Uwaga: Rozdział zawiera brutalne ,krwawe sceny oraz wulgaryzmy !
"W życiu każdego
człowieka nastaje chwila, kiedy musi zdecydować, czy pójść z żywymi, czy z
umarłymi. Ta chwila trwa teraz, zanim zesztywniejemy. Potem jest za
późno."
Ściana
lodowatego deszczu zniekształcała obraz roztaczający się w mroku, uniemożliwiając
dostrzeżenie czegokolwiek.
Markowi
nie udało się daleko uciec. Słyszał w oddali niosące się echo butów
uderzających o mokry asfalt. W oddali miasto zaczęło nocne życie. Do
bruneta uliczny zgiełk był niezrozumiałym hałasem.
Chaotyczne myśli biegły w różnych
kierunkach. Liczyło się, by przeżyć. Adrenalina pozwoliła mu nie upaść. Musiał
być silny. Nie dla siebie, ale dla niej. Brakowało czasu na zastanowienie się, zebranie
myśli i uporządkowanie emocji, jakie nim kierowały. Ból atakował jego ciało. Zaczął
powoli słabnąć. Nie oglądając się za siebie, biegł na ile pozwalało zmęczone, ranne
i obolałe ciało. Przydały mu się teraz poranki spędzone w parku na
joggingu. Od dziecka sport obecny był w jego życiu. W biegach przełajowych
zajął w drugiej klasie liceum pierwsze miejsce. Z Sebastianem dawniej grał w koszykówkę,
lecz po narodzinach syna Olszański skapitulował. Kiedyś byli największymi
podrywaczami w Warszawie, a teraz jeden z nich wiódł życie singla, a drugi miał
żonę i dziecko.
Kobieta poruszyła się na jego
rękach i uchyliła powieki, lecz z jej gardła nie wydobył się nawet najcichszy
szept. Gonili go i nieuchronnie zbliżali się z każdą chwilą.
Poczuł mocne szarpnięcie. Jeden
wyrwał mu z rąk Ulę, a drugi uderzył w głowę. Ból rozsadzał czaszkę, a świat
zawirował. Objęty mrokiem upadł na brudny chodnik. Po upływie około pięciu
minut z wysiłkiem podniósł się z ziemi. Zarówno twarz jak ręce miał od błota.
Wytarł je w przemoknięty, rozdarty płaszcz i próbował dostrzec mdłym świetle
przydrożnej lampy, Ulę.
- Ma..rek- wyjąkała słabym głosem kobieta.
Rozmawiali przez
krótką chwilę między sobą. A jeden nie puszczając Uli wnikliwie
obserwował bruneta.
- Jesteś pewny, że
to żona zmarłego Dmitrija?
- Nie jestem
żoną...Nie znam Dmi...
Zmarłego?
- Jak to, kurwa nie
znasz?- warknął potrząsając nią jak szmacianą lalką.– Kim jesteś?! No, kim!-
wydarł się.
- Nie... Zabijajcie
mnie, ani mojego dziecka...Proszę...
Marka wmurowało w
ziemię. Przełknął głośno ślinę, nie mogąc patrzeć na to wszystko.
O czym ona mówi?
Jakie dziecko?
- Zostawcie ją- wymamrotał.
- Zamknij się albo
obije ci ryj- zwrócił do niego mężczyzna. – W ogóle znam cię koleś… Jesteś ten pajac z tego szpitala. Dmitrij
mówił, że Marek Dobryjski czy coś tam.
- Dobrzański-
poprawił go zduszonym głosem.
- A ty?- Zwrócił się
do Uli.
- Nie!- krzyknęła. –
Nic nie powiem! Jeśli zabijecie moje dziecko...
- O kurwa- wyrwało
się jednemu. – Jesteś w ciąży?
Przez kilka sekund
zapanowała martwa cisza. Powietrze stało
się jakieś inne.
Dobrzański
kompletnie już nie wiedział, o co jej chodzi. On o ciąży nic nie wiedział.
W czym niby ma to kłamstwo pomóc?
- Odpowiadaj!- potrząsał
nią i ścisnął ramię, aż skuliła się z bólu. – Z Iwanow, prawda?
- Nie –
odpowiedziała. – Z moim mężem.
Mężczyzna
przejechał jej nożem po ramieniu, a szkarłatna ciecz spłynęła po mokrej skórze
mieszając się z deszczem.
Brunet zamknął oczy
z przerażenia. Poczuł ukłucie w sercu.
- Nie wierzę ci-
mruknął tuż przy jej uchu.
- Kocham go!
- Zostawcie moją
żonę!- Wtrącił podniesionym głosem Marek. – Nie słyszycie?!
- Myślisz ,że
uwierzymy w tą bajkę?
Popchnęli mocno kobietę i runęła na twarde ,brudne podłoże.
Popchnęli mocno kobietę i runęła na twarde ,brudne podłoże.
Ula z rozpaczą
stwierdziła, że nie uda się jej wstać. Krew sączyła z rozciętej wargi i
ramienia powodowała nieprzyjemne pieczenie. Poczuła jej metaliczny smak. Zimne
krople potu spłynęły Markowi po czole. Jeszcze bardziej przyleją hebanowe kosmyki włosów do skóry. Ciało
ogarnęły dreszcze. Trzęsły mu się ręce. Uszedł kawałek chcąc podejść do Uli
,ale został uderzony w głowę przez jednego z osiłków. Po chwili Marek leżał twarzą w kałuży ,która
zabarwiała się na czerwona nie inaczej było z Ulą.
Dwadzieścia minut później
na samochodzie Dobrzańskiego zaczęły pełzać płomyki ognia ,a następnie
nastąpiła eksplozja. Płonące Drzwi od
samochodu runęły nieopodal Uli i syknęły po zetknięciu z wodą. Niestety zdążyły
ją poparzyć. Nad nimi fruwały oderwane fragmenty auta.
Zbiegli się ludzie.
Otoczyli ich w koło i bali się podejść bliżej.
Czarne kłęby dymu wciąż unosiły się w powietrzu.
Młody mężczyzna
przedarł się przez tłum zszokowanych , bieżnie przyglądających się ludzi i
podbiegł najpierw do mężczyzny . Zachowując zimną krew poszukał pulsu. U
kobiety był ledwo wyczuwalny, a u mężczyzny w ogóle go nie wyczuł. Przypuszczał
jednak, że mężczyzna żyje. Chociaż dramatyczny jego widok wyraźnie temu
przeczył.
Tłum zgęstniał. Niektórzy rozmawiali przez telefon ,a inni szeptali i rozglądali się nerwowo. Powstał niemały szum. Porywisty wiatr omal nie wyrwał kobiecie w jasnym płaszczu ciemnej parasolki. Deszczowe krople wciąż leciały z nieba. Rozległ się głośny sygnał i zamigotało niebieskie światło. Sanitariusze kazali odsuwając się ludziom i młodemu człowiekowi ,który wezwał pogotowie.
Sanitariusze ostrożnie wzięli zakrwawione ciała na noszę.
Sanitariusze ostrożnie wzięli zakrwawione ciała na noszę.
- Ula - to imię zawisło w powietrzu . Założyli mu maskę tlenową i zapakowali go do karetki.
Powieki kobiety leciutko drgnęły ,ale nie otworzyła oczu. Lewa ręka zsunęła się z noszy i zawisła bezwładnie. Szkarłatne krople skapnęły na ziemię . Niebo ponownie zasnuły ciemne chmury.
*****
Zapewnienia męża nie uspokoiły
blondynki. W głowie nieustannie przeplatały się sceny jak z horrorów. Z
niewyjaśnionych powodów obawiała się, że Ulę spotkało coś naprawdę złego.
Maciej starał się zachować zimną krew i nie okazywać tego, że również niepokoił
się o kobietę, która była dla niego jak drugą siostrą. Teraz nie miał już
biologicznej.
Patrycja podeszła do okna i
zapatrzyła się w jakiś punkt przed sobą. Na zewnątrz dawno zapadł mrok, a
deszcz padał nieprzerwanie od paru godzin. Słowa męża do niej nie docierały.
Stały się bełkotem. Nie podjęli jeszcze decyzji odnośnie małej. Potrzebowali
czasu, a niestety mieli go bardzo mało.
- Ewelina chciałaby byśmy zapewnili
małej pełną rodzinę – odezwał się po długiej ciszy Szymczyk. – Nikt oprócz nas
nie obdarzy ją miłością i nie zapewni bezpieczeństwa.
- Chyba masz rację- odpowiedziała niezupełnie przekonana. – Możemy znaleźć jej rodzinę zastępczą albo …
- Nie!- zaprotestował ostro
mężczyzna. – To moja siostrzenica. Nie chcę ,by zniszczono jej dzieciństwo. Ona
nas potrzebuje. Patka uwierz, że poradzimy sobie.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze z Kasią i
Łukaszem – wtrąciła.
- Myślę, że zaakceptują Oliwkę- rzekł
pewnie Maciej i podszedł do żony i przytulił ją.
Patrycja wróciła do popołudniowego
incydentu.
- Spójrz na tą małą. Wyrośnie z niej
niezła ladacznica. Pewnie jest po jakimś ćpunie albo alkoholiku- zwróciła się
kobieta w czarnej garsonce do drugiej, która poprawiała teraz usta karminową
szminką.
- Przestańcie! – krzyknęła
niespodziewanie Patrycja posyłając im wściekłe spojrzenie. Kipiała ze złości.
- Nie umiecie uszanować pamięci o
zmarłych?! Oliwka nie jest niczemu winna, a już na pewno nie miała wpływu, kto
jest jej tatą. Według was jest to teraz, aż tak ważne? Nie to by zapewnić
dziecku spokój, otoczyć opieką i miłością? To biedne dziecko zostało na świecie
samo. Nie ma nikogo. To jeszcze malutkie dziecko. Nie ma nawet dwóch lat-
dostała słowotoku wytrącona z równowagi.
- Nie wtrącaj się dziecko. Nie znałaś
tej Eweliny, a niepotrzebnie stajesz w jej obronie. To dziwka!
- Basta! Wynoście się- wysyczała
przez zaciśnięte zęby i poczerwieniała na twarzy, a zielone tęczówki nabrały
dzikiego blasku.
- Nasza noga więcej tu nie powstanie-
oznajmiła jedna z kobiet zimnym, wyniosłym tonem.
, Całe szczęście’’ – pomyślała blondynka.
Po ich wyjściu Patrycja udała się do
kuchni i opróżniła szklankę zimnej wody, by ochłonąć. Nie znała ojca małej, ale
nie potępiała Eweliny. Przypuszczała po prostu, że młoda dziewczyna zakochała
się, a on zwiał, gdy powiadomiła go o ciąży.
Uciekł przed odpowiedzialnością. Z tego,
co orientowała się Ewelina nie otrzymywała alimentów. Nawet się o nie ubiegała.
Pomijała ten, jakże istotny rozdział w życiu.
Patrycja nie lubiła tajemnic
zwłaszcza rodzinnych skrywanych latami. O chorobie oraz koniecznym przeszczepie brat dziewczyny oraz żona dowiedzieli się też stosunkowo późno. W sumie, jako jedni z ostatnich,
bo nawet przyjaciółka znała prawdę wcześniej.
***
Wyswobodziła się z objęć męża i
zerknęła z lękiem na zegar. Maciej od razu wyczuł jej zmianę nastroju. Nie
śpiesząc z wyjaśnieniami chwycił kurtkę, kluczyki oraz portfel.
- Dokąd ty się wybierasz?- Usłyszał
jej zaniepokojony za plecami głos, gdy zakładał buty.
- Pojeżdżę po mieście. Telefony Uli i
Marka milczą i zaczynam się bać, że natrafi na jakiś bandziorów. Może nawet
tych, którzy poszukują od kilku dni. Zgwałcili dziewczynę, która się powiesiła
– zakończył wypowiedź. – W wiadomościach ostatnio mówili- wyjaśnił pośpiesznie
widząc zdezorientowany i przerażony wzrok żony.
- Uważaj na siebie. Jedź ostrożnie-
poprosiła i pocałowała go w usta zanim wyszedł.
Oliwia przystanęła na kanapie tuląc w
rączkach brązową maskotkę. Wzięła ją na ręce i zaniosła do pokoju, układając w łóżku
swojej córki. Przypatrywała się małej szatynce i ściągnęła jej granatowe
buciki.
Za piętnaście pierwsza głaskała po
ciemnej główce dziewczynkę i usiłowała ją uspokoić. Oliwka płakała i wołała
mamę. Przyjaciółka i jednocześnie sąsiadka opiekowała się małą podczas choroby
Eweliny i przyprowadzała nawet dziewczynkę do szpitala, chociaż lekarze
zabraniali wchodzić do sali. Raz była w szpitala, raz w domu. Umarła jednak na
stole operacyjnym. Miała mieć przeszczep i żyć, a stało się inaczej. Niestety
była przyjaciółka Eweliny niedługo wyjeżdżała do Islandii i nie mogła dłużej
opiekować się małą. A Patrycja zastanawiała się czy nadaje się na opiekuna
prawnego. Ponieważ siostra Maćka nigdy nie wyszła za mąż, a ojciec dziecka był
nieznany. Dziewczynka miała nazwisko panieńskie matki czyli Szymczyk.
- Mama – pocierała oczka i pociągała noskiem. – Mama!
- Mama – pocierała oczka i pociągała noskiem. – Mama!
Kobiecie krajało się serce słysząc
zapłakany dziecięcy głosik Oliwki wołającą mamę. Nadaremnie szukała w głowie
odpowiedzi na jedno nurtujące pytanie. Jak powiedzieć niespełna dwuletniemu maluchowi,
że mama umarła i nie wróci? Oliwia była za mała, by cokolwiek zrozumieć.
Niektórzy dorośli nie potrafią poradzić sobie z śmiercią bliskiej osoby. Nawet
po upływie czasu. A ,co dopiero taki maluch. Dla każdego człowieka jest to bolesny cios i każdy w
sposób indywidualny przechodzi żałobę.
- Pan jest kimś z rodziny Marka
Dobrzańskiego? –Zapytał starszy lekarz wyrastając przed Szymczykiem niczym spod
ziemi. Mężczyzny podniósł głowę i wbił zmęczone spojrzenie w doktora.
Całą noc nie zmrużył oka siedząc na poczekalni w szpitalu. Wypił już tyle
kofeiny, że dziwił się, że nie zszedł jeszcze na zawał. Żona dzwoniła godzinę
temu mówiąc, że mała nie chcę spać i ciągle płaczę. Była za mała, by zrozumieć,
że nie zobaczy więcej mamy.
- Najlepszym przyjacielem- odparł
krótko Maciej. – I pracujemy razem. Znamy się od kilku lat- dodał.
- Rozumiem. Czy ma pan kontakt z kimś
z rodziny?- Doktor poprawił okulary na nosie w drucianej oprawce.
- Znam jego rodziców – rzucił.
- To proszę ich powiadomić, by jak
najszybciej pojawili się w szpitalu- oznajmił bezbarwnym tonem mężczyzna.
-Co z Markiem?- zaniepokoił się
Szymczyk.
- Potrzebna jest transfuzja krwi
inaczej…
- Proszę niech pan nie kończy-
przerwał mu gwałtownie Maciej. – A Ula?
W jaskrawym świetle jarzeniówek na szpitalnym
korytarzu zjawili się nagle policjanci.
Jankowski pokazał lekarzowi oznakę i zadał kilka pytań dotyczących pacjentów przywiezionych w stanie krytycznym. Mężczyznę i kobietę. Lekarz przekazał im niezbyt dobre informację . Stan lekko się poprawił ,ale nie na tyle ,aby mówić ,że minęło ryzyko.
Jankowski pokazał lekarzowi oznakę i zadał kilka pytań dotyczących pacjentów przywiezionych w stanie krytycznym. Mężczyznę i kobietę. Lekarz przekazał im niezbyt dobre informację . Stan lekko się poprawił ,ale nie na tyle ,aby mówić ,że minęło ryzyko.
- Pan Maciej Szymczyk?- Zapytał młody
mundurowy z ciemnymi głęboko osadzonymi oczami i ciemnej karnacji.
- Tak, a o co chodzi?
- Mamy do pana kilka pytań, ale musi
pan udać się z nami na komisariat- oznajmił oschło starszy.
- Teraz?- Chciał się upewnić.
Policjanci przytaknęli zgodnie.
Szymczyk podążył za mężczyznami. To nie wróciło nic dobrego.
****
- Twierdzi pan, że nic nie wie na ten
podpalenia samochodu?- Brązowooki wbił w niego chłodne spojrzenie i przyglądał
się wnikliwie jego twarzy.
- Nie- odparł bez zająknięcia. – Ktoś
podpalił mu samochód?
- Tak. Nie wiedział pan?- Zdumiał się
podkomisarz Jankowski. Zaś drugi komisarz Władek wyszedł na moment, by
zapalić.
- Nie miałem pojęcia- odparł
wstrząśnięty Szymczyk.
- Czy Marek Dobrzański miał wrogów?
Mężczyzna pokręcił głową z
dezaprobatą.
- Tak czy nie – powiedział z
naciskiem Jankowski.
- Nie przypominam sobie. Marek jest
prezesem dobrze prosperującej firmy. Od pięciu lat mieszka sam. Nic mi nie
wspominał o żadnych wrogach. Większość go lubiła- starał się mówił opanowanym głosem.
- Nikt mu nie groził? Nie wysyłał
listów z pogróżkami?
- Gdyby tak było wiedziałbym- rzekł
poważnie. – Nie ukrywałby tego.
Podkomisarz okrążył stół i ponownie
spojrzał na Szymczyka.
- A Drimitrij Zajcew mówi panu, coś?
- Nie - odparł krótko.
- Naprawdę nic?
Z czarnej teczki wyjął jego
fotografie i położył na brązowym blacie. Maciej błądził wzrokiem po szarych
ścianach i czuł jak zimny pot oblewa jego ciało.
- A Sisinij?
- Mąż Urszuli mojej przyjaciółki,
która aktualnie przebywa w szpitalu- ożywił się nagle Maciej.
Półgodziny później wreszcie opuścił
komisariat. Kompletnie zdruzgotany tym, czego się dowiedział. Marka i Ulę
usiłował ktoś pozbawić życia. W dodatku podpalili samochód bruneta i zwiali.
- Czasami ludzie to bestie - wypowiedział na głos myśli . - Oby ten Rosjanin zdechł- dodał rozjuszony i z trudem zmiął przekleństwo w ustach.