Strona Główna

piątek, 24 lutego 2017

,,Bolesna strata'' 10

Uwaga: Rozdział zawiera brutalne ,krwawe sceny oraz wulgaryzmy !

"W życiu każdego człowieka nastaje chwila, kiedy musi zdecydować, czy pójść z żywymi, czy z umarłymi. Ta chwila trwa teraz, zanim zesztywniejemy. Potem jest za późno."

Ściana lodowatego deszczu zniekształcała obraz roztaczający się w mroku, uniemożliwiając dostrzeżenie czegokolwiek.
 Markowi nie udało się daleko uciec. Słyszał w oddali niosące się echo butów uderzających o  mokry asfalt. W oddali miasto zaczęło nocne życie. Do bruneta uliczny zgiełk był niezrozumiałym hałasem.
Chaotyczne myśli biegły w różnych kierunkach. Liczyło się, by przeżyć. Adrenalina pozwoliła mu nie upaść. Musiał być silny. Nie dla siebie, ale dla niej. Brakowało czasu na zastanowienie się, zebranie myśli i uporządkowanie emocji, jakie nim kierowały. Ból atakował jego ciało. Zaczął powoli słabnąć. Nie oglądając się za siebie, biegł na ile pozwalało zmęczone, ranne  i obolałe ciało. Przydały mu się teraz poranki spędzone w parku na joggingu. Od dziecka sport obecny był w jego życiu. W biegach przełajowych zajął w drugiej klasie liceum pierwsze miejsce. Z Sebastianem dawniej grał w koszykówkę, lecz po narodzinach syna Olszański skapitulował. Kiedyś byli największymi podrywaczami w Warszawie, a teraz jeden z nich wiódł życie singla, a drugi miał żonę i dziecko.

 Kobieta poruszyła się na jego rękach i uchyliła powieki, lecz z jej gardła nie wydobył się nawet najcichszy szept. Gonili go i nieuchronnie zbliżali się z każdą chwilą.
Poczuł mocne szarpnięcie. Jeden wyrwał mu z rąk Ulę, a drugi uderzył w głowę. Ból rozsadzał czaszkę, a świat zawirował. Objęty mrokiem upadł na brudny chodnik. Po upływie około pięciu minut z wysiłkiem podniósł się z ziemi. Zarówno twarz jak ręce miał od błota. Wytarł je w przemoknięty, rozdarty płaszcz i próbował dostrzec mdłym świetle przydrożnej lampy, Ulę.
- Ma..rek- wyjąkała słabym głosem kobieta.
Rozmawiali przez krótką chwilę między sobą.  A jeden nie puszczając Uli wnikliwie obserwował bruneta.
- Jesteś pewny, że to żona zmarłego Dmitrija?
- Nie jestem żoną...Nie znam Dmi...
Zmarłego?
- Jak to, kurwa nie znasz?- warknął potrząsając nią jak szmacianą lalką.– Kim jesteś?! No, kim!- wydarł się.
- Nie... Zabijajcie mnie, ani mojego dziecka...Proszę...
Marka wmurowało w ziemię. Przełknął głośno ślinę, nie mogąc patrzeć na to wszystko.
O czym ona mówi? Jakie dziecko?
- Zostawcie ją- wymamrotał.
- Zamknij się albo obije ci ryj- zwrócił do niego mężczyzna. – W ogóle znam cię koleś… Jesteś  ten pajac z tego szpitala.  Dmitrij mówił, że Marek Dobryjski czy coś tam.
- Dobrzański- poprawił go zduszonym głosem.
- A ty?- Zwrócił się do Uli.
- Nie!- krzyknęła. – Nic nie powiem! Jeśli zabijecie moje dziecko...
- O kurwa- wyrwało się jednemu. – Jesteś w ciąży?
Przez kilka sekund zapanowała martwa  cisza. Powietrze stało się jakieś inne.
Dobrzański kompletnie już nie wiedział, o co jej chodzi. On o ciąży nic nie wiedział.
W czym niby ma to kłamstwo pomóc?
- Odpowiadaj!- potrząsał nią i ścisnął ramię, aż skuliła się z bólu.  – Z Iwanow, prawda?
- Nie – odpowiedziała. – Z moim mężem.
 Mężczyzna przejechał jej nożem po ramieniu, a szkarłatna ciecz spłynęła po mokrej skórze mieszając się z deszczem.
Brunet zamknął oczy z przerażenia. Poczuł ukłucie w sercu.
- Nie wierzę ci- mruknął tuż przy jej uchu. 
- Kocham go!
- Zostawcie moją żonę!- Wtrącił podniesionym głosem Marek. – Nie słyszycie?!
- Myślisz ,że uwierzymy w tą bajkę?
Popchnęli mocno kobietę i runęła na twarde ,brudne podłoże. 
Ula z rozpaczą stwierdziła, że nie uda się jej wstać. Krew sączyła  z rozciętej wargi i ramienia powodowała nieprzyjemne pieczenie. Poczuła jej metaliczny smak. Zimne krople potu spłynęły Markowi po czole. Jeszcze bardziej przyleją  hebanowe kosmyki włosów do skóry. Ciało ogarnęły dreszcze. Trzęsły mu się ręce. Uszedł kawałek chcąc podejść do Uli  ,ale został uderzony w głowę przez jednego z osiłków.   Po chwili Marek leżał twarzą w kałuży ,która zabarwiała się na czerwona nie inaczej było z Ulą.
Dwadzieścia minut później na samochodzie Dobrzańskiego zaczęły pełzać płomyki ognia ,a następnie nastąpiła eksplozja.  Płonące Drzwi od samochodu runęły nieopodal Uli i syknęły po zetknięciu z wodą. Niestety zdążyły ją poparzyć. Nad nimi fruwały oderwane fragmenty auta.
Zbiegli się ludzie. Otoczyli ich w koło i bali się podejść bliżej.  Czarne kłęby dymu wciąż unosiły się w powietrzu.
Młody mężczyzna przedarł się przez tłum zszokowanych , bieżnie przyglądających się ludzi i podbiegł najpierw do mężczyzny . Zachowując zimną krew poszukał pulsu. U kobiety był ledwo wyczuwalny, a u mężczyzny w ogóle go nie wyczuł. Przypuszczał jednak, że mężczyzna żyje. Chociaż dramatyczny jego widok wyraźnie temu przeczył.

Tłum zgęstniał. Niektórzy rozmawiali przez telefon ,a inni szeptali i rozglądali się nerwowo. Powstał niemały szum. Porywisty wiatr omal nie wyrwał kobiecie w jasnym płaszczu ciemnej parasolki. Deszczowe krople wciąż leciały z nieba. Rozległ się głośny sygnał i zamigotało niebieskie światło. Sanitariusze kazali odsuwając się ludziom i młodemu człowiekowi ,który wezwał pogotowie. 
Sanitariusze ostrożnie wzięli zakrwawione ciała na noszę. 
- Ula - to imię zawisło w powietrzu . Założyli mu maskę tlenową i zapakowali go do karetki. 
 Powieki kobiety leciutko drgnęły ,ale nie otworzyła oczu. Lewa ręka zsunęła się z noszy i zawisła bezwładnie. Szkarłatne krople skapnęły na ziemię . Niebo ponownie zasnuły ciemne chmury. 

                                                    *****
Zapewnienia męża nie uspokoiły blondynki. W głowie nieustannie przeplatały się sceny jak  z horrorów. Z niewyjaśnionych powodów obawiała się, że Ulę spotkało coś naprawdę złego. Maciej starał się zachować zimną krew i nie okazywać tego, że również niepokoił się o kobietę, która była dla niego jak drugą siostrą. Teraz nie miał już biologicznej.
Patrycja podeszła do okna i zapatrzyła się w jakiś punkt przed sobą. Na zewnątrz dawno zapadł mrok, a deszcz padał nieprzerwanie od paru godzin. Słowa męża do niej nie docierały. Stały się bełkotem. Nie podjęli jeszcze decyzji odnośnie małej. Potrzebowali czasu, a niestety mieli go bardzo mało.
- Ewelina chciałaby byśmy zapewnili małej pełną rodzinę – odezwał się po długiej ciszy Szymczyk. – Nikt oprócz nas nie obdarzy ją miłością i nie zapewni bezpieczeństwa.
- Chyba masz rację- odpowiedziała niezupełnie przekonana. – Możemy znaleźć jej rodzinę zastępczą albo …
- Nie!- zaprotestował ostro mężczyzna. – To moja siostrzenica. Nie chcę ,by zniszczono jej dzieciństwo. Ona nas potrzebuje. Patka uwierz, że poradzimy sobie.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze z Kasią i Łukaszem – wtrąciła.
- Myślę, że zaakceptują Oliwkę- rzekł pewnie Maciej i podszedł do żony i przytulił ją.
Patrycja wróciła do popołudniowego incydentu.
- Spójrz na tą małą. Wyrośnie z niej niezła ladacznica. Pewnie jest po jakimś ćpunie albo alkoholiku- zwróciła się kobieta w czarnej garsonce do drugiej, która poprawiała teraz usta karminową szminką.
- Przestańcie! – krzyknęła niespodziewanie Patrycja posyłając im wściekłe spojrzenie. Kipiała ze złości.
- Nie umiecie uszanować pamięci o zmarłych?! Oliwka nie jest niczemu winna, a już na pewno nie miała wpływu, kto jest jej tatą. Według was jest to teraz, aż tak ważne? Nie to by zapewnić dziecku spokój, otoczyć opieką i miłością? To biedne dziecko zostało na świecie samo. Nie ma nikogo. To jeszcze malutkie dziecko. Nie ma nawet dwóch lat- dostała słowotoku wytrącona z równowagi.
- Nie wtrącaj się dziecko. Nie znałaś tej Eweliny, a niepotrzebnie stajesz w jej obronie. To dziwka!
- Basta! Wynoście się- wysyczała przez zaciśnięte zęby i poczerwieniała na twarzy, a zielone tęczówki nabrały dzikiego blasku.
- Nasza noga więcej tu nie powstanie- oznajmiła jedna z kobiet zimnym, wyniosłym tonem.
, Całe szczęście’’  pomyślała blondynka.
Po ich wyjściu Patrycja udała się do kuchni i opróżniła szklankę zimnej wody, by ochłonąć. Nie znała ojca małej, ale nie potępiała Eweliny. Przypuszczała po prostu, że młoda dziewczyna zakochała się, a on zwiał, gdy powiadomiła go o ciąży.
Uciekł przed odpowiedzialnością. Z tego, co orientowała się Ewelina nie otrzymywała alimentów. Nawet się o nie ubiegała. Pomijała ten, jakże istotny rozdział w życiu.
Patrycja nie lubiła tajemnic zwłaszcza rodzinnych skrywanych latami. O chorobie oraz koniecznym przeszczepie brat dziewczyny oraz żona dowiedzieli się też stosunkowo późno. W sumie, jako jedni z ostatnich, bo nawet przyjaciółka znała prawdę wcześniej.

                               ***
Wyswobodziła się z objęć męża i zerknęła z lękiem na zegar. Maciej od razu wyczuł jej zmianę nastroju. Nie śpiesząc z wyjaśnieniami chwycił kurtkę, kluczyki oraz portfel.
- Dokąd ty się wybierasz?- Usłyszał jej zaniepokojony  za plecami głos, gdy zakładał buty.
- Pojeżdżę po mieście. Telefony Uli i Marka milczą i zaczynam się bać, że natrafi na jakiś bandziorów. Może nawet tych, którzy poszukują od kilku dni. Zgwałcili dziewczynę, która się powiesiła – zakończył wypowiedź. – W wiadomościach ostatnio mówili- wyjaśnił pośpiesznie widząc zdezorientowany i przerażony wzrok żony.
- Uważaj na siebie. Jedź ostrożnie- poprosiła i pocałowała go w usta zanim wyszedł.
Oliwia przystanęła na kanapie tuląc w rączkach brązową maskotkę. Wzięła ją na ręce i zaniosła do pokoju, układając w łóżku swojej córki. Przypatrywała się małej szatynce  i ściągnęła jej granatowe buciki.
Za piętnaście pierwsza głaskała po ciemnej główce dziewczynkę i usiłowała ją uspokoić. Oliwka płakała i wołała mamę. Przyjaciółka i jednocześnie sąsiadka opiekowała się małą podczas choroby Eweliny i przyprowadzała nawet dziewczynkę do szpitala, chociaż lekarze zabraniali wchodzić do sali. Raz była w szpitala, raz w domu. Umarła jednak na stole operacyjnym. Miała mieć przeszczep i żyć, a stało się inaczej. Niestety była przyjaciółka Eweliny niedługo wyjeżdżała do Islandii i nie mogła dłużej opiekować się małą. A Patrycja zastanawiała się czy nadaje się na opiekuna prawnego. Ponieważ siostra Maćka nigdy nie wyszła za mąż, a ojciec dziecka był nieznany. Dziewczynka miała  nazwisko panieńskie matki czyli Szymczyk. 
- Mama – pocierała oczka i pociągała noskiem. – Mama!
Kobiecie krajało się serce słysząc zapłakany dziecięcy głosik Oliwki wołającą mamę. Nadaremnie szukała w głowie odpowiedzi na jedno nurtujące pytanie. Jak powiedzieć niespełna dwuletniemu maluchowi, że mama umarła i nie wróci? Oliwia była za mała, by cokolwiek zrozumieć. Niektórzy dorośli nie potrafią poradzić sobie z śmiercią bliskiej osoby. Nawet po upływie czasu. A ,co dopiero taki maluch.  Dla każdego człowieka jest to bolesny cios i każdy w sposób indywidualny przechodzi żałobę. 
                      ****

- Pan jest kimś z rodziny Marka Dobrzańskiego? –Zapytał starszy lekarz wyrastając przed Szymczykiem niczym spod ziemi. Mężczyzny podniósł głowę i wbił zmęczone spojrzenie w doktora.  Całą noc nie zmrużył oka siedząc na poczekalni w szpitalu. Wypił już tyle kofeiny, że dziwił się, że nie zszedł jeszcze na zawał. Żona dzwoniła godzinę temu mówiąc, że mała nie chcę spać i ciągle płaczę. Była za mała, by zrozumieć, że nie zobaczy więcej mamy.
- Najlepszym przyjacielem- odparł krótko Maciej. – I pracujemy razem. Znamy się od kilku lat- dodał.
- Rozumiem. Czy ma pan kontakt z kimś z rodziny?- Doktor poprawił okulary na nosie w drucianej oprawce.
- Znam jego rodziców – rzucił.
- To proszę ich powiadomić, by jak najszybciej pojawili się w szpitalu- oznajmił bezbarwnym tonem mężczyzna.
-Co z Markiem?- zaniepokoił się Szymczyk.
- Potrzebna jest transfuzja krwi inaczej…
- Proszę niech pan nie kończy- przerwał mu gwałtownie Maciej. – A Ula?
W jaskrawym świetle jarzeniówek na szpitalnym korytarzu zjawili się nagle policjanci.
Jankowski pokazał lekarzowi oznakę i zadał kilka pytań dotyczących  pacjentów przywiezionych w stanie krytycznym. Mężczyznę i kobietę. Lekarz przekazał im niezbyt dobre informację .  Stan lekko się poprawił ,ale nie na tyle ,aby mówić ,że minęło ryzyko. 
- Pan Maciej Szymczyk?- Zapytał młody mundurowy z ciemnymi głęboko osadzonymi oczami i ciemnej karnacji.
- Tak, a o co chodzi?
- Mamy do pana kilka pytań, ale musi pan udać się z nami na komisariat- oznajmił oschło starszy.
- Teraz?- Chciał się upewnić.
Policjanci przytaknęli zgodnie. Szymczyk podążył za mężczyznami. To nie wróciło nic dobrego.
                                        ****
- Twierdzi pan, że nic nie wie na ten podpalenia samochodu?- Brązowooki wbił w niego chłodne spojrzenie i przyglądał się wnikliwie jego twarzy.
- Nie- odparł bez zająknięcia. – Ktoś podpalił mu samochód?
- Tak. Nie wiedział pan?- Zdumiał się podkomisarz Jankowski.  Zaś drugi komisarz Władek wyszedł na moment, by zapalić.
- Nie miałem pojęcia- odparł wstrząśnięty Szymczyk.
- Czy Marek Dobrzański miał wrogów?
Mężczyzna pokręcił głową z dezaprobatą.
- Tak czy nie – powiedział z naciskiem Jankowski.
- Nie przypominam sobie. Marek jest prezesem dobrze prosperującej firmy. Od pięciu lat mieszka sam. Nic mi nie wspominał o żadnych wrogach. Większość go lubiła- starał się mówił opanowanym głosem.
- Nikt mu nie groził? Nie wysyłał listów z pogróżkami?
- Gdyby tak było wiedziałbym- rzekł poważnie. – Nie ukrywałby tego.
Podkomisarz okrążył stół i ponownie spojrzał na Szymczyka.
- A Drimitrij Zajcew mówi panu, coś?
- Nie - odparł krótko.
- Naprawdę nic?
Z czarnej teczki wyjął jego fotografie i położył na brązowym blacie. Maciej błądził wzrokiem po szarych ścianach i czuł jak zimny pot oblewa jego ciało.
- A Sisinij?
- Mąż Urszuli mojej przyjaciółki, która aktualnie przebywa w szpitalu- ożywił się nagle Maciej.

Półgodziny później wreszcie opuścił komisariat. Kompletnie zdruzgotany tym, czego się dowiedział. Marka i Ulę usiłował ktoś pozbawić życia. W dodatku podpalili samochód bruneta i zwiali. 
- Czasami ludzie to bestie - wypowiedział na głos myśli . - Oby ten Rosjanin zdechł- dodał rozjuszony i z trudem zmiął przekleństwo w ustach. 

12 komentarzy:

  1. Ale ciężko ich doświadczasz, oboje walczą o życie. Mam nadzieję że oboje tę walkę wygrają i wszystko dobrze się zakończy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To będzie trudna walka ,bo ceną jest życie ,ale wyjdą z tego zwycięsko.Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  2. Nie oszczędzasz ich. Oby oboje wyszli z tego cało. Niech już w ich życiu będą same szczęśliwe dni, niech spróbują się zaprzyjaźnić a potem to już miłość. Ulka myślała że jej kłamstwo w czymś pomoże, sprytnie ale się nie udało. Czy były mąż Uli nie żyje? Fajnie że dostałaś prędzej. G ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeżyją tyle mogę zdradzić .A czy będą szczęśliwe o tym przekonasz się wkrótce. Kłamstwo Uli w niczym nie pomogło. Z resztą na ,co ona liczyła? Tak mąż Uli nie żyje. dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  3. Strasznie ciężko ich doświadczasz. Mam tylko nadzieję iż ten koszmar w końcu się skończy. Z tego co zrozumiałam to były mąż Uli już nie żyje, więc co ci bandyci jeszcze chcą od tej biednej dziewczyny. Mam nadzieję, że oboje przeżyją.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Traumatyczne wydarzenia odcisną piętno na ich psychice.Potwierdzam Ula jest już wdową ,chociaż płakać za nim nie będzie. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  4. Jak oni mogli ich tak potraktować. :( Mam nadzieję że rodzice Marka jak najszybciej dotrą do tego szpitala. Dobrze że przynajmniej ktoś zadzwonił po pogotowie. Bardzo jestem ciekawa jak to się dalej potoczy.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potraktowali ich bardzo okrutnie i omal nie przypłacili życiem ,ale przeżyją .Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  5. O Uli i Marku nie będę pisać bo już wszystko jest wyżej. Ale te kobiety które rozmawiały z Patrycją to są jakieś wstrętne babsztyle. Czy to są ciotki jej? Było coś wspominane o nich poprzednim razem. Te bardziej pasują mi na jakiejś panie z przedpotopowej opieki.Teraz za coś takiego ponieśli by karę.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tych kobietach była wzmianka w poprzednim rozdziale ,bo pojawiły się nieproszone na stypie.Upierdliwe baby ,które wtykając nos tam ,gdzie nie trzeba no i są dalszą rodziną Maćka i zmarłej Eweliny. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  6. Piszesz tak wstrząsająco, że człowiek ma ciarki na plecach kiedy to czyta. To prawdziwy talent potrafić tak obrazowo przedstawić brutalność tego świata. Naprawdę chylę czoła. Wciąż zastanawiam się, kiedy wreszcie skończy się gehenna Uli a teraz jeszcze i Marka. Wydawałby się, że Ula powinna już powoli dochodzić do normalności zwłaszcza, gdy dowiedziała się, że jej podły mąż nie żyje. W światku przestępczym czasem tak bywa, że skoro nieboszczyk nie zdążył dokonać zemsty, robią to za niego jego kolesie. Czy tak ma być do momentu, aż wreszcie dopadną ją i Marka i zakatują na śmierć? Jeśli tak, to ja wcale już nie chcę tego czytać, bo to wykończyłoby mnie emocjonalnie. Daj im trochę odżyć. Niech poczują się silniejsi, bo w każdej części fundujesz im tak straszną traumę, że w końcu oboje dostaną pomieszania zmysłów. Jeszcze nigdy nikt nie zafundował mi tak potwornej lektury. Czytam, bo wciąż mam nadzieję, że kolejny rozdział przyniesie im wreszcie upragniony spokój i pozbawi lęku, ale tak się nie dzieje. Jak długo jeszcze Justyna. Jak długo...
    Pozdrawiam. :)

    PS.
    Mimo pięknej treści sporo literówek. Np: To proszę ich powiadomić, by jak najszybciej powili się w szpitalu - Powili? Chyba pojawili?
    Przeczytaj wszystko dokładnie i wolno. Na pewno wyłapiesz byczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym talentem bym nie przesadzała ,ale dziękuję za miłe słowa. Do tego upragnionego spokoju Uli jest kręta droga.Relacje jej z Markiem też nie można nazwać nawet ,,przyjacielskimi''. Nikt nie zakatuje Uli i Marka na śmierć. ( nie mam tego w planach ,chociaż na razie te rozdziały temu przeczą).Nigdy więcej na tych bandziorów już nie trafią. Dosięgnie ich sprawiedliwość to mogę obiecać. Ten przebłysk nadziei pojawi się w kolejnej części.
      Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń