Strona Główna

środa, 17 lutego 2016

,, Oznaki życia'' 13

Zapraszam na kolejną część. Na zmianę w relacjach Uli i Marka trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. 
,, Oznaki życia’’
Rozdział 13

,, Czyny są owocami, słowa są liśćmi.’’[angielskie przysłowie]
Przez moment żadne z nich nie powiedziało ani słowa. Kobieta analizowała biegł wydarzeń  w dniu pożaru. Pamięta wszystko do momentu, gdy zaczęła płonąć podłoga. Nic więcej nie była w stanie sobie przypomnieć. Była tylko czarna otchłań i pustka. Podniosła wzrok na mężczyznę, który spoglądał teraz na swoje zabandażowane dłonie. W jej głowie nagle zaświtała pewna myśl.
- To nie ty mnie uratowałeś- Powiedziała jednym tchem. Podniósł głowę i rzucił jej zaskoczone spojrzenie. Nie zwracając na niego uwagi kontynuowała
- Gdybyś wszedł do płonącego mieszkania...Nie wyszedłbyś z tego cało lub byłbyś w znacznie gorszym stanie niż jesteś teraz- Wyjaśniła a w oczy jej się zaszkliły. 
- To prawda- Przytaknął i wstał z krzesła. Krążył po sali zastanawiając się jak opowiedzieć jej całą prawdę. Ponownie zajął miejsce na krześle i zaczął mówić.
- Maciej wszedł do płonącego budynku nie zważając na niebezpieczeństwo. Gdy dotarł do twojego pokoju byłaś nieprzytomna, więc podał mi ciebie przez okno i kazał uciekać.  Potem, gdy byłem już dość daleko dom wybuchł. To była najgorsza noc w moim życiu. Przeżyłem chwilę grozy i strasznie się bałem...
- O mnie?- Zapytała z nadzieją i nutą entuzjazmu w głosie.
- Nie. O Maćka i siebie- Odparł a ona czuła jakby ktoś wymierzył jej policzek. Spuściła wzrok. Nie takiej odpowiedzi się spodziewała.
- Ula?- Zaniepokoił się jej brakiem reakcji. Leżała na boku i patrzyła w jakiś nieokreślony punkt przed sobą. O Maćka i siebie- Powtarzała sobie w myślach. O ja głupia łudziłam się, że o mnie. Nie ma, co marzyć. Przecież ja dla niego nic nie znaczę. Po co ratował mnie z tego cholernego pożaru. Mogłam zginąć  . . . A tak zostałam bez niczego i zupełnie nie wiedząc, co dalej.

Poduszka coraz bardziej stawała się mokra od nadmiaru mokrych kropel, które spływały po twarzy.
- Idź sobie- Krzyknęła przez łzy, bo cały czas czuła jego wzrok na sobie. Pragnęła zniknąć. Potrzebowała chwili samotności, aby się uspokoić. Marek wstał z krzesła i położył się na swoim łóżku.  Kurwa znowu coś schrzaniłem. A może przeżywa ten pożar? W końcu nie ma gdzie się podziać i jeszcze ta jej siostra. Mam nadzieję, że nie przyjdzie znowu tu z tysiącem pytań, bo chyba wyskoczę przez okno.
Leżąc na szpitalnym łóżku czuła się samotna. Brakowało jej obecności Maćka. Zawsze był, kiedy go potrzebowała. Mogła na niego liczyć. Podnosił ją na duchu, rozweselał lub opowiadał adekwatne cytaty. Ta cisza, która panowała teraz w sali stawała się powoli nie do zniesienia. Próbowała zasnąć, ale jak na złość sen nie chciał nadejść. Nie czuła zmęczenia. Spojrzała na zabandażowane dłonie i przywołała w pamięci obraz pokoju w ogniu. Kilka łez spadło na poduszkę. Po godzinie drzwi się otworzyły i weszła lekarka zmieniając kroplówkę a po chwili przyniosła talerz z dwiema kanapkami z serkiem i sok w szklance ze słonką. Ula nie tknęła kanapki. Pielęgniarka pomogła jej tylko napić się wody, o, którą ta poprosiła a potem zajęła się drugim pacjentem.

                                                                         ****
- Uli nie ma. Poszła chyba do bufetu- Rzucił lodowato, gdy mała blondynka usiadła na łóżku. W dłoniach miała brązowego misia.  Podszedł do szafki i zaczął pakować rzeczy do torby.
- Poczekam – Odparła machając nogami i rozglądając się po białej sali.
- A nie wolisz poczekać gdzie indziej?- Dopytywał
- Nie.  Dlaczego chce pan abym poszła?- Zapytała nagle podnosząc wzrok na mężczyznę. Odwrócił się w jej stronę. 
- Bo nie lubię dzieci i takich marud jak ty- Mruknął składając koszulę i wkładając ją do torby. 
- Nie jestem marudą Pan jest głupi- Dobiegł go dziecięcy głos. Zacisnął ręce w pieści. Posłał jej nienawistne spojrzenie. Dziewczynka rozpłakała się.
- Cześć. Nie w porę?- Usłyszał głos przyjaciela, który przekroczył próg sali. Brunet spojrzał na niego i ręką zaprosił, aby wszedł do środka. Olszański zajął miejsce na łóżku i spojrzał nagle na płaczącą dziewczynkę, która podniosła wzrok, w jej niebieskich oczach dominował smutek.
- Violetta zgubiła się w szpitalnym labiryncie?- Zapytał z ironią Dobrzański rzucając ukradkowe spojrzenie dziecku.
- Dlaczego twoja córka płacze? Co jej powiedziałeś?- Zaniepokoił się Sebastian i podszedł do małej podając jej chusteczki, aby otarła twarz.
- To nie jest, moja córka’’. Ile razy mam ci powtarzać, że nie mam dzieci?- Podniósł głos brunet i oparł się o nocną szafkę, na, której leżała jakaś książka i gazety.
- Dobra, dobra żartowałem przecież.  Ale mógłbyś mieć.
- Jezu a ty znowu o tym – Wywrócił oczami i pokręcił głową. Nie mógł już słuchać przyjaciela, który ciągle ostatnio gadał o dzieciach. Jakby innego tematu nie było. Tylko dzieci i dzieci.
Sebastian usiadł koło małej, która uśmiechnęła się do niego nieśmiało powiedziała jak ma na imię i zaczęła opowiadać o Uli i chorej mamie.
- Betti – Powiedziała Ula i przytuliła do siebie siostrę jak długo jej nie widziała. Spojrzała na nią przestraszona a potem pocałowała w czoło. Mężczyźni patrzyli na to jak oniemiali.
  Olszański wymknął się po cichu z sali. Pomyślał, że będą chcieli porozmawiać i jego obecność tutaj jest zbędna.
 - Coś się stało?- Zaniepokoił się Marek.
Przyglądając się tej scenie nagle zdał sobie sprawę, że on nigdy nikogo tak nie kochał. Miłością czystą, bezwarunkową. Nie tęsknił, nie martwił się o kogoś. Będąc z Kaliną myślał, że będą razem. Nie zastanawiał się nad ich przyszłością. Było im po prostu dobrze razem a potem zaczęli się oddalać od siebie. Dopiero teraz uświadomił sobie, że to, co do niej czuł nie było prawdziwą miłością.  On nawet nie wierzył, że coś takiego istnieje.
Rozważania Uli w tym momencie były podobne. Zastanawiała się czy pozna jeszcze, kiedyś prawdziwy smak miłości. Czy otworzy serce i podda się temu uczuciu, które ją zniewoli? Porwie w nieznane i pokaże jej, że świat ma tysiące barw tylko trzeba nauczyć się je dostrzegać.  Przypomniały się jej sny, w, których główną role grała ona z Markiem.  Uśmiechnęła się błogo a brunet w zamyśleniu odwzajemnił jej uśmiech.
,,You're the first face that I see
And the last thing I think about
You're the reason that I'm alive
You're what I can't live without

Jesteś pierwszą twarzą jaką widzę
i ostatnią rzeczą o której myślę
Jesteś powodem dla którego żyję
Jesteś tym, bez czego nie mogę żyć ‘’


Niepewnie do niego podeszła. Jej wzrok spoczął na lekko rozpiętej szarej koszuli, spod, której wyłaniały się drobne czarne włoski. Widząc jej wzrok uśmiechnął się zawadiacko a na jego policzkach pyszniły się te urocze dołeczki.  Ma czarujący uśmiech. Ta koszula idealnie pasuje do koloru jego oczu.- Błądziła myślami. Zrobiło się jej gorąco a rumieńce wypłynęły na jej bladą twarz. Przez moment patrzyli na siebie. Miała ochotę wtulić się w jego ramiona i zapomnieć o całym świecie, ale wiedziała, że nie powinna. Nie mogła pozwolić sobie na taka poufałość. Już raz się popisała rzucając mu się na szyję i nie było to dobrze przez niego przyjęte.
- Byłam w bufecie chciałam kupić sobie kawę, ale gdy się odwróciłam Betti nie było przy stoliku. Przestraszyłam się, że coś się jej stało. Na szczęście jest cała i zdrowa. Dziękuję, że ją przypilnowałeś.- Wyszeptała biorąc głęboki oddech. Stał zdecydowanie za blisko. Odsunęła się w obawie  , że za chwilę zrobi coś głupiego.  Poprawiła okulary, które miała na nosie.
- Ale ja...
- Nic nie mów
- Ula chciałem cię przeprosić za to, co, kiedyś ode mnie usłyszałaś. Jest mi głupio, że tak cię potraktowałem. Wybaczysz mi?- Spojrzał z nadzieją w jej oczy.
- Nie wiem – Odpowiedziała obojętnym tonem. W tej chwili zapomniała już o tym przykrym incydencie ,ale niestety on znowu jej o tym przypomniał.
- Ulcia idziemy do Maćka?- Niecierpliwiła się dziewczynka podchodząc do nich.  Ula przykucnęła przy niej.
- Tak . Za chwilkę pójdziemy- Powiedziała przełykając ślinę . Przymknęła powieki czując wzbierające się pod nimi łzy. Szymczyk wybudził się ze śpiączki ,ale jego stan był nadal bardzo poważny. Rany goiły się bardzo wolno i Ula obawiała się ,że konieczny będzie przeszczep skóry.  Dobrzański kierowany impulsem przygarnął dziewczynę do siebie a ona uspokajała się w jego ramionach. Chce być silna a jest taka krucha i bezbronna gdy dotyka ją coś złego. – Przeszło mu nagle przez myśl i sam się zdziwił . A jeszcze bardziej tego ,że ją przytulił.
                                                             *********
Pokaz został przesunięty na późniejszy termin. Nikt nie spodziewał się tego ,że Dobrzański wyląduję w szpitalu i jego asystent również. Seniorzy Dobrzańscy byli wstrząśnięci informacją o pożarze i ,że ich jedyny syn mógł zginąć. Nie znali szczegółów ,bo Marek nie chciał o tym mówić. Nie pojmowali też dlaczego ratował jakoś nieznajomą dziewczynę. Przypuszczali ,że coś do niej czuje . Violetta nieco ubarwiła tą historię i FD krążyły różne plotki. Modelki jednak były jeszcze w większym szoku gdy dowiedziały się o zerwanych zaręczynach Marka z Kaliną . Podwójnym zaskoczeniem było to ,że planowali dziecko a teraz tak po prostu się rozstają.  Jedynie Alex cieszył się z nieobecności juniora Dobrzańskiego. 
Mężczyzna przeczesał dłonią włosy i spojrzał na ekran komputera i uśmiechnął się do siebie . Wiedział już co zrobić aby pokaz się nie odbył.  Czekał teraz aż w jego gabinecie pojawi się Turek. Zlecił mu kilka zadań na dziś. 
                                                        ********
W innej części firmy trwały właśnie przymiarki kreacji do nowej kolekcji. Pshemko nad wszystkim czuwał aby było dopięte na ostatni guzik. Fotograf instruował modelki jak mają się ustawiać aby zdjęcia dobrze wyszły.
- Iga rozluźnij ramiona- Rzucił fotograf . Zmieniła pozycję ,ale to nie było jeszcze to. Podszedł do niej i pokazał jak ma się ustawić.  Była tu nowa i to był jej pierwsza sesja do pokazu. Nigdy jeszcze nie chodziła po wybiegu.   Stresowała się ,bo bała się ,że nie pójdzie w tym pokazie a bardzo jej zależało.
- Pomyśl o czymś miłym i przyjemnym – Polecił mężczyzna .  Iga na moment zapomniała o obiektywie skierowanym na nią i rozluźniła się. Rozpuściła długie blond włosy.  Fotograf był zadowolony z efektu zdjęć. Potem przyszła pora na pozostałe modelki ,ale ich nie musiał już instruować. Były znacznie dłużej w tym zawodzie iż studentka farmacji ,która chciała sobie dorobić do studiów.
                                                                      ******
To właśnie dzisiaj miała opuścić szpital. Dalsza hospitalizacja nie była konieczna. Rany po poparzeniu zagoiły się.  Cieszyła się, że nie ma już tych okropnych bandaży na ramionach, dłoniach, szyi. Na klatce piersiowej miała jeszcze opatrunek, ale niedługo będzie mogła go zdjąć. Lekarz przepisał jej maść, która musi smarować ranę.  Marek również nie miał już bandaży. Rany nie były na tyle głębokie, aby pozostawić szpecące blizny.  Ula spojrzała na zegar. Za godzinę w szpitalu miała się pojawić Benita.  Siostra jej mamy, u, której miała teraz zamieszkać. To ona zajmowała się Beatką podczas pobytu Uli w szpitalu.  
Spacerowała korytarzem po drodze odwiedziła mamę, która powoli wracała do zdrowia. Lekarze mówili, że z każdym dniem jest coraz lepiej. Ona też zauważyła tą wyraźną poprawę.  Wolnym krokiem udała się w kierunku wyjścia z budynku. Miała już dość tego miejsca. Tutaj śmierć zaglądała ludziom w oczy, wkradała się pod ich pościel. Zabierała radość życia, energię i ich ostatni oddech. Oparła się o metalową barierkę. Wiatr rozwiewał jej włosy, w różne strony. Czuła się jakby stała nad przepaścią i wystarczy jeden krok, aby upaść. Spojrzała na niebo. Było szare i zanosiło się na deszcz. Przeprosił mnie. Chyba naprawdę żałuję, że mnie tak nazwał. Może powinnam dać mu drugą szansę? Dziś rano tak fajnie nam się rozmawiało. Opowiadał mi o firmie, Sebastianie, Violetcie i Pshemko, który ma swoje humory.  Dlaczego przez tyle czasu nie odwiedziła go narzeczona? Pokłócili się? Czy chodzi o coś innego? Chciałabym lepiej go poznać, ale on tak niewiele mówi o sobie. Czyżby coś ukrywał? Zresztą, po co miałby mi o tym mówić?  Kim dla niego jestem znajomą, przyjaciółką?
Ocknęła się z zadumy i spojrzała przed siebie.  Z oddali wyłoniła się postać niewiele starszej od niej matki kobiety, która do niej pomachała i zmierzała w jej kierunku.
                  








wtorek, 9 lutego 2016

,, Oznaki życia'' 12

Zapraszam na kolejną część ,która wyjaśnia niektóre rzeczy z poprzedniej. Na przykład to ,że Maciej nie zginął. Pozdrawiam :)
, Oznaki życia’’
Rozdział 12
Jeden z najgłębszych sekretów życia polega na tym ,że tylko to wszystko ,co robimy dla innych ,jest co naprawdę warto robić.’’ [Levis Carroll]


Wraz z nastaniem dnia wszystko nabrało jeszcze innego wymiaru. Dopiero teraz dojrzeć można było skale zniszczeń, jaką spowodował w nocy pożar. Wszędzie leżały gruzy i stały szkielety tego co, kiedyś nazywane było domem. Teraz marzenia i plany zamieniły się popiół. Jedyną dobrą wiadomością było to, że nie było ofiar śmiertelnych. Z początku sądzono, że jeden z mieszkańców Rysiowa zginął w płomieniach, ale sprawa szybko się wyjaśniła.  Mężczyzna został znaleziony po drugiej stronie ogrodzenia. Prawdopodobnie chwilę przed wybuchem udało mu się uciec , przeskakując przez płot w ostatniej sekundzie. Straż do późnych godzin nocnych gasiła ogień, który ciągle wydobywał się z pozostałości dawnego budynku. Pogotowie zabrało ciężko rannego mężczyznę do szpitala. Ten dramat Rysiowanie zapamiętają na zawsze. Dziękowali Bogu, że nie było w środku najmłodszej z Cieplaków. W sercach mieszkańców rodziło się współczucie na samą myśl ,że ta rodzina straciła wszystko. I to dosłownie. Stracili dach nad głową ,ale również  pamiątki, dokumenty i inne rzeczy .
                                                  **********
Brunet podniósł ciężkie powieki i omiótł wzrokiem pomieszczenie, w, którym się znajdował. Nie wiedział gdzie jest ani co tu robi. Spojrzał na swoje dłonie w bandażach i zrozumiał w jednej chwili gdzie jest. Przymknął oczy, w, których był ból. Przez oczami miał obraz płonącego domu, krzyczącego kolegę i nieprzytomną dziewczynę. Czuł niemal fizyczny ból rozrywający go od środka. Do sali weszła starsza lekarka z krótkimi blond włosami.
- Obudził się pan- Powiedziała zmieniając kroplówkę.  Zagryzł nerwowo wargę walcząc z bólem, gdy zmieniała mu opatrunek na dłoni. Odwrócił wzrok. Nie chciał patrzeć na swoje poparzone ciało.
- Spokojnie. Jeszcze chwilkę-Mówiła łagodnie kończąc przemywać mu rany na dłoniach i szyi.
- Czy Ula i...- Wykrztusił z trudem przełykając ślinę. Jednak Dr. Anna domyśliła się, co ma na myśli.
- Pani Ula żyje, ale nie odzyskała jeszcze przytomności. Podłączona jest to aparatury. Jej płuca nadal nie pracują  prawidłowo.
- Przeżyje?
- Myślę, że tak.  Ma obrażenia pierwszego i drugiego stopnia. Podtruła się dwutlenkiem węgla.
- A …Maciej?- Zająknął się w jego oczach była strach, ból i rozpacz. Bał się, że oni mogą nie przeżyć.
- Żyje. Przebywa, na OIOMIE obecnie nie ma z nim kontaktu. Ma bardzo poważne oparzenia drugiego i trzeciego stopnia. Ma złamaną nogę. Obecnie jest w śpiączce, która jest wynikiem urazu głowy.
- Wyjdzie z tego?
- Myślę, że tak. Jego organizm cały czas walczy.
Odetchnął z wyczuwalną ulgą, gdy dowiedział się, że oni żyją. Nie potrafił sprecyzować, kim właściwie dla niego są. Maciek z nim pracował od prawie dwóch miesięcy. Ulę znał znacznie mniej. Rozmawiali kilka razy w szpitalu, gdy odwiedzał ciocię, która choruje na cukrzyce. Wciąż gdzieś na siebie wpadali. Ich ścieżki przecinały się. Uważał to za pecha, przypadek, ale czy rzeczywiście to przypadek? Miał wrażenie, że nic nie będzie już takie samo. I nie chodziło tylko o jego rany na ciele. Wiedział, że teraz zacznie bardziej doceniać życie, bo poprzednia noc mogła mieć całkiem inny przebieg. Bardziej drastyczny a tak nikt nie zginął.
                                              *********
Sebastian tej nocy w ogóle nie mógł zmrużyć oka. Dzwonił do przyjaciela, ale ten nie odbierał. Tak samo do Maćka nie mógł się dodzwonić. Nad ranem poszedł do kuchni po szklankę zimnej wody. Usiadł na kanapie w salonie i poszukał pilota od telewizora. Włączył go przeskakując z kanału na kanał. Zatrzymał się nagle na wiadomościach z pożaru. Chciał przełączyć, ale jego uwagę przykuła nazwa Rysiów i gdy usłyszał imię przyjaciela poderwał się z kanapy i wziął kluczyki od auta.
- Co się stało?- Spytała żona stojąc w salonie w jedwabnym lawendowym szlafroku. Podszedł do niej obejmując ją w pasie i złożył na jej ustach krótki pocałunek.
- W Rysiowie był pożar. Marek uratował dziewczynę  ale...
- Mówisz o swoim przyjacielu? – Uniosła brwi w geście zdziwienia. Nie umiała sobie wyobrazić Dobrzańskiego rzucającego się w ogień by ratować jakąś dziewczynę.
- Tak mówię o Marku. Jest w szpitalu tym niedaleko firmy. I dlaczego to cię tak dziwi ,że kogoś uratował?
- Ostatnio zachowywał się jak prostak . Krzyczał nawet na mnie a ja przecież nie mogę się denerwować ,bo . . - Ucięła widząc ,że jej mąż zakłada marynarkę i szuka komórki.
- Wiem . Sam nie rozumiałem co go napadło. Myślałem ,że mu po prostu odbiło. Ale odkąd rozstał się z Kaliną jest spokojny. A teraz jadę do szpitala-Wyjaśnił widząc jej zaskoczoną minę.
- Jadę z tobą – Rzuciła szybko podchodząc do niego i składając na jego ustach czuły pocałunek.
- Ale...- Chciał zaprotestować, ale położyła mu palec na ustach po czym udała się na górę. Po chwili była już ubrana w fioletowe spodnie i luźną szarą bluzkę. Wzięła torebkę i płaszcz i skierowali się do wyjścia. Na zewnątrz było chłodno. Na chodniku rozbiły się pierwsze deszczowe krople. Otworzył żonie drzwi od strony pasażera i zajmując miejsce za kierownicą włączył się do ulicznego ruchu. 
                                     **********
W szpitalu zjawiła się młoda kobieta około trzydziestoletnia. Za rękę trzymała małą dziewczynkę. Podeszła do jednego z lekarzy.
- Przepraszam – Zwróciła się do starszego człowieka w białym kitlu. Odwrócił się i spojrzał na kobietę. Poprawił okulary na nosie.
- Szukam Urszuli Cieplak
- A pani jest …
- Jestem sąsiadką Uli. A to jej siostra. Niestety nie mogę się nią dłużej zajmować- Odparła i udała się do wyjścia.
- Proszę pani- Zawołał lekarz, ale nie udało się mu jej zatrzymać. Beatka stała i nie bardzo wiedziała, co robić.
Wtedy na korytarz wbiegli Olszańscy. Zatrzymali się na chwilę łapiąc oddech. Dziewczynka widząc, że nikt nie zwraca na nią uwagi sama postanowiła poszukać siostry. Od Ilony słyszała o pożarze. Całą drogę do szpitala cicho płakała.  Nie chciała drażnić kobiety, która nie lubiła, gdy ktoś płakał. Uznawała to za oznakę słabości.

W czasie, gdy lekarz mówił Olszańskim o stanie pacjentów z pożaru. Beatka wślizgnęła się cicho do sali. Jednak nie było w jej Uli. Zobaczyła puste łóżko .
Przestraszona wybuchła płaczem. Bała się, że jej siostra zmarła. Ukryła twarz w małych dłoniach.
- Mała, co tu robisz?- Spytał Dobrzański. Dziewczynka podniosła wzrok odsłaniając twarz. W jej błękitnych oczach dostrzegł strach, ból. Łzy płynęły jak grochy i spadały na małe dłonie. Czuł się nieco skrępowany widząc dziecko w takim stanie. Ale nie bardzo wiedział, co zrobić.
- Szukam Ulci – Wyszeptała drżącym głosem tłumiąc łzy. Podeszła do niego niepewnie.  Nie miał pojęcia, co, ta dziewczynka chce od niego. Wolał jednak, aby już sobie poszła. Nie znał się na dzieciach i nie wiedział jak z nimi rozmawiać.
- Tu jej nie ma. Idź już- Odparł chłodno i utkwił wzrok w biały sufit.
- A jak pan ma na imię?
- Marek
- Zna pan Ulkę?- Zainteresowała się przyglądając  się jego bandażach na rękach.
- Trochę- Odparł lakonicznie.
Drzwi się uchyliły. Do pomieszczenia weszli Olszańscy. Viola usiadła na krześle a Sebastian zlustrował od góry do dołu dziewczynkę i zatrzymał się na jej drobnej twarzy.
- Córka przyszła cię odwiedzić?- Zażartował Sebastian. Dobrzański zgromił go wzrokiem.
- Mała idź już stąd- Powiedział sucho, gdy dziewczynka nadal stała w miejscu. Zrobiła kilka kroków w stronę drzwi.
- Pan nie lubi dzieci – Powiedziała smutno i wyszła z sali.
- Mogłeś być dla niej milszy. To tylko dziecko- Odezwała się Violetta.
- A jak ty się w ogóle czujesz? –Spytał przyjaciel zmieniając temat.
- Trochę obolały. Na szczęście mam tylko ranę na szyi i rękach.
- A tak właściwie, co robiłeś w Rysiowie? I to w nocy?- Zaciekawił się blondyn
- Maciek zasiedział się w pracy. Samochód miał w warsztacie a autobus mu właśnie odjechał. Zaproponowałem go podwieźć. Wtedy ujrzeliśmy płonący budynek. Gdy wbiegł na podwórze nie mogłem tak po prostu stamtąd uciec. Wszedł do środka mimo płomieni...- Przerwał głos mu drżał a do oczu gromadziły się łzy. Wziął kilka głębokich oddechów.
- Przez okno podał mi nieprzytomną dziewczynę i kazał mi uciekać. Potem wszystko działo się tak szybko. Dom wybuchł. Myślałem, że Szymczyk nie żyje. Bałem się, że Ula również, gdy nie otwierała oczu. Bałem się. Nigdy jeszcze tak śmiertelnie nie bałem się jak tej nocy. Nie tylko o siebie, ale po raz pierwszy o kogoś.
- Dzięki tobie ta dziewczyna żyje- Odparł Sebastian patrząc uważnie na przyjaciela. Ten nie uważał się za bohatera. Nawet nie wiedział dlaczego to zrobił. To był impuls. Nie chciał na własne oczy zobaczyć jak ktoś ginie w tak okrutny sposób. Nie był człowiekiem bez serca. Po za tym uważał Maćka za kumpla. 
- Widzieliście ją?
- Nie. Wejść może pewnie tylko rodzina.  A z Kaliną to definitywny koniec?
- Tak. Rozstaliśmy się i tak jest lepiej. Nie będę już musiał słuchać o ślubie ,dzieciach i tym podobnych rzeczach. Nareszcie jestem wolny. No prawie. Jak stąd wyjdę będę musiał znaleźć sobie jakieś mieszkanie i zacząć wszystko od nowa.
- Marek a może ta dziewczyna coś dla ciebie znaczy?- Spytał niepewnie przyjaciel
- Weź przestań. - Obruszył się. Jeszcze niedawno uważałem ją za kopciucha a teraz? Ona nie ma nic. Straciła dosłownie wszystko  i nawet nie wiem czy ma rodzinę na ,którą może liczyć. A co z jej siostrą? Dlaczego się tym przejmuję? Zmęczony rozmyśleniami zasnął.
                                                           **********
Przez kolejne dni odwiedzali go zarówno przyjaciele jak i rodzina. Pojawiła się kuzynka i kuzyn, z, którymi od dłuższego czasu nie utrzymywał kontaktu. Pojawili się też jego rodzice.  Ten dzień zapowiadał się dość spokojnie. Krzysztof pilnował spraw firmy. Helena odwiedziła Bogusię, która choruje na cukrzycę. Spał, gdy nagle usłyszał jakieś głosy. Nie podniósł jednak powiek. Dopiero imię, które usłyszał sprawiło, że otworzył oczy i spojrzał w bok. Na łóżku leżała kobieta z pożaru. Lekarze coś mówili do siebie a potem wyszli. Wstał z łóżka i podszedł do niej. Przysunął sobie krzesło i przyglądał się jej twarzy pogrążonej we śnie. Dotknął jej ręki opuszkami palców. Nie zauważył u niej żadnej reakcji. Uczucie strachu i niepokoju powróciło. Sam nie rozumiał tych uczuć. Martwił się o stan jej zdrowia, mimo, że była dla niego tylko znajomą. Nawet się nie lubili. Po chwili poruszyła palcami, ale jej oczy były nadal zamknięte.
  - Ula słyszysz mnie? – Usłyszała cichy szept. Próbowała podnieść ciężkie powieki. Po kilku próbach udało się jej. Na jego ustach pojawił się promienny uśmiech. Zaskoczenie było tak silne, że słowa utknęły mu  w gardle.  
- Marek?- Wyszeptała zachrypłym głosem.  Rozbieganym wzrokiem zaczęła błądzić po sali.
- Ula...
- Gdzie ja jestem? Co ty tu?..
- Jesteś w szpitalu. W twoim domu był pożar- Wyjaśnił oczekując na jakoś jej reakcję. Jej oczy się zaszkliły a on poczuł się nieswojo.
- Co się stało?- spytała cicho łkając.
- Nie wiem. Gdy odwiozłem Maćka do domu twój dom . . .- Przerwał próbując zapanować nad drżącym głosem.
- Co z Maćkiem? Czy on . . .
- Żyje ,ale jest w ciężkim stanie- Wyjaśnił widząc jej zrozpaczone oczy. Utonęła w jego szarych tęczówkach czując znajomy dreszcz przepływający przez jej ciało.
- To ty mnie uratowałeś?- Zapytała szeptem. Kiwnął lekko głową. Uśmiechnęła się a on czuł jak jego tętno przyspiesza.

Przymknęła na moment powieki próbując przypomnieć sobie coś z dnia, w którym rozegrał się ten dramat. Obrazy jak klatki filmu wyświetlały się w jej głowie. Wróciła do chwili ,w której stała w pokoju gdy dookoła wszystko płonęło. Krzyczała rozpaczliwie ,ale nie było nikogo kto by ją usłyszał a potem… Nie wiedziała co stało się później.

sobota, 6 lutego 2016

,, Oznaki życia'' 11

Zapraszam na kolejną część. Z koszmarem sennym  Dobrzańskiego w tle. Wreszcie wyjaśnia się sen Uli.  Marek od palanta do bohatera. Nie zabijcie mnie za ten rozdział !!! To wydarzenie odciśnie piętno na niektórych  . . .Ps. Mimo ,że od dawna miałam to wydarzenie zaplanowane pisząc je nagle zabrakło mi słów...Ale na szczęście udało mi się to napisać. 
,, Oznaki życia’’
Rozdział 11

- To koniec. Nie chce mieć z tobą nic wspólnego. Gdy wrócę ciebie ma tu nie być- Powiedziała lodowatym tonem i położyła na szafce pierścionek zaręczynowy i  wybiegła z pokoju. Czuła, że musi iść się przewietrzyć. Brakowało jej tchu. Jej zielone oczy napełniły się łzami.  Nie przypuszczała, że w taki sposób się to zakończy. Sześć lat ich związku.  Miała tyle marzeń i planów, ale teraz nie mają już znaczenia. Nie spełnią się. Mieszkanie należało do niej, więc to on powinien się wyprowadzić.  Jeszcze w czasie studiów ojciec zapisał na nią to mieszkanie. Jako jedynaczkę zawsze ją rozpieszczał. Mama była bardziej surowa i bardzo zorganizowana. Lubiła wszystko planować i była pedantką. Nienawidziła jak w domu było brudno. Kalina odziedziczyła to po mamie, która miała niemieckie korzenie.  Widziała ją kilka dni temu będąc w Chicago.  Lea i Marcel przeprowadzili się tam pięć lat temu. Ale często dzwonili do córki.
                                                      ************
Wyjął z szafy walizki i spakował swoje rzeczy. Kończył kolejny etap w swoim życiu. Jego trzeci związek okazał się porażką. Nigdy żadnej z tych kobiet tak naprawdę nie kochał. Z początku tak mu się wydawało, ale to było tylko złudzenie.   Spojrzał na zdjęcie na szafce nocnej. Kobieta na fotografii wydawała mu się teraz całkiem obca.  Moje życie to porażka. Związek z Kaliną był jedną wielką maskaradą. Po co z nią byłem?  Jeszcze raz omiótł wzrokiem pomieszczenie zanim je opuścił.
,,Sam teraz pewnie widzisz że 
z poczucia winy nie da się 
zbudować nic na dłużej 
tylko domek z kart 
co jeśli szczęście minie cię 
spętane ręce widząc twe 
czy warto iść pod prąd 
odpowie tylko serca głos ‘’
Włożył walizki do samochodu i odpalił silnik.  Zatrzymał się w hotelu. Długo nie mógł zasnąć.  W końcu zapadł w głęboki sen.
Przekraczał nieznany tunel. Wszędzie panował mrok i głucha cisza. I szedł głębiej tym narastał w nim niepokój. Powietrze zgęstniało. W powietrzu unosił się specyficzny zapach. Mało wyczuwalny, ale z każdym oddechem stawał się silniejszy. Zerwał się silny wiatr. Tajemniczy zapach nie znikał teraz stawał się jakby słodkawy. Mężczyzna przeczesał dłonią swoje hebanowe włosy.  Ziemia pod bosymi stopami stawała się cieczą. Czuł, że stąpa po czymś miękkim i lepkim. Potknął się o wystający korzeń. Gdy się podniósł tunel zniknął i pojawił się ciemny las. W oddali usłyszał wolno grającą dziecięcą pozytywkę, która Grala coraz szybciej i szybciej. Zasłonił uszy dłońmi, aby tego nie słyszeć, ale dźwięk w wwiercał mu się w mózg. Dotknął ust po poczuł, że po jego wardze spływa strużka krwi. Liście zaszeleściły. Poczuł czyjś dotyk na ramieniu i zamarł z przerażenia. Postać była w czarnym płaszczu i jedynie, co widział wyraźnie to jej oczy. Intensywnie niebieskie. Pod wpływem spojrzenia czuł zimne dreszcze i z trudem oddychał.
- Wsłuchaj się w tą melodię i weź głęboki oddech – Usłyszał kobiecy głos. Miał wrażenie, że skądś go zna. Wszystko zaczęło wirować. Dźwięki się mieszały. Wycie wiatru, pozytywka i fortepian.  Nagle zrobiło się całkiem jasno.
- Błagam ja nie chce umierać- Powiedział drżącym głosem. Kobieta nie spuszczała z niego wzroku. Wyciągnęła rękę i dotknęła jego twarzy. Jej dłonie były przerażająco zimne.
- Jeszcze możesz wszystko zmienić. Ranisz ludzi, którzy cię kochają. Znajdujesz się w krainie śmierci. Nikt, kto tu trafia nie wychodzi żywy.
-Kim jesteś? – Zapytał ze ściśniętym gardłem. Miał uczucie jakby się dusił.
- Jestem twoim drogowskazem. Twoje serce jest zimne jak lód. Nigdy nikogo nie kochałeś. Od zawsze bałeś się samotności -Gdy mówiła nastała idealna cisza. 
- To rzeka kłamstw. Nie wierze w ani jedno twoje słowo.Czarna zjawo.
- Nie jestem zjawą.  Jestem czarnym aniołem niosącym śmierć i cierpienie, bo twoje serce jest puste i zimne, ale gdy zaczniesz czuć i czynić dobro stanę się białym aniołem miłości. 
Postać w czarnym płaszczu podeszła do niego i pocałowała jego usta. Zamknął oczy.Gdy się odsunęła poczuł metaliczny smak. Bezwiednie dotknął ręką swoim warg. Gdy podniósł powieki kobieta zrzuciła czarny płaszcz i stanęła przed nim w białej sukni w dłoniach trzymała zawinięte niemowlę. Odsłoniła je lekko i zobaczył jak robi się sine.
- Ula?- Wyszeptał ze łzami w oczach. Po dłoniach kobiety zaczęła spływać krew. Dostrzegł, że po jego dłoniach również.  Spojrzał głęboko w jej oczy, które z błękitu przeradzały się w ciemną otchłań.  Znów poczuł ten budzący lęk zapach. Usłyszał przerażające dźwięki jakby ludzi wydających ostatnie tchnienie tuż przed postrzałem.  Dziecko upadło na ziemię a po chwili widział już kości. Wyciągnął do Uli dłoń, ale gdy ją chwycił zaczęła zamieniać się w czarny proch. Upadł na ziemie czując ostry ból w klatce piersiowej. Dusił się nie mógł oddychać.  Przerażany otworzył oczy. Dotknął ust a potem odkrył kołdrę i pobiegł do łazienki. Zauważył sińce pod oczami. Opłukał twarz zimną wodą.  Jednak to nic nie pomogło. Nadal miał wszystkie obrazy ze snu. Ten sen był tak realistyczny. Czuł silny ból głowy jakby w coś się uderzył. 
Dopiero teraz zaczęło do niego docierać, że padło za dużo słów i nie da się ich cofnąć. Nie tak planował zakończyć tego związku. Jak zwykle wszystko zepsuł. Próbował sobie przypomnieć moment w, którym zaczęło wszystko go drażnić. Przestało się wszystko liczyć.  Odsunął od siebie ludzi i zaczął traktować ich jak wrogów.  Szybko się ubrał w dresy i wziął pieniądze i poszedł pobiegać. Pomyślał, że wstąpi do sklepu po coś do picia. Gdy znalazł się w parku dojrzał kilka par spacerujących i dzieci. Chciał na chwilę oderwać się od dręczących go myśli..  To tylko głupi sen. To tylko senny koszmar. On nic nie znaczył. – Powtarzał w myślach.Zmęczony opadł na ławkę i spojrzał na zegarek. Dochodziła dziewiąta. 
- O cholera- Zaklął. Od godziny powinien być w firmie.  Jednak wcale nie miał ochoty pojawiać się w pracy ani żadnym innym miejscu.  Słowa z nocnego koszmaru wwiercały mu się w mózg.  Poderwał się z ławki i biegiem ruszył ku wyjściu z parku. 

Dwudziesty pierwszy październik !!!
Siedział przy biurku i bawił się bezmyślnie telefonem.  Podpisał kilka dokumentów ,które przyniosła mu Violetta.  Prawie z nikim dziś nie rozmawiał.  Od paru dni dręczyły go koszmary. Przeprosił już wszystkich pracowników za swoje zachowanie. Nie krzyczał już na Olszańską ,która spodziewała się dziecka. Odkąd dowiedział się ,że jest całkiem zdrowy już na nikim się nie wyżywał. Długo go to dręczyło. Zdradził Kalinę kilka tygodni temu a niedawno dowiedział się ,że jest nosicielką wirusa HIV. Bał się ,że on też jest chory ,ale trzy dni temu odebrał wyniki ,które wykluczyły całkowicie wirusa.  Spokoju nie dawało mu jednak  to jak potraktował Ulę. Chciał ją przeprosić ,ale bał się ,że go zignoruje.  Drzwi nagle otworzyły się na oścież.
- Mogę?- Spytał niepewnie Szymczyk wchodząc do środka. Nie uzyskał odpowiedzi . Prezes nadal bawił się telefonem.
- A ty jeszcze tutaj?- Zapytał zdziwiony Marek i wskazał ręką kanapę.
- Pracowałem i nawet nie zauważyłem ,że już tak późno –Wyjaśnił siadając na kremowej kanapie.  Spojrzał na zegar i zamarł.
- Stało się coś?
- Właśnie odjechał mój ostatni autobus do Rysiowa .
- A samochód?- Dopytywał prezes
- Dopiero w piątek odbieram z warsztatu
- Podwioze cię- Zaproponował Dobrzański . Maciek nie mając innego wyjścia zgodził się ,ale zastrzegł aby Marek nie jechał za szybko.
                                                       **********
Zmęczona wróciła do domu i przebierając się w piżamie położyła się.  Światło zaczęło mrugać a potem zgasło.  Poczuła dziwne ukłucie w sercu i strach. Potem zapadła w głęboki sen.  Przebudziła się niespodziewanie w nocy. Usłyszała trzask drewna i poczuła dym.  Powietrze zgęstniało. Otworzyła drzwi od pokoju i wtedy poczuła falę gorącego powietrza. Odruchowo cofnęła się do tyłu. Chwyciła za klamkę od okna ,ale nie chciała puścić.  Ogień nie wdarł się jeszcze do pokoju , ale wiedziała ,że niewiele brakuje.
Wzięła do rąk lampkę nocną i z całej siły uderzyła w okno. Szkło  się posypało.  Jeden odłamek wbił się jej w dłoń gdy  dotknęła ramy. Ciemna strużka krwi pociekła po jej dłoni. Włosy przykleiły się do twarzy. Drzwi od pokoju zaczęły płonąć. Ogarnął ją paniczny strach.  Na szczęście Beatka nocowała dziś u koleżanki kilka ulic dalej.  Podłoga zamieniła się w  ognistą tarcze. Ze ściany spadł nadpalony obraz.
                                                        **********
Gdy zatrzymali się przed jego bramą  Szymczyk odwrócił głowę i zobaczył ,że z poddasza domu jego przyjaciółki wydobywa się dym.  Wysiedli z samochodu.  Maciek złapał Marka za ramie.
- Dzwoń po straż. dom Uli się pali- Wykrztusił. Brunet widząc nie zastanawiając się wiele zadzwonił po straż i pogotowie podając wszystkie dane ,które dyktował mu mężczyzna.
- Gdzie ty idziesz?- Krzyknął Dobrzański gdy ten wbiegał już na podwórze Cieplaków. Marek pognał za nim. Maciek podbiegł do drzwi i je wyważył.  Uderzył go strumień  gorącego powietrza. Wszystko znajdowało się w ogniu. Dym szczypał go w oczy. Zasłonił usta lekko szalikiem i szedł dalej przedzierając się przez płomienie. Czuł jak parzą mu skórę . Jednak najważniejsze było aby uratować Ulę.  Marek został na zewnątrz czekając na przyjazd straży pożarnej . Krokwie trzaskały gdy języki ognia wdarły się pod dach.
,,Z głębi siebie wołam cię 
otwórz oczy, zobacz mnie 
każdy oddech boli wciąż 
ściska gardło, boję się’’

 - Ratunku!!!Na pomoc !!!!- Zaczęła krzyczeć co chwilę łapiąc oddech. Z każdą chwilą oddychało się coraz trudniej. Dym wdzierał się jej do płuc.  Oczy łzawiły tak mocno ,że prawie nic nie widziała.  Kaszlała próbując złapać powietrze.   Maciej wyważył nogą drzwi i wszedł do pokoju. Ula straciła przytomność upadając na łóżko. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tempie.
- Marek!!!-Krzyknął mężczyzna ten podbiegł do okna i podał mu nieprzytomną dziewczynę.
- Maciek!!!Maciek!!!!- Wrzeszczał gdy ten był w pokoju. Ściana ognia odcięła mu dostęp do wyjścia.
- Ratuj ją!!!Uciekaj!!!- Wrzasnął Szymczyk ostatkiem sił. Dobrzański rzucił się biegiem do opuszczenia podwórka.                          ,,Otul mnie, śnie, sobą okryj mnie 
                                              nie zostawiaj samej 
‘’

Gdy był już po drugiej stronie ulicy . Upadł słysząc głośny wybuch. Wszystko uniosło się w powietrzu. Nie zostało już nic. Wszystko spłonęło i rozpadło się na kawałki. Unosił się tylko gęsty czarny dym. Z oddali usłyszał dźwięk syren. Po kilku nastu minutach przyjechała straż i rozciągnęli  węże.  Marek ze łzami w oczach i brudną od sadzy twarzą tulił do siebie nieprzytomną Ulę. Próbował ją ocucić ,ale bezskutecznie . Piekły go ręce ,ale wciąż do niego nie docierało co się stało.  Był w szoku. Postrząsał  nią aby się obudziła. Bał się ,że nie żyje. Przyjechało pogotowie. Podłączyli kobietę pod butle z tlenem. Marek nagle osunął się na ziemię. Maciej zginął w płomieniach. Ludzie powybiegali z domów na ulicę.  Zobaczyli ruiny domu Cieplaków.  Marek i Ula zostali przewiezieni do szpitala. Rysiowanie byli wstrząśnięci tą tragedią zwłaszcza gdy usłyszeli od strażaków ,że jedna osoba zginęła w pożarze. 

wtorek, 2 lutego 2016

,, Oznaki życia'' 10

Wiem ,że ostatnio rzadko publikuje. Powinnam napisać chodź kilka słów wyjaśnienia. Jednak  Powiem tylko ,że  to przez sprawy osobiste.  Przepraszam a teraz zapraszam na kolejną część.  Niedługo Kaliny będzie już znacznie mniej. W rozdziale występują wulgaryzmy. Pozdrawiam:)
,, Oznaki życia’’
Rozdział 10
,,Miłość jest treścią istnienia.
 Jeśli się jej wyrzekniemy ,umrzemy pod drzewem życia.
Nie mając śmiałości ,by zerwać jego owoce’’
[Paulo Coelho]

Rozbawiona sytuacją otarła łzy dłonią i dostrzegła, że nie ma okularów.  Uśmiech z jej twarzy nagle zgasł. Siedziała na mokrej podłodze obok Marka, który też przestał się śmiać. Wszyscy umilkli a oni zawstydzeni zaistniałą sytuacją mierzyli się spojrzeniami.  Założyła okulary podnosząc  się z podłogi i  niechcący dotykając jego dłoni. Cofnął ją gwałtownie  i również wstając.  Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Zobaczyła w jego oczach złość.  Obrzuciła bruneta przelotnym spojrzeniem.
- Czy ja muszę mieć takiego pecha, aby wciąż na ciebie wpadać?  A może robisz to specjalnie? To twój nowy sposób na znalezienie miłości?  - Zakpił i wybuchnął śmiechem, co ją zirytowało.
- Tak dla jasności to ty na mnie wpadłeś a nie ja na ciebie- Odpowiedziała czując jak powoli ogarnia ją złość.
- To przez tą przeklętą podłogę
- Powinieneś patrzeć uważniej pod nogi- Rzuciła nie patrząc mu w oczy.
- Nie mądruj się kopciuchu. Twoje miejsce jest w domu z miotłą i ścierką- Syknął a po chwili poczuł ostro cios wymierzony w policzek.  Dotknął piekącego miejsca i obrzucił ją nienawistnym spojrzeniem. 
- Podła suka- Szepnął rozjątrzony do głębi. Miał nadzieję, że tego nie usłyszała. Mylił się jednak.  Opuścił budynek szpitalny i ruszył z parkingu z piskiem opon. Usłyszał dźwięk telefonu widząc imię narzeczonej nacisnął czerwoną słuchawkę ...Nie zdejmując nogi z gazu.  Zatrzymał samochód przed hotelem i spakował rzeczy do walizki. Postanowił, że wróci jednak do domu a jutro porozmawia z narzeczoną i wyjaśnią sobie nieporozumienia. Bał się tej rozmowy. Nie miał pojęcia jak powiedzieć jej, że nie chce mieć dzieci teraz ani nigdy.
                                                             *****
Oparła się o zimną ścianę i przymknęła powieki oddychając głęboko. Zacisnęła usta czując jak po jej twarzy spływają słone krople.
- Dobrze się pani czuje?- Zapytała zaniepokojona kobieta w białym kitlu. Ula otworzyła oczy i wyjmując z kieszeni spodni chusteczkę przetarła mokrą twarz. Lekarka przyglądała się jej z troską.
- Już w porządku- Odpowiedziała po dłuższej chwili szatynka i niechętnie ruszyła w kierunku sali w, której znajdowała się jej mama.  W myślach miała wciąż słowa bruneta, który okazał się zwykłym kretynem i chamem.  Bolało ją to, że z niej kpił.  Nie mogła tego zrozumieć, bo jeszcze przed wizytą w jej domu zachowywał się normalnie. Obym już nigdy go nie spotkała na swojej drodze. Niech zniknie z moich snów. Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć? Zwariowałam?
Nacisnęła klamkę i lekko popchnęła drzwi. Weszła do środka i przysiadła na krześle obok łóżka mamy. Chwyciła jej dłoń spoczywającą na białym prześcieradle i przytuliła delikatnie do swojego policzka.
- Witaj mamo. Tak bardzo chciałabym, abyś była już w domu. Przy mnie i Betti.  Tęsknimy za tobą- Mówiła z płaczem wtulając się w dłoń mamy.
- Cześć córeczko- Usłyszała niespodziewanie słowa padające z ust kobiety. Spojrzała na nią. Jej mama miała otwarte oczy.
- Mamo
- Cieszę się, że cię widzę. Przyszłaś z Betti?
- Nie. Została z panią Marysią. Przyjechałam tu prosto z pracy.
- Masz pracę? Gdzie?- Spytała Magda
- W restauracji przy Wilczej – Wyjaśniła puszczając dłoń mamy. Przeczesała dłonią włosy i poprawiła czerwone okulary.
- To bardzo elegancka restauracja. Wyjątkowe miejsce- Zaczęła blondynka zauważając zdenerwowanie córki.
- Dlaczego?
- Może, kiedyś ci opowiem. Ale mów, co u ciebie. Może poznałaś kogoś? Zakochałaś się?
- Nie nikogo nie poznałam- Odparła ze smutkiem w głosie. Nagle zachciało jej się płakać w głowie usłyszała znów jego głos jak z niej kpi.
-Córeczko – Powiedziała Magda dotykając włosów córki.
- Mamo nie martw się- Odparła widząc zatroskaną minę mamy. Nie chciała jej denerwować. Jej mama była jeszcze zbyt słaba. Jest krótko po przeszczepie i nadal istnieje obawa, że organizm może go odrzucić.
- Widzę, że coś cię gnębi. Ktoś cię skrzywdził?
- Wszystko jest w porządku. Naprawdę- Zapewniła.  Do szpitalnej weszła lekarka z lekami. Ula obiecała mamie, że przyjdzie jutro i opuściła szpital.
                                                                        ******
Długo krążyła po mieście bez celu. Przypominała sobie pierwsze rozmowy z Markiem. Spotkanie w parku. Moment, gdy ujrzała go po raz pierwszy mijając w sklepie. Ich rozmowę  jak  w jej domu nazwał ją kopciuchem, kończąc na ich ostatniej rozmowie. Dzisiejszej, która była najgorsza ze wszystkich.
 Była rozchwiana emocjonalnie. Zbyt roztrzęsiona, aby wrócić do domu. Wybiegła ze szpitala. Padało. deszczowe krople łączyły się z jej łzami.  Odetchnęła głęboko wdychając chłodne październikowe powietrze.  Zaczęła biec przed siebie. Nie wiedząc dokąd, nie wiedząc gdzie. Byle, jak najdalej od tego miejsca. Czuła jak krew szybciej krąży w jej żyłach . Próbowała zagłuszyć myśli, które kłębiły się jej w głowie. Czy dręczenie mnie sprawia mu satysfakcje? Powinnam go nienawidzić a zastanawiam się, dlaczego taki jest.  Jestem głupia. On nie zasłużył na to, aby o nim myśleć.   Przystanęła przy wysokim szarym murze. Oddychała głęboko zamykając na chwilę oczy. Przykucnęła przy stawie i patrzyła w wodę. Liście zatańczyły na wietrze i uniosły się do góry. Chłód przenikał przez jej ciało. Nie miała na sobie kurtki ani czapki. Podbiegł do niej czarno – biały pies obwąchując ją. Po chwili pojawiła się nastolatka o długich jasnych jak promienie słońca włosach wołając swojego pupila. Ula rozmyślając nad życiem i osobą, która ją obraziła nie zauważyła, że zapadł zmierzch. Stała nad brzegiem stawu i bała się wykonać choćby krok.  Mimo strachu szła nocą przez park aż dotarła do przystanku. Sprawdziła rozkład. Autobus miał jechać za dziesięć minut.                                           
- Już jestem!!!- Krzyknęła wchodząc do korytarza, ale odpowiedziała jej cisza.  Skierowała kroki do kuchni i zapaliła światło. Zaparzyła sobie zieloną herbatę i udała się do pokoju. Była tak zmęczona, że zasnęła w ubraniu.  Ta noc upłynęła bez żadnych snów.      
                      , Nie myśl że ja jestem twoim Orfeuszem
Nie szukaj mnie w swoim śnie
Gdy przyjdzie świt w swoją drogę znów wyruszę
Ty będziesz tylko liczyć dni’’

 Szybko się ubrała. Dziś założyła fioletowy płaszcz i nie jedząc śniadania pobiegła na autobus. Zjawiła się w restauracji punktualnie.                       
- Hej Ula. Dobrze jesteś- Powiedziała Donata podchodząc do Uli.  Cieplakówna zawiązała sobie biały fartuch i wzięła notes podchodząc do stolika. Przyjęła zamówienie i spojrzała na przyjaciółkę ubraną w czarną sukienkę w podpiętych włosach i białym fartuszku.
- Szefowa chciała z tobą rozmawiać – Szepnęła Dona na ucho dziewczynie i zastąpiła ją na chwilę. Ula wzięła głęboki oddech.  W myślach modliła się, aby jej nie zwalniała.  Jednak  ta tylko poprosiła, aby przyszła do pracy w ten weekend.  Poniedziałek będzie miała wolny.  Zgodziła się, chociaż wiedziała, że znowu Beatka spędzi dzień u sąsiadki. Podeszła do stolika nie podnosząc wzroku na osobę przy niej siedzącą.
- Cześć- Dotarł do niej męski głos, którego tak bardzo nie chciała słyszeć.
- Dzień dobry. Co podać?- Zwróciła się do mężczyzny wpatrując się w notes.
- Podwójne espresso i szarlotkę
Czuła cały czas jego wzrok na sobie. Nie chciała podnieść głowy. Spojrzeć w jego oczy, bo gdyby to zrobiła mogłaby mu wybaczyć.  Jego słowa bardzo ją zraniły, ale za wszelką cenę starała się wymazać to z pamięci.  Problem był w tym, że nie potrafiła. Czuła jakby ten facet rzucił na nią czar, którego nie można odkręcić.  Po kilku minutach postawiła przed nim kawę i ciasto.  Podniosła wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały. Upił łyk kawy. Chciała odejść, ale chwycił ją za nadgarstek.  Serce podeszło jej do gardła. Błagam nie rób mi krzywdy. Chce zniknąć. Niech ten dzień się już skończy.  Widząc malujące się w jej oczach przerażenie puścił jej rękę.
- Jesteś na mnie zła?- Spytał Dobrzański. Zignorowała jego pytanie i postanowiła wrócić do wykonywania swoich obowiązków.Pogaduszki z klientami do nich nie należały i kontakty z nimi  ograniczały się jedynie do złożenia zamówienia.  
- Przepraszam pana, ale muszę wracać do pracy. Do widzenia- Rzuciła chłodno i odeszła od stolika.  Dopił kawę położył pieniądze na podstawce i opuścił lokal. 
                                             ********

Leżał z skrzyżowanymi rękoma na kanapie. Wzrok utkwił w białym suficie. Ten dom przyprawiał go o depresyjny stan. Kalina ze szklanką wody usiadła na brzegu kanapy.
- Marek- Zaczęła dotykając jego włosów.  Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na nią. Dotknął jej długich blond włosów.  Chciał zacząć rozmowę, ale nie bardzo wiedział od czego zacząć.
- Chodź. Mam dla ciebie niespodziankę- Rzekła pociągając go za rękę. Poszedł z nią po schodach do góry. Otworzyła drzwi i zapaliła światło. Przed nim ukazał się pokoik dziecięcy urządzony cały na biało. Przez chwilę milczał.

- Co to kurwa jest?- Wrzasnął aż cofnęła się.  Nie takiej reakcji się spodziewała.
-  Myślałam, że ci się spodoba. Nie musimy się śpieszyć, ale pomyślałam, że lepiej mieć wcześniej kącik dla dziecka.
- A czy ja powiedziałem, że chce mieć dzieci?
- Ostatnio powiedziałeś, że zgadzasz się, ale musisz to przemyśleć – Odparła zdezorientowana.
- Nie chce mieć pieprzonych bachorów!!!- Syknął i kopnął w łóżeczko aż wypadło kilka szczebli. Zaklął, bo zaczęła boleć go noga.
- Myślałam, że mnie kochasz i chcesz założyć ze mną rodzinę- Głos jej drżał a do oczu napływało coraz więcej łez.  Nie robiły one w ogóle na nim wrażenia. Jak zwykle uznał, że histeryzuje i chce wzbudzić w nim litość? Kiedyś zupełnie inaczej by postąpił, ale teraz był zimnym, zgorzkniałym facetem. 
- Myślisz, że nadajesz się w ogóle na matkę? Chcesz siedzieć w domu wśród gówien i sików? W pieprzonym laboratorium. Nie boisz się, że bachory zniszczą ten wielce nieskazitelny domek. A może ubierzesz fartuch i będziesz latać za małym gówniarzem ze ścierką? Tak planujesz spędzić resztę życia. 
- Jesteś dorosły a zachowujesz się ja gówniarz. Jestem po trzydziestce to, kiedy mam zacząć planować rodzinę? Gdy będę miała czterdziestkę? Wtedy może być już za późno, bo mogę mieć problemy z zajściem w ciążę, albo urodzę chore.  W lutym kończysz trzydzieści jeden lat. Kiedy chcesz zostać ojcem? W wieku pięćdziesięciu lat? Aby dzieci z przedszkola wołały na ciebie dziadek?
- Nigdy nie będą tak wołać, bo nie zamierzam nigdy nim być. 
- Więc chyba pora to zakończyć, bo ta rozmowa zaczyna mnie drażnić.  Skoro mamy odmienne zdanie na tak ważne tematy powinniśmy się rozstać. Od dawna się nam nie układa. Ciągniemy coś, co od dawna nie ma przyszłości. Ten związek nie ma- Mówiła patrząc mu w oczy.
- Do niedawna...- Ciągnęła dalej.   Łudziłam się, że przemyślisz wszystko, przeprosisz tak jak zrobiłeś to trzy lata temu. Byłam naiwna myśląc, że dziecko może nas do siebie zbliżyć i odbudować nasz związek.
 Była pewna, że dojdą do porozumienia. Koleżanki z jej roczników dawno już założyły rodziny. A odkładała to.  Skończyła trzydzieści lat w styczniu.  Jeszcze trzy miesiące i będzie świętować trzydzieste pierwsze urodziny.  Na polu zawodowym osiągnęła już pewną stabilizację i tego samego pragnęła w życiu osobistym. Nie miała już nastu lat, aby tracić czas na niestałe związki i szukanie nowych wrażeń. Myślała, że Marek pragnie tego samego, co ona, ale widocznie się pomyliła.
Zapadła chwila ciszy, którą przerywały chodzące wskazówki zegara. Oparła się o stół. Próbując się nie rozkleić. Była zła i jednocześnie miała ochotę się rozpłakać. Jej plany i marzenia właśnie legły w gruzach.
- Zdradziłaś mnie. Przyznaj się. – Odezwał się nerwowo zaciskając dolną wargę i posłał jej gniewne spojrzenie.  Nie powiedziała nic. Milczała.  Podejrzewał ją o zdradę, której nie było. Miała tego dość.
- Odpowiedz mi. Pieprzyłaś się z nim?- Bez słowa wymierzyła mu siarczysty policzek. Syknął z bólu. Zaskoczyła go. Nie spodziewał się, że go uderzy.