Ostrzeżenie: Rozdział zawiera brutalne sceny i wulgaryzmy oraz nawiązuje do scen z poprzedniej części.
Info: Po wyjściu ze szpitalu Ula pełna nieufności ucieka przed Markiem wpadając w szpony przeszłości i ludzi ,którzy bardzo ją skrzywdzili. Rozpoznaje ich po głosach ,a koszmar wraca. Życie głównych bohaterów zawisa na włosku. A siostra Maćka umiera.
Ps. Mam nadzieję ,że nie udusicie mnie za ten rozdział !
Info: Po wyjściu ze szpitalu Ula pełna nieufności ucieka przed Markiem wpadając w szpony przeszłości i ludzi ,którzy bardzo ją skrzywdzili. Rozpoznaje ich po głosach ,a koszmar wraca. Życie głównych bohaterów zawisa na włosku. A siostra Maćka umiera.
Ps. Mam nadzieję ,że nie udusicie mnie za ten rozdział !
Krew odpłynęła
z twarzy Marka i zrobił się strasznie blady. Mężczyźni nie spuszczali z niego zaciekawionego
i nienawistnego spojrzenia. Jeden z nich podszedł do niego ,zaciskając grubą
,dużą dłoń na jego przemoczonym płaszczu. Brunet wzdrygnął się.
- Nie
róbcie mu krzywdy!- krzyknęła ponownie.
Uwagę
mężczyzn odwrócił donośny głos dziewczyny. Odwrócili się w jej stronę i
postanowili nauczyć ją jak się , milczy. W przeszłości im uciekła ,ale teraz
nie zamierzali jej na to pozwolić.
,,-
Znajdziemy cię . Nie uciekniesz ,mała dziwko’’- pamiętała te słowa do
dziś. Ta sytuacja miała miejsce tuż po powrocie
do Polski ,gdy wszystko jedno jej było co się ,stanie. Umarłaby ,ale w akcie
desperacji zadzwoniła do Patrycji. Przyjaciele otworzyli przed nią serce. Zanim
jednak tam trafiła ,spotkała ,,ich’’ . Ula przywołała w pamięci obraz z przed
kilku lat. Nie należało do miłych i dobrych wspomnień. Przypominały o piekle
,które przeszła.
****
Biegła
ile sił w nogach nie oglądając się za siebie. Cienki beżowy płaszcz ze szkarłatnymi
plamami trzepotał na wietrze ,jak żagiel na maszcie. Potykała się ,co chwilę o
nierówną kostkę brukową. Serce łomotało w piersi ,oszalałe z przerażenia. Omal
nie wyskoczyło z piersi. Obraz przed oczami stawał się coraz bardziej zamazany
z powodu toczących się łez po zaróżowionych z wysiłku policzkach. Włosy przykleiły
się do czoła i twarzy. Z rany na nodze broczyła krew. Z oddali dobiegł ją
głośny chichot i wulgaryzmy. Nie zatrzymała się prawie ,osuwając się na brudny
asfalt. Po paru sekundach potknęła się ,upadając wprost na chodnik. Uniosła
lekko głowę i obejrzała ,a puls mimowolnie przyspieszył. Dotknęła opuszkami
palców pękniętej wargi i syknęła czując nieprzyjemne pieczenie. Po plecach
spłynęły kropelki potu. Zamknęła oczy ze świstem ,wypuszczając powietrze i
podniosła się. Nie miała dokąd uciec. Policzki przybrały barwę dojrzałego
buraczka ,a z nosa ciekła przezroczysta maź.
Otarła poranionymi dłońmi twarz i ruszyła biegiem przed siebie. Włączyła
się adrenalina. Walczyła o przeżycie. Wiedziała ,że musi biec ,bo inaczej ją
dorwą i marnie skończy. Rządziły nią dwie sprzeczności. Dołączyć do córeczki i
pozostać przy życiu. Czuła pulsujący ból
w nodze, lecz nie mogła się zatrzymać. Ledwo łapiąc oddech ,schowała się za
zaułkiem. Tu nawet światło ulicznych lamp ,nie dochodziło. Usiadła na
kamiennych schodach nieznanego lokalu. O tej porze był zamknięty. To koniec. Oni mnie znajdą i zabiją. Nie ma
dla mnie ratunku- myślała
przerażona ,a ból w kostce i płucach nie ustępował. Skrzywiła się ,zagryzając
wargę. Wąska strużka poleciała po brodzie i kapnęła na zabłocone ubranie.
- Tu
jesteś ,mała dziwko- dobiegł ją mrożący krew w żyłach głos.
Przewróciła
się i bezradnie próbowała stanąć znów na nogi.
Zadrżała
i już miała się podnieść ,gdy poczuła ostre szarpnięcie.
-
Zostawcie mnie – wyjąkała – Nie macie prawa mnie tak traktować !- podniosła głos.
Prawdą
było ,że to jej mąż nasłał ich na nią ,by ją zabili i upozorowali samobójstwo lub
nieszczęśliwy wypadek. Podejrzewała ,że Rosjanin maczał w tym palce ,ale nie
posądzała go o coś tak okropnego. Nieświadoma gniewu męża i zemsty za śmierć
dziecka.
- Milcz
kurewko!- potrząsnął nią. – Pozwól ,że ja o tym będę decydować. Będziesz robić
to ,co ci każę albo twoja rodzina dowie się ,czym się zajmujesz- wycedził przez
zaciśnięte zęby.
- O czym
pan mówi ?- wykrztusiła zszokowana . Nie znała tego mężczyzny. Miał nieco
rosyjski akcent. Pozostali również ,o czym przekonała się później. Zaśmiał się
szyderczo i spojrzał na nią spod przymrużonych powiek. Pojawiło się obok niego
dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Nie widziała ich twarzy. Było zbyt ciemno.
Nagle rozległ się ryk silnika motoru. Strach ścisnął jej gardło. Usłyszała
wolne kroki ,zbliżające się do niej. Niemal wstrzymała oddech. Nie miała
możliwości ucieczki. Zablokowali jej drogę. Omiótł ją śmierdzący zapach tytoniu
i przetrawionego alkoholu. Naparł na nią ,przyciskając do chropowatej ściany.
-
Laleczko ,pojedziesz ze mną – wyszeptał jej do ucha ,aż się wzdrygnęła.
-
Ratunku!- krzyknęła zrozpaczona i z trudem panowała nad rozdygotanym ciałem.
Łzy płynęły ,zatrzymując się w kącikach ust. Zaschnięta krew szpeciła jej twarz
i szyję. Poczuła ich słony smak.
- Nie
krzycz ,dziwko ! Tu i tak cię nikt ,nie usłyszy- syknął lekko niezrozumiale mężczyzna.
Zakrył
jej usta dłonią ,ale ugryzła go. Zamknął siarczyście i zaczął rozdzierać na
strzępy ubranie Uli.
-
Pomocy! Zostawcie mnie! Błagam!- próbowała się wyrwać ,ale jeden uderzył ją w
twarz ,a drugi w brzuch. Zgięła się wpół ,osuwając na ziemię. Nim ją zostawili
facet przycisnął ją ciężarem swojego ciała do twardego podłoża i chciał
zgwałcić. Wiła się i usiłowała go odepchnąć ,ale inny ją przytrzymał. Zgwałcił ,a
po wszystkim podciągnął spodnie i zapiął pasek. Czuł się bezkarny ,bo w słabym
dalekim świetle lamp nie mogła dostrzec dokładnego stroju ,ani twarzy. Więc gwałciciel
czuł się bezkarny.
Szarpnął
ją za włosy prawie je ,wyrywając . Trzęsła się ze strachu i krztusiła łzami.
Puścił ją gwałtownie ,iż uderzyła głową o krawędź schodów. Zostawili Ulę
zakrwawioną i ledwie żywą.
Z rozpaczą stwierdziła ,że nie uda się jej wstać.
Krew sączyła z rozciętej wargi i powodowała ostre pieczenie i ból. Kręciło się
jej w głowie ,a ciało niemal parzyło. Ogarnęło ją obrzydzenie do samej siebie.
Po nogach ciekła czerwona ciecz. Miejsca intymne bolały niemiłosiernie. Wiał
silny wiatr ,plącząc jej długie kasztanowe włosy. Ocknęła się jakiś czas
później. Podążała wąskimi nieznanymi uliczkami Pragi. Niezbyt pochlebnie wyrażali się o niej
mieszkańcy stolicy oraz przejezdni. Pamiętała ,że tata ,kiedyś coś wspominał o
tej dzielnicy. Szumiało jej w głowie ,a nic nie piła. Na ulicy było całkiem
pusto. Żadnej żywej duszy. Gdzieś szczekał pies. Pragnęła uciec stąd ,aby nikt
nie musiał oglądać jej w tym stanie. Obojętnie jej było ,czy przeżyje. Naprawdę
nie miała dokąd się udać. Zwłaszcza w środku nocy ranna i gorączką. Zemdlała.
Ocknęła
się ,gdy jakiś facet kazał się jej wynosić.W dalszym ciągu znajdywała na schodach prowadzących do jakiegoś budynku. Wysoka temperatura i obolałe mięśnie uniemożliwiały jej skupienie się na takich szczegółach ,jak nazwa lokalizacji ,w której obecnie się znajdowała. Zaczęła mocno kaszleć i z wielkim
trudem chwytała powietrze. Wrzeszczał na nią ,a za nim zjawiła się gruba
kobieta. Wszędzie była intruzem. Brudną włóczęgą niezasługującą na cokolwiek.
Wytarła
dłonie w wytarte stare niebieskie jeansy. Z trudem dotarła do budki
telefonicznej. Niestety nie miała karty ani gotówki. Z bezsilności załkała i osunęła się
na ziemię , nie pamiętając już nic. Po kilku tygodniach zadzwoniła ze szpitala pożyczając od innej pacjentki na chwilę telefon. Znała numer na pamięć mimo ,że nie dzwoniła od dawna do Maćka ani Patrycji. Przyjaciółka znalazła ją dwa dni po opuszczeniu murów szpitalnych w przemokniętej kurtce ,którą ktoś jej kupił . Następnie ponownie znalazła się w tym samym miejscu z podłączoną kroplówką. Przeszła ostre zapalenie płuc. Ale otwierając oczy w szpitalnym łóżku napotkała wzrok przestraszonych i zmartwionych przyjaciół.
Strach
ścisnął bruneta za krtań ,a lodowata strużka potu spłynęła wzdłuż kręgosłupa.
Pistolet znajdował się na poziomie szarych oczu bruneta. Dziewczyna usiłowała
wydostać się z ramion jednego z osiłków ,ale zabrakło jej siły. Osłabione
długim pobytem w szpitalu ciało szatynki ,nie umiało się bronić. Przycisnął ją
mocniej ,aż zakaszlała gwałtownie ,łapiąc haustami tlen.
Mokre
strąki włosów przylegały do twarzy niczym druga skóra . Brunet ,wykorzystując
nieuwagę mężczyzny z tatuażami ,wytrącił mu broń. Pistolet upadł z głuchym
łoskotem na mokry asfalt. Drugi podniósł natychmiast narzędzie walki i obrał za
cel Ulę. Dobrzański wkroczył do akcji . Broń ponownie upadła. Łysy facet
trzymający kobietę niespodziewanie ją puścił i upadłaby, gdyby nie błyskawiczny
refleks Marka. Jego ramiona amortyzowały ją przed bolesnym upadkiem. Teraz
oboje znaleźli się w niebezpieczeństwie. Pod ich skórą obojga czaił się strach.
Serca łomotały ,zagłuszając spadające z nieba krople i kołaczące w głowach
myśli. Broń wypaliła. Usłyszeli strzał. Z ust Uli wyrwał się stłumiony jęk.
Marek
chwycił mocno dłoń Uli ,nie zastanawiając się biegli przed siebie. Dziewczyna
dławiła się słonymi kroplami i oddech stawał się urywany. Po przebiegnięciu
krótkiego odcinka, Ula prawie zemdlała z wycieńczenia. Kurczowo zacisnęła dłoń
na płaszczu bruneta. Marek bez namysłu porwał
ją na ręce . Paraliżujący strach zawładnął nią i nie zareagowała. Taka bliskość
onieśmielała ją i powodowała panikę. Wziął ją bez wyraźnego wysiłku, bo
szatynka była zadziwiająco lekka. W gardle Uli zawiązał się węzeł. Oczy
strasznie piekły Ulę od łez ,a płuca od próby unormowania oddechu. Marzyła ,by
Dobrzański postawił ją na ziemi i zniknął ,a zjawił się Maciek i zapewnił ,że
wszystko będzie dobrze . Jemu nie opowiedziała o gwałcie. Wspomniała jedynie o
tym ,że została potrącona przez samochód
i paru innych faktach ze swojego życia ,lecz nie o koszmarze tuż po
powrocie z Rosji do Warszawy.
Niestety
Szymczyka tu nie było. Przy nim się nie bała o swoje życie.
Miasto nieustannie
tonęło w deszczu. W momencie grożenia brunetowi bronią ogarnęło ją przerażenie
i coś krzyczało w niej ,by tego nie robili. Nie znosiła go, ale nie życzyła
śmierci. W dodatku bezwzględnej ,bez skrupułów. Z zimną krwią . Rozgrywającej
się na jej oczach. Poczucie winy i wizja zakrwawionego ciała to dla niej widok
ponad siły. Wystarczała szatynce jej osobista tragedia ,której dramat przeżywa po
dzisiejszy dzień.
W tunelu
unosił się nieprzyjemny zapach zgnilizny i nieczystości. Mrok potęgował
uczucie niepokoju i swoistego lęku. Gdzieś po po ścianie leciała woda . Mężczyzna trzymał na rękach bezwładne ciało kobiety. Usiłował wydostać
się z tego dziwnego i mrożącego krew w żyłach ,miejsca. Mokre ubrania lepiły
się do ciała ,a on czuł się coraz gorzej. Z kolejnym krokiem obraz rozmazywał
się przed jego oczami . Brudna woda chlubotała w przemoczonych i zabłoconych
butach.
Patrycja
ze szklistymi zielonymi tęczówkami patrzyła na ciemno-brązową trumnę znikającą
pod czarną warstwą ziemi. Maciej stał obok ,otoczył ją ramieniem ,na
którym ułożyła delikatnie głowę. Dzieci zostały z osobą z rodziny mamy. Oliwka
głośno płakała i wyrywała się z rąk sąsiadki Eweliny ,która była również
najlepszą przyjaciółką zmarłej. Organizacja pochówku, stypa i zawiadomienie
wszystkich o śmierci Eweliny zaprzątało przez ostatnie dni głowę Maćka. Nie
myślał o niczym innym ,tylko tym ,że nie ma już siostry. Zapomniał ,zadzwonić
do Marka ,by dowiedzieć się ,co z Ula.
Nie zwrócił uwagi na brak wiadomości z jej strony ,jak i Dobrzańskiego. Pozostał jeszcze nierozwiązany problem
związany z opieką nad małym dzieckiem Eweliny. Dziewczyna za życia nie
zdradziła absolutnie żadnych informacji dotyczących biologicznego ojca małej.
Prócz brata i najbliższej dwójki przyjaciół nie miała nikogo. Niegdyś Maciek
przypuszczał ,że ona i pewien blondyn ,są parą. Przypuszczenia nie okazały się
trafne. Roman był gejem i świetnym baristą oraz cukiernikiem. Prowadził własną cukiernię
,a Ewelina często do niej zaglądała. Dzieliła ich spora różnica wieku. Więcej
niż dekada. Maciej niejednokrotnie miał okazję spróbować jego wypieków i kawy.
Cmentarz
powoli pustoszał. Maciej i Patrycja z bólem spojrzeli na przysypaną ziemię i ułożone
na niej wieńce ,stojące palące znicze. Matka Patrycji została w domu z Bogną
,która przygotowywała dla żałobników skromny obiad i poczęstunek. Blondynka w
ostatnich dniach ,nie potrafiła się skupić na wykonywaniu podstawowych
czynności.
- Szkoda
dziewczyny. Kto to widział ,by Bóg zabierał tak młode osoby z tego świata-
odezwała się starsza kobieta w czarnej garsonce.
- Takie
nastały czasy. Dawniej były choroby zakaźne i różne świństwa ,wojny ,a dziś nie
trzeba wojny ,by ludzie schodzili z tego świata za młodu. Paskudne raki. Oto
przyczyna wszystkiego i jeszcze jedzenia.
-
Dawniej człowiek wiedział ,co je ,a dziś? Wiadomo ,co tam dodają? Ulepszacze, konserwanty
i inne. Sama chemia. A jeszcze mówią o ekologicznej żywności. Może ja też
przejdę na ten wegetarianizm albo weganizm?
- Co
panie wygadują?!- wtrącił oburzony mężczyzna z ciemnym wąsem.
- Mięso
jest niezbędne do normalnego funkcjonowania organizmu . Poza tym ja mam
gospodarstwo i wiem ,co jest dobre.
- Ha-
zaśmiała się jedna z kobiet i przygładziła siwe pasma średniej długości włosów.
– A pan widzę bardzo zdrowo się ,odżywia – dodała z sarkazmem, mierząc go
wzrokiem i zatrzymując spojrzeniem na wielkim brzuchu.
Mężczyzna
poczerwieniał ze złości i wyszedł z salonu. Kobieta uśmiechnęła się z triumfem
i dalej prowadziła ożywioną konwersację z drugą kobietą.
Patrycja
podparła podbródek na dłoni i lustrowała ludzi prowadzących rozmowę , gestykulując.
Nie podobało się jej ,że dwie kobiety dyskutują na tematy niezwiązane ze
śmiercią Eweliny i zachowują ,jak hrabianki lub królowe z minionej epoki. W tej
chwili kłóciły się ,kto lepiej się odżywia i ma lepszą figurę. Wspomniały też o
bękarcie Eweliny i ,że to była z niej niezła ladacznica.
- Myślałaś już ,kto zajmie się Oliwką?- zapytał znienacka Maciej, zajmując
miejsce przy stole.
- Nie wiem - odparła drącym głosem.
- Do ojca małej nie możemy się zwrócić . Nie mamy pojęcia ,kim on jest i gdzie go szukać- rzekł Szymczyk z ponurą miną.
- Nie chcę ,by mała trafiła do domu dziecka - przyznała. - Ale my jesteśmy rodzicami dwójki jeszcze małych dzieci. Z trzecim sobie nie poradzimy ,a nawet jeśli to cały proces adopcyjny... Zresztą naszą przyjaciółką wciąż nie jest najlepiej i nas potrzebuje.
- Patka jej nie pomożemy ,bo ona tego nie chcę.
- Skąd to możesz wiedzieć!- oburzyła się.
- Od pięciu lat nic się nie zmieniło i ukrywa część prawdy- powiedział patrząc w oczy żonie.
- To ,co mam robić,aby było dobrze? Liczysz ,że Markowi uda się wyciągnąć Ulę z depresji? Staram się ją zrozumieć . Miała nieudane małżeństwo i straciła córeczkę ,ale minęło tyle czasu.
- Słyszałaś o czym ,rozmawiają te dwie kobiety?
- Nie wiem - odparła drącym głosem.
- Do ojca małej nie możemy się zwrócić . Nie mamy pojęcia ,kim on jest i gdzie go szukać- rzekł Szymczyk z ponurą miną.
- Nie chcę ,by mała trafiła do domu dziecka - przyznała. - Ale my jesteśmy rodzicami dwójki jeszcze małych dzieci. Z trzecim sobie nie poradzimy ,a nawet jeśli to cały proces adopcyjny... Zresztą naszą przyjaciółką wciąż nie jest najlepiej i nas potrzebuje.
- Patka jej nie pomożemy ,bo ona tego nie chcę.
- Skąd to możesz wiedzieć!- oburzyła się.
- Od pięciu lat nic się nie zmieniło i ukrywa część prawdy- powiedział patrząc w oczy żonie.
- To ,co mam robić,aby było dobrze? Liczysz ,że Markowi uda się wyciągnąć Ulę z depresji? Staram się ją zrozumieć . Miała nieudane małżeństwo i straciła córeczkę ,ale minęło tyle czasu.
- Słyszałaś o czym ,rozmawiają te dwie kobiety?
- A ty lubisz zmieniać temat ,prawda? Szczerze mówiąc mało mnie to ,interesuję – mruknęła blondynka. – No ,może oprócz tego ,jak ją określiły przed paroma minutami. Nie zapraszałam
ich . Same się wprosiły.
- Kto to
w ogóle?
Wzruszyła
obojętnie ramionami.
-
Przedstawiły się jako rodzina. A jedna z nich ta z kapeluszem powiedziała ,że
jest siostrą twojej matki.
- Moja
matka nie miała siostry ,tylko brata- oznajmił zdziwiony.
-
Dzwoniłeś do Marka ?- zmieniła błyskawicznie temat.
- Przed
pogrzebem ,ale komórka nie odpowiadała.
Patrycja
sposępniała z powodu złych przeczuć.
-
Zadzwoń . Tam mogło się coś stać – odparła przejęta.
- Uli z
Markiem nic nie grozi – zapewnił.
-Zadzwoń- powtórzyła z naciskiem.
-Zadzwoń- powtórzyła z naciskiem.
Dramatyczna część. Dziewczyno jak ty tak możesz pisać coś takiego? Tak zupełnie poważnie to jestem bardzo ciekawa co będzie dalej więc nie zwlekaj długo z dodaniem kolejnej części. Ulka przeżyła już tyle w swoim życiu że teraz należy jej się szczęśliwe życie oczywiście u boku Marka. Czy ona nadal się go boi? Tylko dzięki niemu udało im się uciec od tych ludzi, on się o nią martwi a wcale nie musi jej pomagać. Niech mu w końcu zaufa. Ciekawe czy ktoś im pomoże bo Marek także chyba zaczyna słabnąć i nie wie jak z tego miejsca uciec. Gosia ;-)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie od początku jest dramatyczne. Po tym co Ula przeszła to normalne ,że nie ufa ludziom ,no oprócz dwójki przyjaciół. A kiedykolwiek będzie miała szczęśliwe życie czy z Markiem o tym na razie nie wspomnę. Tak ona w dalszym ciągu się go boi. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie ;).
UsuńMusi mieć szczęśliwe i to z Markiem inaczej sobie tego nie wyobrażam. Czytając komentarze i twoje odpowiedzi myślę że oni mogliby mieć swoje dziecko. Nie muszą adoptować małej, mogą ją czasami odwiedzać. Może mała pomoże Uli się otworzyć przed Markiem. ;-)
UsuńPo traumatycznych przeżyciach Ula po stokroć zasłużyła na szczęście ,ale czy będzie jej ono dane? Marek i Ula nie zaadoptują małej. Pozdrawiam :).
UsuńBiedna ta Ula tyle już w ucierpiała. Mam nadzieję, że Marek pomoże jej.
OdpowiedzUsuńPrzecież Maciek i Patrycja teraz mają inne sprawy na głowie i tu mam nadzieję, że zaopiekują się dzieckiem zmarłej siostry.
Z niecierpliwością czekam na kolejne części, oby były coraz bardziej lepsze dla wszystkich bohaterów.
Pozdrawiam serdecznie
Julita
Patrycja i Maciek mają swoje życie i sporo spraw na głowie. A Ula przeszła piekło i tkwi w takim zawieszenie i niechęci do życia. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńTak się zastanawiałam dlaczego uśmierciłaś siostrę Maćka. Może kiedyś Ula i Marek zajmą się jej córką. A tak szczerze to trudno przewidzieć co się wydarzy. Oby było już lepiej dla Uli.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
Nie bez powodu uśmierciłam Ewelinę ,ale na razie nic więcej nie napiszę.I dobrze myślisz ,że to ma związek z małą. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńZgotowałaś Uli prawdziwe piekło na ziemi. Jestem w szoku ile ta kobieta musiała przejść i wcale mnie już nie dziwi, że momentami odpływa i chce umrzeć. Każdemu po takich przejściach psychika siadłaby na amen. Ta część jest mroczna i wstrząsająca. Ciężko się ją czyta, bo stawia włosy na głowie. Mam nadzieję, że oszczędzisz nam w kolejnych rozdziałach takich przeżyć, a Markowi w końcu uda się dotrzeć do Uli na tyle, że zacznie mu ufać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :)
Tak ,Ula przeżyła prawdziwe piekło.Marek stara się do niej dotrzeć ,ale z marnym skutkiem. To opowiadanie obfituje w łzy ,cierpienie ,ból ,rozpacz itp...Jeśli kolejne części pojawią się na blogu Ula ,kiedyś otworzy się przed Markiem . Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).
UsuńJezu Ula miała koszmarną przeszłość. Mam nadzieję że oboje z Markiem przeżyją. Jak jej mąż mógł jej takie coś zrobić, no nie osobiście ale nasłać kogoś, aby tak ją skrzywdzić. :( Mam nadzieję że, Patrycja z Maćkiem zdążą ich uratować. Czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Koszmarna przeszłość w której wciąż tkwi Ula ,bo koszmar powrócił. Zdradzę ,że Marek i Ula przeżyją. Dzięki za wpis. Pozdrawiam :).
Usuń