Strona Główna

wtorek, 2 lutego 2016

,, Oznaki życia'' 10

Wiem ,że ostatnio rzadko publikuje. Powinnam napisać chodź kilka słów wyjaśnienia. Jednak  Powiem tylko ,że  to przez sprawy osobiste.  Przepraszam a teraz zapraszam na kolejną część.  Niedługo Kaliny będzie już znacznie mniej. W rozdziale występują wulgaryzmy. Pozdrawiam:)
,, Oznaki życia’’
Rozdział 10
,,Miłość jest treścią istnienia.
 Jeśli się jej wyrzekniemy ,umrzemy pod drzewem życia.
Nie mając śmiałości ,by zerwać jego owoce’’
[Paulo Coelho]

Rozbawiona sytuacją otarła łzy dłonią i dostrzegła, że nie ma okularów.  Uśmiech z jej twarzy nagle zgasł. Siedziała na mokrej podłodze obok Marka, który też przestał się śmiać. Wszyscy umilkli a oni zawstydzeni zaistniałą sytuacją mierzyli się spojrzeniami.  Założyła okulary podnosząc  się z podłogi i  niechcący dotykając jego dłoni. Cofnął ją gwałtownie  i również wstając.  Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Zobaczyła w jego oczach złość.  Obrzuciła bruneta przelotnym spojrzeniem.
- Czy ja muszę mieć takiego pecha, aby wciąż na ciebie wpadać?  A może robisz to specjalnie? To twój nowy sposób na znalezienie miłości?  - Zakpił i wybuchnął śmiechem, co ją zirytowało.
- Tak dla jasności to ty na mnie wpadłeś a nie ja na ciebie- Odpowiedziała czując jak powoli ogarnia ją złość.
- To przez tą przeklętą podłogę
- Powinieneś patrzeć uważniej pod nogi- Rzuciła nie patrząc mu w oczy.
- Nie mądruj się kopciuchu. Twoje miejsce jest w domu z miotłą i ścierką- Syknął a po chwili poczuł ostro cios wymierzony w policzek.  Dotknął piekącego miejsca i obrzucił ją nienawistnym spojrzeniem. 
- Podła suka- Szepnął rozjątrzony do głębi. Miał nadzieję, że tego nie usłyszała. Mylił się jednak.  Opuścił budynek szpitalny i ruszył z parkingu z piskiem opon. Usłyszał dźwięk telefonu widząc imię narzeczonej nacisnął czerwoną słuchawkę ...Nie zdejmując nogi z gazu.  Zatrzymał samochód przed hotelem i spakował rzeczy do walizki. Postanowił, że wróci jednak do domu a jutro porozmawia z narzeczoną i wyjaśnią sobie nieporozumienia. Bał się tej rozmowy. Nie miał pojęcia jak powiedzieć jej, że nie chce mieć dzieci teraz ani nigdy.
                                                             *****
Oparła się o zimną ścianę i przymknęła powieki oddychając głęboko. Zacisnęła usta czując jak po jej twarzy spływają słone krople.
- Dobrze się pani czuje?- Zapytała zaniepokojona kobieta w białym kitlu. Ula otworzyła oczy i wyjmując z kieszeni spodni chusteczkę przetarła mokrą twarz. Lekarka przyglądała się jej z troską.
- Już w porządku- Odpowiedziała po dłuższej chwili szatynka i niechętnie ruszyła w kierunku sali w, której znajdowała się jej mama.  W myślach miała wciąż słowa bruneta, który okazał się zwykłym kretynem i chamem.  Bolało ją to, że z niej kpił.  Nie mogła tego zrozumieć, bo jeszcze przed wizytą w jej domu zachowywał się normalnie. Obym już nigdy go nie spotkała na swojej drodze. Niech zniknie z moich snów. Dlaczego nie mogę o nim zapomnieć? Zwariowałam?
Nacisnęła klamkę i lekko popchnęła drzwi. Weszła do środka i przysiadła na krześle obok łóżka mamy. Chwyciła jej dłoń spoczywającą na białym prześcieradle i przytuliła delikatnie do swojego policzka.
- Witaj mamo. Tak bardzo chciałabym, abyś była już w domu. Przy mnie i Betti.  Tęsknimy za tobą- Mówiła z płaczem wtulając się w dłoń mamy.
- Cześć córeczko- Usłyszała niespodziewanie słowa padające z ust kobiety. Spojrzała na nią. Jej mama miała otwarte oczy.
- Mamo
- Cieszę się, że cię widzę. Przyszłaś z Betti?
- Nie. Została z panią Marysią. Przyjechałam tu prosto z pracy.
- Masz pracę? Gdzie?- Spytała Magda
- W restauracji przy Wilczej – Wyjaśniła puszczając dłoń mamy. Przeczesała dłonią włosy i poprawiła czerwone okulary.
- To bardzo elegancka restauracja. Wyjątkowe miejsce- Zaczęła blondynka zauważając zdenerwowanie córki.
- Dlaczego?
- Może, kiedyś ci opowiem. Ale mów, co u ciebie. Może poznałaś kogoś? Zakochałaś się?
- Nie nikogo nie poznałam- Odparła ze smutkiem w głosie. Nagle zachciało jej się płakać w głowie usłyszała znów jego głos jak z niej kpi.
-Córeczko – Powiedziała Magda dotykając włosów córki.
- Mamo nie martw się- Odparła widząc zatroskaną minę mamy. Nie chciała jej denerwować. Jej mama była jeszcze zbyt słaba. Jest krótko po przeszczepie i nadal istnieje obawa, że organizm może go odrzucić.
- Widzę, że coś cię gnębi. Ktoś cię skrzywdził?
- Wszystko jest w porządku. Naprawdę- Zapewniła.  Do szpitalnej weszła lekarka z lekami. Ula obiecała mamie, że przyjdzie jutro i opuściła szpital.
                                                                        ******
Długo krążyła po mieście bez celu. Przypominała sobie pierwsze rozmowy z Markiem. Spotkanie w parku. Moment, gdy ujrzała go po raz pierwszy mijając w sklepie. Ich rozmowę  jak  w jej domu nazwał ją kopciuchem, kończąc na ich ostatniej rozmowie. Dzisiejszej, która była najgorsza ze wszystkich.
 Była rozchwiana emocjonalnie. Zbyt roztrzęsiona, aby wrócić do domu. Wybiegła ze szpitala. Padało. deszczowe krople łączyły się z jej łzami.  Odetchnęła głęboko wdychając chłodne październikowe powietrze.  Zaczęła biec przed siebie. Nie wiedząc dokąd, nie wiedząc gdzie. Byle, jak najdalej od tego miejsca. Czuła jak krew szybciej krąży w jej żyłach . Próbowała zagłuszyć myśli, które kłębiły się jej w głowie. Czy dręczenie mnie sprawia mu satysfakcje? Powinnam go nienawidzić a zastanawiam się, dlaczego taki jest.  Jestem głupia. On nie zasłużył na to, aby o nim myśleć.   Przystanęła przy wysokim szarym murze. Oddychała głęboko zamykając na chwilę oczy. Przykucnęła przy stawie i patrzyła w wodę. Liście zatańczyły na wietrze i uniosły się do góry. Chłód przenikał przez jej ciało. Nie miała na sobie kurtki ani czapki. Podbiegł do niej czarno – biały pies obwąchując ją. Po chwili pojawiła się nastolatka o długich jasnych jak promienie słońca włosach wołając swojego pupila. Ula rozmyślając nad życiem i osobą, która ją obraziła nie zauważyła, że zapadł zmierzch. Stała nad brzegiem stawu i bała się wykonać choćby krok.  Mimo strachu szła nocą przez park aż dotarła do przystanku. Sprawdziła rozkład. Autobus miał jechać za dziesięć minut.                                           
- Już jestem!!!- Krzyknęła wchodząc do korytarza, ale odpowiedziała jej cisza.  Skierowała kroki do kuchni i zapaliła światło. Zaparzyła sobie zieloną herbatę i udała się do pokoju. Była tak zmęczona, że zasnęła w ubraniu.  Ta noc upłynęła bez żadnych snów.      
                      , Nie myśl że ja jestem twoim Orfeuszem
Nie szukaj mnie w swoim śnie
Gdy przyjdzie świt w swoją drogę znów wyruszę
Ty będziesz tylko liczyć dni’’

 Szybko się ubrała. Dziś założyła fioletowy płaszcz i nie jedząc śniadania pobiegła na autobus. Zjawiła się w restauracji punktualnie.                       
- Hej Ula. Dobrze jesteś- Powiedziała Donata podchodząc do Uli.  Cieplakówna zawiązała sobie biały fartuch i wzięła notes podchodząc do stolika. Przyjęła zamówienie i spojrzała na przyjaciółkę ubraną w czarną sukienkę w podpiętych włosach i białym fartuszku.
- Szefowa chciała z tobą rozmawiać – Szepnęła Dona na ucho dziewczynie i zastąpiła ją na chwilę. Ula wzięła głęboki oddech.  W myślach modliła się, aby jej nie zwalniała.  Jednak  ta tylko poprosiła, aby przyszła do pracy w ten weekend.  Poniedziałek będzie miała wolny.  Zgodziła się, chociaż wiedziała, że znowu Beatka spędzi dzień u sąsiadki. Podeszła do stolika nie podnosząc wzroku na osobę przy niej siedzącą.
- Cześć- Dotarł do niej męski głos, którego tak bardzo nie chciała słyszeć.
- Dzień dobry. Co podać?- Zwróciła się do mężczyzny wpatrując się w notes.
- Podwójne espresso i szarlotkę
Czuła cały czas jego wzrok na sobie. Nie chciała podnieść głowy. Spojrzeć w jego oczy, bo gdyby to zrobiła mogłaby mu wybaczyć.  Jego słowa bardzo ją zraniły, ale za wszelką cenę starała się wymazać to z pamięci.  Problem był w tym, że nie potrafiła. Czuła jakby ten facet rzucił na nią czar, którego nie można odkręcić.  Po kilku minutach postawiła przed nim kawę i ciasto.  Podniosła wzrok i ich spojrzenia się skrzyżowały. Upił łyk kawy. Chciała odejść, ale chwycił ją za nadgarstek.  Serce podeszło jej do gardła. Błagam nie rób mi krzywdy. Chce zniknąć. Niech ten dzień się już skończy.  Widząc malujące się w jej oczach przerażenie puścił jej rękę.
- Jesteś na mnie zła?- Spytał Dobrzański. Zignorowała jego pytanie i postanowiła wrócić do wykonywania swoich obowiązków.Pogaduszki z klientami do nich nie należały i kontakty z nimi  ograniczały się jedynie do złożenia zamówienia.  
- Przepraszam pana, ale muszę wracać do pracy. Do widzenia- Rzuciła chłodno i odeszła od stolika.  Dopił kawę położył pieniądze na podstawce i opuścił lokal. 
                                             ********

Leżał z skrzyżowanymi rękoma na kanapie. Wzrok utkwił w białym suficie. Ten dom przyprawiał go o depresyjny stan. Kalina ze szklanką wody usiadła na brzegu kanapy.
- Marek- Zaczęła dotykając jego włosów.  Podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na nią. Dotknął jej długich blond włosów.  Chciał zacząć rozmowę, ale nie bardzo wiedział od czego zacząć.
- Chodź. Mam dla ciebie niespodziankę- Rzekła pociągając go za rękę. Poszedł z nią po schodach do góry. Otworzyła drzwi i zapaliła światło. Przed nim ukazał się pokoik dziecięcy urządzony cały na biało. Przez chwilę milczał.

- Co to kurwa jest?- Wrzasnął aż cofnęła się.  Nie takiej reakcji się spodziewała.
-  Myślałam, że ci się spodoba. Nie musimy się śpieszyć, ale pomyślałam, że lepiej mieć wcześniej kącik dla dziecka.
- A czy ja powiedziałem, że chce mieć dzieci?
- Ostatnio powiedziałeś, że zgadzasz się, ale musisz to przemyśleć – Odparła zdezorientowana.
- Nie chce mieć pieprzonych bachorów!!!- Syknął i kopnął w łóżeczko aż wypadło kilka szczebli. Zaklął, bo zaczęła boleć go noga.
- Myślałam, że mnie kochasz i chcesz założyć ze mną rodzinę- Głos jej drżał a do oczu napływało coraz więcej łez.  Nie robiły one w ogóle na nim wrażenia. Jak zwykle uznał, że histeryzuje i chce wzbudzić w nim litość? Kiedyś zupełnie inaczej by postąpił, ale teraz był zimnym, zgorzkniałym facetem. 
- Myślisz, że nadajesz się w ogóle na matkę? Chcesz siedzieć w domu wśród gówien i sików? W pieprzonym laboratorium. Nie boisz się, że bachory zniszczą ten wielce nieskazitelny domek. A może ubierzesz fartuch i będziesz latać za małym gówniarzem ze ścierką? Tak planujesz spędzić resztę życia. 
- Jesteś dorosły a zachowujesz się ja gówniarz. Jestem po trzydziestce to, kiedy mam zacząć planować rodzinę? Gdy będę miała czterdziestkę? Wtedy może być już za późno, bo mogę mieć problemy z zajściem w ciążę, albo urodzę chore.  W lutym kończysz trzydzieści jeden lat. Kiedy chcesz zostać ojcem? W wieku pięćdziesięciu lat? Aby dzieci z przedszkola wołały na ciebie dziadek?
- Nigdy nie będą tak wołać, bo nie zamierzam nigdy nim być. 
- Więc chyba pora to zakończyć, bo ta rozmowa zaczyna mnie drażnić.  Skoro mamy odmienne zdanie na tak ważne tematy powinniśmy się rozstać. Od dawna się nam nie układa. Ciągniemy coś, co od dawna nie ma przyszłości. Ten związek nie ma- Mówiła patrząc mu w oczy.
- Do niedawna...- Ciągnęła dalej.   Łudziłam się, że przemyślisz wszystko, przeprosisz tak jak zrobiłeś to trzy lata temu. Byłam naiwna myśląc, że dziecko może nas do siebie zbliżyć i odbudować nasz związek.
 Była pewna, że dojdą do porozumienia. Koleżanki z jej roczników dawno już założyły rodziny. A odkładała to.  Skończyła trzydzieści lat w styczniu.  Jeszcze trzy miesiące i będzie świętować trzydzieste pierwsze urodziny.  Na polu zawodowym osiągnęła już pewną stabilizację i tego samego pragnęła w życiu osobistym. Nie miała już nastu lat, aby tracić czas na niestałe związki i szukanie nowych wrażeń. Myślała, że Marek pragnie tego samego, co ona, ale widocznie się pomyliła.
Zapadła chwila ciszy, którą przerywały chodzące wskazówki zegara. Oparła się o stół. Próbując się nie rozkleić. Była zła i jednocześnie miała ochotę się rozpłakać. Jej plany i marzenia właśnie legły w gruzach.
- Zdradziłaś mnie. Przyznaj się. – Odezwał się nerwowo zaciskając dolną wargę i posłał jej gniewne spojrzenie.  Nie powiedziała nic. Milczała.  Podejrzewał ją o zdradę, której nie było. Miała tego dość.
- Odpowiedz mi. Pieprzyłaś się z nim?- Bez słowa wymierzyła mu siarczysty policzek. Syknął z bólu. Zaskoczyła go. Nie spodziewał się, że go uderzy.


9 komentarzy:

  1. Jak zwykle znakomity rozdział. Marek w chamstwie i obcesowości przechodzi sam siebie. Zaczynam podejrzewać, że on cierpi na jakiegoś rodzaju chorobę psychiczną, która objawia się fatalnym słownictwem, brakiem poszanowania dla kobiet i nieuzasadnioną agresją. Jest beznadziejnym prostakiem, chamidłem, któremu słoma z butów wychodzi. Te obrażone przez niego kobiety powinny się skrzyknąć i obić mu po prostu pysk, żeby w pięty mu poszło.
    Pozytywne wiadomości dotyczące Magdy. Wygląda na to, że kobieta powoli zaczyna się dźwigać z choroby. Bardzo się bałam, żebyś jej nie uśmierciła, ale u Ciebie to nigdy nic nie wiadomo.
    Strasznie dużo błędów tym razem. Miałam co robić. Popraw i wywal te trzy wpisy.
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział.
    Serdecznie pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie Dobrzański ma same wady. Pokazuje się z tej najgorszej strony. Kalina zdecyduje o definitywnym końcu już w następnej części i powrotu nie będzie. z reszto Marek i tak nie będzie jej zatrzymywał. W stosunku do Uli jest okropny . Ona mimo wszystko ona zastanawia się ,, Dlaczego?'' . Stan Magdy trochę się poprawił. U mnie nic nie jest pewne. Nie do końca wyszedł mi ten rozdział jak chciałam :( . Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Sama strzeliłabym Marka w twarz, co za palant.On jest jakiś chory czy o co chodzi. Magda zdrowieje i jest to pocieszająca wiadomość. Nadal nie wiemy co się stanie w październiku ? pozdrawiam B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Palant to za mało powiedziane. To nie jest jeszcze koniec. Mama Uli zdrowieje i jest już lepiej. O październiku na razie nic nie wspomnę. Tylko tyle ,że nie chodzi na 100% o Magdę. Ale już bliżej niż dalej. Mamy 15 już październik. Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Marek jest gburem, chamem, palantem, który totalnie mnie denerwuje. Używanym lepszego okreslenienia ale nie wypada. Mam to dość. Rzucilabym się na niego z pięściami. Masakra jakas. Aż noemalbie zagotowalo się we mnie. I to dla Ciebie komplement. Napisałaś to tak świetnie, że ja wczulam się aż za bardzo. Siedziałam z komórką w ręce i zaciakalam zęby :D
    Pozdrawiam Andziok

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marek nie zasłużył tu na lepsze słowa . A nawet one w pełni nie oddają jaki on jest. Wzbudza bardzo negatywne emocję.Tylko nie rzuć telefonem o ścianę =D. Mi się to zdarzyło przez jednego dupka ,który wyprowadził mnie z równowagi. Ale teraz już tak nie robię ;).heh. Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  5. no no Jaśnie Pan pokazuje całą swoją klasę- totalnego buraka, i znów dostaje po pysku- brawa dla Uli i Kaliny (jak ja lubię takie momenty), wyzywa Ulkę od najgorszych a później z miną niewiniątka pyta czy jest zła- no kurcze ile ty masz człowieku lat? 5? 8? czy trzy dychy? dobrze, że Ulka nie daje się sprowokować, robienie takiej niespodzianki mogło faceta trochę zdenerwować no ale bez przesady, mógłby być choć trochę uprzejmy wobec niej chociażby dlatego, że byli razem, a to oskarżenie o zdradę- w ogóle tego nie rozumiem, przecież chciał się z nią rozstać, chyba, że chodzi o męską dumę, że to on chciał zerwać a ona go wyprzedziła, nareszcie pozytywne wieści ze szpitala dla Ulki- po tym co musiała znieść od Dobrzańskiego to jedyna pocieszenie w jej życiu. Czeka na ciąg dalszy bo dalej nie wiem co stanie się w październiku
    Pozdrawiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Marek pokazał swoje ciemne oblicze. A w pysk mu się należało i to jeszcze jak. Ta od to co było dzień temu w szpitalu puścił już w niepamięć. Kalina pośpieszyła się z tym pokoikiem ,ale to nie była zupełnie niespodzianka. Przecież pokazała mu wcześniej projekt pokoju. A on na to przytaknął. Dlatego ona nie spodziewała się takiej reakcji. Dopiero teraz jej powiedział ,że nie chce dzieci.Wcześniej tylko Sebastianowi i Maćkowi ,bo był przy tej rozmowie. I powiedział jej to w najgorszy ze sposobów. Rzucając wulgaryzmami. I przejrzała dzięki temu na oczy. Tak . to on chciał z nią zerwać . Poprawa zdrowia mamy to jedyne pocieszenie dla Uli. A ile jeszcze będzie musiała znieść? Okaże się wkrótce. Dzięki za wpis. Pozdrawiam :)

      Usuń