Strona Główna

piątek, 23 września 2016

,, Oznaki życia'' 30 ost.



Ze snu wyrwał go dźwięk miksera dochodzący z dołu. Wygramolił się z łóżka niechętnie i w samych bokserkach podreptał po drewnianych schodach do kuchni. Zastał żonę przygotowujące jakieś zielone ohydztwo. Skrzywił się nieznacznie, gdy szklankę przytknęła do ust i upiła mały łyk.
- Wiesz, która jest godzina?- Powiedział głośniej niż zamierzał. Zegar wskazywał piątą trzydzieści.  Nie odpowiedziała wpatrując się w wschód słońca za oknem. Niebo miało odcień różu w połączeniu z czerwienią i pomarańczą. Przez otwarte okno wpadł zapach kwitnących w ogrodzie kwiatów. Pod murem pięły się pnącza róż. Żółtych, czerwonych, różowych i białych.
- Ma...rek- wydusiła stłumionym głosem łapiąc gwałtownie powietrze, a na jej twarz wypłynął grymas. Upuściła szklankę łapiąc gwałtownie powietrze.
- Co ci jest?- spytał przerażony podbiegając do niej.
Dobrzański stał w miejscu jak na zwolnionej klatce filmu widział rozpryskujące się szkło uderzające o twarde podłoże. Na podłodze powstała spora zielona plama. Do oczu Uli napłynęły łzy i spłynęły po policzkach. Złapała się odruchowo za brzuch. Marek ocknął się z letargu i podbiegł natychmiast do niej. Wiedział, bowiem już, co się dzieje. Wyprowadził ją z kuchni. Kazał poczekać chwilę przy drzwiach. Ubrał się szybko w pierwszą koszulę i spodnie, które miał pod ręką. W prognozach zapowiadali upał na najbliższe dni. Jednak po wyjściu z domu poczuli powiew chłodnego powietrza.
 - Boli! Zrób coś!- Wrzasnęła łapiąc oddech między kolejnymi skurczami.
- Kochanie… spokojnie- rzekł spanikowany
                                     ******
Przemierzał miasta w zatrważającym tempie. O tej porze ludzie dopiero się budzili, a nieliczni jechali do pracy. Bez większych problemów dojechał do szpitala. Ula krzyczała, żeby jechał jeszcze szybciej, ale nie posłuchał jej. Bezpieczeństwo jej i dziecka stawiał na pierwszym miejscu. W sumie nie wiedział dokładnie, kiedy nastąpiła w nim ta zmiana. Na zajęciach w szkole rodzenia miał dość czasu na przemyślenia i analizowanie.
- Nienawidzę cię!- Wrzasnęła w pewnym momencie z trudem łapiąc powietrze.
- Oddychaj – rzekł rozglądając się za wolnym miejscem na parkingu. Znajdowali się niedaleko szpitala.
- To przez ciebie- syknęła, gdy otworzył jej drzwi i wbiła paznokcie w jego ramię.
- Zapewniam, że ty też przy tym byłaś – odparł spokojnym tonem.
Nie rozumiała jak może być taki spokojny w takiej chwili. Była wręcz oburzona tym faktem. Nie zdawała sobie sprawy, że to tylko pozory. Nie dawał po sobie poznać, że boi się tak samo jak ona.
- Jak możesz?!- wydusiła z trudem
Po prawie ośmiu godzinach na świat przyszedł mały Dobrzański. Brunet towarzyszył żonie przy porodzie wspierając ją i mówiąc, że wszystko będzie dobrze, choć sam był przerażony. Obawiał się, że z ich dzieckiem jest coś nie tak skoro to tyle trwa. Zapewnienia położnika trochę go uspokoiły i długo wyczekiwany płacz dziecka. Pierwsze, co Marek dostrzegł to czarne włosy na główce Pawełka. Wybrali to imię miesiąc przed porodem. Pokoik w niebieskim kolorze, łóżeczkiem z baldachimem, kolorową karuzelą i mnóstwem ubranek i zabawek oraz innych rzeczy niezbędnych dla malucha już czekał na ten dzień.
                     *****
Dobrzańską przewieźli na salę poporodową. Zmęczenie nadal dawało o sobie znać, lecz jedno spojrzenie na synka wystarczyło, aby na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ucałowała czarną czuprynkę maleństwa. Drzwi się uchyliły i wszedł jej mąż całując ją ,w usta i przenosząc wzrok na chłopczyka.
- Kocham cię –wyszeptał ustami przy jej skroni.
- Kocham cię- powtórzyła jak echo – Bardzo, bardzo i naszego synka- spojrzała ze wzruszeniem na synka.  Nie potrafił oderwać oczu od dwóch najważniejszych w jego życiu osób. Żałował, że wcześniej nie wiedział tego, co teraz wie.  Wciąż tkwiła w nim obawa, że czegoś nie będzie umiał. Jednak wierzył, że z pomocą Uli sobie poradzi. Dziecko zmarszczyło zabawnie nosek usiany drobnymi piegami.

- Pawełek jest podobny do ciebie- zwróciła się do męża - Może weźmiesz go na ręce?
- To nie najlepszy pomysł. Jeszcze zrobię mu krzywdę- odparł nie przestając patrzeć na dziecko.
- Nie zrobisz- zapewniła Ula
Bardzo niepewnie wziął malca na ręce.
Chłopczyk otworzył oczka i zaintrygowany wpatrywał się w twarz bruneta. Ten uśmiechnął się do niego szeroko czując ciepło rozpływające się w sercu. Początkowe obawy i lęki gdzieś zniknęły. Mały wydawał się mu taki kruchy i delikatny. Ostrożnie poddał żonie synka.
             ****
Niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi. Dobrzańscy zdziwili się, bo nikogo dziś się nie spodziewali. Marek poszedł otworzyć. W progu stali jego rodzice, a matka trzymała w ręce dużą papierową torbę.
–Wejdź – zaprosił ich przepuszczając w drzwiach. 
Helena pocałowała go w oba policzki i podała mu torbę.
– Co to?- spytał zaskoczony zaglądając do środka
– Śpioszki i miś dla maleńkiego. A właśnie gdzie on jest?- dopytywała dyskretnie rozglądając się po salonie.
Krzysztof zajął miejsce na sofie prosząc o kawę bez mleka i cukru.
– Cześć Uleńko - przywitała się Helena, gdy ta zeszła po schodach.
Posłała mężowi pytające spojrzenie i poszła poszukać w szafce czegoś słodkiego. Zjawiła się po paru minutach z kruchymi ciastami i kawą.
– To gdzie on jest?- ponowiła pytanie matka Dobrzańskiego.
– Na górze w łóżeczku. Dopiero, co zasnął- powiedziała Ula ciepłym głosem.
Krzysztof upił łyk ciemnej cieczy i zasypał młodych pytaniami.
–Jest zdrowy? Do kogo podobny? Jakie wybraliście dla niego imię?
– Ma na imię Paweł i jest całkiem podobny do mnie- odpowiedział Marek i uśmiechnął się.
Po godzinie Helena i Krzysztof opuścili dom młodych. Matka Marka była zachwycona maluszkiem śpiącym słodko w łóżeczku z przymocowaną kolorową karuzelą i baldachimem.
Zwierzyła się synowej, że Marek wcale nie był taki spokojny, jako niemowlę. Płakał po nocach i nie mogła go uśpić, a w dzień odsypiał. Wspomniała również o tym, że jak zaczął chodzić ściągał ze stołu. Bawił się ziemią w doniczce stojącej na podłodze. Wspinał się na schody. Ula słuchając tych opowieści miała nadzieję, że Pawełek, aż taki nie będzie. Zwłaszcza, że im Marek był starszy tym wyrastał z niego większy łobuz. Nie chciała by z jej synka również. 

                    ****
Malec wyrywał je ze snu w środku nocy. Zawsze wstawała Ula, a Marek zakrywał głowę poduszką nie mogąc znieść płaczu syna. Nie wyniósł się jednak z sypialni. Od narodzin minęły zaledwie dwa tygodnie, a Dobrzański miał dość nieprzespanych nocy i krzyku syna. Był cholernym egoistą, bo nie pomyślał jak czuje się jego żona. Również nie spała i brakowało jej czasu dla siebie. Dodatkowo stała się przewrażliwiona na punkcie porządku. Nieustannie sprzątała i prasowała ubranka. Wyparzała butelki i smoczki. Nie mówiła o niczym innym tylko dziecku.  Ula była kompletnie wykończona. Nie wysypiała się, brakowało jej czasu dla siebie. Nawet proste czynności jak kąpiel czy ugotowanie obiadu były dla niej nie lada wyzwaniem.
Rozumiała, że Marek ma na głowie firmę i zapewnia jej i dziecku byt, ale potrzebowała go. Bardziej niż kiedykolwiek. Liczyła na jego pomoc i wsparcie, którego od niego nie otrzymywała.
Pewnej nocy w sypialni panowała cisza. Dobrzański przebudził się i zapalił lampkę nocną. Podszedł do łóżeczka lekko pochylając się nad nim i przyglądał się jak śpi. Chłopczyk otworzył oczy i zaczął płakać.  Ula wstała nagle i przewróciła się. Dziecko rozpłakało się. Przerażony mężczyzna ułożył ją ostrożnie na łóżku. Podniosła powieki zdezorientowana. Chciała wstać, ale powstrzymał ją.
Nazajutrz zadzwonił do matki by pomogła mu w opiece nad synkiem. Zgodziła się niemal natychmiast. Pokrótce wyjaśnił jej, jaka jest sytuacja. Ula powoli dochodziła do siebie. Marek odetchnął z ulgą dowiadując się, że to anemia, a nie jakiś nowotwór. Przez myśl przeszło mu, że to może być rak.
Od tamtej pory pomagał jej w opiece nad małym. Często wpadali przyjaciele i rodzice. Po upływie połogu ich noce na nowo stały się pełne żaru i namiętności. Ula szybko odzyskała figurę po porodzie. Nie miała problemów z wagą. Znajdowała się w grupie szczęśliwców, którzy nie muszą przesadnie uważać, co jedzą. Jednak starała się zdrowo odżywiać. Poza tym wciąż karmiła piersią.
                              ******
- Hej dziewczyny- zawołał wesoło Dobrzański wchodząc do pomieszczenia. Złożył krótki pocałunek na ustach żony i musnął czółko córeczki. Dziecko machnęło rączką aż miska z brzoskwiniową kaszką wyładowało na podłodze.  Kobieta  niechętnie wzięła się za sprzątanie. brunet spojrzał na ekran komórki leżący na stole. Jest dziesiąta dziewiętnaście. Zazwyczaj o tej porze jest w pracy ,ale dziś niedziela. Zaprosili przyjaciół na grilla.
- Umyje ją , a Ty zadzwoń do Violi i Seby - powiedziała wyjmując małą z krzesełka.
- Już dzwoniłem. Niestety nie mogą dzisiaj ,bo Viola źle się czuje.
Coś z dzieckiem?
- Alojzym
- Kim? Boże co to za imię 
Kto wymyśla takie imiona? Alojzy też mi imię.
- Myślę ,że Viola. Seba nie wpadł by na coś tak.. . dziwnego.
- Przypilnuj Gabrysię – rzuciła opuszczając kuchnie z dziewczynką na rękach.
-  A gdzie ona . . . Nie pij  tego…- powiedział zabierając jej z rąk płyn do mycia naczyń. Zabrał ją od szafki ,ale po chwili znów przy niej była. Westchnął ciężko i wziął ją na ręce  wchodząc do pokoju mało nie zabił się przez klocki porozrzucane przez syna.
- Miałem rację ,że nie chcę mieć dzieci –mruknął pod nosem – to jednak potwory ,ale .. .
- Co tam marudzisz?- spytała Ula sadzając Julkę na dywanie i poprawiła jej kitkę.
- Że was kocham- podszedł do niej i pocałował krótko jej usta.
Nie kłamał. Bywały dni ,że miał dość wszystkiego. Mimo wszystko nie wyobrażał sobie życia bez Uli i dzieci . Paweł był małą kopią jego. . Za to bliźniaczki Julka i Gabrysia miały błękitne oczy po Uli , a po nim dołeczki. Gabi bardziej przypominała Ulę ,lecz nie z charakteru.
                                ******
W następne wakacje udali się do Włoch. Ula od dawna pragnęła tam pojechać. Przypomniała sobie jak ,kiedyś Marek opowiadał jej o miejscach ,w których był i co najbardziej mu się tam podobało.  Tuż po śniadaniu Marek przygotował dla Uli niespodziankę i zabrał ją na łódkę. Zupełnie się tego nie spodziewała. Płynęli wolno  gondolą rozmawiając i śmiejąc się. Kobieta zatrzymała wzrok na moście. Brunet podążył za jej spojrzeniem .
- Pointe dei Sospiri.
- Co?
- Most Westchnień
- Ciekawa nazwa. Skąd się wzięła?
- Pewnie od skazańców ,którzy byli prowadzeni przez ten most i mieli tęsknić za ukochanymi.
Most powstał w siedemnastym wieku, lecz sławę zyskał dopiero w dziewiętnastym.
- Trochę późno. Byłeś tu już wcześniej?
- Raz z rodzicami mając jakieś niecałe dziesięć lat.  Nie jesteś głodna? Znam świetną restaurację do ,której możemy się udać.
- W takim razie ,wybierzmy się do niej- odparła z uśmiechem. Dopłynęli do brzegu. Pomógł jej wysiąść  podając dłoń ujęła ją i ruszyli przed siebie. Idąc drewnianym mostem nie zważali na wodzące za nimi oczy plażowiczów  i turystów.
                    *******

Szli  objęci brzegiem morza ,a fale rozbijały się o skały tworząc białą pianę. Biała łuna oświetlała ich sylwetki. Dookoła otaczały ich niczym nie zmącona cisza. Pogrążeni w myślach oboje myśleli jakimi są szczęściarzami ,że spotkali się. Potrzeba było wiele czasu by uczucie mogło zakwitnąć. Pokonali demony przeszłości ,aby wyjść na prostą. Wiele musieli przejść i wycierpieć aby zrozumieć jak cenne jest życie i jak ważni są dla siebie. Połączyło ich coś w co nie wszyscy wierzą. Oni też byli niedowiarkami i tchórzami bojąc się zaryzykować. Obawiali się ,że miłość nie przetrwa, lecz później zdali sobie sprawę ,że razem są silniejsi. Gotowi pokonać lęki i obawy. Stawić czoło codzienności i nie dali się rutynie.
Usiedli na mokrym pasku obserwując wzburzone morze. Ula oparła się o ramię bruneta i delektowała się ciszą. W oddali latarnia morska rzucała blade światło.
- non c'è amore più grande di vero amore- szepnął jej do ucha.  Zaskoczona odsunęła się leciutko zwracając wzrok ku niemu. Zmarszczyła brwi zastanawiając się co znaczą te słowa.
- Co to oznacza?- dotarł do niego jej łagodny głos.
- Nie ma większej siły niż prawdziwa miłość – wyjaśnił składając subtelny pocałunek. – Zrozumiałem to wiążąc się z tobą  . Przekonany byłem ,że nie chcę być tatą ,ale dzięki dzieciom odkryłem na nowo radość życia. Chociaż czasami są  nieznośne.
- Od kiedy jesteś taki romantyczny?- dopytywała z zaciekawieniem.
- Odkąd jestem z tobą – odpowiedział ponownie sięgając do jej ust.
- Cieszę ,że tak to wszystko się ułożyło. Moja mama wyzdrowiała , Betti niedługo bierze udział w konkursie plastycznym. Monika poznała mężczyznę ,który zaakceptował Kubusia , Maciek zamieszkał z Anią ,a Olszańscy  są tworzą szczęśliwą rodzinę ,a my…
- My mamy siebie i trójkę łobuzów ,którzy wykończą dziadków zanim wrócimy.
- Po kimś to mają . Słyszałam ,że w dzieciństwie . . .
Ochlapał ją zimną wodą. Uciekła mu biegnąc brzegiem morza . Biegali po mokrym piasku śmiejąc się i chlapiąc wodą. Złapał ją w pół i przyciągnął do siebie . Wpił się łapczywie w jej 
usta.

                         Koniec !
Dziękuję wszystkim ,którzy od początku lub trochę później zaczęli śledzić tę historię. Gorące podziękowania dla czytających ,komentujących i trwających na tym blogu. 
Mam nadzieję ,że zakończenie was nie rozczaruje. 
Pozdrawiam serdecznie :). 


10 komentarzy:

  1. Nie jesteśmy rozczarowani. Trójka dzieci tego się nie spodziewałam,chociaż spowodowane to jest bliźniaczkami.
    Pozdrawiam miło i czekam na kolejne opowiadanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciesze się ,że zakończenie przypadło ci do gustu.Z początku miała być dwójka ,ale zrobiłam im psikusa w postaci bliźniaczek. Dzięki za wpis i pozdrawiam serdecznie. :)

      Usuń
  2. Zakończenie absolutnie nie rozczarowuje. Ja jestem zachwycona, chociaż znowu znalazłam kilka poważnych byków. Na przykład nie rozumiem czemu używasz rodzaju męskiego pisząc o bliźniaczkach. "Julka i Gabrysia mieli błękitne oczy po Uli". To dziewczyny więc "miały". To tylko jeden z błędów. Natkniesz się na więcej, jak dokładnie prześledzisz tekst.
    Niezależnie od tego zamysł całego opowiadania był świetny. Mieliśmy tu mroczne tajemnice, koszmarne sny, chamstwo Marka i wiele innych atrakcji. Napisać trzydzieści rozdziałów to wyczyn nie lada w dodatku bardzo długich. Było co czytać i nie było nudy, to najważniejsze. Bardzo jestem ciekawa czym teraz nas uraczysz i mam nadzieję, że na pierwszą część nowego opowiadania nie będziemy czekać za długo. Za to daję szóstkę z małym minusem za błędy.
    Pozdrawiam Cię serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam ,że czytam i odpisuję i dopiero teraz ,ale nie miałam możliwości wcześniej.
      Szczerzę przyznam ,że początek był najtrudniejszy potem różnie. Napisać ogólnie długie opowiadanie(miałam już dłuższe) tak łatwo nie jest zwłaszcza ,gdy ma się mały zasób słownictwa i brak talentu pisarskiego to wtedy nawet pomysł na nic się nie zda. Dzięki za wpis. Ps.Następne opowiadanie pojawi się niebawem. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. Bardzo fajnie to zakończyłaś. Chociaż kilka błędów jest. Kto by się spodziewał że doczekają aż trójki dzieci. Opowiadanie było naprawdę świetne, cały czas coś się działo. ;) Już się nie mogę doczekać nowej historii.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałam zaskoczyć i widać ,że mi się to udało :).Nie mogłam się powstrzymać i zamiast jednego bądź dwójki dałam im trójkę. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Świetnie zakończyłaś to opowiadanie. Marek w końcu zaczął się spisywać jako ojciec. Ula przy jednym dziecku była naprawdę wykończona, ale Dobrzański w końcu opamiętał się. Trójka dzieci? Naprawdę zaskoczyłaś mnie, ale w pozytywnym znaczeniu.
    Pozdrawiam serdecznie, Andziok :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby Marek w porę się nie opamiętał finał tej historii mógł być inny.Ano trójka. Nie lada wyzwanie dla kogoś kto wcześniej delikatnie mówiąc nie przepadał za dziećmi.Marek i ula wiele przeszli i wiele zrozumieli ,a najważniejsze ,że są razem. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  5. Po wielu trudach, bólu i cierpieniu nareszcie nastało trochę słońca. Zakończenie świetne, szczególnie, że nie przestawiłaś ich wspólnego życia jak bajki, ale tak po ludzku, z problemami, sprzeczkami, niepewnością. Teraz czekam na kolejną zaskakującą historię, pozdrawiam ;) M

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po tym co przeszli zasłużyli na szczęście ,chociaż nie obeszło się bez zwykłej codzienności i problemów z którymi ,każdy boryka się niemal codziennie.Nie chciałam ,aby bohaterowie w tym opowiadaniu byli idealni. Nikt nie jest. Dzięki za wpis. No mam nadzieję ,że następna historia się spodoba.Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń