,, Nigdy nie trać nadziei.
To ostatni klucz, który otwiera drzwi..."
Krążył po mieszkaniu pogrążonym w półmroku. Pomieszczenie
rozświetlał jedynie blady strumień światła dochodzący z małej lampki stojącej
na nocnym stoliku. Brunet podszedł do okna i powiódł wzrokiem po skąpanym w
mroku mieście i zatrzymał na atramentowym niebie. Dziwny smutek i niepokój
zawładnął jego sercem.. Z powrotem położył się do łóżka i bezskutecznie walczył
z bezsennością.
Błyskawica przeszyła poszarzałe niebo. Samolot nieuchronnie
zbliżał się do ciemnych ,kłębiastych chmur. Wpadł w turbulencje. Zgasło światło,
a ze schodków wypadały podręczne bagaże. Ludzi ogarnęła panika. Niektórzy
skulili się w swych fotelach. Inni krzyczeli bądź ci wierzący modlili się do
świętych lub samego stwórcy. Zapadły ciemności. Drżało wszystko. Ktoś uderzył
się w czoło, z którego broczyła krew. Szklanki z wodą, które stały przed pewną
parą pękły. Brunetka przykładała spoconą dłoń do mokrego czoła. Nie czuła się
najlepiej. Piorun uderzył w lewe skrzydło samolotu. Maszyna gwałtownie leciała
w dół z zawrotną prędkością, gdy zapalił się ogon szybowca. Uderzył w drugi samolot,
który zaczął błyskawicznie spadać do wody. Leciał coraz niżej z płonącym, uszkodzonym
skrzydłem jak ranny ptak. Uderzył o dach budynku i przepołowił się na dwie
części i runął do oceanu. Zatonął niczym Titanic. Pasażerowie oraz załoga
samolotu nie uratowała się. Czerwona plama rozlała się na czystej, błękitnej wodnej
tafli. Zaś pierwszy płatowiec eksplodował zanim zetknął się z twardym podłożem. W powietrzu powstała ogromna chmura dymu i ognia, a części samolotu roztrzaskały się na milion kawałków. Nikt nie ocalał. Nie mieli szans. Zginęli na miejscu.
- Moja Ula… moja kochana …ty nie możesz zginąć!- Wykrzyknął
budząc się jednocześnie z sennego koszmaru. Usiadł na łóżku i oparł ręką
spocone czoło. Czuł się jak w gorączce. Strużka potu spłynęła mu po plecach, a koszulka,
w której spał niemal cała była mokra. Nie mógł otrząsnął się z szoku. Ten sen
był bardzo sugestywny.
Parząc rano kawę nadal odczuwał ten nieznany niepokój
nasilający się z każdą chwilą i strach. Ręce mu drżały, aż rozlał kawę. Tknięty
impulsem włączył poranne wiadomości. Przeskakiwał z kanału na kanał. Nie
zobaczył wczorajszej daty ani godziny. Nie znalazł też informacji na temat rozbitego
samolotu nad Atlantą. Nie napisali na dole ekranu o ofiarach ani rannych przewiezionych
do szpitala. Odetchnął z ulgą, choć nie do końca go to uspokoiło. Brak złych
wieści dawało nadzieję, że jednak bezpiecznie wylądowała. W duchu prosił by Ula ocalała
i wróciła do niego. Jego osobisty anioł. Trwała przy nim, gdy poddawał się i
miał gorsze dni, a on ją zranił . Zniszczył marzenia i miłość .
Nie mógł sobie wybaczyć, że tak a nie inaczej postąpił. Wyzywał się od głupców i łajdaków. Katował ich zdjęciami z sesji nad Wisłą oraz tymi, które pozyskał od fotografa.
Nie mógł sobie wybaczyć, że tak a nie inaczej postąpił. Wyzywał się od głupców i łajdaków. Katował ich zdjęciami z sesji nad Wisłą oraz tymi, które pozyskał od fotografa.
Podsłuchał przedwczoraj rozmowę telefoniczną Uli z Alicją.
Po zarośniętych policzkach spłynęły łzy.
Tak bardzo chciał ją jeszcze ujrzeć, przytulić. Usiadł na
kanapie i ukrył twarz w dłoniach.
Załamany sięgnął po szklankę whisky, a potem następną i
następną. Alkohol coraz bardziej uderzał mu do głowy. Zamroczony wymawiał w
nieświadomości różne rzeczy.
Zarówno dzień jak i noc bez niej był katuszą. Nieproszone
myśli niczym wirus zainfekowały jego umysł.
- Nie umiałem jej kochać, gdy był na to czas to teraz mam to,
co mam- pomysł i przed przypadek wypowiedział na głos myśli.
Przez sen krzyczał jej imię i rzucał się jak w gorączce. Wieczorem obudził się z potwornym kacem. Połknął dwie tabletki i ponownie zasnął .
Przez sen krzyczał jej imię i rzucał się jak w gorączce. Wieczorem obudził się z potwornym kacem. Połknął dwie tabletki i ponownie zasnął .
****
- Kurwa małżeństwem? Jak małżeństwem.. Ja pie*****..-
Kręcił się po gabinecie rozjuszony do głębi. Sebastian obserwował i, aż
przeraził się, gdy ten walnął pięścią w blat biurka. – Cholera- mruknął od
nosem. Szare oczy pociemniały, a usta
zacisnęły się w wąską kreskę. Przeszukał biurko i wyrzucał z niego wszystkie
rzeczy. Złapał perłowy naszyjnik i rozerwał go. Białe koraliki potoczyły się po
podłodze. Na twarzy blondyna malowało się przerażenie.
- Kiedy?! Słowem mi nawet nie wspomniała!- Krzyczał jak
opętany.- Absolutnie nic. Nie zauważyłem pieprzonej obrączki na jej palcu. Gdybym wiedział...
- To ,co?
- Powstrzymałbym ją. Nie pozwolił wyjść za tego pożal się boże doktorzynę. Kurde blaszka...A myślałem...Boże jaki jestem głupi...- puknął się z otwartej ręki w czoło. - Nawet listów nie czyta. Prezenty pewnie wyrzuca do kosza . W dupie ma ,że zapłaciłem za tę operację. Robię wszystko by ją odzyskać ,a ona poleciała do tego sku... Uciekła z nim zagranicę - mówił rozżalony i wściekły tracąc nad sobą panowanie.
Olszański pierwszy raz widział go w takim stanie. Zachowanie Marka zaczęło go trochę przerażać. Zachowywał się jak opętany.
- Uspokój się. Może on ją zmusił.
- Ta a ona nie wiedziała, co podpisuje?- Zapytał drwiąco. –
Nie jest dzieckiem.
- Czyli...- Zastanawiał się krótką chwilę Sebastian. Usiadł pewniej na kanapie i wbił spojrzenie w
przyjaciela.
- Wiem. Ula poślubiła go z zemsty. Chciała się odegrać na
tobie.
- O czym ty do cholery mówisz?- Warknął. – Ula mnie
kochała. Nie zrobiłaby mi takiego świństwa.
- A wybaczyła ci?- Drążył dalej blondyn.
- No..Nie- odparł brunet z wahaniem i składał kartkę i rozkładał,
a następnie wyrzucił i wziął następną. Musiał zająć, czymś ręce.
- Sam widzisz. Wybrała Piotra, a podobno ciebie tak bardzo
kochała- ciągnął.
- Kochała, ale ja to zniszczyłem. Chcę o nią walczyć, bo mi
na niej zależy- powiedział z takim tonem, że przyjaciel zamilkł natychmiast.
- Na twoim miejscu…
- Nie jesteś na moim miejscu- przerwał mu brutalnie
podchodząc do kanapy. – Idę się przejść, a ty trzymaj rękę na pulsie. Jak coś
jestem pod telefonem. Na razie.
- Czekaj!- zawołał Sebastian podrywając się z kanapy. - Masz- wręczył mu wydrukowane zdjęcie.
- Czekaj!- zawołał Sebastian podrywając się z kanapy. - Masz- wręczył mu wydrukowane zdjęcie.
*****
Spacerował po kolorowym dywanie z liści. Niedługo drzewa
stracą swe kolory. Zastąpi je szarość. Czarne gołe gałęzie, które gną się
dzikim tańcu pod wpływem porywistych podmuchów wiatru. Słońce zastąpi deszcz i
pochmurne dni. Czasami pojawi się jasna kula, ale tylko na moment.
Zgarnął liście z ławki, na której odbyli nie jedną istotną
rozmowę. To tu patrzyła na niego z tym szczególnym blaskiem w oczach. Śmiała się,
zamyślała, żartowała i szukała rozwiązań. Znajdywała rozwiązanie nawet w sprawach z góry beznadziejnych. Jej optymizm był zaraźliwy. Na twarzy malowały się
zawsze dwa urocze rumieńce, gdy coś ją zawstydziło. To w tym parku rodziła się między nimi
nierozerwana więź.
Słońce schowało się za
chmurami. Dla Marka, każdy dzień jest szarym, pozbawionym słońca dniem. Prawie
nie jadł, mało sypiał.. Egzystował. Codziennie z rękami ułożonymi pod głową
wlepiał wzrok w sufit, jakby szukając odpowiedzi na niezadane pytania. Nieustannie
przywoływał w pamięci radosne chwile. Z nią mógłbyś iść na koniec świata.
Podarować jej gwiazdkę z nieba. Gdyby, tylko mógł. To on jest odpowiedzialny za
te wybory. Z bruneta ust nie wypływała prawda.
Zbliżył się do stawu i
spojrzał na płynące po wodzie kaczki. Z rozmyślań wyrwał go rozdzierający płacz
niemowlaka. Odwrócił głowę i ujrzał młodą kobietę pochylającą się nad czerwonym
wózkiem. Przypatrywał się nieznajomej. Nie wyglądała na pełnoletnią. Po chwili
przysiadła się druga dziewczyna w krótkich włosach i wyciągnęła z skórzanej kurtki
papierosy i zapalniczkę.
Nie zastanawiając się
podszedł do nich. Zwrócił im uwagę, że palą przy dziecku. Wyśmiały go i
bezczelnie zaczęły podrywać.
- Koleś to nie twój
biznes. Idź do swojej cizi, a nie pouczasz i marudzisz- burknęła.
- On chyba jest za
stary na takie zabawy- wtrąciła druga.
- No, fakt – zauważyła
słusznie.- Ale znam starszych kolesi, którzy wyrywają dupy w klubach.
- Rodzice wiedzą…
- Tatuśku pilnuj swoja
puszczalską córeczkę. Tu jej nie ma- odrzekła nastoletnia matka i zerknęła na przyjaciółkę.
- Nie mam dzieci- wymknęło
się Markowi. – A wy, jeśli stąd nie pójdzie z tym świństwem to zadzwonię na
policje- ostrzegł.
- Ha- zaśmiała się krótkowłosa.
- Liczę do trzech- nie
ustępował i zmierzył ich wilczym spojrzeniem , zagryzając wargi. – Ale już – syknął.
Poderwały się z ławki
i odeszły z płaczącym niemowlakiem.
Nie mieściło mu się to
w głowie, że małolaty palą przy niemowlaku jakieś świństwo, bo zwykłe papierosy
to nie były. O tym wiedział doskonale. Wyjął fotografię z marynarki i rozerwał na kawałki i podchodząc do stawu patrzył na drobne płynące szczepki zdjęcia. Nie wrócił do firmy. Snuł się po ulicach i próbował wyrzucić z głowy obraz Uli z Piotrem. Zaciskał w kieszeniach dłonie i szedł przed siebie .
***
- Zrób zakupy i nie zapomnij, że
oszczędzamy by mieć na inne wydatki.
- Jakie wydatki?- Zmarszczyła brwi.
- Będziesz jeszcze to jadła?- Zmienił
temat.
- Nie
Nawet pies by tego nie tknął.
Niech już lepiej idzie.
- Przynajmniej nie przytyjesz-
dodał cicho.
- Uważasz, że jestem gruba?!- Zdenerwowała
się.
- Nie, przepraszam. Pocałowałbym cię,
ale boję się, że mnie zarazisz
- No, tak – przyznała mu rację.
- Wrócę późno. Nie czekaj z
kolacją- rzucił śpiesząc się do szpitala.
Westchnęła z irytacją. Starała się, a
i tak obrzucał ją błotem lub lekceważył. Nie znosiła traktowania jej jak przedmiotu, który gdy nie potrzebny jest wyrzucany ,lub stawia się go w niewidocznym miejscu. Bez
przerwy w cieniu męża. Nie pozwalał pracować, poznawać ludzi ani wychodzić
dalej niż do sklepu spożywczego bądź apteki. Czuła się jak uwięziony ptak. Dusiła
się w tym małżeństwie. Przeklinała dzień ich zaślubin.
Śnieżnobiała pościel, płatki róż, szampan. Gorące pocałunki i
płonący wzrok. Przyspieszone oddechy dwóch splecionych ciał
w miłosnym uniesieniu- jej myśli poszybowały w kierunku snu, który śniła poprzedniej nocy.
- Kurde blaszka… Nie zapomnę o
nim. To niemożliwe. Kocham, kocham, kocham go- mówiła na głos i wypiła szklankę
soku jabłkowego, ale zrobiło się jej niedobrze
W dreszczach i gorączce zgięta w
pół wymiotowała. Po czym bezwładnie upadła na brudną podłogę i zasnęła.
Obudziła się w ciemnościach i próbowała podnieść, ale opadła szybko z sił.
Wycieńczona i brudna wstała dopiero następnego ranka. Napuściła wody do wanny i
zmyła z siebie ten ohydny zapach wymiocin. Wlała olejek i ledwo zdejmując
ubranie weszła do ciepłej wody. Wycieńczone ciało pokryła gęsia skórka. Twarz
miała niezdrowy wygład lekko żółtawy. Włosy zniszczone przykleiły się czoła, policzków
i karku. Czuła się dziwnie i wciąż ją mdliło. Zimne dreszcze wstrząsnęły jej
mizernym, poszarzałym i posiniaczonym ciałem. Prawie utopiła się w wannie zasypiając w niej.
Wychodząc poślizgnęła się na mokrych płytkach i uderzyła ręką w ostry kant. Z
brwi wypłynęła ciemno- czerwona strużka krwi. Przytknęła papier toaletowy, bo
był pod ręką i usiłowała zatamować krwawienie.
*****
W środę od rana czuła się
fatalnie. Piotr wyjechał na dwa tygodnie. Nie poinformował, dokąd, wspomniał o
powrocie w niedzielę wieczorem.
Pozostawiając dziewczynę samą sobie z wysoką gorączką bez opieki. Nie
pomyślał nawet o zrobieniu zakupów ani
kupieniu lekarstw. Miała dość jego chłodu, nieobecności, dyżurów,awantur ,pretensji i samotnych
wyjazdów do rodziny.
Pragnęła mocno się do kogoś
przytulić i uwierzyć, że się jakoś ułoży.
Nienawidzę cię Piotr! Ty chory pojebie!- Przeklinała go w
myślach.
- Jak mogłeś mnie tak
potraktować?- Zapytała samą siebie.
Na jego spotkaniach z przyjaciółmi po fachu grała dobrą ,kochającą żonę ,a on czułego ,troskliwego i zakochanego męża. Zawsze uśmiechała się udając szczęśliwą i spełnioną kobietę. Po powrocie do domu Piotr znów wyzywał ją od najgorszych i narzekał na nieuprasowane ubrania ,złe jedzenie i bałagan w domu ,chociaż podłoga lśniła ,a pościel pachniała świeżością. Na półkach nie gromadził się kurz ,a obiad był codziennie na stole. Pragnęła wyjechać stąd ,ale Piotr zabrał jej dokumenty i zarządza budżetem. Pilnował ,żeby nie zwiała.
Na jego spotkaniach z przyjaciółmi po fachu grała dobrą ,kochającą żonę ,a on czułego ,troskliwego i zakochanego męża. Zawsze uśmiechała się udając szczęśliwą i spełnioną kobietę. Po powrocie do domu Piotr znów wyzywał ją od najgorszych i narzekał na nieuprasowane ubrania ,złe jedzenie i bałagan w domu ,chociaż podłoga lśniła ,a pościel pachniała świeżością. Na półkach nie gromadził się kurz ,a obiad był codziennie na stole. Pragnęła wyjechać stąd ,ale Piotr zabrał jej dokumenty i zarządza budżetem. Pilnował ,żeby nie zwiała.
Rozpłakała się z bezsilności i
swojej głupoty, uwierzyła mu. W jego zapewnienia, czułe słówka. Czas, który
spędzali na mieście lub wybierali się gdzieś dawno minął.
Sięgnęła po laptopa i zalogowała
się na pocztę. Dawno nie czytała wiadomości. Nazbierało się ich trochę. Litery rozmywały
się jej przed oczami.Otuliła się szarym swetrem i nacisnęła na przypadkowy e-mail. Z niedowierzaniem zamrugała powiekami.
Kochanie
Piszę ten list
z nadzieją, że przeczytasz i odpowiesz na niego.
Długo się zbierałem by napisać,
chociaż tych kilka prostych słów.
Z początku nie wiedziałem, od czego zacząć.
Obawiam się twojego odrzucenia.
Wciąż to robisz, nie dajesz mi szansy, a gdybym
mógł oddałbym Ci wszystko.
Niedawno po raz kolejny wbiłaś nóż w moje krwawiące
serce.
Dni bez ciebie są torturą. Nie wiem, co u ciebie.
Dlaczego to jemu
oddałaś się w pełni?
Jak on może cię przytulać, dotykać i?..
Dlaczego go
poślubiłaś? Czy to oznacza, że mnie już nie kochasz?
Zapomniałaś? Jesteś z nim
szczęśliwa? Nie żałujesz, że go poślubiłaś?
Pamiętaj jedno ja wciąż bardzo, bardzo
cię kocham i zawsze będę przy Tobie.
Niezależnie od sytuacji i jak potoczą się
nasze losy.
Co przyniesie jutro? Najbardziej żałuję, że cię oszukałem.
Spieprzyłem wszystko. Straciłem Twoje zaufanie
. Zadałem ból i sprawiłem, że
uciekłaś ode mnie, ale wiedz jedno.
Kocham cię. Tęsknię. Błagam, wróć.
Twój Marek.
Na krótka chwilę zapomniała o złym samopoczuciu. Ciałem wrzasnął szloch.
Ukryła twarz w dłoniach. Nie odpisała, chociaż palce, aż
rwały się do pisania. Zamknęła laptopa. Napisał do niej. Nie wierzyła własnym
oczom. Były też wiadomości jeszcze przed jej wyjazdem do Stanów. Zawalił jej
różnymi wiadomościami, wyznaniami i miłosnymi wierszami skrzynkę pocztową.
Ponownie sięgnęła po laptopa i skasowała kilka,
lecz niektóre powoli zaczęła czytać, a zdumienie rosło z niemal ,każdym
napisanym przed Dobrzańskiego słowem. W gardle poczuła suchość. Mimo choroby i
zmęczenia czytała listy od ukochanego.
Odpiszę jutro... Muszę… i zadzwonię… nie mam telefonu… coś wymyślę…
Wślizgnęła się pod grubą kołdrę i
postanowiła nie wychodzić dziś z łóżka. Bolało ją dosłownie wszystko. Z nosa ciekło,
a gardło odmawiało posłuszeństwa. Drżała z zimna. Na szafce obok niej leżały
sterty zżytych chusteczek.Trawiła ją gorączka i okropny ból mięśni. Piotr miał
wrócić późno, więc zdana była wyłącznie na siebie. Odpłynęła w sen.
Szkarłatna
sukienka podwijała się lekko na wietrze. Gorący piasek parzył bose stopy.
Położyła dłoń na dużym zaokrąglonym brzuchu i spojrzała na morze. Na przypływ i
odpływ fal. Słońce chyliło się ku zachodowi. Zakochane pary spacerowały po
plaży. Zeszła z chropowatej skały niżej. Tam gdzie woda obmywała
piasek. Zamoczyła stopy w chłodnej czystej wodzie. Weszła w głąb morza. Sól
podrażniła rozciętą małą rankę na kostce i sprawiła, że skóra boleśnie zapiekła.
Nie przejmując się tym objęła ramiona dłońmi i pustym wzrokiem wpatrywała się w
paletę barw na ciemnej tafli. Słońce zniknęło, ,a niebo przybrało atramentowy
odcień. Stała tak długo, aż srebrny księżyc pojawił się na nieboskłonie, a
wokół zapanował mrok rozpraszany zaledwie słabym blaskiem księżyca. Zamknęła oczy i nagle obudziła się w
szpitalnej Sali. Rozejrzała się po pomieszczeniu.
Drzwi skrzypnęły i przyszła lekarka pchając wózek. W
środku leżało małe zawiniątko. W Sali zjawił się nieoczekiwanie brunet w
zielonym ochronnym fartuchu. Odebrał z wielką ostrożnością maleństwo z rąk
lekarki i uśmiechnął się promiennie. Pogładził z czułością policzek dziecka.
Otworzyło zabawnie malutkie usteczka i oczka.
Kobieta półsiedząc w niebieskiej pościeli wyciągnęła ręce, by po raz
pierwszy ujrzeć swoje małe szczęście.
Początek opowiadania muszę powiedzieć, że mnie przestraszył.
OdpowiedzUsuńNie rozumiem zachowania Ulki wobec Marka.
Uważam również, że Marek powinien jej powiedzieć kto dał pieniądze na leczenie jej ojca.
Ufam i wierzę, że ta dwójka w końcu się zejdzie. A to całe małżeństwo z Piotrem to skończy się szybciej niż zaczęło.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Ula nie idzie za głosem serca i postępuje wbrew sobie.Utknęła teraz w Bostonie z człowiekiem ,którego nie kocha.Marek powinien jej wyznać całą prawdę przed wyjazdem ,ale tego nie zrobił.A odnośnie małżeństwa na razie nic nie zdradzę. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńŚwietny rozdział. Marek miota się jak ranny lew. Tęskni za Ulą rozpaczliwie i próbuje nawiązać kontakt. Myślę, że gdyby nie choroba, to Ula jeszcze tego samego dnia napisałaby do niego. Sosnowski okazał się ostatnią szują. Ma w nosie samopoczucie żony i traktuje gorzej niż psa. Ona powinna znaleźć sposób, żeby wyrwać się z tego piekła. To nie jest życie dla niej. A co, jeśli okaże się, że oprócz grypy jest w ciąży? Skoro Piotr traktuje ją tak podle to i nad dzieckiem może nie mieć litości.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że albo ona się z tego wyzwoli, albo Marek ustali jej adres i przyjedzie do Stanów wyrwać ją z rąk tej kanalii.
Pozdrawiam. :)
Dlaczego tak nad nią znęczasz się a na innych blogach i na nich dziewczynach nie. W kompleksy wpadnie Justynka jeszcze.
UsuńDorota pozdrawiam obie i oby w obu opowiadaniach jak najszybciej ułożyło się bo wpakujesz nas w czarną rozpacz m
Piszę z telefonu i ze słowa dobra wyszło Dorota
UsuńMałgorzata Sz
UsuńUla wpakowała się w niezłe bagno zwane małżeństwem z Sosnowskim.A Marek kocha i tęskni. Nie może zrozumieć jak ona mogła wybrać kardiologa. A ona sama żałuje dokonania złego wyboru ,chociaż za późno. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
Urszula B.
UsuńJeśli chodzi Ci o korektę błędów, to muszę Cię wyprowadzić z błędu, bo to nie jest żadne znęcanie się. Justyna ma kapitalne pomysły i pisze świetnie. To jeden z najlepszych blogów jakie znam. Teksty są fantastyczne, ale literówki i innego rodzaju byczki powodują, że czytelnik nie odbiera tych cudnych tekstów tak jak powinien. Mnie BARDZO zależy na tym blogu i na tym, żeby Ona pisała nadal. To głównie z tego powodu staram się czytać dokładnie i piszę Justynie, co może ewentualnie poprawić. Każdy z nas popełnia błędy i to nie ulega żadnej wątpliwości, ale uważam, że zawsze jest czas, by je poprawić a także uważam, że szkoda, by znakomity tekst tracił tak wiele na jakości.
Pozdrawiam. :)
Chyba nie na dysleksję. To w szkole robi się. Chyba że jeszcze do szkoły chodzisz.
UsuńNie chodzi o żadną dysleksję i mam 20 + ,chociaż czasami czuję się jakbym nadal miała naście lat.Pozdrawiam :).
UsuńW końcu jest coś optymistycznego listy Marka. Oby tylko nie wpadły w ręce Piotra. Chociaż znając Cię to tak może być. Nie wiem co musi stać się, żeby Ula w końcu na oczy przejrzała. Wdzięczność też ma granice.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
PS Czekam aż napiszesz coś gdzie Ula i Marek są szczęśliwi albo prawie szczęśliwi bez dramatów tylko z codziennymi problemami jakimi boryka się przeciętny Kowalski.
Wpadły w ręce to tak w przenośni napisałam. A dokładniej to aby Ula nie zapomniała wylogować się.
UsuńRadosne chwile jeszcze zagoszczą u niektórych bohaterów. Piotr nie okryje listów ,ale coś innego. Wszystko ma swoje granice .
UsuńPs.Może ...może...w końcu Zimowa opowieść obyła się bez dramatów dla Marka i Uli. Pozdrawiam serdecznie :).
Dzieje się. ;) Mam nadzieję że, Ulka zrozumie że z Piotrem nie jest szczęśliwa. A z Markiem będzie. Oby mu odpisała na jego list. Bardzo jestem ciekawa co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Zrozumie i to całkiem niedługo. Pytanie czy coś z tym zrobi? Na ten list Marka nie odpowie. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńKiedy dodasz nową część Bolesnej straty?
OdpowiedzUsuńW okolicach weekendu.
Usuń