Totalnie się zmienił ?— zacytowała Ula, Violettę. — Co masz na myśli ?
— Zachowuje się zupełnie inaczej. Nie jest tak wesoły jak w czasach ,gdy był z tobą. Nie umiem ci dokładnie tego wyjaśnić, ale taki pogrążony we własnych myślach. Zagubiony a może nieobecny.
— Jesteś pewna ,że mówisz o tym Marku?
— Przecież innego nie znam — oparła nie rozumiejąc o co Uli chodzi.
— Nie wiem co ja mu takiego zrobiłam, że po tym co nas łączyło nie powiedział nawet cześć. Przecież my nie byliśmy pokłóceni ,gdy rozmawialiśmy ze sobą w dniu ,w którym zniknął.
— Może ma jakieś problemy albo cię nie poznał po latach.
— Po dziesięciu czy dwudziestu mógł nie poznać, ale nie minęło aż tyle.
Violetta nie wiedziała co powiedzieć przyjaciółce. Sebastian nie kazał nikomu mówić, że Marek cierpi na amnezję i nie wiadomo czy ,kiedykolwiek odzyska pamięć.
Przeszłość
Pewnego dnia Ula wstała wcześniej niż zwykle. Za oknem powoli wstawał dzień. Słońce unosiło się nad drzewami gdzieś w oddali. Ubrała biały szlafrok w małe róże i z filiżanką kawy poszła do ogrodu. Usiadła na wiklinowym fotelu podziwuajac piękno przyrody. Na trawie w blasku słońca iskrzyła rosa. Upiła łyk aromatycznej kawy i wyciągnęła z kieszeni telefon stawiając na chwilę filiżankę na odwróconej skrzynce na jabłka.
— Hej — powiedziała do słuchawki.
— Część, kochanie — odpowiedziała jej zaspany głos. — Stało się coś, że tak wcześnie dzwonisz. Marek ziewając podniósł się do pozycji siedzącej lekko pocierając zaspane oczy. Ula żałowała ,że nie może go teraz zobaczyć.
— Nic się nie stało tylko chciałam cię usłyszeć.
— Czy ty musisz być takim porannym ptaszkiem ? Jak ty to robisz ,że wstajesz tan wcześnie. Przecież wczoraj pracowaliśmy do późna. Powinnaś się wysypiać. Dbać o siebie. Brałaś lekarstwa? Jadłaś śniadanie?
— Marek ją chcę żyć normalnie jak inni. Nie jadłam jeszcze śniadania.
— Musisz jeść ,bo znów zemdlejesz. Nie mówię ci tego ,żeby cię wkurzyć. Tylko się martwię.
— Nie musisz jestem już dużą dziewczynką i doskonale daje sobie radę.
— Wiem ,wiem ,ale znajdzie się trochę miejsca dla mnie? Pani niezależna?
— Oczywiście. Już nie mogę się doczekać jak razem zamieszkamy.
— Ja też. Będziemy wspólnie jeść śniadania.
Ula uśmiechnęła się na myśl, że niedługo będzie miała go blisko siebie.
***
Teraźniejszość
Violetta przyglądała się milczącej Uli. Szły przed siebie ,a Ula znów przed oczami miała sceny z przeszłości. Nie umiała odnaleźć się w nowej rzeczywistości bez niego.
,,To kolejny świt i nowy cel
A nadzieja sprawia, że się chce
Jesteśmy gotowi, żeby wstać i dalej swoje robić
Może dziś, może tak miało być
Może dziś opłaci się iść jeszcze dalej
i wytrwale patrzę
Na każdy dzień jak na nowe szanse"
Przejeżdżali przez stromy most. Za nimi niebo pokryte w całości czarnymi chmurami. Dziewczyna spojrzała w prawą stronę i zobaczyła błyskawice ,która przeszyła horyzont. Zrobiło się ciemno ,a na maskę samochodu spadły pierwsze grube krople. Uderzały coraz mocniej. W niebieskich oczach pojawił się strach. Czuła, że się dusi. Nie mogła złapać tchu. Zamknęła oczy...Jej oddech stał się świszczący. Brunet siegnął jedną ręką do skrytki i podał jej inhalator. Wzięła go drążącą ręką. Błyskało się coraz mocniej. Na moment zrobiło się jasno. Spojrzała na twarz swojego ukochanego. W jego oczach widziała bezgłośne ,, wszystko będzie dobrze". Po czym Ściana deszczu zasłoniła wszystko niczym kurtyna...
— Ula, zasnęłaś?— rzekła Viola do zamyślonej Uli.
— Nie , wspominam.
— Marek pewnie znajdzie nową miłość i założy rodzinę To co was łączyło już nie wróci. Musisz się w końcu z tym pogodzić. On już cię nie chce. Nie wspominał o tobie ani nic. Ula minęło pięć lat odkąd się widzieliście. Wasze uczucie dawno umarło.
Ula przełknęła głośno ślinę. Zastanawiała się czy faktycznie tak jest. Może powinna zacząć od nowa z kimś innym. Nie była tylko pewna czy potrafi. Wciąż pamiętała jego twarz tym po przebudzeniu.
— Violetta ty masz rozdwojenie jaźni? Najpierw twierdzisz ,że coś jest nie tak. Niedawno wrócił, a teraz ,że ma kogoś? Coś przede mną ukrywasz albo znowu kłamiesz. Bierzesz leki ?
— Nie. Karmię piersią a wcześniej byłam w ciąży. Nie przyjmuję leków. Nie chodzę do psychiatry ani psychologa. Nie potrzebuję — rzekła wzburzona.
— Spokojnie. Po prostu coś mi nie zgadza.
— Sama sobie z nim porozmawiaj — Viola nadal była nadąsana.
*****
Życie toczyło się dalej. Nie było w jej życiu już Marka. Zniknął niespodzewanie bez pożegnania. Ula czuła, że coś złego wydarzyło się w przeszłości. Nie wierzyła w jego nagle odejście. Słyszała o zaginięciach ,ale wciąż miała nadzieję na jego powrót. Serce znów się ożywiło na jego widok. Na razie wiedziała tylko jedno. Marek żyje.
Kochała faceta ,który rozpłynął się jakby w powietrzu. Szukała go ,lecz nikt nic nie wiedział. Z rodzicami w ostatnimi czasy w ogóle się nie kontaktował. Gdy nie drugi dzień milczał jego telefon zaczęła odczulać lęk.
Przezłość
Tydzień później siedziała na szpitalnym łóżku trzymając w dłoniach komórkę, która wciąż milczała. Próbowała się z nim skontaktować, ale bezskutecznie. Łzy wolno spływały po bladej piegowatej twarzy.
— Proszę nie płakać. Wszystko wróciło do normy. Proszę unikać stresu i brak regularnie leki.
— Jak mam być spokojna? Mój narzeczony od ponad tygodnia nie daje znaku życia!
— Proszę nie krzyczeć.
— Może coś mu się stało, a jestem tutaj?
— W takim stanie pani mi nie pomoże. Pewnie nic mu nie jest.
— To dlaczego nie zadzwonił ,nie napisał ?
Ula spuściła wzrok nie wiedząc co odpowiedzieć obracała wciąż w dłoniach telefon.
— Może jest u kochanki. Dużo słyszałem takich historii.
— Pan jest bezczelny. Marek nie zrobiłby mi nigdy takiego świństwa. Nie mój Marek. Mieliśmy przecież niedługo razem zamieszkać, a potem miał być nasz ślub. Tam musiało się coś stać. Czuję to— złapała się za serce i zaczeka znów szybciej oddychać . Przed utratą przytomności powiedziała jeszcze jego imię.
***
Teraźniejszość
Leżąc na łóżku oglądała album. Fotografię przestawiały ich krótkie chwilę szczęścia. Nie pamiętała, który raz się nimi katuje. Nic nie było w stanie uśpić jej bólu po jego zniknięciach. Tęsknota z biegiem lat stała się jeszcze silniejsza. Niestety co przywołała w pamięci ich obraz na szyi zaciskała się gruba obręcz przez, którą traciła oddech. Tak było od dawna. Niedawno objawy ustały. W połączeniu z jej chorobą były zagrożeniem życia. Pragnęła żyć pełnią życia ,ale on zabrał jej tlen potrzebny do życia. Nie umiała bez niego żyć. Nie miał kto nad nią czuwać. On chronił ją przed złem tego świata. Był Hej ostoją, jej przystanią. Bez niego czuła się jakby pływała w morzu podczas sztormu nie mogąc dobić bezpieczne do brzegu. Wyjęła by zapisać parę słów w pamiętniku, lecz zmógł ją sen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz