Strona Główna

poniedziałek, 5 października 2020

,,Sekret morza'' 12 Ostatni

,, Sekret morza''

12



 - Żałuję ,że nie mogę chodzić- rzekła po kilkuminutowej ciszy , Ula. - Nie rozumiem jak mogłeś tak postąpić. Zgłupiałeś do reszty? 

- To ty przejrzyj na oczy!- podniósł na nią głos.- Ty wciąż go kochasz mimo zła ,które wyrządził. Nie szanował cię ani nikogo. Nawet dla córki nie ma serca ,a ty go bronisz?- na jego twarzy malowało się niedowierzanie pomieszanie z irytacją. - Jak możesz go kochać?- zapytał z wyrzutem. 

- Emocje mnie poniosły ,ale nie chciałam ,żebyś robił mu krzywdę. Nie jesteś przecież bandytą. mam wrażenie ,że w ogóle cię nie znam. 

- Znasz mnie i to bardzo dobrze- odpowiedział jej. - Tylko trochę się zmieniłem jakbyś nie zauważyła. Może nie dostrzegać tej przemiany. 

- Możecie się drzeć w nocy?- z sypialni wyszła Magda owijając się szczelnie szlafrokiem.- O co znowu się kłócicie czy nigdy nie może być zgody w tym domu? Ula czemu nie śpisz.

- Jan pobił Marka i zrzucił go ze schodów ,a ja nic nie mogłam zrobić- w tym momencie głos zaczął jej drżeć. 

- Gdybyś mogła chodzić pewnie pobiegłabyś za nim. 

- Po co ?- mruknęła cicho.

- Nie wiem ,bo jesteś mu gotowa wszystko wybaczyć.

- Nie mi wyrządził największą krzywdę. Co prawda nie chodzę ,ale skoczyłam sama.

- Gadanie. 

- A mam ocenić ciebie? Za co go niby pobiłeś?

-  Należało się mu. Nie rozumiał polskiej mowy ,że ma stąd wyjść. W ogóle jaki on tupet. 

- Przemoc nie jest dobrym rozwiązaniem. Wystarczy ,że ja potraktowałam go za ostro. 

- Ty masz wyrzuty sumienia?

Magda w ciszy przysłuchiwała się rozmowie rodzeństwa po czym poszła wziąć sobie coś do picia. Nie chciała się mieszać w ich sprawy. Zgodziła się ,żeby Ula na jakiś czas zamieszkała z nimi. Wierzyła ,że nie będzie trwało to wiecznie. Przeszkadzały jej natomiast ich sprzeczki i kłótnie nieustannie dotyczące Dobrzańskiego. 

- Lepiej pójdę już spać ,bo wygadujesz bzdury- rzekła Ula i wycofała się wózkiem z pokoju. 

Powoli przebrała się w piżamę i położyła do łóżka. Na kąpiel nie miała już dzisiaj siły. Myśli jej znów krążyły wokół Marka. Nie wiedziała czy ,kiedyś mu zaufa. Tym bardziej nie sądziła ,iż przyjdzie moment ,w którym wybaczy. Za bardzo ją zranił ,a jej serce wciąż krwawiło. 

                             *****

Helena wstrząśnięta nocnym telefonem ze szpitala natychmiast obudziła Krzysztofa. Ten nie miał pojęcia o co jej chodzi. Wspomniała mu o telefonie ze szpitala. Niedawno dopiero z niego wróciła ,bo dziewczynkę zatrzymali na obserwacji. Powoli wracała już do zdrowia.  Helena wcześniej musiała ją przekonywać ,że tata ją kocha. 

- Daria dlaczego jesteś smutna?

- Bo mama nie żyje. Nawet nie wiem jaka była.

- To cię tak bardzo martwi ,że nie możesz zasnąć?

- Nie- pokręciła głową podciągając kołdrę pod brodę. 

Helena siedziała na brzegu łóżka i pogłaskała dziewczynkę po głowie.

- Tata mnie nie kocha.

- Stąd takie przypuszczenie?

- Nie przytula mnie ,nie czyta bajek tak jak robisz to ty. Nie wie nawet co mogę jeść. Nie zna mnie- powiedziała ze smutkiem. 

- Tata na pewno cię kocha tylko nie oswoił się z myślą ,że ma córkę. Daj mu czas. 

- Nawet pani Ula jest inna. Uśmiechała się do mnie. Przeszliśmy na ty ,a tata taki nie jest. 

Helena słuchała tego wszystkiego ze smutkiem. Marek nie potrafił zająć się córką ,a ojcostwo go przerosło mi ,że Daria była już sporą dziewczynką. Podejrzewała ,że jej syn nie zdecyduje się nigdy świadomie na dziecko. 

- Gdzie jest tata?

- Nie wiem ,kochanie- rzekła ciepło seniorka Dobrzańska.- Śpij już musisz nabrać sił by móc stąd wyjść. Przyjdę do ciebie jutro- pocałowała ją w czoło.- Pojadę tylko się przespać i rano jestem. Dobranoc.

- Dobranoc ,babciu. 

                                    ****

Dobrzański trafił do szpitala w stanie krytycznym. Samochód ,który jechał ,który wjechał w niego spowodował, że samochód dachował i Marek został w nim uwięziony. Świadkowie zdarzenia byli święcie przekonani ,że kierowca zginął na miejscu. Przyjechała policja i technicy zabezpieczając teren. Przyjechała też straż ,bo musieli rozciąć blachę samochodu by wydostać z niego Marka. Ratownicy zjawili się na samym końcu. Ułożyli mężczyznę na noszach i natychmiast podłączyli go pod tlen. W karetce jego serce się zatrzymało. Defibrylator jednak przywrócił go do żywych. Jego stan z minuty na minutę coraz bardziej ulegał pogorszeniu. W szpitalu nadal nie odzyskał przytomności. Helena dotarła do szpitala i usłyszała ,że nie może tam wejść. 

- Marek Dobrzański to mój syn. Proszę mi pozwolić tam wejść. 

- Przykro mi ,ale nie mogę wpuścić pani do sali. Stan pana Dobrzańskiego jest krytyczny. Przebudził się tylko raz i mówił niewyraźnie jakieś imię. 

- Nic więcej?

- Nie. Wprowadziliśmy go w stan śpiączki farmakologicznej po zatamowaniu krwotoku. Niestety w wyniku wypadku Marek doznał wielu urazów wewnętrznych w tym pęknięta śledziona. 

Helena słysząc w jakim stanie znajduje się jej syn. Usiadła na krześle czując ,że robi się jej słabo. Nie słuchała już dalej. Ukryła twarz w dłoniach i zastanawiała się jak powie o tym swojej małej wnuczce. Daria tak naprawdę nie zdążyła poznać ojca. Matki też nie bardzo. 



               ***

Ula o wypadku dowiedziała się następnego dnia ,gdy Magda poszła rano do pracy i zauważyła ,że nie ma szefa. Do firmy wpadł na chwilę Krzysztof i to od niego dowiedziała się ,że Marek jest w stanie krytycznym. Natychmiast postanowiła zadzwonić do Uli i pojechać z nią do szpitala. Dzisiaj na moment wpuścili Helenę ,która widząc go w takim stanie rozpłakała się. 

- Synku wróć proszę do nas. Córka cię potrzebuje. Wszyscy cię tu potrzebują. Jeszcze nie jest za późno by zmienić swoje życie . Naprawić błędy i zacząć od początku. 

Marek nijak nie zareagował ,a jego usta zaczęły sinieć. Na pościeli pojawiła się krew ,ale zapłakana Helena niestety tego nie zauważyła. Ona prowadziła monolog gdzieś na podłogę. Bała się na niego spojrzeć. Wyglądał strasznie. Zmizerniały z sińcami po oczami. Przypominał trochę jakby wstał z grobu. Helena musiała się przejść. Nie mogła znieść tej ciszy ,gdy on nie odpowiada na jej słowa. Słychać było tylko maszyny. To one za niego oddychały. 

Do szpitala dotarła Ula. Magda pomogła jej przesiąść się na wózek. Wysiadając z windy od razu zapytała o Marka i powiedziała bez zająknięcia ,że jest jego narzeczoną. Ubłagała lekarkę by do niego wejść. ta najpierw zaprosiła ją do gabinetu i przestawiła jej jak wygląda sytuacja. Nie mogła uwierzyć ,że dają mu takie małe szanse na przeżycie. Wspomniała w szpitalu ,żeby mówili jej wprost o stanie pacjenta ponieważ pamięta jeszcze coś ze studiów medycznych. Podjechała do jego wózka i zamarła. Widok był okropny. 



- Marek ,boże...Marek- wykrztusiła. - Ja nie chciałam ,żeby to tak się...potoczyło. Naprawdę cię przepraszam. Marek ja nie wiem...co ty chciałeś mi powiedzieć...i nie wiem czy się dowiem. mam nadzieję ,że kiedyś się dowiem. Nie zapomnę co zrobiłeś ,ale nie wiem czy przestanę cię kiedyś kochać- zagryzła wargi.- Marek daj mi znak ,że słyszysz.

- Dlaczego on ma brudne usta?

Pielęgniarka zdziwiona zmieniając kroplówkę spojrzała na nią po czym wzruszyła ramionami. Po chwili Marek zaczął kasłać krwią po czym na monitorze ukazała się ciągła zielona linia.

- Nie- wyrwało się Uli. - Ratujcie go. Marek ja...- głos uwiązł jej w gardle. Przez łzy nic nie widziała. Gdy trochę się uspokoiła podjechała do innej sali. Tam zastała dziewczynkę ,która zrobiła wielkie oczy po czym w jednej chwili zrozumiała co się stało. 

Marka niestety nie odratowano. Reanimacja trwała dość długo ,ale okazała się nieskuteczna. Dobrzański zmarł rano dzień po wypadku. Ula czuła się jakby żyła w koszmarze. Nie docierało do niej co właśnie się stało. Nie przyjmowała tego do wiadomości ,że Marek ,którego nie chciała wysłuchać właśnie zmarł. Nie zapomni nigdy tego widoku. Przeszły ją lodowate dreszcze. Czuła ,że brakuje jej tchu mimo że siedzi na wózku. Nie szła ,nie biegła. Postanowiła jeśli Helena się zgodzi od czasu do czasu odwiedzać jego córkę. Nie zdążyła mieć z nim dzieci ,wsiąść ślubu. Kolejny raz przekonała się ,że życie to nie bajka i bywa okrutne. 



- Marek co ty chciałeś mi powiedzieć- zastanawiała się  na głos. Szpital opuszczała z bólem serca i wyrzutami sumienia. Znajdowała się w totalnej rozsypce. Nie wierzyła w to co się właśnie wydarzyło.

- Magda - zawołała.

- O tu jesteś. Wszędzie cię szukam i co z Markiem? Widziałaś się z nim? Wpuścili cię?- mówiła jak nakręcona. 

- On nie żyje.

- Co?- ta nagle przystanęła patrząc przenikliwie na Ulę upewniając się czy dobrze usłyszała ,ale zauważyła ślady łez na jej policzkach. 

- Zmarł- zrobiła pauzę.- Przed chwilą. 

- Serio?

- Tak. Nie żartowałabym w tak poważnej sprawie. 

Magda nie wiedziała jak ją pocieszyć. Chwyciła za wózek i poprowadziła ją do wyjścia. Nie chciała przebywać dłużej w tym szpitalu.  

Pogrzeb odbył się parę dni od wypadku. Na pogrzeb przyszło kilku pracowników z firmy. Rodzice Marka wraz z wnuczką ,która czuła się już dobrze i wyszła ze szpitala. Żegnała go również Ula wraz z Magdą i Janem. Na jej kolanach które okrywał czarny koc leżała wiązanka ,którą planowała położyć na jego grobie. Nie potrafiła powstrzymać płaczu. Uważała ,że gdyby Jan go nie pobił może by nie zdarzył się ten wypadek i Marek by żył? Brat jej zachował się nieodpowiednio ,ale Dobrzański nie zdążył zgłosić  pobicia. 





                            ****



Od śmierci Marka minęły już trzy lata. Helena nadal prawie codziennie przychodziła z wnuczką na jego grób i kładła świeże kwiaty. Zawsze spotykała tam Ulę ,która coraz lepiej radziła sobie z kulami. Gdy straciła osobę ,którą kochała nie poddawała się postanowiła ,że będzie chodzić. Żmudna i długa rehabilitacja sprawiła ,że stopniowo zaczęła czuć mrowienie w nogach ,później zaczęło wracać czucie. Z każdym dniem było coraz lepiej. Ula podbudowana tym ,że są jakieś postępy ćwiczyła dalej. Nastąpił przełomowy dzień. Przeszła pierwsze parę kroków. Po raz pierwszy od śmierci Marka na jej twarzy zagościł uśmiech ,a była to dwa i pół roku po tym jak jego serce przestało bić. Z trenerem personalnym dobrze się dogadywała. Karolina ,którą poznała na ćwiczeniach zapoznała ją z młodym miłym człowiekiem. Ula niechętnie zgodziła się spotkać z Witkiem był kulturalny i wykształcony. 

Janek wspomniał o siostrze w firmie Febo& Dobrzański gdzie szukali akurat kogoś w księgowości. Tak się złożyło ,że Ula dotąd tłumaczyła tylko szwedzkie książki dla dzieci i pracowała z domu. Zdalna praca sprawiała Uli przyjemność. Wracała jednak wciąż wspomnieniami do tego co działo się na wyspie. Aleks siedział nadal w więzieniu. Ona tęskniła za Markiem i nie potrafiła ułożyć sobie życia z kimś nowym. Dla niej było to jednak za wcześnie. Witek okazał się świetnym przyjacielem ,ale obecnie nie była z nikim związana. Daria pytała czasem o tatę ,ale czasami żałowała ,że nie poznała go tak naprawdę. 

                            ****

Przez śnieg przebijały się fioletowe krokusy  , przyszły cieplejsze dni śnieg stopniał ,a kwiaty przekwitły ,wiosna odeszła przyszło gorące lato. Dni mijały na drzewach pojawiły się pierwsze złote liście ,później opadły ,nadeszła znowu zima. Zmieniały się dni ,miesiące. Mijały lata i tak od śmierci Marka Dobrzańskiego minęło już ponad dziesięć lat. Tego dnia Ula przyszła z malutkim dzieckiem w wózku. Witek nie był już przyjacielem ,a mężem ,lecz wciąż nie zapomniała Marka. Przychodziła co tydzień kładła kwiaty i zapalała znicze. Czasami spotkała na cmentarzu Helenę ,bo Krzysztof już nie żył. Pojawiała się też Daria ,ale rzadko. 

Ula zapaliła znicza ,lecz nagle poczuła czyjąś obecność za sobą. 

- Nie mieliśmy dla siebie zbyt wiele czasu - szepnęła spoglądając na napis Śp. Marek Dobrzański ,datę urodzenia i śmierci po czym jej wzrok padł na napis. ,,Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą''. Pod jej powiekami zaczęły gromadzić się znów łzy. Otarła je rękawem cienkiej kurtki. Dziecko w wózku zaczęło również płakać. 

- Cześć - odezwała się Daria. - Ty nadal tu?

- Tak. 

- Przecież minęło tyle lat- powiedziała kobieta. - Szkoda tylko ,że nie może poznać mojego chłopaka. Dlaczego wybrałaś mu takie imię?

- Skąd wiesz jak się nazywa?

- Babcia wspomniała. 

- No tak mówiłam jej gdy ostatnio ją tu spotkałam. 

- Brakuje ci go?- spytała nagle Daria ,a Ula wzięła małego na ręce. Mareczek był dzisiaj jakiś nieswój i domyślała się ,że szykuje się nieprzespana noc ,bo mały ząbkował. 

- Kogo? Marka? To było dawno temu. Ty jesteś już dorosła i masz swoje życie szkoda tylko ,że cię nie wychowywał. U mnie też sporo się zmieniło. Mam synka i męża. Zdarza mi się zastanawiać jakby to było ,gdyby Marek przeżył ten wypadek ,ale myślę ,że nie byłabym na tym etapie co teraz. Przede wszystkim nie miałabym dziecka ,bo on by się na nie nie zdecydował ,a być może gdybym zaszła w ciążę zostawiłby mnie? Tego nie wiem. 

- Myślę ,że gdyby Bóg dał mu szansę i przeżyłby to starałby się nie popełniać tych samych błędów i by walczył o ciebie. On cię kochał. 

- Może i tak. 

- Wyszedł ,gdy leżałam w szpitalu. Powiedział ,że musi załatwić coś bardzo ważnego ,wyjaśnić i ,że mam na niego czekać. Powiedział niedługo wrócę ,a to był ostatni raz gdy go widziałam. Nie powiedziałam mu wtedy nic miłego.

- Byłaś małym dzieckiem.

- Uważałam ,że mnie nie kocha ,ale myślę po latach ,że było inaczej. On po prostu do niektórych rzeczy nie dorósł i był tchórzem. Szkoda ,że nie mam zbytnio zdjęć z nim ani wspomnień.

- Ja staram się skupić na teraźniejszości. Wiem ,że on już nie wróci. Nie stanie w moich drzwiach i to jest tak dobijające. To miejsce zawsze mnie rozwala emocjonalnie. Za każdym razem ,gdy tu przychodzę to płaczę. 

- Chyba wciąż go kochamy skoro tu przychodzimy. 

- Chyba właśnie tak jest. I wtedy niepotrzebnie mu powiedziałam ,że chciałabym ,żeby umarł. Nieprawda ,bo nie chciałam. Nie cofnę tych słów.

- Czasu też niestety nie cofniesz- Daria przytuliła ją na chwilę po czym Ula chwyciła za rączkę dziecięcego wózka i skierowała się ku wyjściu z cmentarza.


 Dziękuję ,że czytaliście, śledziliście tą historię i komentowaliście. Pozdrawiam wszystkich serdecznie. 

3 komentarze:

  1. Bardzo przejmująca historia. Sądziłam, że ostatnia część zakończy się szczęśliwie. Liczyłam na to, że Marek poświęci się córce, zwiąże z Ulą i pomoże jej stanąć na nogi. Ty znowu uraczyłaś nas okropnym, traumatycznym zakończeniem. Tak bardzo nie lubię, gdy któreś z nich umiera. Jedyną pociechą jest to, że Ula ułożyła sobie życie. Ma męża i dziecko, ale wciąż pamięć o Marku i tej niespełnionej miłości siedzi w niej głęboko. Gdyby było inaczej, nie przychodziłaby na jego grób i nie nazwała syna jego imieniem. Marek wiele przeszedł. Był zwichniętym emocjonalnie człowiekiem. Należała mu się jakaś dobra odmiana losu, ale cóż..., wymyśliłaś inny finał tej historii.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutny koniec tego opowiadania. I tak jak pisze na nagrobku "śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą" nie znamy ani dnia ani godziny. A gdy śmierć przychodzi po tym jak powiemy coś złego - to wyrzuty nie dają nam spokoju na długie lata.
    Dziękuję Ci bardzo za to opowiadanie.
    Cieplutko pozdrawiam w poniedziałkową późną porę.
    Julita

    OdpowiedzUsuń
  3. Życie to nie bajka i nie zawsze są szczęśliwe zakończenia, choć na takie tutaj liczyłam. Mimo wszystko dziękuję ci za to opowiadanie.
    Pozdrawiam gorąco :)

    OdpowiedzUsuń