Strona Główna

poniedziałek, 23 października 2017

,,Bolesna strata'' 22



- Ulka?- powtórzył.- Pojedziesz ze mną do Poznania? Dobrze zrobiłby nam wyjazd ze stolicy. Zrelaksowalibyśmy się ,odpoczęli i zobaczyli kilka miejsc. Nie odmawiaj mi- uśmiechnął się figlarnie.
- Przepraszam. Za gwałtownie reaguję wiem ,że nie zrobisz mi krzywdy. Jesteś taki dobry ,a ja skończona idiotka ,pasożyt ,zużyty produkt do wyrzucenia. Śmieć . Nic nieznaczący śmieć.
- Skarbie jaki śmieć? Nie widzisz jak bardzo cię kocham? Jesteś moim kochaniem, szczęściem ,miłością i nie przestanę marzyć o tobie.
- Nie czaruj ,nie czaruj ,bo jeszcze ci uwierzę- zakpiła. – Komplementy są miłe ,ale prawdziwe nie fałszywe- sprecyzowała.
- Zarzucasz mi kłamstwo? Ula dam ci słowo honoru ,że mówię prawdę. Masz zaniżoną samoocenę i nie widzisz tego ,co ja. Troskliwej, pełnej ciepła ,wrażliwej ,inteligentnej ,wspaniałej z najpiękniejszymi oczami kobiety. Dzięki tobie mieszkanie przypomina prawdziwy dom- mówił szukając jednocześnie miejsca na parkingu.
- Zatrzymujemy się?
- Pójdziemy zjechać na pontonie z górki  ,a później wstąpimy na kebaba i może małą kawkę. Masz ochotę?
- Nie! Nam cię dość- odpięła pasy i wysiadła z samochodu.- Bez przerwy mówisz mi zrób to i tam. Zabierasz w miejsca ,które nie chcę. Zmuszasz mnie bym cię kochała. Nie możesz zrozumieć? Nie kocham cię. Napisać ci to wielkimi literami na czole czy gdzie ,abyś wiedział i pamiętał? Na początku pomogłeś mi i w porządku ,ale dalej muszę sama iść przez życie. Poszukać pracy, wynająć coś i żyć. Nigdy więcej nie będę uzależniona od faceta. I nie wezmę ślubu z wdzięczności ani rozsądku. Na przyjaźń ewentualnie mogę się zgodzić ,chociaż powiem ci prawdę. Nie nadajesz się na przyjaciela. Nie lubię cię ,aż tak.
- Co znaczy ,że nie lubisz…?
- Możemy być zna...znajomymi.
- Znajomymi?- poczuł jakby ktoś kopnął go w żołądek.- Tylko znajomymi?
- Tak będzie bezpieczniej- odparła spuszczając wzrok.
- Bezpieczniej?
- Cholera, Marek. Musisz wszystko po mnie powtarzać?- zirytowała się i kopnęła mały kamyczek leżący na drodze.
- Dokąd idziesz?
- Gdziekolwiek z dala od ciebie i twoich idiotycznych pomysłów!-krzyknęła zdenerwowana.
- Ulka!
Odwróciła się spoglądając na niego z wściekłością.
- Nie dotykaj mnie!- fuknęła ,gdy dotknął jej ręki. – Nigdy ,rozumiesz?!
Szła nie zatrzymując się prawie potykając się o nierówną brukową kostkę. Marek starał się dotrzymywać jej kroku.
 Z stadionu dobiegały krzyki. Mijali wciąż zagorzałych kibiców z szalami w narodowych kolorach i umalowanymi twarzami ,czerwonymi perukami ,gwizdkami i wykrzykującymi ,,Polska do boju’’ Aśka ,Aśka’’ Ula przeniosła spojrzenie z kibiców na Marka nic nie pojmując.
- Jesteś strasznym uparciuchem- odezwała się wreszcie. – Nie zamierzasz odpuścić? Wiesz ,co przeszłam i jakie rysy zostawiła po sobie moja przeszłość. Jeśli będę z kimś na pewno nie będziesz to ty.
- I kto tu jest uparty- spojrzał jej w oczy.- Uciekasz ode mnie. Boisz się ,że się zakochasz?
- Nie, wcale się nie boję. 
Nie znoszę jak tysiąc razy ci powtarzam.Nie dotykaj mnie,a ty  masz to w dupie i po prostu niedobrze mi się robi jak to robisz,jak mnie dotykasz - zaczerwieniła się uświadamiając sobie ,co właśnie powiedziała.
Zacisnął szczękę mierząc ją złowrogim spojrzeniem.
- Budzę w tobie wstręt? Obrzydzenie ?
- Nie to chciałam powiedzieć.
- Ale powiedziałaś. 
- Przepraszam.  Dobrze. Przekonałeś mnie. Chodźmy na tego kebaba czy zapiekanki - powiedziała w końcu. – A ta górka to wielka?
- Dajmy sobie z tym spokój.
- Marek ,przepraszam. Plotę bez sensu. Ten koszmar… gwałt… ja nie umiem się pozbierać…, przestać obwiniać.
-Ale to jego wina nie twoja- zaprotestował.
- Wiem ,wiem. Jestem na siebie zła, że  nie jestem taka jakąś byś chciał, ale  spróbuję się stłumić w sobie strach i zaufać ci.
- Górka jest niewielka. Spokojnie będę tam z tobą- pocałował ją w policzek.
Ogromny tłum przytłoczył Ulkę ,która ściskała kurczowo dłoń Marka.Za nic w świecie nie chciała go puścić bojąc się tak wielu obcych ludzi i niechcianego przypadkowego dotyku. Wiedziała ,że to chora obsesja ,paranoja ,lecz nie potrafiła sobie z nią radzić.
Rozejrzała się słysząc radosne piski, a para przed nimi ślizgała się po lodowej tafli w pewnym momencie mężczyzna zatrzymał się i odebrał od kogoś bukiet czerwonych róż . Padł przed kobietą w śmiesznej uszatej czapce na kolana wyjmując z kurtki  pudełeczko, a wtedy rozbłysnął wielki napis ,,Wyjdziesz za mnie?’’.
-Zaręczyny na stadionie ,nie pomyślałabym…- wyszeptała Ula.
 Oczy jej rozbłysły obserwując oświadczyny na stadionie. Wyczekiwała odpowiedzi nieznajomej. Stali z Markiem zaledwie parę metrów od nich wraz innymi obserwującymi. Pojawił się dym i pełno czerwieni. Zdezorientowana Ula na próżno usiłowała zachować spokój. Wybuchły race ,a ona wtuliła się mocno w ciemny płaszcz Marka ukrywając w nim twarz. Cała się trzęsła nie słyszała odpowiedzi dziewczyny. Zagłuszyły ją wrzaski i brawa.
- Nie płaczę- szepnęła czując palące pod powiekami łzy.
Tulił ją w ramionach całując leciutko w włosy. Nie wyrywała się ,nie odsuwała. Przylgnęła do niego bardziej przymykając oczy. Zalała ją fala spokoju ,a zapach perfum przyjemnie koił zmysły. Wyślizgnęła się z jego objęć i  spojrzała Markowi  w oczy tonąc w jego szarych tęczówkach.
Oderwała pospiesznie wzrok od Marka usiłując ukryć zmieszanie. Zaniepokoiły ją uczucia towarzyszące przy przytulaniu i patrzeniu mu głęboko w oczy. Szybko skupiła się na czymś innym by nie myśleć.

                               ****
Męczyli się mieszkając pod wspólnym dachem. Pokłócili się  i nie umieli dojść do porozumienia. To Ula zawiniła i fatalnie się z tym czuła. Obraziła mężczyznę ,który starał się najlepiej jak mógł ,a ona potraktowała go po prostu okropnie. Wyrzuciła z sypialni ,gdy zapytał o jej samopoczucie i naskoczyła podczas nieudolnej próby wyciągnięcia jej w weekend na lodowisko. Życzyła mu najgorszych rzeczy i zatrzasnęła przed nosem drzwi, a wieczorem zaprosiła dziewczynę poznaną w sieci umawiając ją na randkę z Dobrzańskim. Zaaranżowała spotkanie nie konsultując niczego z Markiem.
Urażony Dobrzański kontaktował się z Ulą wyłącznie telefonicznie. Informował ,kiedy wróci później do domu lub nie wróci na noc. Przedwczoraj kupił jej kwiaty i czekoladki ,chcąc się pogodzić ,ale wyrzuciła je do kosza na jego oczach. On chciał ,żeby mu w końcu zaufała, lecz Ula oddała się od niego. Działał na nią jak płachta na byka i zaczęła go unikać lub robić mu na złość. Z Patrycją od czasu do czasu spotykała się na mieście prowadząc jednocześnie z Markiem wojnę.  Rozpoczęła poszukiwania pracy i często rozmawiała z kimś od paru dni na telefonie.
W blasku poranka świat wydał się przepiękny. Bez ostrych kantów, pęknięć ,rys ,brudu. Jak śliczny nowy dzbanek czy wazon na wystawie w sklepie. Wiosenne promiennie padały na część ściany z fotografiami i uśmiech z jej twarzy znikł. Spuściła nogi z materaca i ujęła w dłonie białą ramkę z aniołkiem. Przejechała palcami po szybce za którą było zdjęcie malutkiej Emilki. Potrząsnęła głową ,chcąc odgonić złe wspomnienia. Podwinęła rękaw piżamy nadtrawiając na bliznę biegnącą wzdłuż przedramienia. Najlepsze kremy nie potrafiły ukryć szram pokrywających jej ciało. Pod prysznicem nie spędzała więcej niż potrzebowała na dokładne umycie ciała. Szorowała je do czerwoności czując obrzydzenie i wstręt. Woda cieknąca po jej skórze wywoływała nieprzyjemne uczucia. Szczególnie brzuchu miejscu ,gdzie ,kiedyś rozwijały się nowe życia. Utracone dzieci. Emily, Maksim, i to  nienazwane.
 Przespacerowała się po sypialni i zeszła do kuchni. Sięgając po zielone jabłko naszło ją na myśli filozoficzne o sensie życia ,wieczności , definicji szczęścia czy ona rzeczywiście istnieje?
Przecież szczęście pęka jak bańka. Gdyby nie smutne wydarzenia byłoby niedostrzegalne. Dlaczego nikt nie wymyślił eliksiru wiecznego szczęścia? A Może wymyślił? Mi nie oszczędzona bólu tak potwornego i ciągnącego latami. Przenigdy nie będę wolna od demonów. Nigdy nie wezmę już malutkiej kruszynki w ramiona.
Nieżyjący mąż nie stronił od alkoholu, przemocy, hazardu i dziwek. W stosunku do niej po narodzinach dziecka odnosił się wulgarnie i agresywnie. Pozwalał sobie na znacznie więcej niż powinien. W cichym, czystym ,gustownie urządzonym mieszkaniu czuła się inaczej. Odnosiła wrażenie ,iż to cisza przed burzą. Biorąc z szafki kubek nasłuchiwała kroków na schodach. Zaparzyła sobie kawę zastanawiając się o której wstanie Marek. W sobotę zawsze lubił dłużej pospać.
 Przemierzyła powoli korytarz i nacisnęła klamkę zatrzymując się przed drzwiami jakiegoś pokoju. Pierwsze co rzuciła się w oczy to wielkie łóżko z brązową pościelą i regał z książkami.Uśmiechnęła się na widok śpiącego Marka.


 Poprawiła ostrożnie pościel i pochyliła się sama nie wiedząc ,co właśnie chciała zrobić. Dotknęła ręką jego twarzy tłumacząc sobie ,że sprawdza czy oddycha. Spał tak nieruchomo ,iż serce podeszło jej do gardła na myśl o najgorszym. Pogładziła rękę Marka ,obrysowała kształt ust i przeczesała czarne włosy. 
Ulka ,co cię napadło. Uspokój się. Ma mocny sen może się by nie obudził ,gdybym go pocałowała? Nie! Stop! Żadnego całowania! Nawet dla żartu! Prima aprilis był ponad tydzień temu.
 Trochę ją to zdziwiło ,bo książek było naprawdę dużo ,aż półki uginały się pod ich ciężarem. Czuła się jakby znalazła się w bibliotece. Zdumiona dostrzegła porządek w tym pomieszczeniu. Na parapecie stały nawet dwie doniczki z kwiatami .  Podeszła do regały i spoglądała na tytułu tego książek.
W  ręce wpadła jej książka w szarej okładce. Przysiadła na fotelu i przekartkowała ją. Żółte kartki szeleściły ,a za oknem niebo pokryło się deszczowymi chmurami. W środku znalazła fotografię przestawiającą wysokiego bruneta ,bądź szatyna w mundurze wojskowym. Zdjęcie było czarno białe i lekko zniszczone. Na kolejnej kobieta i mężczyzna patrzyli na siebie zamiast w obiektyw . Ona w skromnej białej sukni i welonie leciutko przysłaniającym jej drobną twarz. Mężczyzna w czarnym garniturze i białej koszuli z muszką pod szyją prezentował się bardzo przystojnie. Ula nikle uśmiechnęła się i natknęła się na zapisaną stronę z fragmentem starego wiersza. Pisanego dla ukochanej osoby. Nie spojrzała wcześniej na tytuł ,ale teraz dostrzegła ,że to stary dziennik. Rodzinna pamiątka Dobrzańskich. Niepewna czy może to czytać nasłuchiwała kroków. Nie  usłyszała ich więc zagłębiła się bardziej w lekturę. Nie chciała ,by Marek przyłapał ją ,że grzebie w jego rzeczach. Pozwolił jej korzystać ,co prawda z kuchni ,łazienki i pokoju ,ale to była jego sypialnia. Do ,której nie powinna w ogóle wchodzić. Na podłogę w pewnym momencie wypadło zdjęcie małego chłopca . Siedział w wózku trzymając w rączce grzechotkę. Podeszła pomału do okna ,bo tam było lepsze światło.  Przyjrzała się małej twarzyczce i zaobserwowała bardzo duże podobieństwo do Marka.
A może to jest malutki Marek? Cudowny słodziak. 
- A ty skąd się tu wzięłaś? – rozległ się ciszy męski głos za jej plecami. Wzdrygnęła się.

- Ja . ..nic . ..zajrza…- jąkała się przerażona i opuściła zdjęcie. Dziennik leżał na fotelu otwarty na stronie z zapisaną stroną. Nie czytała wpisów. Jedynie oglądała stare fotografię.
- Jeśli chciałaś czegoś dowiedzieć się o mnie wystarczyło zapytać. Nie musiałaś się zakradać po tajemnie do mojej sypialni. Szukałaś pamiątek zdjęć?- spytał łagodnie. - Jeśli tak czemu nie zapytałaś o moją historię rodzinną ?Powiedziałbym ci wszystko. 
- Niczego nie szukałam- odparła błyskawicznie.- Myślałam ,że  coś ci się stało ,bo było tak cicho i spałeś tak nieruchomo. Niedawno byłeś przeziębiony i...zaczęłam się poważnie niepokoić. 
- Mnie?- wyszeptał zdumiony. 
- Idę się spakować- rzuciła powstrzymując łzy.
- Nigdzie nie pójdziesz- powiedział stanowczo kładąc dłonie na jej ramionach. Znieruchomiała. –Proszę nie odchodź...kochanie – rzekł z nutą czułości i pogładził jej policzek.- Nie mam nic przeciwko ,abyś tu przychodziła. Nawet się bardzo cieszę.
- Naprawdę?
- Kochanie…- szepnął ustami przy jej policzku. Odwróciła się gwałtownie napotykając jego usta. Poddała się pieszczocie nie zastanawiając się ,co robi i dlaczego. Po chwili odskoczyła od niego jak oparzona w popłochu uciekając   z jego sypialni i wprawiając go w zdumienie. 

czwartek, 19 października 2017

,,Bolesna strata'' 21


Podciągnęła koc przerzucając ze znudzeniem kanały w telewizji. Marek wyszedł do Maćka i wracając wpadł po drodze do Sebastiana ,a ona nudziła się bojąc się wyjść sama po zmroku. Bała się samotności, pustych ścian wspomnień ,ciemnych korytarzy. Mogłaby powiedzieć życia. Rzeczywistości w której nie umiała się odnaleźć. Ugotowała pierogi niestety trochę przesoliła rozmyślając o przeszłości ,pobycie w psychiatryku i gwałcie.
Zerwała się z kanapy boso przechodząc przez salon i wychodząc na balkon. Oparła się o barierkę przesuwając wzrokiem po nocnym niebie. Znienawidzony szept wciąż pozostawał w zakamarkach umysłu. Zakryła uszy nie chcąc słyszeć szyderczego śmiechu ,gdy popychał ją na łóżko. Pamiętać zapachu przyprawiającego o mdłości, niechcianego dotyku, ostrego ciosu w głowę.
Na próżno wyrzucała obraz siebie zakrwawionej w nocnej koszuli na lodowatej podłodze. Potrząsnęła głową wdychając mroźne powietrze. Ze świstem je wypuściła tworząc malutki obłoczek pary.

                                &
Otworzył drzwi z małą na rękach. Zaniósł ją do pokoju gościnnego układając w wielkim łóżku i rozpiął różową kurteczkę z nadrukiem misia na rękawie. Wyjął najpierw jedną rączkę z rękawką potem drugą tak by się nie zbudziła i ściągnął buciki.
 Kiedyś miewał gości zostających na noc. Dziewczynka posapywała leciutko i ułożyła dłoń na poduszce. Zostawił uchylone wyruszając na poszukiwanie Uli.
- Kochanie?- zawołał. – Ula!
W końcu odnalazł ją na balkonie spoglądającą w dół. Wystraszył się ,że chce skoczyć. Przypomniały mu się jej wcześniejsze próby.
 Nieco przerażony wziął ją na ręce i ściskając tak mocno ,że kaszlała nie mogąc zaczerpnąć tchu. – Marek- wykrztusiła.
- Przepraszam- ostrożnie postawił ją na ziemi. – Przeraziłem się. Myślałem… Jezu Ula zawału dostanę przez twoje dziwne ,,zabawy’’.  Co ty chciałaś zrobić?
- Nic- wzruszyła ramionami chwytając się barierki. – Na skakanie zdecydowanie za nisko. Nie chcę być sparaliżowana.
Ściągnięta twarz i zaniepokojone oczy śledzące jej ruchy świadczyły o braku przekonania do słów kobiety. Leciutko chwycił jej nadgarstek.
- Ulka, na litość boską zamarzniesz na kość. Poczekaj tu i nie skacz.
- Nie skoczę przysięgam. Chciałam się przewietrzyć czemu zostawiłeś mnie w nocy samą? Pomyślałam ,że masz dość niańczenia, opiekowania psychicznie chorą i zamierzasz ukarać mnie za to ,że żyję.
- Karać? Ciebie? Nie jesteś niczemu winna , Ula- zwalczył chęć przytulenia jej i podał gruby puchowy koc. Odebrała go z jego rąk.
- Dziękuję- posłała mu sztuczny uśmiech. –Jesteś głodny? Podgrzeję ci obiad ,a ty mi powiesz gdzie podziewałeś się przez pół dnia?
- W firmie i u Maćka. Dwie godziny temu pojechał do Patrycji i dzieciaków.
- Podły kłamca. Miałeś być u Sebastiana.Patki wybrała się bez niego do rodziców?
- Tak. Oliwka śpi w pokoju gościnnym- poinformował.
- Opiekujesz się małym dzieckiem?- spytała oniemiała owijając się szczelniej kocem. Mroźny podmuch sprawił ,że Marek zadrżał wsuwając dłonie do kieszeni spodni.
– Wejdźmy do środka ,bo się przeziębimy – odparł.- A jutro  porywam cię w krótką podróż. Spodoba tobie  i małej. Oliwka nie stanowi za dla ciebie problemu? Wiem powinienem wcześniej uprzedzić cię o zabraniu małej do domu. Mój błąd.
Zwiesiła głowę usiłując ukryć emocje. W jej niebieskich oczach pojawił się strach i łzy. Serce zakłuło boleśnie na wzmiankę o jakimkolwiek dziecku.
- Nie mogę- zdołała wyksztusić i wybiegła trzaskając szklanymi drzwiami.
Zajrzał do Oliwki pogrążonej we śnie. Zapalił lampkę na wypadek ,gdyby obudziła się w środku nocy. Doświadczenia w opiece wielkiej nie posiadł ,ale sądził ,że Sebastian ,kiedyś miał rację mówiąc ,,Stary to ci się jeszcze przyda. Zobaczysz jak sam będziesz bawił takie maluchy’’. Wówczas pilnował  synka Olszańskich ,gdy szli na wesele do rodziny i nie chcieli brać na nie rocznego dziecka.
Maćkowi obiecał zająć się małą do czasu jego powrotu z Poznania czyli do niedzielnego popołudnia. Maciej miał ogromne zaufanie do Marka wiedząc ,że zostawia dziecko pod dobrą opieką. Nie był pewien tylko reakcji Uli na dziecko w domu. Terapia szokowa mogła przynieść odwrotny skutek. Nie chciał ,aby jej się pogorszyło i musiała korzystać z usług specjalisty. O ośrodku i leczeniu nie wspominając. Zapewnienia Marka ,że nic złego się nie zdarzy i ręczy za nią przekonały Szymczyka do powierzenia Dobrzańskiemu opieki nad Oliwką.
W środku nocy spacerując po korytarzu usłyszała cichy płacz i zajrzała do pokoju. Mała główka podniosła się i usiadła na łóżku pociągając noskiem.
- Połóż się słoneczko- szepnęła pieszczotliwie.- Ciocia zaśpiewa ci kołysankę lub opowie bajkę, chcesz? Kiedyś śpiewałam ją swojej córeczce.
- Gdzie ona jest?
- W niebie ,kochanie- odpowiedziała zdławionym głosem.
- Tak jak moja mamusia? Znałaś moją mamusie?
- Nie. Opowiedzieć ci więc tą bajkę?- zapytała wymijająco.
- Tak- ucieszyła się dziewczynka układając się na pościeli i zamykając oczka. Ula odgarnęła jej brązowe włoski.
- Kobieta nie traciła nadziei na pojawienie się miłości. Płakała czekając na księcia ,któremu odda swe serce.
- Dlaczego plakała?- spytała półprzytomnie.
- Bo tęskniła za córeczką ,a książę był blisko zanim zrozumiała kim był książę on zniknął z jej życia. Bezpowrotnie. Zasnął wiecznym snem podczas czarnej nocy . Odszedł na zawsze.
- Cemu?
- Umarł. W dłoni trzymał list. Napisany specjalnie dla niej. Na czarnym nagrobku ktoś położył czerwoną różę. Kobieta ,która drwiła z jego uczuć i straciła miłość swojego życia. Za późno to zrozumiała. Pokochała go całym sercem ,ale nigdy mu tego nie powiedziała. Nie wiedziała.
Dziewczynka wybuchła płaczem. Zdezorientowana Ula szukała ratunku przenosząc wzrok na Marka stojącego w drzwiach.
- A później księżniczka obudziła się i okazało się ,że to był tylko koszmar. Książę czekał na nią po śniadaniu w ogrodzie. Wręczył jej czerwoną różę i pocałował. Księżniczka od dawna śniła o jego pocałunku i wyśniła. Prawdziwą miłość. Wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie- zakończyła tuląc do siebie śpiącą dziewczynkę. Okryła ją kołdrą i podniosła się z łóżka.
- Zasnęła? A z ciekawości bajka o niespełnionym marzeniu o miłości i pięknej córeczce ,którą kochała nad życie, z czasem zakochując się w księciu było o tobie?
- Nie trudno się domyślić.
- Marzenia się trzeba spełniać inaczej pozostaną w sferze fantazji- przysunął się bliżej patrząc w jej oczy.- Księżniczką byłaś ty w takim razie ja byłem księciem?
- Nie, zupełnie ktoś...inny- skłamała. – Z tą córeczką prawda resztę wymyśliłam. - Dobranoc, Marek.
- Kolorowych snów ,moja księżniczko- musnął jej czoło zanim zareagowała już go nie było.
Mylisz się nie jestem twoją księżniczką ani ty moim księciem. Pomyliłeś bajki. My jesteśmy piękną i bestią w odwrotnej wersji.

                                       &
Do siedemnastej nie opuszczał biura mimo ,że był weekend. Chciał nadgonić zaległości w papierach i zająć się wreszcie sprawami firmy.
 - Wyjdziemy w trójkę. Ula?- popatrzył na kobietę.
Ta przykucnęła przy Oliwce zapinając odpiętą różową kurteczkę z nadrukiem misia na kieszonce i chwyciła jej małą rączkę. Poczuła ciepło od małego ciałka i miała ochotę ponownie się rozpłakać. Tak pragnęła być mamą. Mieć swojego maluszka ,którego utulałaby do snu. Patrzyła jak rośnie, słuchać pierwszych słów, widzieć pierwszy dzień w przedszkolu, w szkole ,jak idzie w później na studia.
- Pójdziesz z ciocią i wujkiem do magicznego miejsca?- zwrócił się do dziecka.
Dziewczynka wlepiła w niego małe oczka i pokiwała główką.
- No załatwione. Idziemy i przygotujcie się na mnóstwo barw.
- Co?
- Niespodzianka. Dawno i chciałem cię tam zabrać… -zawiesił głos. – Ale wyszło jak wyszło. Najważniejsze ,że spędzimy trochę czasu we trójkę w miłym i ciekawym miejscu- uśmiechnął się czarująco.
- Ty to masz dar przekonywania- zaśmiała się zakładając dziewczynce czapeczkę. – Marek ,ale bez romantycznych niespodzianek ,ok.?
Przytaknął wzdychając ciężko. Na odwołanie wszystkiego było stanowczo za późno.
Znowu wyjdę na kompletnego idiotę. Ula nie dostrzeże we mnie nic więcej niż kumpla. Kocham ją i chcę jej szczęścia ,ale nie wiem czy istnieje szansa ,że ona kiedykolwiek zauważy mnie jako mężczyznę? Kogoś z kim chce przejść razem przez życie?  Czy ona w ogóle coś czuje?
Patrycja często odwiedzała ich z dzieciakami ,lecz Ula była wycofana ,nieswoja. Unikała dzieci i Patka to rozumiała. Marek z Łukaszem rozmawiał o samochodach, samolotach ,żołnierzach. Raz wyszli na sanki zabierając Kasię i Oliwkę. Najmłodsza lgnęła do niego i nazywała go wujkiem. Wielokrotnie pomyślał ,że chciałby mieć taką córeczkę.
 Szli w trójkę chodnikiem mijając śpieszących ludzi i kobietę z malutkim pieskiem na czarnej smyczy.
- Naplawde?- wysapleniła. – Ja chce nie bylam z mamusią w labilince. Mama chodzi do placy i nie ma casu na zabawe i sfatelka.
- Gaduła mała- skomentował i roześmiał się.- Labiryncie- poprawił.
 Wydęła usta i puściła rękę Uli. – Oliwcia!- spanikowana Ula wzięła dziecko na ręce przytulając je do siebie. – Tu jest ulica nie wolno iść bez opieki dorosłych i puszczać ręki. Mogło się coś stać.
Byłaby cudowną mamą ,gdyby los nie odebrał jej tej szansy.
Uspokoił wystraszoną Ulę i dziecko ,a następnie biorąc małą na ręce skierowali się do samochodu.

Obie zachwycone spojrzały z oddali na feerię barw. Uli zaparło dech w piersiach ponieważ uwielbiała wszelakie ozdoby, światła , kolory zwłaszcza zimą. Niegdyś kochała tą porę roku. Wydawała się jej taka niezwykła jak z bajki. Uwielbiała też pozostałe pory roku ,ale zimę szczególnie. Diametralna zmiana nastąpiła po śmierci córeczki. Znienawidziła święta Bożego Narodzenia ,a co gorsza zwątpiła i od tamtej pory nie przekroczyła żadnego progu kościoła. Odcięła się zupełnie od tego. Nie wierzyła w nic. Cierpiała pogrążając się w coraz silniejszej depresji i rozpaczy. Wyrwał ją z tego piekła Marek i ośrodek ,w którym przyjmowała leki. Nadal dwa razy w tygodniu umawiała się na wizytę do specjalisty i przyjmowała leki ,chociaż mniejsze dawki i zapominając czasem wziąć funkcjonowała niemal normalnie. Poza lękami i strachem przed bliskością oraz pewną obawą zaangażowania uczuciowego. Bała się dopuścić uczucia ,że je ktoś wykorzysta ,choć nie miała postaw ,aby tak twierdzić. Marek obdarzył ją szczerym i gorącym uczuciem ,którego ona nie umiała odwzajemnić i myślała ,że nigdy to się nie zmieni.

&
Nazajutrz Dobrzański zabrał Ulę na obiad do eleganckiej restauracji. Śliczny wystrój kojąco wpłynął na kobietę. Wyciszyła się i oswajała powoli z takimi miejscami. Atmosfera była bardzo miła ,a Ula po raz pierwszy nie wspominała o przykrych rzeczach żyjąc chwilą. Spacerowali po mieście obok siebie starając się nie dotknąć jeden, drugiego. W Uli wywoływało to atak paniki. Wzdrygnęła się ,gdy przypadkiem ktoś szturchnął ją łokciem podczas wpatrywania się w witrynę sklepową.
- Dziecięce ubranka na ,co mi one? Nie przydadzą się już – westchnęła przygnębiona.
- Chcesz zajrzeć do środka?- spytał z ożywieniem.- Najwyżej podarujemy komuś w prezencie ,albo…
- Albo?- pochwyciła. Przyjrzała się Markowi badawczo.- Marek ,skończ proszę… dobrze wiesz ,że po tym wszystkim nie umiałabym być…
- Być ze mną?
- Z mężczyzną. W ogóle. Zaufać facetowi na tyle ,aby stworzyć z nim trwały związek. Przelotne znajomości też mnie nie interesują.
- Poczekam na ciebie, Ula.
. – A tekst wziąłeś  z taniego romansu- stwierdziła.
- Mówiłaś ,że nie oglądasz.
- Bo nie oglądam. No czasami. A ty tracisz czas. Nie mogę ci nic zaoferować ,a kiedyś opuszczę twój dom.
Dotknął jej policzka zarumienionego od mrozu. Wielkie oczy lśniły walcząc z napływającymi łzami.
- Nie – szepnęła.- Nie dotykaj mnie!- krzyknęła ,aż parę osób się obejrzało.- Lepiej chodźmy stąd ,a nie siejemy zamęt wśród ludzi.
W samochodzie milczeli patrząc przed siebie. Marek po raz kolejny czuł bezradność wobec postępowania Uli. Nie łatwo skruszyć było lód w jej sercu. Rozmyślając wpadł na jeden pomysł.

- Następną sobotę wybrałabyś się ze mną do Poznania?- zapytał kierując się w stronę stadionu narodowego. – Ulka ?

poniedziałek, 9 października 2017

,,Bolesna strata'' 20

Z ,,czymś'' na 250,000 tys. Wyświetleń nie zdążyłam  i będzie z sporym opóźnieniem. Jeszcze raz dziękuję za tą imponującą liczbę wys.  Pozdrawiam serdecznie :).

 - Kochasz mnie?- skierowała pytanie do bruneta ściskającego leciutko jej dłoń. Zapadła kilkusekundowa cisza. Przenikliwe spojrzenie stalowo-szarych tęczówek sprawiło ,że poczuła się  nieswojo i serce szybciej jej zabiło.
- Bardzo kocham- potwierdził tonąc w głębi jej oceanicznych oczu.- przysiadł na skraju łóżka odsuwając pościel. – Po raz pierwszy poczułem coś widząc cię taką bezbronną w szpitalnej pościeli, chciałem ci pomoc i z początku robiłem to z zwykłej chęci pomocy ,ale im bliżej cię poznawałem ,słuchałem o twojej córeczce i nieszczęściu bardzo ci współczułem. Budziłaś we mnie potrzebę opieki, troski dziwną czułość , długo nie pojmowałem tych uczuć ,nie umiałem ich nazwać. Urzekły mnie też twoje niesamowite oczy ,które bez przerwy były smutne- zakończył wyjmując z opakowania chusteczkę i osuszając troskliwie jej twarz . Ogromne niebieskie oczy wpatrywały się w mężczyznę napełniając się coraz  to nowymi łzami. – Ulka – wyszeptał próbując ją uspokoić nieporadnie ją przytulając. Znieruchomiała oddychając urywanie. Odsunął się szybko nie chcąc jej wystraszyć. Nadal źle reagowała na dotyk. Od gwałtu minęło prawie cztery miesiące ,a sztywniała ,gdy ktoś ją przytulał. Maciej , Patrycja czy nawet sąsiadka przed rzekomym wyjazdem. Ze strony Marka niczego się nie obawiała ,ale jednak trudno  było jej się do niego przyzwyczaić.
- Musisz mi dać czas- wyszeptała łamliwym głosem.- Nad ranem wszedł do mojego pokoju i…przystawiał się do mnie...nie przyjmował odmowy.  Prosiłam ,żeby wyszedł. Uparł się i został popychając mnie na podło…- zawiesiła głos.- Rozdarł koszulę i podniósł rękę uciszając mnie. Krzyczałam ,a nikt nie przyszedł. Panowało wtedy spore zamieszanie ,bo jedna tej nocy miała koszmary i krzyczała głośniej zagłuszając mój krzyk …trwało to trochę zanim dostałam czymś w głowę i… nie pamiętam. Obudziłam się …na lodowatej podłodze w zakrwawionej ko…- zaczerpnęła tchu ocierając spływające ciągle łzy.- koszuli i wszedł ktoś… wszystko działa się tak szybko. Umyli mnie ,zabrali i zamknęli w izolatce myśląc ,iż kogoś zaatakowałam lub chciałam popełnić… samobójstwo
- Kochanie ,widzę ile cię kosztuję może …
- Jesteś trzecią osobą ,której to opowiadam- weszła mu w słowo. – I ostatnią. Opowiadałam to psychiatrze i policjantowi. Musiałam inaczej żyłabym w obawie ,że go spotkam na swej drodze.
- Nie spotkasz- odpowiedział zdecydowanie Marek. – Wycierpiałaś zbyt wiele ,abym pozwolił na konfrontacje z tym potworem.Po opuszczeniu szpitala zamieszkasz u mnie. Gwarantuję ,że nikt poza pewnym wyjątkiem miał tam wstępu. Będziesz bezpieczna. Od czasu do czasu wpadają rodzice szczególnie matka martwiąc czy mam pełną lodówkę- zaśmiał się.- Ale ona nie jest groźna. Pomaga w fundacji i jeździ do kliniki ,,Budzik '' wybudzają tam dzieci z śpiączki. A Maciej czy Sebastian wpadają dość rzadko.
- W porównaniu do ciebie jestem diabłem. Zasłużyłam na to ,co ...
- Przestań. Jak możesz o sobie tak mówić?
- Marek ,ja do końca życia ci się nie odwdzięczę. 
- Nie myśl o tym. Odpoczywaj ,skarbie. Prześpij się. Sen jest najlepszym lekarstwem. Przyjdę jutro rano. Jak coś dzwoń.
- Dziękuję- posłała mu pełne wdzięczności spojrzenie.- Na pewno przyjdziesz?- spytała.
- Tak. 
- A poprosisz Patrycję by po południu zajrzała?
- Jasne. O nic się nie martw- uśmiechnął się do niej uroczo.
- Marek ?
- Hę?
- Jesteś wspaniały nigdy ci się nie odwdzięczę- powtórzyła.- Po stokroć dziękuję.
- Nie sprawy ,Ula- odrzekł jowialnie. – Pa.

                                      &
Po gruntownych badaniach lekarz orzekł ,iż nie doszło  poważnego urazu stawu kolanowego i śmiało obejdzie się bez operacji. Obecny przy rozmowie Marek odetchnął z wyraźną ulgą. Nie przeżyłby ,gdyby jej się coś stało.
 Było jedynie stłuczone i nadal pobolewało pacjentkę. Prawą rękę zapakowali jej w gips ,a na lewy bark nałożyli kilka szwach po zszyciu głębokiej rany. Oprócz tego miała mnóstwo obdarć ,siniaków ,lekki uraz czaszki i usztywnioną szyję przez kołnierz ortopedyczny. Ponadto po trafieniu do szpitala została przewieziona na blok operacyjny ,gdzie przeprowadzono natychmiast operacje brzucha i powstrzymano silny krwotok. Dobrzański starał się powstrzymywać łzy ,ale to go przerastało. Siedział pod blokiem błagając Boga o ocalenie Uli. Bał się powikłań pooperacyjnych i ,że jej więcej nie zobaczy.
- Marek to silna babka. Z jednego się cudem wykaraskała- Maciej starał się dodać mu otuchy.- Jeszcze nieraz będziemy się z nią śmiać, sprzeczać kto ma rację , grać w szachy , żartować we wspólnym gronie.
-Wiele wycierpiała ,ale przy tobie znów się uśmiecha. Masz na nią dobry wpływ- pochwyciła Patrycja.
- Ulka umie grać w szachy?- zainteresował się Dobrzański.
- Tak. 
-  Kocham ją i jak umrze...- wyszeptał przybity brunet.
- Nie umrze. Będziecie jeszcze szczęśliwi- powiedziała Patrycja patrząc w przyszłość nieco optymistyczniej niż pozostali na korytarzu. - Zabiją wam dzwony.
- Patka o czym ty gadasz?- spytał Szymczyk.- Naczytałaś się znowu czegoś czy nałykałaś? Pleciesz bzdury. Ula nie jest z Markiem i na razie na to się nie zanosi. najważniejsze ,aby wyzdrowiała. Po za tym Marek nie myśli o ślubie.
,,O pierścionku pomyślę w odpowiednim czasie. Musi się najpierw przekonać do mnie i poczuć coś więcej niż wdzięczność''- rozmyślał Marek.
- Kotku ,chcę dla Ulki jak najlepiej ,ale nie możesz jej swatać. Ona sama zdecyduje o przyszłości.
- Mówicie jakby mnie tu nie było. Do miłości nie można nikogo zmusić.
- Wcale nie swatam - oburzyła się lekko Patrycja przegarniając energicznym ruchem blond włosy.
Operacja skończyła się i przewieźli Ulę do sali. Długo spała ,a Marek czekał ,aż otworzy oczy i będzie mógł ją zobaczyć.

                                              ****
 Kobieta cudem przeżyła wypadek ,który jak twierdziła poszkodowana nie był przypadkowym ,a zamachem na jej życie. Policja nie ustaliła jeszcze kierowcy kierującego czarnym porsche ,który został znaleziony w pobliżu opuszczonej fabryki w czasie prowadzenia innego śledztwa. Według nagrań z monitoringu z ulicy Koszykowej gdzieś zdarzył się wypadek parę metrów od restauracji. Rozpędzone auto jechało wprost na Ulę ,która chciała przejść na drugą stronę ulicy. Przypadkowi ludzie byli świadkiem potrącenia Uli przez samochód. Pewna osoba wezwawszy karetkę spostrzegła ,iż kierowca jechał z zawrotną prędkością i uderzył w pieszą niezauważalnie zwalniając. Aspirant Bernaś oglądając z Jankiem rejestr z kamer w przybliżeniu zauważyli numer niemiecki numer rejestracyjny skradzionego przed tygodniem czarnego porsche.
Właściciel skradzionego wozu prowadził szkolenia z marketingu i zarządzania będąc jednocześnie dyrektorem ,,Alior banku’’.
Ślad po sprawczyni wypadku zaginął. Trwało dochodzenie czy na pewno był to nieszczęśliwy wypadek? W zacieraniu śladów Ada i jej chłopak mieli doświadczenie. Niejedno uszło im na sucho. Dobrzański nie zamierzał zostawić tej sprawy bez wyjaśnienia. Liczyło się bezpieczeństwo Uli i jego samego. Policjant zebrał zeznania Uli i Marka notując ,każdy szczegół. Ula po wyjściu policji zdrzemnęła się ,a Dobrzański pojechał do mieszkania odświeżyć się ,przespać i przyjechać rano. Zaopatrzył Ulę w czystą piżamę, kosmetyki, bieliznę i świeże owoce.
Gwiazdkę przespała będąc pod narkozą ,a pierwszy dzień świąt była strasznie słaba na przemian budziła się i zasypiała słuchając kojącego głosu Dobrzańskiego. Nie odstępował jej łóżka.
 Po operacji zdobył się na śmiały gest całując ją w blade usta. Patrycja, któregoś dnia przyprowadziła Łukasza i Kasię ,ale Ula nie chciała widzieć dzieci. Po poronieniu ten temat omijała szerokim łukiem lub wybuchała płaczem. W takich chwilach wsparcie i troska Marka okazały się bezcenne. Pocieszał, dawał słowa otuchy , całował w skroń . Nie bardzo wiedziała jak reagować na te czułe gesty. Panika wciąż w niej tkwiła i pozostała trauma po dramatycznych doświadczeniach. Za oknem rozpościerał się piękny biały krajobraz ,który znała wyłącznie z opowieści Marka. Sama nie mogła podejść do okna. Nawet zejść z łóżka w celu samodzielnemu udaniu się do toalety. Musiała prosić o pomoc ,bo  nogi odmawiały jej posłuszeństwa. Osłabiony organizm wolno się regenerował. Nie chciała jeść nie mając apetytu. Ciało było niczym z ołowiu. Bolał ,każdy mięsień ,a niesprawna ręka utrudniała w najprostszych czynnościach jak na przykład  jedzenie, wszystko spadało jej na pościel.Niebawem czekała ją rehabilitacja ręki.

                                 ****

Violetta zajadała pomidory zakrywając ,co rusz oczy. Na ekranie wyświetlał się drastyczne sceny ,które Sebastiana w ogóle nie ruszały. Rozsiadł się wygodnie zajadając cebulowe chipsy uważnie śledząc akcje. Za oknem rozbłyskiwały na hebanowym niebie pierwsze fajerwerki. Blondynka zanurzyła się pod koc szczękając zębami.
- Violuś to tylko film- usiłował wytłumaczyć jej Sebastian.- Sama wybierałaś więc nie miej pretensji. Wy kobiety oglądalibyście tylko te durne komedie romantyczne- wywrócił oczami.- Ile można? Najpierw z mojego przyjaciela zrobił się mnich już się bałem ,że mu zostanie to na zawsze  ,a tu romantyk się w nim odezwał do siedmiu boleści i o kumplu zapomniał. Przyjaciół się nie wystawia do portu.
- Chyba wiatru? Pomieszałeś trunki?- przyjrzała mu się podejrzliwie.- Marek widocznie bardzo kocha tą Ulę ,a ty o rocznicy nie pamiętasz ,gdybym ci nie przypominała zapomniałbyś także o urodzinach syna. 
-Marek i DrakUla? 
- Seba,błagam nie pij więcej.
- Violuś- nachylił się całując jej kark i wsunął dłoń pod jej bluzkę.
- Stop! Tobie zawsze chodzi tylko o jedno ,a ja? !- oburzona zerwała się z kanapy pociągając za sobą koc.- Nie zauważasz mnie całymi dniami. A jak chcesz seksu jesteś milutki jak bawołek.
- Baranek!
- Nie poprawiaj mnie ty rogaczu jeden! Ja mam dość. Śpisz na kanapie w salonie. A i poduszkę zabieram- dodała na koniec.
- Kochanie , Violuś!- krzyknął stojąc pod drzwiami łazienki.- Otwórz.
- Idź w pioruny! Ty …ty…- załkała rozmazując tusz do rzęs. Po policzku popłynęła czarna łza. Zrobiło się jej niedobrze. Miała nadzieję ,że mdłości szybko ustąpią i będzie mogła cieszyć się błogosławionym stanem. Zachowanie męża strasznie ją drażniło. Gadanie o ukochanej przyjaciela jako psycholce ,wariatce ,stukniętej kobiecie nie podobało się Olszańskiej. Nie pojmowała jak jej mąż może być takim chamem, burakiem,  zwykłym prostakiem.  Gadała dużo i czasami najpierw mówiła potem myślała ,ale nie odradzała komuś miłości ,nie zabraniała wręcz przeciwnie cieszyła się z szczęścia innych. Olszański był wyjątkowo uprzedzony do Uli i wszelkimi metodami próbował zniechęcić Marka. Podtykał pod nos różne zaproszenia, wejściówki nie pojmując ,że ten całym sercem kocha Ulę.
 Viola doprowadziła siebie do porządku ,złość jej przeszła i była gotowa przywitać Nowy Rok toastem z soku pomidorowego ,a Sebastian zamiast szampanem piwem uznając ,że bez sensu świętować bez gości. Małego położyli już o dwudziestej był wykończony po zabawie na śniegu z dziećmi z rodziny ,którzy odjechali przed  nastaniem zmroku.

                     &

Od pięciu tygodni dzieliła z Markiem mieszkanie. Pochłonięty pracą,  spotkaniami z kontrahentami, które również należały do jego obowiązków,zbliżający się pokaz wprawił Pshemko w kolejny atak histerii ,a modelki wykłócały się i robiły wokół siebie wielki szum. Kolekcja dziecięcych sukienek i garniturów spotkała się z uznaniem projektanta. Ubrania idealnie nadawały się na rodzinne uroczystości. Nie wybrał jeszcze głównej małej modelki ,ale pomyślał o dzieciakach ,które brały w poprzednim pokazie . Stroje z kolekcji były dostępne w internetowym sklepie. Najczęściej zakupu dokonywały celebrytki mające dziecko w wieku od sześć do dziesięciu lat, youtuberki i polskie piosenkarki. Dobrzański nie udzielał rozwlekłych wywiadów na swój temat. Po ogromnym sukcesie poprzedniego pokazu i prześladowczyni wysyłającej mężczyźnie pogróżki media nie dawały mu spokoju. Zwłaszcza po wypadku Uli i śledztwie dowodzącym ,iż ktoś czyhał na ich życie.

 Marek wracał czasami później przepraszając za to ukochaną. Nie chciał zostawiać jej na tak długo samej. Modelkę uprzykrzającą mu życie zwolnił oburzony jej bezpośredniością i tekstami niskich lotów ,żeby go zdobyć. Z Sebastianem ostro się pokłócił i zamknął w gabinecie opanowując zszargane nerwy. Rzadko go ponosiło ,ale dzisiaj nie wytrzymał i przywalił Olszańskiemu za obrażanie jego ,,dziewczyny’’. Ula nie zezwalała na zbytnią bliskość. Nie pozwalała się obejmować ani przytulać. Ucieka wzrokiem podczas wspólnego posiłku. Polubił jej kuchnie. Okazała się prawdziwym talentem kulinarnym. Dania wychodziły Uli znakomicie. Źle sypiała dręczona koszmarami i wspomnieniami z przeszłości. Odpychała go nie chcąc ,aby ją przytulał. Po tygodniu poprosiła o nie wchodzenia bez pukania ,a po dwudziestej pierwszej nie mógł przekroczyć progu jej sypialni. Zamykała drzwi na klucz. W dzień niczego się nie obawiała ,ale w nocy wszystko wydawało się jej przerażające. Nie umiała pozbyć się lęków. Raz zapomniała zakluczyć i podstawić pod drzwi krzesło. Rano zauważyła ,że przespała prawie całą noc. Wrzasnęła jak opętana zauważając na sobie Marka sweter. Cisnęła go na łóżko zdejmując z siebie zastanawiając jak się na niej znalazł . Przypomniała wczorajszy dzień i słowa,,Ubierz go ,bo mi tu zamarzniesz'' oglądali film na kinowym ekranie ,a jej było zimno. Od tej pory klucz leżał na dnie szuflady niepotrzebny. Niektórych pomieszczeń w tym wielkim domu wciąż nie znała i nie widziała sypialni Dobrzańskiego,choć nagiego ujrzała go wchodząc niespodziewanie do łazienki. Wyszedł spod prysznica ociekając kropelkami wody. Gapiła się na niego nieprzytomnym wzrokiem. Zdążył okryć biodra ręcznikiem ,a ona stała nie poruszywszy się.
- Ula...
- Puść! Nie dotykaj!- pisnęła przestraszona i wybiegła z łazienki odpychając nierówno. Rozpłakała się mając przed oczami znów ten koszmar. Wzdrygnęła się czując obrzydzenie do swojego ciała. 
Po ubraniu się odnalazł ją stojącą przy zlewozmywaku wyglądającą przez okno.
- Ulka , ja nie chciałem cię wystraszyć- usłyszała w progu. Kątem oka dostrzegła ,że jest ubrany w koszulę i  dżinsy. 
 - Nie zrobię nic wbrew twojej woli. Mówiłem to chyba ,kiedyś.
- Wiem. Przykre wspomnienia- ucięła rozmowę.
- Ula powinnaś wrócić na terapię. 
- Nie! Zostaw,chcę być sama - wyjąkała.- Nienawidzę siebie. Moje ciało jest brudne. Nie możesz mnie kochać ,nie możesz...ja nie dam ci dzieci ani szczęścia.
- Kochanie ja chcę tylko ciebie - zapewnił patrząc w jej oczy.- Nie wypacykowane lale czy modernice - pudrownice spod monopolowego jak zwie ich Violetta żona Seby.
Roześmiała się głośno.
- Te jej  teksty- pokręciła głową.
- Przy mnie jesteś bezpieczna. Wierzysz mi? Ufasz?
- Staram się - delikatnie ją przytulił ,wyrwała się z jego uścisku. - Daj mi czas. Chociaż nie mogę zostać tu na zawsze obiecuję,że... - zawiesiła głos czując drapanie w gardle.- Chyba się położę. Boli mnie brzuch.
- Czasu dam ile będziesz potrzebować. Zaparzyć ci mięty? Powinna pomóc .
Kwestii wspólnego zamieszkania wolał nie poruszać. O jej wyprowadzce nie chciał myśleć.
- Tak ,dzięki.               

Podziękowania


poniedziałek, 2 października 2017

,,Bolesna strata'' 19



- Niemal odebrałam ci życie, strasznie mi wstyd za moje zachowanie i… Powinnam chcieć zabić męża za krzywdę ,którą mi wyrządził. Za wylane łzy, podłe traktowanie i śmierć… synka. Gdybym nie musiała od niego uciekać może nie zginęłaby i córeczka . Moja mała – łza spłynęła po policzku do kącika ust. – Skrzywdziłam nieświadomie niewłaściwego człowieka pragnącego wyciągnąć mnie z psychicznego dołka. Faceta ,który strzegł mnie lepiej niż anioł stróż.
- Nie przesadzaj. Zrobiłem co uważałem za słuszne. Jak dyktował mi rozum- odpowiedział lekko zmieszany.- W liście wyjaśniłem dlaczego nie pojawiłem się w ośrodku. Nie byłem gotowy na rozmowę. Przyznasz ,że psychiatryk to przerażające miejsce.
Lodowate powietrze przesiąknięte wilgocią zacinało w  twarze. Urszula zadrżała wsuwając do cienkiej kurtki dłonie czując jak kostnieją jej palce. Wargi posiniały leciutko z zimna wydobywał się z nich mały obłoczek pary. Dobrzański zdjął szalik i okrył nim szyję Uli. Przez twarz kobiety przemknął cień uśmiechu.
- Zachorujesz ,a ja będę cię miał na sumieniu- odparł troskliwym tonem. Nie zważając na warunki atmosferyczne Ula ciągnęła dalej:
- Doświadczyłam tego na własnej skórze. Trafiłam na najgorszy ,bo ludzie z mojego oddziału byli świrami ,a bywają lepsze gdzie ludzie walczą jedynie z zaburzeniami odżywiania i wtedy pilnują ich by wszystko zniknęło z talerzy albo z depresją chodzą na terapię ,biorą leki i po pewnym czasie opuszczają budynek.  Mój przypadek uznali za bardzo ciężki na szczęście chyba nie beznadziejny ,bo spędziłam tam prawie dwa lata a nie pół życia. Czytałam też  książki od ciebie i zastanawiałam się czy nasza historia nie mogłaby ,kiedyś tak wyglądać. Teraz wiem ,że nie- zmniejszyła ledwo zauważalnie odległość między nimi. - Nie chciałam  cię skrzywdzić, pozbawić życia i żaden sposób pozbyć. Wybacz mi proszę- załamał się kobiecie głos.- Nikt nie opiekował się mną ,nie okazał się godnym zaufania człowiekiem. Znałeś mojego męża, ludzi go znających. Rano byłam na policji mam nadzieję ,że ją zatrzymają i wróci z powrotem do psychiatryka ze swoim chłopakiem.
- Może znajdziemy bardziej sprzyjające miejsce do dalszej rozmowy-
zaproponował szeptem przybliżając się do Uli.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Podał jej kwiaty wciąż trzymane w dłoniach i ruszyli do jego samochodu. Otworzył jej drzwi. Włączył ogrzewanie i radio. Milczeli słuchając świątecznych melodii.
- Chwila. Spóźnię się na autobus do Radomia. Sąsiadka załatwiła mi pracę u swojej starszej siostry i pokój. Pieniądze pożyczyłam ,ale oddam ,gdy będę miała. Potrzebuję zmiany otoczenia, spokoju ,poszukać bezpieczeństwa ,którego nie zaznałam u Maćka i Patrycji. Marek nadal mi nie wybaczyłeś?
- Nie boisz się wybierać się sama do obcego miasta- spytał nie nawiązując z nią kontaktu wzrokowego. – Przemyśl to.
- Przemyślałam. Czego mam się bać? Marek jechałam do innego państwa , mieszkałam przez kilka lat w Rosji zdana na siebie i bardzo młoda ,a ty mówisz ,że trzydziestopięcioletnia ma obawiać się wyjazdu do innego miasta? Żart jakiś- poczuła się urażona.- Nie wtrącaj się ,Marek. Potrzebuję odciąć się od przeszłości.- Wszystko ,co najgorsze już mnie spotkało. Więcej nie może.
O świństwie wyrządzonym w ośrodku nie zapomnę..jego brudnych łapach… chrapliwym głosie… szyderczym szepcie i… o boże nie… nie on..nie wtedy …nie… o bólu… wstręcie.. wstydzie..strachu… odrazie… biciu…
- Ok. Nie będę się wtrącać w twoje życie  po prostu martwię się o ciebie.
- Ha- zaśmiała się nerwowo.- Dwa lata się nie martwiłeś i co wyrzuty sumienia się odezwały?
- Ula ta rozmowa zmierza w bardzo złym kierunku. Źle się zrozumieliśmy. Skończmy tą dyskusję.
Ukradkiem obserwowała swojego towarzysza. Marek wyczuwał jej spojrzenie ,ale nie odwracał wzroku od drogi. Krople deszczu ze śniegiem rozmazywały się na przedniej szybie wraz z ulicznymi światłami tworzyły dziwną mozaikę. Ula zatopiona w bolesnych wspomnieniach nie zorientowała się nawet dokąd jadą. Nie wypytywała o to Dobrzańskiego. Chłodny wyraz twarzy nie zachęcał do dalszej konwersacji. W przeszłości wielokrotnie zapewniał ją o bezpieczeństwie. Nie oczekiwał niemożliwego. W stosunku do niej był cierpliwy i potrafił słuchać. Nie pamiętała wszystkich ich rozmów. Udawał ,że rozumie ,choć w jej mniemaniu nikt nie przeżywszy czegoś równie okrutnego nie jest w stanie zrozumieć. Rany codziennie otwierały się na nowo. Po lekach i psychoterapii stała się silniejsza. Gotowa sprostać wyzwaniom dnia codziennego i poddać się rutynie. Oczekiwanie na lepszy czas było jak czekanie na gwiazdkę z nieba. O miłości już nie marzyła. Pogodziła się z tym ,że jest za późno. 
Przypadkowy mężczyzna nie będzie  wychowywał mojego dziecka. Nie będzie kandydatem na męża ,a tymbardziej ojca. Samotne macierzyństwo jest mi pisane. Ja nie chciałam w taki sposób być matką. Nie chcę… nie chcę tego dziecko z dwojga złego wolałabym mieć dziecko z wpadki. Tylko z kim?
Zerknęła na skupioną twarz mężczyzny. Nie budził w niej strachu. Był powiewem świeżości w jej gorzkim życiu pozbawionym kolorów.  Stanowił  malutki element jej  przeszłości. Nie prosiła o to. Wkradł do jej życia  niespodziewanie, zniknął i znów powrócił. Z sideł depresji się wyrwała ,ale pustka nie dająca się niczym wypełnić  po śmierci dzieci pozostała jak i ból .
- Daleko jeszcze?- spytała nieco znudzona monotonną jazdą w deszczu ,a właściwie stanie w korku przed niemal całą drogę.
- Nie ,za jakiś kwadrans powinniśmy być na miejscu- odpowiedział.- -Marek nękają cię dziwne smsy? O przerażającej treści?
Zahamował gwałtownie i zjechał na pobocze.
Z konsternacją przeniósł na Ulę wzrok usiłując wyczytać coś z jej twarzy.
- Pokaż telefon- rzekła stanowczo.- Podaj – rozkazała.
- O co ci chodzi?
Musnęła palcami jego dłoń wyjmując z niej trochę opornie komórkę ,przejrzała wiadomości, w oczach stanęły łzy. – Spójrz.
Książę zadławi się własną krwią ,ratując księżniczkę. W mroku nocy dzisiaj skona ,taka będzie jego nagroda. Poświęci życie kochając ją skrycie. Czerwona maź rozbryzga się na ścianie, taki was los kochani.
Wypuścił powietrze z ust ,unosząc oczy na Ulę.
- Nie zastałam cię w mieszkaniu. Chciałam cię ostrzec i prosić byśmy razem wybrali się na policję. Ja też dostaje te sms’y i podejrzewam jedną osobę. Ada zwana najczęściej ,,Czarną’’ jest ponoć  poszukiwana. W kiosku nagłówek na jednej gazecie widziałam. Roztrzaskała komuś głowę o umywalkę i ze mną chcia…
- Zrobiła ci coś? Boże… o Boże - powiedział wstrząśnięty.-  Gdybym wiedziałam ,gdybym nie był cholernym dupkiem, tchórzem, ofermą myślącym tylko o tym przykrym incydencie- ukrył twarz w dłoniach odwlekając moment spojrzenia jej w oczy.
Na posterunku policji pokrótce wyjaśnili całą sprawę nie zatajając istotnych faktów. Policjant z stoickim spokojem ich wysłuchał obiecując ,iż zajmą się tą sprawą. Sporządzili rysopis .Okazało się ,że ktoś zgłaszał już podobny incydent w przypadku tej osoby. W niebezpieczeństwie znaleźli się Marek ,Ula oraz osoby ,które w jakiś sposób się naraziły Adzie lub jej chłopakowi. Dobrzański nie zamierzał chronić siebie i Ulę jak tylko będzie mógł. Pragnął wynagrodzić jej stracony czas. Ula nie uważała go za stracony. To właśnie czas pozwolił podnieść się, wstać i walczyć. O siebie, marzenia , przyszłość. Nie zważając na nic postanowiła wybaczyć Markowi. W końcu to ona czuła się winna. Zastanawiała się ,,co by było gdyby’’. Nie odczuwała lęku wręcz przeciwnie czuła ,że jest z nią szczery i stoi po jej stronie. Żałowała ,że nie udało się jej wysłać listu.
- Jesteś wykończona zawiozę cię domu. Zjemy coś i prześpisz się ,a jutro zastanowimy się nad przyszłością- Marek przystanął delikatnie ujmując jej dłoń.
- Autobus i tak odjechał ,a za pracę zaczynam od Nowego roku. Zadzwonię do Basi i przełożę. Zjedzmy jednak na mieście. Umieram z głodu- przyznała cicho.- I nie martw się nie mam  w torebce trucizny ani nic podobnego.
- Ula – uciął stanowczo.- Nie rozmawiajmy więcej o tym- usłyszała w jego tonie błagalną nutę.- Dzięki tobie Ada przestanie być bezkarna. Nie zataiłaś  ważnych informacji ,a to ważne- zakończył.
- Domyśliłam wszystkiego ,bo dostałam sms’a ,,Przez ciebie zginie Marek Dobrzański. Będzie to twoja wina ,a ty będziesz następna ,,śnieżko’’. Taką ksywkę nadała mi w psychiatryku znęcając się nade mną.
- Nikt nie będzie  ci dokuczał, znęcał się nad tobą i jeśli cokolwiek ktoś ci zrobi pożałuje- ostry ton mężczyzny zaniepokoił Ulę.
- Spokojnie. Chcę cię po prostu chronić i naprawić ,co zepsułem.
- Ty zepsułeś? Przecież to ja… przepraszam. Powinnam skończyć ze sobą. Zasłużyłam na śmierć- zadrżał jej głos.- Zadaję cierpienie niewinnym ludziom.
- To oni zadają tobie- sprostował.- Wpadasz w pułapki zastawiane przez innych. Nie możesz odejść ,bo…
- Dlaczego?- wpatrywała się w niego wnikliwie.
- Bo… nic nie zjedliśmy – dokończył kulawo.
- Niech ci będzie- mruknęła.- Jestem w zbyt dobrym humorze ,żeby się zmuszać do udawania ,że cię lubię.
- A musisz udawać?- Uśmiechnął się do niej uwodzicielsko unosząc jej dłoń do swoich warg. Wycofała pośpiesznie rękę i przyspieszyła kroku.

                                   &
Brunetka założyła czarne okulary przeciwsłoneczne owinąwszy się szczelnie szalikiem zamieniła z dwójką dobrze zbudowanych mężczyzn kilka słów i podążyła za Markiem i Ulą. Szła za nimi w odstępstwie paru metrów nie wzbudzając podejrzeń. W gorączce świątecznej nikt nie zwrócił najmniejszej uwagi na nieznajomą.
W szatni podstępem dostała się do płaszcza Dobrzańskiego ogarnęła ją wściekłość ,gdy nie znalazła kluczyków od auta. Usiadła w dobrym punkcie do obserwacji nie spuszczając z nich wzroku. W między czasie skontaktowała się z chłopakiem i zaśmiała się pod nosem. Zamówiła wodę z cytryną  punkt po punkcie realizując swój chory plan.

                                               ***
Uroczą knajpkę wypełniał głośny śmiech, ożywione rozmowy ,czułe wyznania. Dwójka znajomych stała się obserwatorem otaczającej ich wokół miłości. Nad nimi wisiały na sznureczku kolorowe ,pastelowe serduszka nieopodal okna. Mrok rozświetliła tęcza barwnych światełek. Na stoliku stała mała świeczka ,która nasunęła Uli  myśli o córeczce i ich ostatnich świętach. Odkąd jej nie było nie obchodziła Bożego Narodzenia. Jakichkolwiek świąt.
Ze smakiem pałaszowała polędwiczki wieprzowe w sosie śmietankowo-tymiankowym. Brunet przyglądał się jej utwierdzając się jeszcze bardziej w przekonaniu ,że Sebastian nie ma racji i Ula to właściwa kobieta. Jadł wolno swoją porcję wodząc za nią wzrokiem. Z zaczerwionymi policzkami w skromnym ciemnym sweterku sprawiała wrażenie ciepłej ,serdecznej osoby dotkniętej cierpieniem. Kąciki jej ust unosiły się leciutko do góry ,gdy przed pojawieniem kelnera opowiedział żart. Zmuszała się w dalszym ciągu do uśmiechu. Czyżby miała żal do niego o dwa lata bez odzewu? Wróciły bolesne wspomnienia? Nie jest zadowolona z jego towarzystwa? Wydawało mu się ,że nie  przeszkadzało jej jego towarzystwo. Cóż musiał namawiać ją na wstąpienie do restauracji ,ale wnętrze zrobiło na niej wrażenie. Czy on też robił? Nie broniła się tak bardzo przed dotykiem. Starał się jej nie spłoszyć śmiałym gestem bądź wyznaniem miłosnym. Wolał poczekać ,aż  mu zaufa w pełni i chociaż polubi. W jej błękitnych oczach odbijał się blask świecy.
- Ula nie wyjeżdżaj- wypłynęło niespodziewanie z jego ust.
Nie mógł się powstrzymać ,aby jej nie dotknąć. Splótł palce ich dłoni. Cofnęła gwałtownie rękę.
- Marek …jakby to powiedzieć… ja nie jestem do końca sama. A wyjechać muszę inaczej zwariuję. Potrzebuję spokoju ,nowego otoczenia ile mam  ci powtarzać ?!- zdenerwowała się. 
- Co to znaczy? Jesteś z kimś?
- Jestem w ciąży- wyjaśniła, łkając.- Nie dotykaj mnie!- wybuchła ,gdy ponownie sięgnął po jej dłoń. Odsunęła z hałasem krzesło i wybiegła bez kurtki z restauracji. Marek wypił duszkiem herbatę czując ,iż potrzebuje czegoś mocniejszego. Jednak nie zamierzał teraz się upijać. Otrząsnąwszy się wybiegł za kobietą.
Zapłakana rzuciła się wprost pod rozpędzony samochód. Odbiła od maski upadając na mokry asfalt. Upadła leżąc w dziwnej pozycji w kałuży krwi. Z czoła pływała strużka czerwonej cieczy. Kobieta była nieprzytomna. Jej klatka piersiowa unosiła się leciutko ,a ubraniu powstała  coraz większa rdzawa plama. Kierowca z piskiem opon odjechał zastawiając kobietę bez pomocy. Ktoś spanikowany zadzwonił po karetkę ,a  reszta przechodniów biernie przyglądała się  całemu zdarzeniu. Dobrzański przedarł się przez tłum gapiów i rzucił się do Uli tuląc ją siebie jego ubranie zaczęło przesiąkać jej krwią. Ledwie oddychała. – Kochanie… zrobię wszystko… tylko żyj- w oczach zabłysły łzy.
Na sygnale przetransportowali ciężko ranną do szpitala. W pośpiechu zabrali ją na blok operacyjny. Operacja trwała kilka godzin.
 Dobrzański umierał z niepokoju. Kroczył po korytarzu odchodząc prawie od zmysłów. W wigilię pojawił się w sali Uli z kwiatami i książką. Czytał jej ,opowiadał, zapewniał o głębokim uczuciu. Wyjaśniła się również sprawa ciąży. Niestety potwierdziła się ,ale doszło do poronienia w czternastym tygodniu. 
 Patrycja, Maciej, dzieciaki, sąsiadka oraz Marek czekali ,aż nabierze sił. Budziła się i na nowo zasypiała będąc na silnych lekach przeciwbólowych. Zauważał zmianę w jej zachowaniu. W restauracji ten wybuch zaskoczył go ,ale pomyślał ,że to on ją przestraszył nie ona jego. Wątpił by kiedykolwiek jeszcze pomyślała o pozbawieniu kogoś życia w gruncie rzeczy uważał ją za dobrego człowieka tylko mocno skrzywdzonego i pogubionego. 


- Ula , Ulka ,kochanie… musisz przeżyć… kocham cię… tak bardzo cię kocham… nie zostawiaj mnie… nie …błagam nie… Boże oszczędź ją..wysłuchaj mnie… to moja wina..moja wina… nie odbieraj mi Uli. Mojej Uli! Ula! Skarbie – kciukiem gładził dłoń ukrytą pod bandażem.
- Marek- wychrypiała .- Co ty tu... - rozejrzała się nerwowo.- Znowu robisz?
- Czekałem ,aż się obudzisz. Jak się czujesz? Potrzebujesz czegoś? 
-A jak mam się czuć? Straciłam dziecko- zadrżały jej usta.
- Nie bój się - rzekł uspokajająco widząc strach w oczach.- Nie skrzywdzę cię. Ula ja...
- Wiem i przepraszam za to w restauracji. Ślepa byłam wcześniej tego nie zauważając. Przecież to takie oczywiste. Marek ,ale ja nie mogę powiedzieć tego samego. Kochasz mnie ,prawda?  
Znieruchomiał i oszołomiony przyglądał się jej wnikliwie.