Uwaga: Zanim przeczytacie epilog , przeczytajcie czwartą część.
Sześć lat później…
Ścisnęła mocniej dłoń męża, przeciskając
się przez tłum w supermarkecie. Wreszcie po długim staniu przy kasie obładowani zakupami dotarli na parking,na którym stał ich czarny samochód. Brunet zapakował torby do bagażnika i przyciągnął do siebie żonę całując ją namiętnie. Nie przejmował się, że ktoś ich zauważy. Był bardzo
szczęśliwy, gdy siedem lat temu powiedziała, Tak’’. Wsiedli do auta. Dobrzański
skupił się na prowadzeniu samochodu. Śnieg padał tak, jakby ktoś rozdarł pierzyny.
Nie przestawał. Mijali oświetlone ulice, budynki, sklepy, szkoły. Ludzi dopadł
szał zakupowy. Wszyscy, gdzieś gonili. Na szczęście w ich salonie przy kominku
już od kilku dni stała pięknie udekorowana różnymi ozdobami choinka.
Beatka, która odwiedziła ich z Alicją i Józefem powiesiła ręcznie robiony
papierowy łańcuch i pierniczki w różnych kształtach. Dwa ich małe kotki
wylegiwały się na białym puchowym dywaniku w salonie. Drewniane schody
prowadzące na górę oświetlili kolorowymi światełkami. Dochodziła północ.
Dobrzański schylił się i podniósł leżącego przy drewnianych schodach małego
misia z serduszkiem i zajrzał do sypialni żony. Pusto. W jednym z dziecięcych
pokoi panował mrok. W drugim spało dwóch chłopców. Za to w salonie paliło się
jasne światło. Ula spała z książeczką o „Calineczce” w dużym fotelu. Okrył ją
ciemnym kocem i cmoknął czoło.
- A wy co robicie rozrabiaki?- zapytał szeptem. -
Nic tatusiu- odparła trzyipółletnia Zosia i popatrzyła na niego błękitnymi oczkami.
- Pająk!- Zawołali niespełna sześcioletni chłopcy, wybiegając ze swego pokoju.
Zosia stanowiła całkowitą kopię mamy oprócz dołeczków w policzkach. Bliźniaki podobni byli bardziej do Dobrzańskiego, a zwłaszcza Julek. Tylko najmłodszy miał błękitne oczy. Dobrzańska poderwała się gwałtownie, aż książeczka upadła na dywan. Ziewnęła i wzięła na ręce najmłodszą latorośl. Małego ułożyła w łóżeczku, okrywając kołderką w pastelowe miśki. Bliźniaków do spania zagonił jej mąż, a mała postanowiła się jeszcze bawić.
- Ja nie cię śpać- wysepleniła Zosia i w czerwonej czapce schowała się za kremową zasłoną.
- Chodź, mama poczyta ci bajeczkę- zachęcała Ula.
- Nie!- podniosła głos
dziewczynka.
- Ty mały łobuzie- rzekł
żartobliwie Marek pojawiając się ponownie w salonie.
Biegał za córką ,a ta
śmiała się głośno. Mówił coś pod nosem. Ula obserwowała ich z rozbawieniem. Dołączyła
do nich. Nie zauważyli nawet ,gdy Zosia wymknęła się z salonu. Szukali jej po
całym domu ,aż znaleźli śpiącą w ich sypialni . Marek zaniósł ją do dziecięcego
pokoiku i położył do łóżka okrywając kołdrą w księżniczki. Cieszył się ,że nie
musi jej kąpać ,bo zawsze jest pół łazienki zalane i dużo sprzątania .
Przeważnie Ula kapała dzieci i przebierała w piżamy ,a on robił śniadania
,zawoził do szkoły chłopców ,a małą do przedszkola i się z nimi bawił. Ula po urodzeniu bliźniaków wróciła do pracy dopóki nie zaszła ,w ciążę z Zosią. Od tamtej pory nie pracuje. Planowała powrót dopiero jak Adaś pójdzie do zerówki. Nie wcześniej .
Zakupy
robili razem mimo ,że długie stanie w kolejkach lub wybieranie przez żonę
rzeczy męczyło go. Dzieli się
obowiązkami. Przy czwórce dzieci trudno było znaleźć czas wyłącznie dla siebie
,ale , w czasie wyjazdów zostawiali dzieci pod opieką Cieplaków. W zeszłym roku
do Karpacza najmłodszego członka rodziny zabrali ze sobą. Spodziewali się ,że
będzie bardzo marudził i przez to wyjazd należał będzie do nieudanych. Na
szczęście mało płakał i dużo spał. Zosia
zaraz po wyjściu z pokoju mamy albo taty wybuchała płaczem i zasypiała tylko w
wózku lub na rękach jednego z rodziców.
Z bliźniakami przechodzili prawdziwą
gehennę. Jak jeden zasnął natychmiast budził się drugi. I tak w kółko. Ula żartowała mówiąc. ,, Z trojaczkami
poradzilibyśmy sobie lepiej’’ Marek akurat tego nie chciał sobie wyobrażać.
- Słodkich snów- wyszeptał
wstając z łóżka.
- Tatusiu?
- Tak?
- Opowies mi tą bajkę?-
spytała nagle rozbudzona z nutą nadziei w głosie.
- Jaką?- zapytał przeglądając
kolorowe książeczki na półce.
- Cię tą o zimie- rzekła słodkim głosikiem dziewczynka.
- Cię tą o zimie- rzekła słodkim głosikiem dziewczynka.
- Mnie też o nią zawsze
prosi- wtrąciła Ula opierając się o framugę drzwi.
- Dobrze. A więc w pewnej...
, Zimowa opowieść ‘’opowiadana w domu dziecka spodobała się również ich maluchom.
A Ula i Marek co roku układali dalsze wersje tej historii, wzbogacając o pozostałe trzy pory roku.
- Dobrze. A więc w pewnej...
, Zimowa opowieść ‘’opowiadana w domu dziecka spodobała się również ich maluchom.
A Ula i Marek co roku układali dalsze wersje tej historii, wzbogacając o pozostałe trzy pory roku.
KONIEC!
______________________________
Do zobaczenia w Lutym ! Pozdrawiam ;).
______________________________
Do zobaczenia w Lutym ! Pozdrawiam ;).
Nie sądziłam, że obdarzysz Dobrzańskich aż taką gromadką dzieci. Naprawdę nie wiem jak ta Ula daje sobie radę. Ja chybabym oszalała. Bardzo dobrze, że nie pracuje, bo miałaby przy czwórce dzieci roboty po kokardę i na dwa etaty. Niezależnie od tego, co myślę o aż tak wielodzietnej rodzinie, bardzo łatwo jest mi sobie ją wyobrazić siedzącą wokół choinki i celebrującą święta. Bardzo ładnie opisałaś miłość rodziców do dzieci i wzajemny szacunek rodziców do siebie nawzajem. Czekam na luty i nie wiem co będziesz publikować najpierw. Mam nadzieję, że skończysz opowiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Owszem była założona blokada na ,,kopiuj'' ,ale ją już zdjęłam.
UsuńMożna powiedzieć ( napisać) ,że z czwórką dzieci nudy nie mieli. Dużo radości ,ale też obowiązków i ,gdyby Ula pracowała to nie podołałaby...Ps.Dawniej posiadanie więcej dzieci niż jedno czy dwóje nie było niczym dziwnym i niezwykłym. (inne czasy) ,ale znam kilka wielodzietnych rodzin.
Oba opowiadania mam w planach skończyć. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
Justyna nie poprawiłaś początku tekstu, nadal jest błędnie napisany i źle go odczytać. Sama przeczytaj dokładnie i stwierdź, czy Ci pasuje, bo może niepotrzebnie się staram.
UsuńPoprawiłam.Jestem chyba ślepa. Pozdrawiam :).
UsuńJeny przeczytałam najpierw to i myślę krótkie i taki przeskok. Głupia ją ale poprostu byłam na innym blogu i tam wyskoczyło jako ostatni wpis to. Dobra czytam teraz tamto. ;-)
OdpowiedzUsuńW ogóle z tej radości że dodałaś to Uwaga nawet tego nie zauważyłam.
OdpowiedzUsuńUwagę dodałam nieco później ,ale cieszę się ,że zajrzałaś i przeczytałaś .
UsuńPozdrawiam serdecznie :).
Bardzo przyjemne zakończenie historii. Długie staranie o potomstwo a potem dość obfite efekty. Liczbą dzieci trafiłaś prosto w moje serce ponieważ bardzo lubię takie liczne rodziny. Choć w obecnych czasach można je coraz rzadziej spotkać to ja czwórkę uważam za liczbę idealną. Z niecierpliwością oczekuję lutego i kolejnego opowiadania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Też lubię takie rodziny ,ale sama siebie w takiej ja jakiś w czas w takiej roli nie wyobrażam. Czwórka to stanowczo za dużo. Rzadko spotkać?Sąsiedzi obok są przykładem takiej rodziny ,chociaż to rodzina patchworkowa. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńBardzo fajnie to zakończyłaś. ;) No, no mają aż czwórkę dzieci, i w tym bliźniaki. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
W tym opowiadaniu całkiem sporo było dzieciaków. Ulka też miała sporo rodzeństwa.Jedynie Marek nie. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńCzwórka dzieci w tak krótkim czasie to nie lada wyzwanie. Wychodzili z jednych pieluch a wchodzili w kolejne. U mnie też czwórka dzieci była, ale między mną a starszym bratem co prawda różnica wieku była mała bo dwa lata, ale bliźnięta mama urodziła po parunastu latach i było zdecydowanie jej zdecydowanie łatwiej bo miała mniej obowiązków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
Dobrzańscy łatwo nie mieli. Zwłaszcza przy ,aż czwórce małych dzieci. Ja mam dwie młodsze siostry ,ale różnica jest większa.Między starszą ponad siedem ,a drugą ,aż ponad jedenaście prawie dwanaście. To całkiem sporo ,ale to właśnie z tą młodszą miałam i mam najlepszy kontakt. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
Usuń