz. Przede wszystkim nie miałabym dziecka ,bo on by się na nie nie zdecydował ,a być może gdybym zaszła w ciążę zostawiłby mnie? Tego nie wiem. 

- Myślę ,że gdyby Bóg dał mu szansę i przeżyłby to starałby się nie popełniać tych samych błędów i by walczył o ciebie. On cię kochał. 

- Może i tak. 

- Wyszedł ,gdy leżałam w szpitalu. Powiedział ,że musi załatwić coś bardzo ważnego ,wyjaśnić i ,że mam na niego czekać. Powiedział niedługo wrócę ,a to był ostatni raz gdy go widziałam. Nie powiedziałam mu wtedy nic miłego.

- Byłaś małym dzieckiem.

- Uważałam ,że mnie nie kocha ,ale myślę po latach ,że było inaczej. On po prostu do niektórych rzeczy nie dorósł i był tchórzem. Szkoda ,że nie mam zbytnio zdjęć z nim ani wspomnień.

- Ja staram się skupić na teraźniejszości. Wiem ,że on już nie wróci. Nie stanie w moich drzwiach i to jest tak dobijające. To miejsce zawsze mnie rozwala emocjonalnie. Za każdym razem ,gdy tu przychodzę to płaczę. 

- Chyba wciąż go kochamy skoro tu przychodzimy. 

- Chyba właśnie tak jest. I wtedy niepotrzebnie mu powiedziałam ,że chciałabym ,żeby umarł. Nieprawda ,bo nie chciałam. Nie cofnę tych słów.

- Czasu też niestety nie cofniesz- Daria przytuliła ją na chwilę po czym Ula chwyciła za rączkę dziecięcego wózka i skierowała się ku wyjściu z cmentarza.


 Dziękuję ,że czytaliście, śledziliście tą historię i komentowaliście. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. 

niedziela, 4 października 2020

,, Sekret morza''11


,, Sekret morza’’
11

Po dojechaniu na miejsce wyjął wózek z samochodu i postawił niedaleko drzwi ,ale tak by Ula nie zahaczyła o niego ,gdy je otwierała. Pomógł jej usiąść na wózku. Przez kilka sekund patrzyli na siebie w milczenie ,a ich twarze znajdywały się niebezpiecznie blisko. Dopiero głos córki wyrwał Marka z zamyślenia.
- Poradzę sobie nie musicie mnie odprowadzać – rzekła Ula do stojącego z dzieckiem ,mężczyzny.
- Załóż czapkę- zwrócił dziewczynce uwagę. - Jest zimno nie można chodzić jeszcze bez nakrycia głowy zwłaszcza ,że zaczyna padać śnieg.
Ula podjechała wózkiem do środka gdzie wszystko było przystosowane do ludzi poruszających się na wózku inwalidzkim. Cieszyła się ,że jest podjazd ,bo inaczej znów musiałaby kogoś prosić o pomoc. Mimo wszystko marek wszedł do środka trzymając córkę za rękę. Stanął przy wielkiej szybie gdzie Ula ćwiczyła. Najpierw mała rozgrzewka ,rozciąganie ,a na koniec trzymając się rękami dwóch drążków ,które były po jednej i drugiej stronie. Nogi jej były jeszcze bardzo słabe ,ale mimo kropelek potu próbowała zrobić ,chociaż jeden krok. To nie były już jej pierwsze ćwiczenia ,ale pierwsze w tym miejscu.
- Nie dam rady.
- Dasz , nie poddawaj się. Jeszcze trochę ,a później wrócimy do sztangielek.
- Tylko nie sztangielki. Zawsze się boję ,że mnie przygniotą.
- Bez obaw.
- Przepraszam bardzo ile czasu jeszcze będą trwały te ćwiczenia?
- A pan to kto?
- Marek Dobrzański ,a to moja córka Daria.
- Damian Sołecki fizjoterapeuta – podał mu dłoń.- Ula to pana dziewczyna?
- Tak- odrzekł Marek.
Ula spojrzała na niego zaskoczona. Leżała teraz na macie. Nie chciała by Dobrzański ją w takiej pozycji widział. To co było między nimi było dawno ,ale wspomnienia wciąż do Uli powracały. Niestety nie miała na to wpływu. Nieustannie wracające wspomnienia nie dawały jej spokoju. Zwłaszcza ,że Dobrzański znów pojawił się w jej życiu i to w dodatku z małą dziewczynką ,którą od razu polubiła i z tymi swoimi dołeczkami takimi jak ma Marek uważała ją za słodkie dziecko. Może ,kiedyś chciała by mieć taką słodką córeczkę z Markiem .lecz nie teraz. Za dużo się wydarzyło i wciąż nieustannie wracały wspomnienia jak ją potraktował.
Czuła ,że zbierają się jej łzy pod powiekami. Zbyt wiele bolesnych wspomnień.
Kiedyś,zapomnę.
Przyglądając się małej pod jej powiekami zebrały się łzy.
- Niech pani nie płaczę- rzekło dziecko podchodząc do Uli.
- Mam małą do ciebie prośbę.
- Jaką?
- Będziesz mi mówić po imieniu czyli po prostu Ula.

- Dobrze- mała uśmiechnęła się do niej ,a ta pomyślała ,że ona tym uśmiechem kupić wszystko i wszystkich.
Ula postanowiła się nie poddawać.

Marek z córką pojechali coś zjeść ,a Ula została w sali ćwiczeń. Akurat teraz młody mężczyzna pokazywał jej jak w domu może ćwiczyć dolne partie ciała. Trochę nie podobało jej się ,że ją lustrował z góry na dół. Chciała wzmocnić mięśnie rąk ,wyrobić sobie tricepsy.
- Ja nadal nie czuję nóg- stwierdziła ze smutkiem.
- Spokojnie to dopiero pierwsze ćwiczenia.
- Chciałabym przychodzić na zajęcia częściej. Chcę szybko wrócić do dawnej sprawności.
- Rozumiem- odparł mężczyzna.
- Teraz może spróbujesz czegoś innego?
- Nie, wstać z wózka chyba nie jestem gotowa. Zmęczyłam się.
- Odpocznij- podał jej butelkę wody.
Później pomagając jej wstać z wózka i ćwiczyli przy drążkach. Na zajęcia dotarła kolejna osoba ,która jak prędko zorientowała się Ula stawiała już pierwsze kroki przy drążkach.
- Do tego brakuje mi jeszcze wiele – mruknęła pod nosem.
Zauważyła niepokojącą rzecz. Trener wciąż podchodził do niej pokazywał kolejne ćwiczenia i dziwnie stał blisko i ją chwilami obejmował. Gdy jego ręka niby niechcący zsunęła się na pośladek zacisnęła wargi ze złości.
Teraz siedziała podnosząc hantle nad wysokość głowy. Robiła to powoli z ostrożnością. Kobieta ,która tam była kibicowała jej by się udało. Na zajęciach były teraz cztery kobiety ,a wzrok mężczyzny i tak uciekał w stronę Uli. Pewnej dziewczynie się to nie spodobało. Zaś z jedną złapała dobry kontakt. Po treningu z handlami przyszedł jeszcze czas na ponowne rozciąganie i ćwiczenia wzmacniające plecy ,a na końcu trener musiał asekurować podopieczną. Ula dzielnie znosiła te ćwiczenia mimo odczuwalnego bólu w rękach i potu na czole. Znów sięgnęła po butelkę wody. Karolina podjechała wózkiem do Uli.
- Cześć jestem Karoliną.
- Ula- uśmiechnęła się do niej ,bo wydawała się jej sympatyczna.
- Od dawna – zaczęła ze skrępowaniem Karolina.
- Trochę czasu. Nie chcę o tym mówić . A ty ?
- Wypadek samochodowy. Wracałam po dyżurze ze szpitala i nagle wyskoczył mi rowerzysta. Wyminęłam go i uderzyłam w drzewo. Rowerzyście nic poza kilkoma siniakami nic się nie stało ,a ja jak sama widzisz.
- Przykro mi.
- Ja nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa. Chcę znów chodzić. Masz czas na kawę czy czekać na chłopaka?
- Nie mam chłopaka- odparła Ula.- Po mnie przyjedzie mój były.
- Muszę mu tylko napisać ,że skończył się już trening.

Karolina z Ulą wzięły kawę na wynos. Na zewnątrz już nie padało. Ula miała narzuconą na siebie kurtkę ,bo było jej zimno. Popatrzyła przed siebie na drzewa i zastanawiała się dlaczego Marek nie odpisał. Sms’a wysłała już chwilę temu. Kobiety rozmawiały na różne tematy jakby znały się od lat. Ula wbiła sobie jej numer do komórki by pozostać w kontakcie. Dobrzański się nie pojawiał więc zadzwoniła po brata. Ten od razu odebrał od niej telefon.
- Marek się nie pojawił?- spytał zdziwiony Janek witając się z Ulą.
- Nie- odparła jakby ze smutkiem.
- W firmie też się nie pojawił. Dziwne ,bo nikt nie może się do niego dodzwonić tylko mówią o jakimś wypadku. Facet jechał z dzieckiem i uderzyli w barierkę. Mężczyzny nie znaleźli. Dziecko trafiło szpitala.
- Co jaką barierkę?
- No na moście.
- Boże. To może ...- zakryła ręką usta.
- Tak to może być Marek i jego córka. A jak ćwiczenia?
- W porządku.
- Myślisz ,że jest szansa ,żebyś chodziła?
- Nie wiem ,ale do tego dążę.

Janek zabrał ją na pyszne frytki z batatów. Uli bardzo smakowały ,ale dziś miała taki apetyt ,że zamówiła jeszcze sałatkę ,a Jan kebaba. Ula nie jadała takich rzeczy. Kupiła sobie sok zamiast coli. W lokalu nie było zbytniego tłumu. Ula zerkała na telefon mając nadzieję ,że to nie Dobrzański uczestniczył w tym wypadku.
- Nie martw się , Ulka.
- Łatwo ci mówić. Przecież wiesz ,że my byliśmy ,kiedyś razem. Nie wiem jak mógł tak po prostu mnie zostawić- wróciła do nielubianego tematu.
- Czasu nie cofniesz. Ulka nie oszukuj się to zimny drań. On cię nie kocha. Z tego co mówią to nawet córkę ma gdzieś.
- Co ty wygadujesz. Przecież się nią zajmuje.
- Tylko tyle ile musi. Helena będzie się starać o stałą opiekę nad małą. Ona chce mu odebrać Darię.
- To ojciec ma większe prawa.
- Nieprawda. Marek podpisał papiery ,które ktoś mu podetknął pod nos i gówno nawet pamięta co podpisywał. On wtedy ciągle balował. Nie wspominał ci o dziecku.
- Mówił ,że nie jego i jest bezpłodny.
- Właśnie to właśnie jego dziecko. Chodziło o małą.
- Skąd wiesz?
- Matka Darii to była przyjaciółka Magdy. Ona znała ją jak siostrę. Opowiedziała mi o tym. On wtedy wciąż balował i sam nie wiedział już co jest prawdą ,a co nie.
- Czyli zwykły łajdak- stwierdziła Ula ostawiając szklankę z sokiem tak gwałtownie ,aż parę kropel spadło na stół.
- Tak. Zwykły łajdak ,który nagle chce niby chce się zmienić ,a to nieprawda. Trzymaj się od niego z daleka.
Tylko jak uciszyć głupie serce. Ja wciąż kocham tego palanta.
- Popieprzone to wszystko- zaklął.
- W głowie mi się nie mieści. Wyrzekł się własnej córki, zdradzał kobietę ,pił i wszystkich olewał i okłamywał. A mnie potraktował jak dziwkę. On chciał chyba tylko seksu ,a nie związku. A pomyśleć ,że przez niego jestem niepełnosprawna.
Emocje w Uli buzowały. Wściekłość mieszała się ze smutkiem. Czuła się zagubiona. Nie chciała o nim pamiętać. Nie spała . Siedziała w salonie ,gdy nagle w drzwiach pojawił się Dobrzański.
- Przepraszam ,że nie przyjechałem.
- Wynoś się stąd- rzekła wściekła.
- Ula posłuchaj.

- Jesteś najgorszym człowiekiem jakiego poznałam i życzę ci byś umarł- powiedziała z zaciętym wyrazem twarzy.
Zamarł. Nie spodziewał się po niej takich słów.
- Ula… Daria wylądowała w szpitalu. Nie wiedziałem ,że jest uczulona na orzechy. Dostała jakiegoś tam wstrząsu i zabrało ją pogotowie. Matka wyrzuciła mnie ze szpitala,.
- Ojciec na medal nie ma co- zakpiła.
- Skąd mogłem to wiedzieć? Nie powiedziała mi.
- Może dlatego ,że nie interesowałeś się nią przez ponad osiem lat!- wykrzyczała i usiadła na wózek.
- Pomogę ci.
- Nie potrzebuje twojej pomocy- odrzekła z mordem w oczach ,aż stały się niemal granatowe.- Co ty kurwa sobie myślisz?- puściły jej nerwy. - Wynoś się z mojego domu.
- jakiś problem ?- zapytał Janek. - Nie rozumiesz ,że masz spierdalać? - Jan złapał go za koszule.
- Ja chciałem tylko porozmawiać z Ulą.
- Taaa. Znów wykorzystać ją do swoich gierek . Nie widzisz co zrobiłeś z jej życiem? Nie zauważyłeś ,że była gotowa skończyć ze swym życiem by byś z tobą ,a ty ją zostawiłeś ,bo się nią znudziłeś. Nie rozumiem o czym chcesz jeszcze rozmawiać. Przez ciebie ona nie chodzi.
- Janek starczy. Został go w spokoju.
- Nie wierzę. Ty jeszcze go bronisz przecież to istny diabeł w ludzkiej skórze.
- Marek wyjdź- powiedziała ostro.- Nie chcę cię tu więcej widzieć. Nigdy. Zajmij się lepiej swoją córkę ,chociaż jej nie uznajesz za swoje dziecko.
- Tak. Podpisałem te cholerne papiery. Myślałem ,że to ona będzie wychowywać dziecko ,a nie ,że umrze. Jak usłyszałem ,że nie żyje po prostu wyszedłem ze szpitala i nigdy tam nie wróciłem. Wplatałem się w związek z Paulą ,potem wziąłem ślub ,a rodzice…
- Znienawidzili cię ,bo wziąłeś ślub z własną siostrą i wyrzekłeś się córki.
- Nie wiedziałem ,że Paulina to moja siostra. Wiedziałem o córce ,ale nie czułem do niej absolutnie nic. Później zapomniałem o niej ,a przy Pauli uwierzyłem ,że jestem bezpłodny. Wciąż mi o tym przypominała.
- Niewiarygodne. Uwierzyć we własne kłamstwa i uważać to za prawdę. Ty jesteś chory Marek. Powinieneś się leczyć.
- Oddam Darię pod opiekę matki i wyjadę.
- Znów uciekniesz jak pieprzony tchórz?
- Chyba tak.
- Nie przychodź tu więcej- dodał Jan po czym walnął go w nos ,gdy ten się nie spodziewał i otworzył drzwi. Marek zleciał ze schodów. Z rozciętą głową i krwawiącym nosem jakoś wyszedł z kamienicy. Przyłożył sobie chusteczkę do nosa. Wolnym krokiem udał się do samochodu. Z każdym metrem czuł się coraz słabszy. Ból głowy był nie do zniesienia. Nie zauważył samochodu nadjeżdżającego z naprzeciwka.

Czy Marek zginął o tym w następnej części.