Strona Główna

poniedziałek, 19 lutego 2018

,,Bolesna strata'' 24- Finał.



Policja poszukiwała trzech osób. Marek Dobrzański został uznany za zaginionego. Rozpłynął się w powietrzu. Nikt nie umiał odpowiedzieć gdzie może się znajdować. Ula popadała w czarną rozpacz nie przestając wierzyć w jego powrót i działać na własną rękę. Szukała go  u przyjaciół, rodziny, przestudiowała książkę telefoniczną obdzwaniając ,każdego kto mógł go znać. Sprawdziła komputer szukając w nich wskazówek. Wydrukowała zdjęcia pytając przechodniów. Wpadła na pomysł nagłośnienia sprawy poprzez media. Pokazywali jego twarz w telewizji. Niestety wciąż telefony milczały. Cisza. Pustka. Nic.
Dwie pozostałe osoby także zapadły się bez śladu. Psychopatka o pseudonimie ,, czarna’’ i jej chłopak. Ula nie uważała to za zbieg okoliczności. Przypuszczała najgorsze. Mogli mu zrobić krzywdę. Zabić go, poćwiartować , utopić ,udusić , dać na pożarcie dzikim zwierzętom. Wyrzucić z auta, zakopać w lesie, spalić w aucie. Mogli wszystko. Byli nieobliczalni ,przewidywalni z chorą psychiką.
Tak strasznie się o niego bała. Nosiło ją , rozszarpałaby tych dwoje ,gdyby coś mu zrobili. Tak bardzo pragnęła jego ramion. Miłości o której tyle jej opowiadał.
Po długiej walce z bezsennością zasnęła zwinięta w kłębek.
Płacz dziecka rozniósł się echem po mieszkaniu. Biegła korytarzami otwierając po kolei drzwi do pustych pokoi. W żadnym nie znajdował się ani jeden mebel. Okna pootwierane na oścież wpuszczały lodowate powietrze. Bosymi stopami przemierzała budynek w pewnej chwili dochodząc do wniosku ,iż to nie jest jej dom. Włosy powiewały lekko wokół twarzy po zatrzymaniu się na zewnątrz. Pole pokryte było bielą. Bosymi stopami brodziła w brudnym śniegu zasłaniając ręką usta powstrzymując okrzyk. Za świerkami znajdowało się niewielkie zbocze. Potknęła się. Wstała otrzepując śnieg z czerwonej twarzy. Ze świstem wiatru ponownie usłyszała płacz niemowlęcia coraz bardziej odległy. Podążała za nim rozpaczliwie szukając źródła płaczu. Nieudolnie oddalając się od budynku ,który zniknął za mlecznymi pagórkami. Uszła kawałek po śniegu ,zaciskając w kreskę posiniałe i spierzchnięte od mrozu usta. Zakręciło się jej w głowie z wyczerpania.
Ujrzała cmentarz ,lecz ktoś przysłonił jej ten widok. Wyrósł przed nią. Dotknął jej policzka poczuła przyjemne ciepło w sercu.  Wydał się jej znajomy. Odnosiła wrażenie ,że dobrze zna ten dotyk i zapach.  Poprawił kapelusz odsłaniając twarz. Ujrzała duże szare oczy.
- Wybacz mi - poprosiła poruszając bezgłośnie ustami.- Błagam. Paskudnie się czuję z myślą o próbie …przepraszam ,tak bardzo przepraszam.
- Do zobaczenia wkrótce ,kocham cię.
Popatrzył na nią znikając błyskawicznie między świerkami. Jakby rozpłynął się w powietrzu. Zaszumiały drzewa po czym nastała głucha cisza.
- Kocham cię- powtórzyła cicho. – Mareeeeek!~- wykrzyknęła płosząc jelenia stojącego nieruchomo na leśnej polanie.- Kocham Cię!
                              ***
Dwa miesiące później…
Ujrzawszy go ledwo żywego w drzwiach stłumiła impuls rzucenia mu się na szyję. Ostrożnie poprowadziła w stronę kanapy, kazała usiąść półprzytomnemu mężczyźnie. W łazience odszukała niezbędne do opatrzenia ran rzeczy, a w z kuchni przyniosła paczkę mrożonego groszku by zmniejszyła opuchliznę na policzku.
- Marek , nie wierć się. Muszę cię obejrzeć- przemawiała do niego jak do dziecka.- Chcesz ,żeby wdało się zakażenie? Kto ci to zrobił? Napadli cię ?
- Tak- mruknął .- Szantażowali mnie …ałć- krzyknął stłumionym głosem.- Wyrzucili mnie z auta… mówi ,że to nie koniec. Ała… kocham cię , Ula…
- Nie zasypiaj! Też cię kocham ! Marek- roztrzęsiona delikatnie pocałowała go w kącik ust ,a łzy spływały po jej twarzy.
 Popękane wargi piekły niemiłosiernie, głowa rwała ,a z ręka bezwładnie opadła mu wzdłuż ciała. Zauważając to Ula wypytała go czy może ją poruszać. Rana na głowie mocno krwawiła. Przyłożyła mu zmoczony jasny  ręcznik szybko nasiąkł krwią robiąc się rubinowy.
 Zaprzeczył wykrzywiając usta w grymasie.  Mocno przejęta bezzwłocznie zadzwoniła po karetkę. Zanim przyjechali Dobrzański stracił przytomność. Klęczała na podłodze przy kanapie szeptając ,że bez niego sobie nie poradzi .
- Jesteś moim wszystkim. Nie chcę żyć bez ciebie- szlochała ujmując jego dłoń i przytulając do mokrego policzka.- Dzięki tobie odzyskałam powód do życia. Ochraniałeś mnie, byłeś podczas moich upadków. Nauczyłeś kochać… nie pozwolę ci odejść bez pożegnania , nie  tej chwili...


                                         ***
Odeszła z ,,Alior Banku'' po tym jak oskarżyła swojego szefa o molestowanie w pracy i wystąpiła o zakaz zbliżania się. Udało się jej wygrać sprawę. Po zeznaniach jej i paru kobiet dostał wysoki wyrok. Jedna z kobiet odważyła się poruszyć temat ,że zgwałcił jej piętnastoletnia córkę. dziewczyna próbowała niedawno odebrać sobie życie. Ma traumę i potrzebna jest jej opieka specjalisty. Krzysztof dowiadując się o wszystkim zaproponował jej pracę w firmie Febo&Dobrzański. Maciej przekonał go do podjęcia decyzji o zatrudnieniu Uli. Urszula podziękowała Szymczykowi ,że się za nią wstawił u seniora Dobrzańskiego i załatwił jej robotę. Rozmawiała też z Patrycją potrzebując się komuś wyżalić. Nawiązała także kontakt z dziećmi ,chociaż traktowała je trochę z rezerwą wciąż spoglądając wstecz i rozpamiętując bolesną przeszłość. Dzięki Markowi udało się jej od tego odciąć . Niestety coś nie dawało jej wiecznie spokoju. Dwie osoby niezrównoważone psychicznie. 

                                   ***

Nowy numer gazety ukazał się w poniedziałek pisząc o napadzie na trzydziestokilkuletniego młodego biznesmena. Ula wyrzuciła szmatławca do kosza znajdującego się obok dystrybutora napojów. Zgarbiona siedziała na zielonym plastikowym krześle w szpitalu oczekując na wieści o poprawie stanu zdrowia swojego… no właśnie …kogo? Nie umiała nazwać. Najtrafniejsze określenie to kochanek. Nie zgadzała się z nim ,bo Marek znaczył dla niej znacznie więcej. Helena oparta o ramię męża siedzi bezruchu. Oboje nasuwają skojarzenie posągu niż żywych ludzi. Na korytarzu pojawia się lekarz w długim białym fartuchu. W jego brązowych oczach odczytuje bezbłędnie bezradność wobec zaistniałej sytuacji.
- Panie doktorze niech pan powie…
- Pana Marka przewieźliśmy na salę pooperacyjną. Powstrzymaliśmy krwotok ,niestety źle zareagował na jeden z leków. Wpadł w wstrząs  anafilaktyczny. Obecnie jego stan jest stabilny ,ale cały czas monitorujemy go i pilnujemy ,żeby zapobiec ponownemu wystąpieniu wstrząsu.
- Czy jest szansa na jego powrót do zdrowia? Czy coś zagraża jego życiu?- pragnęła się dowiedzieć wbijając zaniepokojone spojrzenie w lekarza.
- Na chwilę obecną nie jestem w stanie wykluczyć ryzyka ponownego…
- Nie! – krzyknęła. – Przepraszam- dodała opanowując się.- Mój narzeczony nie może umrzeć. Planowaliśmy w najbliższym czasie wesele, chcieliśmy udać się w podróż poślubną i cieszyć się szczęściem.
- Przykro mi…
- Marek nie umarł!- zawołała z rozpaczą.- Nie umarł. Pan coś ukrywa.
Stan Marka nie ulegał poprawie. W wyniku powikłań po operacyjnych zapadł w śpiączkę. Nie oddychał samodzielnie ,a rokowania były bardzo słabe. Lekarze odkryli ,że jest śmiertelnie chory i jego dni są policzone. Ula działa jak w transie, nie spała za wiele, mało jadła czując przy łóżku Dobrzańskiego. Rozmawiała z rodzicami, z Sebastianem nie potrafiła się porozumieć. Przynosiła książki i czytała mu mając nadzieję ,że słyszy. Opowiadała o przyziemnych sprawach ,usiłowała nadać swym opowieściom trochę humoru ,ale często wybuchała płaczem tuląc się do niego albo trzymając jego dłoń w swojej i wpatrując się w jego twarz oczekując jakiś oznak życia. Niestety leżał nieruchomo, w bandażach, nieprzytomny z poszarzałą ,zmizerniałą twarzą. Przychodziła codziennie oczekując zmian i polepszenia jego stanu zdrowia.
 Dzisiaj  nareszcie zauważyła lekką poprawę. Zdjęli mu kilka bandaży i odzyskał przytomność ,lecz nic nie mówił. 
- Obudził się ?- spytała pena nadziei.
- Tak. Chciałbym z panią porozmawiać w gabinecie.
- Coś z Markiem? Niech pan nie straszy… On nie umrze prawda?- czuła ogromną gulę w gardle. Załzawione oczy lustrowały twarz doktora , który potarł zmęczoną twarz ręką i spojrzał na nią. Brązowe oczy wyrażały smutek i poczucie winy. Nie mógł przekazać jej dobrej wieści.
- Zapraszam do gabinetu- przepuścił ją w drzwiach.
Po zajęciu miejsca za biurkiem przeszedł od razu do meritum. Niebieskie tęczówki zaszły łzami po usłyszeniu tej szokującej diagnozy. Pobladła zsunęła się niemal z krzesła. Podał jej szklankę wody.
- Zauważyłabym… Marek nie skarżył się na bóle głowy, zawroty. Świetnie się czuł. Nic nie…
- Tomografia komputerowa wykazała niewielki guz umiejscowiony w płacie czołowym. W każdej chwili może nastąpić pogorszenie i...
- Nie! Pan się pomylił! Marek jest zdrowy- wystrzeliła jak z procy ,z gabinetu lekarskiego biegnąc na oślep. Potrącała ludzi , przewróciła wózek z detergentami, zderzyła się z kimś w drzwiach. Wielkimi haustami łapała powietrze. Zgięła się w pół czując ból w klatce piersiowej. Wiatr zawiewał jej włosy na oczy. Przegarniała je niezgrabnie.
Skulona siedziała na ławeczce przed szpitalem wylewając łzy ,wspominając ich chwilę, pobyt w psychiatryku. Obwiniała się odrzucanie jego miłości, przeklinała siebie za podłe traktowanie go. Zwymyślała siebie w myślach.
Co strzeliło mi do głowy ,aby pozbawiać go życia? Otruć? Marek wierzę ,że ujrzysz jeszcze skrawek nieba. Razem będziemy leżeć na łące wsłuchując się w dźwięki natury. Nasze twarze ogrzewać będzie słońce ,a usta pocałunki gorące. 
                               ***

,,Nic nie może przecież wiecznie trwać 
Co zesłał los trzeba będzie stracić 

Nic nie może przecież wiecznie trwać 

Za miłość też przyjdzie kiedyś nam zapłacić''

                                               frag. Anna Jantar. ,, Nic nie może wiecznie trwać''.

Wróciła  do szpitala kontynuując rozmowę z lekarzem ,nieco się już uspokajając. Łzy szczypały w oczy.
- Jak to nie obudzi? Marek musi z tego wyjść- powiedziała z uporem. 
- Pani Urszulo...
- Kiedy możemy do niego zajrzeć?- włączyła się do rozmowy przejęta Helena z zaczerwionymi oczami. Krzysztof trzymał jej dłoń na ramieniu dodając otuchy. Poważna twarz sprawiała wrażenie nieczułego faceta ,ale oczy zdradzały najszczersze uczucia.
Po odejściu lekarza Ula rozpłakała się ,a Helena objęła ją nieśmiało ramieniem. Olszański z osłupieniem przyglądał się tej scenie. Miał ochotę odwrócić się na pięcie ujrzawszy Urszulę. Powstrzymał go Krzysztof. Violetta stała jakby z boku ,odnajdując wolne krzesło usiadła.
Nazajutrz Ula przytuliła się niego układając w łóżku przy nim i zasypiając wykończona długim czuwaniem. Zakradła się do Sali pod nieobecność pielęgniarki ,a później ubłagała ją ,żeby mogła trochę zostać. Nie chciała zasypiać. W śnie odchodzi się nieświadomie. Ranek mógł go jej odebrać. Ze wszelkich stron zalewały ją najrozmaitsze lęki. Nie wyzbyła się ich przekraczając próg sali. Aparatura wydawała ciszy dźwięk. Przelotnie zerknęła na maszyny i uspokoiła się widząc ,iż nie dzieję się na razie nic niepokojącego. Wyprostowała się dostrzegając jakiś ruch. Poczuła leciutki niczym muśnięcie motyla dotyk jego palców na  swojej skórze. Gładził leciutko grzbiet jej dłoni, uśmiechając się niemrawo.
- Marek- powiedziała z ożywieniem przykładając jego rękę do ust. Niemy krzyw wydobywał się z jego gardła. Poruszył wargami. Pochyliła się nad nim.
- Ula- wyszeptał .
- Marek , kocham cię- płakała tuląc jego dłoń w swoich.- Nie zostawiaj mnie. Zwłaszcza ,że mam pewne podejrzenia...
- Ja też cię kocham, Ula ja…- niecierpliwie czekała na jego słowa. Zapadła martwa cisza. Uniosła głowę zauważając jego nieruchomą twarz i łzę na policzku. Potrząsnęła nim ,lecz ciało Marka było bezwładne.
- Nie, Nie , Marek, kocham cię , słyszysz?! Nie zostawiaj mnie!
Lekarz naciągnął prześcieradło na głowę Dobrzańskiego. Za szybą stali pogrążeni w rozpaczy przyjaciele i rodzina. W firmie przygnębieni pracownicy snuli się po korytarzach ,gdy Olszański zadzwonił przekazując im te druzgocące wieści.  

                                  ***

Bicie serce dudniło w jej piersiach podczas biegu przez drogę. Narzuciła sobie zabójcze tempo. Brakowało jej tchu. Podeszwy uderzały rytmicznie o asfalt ,a włosy zasłaniały twarz. Nie zatrzymywała się czując przeszywający w boku. Biegła wzdłuż drogi zbaczając z niej na leśną ścieżkę. Chłodne powietrze uderzało ją w twarz. Ściemniało się ,a świst w uszach stawał się coraz mocniejszy. Zatrzymała się związując włosy i łapiąc oddech. Odpoczęła chwilę czując pulsującą krew w skroniach. Przymknęła oczy. Gabinet lekarski, diagnoza, nieuleczalna choroba,nagłe pogorszenie stanu zdrowia i śmierć te myśli krążyły jej po głowie. Nie umiała od nich uciec. 
Były bardzo słabe rokowania. Nie wiedziała czy Marek kwalifikuje się w ogóle do operacji. Nie zdążyła zapytać. Umarł. Nie stworzą nigdy szczęśliwego związku , rodziny. Nie umiała żyć bez niego. 
Idiotka. Zmarnowałam tyle czas ,a los dał nam go tak niewiele. Teraz moje dzieci są w niebie. Czuwajcie aniołki nad moim Markiem. Szczególnie ty Emily. Kocham was wszystkich,kiedyś się jeszcze spotkamy. Wierzę w to. Chcę być z tobą , Marek.
Księżyc przebił się przez chmury i zawisł na grafitowym niebie oświecając dróżkę. Zdezorientowana przysiadła na kamieniu wyjmując z plecaka picie. Powietrze przyjemnie chłodziło rozgrzane ,napędzane adrenaliną ciało. Odpoczynek trwał dłużej niż zamierzała z powodu skurczu w kostce. Rozmasowała ją utykając lekko i po minięciu bólu potruchtała rozmyślając nad wyjściem z sytuacji.
W pobliżu usłyszała przytłumione dźwięki. Nad bajorkiem trwała szarpanina. Biegnąc natknęła się na ujadającego psa. Cofnęła się przerażona rejestrując obecność zwierzęcia na środku leśnej ścieżki. Serce waliło jak młotem. Zachowywała się ostrożnie nie robiąc gwałtownych ruchów. Ciało sparaliżowane i umysł sparaliżowany strachem nie dział prawidłowo. Znalazła się w potrzasku. Cofała się skręcając w gęste krzaki i wrzasnęła. Coś ją oblazło. Chodziło po jej ciele. Otrzepała się przerażona. Rzuciła się do ucieczki zatrzymując przy wodzie. Rozglądała się niespokojnie czy gdzieś ktoś nie wyskoczy z zarośli, ale panowała prawie idealna cisza pomijając pohukiwanie sowy.
Biegła ,aż zahaczyła o coś i padła wprost na stertę mokrych liści. Zakryła nos czując silny odór wydobywający się z miejsca ,gdzie przed momentem upadła. Nieopodal znajdowała się szosa. Samochód przejeżdżający rzucił snop światła i ujrzała fragment ludzkich zwłok w rozkładzie zapakowanych w foliowy worek. Przełknęła ślinę. 
Zastygła usiłując opanować dygot ciała i walcząc z mdłościami. Odwróciła się i po porostu zwymiotowała zginając się wpół.
- Dlaczego mnie to spotyka?! Dlaczego!- upadła na ziemię.
Odzyskała świadomość po parunastu sekundach powoli podnosząc się ,cała brudna ,zmarznięta i głodna. Wyszła na ulicę machając ręką chcąc złapać stopa. Ostatnie ,co poczuła to jak jakaś siła odrzuca ją i przeraźliwy przeszywający ból w całym ciele. Leżała z rozrzuconymi ramionami wpatrując się nieprzytomnym wzrokiem w hebanowe niebo. Ujrzała przed oczami twarz Marka po czym nastąpiła całkowita ciemność.
- Nie wyczuwam pulsu- odezwał się brodaty mężczyzna.
- Zabiłem ją!- złapał się za głowę spanikowany kierowca.
- Czekaj! Jest ,ale ledwo wyczuwalny.
- Dzwoń po pogotowie , ośle!
                                          
Karetka przyjechała na miejsce wezwana została także policja. Spisali zeznania i odjechali. Kobieta zmarła w nocy w szpitalu. Z badań wynikało ,iż była w dziewiątym tygodniu ciąży. Zmarła we śnie. Zza oknem szpitalnym horyzont zasnuły czarne chmury jak w dniu pogrzebu ,który odbył się parę dni później. Pochowali ich razem Maciek wiedział ,iż tego właśnie  by sobie życzyli. W ostatnim czasie uświadamiając sobie ile dla siebie znaczą. Patrycja usłyszawszy o ciąży Uli rozpłakała się ponieważ Ula tak bardzo pragnęła dziecka. Zszokowany Maciek nic nie powiedział. 
Śmierć wytrząsnęła wszystkimi. Policja wreszcie trafiła na trop dwójki poszukiwanych przestępców i zamknęła ich w więzieniu na długie lata. 

                           
                                               KONIEC !

10 komentarzy:

  1. Czytałam i płakałam. Nie lubię takich zakończeń. Myślałam, że jednak ich oszczędzisz i w końcu będą szczęśliwi.
    Pozdrawiam serdecznie
    Julita

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przypuszczałam ,że uśmiercenie jednej lub więcej postaci wywoła łzy. Nie zasłużyli na taki los ,ale nie zawsze zwycięża sprawiedliwość. Szczęście nie było im pisane. Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  2. Nie, nie,nie. Jak możesz nam coś takiego robić, powiedz że to jakiś żart. Proszę daje Ci jeszcze szansę. Przyznaję że nie przeczytałam tego tylko tak przejechałam z góry na dół patrzac na zakończenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie żart ,a brutalna rzeczywistość. Śmierć Marka była planowana od dłuższego czasu( Uli nie) ,ale uznałam ,iż jej zepsuta psychika nie dałaby rady sobie rady z utratą kolejnej bliskiej osoby , ze stratą kogoś kogo kochała.
      Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  3. Od pół godziny siedzę i ryczę wpatrując się z niedowierzaniem w tekst, który nam zafundowałaś. W życiu nie spodziewałabym się tego, co im zgotowałaś. Prędzej liczyłam na nagrodę za te wszystkie cierpienia, które stały się ich udziałem, a Ty podarowałaś im śmierć. Śmierć trzech osób. Dwóch dorosłych i niewinnego dziecka. Straszna to była opowieść i w niej najbardziej jest mi żal Marka, bo tak naprawdę był niewinną ofiarą i wielokrotnie cierpiał za Ulę. Nie był gotowy na takie poświęcenie a już na pewno niczego takiego nie spodziewał się w dniu, w którym przystał na propozycję Maćka, żeby się nią zaopiekować. Ciekawe, czy Szymczyk po śmierci obojga ma jakieś wyrzuty sumienia. Ula przeszła przez prawdziwą gehennę i przez nią popadła w chorobę psychiczną. Tak naprawdę zastanawiam się, czy ktoś będąc na jej miejscu zachowałby zdrowy rozum. Mąż tyran pastwiący się nad nią bez umiaru, śmierć dwójki dzieci, nasyłanie na nią bandziorów z chęci zemsty i te liczne rany na ciele nie nadążające się goić. Część i to całkiem sporą tego nieszczęścia wziął na swoje barki Marek i też go nie oszczędzano. Zdiagnozowano u niego guza. Na pewno miał go już wcześniej i nie wiadomo, czy gdyby nie przeszedł tego piekła i tak by nie umarł. Tu można gdybać, ale też można założyć, że jednak mógłby przeżyć, gdyby zdiagnozowano go wcześniej i gdyby nie miał tych wszystkich urazów doznanych od napastników.
    Bardzo smutna i bardzo wstrząsająca była ta opowieść i przyznaję, że ciężka dla mnie do przyswojenia, bo nigdy nie spotkałam się aż z takim okrucieństwem. Owszem czasy mamy niespokojne. Trwają w różnych miejscach na świecie konflikty zbrojne, a ich żniwo jest straszne. Co innego jednak wojna i jej ofiary a co innego bandziory pałające chęcią zemsty, lub odpowiednio opłaceni, czy też osoby szalone i niezrównoważone psychicznie.
    Pewnie dzisiaj nie będę mogła zasnąć, bo wciąż będę mieć przed oczami umierającego Marka i leżącą na asfalcie Ulę. Mam nadzieję, że nie zaserwujesz nam już tak ekstremalnych przeżyć, a jeśli nawet, to ja mówię pas, bo to nie na moje nerwy.
    Pozdrawiam serdecznie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybrałabym i tak mniejsze zło.Lepiej ,że umarł zanim choroba doszczętnie wyniszczyła jego organizm, zanim jego ciało stało się szkieletem, zaczął tracić w zatrważającym tempie włosy ( chociaż ,nie każdy chorujący na raka musi wyłysieć. Dobrze ,że nie męczył się ( nie żył długo po tym jak dowiedziała się o jego chorobie ,co nie oznacza ,że nie miał objawów.Miał ,tylko nie zostało to już wspomniane w opowiadaniu.Nic nie bierze się znikąd . Dobrze ,że nie był ciężarem dla Uli ,nie musiała patrzeć na jego męki , walki o każdy dzień. Patrzeć jak gaśnie, niknie w oczach ,ktoś kto to widział wie ,co to znaczy ( ja wiem) i chciałam już oszczędzić Uli ,bo jej ciało ich tak pokrywa zbyt wiele blizn. W sercu znajdują się wciąż niezagojone rany, jej oczy widziały niemal wszystko. przeszła piekło. Nie jeden by się złamał ,a ona jeszcze szła jakoś naprzód ,chociaż zgubiła zdrowy rozsądek i powrót do normalności był niemożliwy.
      Przepraszam ,że naraziłam Twoje nerwy i wywołałam szok powodujący bezsenność.Uprzedzałam ,że możesz nie dotrwać do końca historii. Spodziewałaś się ich może jako pary ,ale ja inaczej to wymyśliłam. Świat nie jest pozbawiany okrucieństwa i zamknięcie oczu nie sprawi zniknięcia zła. Ono będzie tak i dobro. Źle postacie łatwiej zabić niż dobre ,ale ideały nie także nie istnieją. Szymczykowie czują się winni ,że prosząc o pomoc Marka narazili ich oboje na okrutny los. Marek przypłacił za to śmiercią , chociaż i tak by umarł. O wyleczeniu nie było mowy. Szymczyk wiedział o psychicznie chorym mężu i jego ludziach pragnących zemsty ,potem o wariatce z psychiatryka mimo to nic nie zrobił by temu zapobiec. Przed policją też ukrył niektóre fakty więc nie ma czystego sumienia. Nie obiecuję ,że oszczędzę w kolejnych swoich historiach cierpienia bohaterom i ekstremalnych przeżyć. dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  4. O mój Boże. Takiego zakończenia to ja się w życiu nie spodziewałam :( Wzruszyłam się. Najpierw Marek umiera, potem Ula. Na dodatek Ula była w ciąży z ukochanym mężczyzną (tak myślę). Ale czasem tak w życiu bywa, że nie wszystko kończy się szczęśliwie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczucie Uli do Marka oraz uświadomienie tego nadeszło wyjątkowo późno. Dla Dobrzańskiego nie było już ratunku prędzej czy później umarłby ,a Ula nieudolnie wielokrotnie próbowała odebrać sobie życie, zbyt zwichnięta psychicznie by móc się podźwignąć po jego śmierci. Wiem ,że oczekiwałaś jak większość bądź wszyscy happy endu. Tu go nie ma.
      Dzięki za wpis. Pozdrawiam serdecznie :).

      Usuń
  5. Witaj, jestem tu nowa. Świetne opowiadanie. Cudnie piszesz.
    Jeśli mogę wiedzieć to co ile dodajesz? I kiedy możemy liczyć na kolejną część?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło powitać nową czytelniczkę. Nie mam ustalonego grafiku ani konkretnego dnia. Zazwyczaj dodaję raz w tygodniu. Pozdrawiam :).

      Usuń