Ze snu wyrwał go dźwięk miksera
dochodzący z dołu. Wygramolił się z łóżka niechętnie i w samych bokserkach
podreptał po drewnianych schodach do kuchni. Zastał żonę przygotowujące jakieś
zielone ohydztwo. Skrzywił się nieznacznie, gdy szklankę przytknęła do ust i
upiła mały łyk.
- Wiesz, która jest godzina?- Powiedział
głośniej niż zamierzał. Zegar wskazywał piątą trzydzieści. Nie odpowiedziała wpatrując się w wschód
słońca za oknem. Niebo miało odcień różu w połączeniu z czerwienią i
pomarańczą. Przez otwarte okno wpadł zapach kwitnących w ogrodzie kwiatów. Pod
murem pięły się pnącza róż. Żółtych, czerwonych, różowych i białych.
- Ma...rek- wydusiła stłumionym głosem
łapiąc gwałtownie powietrze, a na jej twarz wypłynął grymas. Upuściła szklankę
łapiąc gwałtownie powietrze.
- Co ci jest?- spytał przerażony
podbiegając do niej.
Dobrzański stał w miejscu jak na
zwolnionej klatce filmu widział rozpryskujące się szkło uderzające o twarde podłoże.
Na podłodze powstała spora zielona plama. Do oczu Uli napłynęły łzy i spłynęły
po policzkach. Złapała się odruchowo za brzuch. Marek ocknął się z letargu i
podbiegł natychmiast do niej. Wiedział, bowiem już, co się dzieje. Wyprowadził
ją z kuchni. Kazał poczekać chwilę przy drzwiach. Ubrał się szybko w pierwszą
koszulę i spodnie, które miał pod ręką. W prognozach zapowiadali upał na
najbliższe dni. Jednak po wyjściu z domu poczuli powiew chłodnego powietrza.
-
Boli! Zrób coś!- Wrzasnęła łapiąc oddech między kolejnymi skurczami.
- Kochanie… spokojnie- rzekł
spanikowany
******
Przemierzał miasta w zatrważającym tempie.
O tej porze ludzie dopiero się budzili, a nieliczni jechali do pracy. Bez
większych problemów dojechał do szpitala. Ula krzyczała, żeby jechał jeszcze szybciej,
ale nie posłuchał jej. Bezpieczeństwo jej i dziecka stawiał na pierwszym
miejscu. W sumie nie wiedział dokładnie, kiedy nastąpiła w nim ta zmiana. Na
zajęciach w szkole rodzenia miał dość czasu na przemyślenia i analizowanie.
- Nienawidzę cię!- Wrzasnęła w pewnym
momencie z trudem łapiąc powietrze.
- Oddychaj – rzekł rozglądając się za
wolnym miejscem na parkingu. Znajdowali się niedaleko szpitala.
- To przez ciebie- syknęła, gdy
otworzył jej drzwi i wbiła paznokcie w jego ramię.
- Zapewniam, że ty też przy tym byłaś –
odparł spokojnym tonem.
Nie rozumiała jak może być taki
spokojny w takiej chwili. Była wręcz oburzona tym faktem. Nie zdawała sobie sprawy,
że to tylko pozory. Nie dawał po sobie poznać, że boi się tak samo jak ona.
- Jak możesz?!- wydusiła z trudem
Po prawie ośmiu godzinach na świat
przyszedł mały Dobrzański. Brunet towarzyszył żonie przy porodzie wspierając ją
i mówiąc, że wszystko będzie dobrze, choć sam był przerażony. Obawiał się, że z
ich dzieckiem jest coś nie tak skoro to tyle trwa. Zapewnienia położnika trochę
go uspokoiły i długo wyczekiwany płacz dziecka. Pierwsze, co Marek dostrzegł to
czarne włosy na główce Pawełka. Wybrali to imię miesiąc przed porodem. Pokoik w
niebieskim kolorze, łóżeczkiem z baldachimem, kolorową karuzelą i mnóstwem ubranek
i zabawek oraz innych rzeczy niezbędnych dla malucha już czekał na ten dzień.
*****
Dobrzańską przewieźli na salę
poporodową. Zmęczenie nadal dawało o sobie znać, lecz jedno spojrzenie na synka
wystarczyło, aby na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ucałowała czarną
czuprynkę maleństwa. Drzwi się uchyliły i wszedł jej mąż całując ją ,w usta i
przenosząc wzrok na chłopczyka.
- Kocham cię –wyszeptał ustami przy jej
skroni.
- Kocham cię- powtórzyła jak echo – Bardzo,
bardzo i naszego synka- spojrzała ze wzruszeniem na synka. Nie potrafił oderwać oczu od dwóch
najważniejszych w jego życiu osób. Żałował, że wcześniej nie wiedział tego, co
teraz wie. Wciąż tkwiła w nim obawa, że
czegoś nie będzie umiał. Jednak wierzył, że z pomocą Uli sobie poradzi. Dziecko
zmarszczyło zabawnie nosek usiany drobnymi piegami.
- Pawełek jest podobny do ciebie-
zwróciła się do męża - Może weźmiesz go na ręce?
- To nie najlepszy pomysł. Jeszcze
zrobię mu krzywdę- odparł nie przestając patrzeć na dziecko.
- Nie zrobisz- zapewniła Ula
Bardzo niepewnie wziął malca na ręce.
Chłopczyk otworzył oczka i
zaintrygowany wpatrywał się w twarz bruneta. Ten uśmiechnął się do niego
szeroko czując ciepło rozpływające się w sercu. Początkowe obawy i lęki gdzieś
zniknęły. Mały wydawał się mu taki kruchy i delikatny. Ostrożnie poddał żonie
synka.
****
Niespodziewanie zadzwonił dzwonek do
drzwi. Dobrzańscy zdziwili się, bo nikogo dziś się nie spodziewali. Marek
poszedł otworzyć. W progu stali jego rodzice, a matka trzymała w ręce dużą
papierową torbę.
–Wejdź – zaprosił ich przepuszczając w
drzwiach.
Helena pocałowała go w oba policzki i
podała mu torbę.
– Co to?- spytał zaskoczony zaglądając
do środka
– Śpioszki i miś dla maleńkiego. A
właśnie gdzie on jest?- dopytywała dyskretnie rozglądając się po salonie.
Krzysztof zajął miejsce na sofie
prosząc o kawę bez mleka i cukru.
– Cześć Uleńko - przywitała się Helena,
gdy ta zeszła po schodach.
Posłała mężowi pytające spojrzenie i
poszła poszukać w szafce czegoś słodkiego. Zjawiła się po paru minutach z
kruchymi ciastami i kawą.
– To gdzie on jest?- ponowiła pytanie
matka Dobrzańskiego.
– Na górze w łóżeczku. Dopiero, co
zasnął- powiedziała Ula ciepłym głosem.
Krzysztof upił łyk ciemnej cieczy i
zasypał młodych pytaniami.
–Jest zdrowy? Do kogo podobny? Jakie
wybraliście dla niego imię?
– Ma na imię Paweł i jest całkiem
podobny do mnie- odpowiedział Marek i uśmiechnął się.
Po godzinie Helena i Krzysztof opuścili
dom młodych. Matka Marka była zachwycona maluszkiem śpiącym słodko w łóżeczku z
przymocowaną kolorową karuzelą i baldachimem.
Zwierzyła się synowej, że Marek wcale
nie był taki spokojny, jako niemowlę. Płakał po nocach i nie mogła go uśpić, a
w dzień odsypiał. Wspomniała również o tym, że jak zaczął chodzić ściągał ze
stołu. Bawił się ziemią w doniczce stojącej na podłodze. Wspinał się na schody.
Ula słuchając tych opowieści miała nadzieję, że Pawełek, aż taki nie będzie. Zwłaszcza,
że im Marek był starszy tym wyrastał z niego większy łobuz. Nie chciała by z jej synka również.
****
Malec wyrywał je ze snu w środku nocy.
Zawsze wstawała Ula, a Marek zakrywał głowę poduszką nie mogąc znieść płaczu
syna. Nie wyniósł się jednak z sypialni. Od narodzin minęły zaledwie dwa tygodnie,
a Dobrzański miał dość nieprzespanych nocy i krzyku syna. Był cholernym egoistą,
bo nie pomyślał jak czuje się jego żona. Również nie spała i brakowało jej
czasu dla siebie. Dodatkowo stała się przewrażliwiona na punkcie porządku. Nieustannie
sprzątała i prasowała ubranka. Wyparzała butelki i smoczki. Nie mówiła o niczym
innym tylko dziecku. Ula była kompletnie
wykończona. Nie wysypiała się, brakowało jej czasu dla siebie. Nawet proste
czynności jak kąpiel czy ugotowanie obiadu były dla niej nie lada wyzwaniem.
Rozumiała, że Marek ma na głowie firmę
i zapewnia jej i dziecku byt, ale potrzebowała go. Bardziej niż kiedykolwiek.
Liczyła na jego pomoc i wsparcie, którego od niego nie otrzymywała.
Pewnej nocy w sypialni panowała cisza.
Dobrzański przebudził się i zapalił lampkę nocną. Podszedł do łóżeczka lekko
pochylając się nad nim i przyglądał się jak śpi. Chłopczyk otworzył oczy i
zaczął płakać. Ula wstała nagle i
przewróciła się. Dziecko rozpłakało się. Przerażony mężczyzna ułożył ją
ostrożnie na łóżku. Podniosła powieki zdezorientowana. Chciała wstać, ale
powstrzymał ją.
Nazajutrz zadzwonił do matki by pomogła
mu w opiece nad synkiem. Zgodziła się niemal natychmiast. Pokrótce wyjaśnił jej,
jaka jest sytuacja. Ula powoli dochodziła do siebie. Marek odetchnął z ulgą
dowiadując się, że to anemia, a nie jakiś nowotwór. Przez myśl przeszło mu, że
to może być rak.
Od tamtej pory pomagał jej w opiece nad
małym. Często wpadali przyjaciele i rodzice. Po upływie połogu ich noce na nowo
stały się pełne żaru i namiętności. Ula szybko odzyskała figurę po porodzie.
Nie miała problemów z wagą. Znajdowała się w grupie szczęśliwców, którzy nie
muszą przesadnie uważać, co jedzą. Jednak starała się zdrowo odżywiać. Poza tym
wciąż karmiła piersią.
******
- Hej dziewczyny- zawołał wesoło
Dobrzański wchodząc do pomieszczenia. Złożył krótki pocałunek na ustach żony i
musnął czółko córeczki. Dziecko machnęło rączką aż miska z brzoskwiniową kaszką
wyładowało na podłodze. Kobieta niechętnie wzięła się za sprzątanie. brunet
spojrzał na ekran komórki leżący na stole. Jest dziesiąta dziewiętnaście.
Zazwyczaj o tej porze jest w pracy ,ale dziś niedziela. Zaprosili przyjaciół na
grilla.
- Umyje ją , a Ty zadzwoń do Violi i
Seby - powiedziała wyjmując małą z krzesełka.
- Już dzwoniłem. Niestety nie mogą dzisiaj ,bo Viola źle się czuje.
Coś z dzieckiem?
- Alojzym
- Kim? Boże co to za imię
Kto wymyśla takie imiona? Alojzy też mi
imię.
- Myślę ,że Viola. Seba nie wpadł by na
coś tak.. . dziwnego.
- Przypilnuj Gabrysię – rzuciła opuszczając
kuchnie z dziewczynką na rękach.
- A gdzie ona . . . Nie pij tego…- powiedział zabierając jej z rąk płyn do
mycia naczyń. Zabrał ją od szafki ,ale po chwili znów przy niej była. Westchnął
ciężko i wziął ją na ręce wchodząc do
pokoju mało nie zabił się przez klocki porozrzucane przez syna.
- Miałem rację ,że nie chcę mieć dzieci
–mruknął pod nosem – to jednak potwory ,ale .. .
- Co tam marudzisz?- spytała Ula
sadzając Julkę na dywanie i poprawiła jej kitkę.
- Że was kocham- podszedł do niej i pocałował
krótko jej usta.
Nie kłamał. Bywały dni ,że miał dość wszystkiego.
Mimo wszystko nie wyobrażał sobie życia bez Uli i dzieci . Paweł był małą kopią jego. . Za to bliźniaczki Julka i Gabrysia miały błękitne oczy po Uli , a po nim
dołeczki. Gabi bardziej przypominała Ulę ,lecz nie z charakteru.
******
W
następne wakacje udali się do Włoch. Ula od dawna pragnęła tam pojechać.
Przypomniała sobie jak ,kiedyś Marek opowiadał jej o miejscach ,w których był i
co najbardziej mu się tam podobało. Tuż
po śniadaniu Marek przygotował dla Uli niespodziankę i zabrał ją na łódkę.
Zupełnie się tego nie spodziewała. Płynęli wolno gondolą rozmawiając i śmiejąc się. Kobieta
zatrzymała wzrok na moście. Brunet podążył za jej spojrzeniem .
-
Pointe dei Sospiri.
-
Co?
-
Most Westchnień
-
Ciekawa nazwa. Skąd się wzięła?
-
Pewnie od skazańców ,którzy byli prowadzeni przez ten most i mieli tęsknić za
ukochanymi.
Most
powstał w siedemnastym wieku, lecz sławę zyskał dopiero w dziewiętnastym.
-
Trochę późno. Byłeś tu już wcześniej?
-
Raz z rodzicami mając jakieś niecałe dziesięć lat. Nie jesteś głodna? Znam świetną restaurację
do ,której możemy się udać.
- W
takim razie ,wybierzmy się do niej- odparła z uśmiechem. Dopłynęli do brzegu.
Pomógł jej wysiąść podając dłoń ujęła ją
i ruszyli przed siebie. Idąc drewnianym mostem nie zważali na wodzące za nimi
oczy plażowiczów i turystów.
*******
Szli
objęci brzegiem morza ,a fale rozbijały się o skały tworząc białą pianę.
Biała łuna oświetlała ich sylwetki. Dookoła otaczały ich niczym nie zmącona
cisza. Pogrążeni w myślach oboje myśleli jakimi są szczęściarzami ,że spotkali
się. Potrzeba było wiele czasu by uczucie mogło zakwitnąć. Pokonali demony
przeszłości ,aby wyjść na prostą. Wiele musieli przejść i wycierpieć aby
zrozumieć jak cenne jest życie i jak ważni są dla siebie. Połączyło ich coś w
co nie wszyscy wierzą. Oni też byli niedowiarkami i tchórzami bojąc się
zaryzykować. Obawiali się ,że miłość nie przetrwa, lecz później zdali sobie
sprawę ,że razem są silniejsi. Gotowi pokonać lęki i obawy. Stawić czoło
codzienności i nie dali się rutynie.
Usiedli na mokrym pasku obserwując
wzburzone morze. Ula oparła się o ramię bruneta i delektowała się ciszą. W
oddali latarnia morska rzucała blade światło.
- non c'è amore più grande di vero
amore- szepnął jej do ucha. Zaskoczona
odsunęła się leciutko zwracając wzrok ku niemu. Zmarszczyła brwi zastanawiając
się co znaczą te słowa.
- Co to oznacza?- dotarł do niego jej
łagodny głos.
- Nie ma większej siły niż prawdziwa
miłość – wyjaśnił składając subtelny pocałunek. – Zrozumiałem to wiążąc się z
tobą . Przekonany byłem ,że nie chcę być
tatą ,ale dzięki dzieciom odkryłem na nowo radość życia. Chociaż czasami są nieznośne.
- Od kiedy jesteś taki romantyczny?-
dopytywała z zaciekawieniem.
- Odkąd jestem z tobą – odpowiedział
ponownie sięgając do jej ust.
- Cieszę ,że tak to wszystko się
ułożyło. Moja mama wyzdrowiała , Betti niedługo bierze udział w konkursie
plastycznym. Monika poznała mężczyznę ,który zaakceptował Kubusia , Maciek
zamieszkał z Anią ,a Olszańscy są tworzą
szczęśliwą rodzinę ,a my…
- My mamy siebie i trójkę łobuzów
,którzy wykończą dziadków zanim wrócimy.
- Po kimś to mają . Słyszałam ,że w
dzieciństwie . . .
Ochlapał ją zimną wodą. Uciekła mu biegnąc
brzegiem morza . Biegali po mokrym piasku śmiejąc się i chlapiąc wodą. Złapał
ją w pół i przyciągnął do siebie . Wpił się łapczywie w jej
usta.
Koniec !
Dziękuję wszystkim ,którzy od początku lub trochę później zaczęli śledzić tę historię. Gorące podziękowania dla czytających ,komentujących i trwających na tym blogu.
Mam nadzieję ,że zakończenie was nie rozczaruje.
Pozdrawiam serdecznie :).
Nie jesteśmy rozczarowani. Trójka dzieci tego się nie spodziewałam,chociaż spowodowane to jest bliźniaczkami.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło i czekam na kolejne opowiadanie.
Ciesze się ,że zakończenie przypadło ci do gustu.Z początku miała być dwójka ,ale zrobiłam im psikusa w postaci bliźniaczek. Dzięki za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)
UsuńZakończenie absolutnie nie rozczarowuje. Ja jestem zachwycona, chociaż znowu znalazłam kilka poważnych byków. Na przykład nie rozumiem czemu używasz rodzaju męskiego pisząc o bliźniaczkach. "Julka i Gabrysia mieli błękitne oczy po Uli". To dziewczyny więc "miały". To tylko jeden z błędów. Natkniesz się na więcej, jak dokładnie prześledzisz tekst.
OdpowiedzUsuńNiezależnie od tego zamysł całego opowiadania był świetny. Mieliśmy tu mroczne tajemnice, koszmarne sny, chamstwo Marka i wiele innych atrakcji. Napisać trzydzieści rozdziałów to wyczyn nie lada w dodatku bardzo długich. Było co czytać i nie było nudy, to najważniejsze. Bardzo jestem ciekawa czym teraz nas uraczysz i mam nadzieję, że na pierwszą część nowego opowiadania nie będziemy czekać za długo. Za to daję szóstkę z małym minusem za błędy.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Przepraszam ,że czytam i odpisuję i dopiero teraz ,ale nie miałam możliwości wcześniej.
UsuńSzczerzę przyznam ,że początek był najtrudniejszy potem różnie. Napisać ogólnie długie opowiadanie(miałam już dłuższe) tak łatwo nie jest zwłaszcza ,gdy ma się mały zasób słownictwa i brak talentu pisarskiego to wtedy nawet pomysł na nic się nie zda. Dzięki za wpis. Ps.Następne opowiadanie pojawi się niebawem. Pozdrawiam serdecznie :)
Bardzo fajnie to zakończyłaś. Chociaż kilka błędów jest. Kto by się spodziewał że doczekają aż trójki dzieci. Opowiadanie było naprawdę świetne, cały czas coś się działo. ;) Już się nie mogę doczekać nowej historii.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Chciałam zaskoczyć i widać ,że mi się to udało :).Nie mogłam się powstrzymać i zamiast jednego bądź dwójki dałam im trójkę. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńŚwietnie zakończyłaś to opowiadanie. Marek w końcu zaczął się spisywać jako ojciec. Ula przy jednym dziecku była naprawdę wykończona, ale Dobrzański w końcu opamiętał się. Trójka dzieci? Naprawdę zaskoczyłaś mnie, ale w pozytywnym znaczeniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Gdyby Marek w porę się nie opamiętał finał tej historii mógł być inny.Ano trójka. Nie lada wyzwanie dla kogoś kto wcześniej delikatnie mówiąc nie przepadał za dziećmi.Marek i ula wiele przeszli i wiele zrozumieli ,a najważniejsze ,że są razem. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńPo wielu trudach, bólu i cierpieniu nareszcie nastało trochę słońca. Zakończenie świetne, szczególnie, że nie przestawiłaś ich wspólnego życia jak bajki, ale tak po ludzku, z problemami, sprzeczkami, niepewnością. Teraz czekam na kolejną zaskakującą historię, pozdrawiam ;) M
OdpowiedzUsuńPo tym co przeszli zasłużyli na szczęście ,chociaż nie obeszło się bez zwykłej codzienności i problemów z którymi ,każdy boryka się niemal codziennie.Nie chciałam ,aby bohaterowie w tym opowiadaniu byli idealni. Nikt nie jest. Dzięki za wpis. No mam nadzieję ,że następna historia się spodoba.Pozdrawiam serdecznie :)
Usuń