Strona Główna

piątek, 20 stycznia 2017

,,Zimowa opowieść'' epilog.

                                    Uwaga: Zanim przeczytacie epilog , przeczytajcie czwartą część. 




                                                  Sześć lat później…
 Ścisnęła mocniej dłoń męża, przeciskając się przez tłum w supermarkecie. Wreszcie po długim staniu przy kasie obładowani zakupami dotarli na parking,na którym stał ich czarny samochód. Brunet zapakował torby do bagażnika i przyciągnął do siebie żonę całując ją namiętnie.  Nie przejmował się, że ktoś ich zauważy. Był bardzo szczęśliwy, gdy siedem lat temu powiedziała, Tak’’. Wsiedli do auta. Dobrzański skupił się na prowadzeniu samochodu. Śnieg padał tak, jakby ktoś rozdarł pierzyny. Nie przestawał. Mijali oświetlone ulice, budynki, sklepy, szkoły. Ludzi dopadł szał zakupowy. Wszyscy, gdzieś gonili. Na szczęście w ich salonie przy kominku już od kilku dni stała pięknie udekorowana różnymi ozdobami choinka. Beatka, która odwiedziła ich z Alicją i Józefem powiesiła ręcznie robiony papierowy łańcuch i pierniczki w różnych kształtach. Dwa ich małe kotki wylegiwały się na białym puchowym dywaniku w salonie. Drewniane schody prowadzące na górę oświetlili kolorowymi światełkami. Dochodziła północ. Dobrzański schylił się i podniósł leżącego przy drewnianych schodach małego misia z serduszkiem i zajrzał do sypialni żony. Pusto. W jednym z dziecięcych pokoi panował mrok. W drugim spało dwóch chłopców. Za to w salonie paliło się jasne światło. Ula spała z książeczką o „Calineczce” w dużym fotelu. Okrył ją ciemnym kocem i cmoknął czoło.
                    

- A wy co robicie rozrabiaki?- zapytał szeptem. -
Nic tatusiu- odparła trzyipółletnia Zosia i popatrzyła na niego błękitnymi oczkami.
- Pająk!- Zawołali niespełna sześcioletni chłopcy, wybiegając ze swego pokoju.
Zosia stanowiła całkowitą kopię mamy oprócz dołeczków w policzkach. Bliźniaki podobni byli bardziej do Dobrzańskiego, a zwłaszcza Julek. Tylko najmłodszy miał błękitne oczy. Dobrzańska poderwała się gwałtownie, aż książeczka upadła na dywan. Ziewnęła i wzięła na ręce najmłodszą latorośl. Małego ułożyła w łóżeczku, okrywając kołderką w pastelowe miśki. Bliźniaków do spania zagonił jej mąż, a mała postanowiła się jeszcze bawić.
- Ja nie cię śpać- wysepleniła Zosia i w czerwonej czapce schowała się za kremową zasłoną.
- Chodź, mama poczyta ci bajeczkę- zachęcała Ula.

- Nie!- podniosła głos dziewczynka.
- Ty mały łobuzie- rzekł żartobliwie Marek pojawiając się ponownie w salonie.
Biegał za córką ,a ta śmiała się głośno. Mówił coś pod nosem. Ula obserwowała ich z rozbawieniem. Dołączyła do nich. Nie zauważyli nawet ,gdy Zosia wymknęła się z salonu. Szukali jej po całym domu ,aż znaleźli śpiącą w ich sypialni . Marek zaniósł ją do dziecięcego pokoiku i położył do łóżka okrywając kołdrą w księżniczki. Cieszył się ,że nie musi jej kąpać ,bo zawsze jest pół łazienki zalane i dużo sprzątania . Przeważnie Ula kapała dzieci i przebierała w piżamy ,a on robił śniadania ,zawoził do szkoły chłopców ,a małą do przedszkola i się z nimi bawił. Ula po urodzeniu bliźniaków wróciła do pracy dopóki nie zaszła ,w ciążę z Zosią. Od tamtej pory nie pracuje. Planowała powrót dopiero jak Adaś pójdzie do zerówki. Nie wcześniej .
 Zakupy robili razem mimo ,że długie stanie w kolejkach lub wybieranie przez żonę rzeczy męczyło go.  Dzieli się obowiązkami. Przy czwórce dzieci trudno było znaleźć czas wyłącznie dla siebie ,ale , w czasie wyjazdów zostawiali dzieci pod opieką Cieplaków. W zeszłym roku do Karpacza najmłodszego członka rodziny zabrali ze sobą. Spodziewali się ,że będzie bardzo marudził i przez to wyjazd należał będzie do nieudanych. Na szczęście mało płakał i dużo spał.  Zosia zaraz po wyjściu z pokoju mamy albo taty wybuchała płaczem i zasypiała tylko w wózku lub na rękach jednego z rodziców.
 Z bliźniakami przechodzili prawdziwą gehennę. Jak jeden zasnął natychmiast budził się drugi. I tak w kółko.  Ula żartowała mówiąc. ,, Z trojaczkami poradzilibyśmy sobie lepiej’’ Marek akurat tego nie chciał sobie wyobrażać.
- Słodkich snów- wyszeptał wstając z łóżka.
- Tatusiu?
- Tak?
- Opowies mi tą bajkę?- spytała nagle rozbudzona z nutą nadziei w głosie.
- Jaką?- zapytał przeglądając kolorowe książeczki na półce.
- Cię tą o zimie- rzekła słodkim głosikiem dziewczynka.
- Mnie też o nią zawsze prosi- wtrąciła Ula opierając się o framugę drzwi.
- Dobrze. A więc w pewnej...
, Zimowa opowieść ‘’opowiadana w domu dziecka spodobała się również ich maluchom.
A Ula i Marek co roku układali dalsze wersje tej historii, wzbogacając o pozostałe trzy pory roku.

            KONIEC!
______________________________
 Do zobaczenia w Lutym ! Pozdrawiam ;). 

,,Zimowa opowieść'' short story 4/4 Finał

Zawiera scenę + 18. 

W przyszłym roku narzeczeństwo udało się do domu dziecka. Dobrzański ubrany odświętnie w czerwoną koszulę, czarną marynarkę i płaszcz, a Ula w długiej błyszczącej granatowej sukni, płaszczu, białych długich kozakach z futerkiem, w grubej wełnianej czapce. Przynieśli trochę zabawek i książeczek oraz słodyczy. Przekraczając próg, usłyszeli kobiecy głos i pisk dzieci. Okrążyły ich dookoła, wlepiając zaciekawione spojrzenia. Brunetka o obfitym biuście w koszulowej fioletowej bluzce podeszła z małym chłopczykiem wkładającym do buzi zielono- pomarańczowego gryzaczka. Odwrócił główkę, wtulając się w hebanowe włosy kobiety. Malec przestraszył się obcych ludzi i rozpłakał.
- Wejdźcie – odparła Inga, odsuwając się, by weszli w głąb pomieszczenia.
Narzeczeństwo zlustrowało dom dziecka. Na ścianach wisiały kolorowe obrazki wykonane przez starszych i nieco młodszych wychowanków. Pod ścianą ustawiony był regał z książeczkami i zabawkami. W kącie duży kosz z klockami i lalkami. Przysiedli na zielono-niebieskim dywanie w samochody. Nad oknami zawieszone z papieru gwiazdki i choinki. Przewiesili płaszcze na oparciu jednego z krzeseł i przysiedli na pufach, a dzieci na kolorowych poduszkach. Szatynka w czerwonej sukieneczce podparła się na łokciach, kładąc na brzuchu, wyczekując bajki. Wczoraj druga kobieta opowiedziała im o wizycie Marka i Uli. Elżbieta wyszła na krótką chwilkę odebrać telefon, a Inga po ułożeniu małego spać zostawiając dzieci z panem Karolem i narzeczeństwem. Maluchy zaciekawione przeniosły wzrok z Ulki na Marka i na odwrót. - W dalekiej odległej wiosce żyła sobie pewna rodzina z dwójką małych dzieci...- Zaczął brunet, chwytając małego rudego chłopczyka i posadził go sobie na kolanach. Ula trzymała w tym samym momencie małą dziewczynkę z blond loczkami i śliczną okrągłą buzią. Mała trzyma w rączce lizaka i przez nieuwagę skleja nim włosy Uli. Ta nie przejmuje się tym pewna, że jakoś później je rozczesze razem nie, tracąc włosów. Dzieci zwróciły spojrzenia w jego stronę zaciekawione. Wziął na kolana malutką dziewczynkę gryzącą nadal gryzach i kontynuował opowieść.
– Pewnego dnia obok zamieszkali sąsiedzi z dziećmi. Chłopcem i dziewczynką. Nikt nie zdawał sobie sprawy, że losy obu rodzin tak bardzo się zmienią.
- Czy tam była zła klólowa?- zapytała czteroletnia dziewczynka, sepleniąc.
- Tak- przytaknął Marek.
– Na imię jej było Eleonora. Mieszkała w domku przy lesie z rodzicami i bratem bliźniakiem. Dziewczynka odziedziczyła urodę po mamie. Piękne długie złote włosy zaplatała je w dwa warkocze. Tata Eleonory był myśliwym, a mama kucharką, lecz po narodzinach bliźniaków zrezygnowała z pracy w szkolnej stołówce oddalonej od jej domu o kilka kilometrów. Obok wprowadziło się młode małżeństwo z dwójką dzieci. Hiacyntą i Henrykiem.
- Co dalej?- przerwało jedno z dzieci.
- Hiacynta dziewczynka o niebieskich jak niezapominajki oczach i czystym serduszku zaprzyjaźniła się z bratem Eleonory. Pięknym małym brunecie o szarych oczach z łobuzerskim uśmiechem. Czas mijał. Eleonora z zazdrością patrzyła na tę dwójkę. Albowiem zakochała się w przyjacielu Hiacynty, a jej nie lubiła.
- Zrobiła jej krzywdę?- Spytała dziewięciolatka z długim warkoczem.
- Nie- zaprzeczył automatycznie Marek i dołożył do wersji Uli dalszą historię.
- Eleonora następnego dnia poszła do miejscowej zielarki mieszkającej po drugiej stronie lasku. Wybrała krętą leśną ścieżkę, chcąc iść na skróty. W głowie ułożyła okrutny plan jak pozbyć się złotowłosej. Postanowiła kupić od zielarki szkodliwe zioła, po których Hiacynta nigdy już nie otworzy swoich niebieskich oczu. Henryk wyjechał i wstąpił do wojsk, a po nim poznał uroczą dziewczynę i ją poślubił. Natomiast Złotowłosa szczęśliwa nie wiedziała o Eleonorze, która planowała ją otruć i poślubić jej ukochanego nazywanego przez nią, księciem''.
- To strasznie smutne- odezwał się ktoś.
-No, smutne… Zima ustąpiła wiośnie. Zakwitły krokusy i przebiśniegi. Słońce mocniej grzał, a dni znacznie się wydłużyły. Łąki wyglądały jak kwiecisty dywan, a lasy zazieleniły. Owocowe drzewa zakwitły na biało i różowo.
Woda w strumyku płynęła spokojnie. Słuch o Eleonorze zaginął, a Hiacynta i Miron zaręczyli w grudniowy wieczór, w którym spełniają się największe marzenia. Rok później pobrali się na leśnej polanie wśród wirujących płatków śniegu. A potem wszyscy„żyli długo i szczęśliwie”

                                                ****       

        - Kocham cię- wyszeptała wprost w rozchylone wargi bruneta. Oderwali się na moment od swoich ust, łapiąc oddech i spoglądali na siebie z błyszczącymi i płonącymi z pożądania źrenicami. Długie kasztanowe włosy zakryły nagie piersi kobiety. Nieustannie od lat ten widok zapierał mu wdech. Nie przeszkadzałoby mu nawet, że waży te dwa lub trzy kilo więcej. Starała się dbać o linię, ale w tak zwanych kryzysowych sytuacjach łapała za batonik czy czekoladę. Od dziecka kochała słodycze. Znajdowali się w hotelowym pokoju. Chłodny wietrzyk wpadający do pomieszczenia ochłodził ich rozgrzane ciała. Chłodny wietrzyk wpadający do pomieszczenia wywołał gęsią skórkę na ich rozgrzanych ciałach. Wypite bąbelki przyjemnie szumiały w głowie niczym ocean, który znajdował się w zasięgu ich wzroku. Naelektryzowane powietrze i oni wciąż spragnieni siebie.
- Jesteś taka piękna- wyszeptał, gładząc jej policzek i na nowo przyciągnął ją do siebie.
Klęczała na jego udach, odchylając lekko do tyłu głowę. Wilgotnymi wargami znaczył ścieżkę na jej szyi, schodząc do biustu. Jęknęła cicho, gdy ujął jedną jej pierś i zaczął ją pieścić. 

Ujął ustami sutek i przygryzł lekko. Krzyknęła, czując ból, który po paru sekundach zamienił się w falę rozkoszy. Zdrowy rozsądek dawno został uśpiony. Serce  w jej piersi dudniło  , jak oszalałe.
 Przy nim świat się zatrzymywał, a życie nabierało smaku. Rozświetlał jej szary świat tysiącem barw. Kochała swojego męża ponad wszystko i wiedziała, że to nigdy się nie ulegnie zmianie. 
Od trzech lat czekali na swoje, małe szczęście’’ i mieli nadzieję, że dziś spełni się ich marzenie. Przyciągnął ją na nowo do siebie. Piersi otarły się o jego tors.  Wciągnął gwałtownie powietrze, a następnie wypuścił je z ust. W podbrzuszu poczuła rozpalający żar i  jego wwiedzioną męskość na swym ciele . Zacisnął dłonie na nagich pośladkach kobiety i połączył ich ciało w jedność. Początkowe pchnięcia przybrały na sile i stały się szybsze. Oddychali coraz płycej bliscy punktu kulminacyjnego. Świat wirował jej przed oczami jak w śnie. Jęknęła głośniej...  Ułożył ją na poduszkach zawisając nad nią. Spazm wstrząsnął jej ciałem. Przejechała palcami po skórze ukochanego zostawiając na niej, czerwone ślady po paznokciach. 
- Jezu!- wykrzyczała pierwsza, osiągając szczyt, po krótkiej chwili i on go osiągnął. Dyszeli ciężko przez moment, tkwiąc w bezruchu. Ucałował ją w spocone czoło, po upływie minuty ułożyć się obok żony.


                                 ****
Jedynym światłem rozpraszającym mrok w pokoju były czerwone świeczki porozstawiane niemal wszędzie. Na stoliku stała butelka francuskiego wina, a obok dwa kieliszki z resztą czerwonego płynu na dnie. W wazonie znajdował się ogromny bukiet czerwonych róż, a nieopodal taca z czerwonym winogronem. Przez otwarte okno wpadały lekkie podmuchy wiatru i morski zapach. Smukłe palce szatynki błądziły po jego rozpalonym nagim ciele. Kochali się jeszcze dwukrotnie , aż zmorzył ich sen.
- Zatrzymaj te sanki! Marek! - wykrzyknęła przez sen. 
- Kochanie ,obudź się- wyszeptał jej do ucha mąż. 
- Nie mogę na to patrzeć!
- Ulka . ..
- Co?- spytała półprzytomnie. 
- Krzyczałaś- odparł ciepłym głosem. 
- Tak?- zdziwiła się. - A co?
- Coś o sankach- wyjaśnił. 
- Ach...- wykrztusiła otwierając senne powieki. - Śniło mi się ,że zjeżdżamy z takiej wielkiej góry prosto na dużego bałwana.  Lepiliśmy go dziećmi około  godziny wcześniej. 
- Dziećmi?- zaciekawił się. 
- Tak ,z rodziny i naszymi. 
- Widzisz? Mówiłem ,że wkrótce zostaniemy rodzicami. 
- To sen nie rzeczywistość- odparła z lekkim rozczarowaniem. - Staramy się od trzech lat i nic. A małżeństwem jesteśmy cztery ,a razem...
- Całe życie- odpowiedział za nią. - Cierpliwości. Żyjemy w ciągłym pośpiechu i stresie . Będziemy mieli dzieci . Zobaczysz. Śpij ,a rano...
Pewność w jego głosie ją wciąż zaskakiwała. Skąd ją brał? Naprawdę wierzył ,że się im uda? 
- Słodkich snów ,erotomanie- odrzekła i zamknęła oczy. 
- Mam ci przypomnieć ,kto tańczył ,kiedyś w samej bieliźnie? 
- Dobranoc- rzekła poirytowana . 
- Ula?
- Daj mi spać. Wczoraj nie dałeś - odparła z nutą  skargi. 
- Wczoraj zasnęłaś w jacuzzi na siedząco- wytknął jej. - Zaniosłem cię do pokoju- dodał.
- A kto chciał się kochać przez pół nocy? 
Parsknął śmiechem. 
- Co cię tak bawi?- urażona podniosła się i usiadła w pościeli owijając ją wokół siebie. 
- Uwiodłaś mnie- szepnął omiatając twarz swym gorącym oddechem. - Nieustannie to robisz.
- No ...wiesz...- obruszyła się. - Tobie tylko seks w głosie !
- Pragniemy dziecka ,ale nie możemy popadać w obsesję- odpowiedział.  
- I kto to mówi?- wbiła w męża intensywne spojrzenie. 
- Kocham cię ,złośnico - rzekł przygarniając ją do siebie. 
- Dobranoc ...kochanie- wyszeptała powstrzymując ziewnięcie i zasnęła w jego ciepłych ramionach. 
                                             ***
- Szkoda, że urlop nam się kończy- odparła z nutą smutku, opierając się o metalową barierkę na balkonie.
- No, szkoda- przyznał. –Nawet, bardzo- wyszeptał do ucha, podchodząc do niej i oplatając jej szczupłą talię. Uwielbiała stać do niego przytulona i upajać się zapachem ukochanego. Gdy był obok zawsze zasypiał rozum ,a budziło się serce.  
Czuła  morską bryzę. Miała na sobie kremowy satynowy szlafroczek sięgający do połowy uda. Wodziła wzrokiem po błękitnym niebie, na którym nie był, a ni jednej chmurki. Wtulił twarz w jej włosy. Ładnie pachniały. Od lat uwielbiał takie poranki, gdzie byli tylko oni. We dwoje. Bez problemów, codzienności, firmy, dziadków i teściów. Poznali się w dzieciństwie, nie sądził, że któregoś dnia staną się nierozłączni i będą chcieli zbudować razem przyszłość.
- O czym myślisz?- spojrzała na niego.
- O naszych początkach- odrzekł z delikatnym uśmiechem.
- Byliśmy dziećmi. Na początku strasznie mnie denerwowałeś. - A ty byłaś nieznośna- wytknął jej. – Zachowywałaś się jak obrażona księżniczka.
- A pamiętasz nasz ślub? - Czekaj…- zamyślił się.
– Braliśmy ślub?- zmarszczył czoło i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. - Oczywiście oprócz tego w kościele. 
- No, miałam siedem albo osiem i poprosiłam, by kuzynka uplotła mi wianek. Zrobiła dwa z polnych kwiatów. Chabrów, maków, rumianku i zboża.
- Hm ... Teraz sobie przypominam. Wcisnęłaś mi go na głowie, mówiąc o czymś. Nie pamięta, ale pocałunek ... -Odwróciłeś głowę- powiedziała z wyrzutem. - Smakowałaś malinami.
- Pamiętasz?- spytała z niedowierzaniem.
- Przecież to nasz pierwszy pocałunek- odrzekł nie, umiejąc powstrzymać śmiechu.
- Więc to prawda, że pocałowałam cię w usta. - Prawda- przyznał opuszkami palców, wodząc po jej szyi. – Kotku?
- Hm?- mruknęła zamyślona. - Może popracujemy nad małym Dobrzańskim?- spytał, całując ramię żony. Odwróciła się i powiedziała: - Cały tydzień. . .- przerwał jej, wpijając się z namiętnością w wargi.
- Ma... Marek...- wykrztusiła z trudem między pocałunkami.
– Co?- zapytał rozbieganym wzrokiem i wpatrywał się przed krótką chwilę w nią intensywnie. - A śniadanie?
- Ty jesteś moim śniadaniem i kolacją- wymruczał zmysłowym głosem.
Zaśmiała się i wplotła smukłe dłonie w hebanowe włosy. ..


                                    *****
Wyjazd dobiegł końca. Chociaż oboje nie chcieli wracać z Francji. Przedostatniego dnia wybrali się na miasto i spacerowali urokliwymi uliczkami. Trzymali się za ręce i co chwilę skradali sobie pocałunki jak nowożeńcy, a byli trzy lata po ślubie. Przyjechali tu, świętując rocznicę i marzą, że wreszcie spełni się ich największe marzenie. Od dawna pragnęli dziecka. Tuż po ślubie cieszyli się sobą i spędzali ze sobą mnóstwo czasu. Zdarzały się im gorsze dni, lecz szybko się godzili. Rzadko podnosił ktoś z nich głos. W pobliskiej knajpce kupili ciastka z nadzieniem brzoskwiniowym i sok z limonki. Zajęli miejsca przy małym stoliku z widokiem na wieżę Eiffla.
Ula piła wolno napój przez słonkę i obserwowała śpieszących się gdzieś ludzi i pary zachowanych nieszczędzących sobie czułości w miejscu publicznym. Za jej plecami drobna brunetka z krwistoczerwonymi paznokciami rozmawiała po francusku przez komórkę. - Spójrz- powiedział, podsuwając jej przewodnik turystyczny i wskazał palcem na jedną z fotografii. Zerknęła na zdjęcia przedstawiające Pałac w Wersalu, Łuk triumfalny, Katedrę Notre- Damę i Starą rezydencję Luwr.


                              ****
W sylwestra wybrali się na Rynek, by podziwiać feerie barw na atramentowym niebie, gdy wskazówki zegara ułożą się, wskazując dwunastą. Ula, będąc w grubej kurtce bez przerwy, pocierała zamarzające w rękawiczkach dłonie. Zakochana para stojąca przed nimi zapali zimne ognie. Markowi jakoś nie przyszło to do głowy, by je kupić. Zsunęła rękawiczkę i ujęła go. A drugą trzymała tekturowy kubek z gorącą herbatą z imbirem.
- Zamarzniemy tu, zanim wybije północ- rzekła i napiła się napoju.
- Jeszcze...dwadzieścia minut- poinformował, zerknąwszy na zegarek.
- Wieczność… - Ale z tobą- dodał, uśmiechając się zawadiacko.
- Jeżeli chcesz mnie, rozweselić to marnie ci to idzie.
- Ja jestem świetnym …umiem rozweselać ludzi – dokończył.
- Czym, bo nie dosłyszałam- mruknęła, obrzucając bruneta przelotnym spojrzeniem.
Pogładził jej zaokrąglony brzuch i popatrzył w niebo.
- Czy ty zawsze musisz być najlepszy?- udawała obrażoną.
- Oj, tam- mruknął ledwo słyszalnie.
- Jak nasz maluszek? Zgromiła go wzrokiem i umilkła zaciskając dłonie na tekturowym kubku.
- Przepraszam. To jak maluszki? - Tak samo nieznośni, jak ty
Nieboskłon przybrał tęczowe kolory. Huk i krzyk ludzi, całujących się i wpadających w objęcia zakłócił ich słowne przepychanki.
- Szczęśliwego Nowego Roku- Szepnął jej na ucho. - Kocham was- Marek złożył na ustach Uli długi pocałunek.
- Szczęśliwego- odpowiedziała.- Też cię kocham- rzekła Ula, przytulając się do bruneta.

                     ___________________________________
Epilog definitywnie zakończy to opowiadanie. Nie będzie długi.  Mam nadzieję ,że ta część jak i epilog ( swoją drogą pierwszy raz go piszę) przypadnie do gustu ,chociaż jest bez polotu.                        

poniedziałek, 16 stycznia 2017

,,Zimowa opowieść'' short story 3/4

,, Zimowa opowieść ‘’
Short story 
Rozdział 3
Wstawiam tą część ponownie po małych zmianach. 
Pozdrawiam :).



Wsunęła się pod ciepłą kołdrę i rozmyślała o wydarzeniach z poprzedniego dnia. Z nadmiaru emocji nie mogła zasnąć. Jej serce przepełnione było miłością i szczęściem. Wydawało się to nadal nierealne. Nie sądziła, że odwzajemni jej uczucie. Nie rozmawiali o tym. Dziewczynie wydawało się, że on traktuje ją wyłącznie jak przyjaciółkę lub młodszą siostrę. Nic więcej. Był powiernikiem sekretów w dzieciństwie. Przy nim czuła się niezwykle swobodnie. Zawsze byli przyjaciółmi, nie przekraczając tej granicy. Zanim ich drogi się rozeszły. Znali się tak dobrze, a jednak nie znała pewnych faktów z jego życia. Czasy studiów owiane były tajemnicą. Ułożyła głowę na miękkiej poduszce i zasypiała powoli z uśmiechem na ustach.  
Uniosła nogę i ostrożnie postawiła na zamarzniętej tafli wody. Niepewnie omiotła spojrzeniem okolice. Czarne gałęzie poruszające się w cichym szumie wiatru. Spod długiego karminowego płaszcza wyłaniał się śnieżnobiały koronkowy materiał jej sukni. Rozplotła ciemny warkocz i potrząsnęła głową. Brązowe włosy opadły na płowy płaszcza. Zrobiła taneczny krok sprawdzając czy, aby na pewno lód się nie złamie. Po drugiej stronie stał jej ukochany. Z poślizgiem wpadła w jego rozpostarte ramiona. Malutkie białe płatki osiadły na włosach i ubraniach. Ujął jej dłoń i obrócił. Świat wirował wokół nich. Spojrzała mu głęboko w oczy i po chwili spostrzegła obrączkę na palcu. Uśmiechnęła się i musnęła usta ukochanego. Byli tylko oni i dwa zakochane, gorące serca. Wśród bieli i szarości nic nie mogło zabić ich miłości. 
                                         ***
Uporczywy dźwięk budzika wyrwał ją brutalnie z sennych marzeń. Wyłączyła go sprawdzając, jakże wczesną godzinę. W pół do siódmej. Zwykle cicho schodziła do kuchni, brała prysznic i związywała włosy w luźny kucyk. Zalewała ulubione płatki jogurtem i ubierając się, wychodziła z domu.  
Dzisiejszy poranek do takich nie należał. Niewyspana wtuliła twarz w miękką poduszkę i przymknęła powieki. Nie na długo.
Skrzypnęły leciutko drzwi i do nozdrzy dziewczyny dotarł cudowny zapach z dzieciństwa. Mianowicie woń gorącej czekolady wywoływała wspomnienia z świąt Bożego Narodzenia obchodzonych w minionych latach. Z nostalgią odpłynęła w te beztroskie dni. Minęły niestety niepostrzeżenie. Ulotne jak płatki śniegu topniejące po zetknięciu ze ciepłymi promieniami słońca.
Przeciągnęła się i obdarzyła bruneta miłym uśmiechem. Podał jej kubek z czekoladą i przysiadł na brzegu łóżka.
- Jak tu wszedłeś?- Spytała, dmuchając gorący napój by się nie poparzyć. Spojrzała na niego spod brzegu kubka z świątecznym obrazkiem.
- Twoja mama mnie wpuściła – odparł i nachylając się lekko musnął jej czoło.
Podszedł do szafy i przejrzał jej zawartość.
- Ubierz to- rozkazał rzucając w nią ubraniami.
- To?- Spojrzała krytycznie na białą sukienkę i długi beżowo-biały sweter, z czarnym paskiem podkreślającym talię.
- Po co?
- Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie. No, ubieraj się- ponaglił ją. – Czekam na dole.
Westchnęła z irytacją. Zaczynam się bać jego kreatywności. Co on kombinuje?
Idealną ciszę zmąciły odgłosy ulicy, samochodów, ludzie i dzieci piszczących w pobliskim parku. Marek pociągnął dziewczynę za rękę i przecisnęli się przez tłum ludzi.
Dotarli do wielkiego sklepu ze sprzętem sportowym.  Musiał przyznać, że wpadł na ten pomysł tuż po wyjściu z domu.
Ula ze sceptycznym nastawieniem oglądała łyżwy, rolki, kaski. Wszystkiego było pełno. Zdecydowała się na białe i je przymierzyła, a Marek zdecydowanie wybrał ciemniejsze.
- Jak złamię nogę zaniesiesz mnie do domu?- Odezwała się znienacka Ula, gdy szli w kierunku lodowiska.
- Może nie będzie, aż tak źle?
 Uśmiechnęła się krzywo i niepewnie puściła jego rękę znajdując się na lodowisku.  
                            
- Marek!- Krzyknęła z paniką prawie tracąc równowagę.
Zaśmiał się i chwycił jej dłoń i zakręcił nią. Serce biło jej jak szalone. Omal nie przewróciła się na twardą lodową powierzchnie. Jeździli przez moment nie puszczając swych rąk ,a parę minut później ,Marek oddalił się .  Zachwiała upadając na tyłek.
- Nienawidzę cię – warknęła przez zaciśnięte zęby i próbowała nieudolnie się podnieść na śliskiej powierzchni. Potarła dłonie błękitnych rękawiczkach. Dobrzański dobrze jeździł na łyżwach.
 Już, jako trzynastolatek dobrze mu szło, a ona wciąż zaliczała upadki. Raz mając dwanaście lat udała się z nim nad staw. Niestety lód nie wytrzymał, a dziewczyna do połowy była mokra.
- A myślałem, że kochasz- drażnił się z nią i odjechał kawałek. 
 Podjechała do niego jakaś dziewczyna w pikowanej bladoróżowej kurtce. Wściekła podniosła się i z całych sił usiłowała utrzymać równowagę. Podjechała kawałek i wpadła na nieznajomą.
- Jesteś nienormalna!- fuknęła i mocno ją odepchnęła.
Marek wyciągnął do Uli dłoń, ale ją odtrąciła. Nie miała pojęcia, kim była ta kobieta.
 Z pewnością starą znajomą Dobrzańskiego. Rozmawiali, śmiali się i zachowywali jakby jej w ogóle tam nie było. Nagle stała się przezroczysta. Bruneta tak pochłonęła rozmową z Judytą, że nie zauważył spąsowiałej ze złości ukochanej i kryjącego się w niebieskich tęczówkach bólu.
 W jednej chwili uświadomiła sobie jak niewiele o nim wie odkąd zaczął życie w Warszawie. Ta niespodziewana myśl napełniła ją smutkiem i podsunęła niezbyt miłe obrazy.  Odwróciła się i czym prędzej opuściła lodowisko.
Zdejmując łyżwy układała w głowie rozmowę, którą musi przeprowadzić z Markiem. Tak łatwo mu uwierzyła, że chce z nią być i nie ma innej.
- Ulka...- Powiedział przykucając przy niej i ujmując jej dłonie w swoje. – To było dawno... Ja wtedy nie wiedziałem, że my... To znaczy...- Marek nie potrafił się wysłowić, a Ula podejrzewała go już o najgorsze.
- Ty pieprzony Casanovo..Szmaciarzu- wyrwała ręce z uścisku i spoliczkowała go, aż zapiekła ją ręka.
- Judyta to moja była dziewczyna. - Postawił nacisk na przedostatnie słowo. Widząc, że mu nie wierzy, chociaż nie dawał jej wcześniej powodów by mu nie ufała i podejrzała o zdradę, postanowił kontynuować – Kiedyś z nią byłem. Nie chodziło jej o mnie. Po prostu dobrze się bawiła i żyła chwilą. Podobało mi się to. Dopóki nie uświadomiłem sobie jednej najważniejszej rzeczy...
- Jakiej?- Spytała, wyprostowując się i patrząc mu w oczy. Uspokoiła się już nieco.
- Tęskniłem za tobą. Jednak zanim odkryłem, że nie jak za przyjaciółką, a kimś znacznie więcej, upłynęło sporo czasu.
- Mi też trochę to zajęło- przyznała szczerze. – Poza tym byłam z Kacprem. Obiecaj, że nic nie będziesz przede mną ukrywał. Chcę wiedzieć wszystko, co ciebie dotyczy.
- Dosłownie wszystko?- Uniósł brew i popatrzył na jej twarz.
Zamiast odpowiedzi musnęła jego usta.
Mam nadzieję, że natknę się już na tą Judytę. Być może jestem naiwna, ale wierzę mu.
- Cieszę się, że się nie gniewasz- szepnął jej do ucha, gdy szli ulicą spowitą mdłym żółtym światłem latarni i iluminacją świąteczną. Przyjrzała się nim przez parę sekund i zatrzymała wzrok na podświetlonym kolorowym szyldzie małej kafejki.
- Chodźmy na czekoladę. Okropnie zmarzłam- Ula przerwała  ciszę, przystając przed budynkiem.
- W takim razie wejdźmy i spróbujmy tej czekolady. Ciekawe, czy dorównuje smakowi tej w naszej restauracji.
- Twojej- poprawiła go. 
- Po ślubie naszej- wtrącił otwierając drzwi i wpuszczając ją do środka.

                                *****

Podparła się na łokciu wpatrując w szare zamglone tęczówki ukochanego, a opuszkami palców wodziła po jego nagim ramieniu kreśląc nieokreślone wzory.  Nikłe zimowe światło poranka zalewało sypialnie.
- Za godzinę będę musiała wyjść- oznajmiła z nutą żalu.
- Jesteś już dużą dziewczynką i nie..- Przerwała mu kładąc palec na ustach.
- Jutro o ósmej mam rozmowę kwalifikacyjną w biurze, Fox life’’
- To jest firma kosmetyczna?- Marek uniósł brwi.
- No …- przytaknęła. – Przepraszam zapomniałam wcześniej o tym wspomnieć – uśmiechnęła się delikatnie.
- Możesz nie iść – rzekł spokojnie i przybliżył się i pocałował w usta i nos.
- A czemu niby?- Spytała zaskoczona patrząc mu prosto w oczy. Pogładził jej rumiany policzek.
- Gdy zostaniesz moją żoną...
- Chwila...- Zmarszczyła brwi i usiadła gwałtownie na malinowej pościeli. 
- Czy ty mi się oświadczasz?
- Tak, a więc... Zostaniesz moją żoną?- Zapytał z nadzieją na pozytywną odpowiedź.
- O kurde!- Krzyknęła i zakryła usta dłonią, a w błękitnych tęczówkach mieszało się niedowierzanie pomieszane ze szczęściem. – Tak – odparła i pocałowała go w usta.
Poderwał się z łóżka i otworzył pierwszą szufladę w nocnej szafce.
 Otworzył malutkie pudełeczko i podał ukochanej.
Twarz Uli pojaśniała, a usta rozciągnęły się w uśmiechu. Bez zawahania wsunęła złoty pierścionek z białym oczkiem na palec.  Obejrzała go w bladych promieniach słonecznych i pogładziła z czułością szorstki policzek bruneta.
Od pięciu miesięcy wynajmowała mieszkanie w Warszawie  , a dwie ulice dalej znajdowało się mieszkanie jej chłopaka. Teraz narzeczonego. 
 W Konstancinie nadal pozostało  młodsze rodzeństwo i rodzice, których na tyle ile pozwalał jej czas, odwiedzała.                                  
Z przyjemnością obserwowała go jak się ubiera. Lubiła patrzeć na nagie ciało swojego ukochanego. W przypadku Kacpra rzadko miała ku temu okazję. Po spędzonej razem nocy wymykała się nad ranem idąc na autobus i jadąc na uczelnie. Rodzicom powiedziała, że będzie nocować u koleżanki. Ojciec nie akceptował Kacpra, a Magda po cichu liczyła, że będzie ona w przyszłości z Markiem.  Nikim innym.  Kobieta spostrzegła, że już w dzieciństwie ciągnęło ich do siebie i łączyła jakaś szczególna więź. Były inne dzieci, ale oni wybierali swoje towarzystwo. Cieplakowie zaczęli już nalegać na zalegalizowanie związku. Natomiast Markowi i Uli wcale nie było, aż tak śpieszno. Cieszyli się swoją miłością. Nie mieszkali razem. Matematyka nigdy nie sprawiała jej żadnych trudności ,więc zatrudniła się w dziale księgowości nieznanego jej wcześniej pisma.
 Gorzej było z przedmiotami humanistycznymi. Mimo to i tak ukończyła liceum z czerwonym paskiem na świadectwie, a rodzice byli z niej niezwykle dumni. Zakończenie szkoły świętowała z Kacprem.  Tamtej nocy zasypiała patrząc w okno i myśląc nie
o swoim chłopaku, którego kochała, a Marku. Odczuwała jego brak. Tęsknota niespodziewanie wdarła się do jej serca.
 Obserwowała go, gdy się ubierał z lekkim uśmieszkiem i ognikami w oczach.

                                                                          ****

Marek był właścicielem hotelu, Pod chmurką’’, a Ula z powodu redukcji etatów została zwolniona z pracy w małej firmie i aktualnie poszukiwała nowej. Aleks niedawno poznał dziewczynę, która zawróciła mu nieźle w głowie. Planował z nią i wyjazd i zaproponował nawet Markowi pracę w firmie. Odrzucił jego propozycję, lecz po namyśle przyjął. Febo przepisał część udziałów na siostrę, która pozostała w kraju. Wkrótce i, Dobrzańska’’  rozpoczęła tam pracę, a Marek któregoś dnia sprzedał Hotel  i biorąc krótki urlop zabrał narzeczoną do Norwegii. Spacerowali po górskich szlakach. Podziwiali rozciągające się, aż po horyzont góry i wody. Płynęli łódką, poznali paru turystów. Dobrzański próbował nauczyć się nawet łowić ryby, ale z marnym skutkiem. Nie złowił ani jednej rybki. Po prostu nie chciały brać. Siedzący obok,Neryl’’ tak niektórzy go nazywali nie znając prawdziwego imienia. Śmiał się cicho z niego.  Był  rybakiem i anglikiem. 
Mężczyzna o brązowych, przydługich włosach i muskularnej sylwetce początkowo budził respekt  i coś nakazywało zachować dystans, ale w gruncie rzeczy okazał się miłym człowiekiem. Poznali go pierwszego dnia od przyjazdu i znaleźli wspólny język prowadząc rozmowę po angielsku. Zdecydowanie zyskiwał przy bliższym poznaniu o czym mieli szansę przekonać się Marek i Ula. Pokazał  Markowi jak należy to robić ,ale Dobrzańskiemu ta nauka nie szła najlepiej.  Dlatego zdecydowali się na szybszy powrót do Warszawy.

                                   ******
W walentynki Ula przyszykowała dla ukochanego niespodziankę. Zostawiła mu kartkę, w której zapisała godzinę, o której ma być w domu i, że czeka go niespodzianka. Szybko skojarzył ,że   dziś są walentynki. Kwiaciarnia zamknięta. W drugiej kupił duży bukiet czerwonych róż.  Po powrocie z pracy od razu kroki skierował na górę.
 Czekała na niego w sypialni z butelką szampana w seksownej czerwono-czarnej bieliźnie. Błękitne tęczówki płonęły pożądaniem spoglądając w szare. Dobrzańskiego totalnie zamurowało. Dodatkowo zadbała o romantyczny nastrój zapalając czerwone świeczki i włączając w tle spokojną melodię. Kołysząc biodrami podeszła do niego odejmując go ramieniem i przyciągając go za krawat . Następnie pocałowała gwałtownie usta bruneta i odepchnęła go lekko jednocześnie zmieniając w odtwarzaczu piosenkę. Zbliżyła się do Marka patrząc mu intensywnie w oczy i opierając dłoń na jego klatce piersiowej. Otworzył usta ze zdziwienia.
Znali się praktycznie od zawsze, a ciągle go zaskakiwała. Umknęło im tylko te pięć lat, gdy żyli osobno w innych związkach. Nieświadomi tego, co przyniesie przyszłość.
Po krótki występie tanecznym objął ją mocno wpół i całowali się szaleńczo kierując się w stronę łóżka...

poniedziałek, 2 stycznia 2017

,, Odcienie miłości'' miniaturka

                                           Mini zawiera scenę dla dorosłych !
Zniszczone fotografię upchane w niewielki album. Garść pięknych wspomnień. Niespełnionych marzeń. Słów szeptanych tuż po przebudzeniu i tych krzyczanych w miłosnym uniesieniu. Tyle jej zostało. Trzydziestosiedmioletniej kobiecie, która przeglądając album znów katowała się obrazem ich wspólnie spędzonych lat. Oparła słone łzy. To nie czas by płakać. Co było nie wróci? Mija dzień, miesiąc, rok. Zmieniając się pory roku. Oparła się plecami o łóżko siedząc satynowym beżowym szlafroku. Nie rozumiała jak mógł ją zostawić. Dlaczego zniszczył ich miłość tak po prostu odchodząc? Nie mogła znieść, że ją porzucił. Uznał ją za fatalną żonę i zarzucił, że byłaby kiepską matką. Gdyby zgodziła się nią zostać. Wykrzyczał jej to podczas jednej z kłótni. To właśnie ich poróżniło. Mężczyzna pragnął dziecka, a ona nie chciała. Unikała tego tematu najdłużej jak się dało. Uważał , że histeryzuje, lecz nie był w stanie jej zrozumieć. Dał jej czas. Nie poskutkowało. Nie chciała o tym słyszeć. Wyłączała się.  Wniósł pozew rozwodowy. Błagała go by tego nie robił. Kochała go. Nienawidziła jak inne na niego patrzą. Denerwowało ją, gdy zaczął w pracy spędzać znaczną część czasu.  Z czasem zauważyła, że to ją przerasta. Obecność dzieci zwłaszcza małych wzbudzała w niej agresję i panikę. Zatykała uszy by nie docierały do niej ich krzyki, śmiechy i płacz. Najgorszy z tego wszystkiego był płacz. Żyła w niej duża obawa, że nie zapanuje nad emocjami, stracić nad sobą kontrolę i uderzy dziecko. Nie cudze, a własne lub zrobi coś gorszego.
Kobieta udawała się specjalisty. Przeprowadzono niej mnóstwo testów psychologicznych. Z różnym skutkiem. W końcu padło nieznane dotąd dla niej słowo: Tokofobia.  Pokrótce wyjaśniono jej, na czym to polega. Nie jest to zwykły lęk przed ciążą i porodem, a czymś więcej. Od dawna wiedziała, że coś jest z nią nie tak. Teraz zrozumiała, że jest chora.  Świadoma jak trudno będzie jej przezwyciężyć to i wyleczyć się by zostać, kiedyś matką. Dobrzański wspierał ją w tych trudnych chwilach, lecz dla niej to było bez znaczenia. Między nimi wyrósł niewidzialny mur i codziennie ich od siebie oddalał. Seniorzy Dobrzańscy marzyli od dawna o wnukach. Na wspomnienie o dzieciach zaciskała dłonie i usta. Odczuwała ogromną presję ze strony teściów i męża. 
- Wszystko będzie dobrze- powtarzał jej ukochany ściskając jej dłoń, gdy siedzieli razem przed gabinetem.
- Naprawdę w to wierzysz?- Spytała z zawahaniem i wzrokiem utkwionym w złotym krążku.
- Wierzę. Zobaczysz, uda się nam- powiedział z takim przekonaniem, że sama prawie uwierzyła.
Podniósł jej podbródek i musnął lekko usta nim psychiatra przeczytał jej dane.
- Marek, zostań tu- poprosiła i pocałowała go krótko.
Potrząsnęła głową i podniosła się z jasnych panel wracając do rzeczywistości. A jednak się im nie udało. Terapia nie pomogła. Odsyłali ją, co rusz nowych lekarzy. Bezskutecznie.
 Zacisnęła zęby na myśl innej u jego boku. Przygładziła dłonią czarne jak skrzydła kruka włosy i zaczęła drzeć na drobne kawałki ich zdjęcia. Cała sypialna pokryła się podartymi skrawkami ich życia. Wspólne wakacje w Tunezji i Rzymie. Siedem lat. Tyle trwało ich małżeństwo, chociaż znali się znacznie dłużej.
Rozeźlona brunetka cisnęła albumem w lustro przy toaletce. Szkło rozsypało się w drobny mak. Burknęła coś pod nosem i poszła wziąć gorącą kąpiel. Zsunęła z ramion szlafrok i zanurzyła się w wodzie. Z biegnącym czasem jej ciało stawało się bezwładne. Tabletki wcześniej połknięte zaczęły działać. Zasnęła snem wiecznym.  Jej chuda dłoń z pomalowanymi na czerwono paznokciami, zwisała bezwiednie z brzegu białej wanny. Po kafelkowej podłodze potoczył się złoty krążek. Nosiła go, mimo że dawno byli po rozwodzie.
                    ****
- No, chodź maluszku do tatusia- powiedział czule mężczyzna pochylając się nad swoim sześciomiesięcznym synkiem. Ten przyglądał mu się dużymi niebieskimi oczkami. Wziął go wraz ze pomarańczową żyrafą, którą uwielbiał się bawić. Z malcem na rękach podszedł do dużego łóżka z fioletową pościelą w kwiaty i przyglądał się przez moment ukochanej. Przekręciła się na drugi bok i spała dalej w najlepsze.
Przysiadł na wiklinowym fotelu usytuowanym w rogu sypialni i ułożył sobie małego na rękach. Chłopczyk marudził i wypluwał mleko. Zaciskał malutkie usteczka i rozpłakał się.  Płacz obudził blondynkę i gwałtownie się podnosząc, spojrzała na swoją pociechę.
- Daj mi go-poprosiła sennie wyciągając ręce.
Podszedł do niej podając jej maluszka i patrzył zachwyconym wzrokiem jak jego żona karmi ich synka piersią. Nachylił się musnął ustami jej włosy. Przepełniało go szczęście, gdy dowiedział się, że zostanie tatą. Od dawna marzył by nim zostać. Nagle ten sielski obrazek przerwał dzwoniący telefon. Na palcach wymknął się z sypialni i przyłożył aparat do ucha. To, co usłyszał sprawiło, że na moment zapomniał jak się oddycha. Jego była żona popełniła samobójstwo.
  Następnego roku drugiego listopada Marek udał się na cmentarz. Na grobie byłej żony  ułożył  niewielką wiązankę  różnobarwnych kwiatów i wyjął z foliowej torebki  czerwone dwa znicze. Przyglądał się przez parę minut złotym napisom na czarnym marmurze. Targnęła się na swoje życie, a pomoc nadeszła zbyt późno. Kiedyś ją kochał , ale dopiero poznając Ulę na nowo poznał znaczenie tego słowa. Ula miała nieco łagodniejsze usposobienie. Rozumiała go i rzadko podnosiła głos. Zdarzyły się im nieporozumienia, ale błyskawicznie mijały. Umieli rozmawiać na trudne, czasem bolesne tematy. Paulina nie miała tej umiejętności. Nie potrafiła słuchać. 
Wyprostował krzywego knota i próbował zapalić znicze, ale silne podmuchy wiatru gasiły płomyk i musiał sięgać po kolejną zapałkę. Po kilku nieudanych próbach zapłonęło wreszcie jasne światełko. Poprawił dekielki i pomodlił się za jej duszę, a następnie skierował swe kroki ku metalowej czarnej bramie. 
  Przy niej zastał jej brata z nienawiścią w oczach.
- To twoja wina- syknął. – Przez ciebie się zabiła. Gdybyś jej nie zostawił…
- Aleks, zrozum, że robiłem wszystko by jej pomóc. Nic więcej się nie dało. Nawet terapia nie pomogła. Oprócz tokofobii miała zaburzenia psychiczne.
- Jak śmiesz mówić, że moja siostra była niepoczytalna? Ona nie była chora. Ty ją zniszczyłeś. Jej miłość do ciebie- odparł ostro taksując Dobrzańskiego spojrzeniem.
- Ja tylko pragnąłem zostać ojcem – powiedział niemal bezgłośnie.
- I musiałeś polecieć do pierwszej lepszej, która urodzi ci bachora?!- W jego głosie brzmiała niepohamowana wściekłość i gniew.
- Przerażał ją najmniejszy ból. Mówiła mi, że nasze dziecko urodzi się chore lub martwe, a wtedy ja ją znienawidzę- ciągnął dalej.
- Bała się. To normalne, a ty ją zostawiłeś- wycelował w niego oskarżycielko palec.
- Nie mogłem dłużej być, ale martwiłem się o nią.
- Martwiłeś się o nią – rzucił sarkastycznie. – Ta i dlatego poszedłeś do innej.
- Poznałem ją tuż po rozwodzie. Nie wcześniej.
- Omamiła cię. Zniszczyłeś siedem lat małżeństwa dla jakieś sikulicy- burknął i rozejrzał się, czy ktoś ich nie słyszy. Na szczęście byli sami.  Dobrzański zerknął na zegarek.
- Śpieszy ci się do tej dziwki?
- Nie waż się tak jej nazywać!- Fuknął łapiąc go za kołnierz.  – Ula to najwspanialsza istota, jaką znam jest moją żoną i kocham ją.
Poluźnił uścisk, a ten zakaszlał i rozmasował sobie szyje.
- Poleciałeś na młodszą 
- Rożnica wieku nie ma tu nic do rzeczy- oznajmił chłodno. - Jestem z nią szczęśliwy .
- Z Pauliną też mogłeś być- nie ustępował. - Ale nie chciałeś - zmroził go spojrzeniem. 
Brunet umilkł i oddalił się. Uznał ,że dalsza dyskusja jest zbędna. Paulina już nie żyję ,a na niego w domu czekają dwie najważniejsze osoby. Ukochana i synek. Podobny ciałkiem do niej. Mały blondynek tylko dołeczki w policzkach  ma po nim. 
                           *******
  Dwa i pół roku wcześniej…
Dziewczyna została po godzinach by dokończyć raport. Prezes miał jej w tym pomagać. Znali się prawie siedem   miesięcy i przyjaźnili. Blondynka nie świadoma jeszcze,że od tej nocy już nie będą pracownikami ani przyjaciółmi. Staną się kimś więcej, kochankami.  
- Kawa?- Spytał wychylając się z gabinetu i patrząc na nią z czułością, której ona nie dostrzegła. Odsunęła krzesło i rozmasowała obolały kark.
- Pijałam już cztery- odparła zmęczonym głosem. – Muszę dzisiaj to skończyć, bo inaczej…
- Prześpij się, a ja się tym zajmę- posłał jej uroczy uśmiech.
- Nie jestem śpiąca- rzekła lekko ziewając.
- Właśnie widzę- zaśmiał się. Podniosła głowę i odwzajemniła uśmiech.  Wpatrywał się w błękit jej oczu i nie mógł przestać. 
                                + 18
Pochylił się w jej stronę i przybliżył twarz. Przymknęli powieki, a serca zabiły mocniej czując swoją bliskość. Pogładził jej policzek czując jak drży pod jego dotykiem. Tknięta impulsem pocałowała go w usta. Odsunął się od niej widząc żar w jej niebieskich tęczówkach. Obszedł biurko, a ona nie panując nad sobą pociągnęła go za koszulę i wpiła się w jego usta z taką zachłannością, o jaką nigdy jej nie podejrzewał. Jedna dłoń  automatycznie powędrowała do jego czarnych włosów, a druga rozpinała jego koszulę. Podniósł ją i  trzymając  za pośladki przenieśli się na kanapę w gabinecie. Senność szybko jej minęła i teraz jedyne, czego pragnęła to kochać się z nim na tej kanapie. Nie umiała zebrać myśli. Traciła poczucie czasu. Całował usta, szyję, dekolt, a jej ciało płonęło. Drżące dłonie delikatnie wodziły po nagiej skórze bruneta. Gorący oddech omiótł jej twarz. Przygryzł płatek ucha, aż pisnęła unosząc wysoko nogi i oplatając nimi jego pośladki.
- Jesteś taka piękna- wyszeptał uwodzicielskim tonem. Poczuła ogromną suchość w ustach , a sutki ukryte pod koronkowym czerwono- czarnym stanikiem twardniały. Jasne włosy łaskotały delikatnie skórę mężczyzny. Rozpiął jej bluzkę i rzucił ją gdzieś za kanapę. Leniwie całował jej usta. Podniosła się i obejmując jego ciało ramionami niczym obręcze i pogłębiła pocałunek. Wyczuła jego  wzwód i przygryzła wargę mężczyzny. Rozpiął jej stanik i zaczął języczkiem pieścić jej sutki. Odchyliła głowę i ułożyła się z powrotem na kanapie czując coraz większe podniecenie. Jęknęła cicho z rozkoszy. Z trudem hamując się od krzyku. Zostawiał mokre ślady na jej płaskim brzuchu schodząc niżej. Lekko uniósł biodra kobiety, pozbywając dolnej części garderoby. Spódnica oraz majtki wylądowały ,gdzieś na podłodze . Wsunął dwa palce drażniąc jej płeć, a ona wiła się  wiedząc, że jest bliska osiągnięcia orgazmu. Pocierał  delikatnie jej łechtaczkę ,a ona coraz bardziej wilgotniała. Pogładził ją po pośladku  i ujął pierś w usta...Prawie krzyknęła.  Znajdywali się w firmie, mimo że późno bała się, że ktoś usłyszy.Przerwał na moment pieszczoty po czym , naparł bardziej na jej ciało i zdjął spodnie wraz bokserkami. Dotykają swych ciał jakby uczyli się ich na pamięć. Mężczyzna powracał do całowania ust nie przestając, gładzić  jej jasnych włosów . Ich oddechy stały się urywane. Zmienili pozycję. Teraz to on leżał na twardej kanapie w prezesowskim gabinecie.
- Ma...Marek...Ja..Już...- wykrztusiła między pocałunkami znajdując się na skraju  osiągnięcia apogeum rozkoszy. Oderwał się od jej ust  i  sięgnąć po spodnie na podłodze i wyjął z kieszeni prezerwatywę. Po chwili  bez słowa zanurzył się w jej wnętrzu...

Zaczął w niej stopniowo poruszać nadając ich ciałom wspólny rytm. Pojękiwała cicho i przylgnęła mocno do jego ust. Jej piersi mocno falowały ocierając się nagi tors. Przyspieszył ruchy ,a jej włosy muskały jego skórę.Kropelki potu ściekały po ich ciałach. Mięśnie jej pochwy zacisnęły się mocno na członku. Otworzyła zamglone rozkoszą dwa błękity i eksplodowała.To było nie do opisania. Z żadnym mężczyzną nie przeżyła tego co z Markiem.Nie był jej pierwszym.  Poczuła ,że on również dochodzi. Dysząc ciężko opadła na tors bruneta i wtuliła twarz w zagłębienie jego szyi wyrównując oddech. Wysunął się z niej i spojrzał w błękitne tęczówki. 
. . .
       ********
Tylko księżyc zaglądający przez niezasłonięte żaluzję  był świadkiem dwóch spragnionych i połączonych w miłosnym akcie ciał. 
Nad ranem wymknęli się po cichu ,chcąc zachować w tajemnicy co stało się w nocy. Pragnęli wrócić do normalnych relacji udając ,że nic się nie wydarzyło. Nie umieli. Tak zaczął się ich ognisty romans stopniowo zmieniając się w silne uczucie. 

                                   *******
Przysiadł na czekoladowej kanapie. Dziewczyna położyła głowę na jego kolanach, a on bawił się jej jasnymi włosami patrząc wprost w te śliczne niebieskie oczy.
- Na cmentarzu spotkałem Aleksa- odezwał się cicho.
Podniosła się gwałtownie uważnie mu się przyglądając. Wiedziała, że coś jest nie tak. Ewidentnie czymś się martwił. Usiadła obok kładąc głowę na ramieniu ukochanego.
-Co się stało?- Zapytała zaniepokojona.
- Nic- mruknął.
- Przecież widzę
- Aleks uważa, że to przede mnie Paulina popełniła samobójstwo. Obwinia mnie o jej śmierć i o to, że zniszczyłem to małżeństwo.
- Marek- zaczęła spokojnym głosem i pogładziła jego ramię podnosząc się lekko. – To nie twoja wina- kontynuowała.- Po prostu wam nie wyszło, a Paulina była chora.
- Właśnie- pochwycił  wątek. – Paulina skoro była chora potrzebowała pomocy, a ja...
- To nie twoja wina- powtórzyła uparcie. – Żyjmy przyszłością
Dalszą konwersacje przeszkodził płacz ich synka Wojtusia. Nakarmił go i ponosiła chwilę, a jej mąż w tym czasie przygotował rzeczy na spacer i wystawił na zewnątrz wózek. Ula ubrała się w ciemnoniebieską kurtkę i założyła długi czarny szal. Synka ubrali w całościowy granatowy komplet. Zacisnęła rączkę na łóżku idąc parkową alejką i spojrzała na Marka. Pocałował ją w czubek głowy. Przypomniała sobie jak starała się u niego o pracę. Był wtedy tuż po rozwodzie. Poznała go jednak w innych okolicznościach. Przybiegła zdyszana z białymi słuchawkami na uszach i wbiegła do kawiarni prosząc o kawę. Wtedy podniosła wzrok i...Kawa wylała się na jego koszulę. Nie zareagował. Spojrzał tylko na nią obojętnie i brunetka podała mu serwetkę. Wytarł plamę, rzucił pieniądze i wyszedł. A ona stała i patrzyła się na oddalającego mężczyznę. Zszokowało ją jego zachowanie. Przeszedł obok niej jakby była powietrzem. Przychodziła tu codziennie by ponownie spotkać tego faceta i spotkała.
Miesiąc miesiąc później przypadkiem w tej samej kawiarni. Siedział przy kwadratowym brązowym stoliku, na którym stał bukiet niezapominajek. Przysiadła się nic nie mówiąc. Przeprosiła go za tą koszulę. Podniósł wzrok i zatrzymał na krótką chwilę na jej twarzy. Na duże niebieskie oczy okolone siateczką gęstych rzęs i piegi na nosie. Uśmiechnęła się do niego i poprawiła zawinięty rękach pomarańczowej bluzki. Za ton on elegancki w ciemnoszarej koszuli i czarnym krawacie. Zatonęła w szarych zmęczonych tęczówkach. Krył się w nich smutek i coś jeszcze. Nie wyglądał na szczęśliwego. Siedział przy stole niczym posąg czasem tylko upijając łyk kawy i podnosząc na nią oczy. Podrapał się po brodzie i po długiej chwili z ni stąd ni zowąd zapytał ją o imię.  
 Z czasem przychodzili tu razem pijąc kawę i rozmawiając. Szukała pracy, a on zaproponował jej stanowisko asystentki w swojej firmie. Przystała na jego propozycję. Stali się sobie bliżsi. Przyjaźń przerodziła się w miłość.
- Wiesz, co? Zgadzam się z tobą – odezwał się niespodziewanie przysiadając na ławce.
- W czym?- Zmarszczyła brwi i przeczesała blond włosy.
- Żyjmy przyszłością – odpowiedział i zerknął na synka słodko śpiącego  w wózku .
- Kocham cię- wyszeptała prosto w jego usta.
- Ja ciebie też promyczku – odszepnął i pocałował ją namiętnie.
                 KONIEC!
            ___________________________________________________
Troszkę spóźniona miniaturka z okazji 150 tys. Dziękuję wszystkim zarówno stałym jak i nowym czytelnikom oraz gorące podziękowania dla komentujących