Strona Główna

sobota, 31 grudnia 2016

Noworoczne życzenia!

                                                     Słońca, gdy wkoło pochmurno. 
    Zdrowia o ,które czasem trudno
 Zwłaszcza w pogodę paskudną ...
 nie wymuszonego
 Miłości nieustającej
 Przyjaźni wiecznie trwającej
Nadziei nie znikającej
Marzeń spełnionych ,
serc szczęściem przepełnionych
I wszystkiego dobre co rok składa w darze.
życzy :Justynka29
Szczęśliwego Nowego Roku 2017 
                     

piątek, 30 grudnia 2016

,, Zimowa opowieść'' short story 2/4




Oderwała wzrok od porozrzucanych na schodach płatkach czerwonych i różowych róż i zerknęła na kolorowe papierowe strzałki. Numer z którego otrzymała sms’a z tą krótką treścią, nic jej nie mówił. Intuicja podpowiadała ,że to Marek. Niepewnie ruszyła śladem strzałek.
                                                                    ©©©
Poprawił kołnierz ciemnego płaszcza i siedział przy stoliku wśród zapalonych białych lampionów i lampek choinkowych. Chciał zrobić romantyczny nastrój. Zapamiętał ,że Ula jest nieuleczalną romantyczką i pomyślał ,że ta niespodzianka pomoże mu zdobyć jej serce. Obawiał się lekko przegiął z tym romantyzmem i Uli się to nie spodoba.  Minęło zaledwie parę minut ,a jemu wydawało się to wiecznością . . Papierowe strzałki  miały posłużyć jako wskazówkę do celu. Śnieg znów zaczął prószyć i płatki przysiadły na jego czarnych włosach. Potarł zmarznięte dłonie i wyjął z torby butelkę wina i postawił obok dwóch kieliszków.  Rozejrzał się wypatrując dziewczyny.
- Marek !- wykrzyknęła entuzjastycznie jego imię z łzami w oczach. Wstał od stołu i niepewnie podszedł do niej. Rzuciła mu się na szyję i tuliła mocno do niego. Przymknęła oczy i napajała zapachem perfum ukochanego. Zaskoczony jej reakcją delikatnie pogładził jej długie kasztanowe włosy. Odsunęli się zmieszani i spojrzeli sobie głęboko w oczy.
- Tyle lat – wyszeptał cicho.
- Tyle lat- powtórzyła za nim. – Co tu robisz?
- Przyjechałem do dziadków. W ostatnim czasie rzadko ich odwiedzałem, a przecież oni mnie wychowali. A co u ciebie?
- To dlaczego ,nie świętujesz z nimi ?- dociekała.
- Chciałem cię zobaczyć- odpowiedział szybko.
Z nieba  w dalszym ciągu prószył mocno śnieg. Mróz szczypał w policzki i ręce. Dziewczyna nie miała na sobie rękawiczek, mężczyzna również. Zapatrzeni w swoje oczy czuli jak czas się zatrzymał.
- Tęskniłam – wypaliła bez namysłu.
- Ja też- uśmiechnął się do niej. – Jesteś sama?
Zamrugała gwałtownie powiekami i otworzyła usta.
- Przepraszam – zmieszał się. – Nie powinienem pytać.
Zapomniał ,że przyszykował dla niej niespodziankę i miał wyznać jej co czuje. Od bardzo dawna. Ukrywanie uczuć męczyło go. Porównywanie ,każdej z nią również. Myślał ,że to minie.
- A ty?
- Nigdy tak naprawdę z nikim nie byłem- odparł szczerze.
- Jak to?- zdziwiła się.
- Normalnie ,ale mów ,czy ty jesteś z kimś?
- Odpowiadając na twoje pytanie.  Jestem sama. Odkąd wyjechałeś...Nie ważne- zakończyła i łzy spłynęły po jej policzkach.
- Powiedz- poprosił i położył dłonie na jej ramiona.
- Uświadomiłam, że cię kochałam – wyznała drżącym głosem.
Kochałam-powtórzył w myślach. – Dlaczego mówi w czasie przeszłym?
- Kiedy ?
- Tuż po maturze – rzekła odgarniając włosy  z twarzy ,które przez silne podmuchy wiatru wpadały jej do oczu.
- Ale byłaś z Kacprem- słusznie zauważył.
- Tak- przytaknęła niechętnie. – Nie potrafiłam się z tego wycofać. Na początku kochałam go ,lecz później to uczucie nieco przygasło. Oddaliśmy się od siebie. Nie stało się to z dnia na dzień. To trwało jakiś czas, ale tego nie zauważyłam. Jeszcze jedno. Nie chciałam zostać sama.
- Przecież to on cię zostawił – przypomniał jej bolesną prawdę.
- Zakochał się w innej – mruknęła . – Na początku byłam zła ,ale w gruncie rzeczy dobrze się stało. Nie pasowaliśmy do siebie. Wiem ,że wiele par tak mówili  . Jednak tak właśnie było. Ot taka nastoletnia miłość ,która nie przetrwała próby czasu.
Milczał. Układał sobie to co pragnął jej powiedzieć.
- Proszę cię, powiedz coś- poprosiła płaczliwie.
Dopiero po chwili przypomniała sobie jak tu dotarła. Obsypane schody płatkami róż i kolorowe strzałki wskazujące jej drogę na tyły ogrodu.
Oszołomiona wpatrywała się w przystrojony stół i wielkie narysowane na śniegu serce z napisem ,,kocham cię’ w środku ułożone z czerwonych płatków.
- To właśnie chciałem ci powiedzieć- odparł wskazując na serce na śniegu.
Uśmiechnęła się szeroko i z niedowierzaniem patrzyła w szare tęczówki.
W jej oczach zapłonęły radosne iskierki . Przybliżyła się i wspinając leciutko na palcach musnęła jego wargi. Naparł bardziej na jej miękkie blado różowe usta. Objął ją w pasie czując przyjemne ciepło rozlewające się w sercu. A ono przyspieszyło swój rytm.
- Kocham cię ,gwiazdko – wyszeptał opierając swoje czoło o jej.
- Gwiazdko?- zdziwiła się.
- Mówi się ,że spadająca gwiazda spełnia marzenia ,a ty byłaś takim moim marzeniem- wyjaśnił i pokazał na stolik.
- Kocham cię , złodzieju- wyznała z tajemniczym uśmiechem.
Zmarszczył brwi i zmrużył oczy zastanawiając się co miała na myśli.
- Skradłeś moje serce- dodała nadal się śmiejąc.
Usiedli i nalał jej czerwonego wina do kieliszka. Zjedli chińszczyznę w tekturowych pudełkach i ruszyli do domu zmarznięci. Porcje były małe ,bo czekała ich kolacja wigilijna. Pełna potraw i słodkości. 
- Nie mogłeś mi tak zwyczajnie powiedzieć ?- spytała stojąc przed schodami.
- To nasza pierwsza randka- odrzekł.   – Wiem ,że trochę przegiąłem – przyznał niechętnie.
- Mnie się podobało. Nawet bardzo- odpowiedziała z promiennym uśmiechem. – Pamiętasz jak zjadaliśmy słodycze z takiego okrągłego pudełka?
- Umh. A przed świętami podjadałaś pierniki i zlizywałaś z nich lukier.
- A ty zjadałeś resztę. A przypomnieć ci o czekoladkach z owocowym nadzieniem?
- Lepiej ,nie- jęknął przypominając sobie ból brzucha. – Czekoladki były z alkoholem.
- Poważnie?- wpatrywała się w niego nie dowierzając. – Nie kłamiesz?
- Ja?- zrobił dziwną minę. – Ja nigdy nie kłamię
Zaśmiała się i pokręciła głową. Wciąż widziała w nim tego szalonego małego chłopczyka z rozwianymi włosami ,roześmianego z dołeczkami w policzkach. Lubiła wracać do tych beztroskich chwil.

Marek schylił się i rzucił białym puchem Uli w twarz. Zaśmiała się i oddała mu nabierając w dłonie śniegu i zaczęła gonić Marka po ogrodzie. Wychylił się zza drzewa i oberwał śniegiem w ramię. Strzepnął go i próbował ją złapać. Dziewczyna śmiała i uciekała przed nim chowając się za drzewem.
- Pudło!- krzyknęła ,gdy trafił w korę jabłoni.
- Zaraz ,dostaniesz!- odkrzyknął i zrobił wielką białą kulkę.
- Twoje niedoczekanie- usłyszał jej głos i niemal dusiła się ze śmiechu ,bo znów spudłował.
Przypomniały się jej czasy beztroskiego dzieciństwa i jak zniknął jej bez śladu. Słabo pamiętała ,ale pamiętała. Rozejrzała się tak jak wtedy. Niespodziewanie wpadła na kogoś.  Leżeli na sobie przestając się nagle śmiać.  Niemal zapomniała jak się oddycha będąc tak blisko niego. Uśmiechnął się szelmowsko i namiętnie pocałował. Całowali się zapamiętale ,namiętnie i gwałtownie przywierając do siebie coraz mocniej. Nie przeszkadzał im sypiający śnieg ,ani ,że mogą się rozchorować. W ich sercach płonął żar miłości.
- O tu jesteście!- wykrzyknęła Magda stając przed nimi.
Ula wtuliła się w płaszcz Marka zawstydzona i zażenowana ,że przyłapała ich na intymnych pieszczotach.
- Otrzepcie dobrze śnieg ,bo nie chcę powodzi w domu- próbowała zażartować i rozładować  napiętą atmosferę jako niespodziewanie nastała.
Zmarznięci, przemoczeni i głodni przekroczyli próg domu państwa Cieplaków.
- Rozbierajcie się ,rozbierajcie !- krzyknęła Magda wychylając się z kuchni.
Spojrzeli po sobie nieco zmieszali oboje myśląc o czymś innym niż powiedziała matka Uli. Z radia dobiegała świąteczna melodia. Jasiek kończył ubieranie choinki z siostrami. Beatką i Ewką.
Marek brał czynny udział   w przygotowaniach stołu wigilijnego.  Kobiety podawały mu dania ,a on je zanosił wraz z Józefem ,a Jasiek wyszedł na chwilę na przystanek po dziewczynę.  Beatka układała pod zielonym drzewkiem prezenty ,a ośmioletnia Ewka w kuchni podjadała lukrowane pierniczki wraz z bratem bliźniakiem Kamilem.
 Józef zawołał wszystkich do dużego stołu na którym znajdowały się wigilijne potrawy ,stroiki i piękne świąteczne nakrycie. W kącie błyszczały lampki na choince . Marek wziął małego chłopczyka na ręce i podszedł do Uli. Magda obrzuciła ich ciepłym uśmiechem ,gdy jej mąż powiedział kilka słów od siebie i podał ,każdemu opłatek.  Po uściskach i gorących życzeniach płynących z głębi serca zasiedli do stołu. W domu pojawił się niski mężczyzna w przebraniu św.  Mikołaja.  Ula dowiedziała się później ,że to projektant z firmy Febo&Fasfion. Coś słyszała o tej  firmie w Warszawie. Należała ona do Aleksandry i Francesca Febo. Ponoć ojciec Marka był współwłaścicielem i prezesem ,ale po jego śmierci został nim brat Francesco , Camillo.
Szymczykowie spojrzeli na swoje pociechy. Od dwóch lat mieszkali w Konstancinie.  Ula poznała Dominikę na studiach. Młodą pełną pasji dziewczynę z pięknym głosem i z ciepłym podejściem do każdego człowieka. Polubiła ją mimo ,że Dominika była od niej starsza i zdecydowała się na studia dopiero po zapisaniu drugiego dziecka do przedszkola. Po odebraniu dyplomu urodziła jeszcze dwójkę. Zwierzyła się Uli ,że zawsze pragnęła dużej rodziny.  Ula na chwilę obecną w ogóle nie myślała o ślubie ani dzieciach. Wystarczyła jej czwórka rodzeństwa. Dwie siostry i dwóch braci. W dodatku bliźniaków. 
Dzieci z niecierpliwością czekali na prezenty. Pshemko rozdawał wszystkim po kolei kolorowe pakunki. Ula odpakowała malutkie pudełeczko od rodziców i uroniła kilka łez. W dłoni trzymała kluczyki do niebieskiego citroena . Ucałowała ich oboje. Od Dominiki dostała śliczną koronkową czarną sukienkę ,a Maćka bransoletkę z zawieszką. Magdalena wręczyła Markowi zapakowany w brązowy kartonik zegarek. Zastanawiała się dlaczego oni poinformowani byli o jego obecności na wigilii ,a ona nie. Gdyby dowiedziała się wcześniej również by mu coś kupiła. 
Dzieciaki rozrywali kolorowy papier i cieszyli z prezentów. Jeden z synów Szymczyków dostał kolejkę górską. Wśród zabawek znajdowały się lalki,puzzle,pluszaki,samochody i książki na dobranoc. Marek od razu zabrał się z Maćkiem za składanie kolejki i to oni zamiast dzieci się nimi bawili ,a kobiety z krzyżowanymi rękami na piersiach z trudem tłumiły uśmiech błąkający na twarzy.  
Normalnie duże dziecko- pomyślała Ula - Wyrośnięty chłopiec .
- Mam kupić ci zabawki?- zwróciła się do ukochanego. - Kolejkę czy coś innego?
- Nie ,ja tylko . . .- zmieszał się. - Pomagałem złożyć kolejkę. 
- Bawisz się nią od ponad pół godziny- celowo popatrzyła na zegarek na ręce. 
- yyy- wykrztusił zakłopotany . - Pomyślałem ,że warto umieć takie rzeczy - dodał. 
- A po co?- zapytała zaciekawiona. 
- No ,ja będę miał syna to . ..
- A z córką będziesz bawił się domkami dla lalek?- zakpiła. 
- Nie ,to będziesz robiła ,ty - odrzekł poważnie. 
- Czy ja o czymś nie wiem? Planujesz już rodzinę ?
Zapomnieli ,że całej rozmowie przysłuchują się pozostali domownicy. 
- Gdy śliczna panna . . .- zaczęła śpiewać Dominika ,a pozostali domownicy się do niej dołączyli oprócz Marka i Uli. Oboje ubierali kurtki w korytarzu. 
- A wy dokąd?- zatrzymał ich głos Maćka.
- Przejść się- rzekła Ula
- O tej porze?- zdziwiła się Dominika trzymając na rękach przysypiającą dziewczynkę w różowej tiulowej sukieneczce i czerwonej kokardce . Ula nachyliła się nad mała i musnęła jej czółko . Marek zrobił to samo.
- Opiekuj się nią !- krzyknęła jeszcze Magda zanim zniknęli za drzwiami.
Wędrowali oblodzonym chodnikiem i mijali oświetlone ogrodzenia ,domy. Dochodziła północ ,a mróz szczypał w policzki i ręce.
Po pasterce zatrzymali się przed metalową bramą. Marek nocował u dziadków. Od pięciu lat nie przyjeżdżał do nich na święta . Był kilka razy w ciągu zwykłych dni ,lecz tylko dwa razy ,góra trzy widział Ulę z daleka. Za to Paulina zaszyła się w Warszawie i w ogóle nie przyjeżdżała do Konstancina. Pięć dni temu urodziła synka Marcella. Niecałe dwa lata temu poślubiła Carla. Dobrzański dowiedział się od Aleksa ,który był u Antoniego i Maryli wczoraj. Marek również zawitał do nich dzień przed Wigilią i dzisiaj.
- Dobranoc, słodkich snów- szepnął nachylając się w stronę dziewczyny.
- Dobranoc ,kochanie- odparła wspinając się na palce i czule go pocałowała.
Objął ją jedną rękę i pogłębiając pocałunek. Westchnęła cicho ,gdy się odsunął.

Rozstawali się tak przez prawie kwadrans. Nie świadomi ,że Cieplakowie stoją na schodach i ich obserwują.
- Kocham cię !- krzyknął za oddalającą się ukochaną.
Posłała mu powietrznego buziaka i uśmiechnęła się znikając mu z oczu.
                    _________
Najpierw miałam wstawić hot miniaturkę z okazji 150 tys.,ale rozmyśliłam się. Więc zanudzę was ,, zimową opowieścią '' ,a mini jest już skończona ,więc niebawem się pojawi. Pozdrawiam sylwestrowo i życzę Szczęśliwego Nowego Roku 2017.

piątek, 23 grudnia 2016

,, Zimowa opowieść'' 1/4 short story


Roześmiana dziewczynka biegała po sadzie stając się uciec przed goniącym ją chłopcem. Zmęczona schowała się za dużą jabłonią i oparła o ciemno brązową korę. Spojrzała w górę i zmrużyła oczy przed oślepiające jasne promyki słońca przebijające przez korony drzew.
Gdy wyszła zza drzewa chłopca nigdzie nie było. Powoli zmierzchało. Rozejrzała się ściskając w dłoni bukiecik stokrotek, który chciała podarować mamie. Słońce znikło, a na niebo przybrało odcienie różu i czerwieni.
- Tyle razy ci mówiłam, żebyś się nie oddalała- rzekła z pretensją Magda i postawiła przed córką talerz z gorącymi plackami węgierskimi.
- Mamo ja tylko… bawiłam się w ogrodzie- broniła się Ulka. – To przez niego. Kazał, żebym go goniła, a potem się schował i....
- Dobrze. Jedz- przerwała córce i zasiadła do stołu nakrytego dla siedmiu osób.
- A ty nie umiesz się bawić- odezwał się mały brunet. – I oszukujesz!- dodał podniesionym głosem.
Siedzieli obok siebie.
- Dzieci uspokójcie się – wtrącił się dziadek Antoni.
- Ula jest głupia aa- powiedział z pełną buzią chłopiec posyłając jej nienawistne spojrzenie.
Kopnęła go w nogę i chwyciła za widelec kując go w rękę.
- Ała! - wrzasnął i zaniósł się płaczem.
- Natychmiast przestańcie!- warknęła pani Cieplak. – Odejdźcie od stołu.
- Ale...- Dziewczynka spojrzała błagalnie na mamę by ta pozwoliła jej dokończyć posiłek.
- Idź do swojego pokoju- rozkazał Józef.
Ulka z płaczem podniosła się z krzesła i poprawiając kwiecistą sukieneczkę opuściła kuchnię.
Chłopiec zerknął niepewnie na talerz, a potem na babcie i dziadka.
- Jedziemy do domu- zwróciła się do wnuka.
- Babciu, ale ja...
- Mareczku, dość już narozrabiałeś.
Dziadkowie przeprosili za zachowanie wnuka i obiecali, że więcej się to nie powtórzy. Zaś Cieplakowie nie wiedzieli, co wstąpiło w ich córkę. Zapraszali Antoniego i Marylę ponownie.
Chłopiec grzecznie się pożegnał i skruszony również przeprosił.
                                ******

Przed Bożym Narodzeniem starzy Dobrzańscy znów zawitali do Cieplaków. Na dworze padał śnieg i okrył wszystko dookoła. Dzieci od sąsiadów od rana zjeżdżały z niewielkiej górki na sankach i obrzucali się śnieżkami. Samochód zatrzymał się przed dużą metalową bramą pomalowaną na ciemny zielony kolor. W ogrodzie na tujach znajdowały się kolorowe, lampki choinkowe. Za domem była drewniana huśtawka z deski na łańcuchach zawieszona na dużej gałęzi jabłoni. Nieopodal piaskownica i stare połamane wiaderko, które teraz przykrył biały puch. Obok garażu i szopy stały dwa dziecięce rowery. Jeden mniejszy i drugi większy.
Jaś wybiegł z domu bez czapki, gdy tylko ujrzał samochód.
- Jasiek! Wracaj tutaj!- zawołała Magda w kuchennym niebieskim, w zielone paski fartuchu. Lepiła właśnie pierogi, bo jutro wigilia, a w tym roku miało zjawić się wyjątkowo sporo gości. Żadnej wigilii ani świąt nie spędzali sami. W całym domu roznosił się aromat przypraw, ziół i potraw świątecznych.
W tym razem Antoni i Maryla nie przyjechali tylko z Markiem. Przywieźli również Paulinę i Aleksa.
Magdalena zdziwiła się na widok nie jednego, a trójki dzieci.
- Malek! – Wykrzyknął mały nie słuchając mamy ujął go za dłoń i kazał iść. Dwójka pozostałych dzieci przyglądała się temu niepewnie.
Zdezorientowany chłopiec obserwował kobietę w drzwiach i dziewczynkę, która stanęła na schodach.
- Chodź do środka – powiedziała podchodząc do niego w rozpiętej różowej kurtce. Ujęła jego chłodną dłoń. Nie opierał się.
               *****
Pani Cieplak wróciła do kuchni zajmując się lepieniem pierogów, a Józef zaparzył kawę i usiadł z nimi prowadząc ożywioną rozmowę. Paulina z dala od dzieci przyglądała się dziewczynce, z którą bawi się Marek. Aleks opychał się ciastkami leżącymi na białym talerzyku i popijał owocową herbatą.
Ośmiolatka położyła się na brzuchu i rysowała świąteczny obrazek. Nieco krzywą zieloną jasną choinkę, bo ciemna kredka się złamała. A właściwie chłopiec złamał. Na początku wyrywali sobie kredki i kłócili się o kolory, ale po paru minutach zaczęli wspólnie rysować. Magda wyjrzała z kuchni i uśmiechnęła się widząc jak Uleczka i Mareczek wreszcie zgodnie się bawią. Potem dołączył do nich Jaś zamalowując wszystko. Zdenerwowana dziewczynka odepchnęła go i wybiegła z salonu.
Usiadła na drewnianych schodach płakała. Chłopiec poszedł za nią przypatrując się jej ukradkiem.
- Narysujemy nowy- pocieszał ją. – A teraz pobawimy się w coś innego – dodał cichutko siadając obok niej. Spojrzała na niego swoimi wielkimi niebieskimi oczami i wytarła nos w rękaw swetra.
Skrzywił się i nic nie mówił.
Uśmiechnęła się do niego łagodnie i pociągnęła za rękę.
Bawili się, aż do późnego wieczora. Paulina i Aleks nie chcieli dołączyć do ich zabawy, a mały Jaś rozrzucał zabawki po całym salonie.

Tuż przed odjazdem Ulka rzuciła się chłopczykowi na szyję i uściskała go. Na końcu całując w policzek. Zawstydzony brunet szybko spuścił głowę i wsiadł do samochodu.
- Lubisz tą małą prawda?- Paulina przerwała ciszę panującą w samochodzie. Dziadek spojrzał na wnuki, a następnie na drogę. Maryla nic nie mówiła. Aleks z nosem przyklejonym do szyby obserwował szybko zmieniający się krajobraz za oknem.
                        ** **                          
Dziadkowie Marka następnego lata kupili dom w Konstancinie. Na tej samej ulicy Kasztanowej. Nazwa pochodziła od alei kasztanów rosnących po obu strach szosy. W wiosnę ich piękny zapach unosił się w powietrzu i niektórym przypominał czas maturalny.
Marek niemal codziennie bawił się z córką od sąsiadów Ulą. Nie przeszkadzało mu to, że była o dwa lata młodsza.  Mały nie pamiętał swoich rodziców. Mama zmarła na białaczkę, gdy miał zaledwie dwa latka. Krzysztof załamał się całkowicie po odejściu żony. Prowadzeniem firmy zajęli się Francesco i Aleksandra Febo mieli dwójkę małych dzieci, których zostawiali z nianią. Początkowo Krzysztof też chciał tak zrobić, ale stwierdził, że u dziadków mały będzie miał lepiej. Gdy Mareczek skończył pięć lat poleciał z Aleksandrą i Francesco do Londynu podpisywać z ich firmą kontrakt. Niestety w drodze powrotnej doszło do katastrofy. Nikt nie przeżył. Antoni i Mariola więzi na stałe pod swój dach Marka i przygarnęli Paulinę i Aleksa i stali się dla nich rodziną zastępczą. Długo toczyła się sprawa w sądzie, ale ją wygrali. Paulinka była bardzo zamkniętą w sobie dziewczynką i poważną jak na swój wiek. Za to Aleks bystry, mądry i nieznoszący prosić kogoś o pomoc. W nowym miejscu rodzeństwo nie mogło się zaaklimatyzować. Nie mieli dalszej rodziny, którzy mogliby się nimi zaopiekować.
Marek stanowił ich przeciwieństwo. Chłopiec uwielbiał się śmiać i bawić. Nie umiał usiedzieć na miejscu. Zarażał wszystkich wokół optymizmem. Nie sposób było się z nim nudzić. Wpadał na bardzo szalone pomysły.
Lata mijały i beztroskie dzieciństwo dobiegło końca.   Marka zaniepokoiło , że Ula nagle  ,chociaż nie do końca , zniknęła z jego życia. Jako małe dzieci mówili sobie o wszystkim. Gdy stali się nastolatkami byli nieco skrępowani swoim towarzystwem i zaczęli się unikać.  W wieku piętnastu lat Ula zaprosiła na urodziny kilka osób z klasy wśród nich był Kacper. Marek stał oparty o framugę drzwi i zacisnął szczęki widząc, że dziewczyna uśmiecha się do niego i patrzą sobie w oczy. Nagle przybliżyli się, a ich usta zetknęły się w namiętnym pocałunku. Wyszedł nim ktoś go zauważył. Poczuł jakby ktoś wbił mu sztylet w serce. Zabolał go widok jej całującej się z innym. Nie rozumiał swoich uczuć. Nie rozumiał tego, co się z nim działo. Zrobiło się mu duszno.
W szkole widział ich razem. Serce przepełniał ból. W końcu, któregoś dnia zdał sobie sprawę, że się w niej zakochał. Postanowił o niej zapomnieć. Zaczął spotykać się z przypadkowymi dziewczynami. Przestali rozmawiać. Unikał jej jak ognia. Wciąż była z Kacprem. Wysokim blondynem o ciemnych brązowych oczach. Chodził do tej samej klasy, co Ula i wyglądali na bardzo szczęśliwych.
Ula nie rozumiała zachowania przyjaciela. Brakowało jej dawnych rozmów, żartów i wspólnych przygód. W szkole już się nie widywali. Studia w Warszawie zmieniły Marka.
Poznawał, co rusz nowe dziewczyny, ale z żadną nie był w związku. Do żadnej nie czuł tego, co do przyjaciółki z dzieciństwa.  
Gdy go widziała odwracała pośpiesznie wzrok. Mimo to i tak dostrzegła w szarych tęczówkach dziwny smutek.  Unikał jej. Nie przyszedł nawet na urodziny, a ni na Boże Narodzenie. Wielokrotnie był świadkiem pocałunków i przytulanek z jej chłopakiem.
Nie świadoma, że powodem jego smutku i przygnębienia jest jej związek z Kacprem. Uświadomiła sobie też, że czuję do Marka coś więcej. Nie widując go zaledwie kilka godzin tęskniła za nim i pragnęła być obok. Strasznie brakowało jej tej swobody w kontaktach, gdy byli mali. W żartach nazwali nawet siebie, mężem i żoną’’.  Jeździli na rowerach  i pytali, kto szybciej dojedzie do wybranego celu. W weekendy Marek grał w piłkę z kolegą Wiktorem.
Marek nauczył się jeździć na rowerze  bez trzymanki. Ula też spróbowała i przewróciła się na asfalt. Zdarła sobie mocno kolano. Józef był wściekły i zabronił jej bawić się z Dobrzańskim. Przepłakała całą noc. Złość Cieplakowi szybko przeszła, a kolano jego córki zagoiło się, lecz na rower już nie wsiadła.
                     ****

Marek przemierzał oświetlone ulicy Warszawy myśląc o przyjaciółce z dzieciństwa. Nie odkochał się przez te wszystkie lata. Spotykanie się z Laurą ,która poznał na studiach również nie pomogło. Wpadł nagle na bardzo szalony pomysł . Musiał tylko wstąpić po drodze w kilka miejsc i jechać do Konstancina. Cieszył się na myśl ,że znów ją zobaczy ,lecz też obawiał jak zareaguje na to co szykuje dla niej, by wyznać jej wreszcie miłość. Miał dość ukrywania uczuć i życia bez Ulki. 
                            *****                   
- Tato, musisz wieszać tą głupią jemiołę!- krzyknęła Ula krzyżując ręce na piersi.
- Oj, Ula – mruknął.
- Wiesz, że nie lubię jemioły – burknęła.
- Co ona ci zawiniła?
- Będziesz się całować – rzekł Jasiek.
- Zamknij się!- warknęła zła i zamknęła się w pokoju.
Jedyną osobą, z którą chciała się całować był przyjaciel z dzieciństwa. Nie przeszła jej ta głupia miłość. Od lat kochała go skrycie, a on nie miał o tym zielonego pojęcia.
Tuż przed wigilijną kolacją dostała przesyłkę.    Czerwoną poduszkę z napisem, Kocham cię’’. Nie znała nadawcy. Z Kacprem dawno już nie była. Zerwał z nią na drugim roku studiów, bo zakochał się w takiej jednej Baśce. Z dużym biustem i krótkimi platynowymi blond włosami.
Przytuliła prezent do piersi i z uśmiechem na ustach zastanawiała się, kim jest cichy wielbiciel.
Raz już dostała taki sam prezent. 
- Dziękuję!- Wykrzyknęła i rzuciła się w ramiona blondynowi, gdy przyszedł do niej przed szkołą. Odsunął ją zmieszany. Jak zawsze ubrany w grubą bluzę dresową i najnowsze adidasy? Przewiesił czarny plecak przez jedno ramię.
Przygładziła długie kasztanowe włosy. Nie nosiła nigdy czapki do szkoły. Zapięła różową pikowaną kurtkę sięgającą do kołowy uda i poprawiła na ramieniu niebieską z przyczepianymi maskotkami torbę. Przyglądał się jej jakoś inaczej niż zawsze. Nieco ją to krępowało, a policzki oblały dwa czerwone rumieńce.
-Idziemy? Na dworze padał gęsty śnieg. Usiadł na drewnianych schodach. Uniósł głowę i spojrzał na padające białe płatki. Przysiadła obok i milczała. Zaniepokoiła się, że wyszedł tak szybko
- Ula, za ty mi dziękujesz?- Zapytał poważnie.
- No, za prezent- odparła radośnie.
- Nic ci nie dawałem- powiedział chłodno.
- A poduszka serduszko?- Dopytywała.
- Nic ci nie dawałem- powtórzył. – Chciałem ci powiedzieć, że to koniec.
- Co?!- wykrztusiła czując zbierające się pod powiekami łzy.
- Nie możemy być razem – wypalił i odszedł zostawiając ją zapłakaną.
Dobrzański ruszył pośpiesznie dalej, by go nie dostrzegła. Przyszedł z nadzieją ,że razem pójdą na przystanek autobusowy.
- Podsłuchałeś! – fuknęła po odejściu Kacpra.
- Nie ,ja ..ja- jąkał się podchodząc bliżej.
Zrobiła krok w tył. Wsunęła ręce w kieszenie kurtki.
- Mam dość facetów! Jesteście porąbani- rzuciła i pobiegła aleją kasztanową. Dogonił ją i dotrzymywał jej kroku przez całą drogę. Nie odezwała się do niego. Przed autobusem zbliżył się do niej i wpatrywał się w jej niebieskie źrenice.
- Co ty. . .- urwała czując jego wargi na swoich.
Całując się przegapili autobus i musieli czekać na następny.
- Nie rozumiem- wyszeptała.
- Przepraszam – odparł zmieszany. – Zapomnijmy- dodał.
- Ok. – odparła beznamiętnie. - A ta poduszka od ciebie?
- Jaka poduszka?- udawał ,że nie wie o co chodzi. 
- Nie ,nic.
Nie wiedziała ,że poczuł  się głupio ,że pocałował ją tuż po tym jak zerwała z chłopakiem. Ani tego ,że  z jednej strony cieszył się, że jest wolna, a z drugiej nienawidził tego Kacpra ,że ją zostawił dla innej.

Wróciła do teraźniejszości. Jednak do dziś nie miała pojęcia dlaczego Marek wtedy ją pocałował i czy to był tylko impuls ,czy coś więcej. Poczuła wibrację w kieszeni. ,, Wyjdź na zewnątrz''- przeczytała . Nie ubierając kurtki owinęła szyję szalikiem i zamarła. Wzruszona przytknęła dłoń do ust. 
              *****
Po raz pierwszy piszę short story. Mam nadzieję ,że to opowiadanie  wam się spodoba i nie zanudzę. Miała być mini ,ale będzie coś troszkę dłuższego. Pozdrawiam świątecznie:).

poniedziałek, 19 grudnia 2016

,, Świąteczny czas '' Miniaturka



Zaspana rozsunęła czerwone zasłony i spojrzała na krajobraz za oknem. Płatki śniegu wirowały w powietrzu i rozmazywały się na szybie. Dzieci od sąsiadów właśnie ulepiły bałwana i zakładały mu niebieski szalik. Podbiegł do nich inny chłopiec w granatowej kurtce i żółtej czapce rzucając w dwójkę śnieżką. Oddali mu ganiając się po całym ogrodzie. Odwróciła się od okna i spojrzała na męża, który zamiast jej tulił teraz poduszkę śpiąc na lewym boku i lekko chrapał. Zebrała naręcze ubrań z fotela stojącego w rogu i w czerwonym puchowym szlafroku udała się do łazienki.
                      *******
Po ciepłej kąpieli z olejkiem eterycznym wstąpiła w nią nowa energia i zabrała się za pieczenie świątecznych ciast. Pojutrze wigilia, a ona nie miała nic jeszcze zrobione. Jedynie zdążyła posprzątać w domu, a mąż odkurzył dywany i powiesił firanki i zasłony. Podwinęła rękawy beżowej bluzki i ubrała świąteczny fartuszek z wizerunkiem renifera z czerwonym jak u klauna nosem. Włosy związała w kucyk i wyjęła potrzebne produkty.
Kuchnię wypełniły zapachy pieczonego ciasta, goździków, cynamonu, pomarańczy, przyprawy piernikowej i grzybów oraz kapusty. Farsz do pierogów stał obok stolnicy i nierozwałkowanego ciasta.
Woń przypraw unosiła się w całym domu budząc bruneta. Po wyjściu z łazienki i ubraniu się zajrzał do pokoju Tosi, która próbowała zdjął ubranko z szarego pluszaka. Uniosła szare oczka i uśmiechnęła się do taty. Odrywając na moment od zabawy i wyciągnęła małe rączki. Wyjął ją z łóżeczka i przewinął . Nie lubił tego robić, ale wiedział, że żona w tej chwili nie może. Przebrał ją w odświętne ubranko zapominając, że mała pobrudzi się jedząc śniadanie.
Za oknem śniegu przybywało otulając białą pierzynką parki, ulice, sklepy, domy i ogrody. Sąsiedzi obwiesili lampkami cały żywopłot, który nocą wygląda pięknie. Na szybie kleili wczoraj śliczne niebieskie i białe gwiazdki . Dekorację świąteczne znajdowały się w całym domu. A w zasadzie tam gdzie nie zniszczył ich biszkoptowy labrador .
Do kuchni z poślizgiem wpadł Nero i zaszczekał i zamerdał radośnie ogonem.
- Nero, leżeć!- Krzyknęła wrzucając do wrzącej osolonej wody pierogi i zamachnęła ścierką wyganiając widząc, że mięso, które było w misce jest na podłodze. A miało być na świąteczny obiad-pomyślała zirytowana i wściekła.
Powróciła do swoich zajęć. Włączyła radio, aby umilało jej pracę w kuchni. Popłynęła łagodna świąteczna melodia. Pies leżał na brązowym dywanie przy rozpalonym kominku i obserwował małe dziecko chodzące za tatą po salonie.
- Ula!- zawołał żonę, ale ta nie go słyszała . – Kochanie, chodź tu na momencik!
Wytarła dłonie w ścierkę i zjawiła się w pomieszczeniu zastając,męża przy nieubranym zielonym drzewku. W tym roku mieli prawdziwą choinkę pachnącą żywicą i lasem.
- Śliczne drzewko, tylko dlaczego jest gołe?
- Szukałem ozdób, ale…
- Ozdoby są na górnej półce w tej dużej szafie w sypialni- weszła mu w słowo. – I czemu ubrałeś jej tą sukienkę?- dopytywała zaciekawiona.
-Kochanie, pomóc czy w czymś?- Zapytał widząc, że czegoś szuka.
- Nie, nie- zaprzeczyła kładąc na stół stolnice. – Zabieram się za robienie pierogów. Tylko nie wiem, czy są grzyby.
- Używałaś ostatnio do bigosu
- Ach, tak- przypomniała sobie.
Ubrali się ciepło i pojechali do supermarketu na zakupy. Mała siedząc w dużym metalowym koszyku rozglądała się ciekawie i pokazywała rączką na różne produkty. Przy artykułach spożywczych rozdzieli się i umówili się, że spotkają się przy kasie. Marek kupił dla Tymka wielki czerwony wóz strażacki i dużą szmacianą lalkę dla Tosi. Na końcu przypomniał sobie, że Olszańscy mają jeszcze drugie dziecko. Wrócił się, więc będąc już przy kasie po dużą lalkę.  Laura skończyła w tym roku sześć lat i najbardziej uwielbiała bawić się w pokazy mody. Violetta żartowała, że rośnie mała modelka i, że po kimś to ma. Sebastian zaś nie sądziłby w przyszłości tym się interesowała. A Tymek miał zaledwie trzy latka i był szczęśliwy, gdy w zasięgu jego wzroku byli rodzice i zabawki. A szczególnie samochody.
Dobrzański też marzył o synku, lecz za jakiś czas. Wystarczyło, że Tosia to bardzo żywiołowe i ciekawe świata dziecko. Musieli strasznie na nią uważać zwłaszcza, gdy zaczęła chodzić i wdrapywać się na schody. Zamontowali w domu barierki ochronne, lecz czasami zapominali je zamknąć.

                ******
- O Rarusiu!- Wykrzyknęła Viola ściskając w progu Ulę. Tośka wpatrywała się w kobietę dużymi szarymi oczkami.- Ależ ona urosła i jest taka podobna do Marka- dodała.
- A gdzie Sebastian i dzieciaki?- Spytała Dobrzańska wyswabadzając się z uścisku blondynki.
- Wyjmuje z bagażnika prezenty. A Tymek zasnął nam, w czasie jazdy- wyjaśniła.
- Cześć, Aniołku – zwróciła się do małej i przy niej przykucnęła. Z papierowej torby wyjęła małego pluszowego pieska.
Wyciągnęła rączki i przytuliła go mówiąc coś niewyraźnie.
- Marek!
Olszański z Dobrzańskim wypakowali jedzenie przygotowane przez matkę Violi i prezenty. Godzinę później zjawili się seniorzy Dobrzańscy, a tuż po nich Szymczykowie z radosną nowiną, że wkrótce zostaną rodzicami. Goście naprzywozili sporo jedzenia ,słodyczy. Młode małżeństwo
 było pewne ,że sami w życiu nie dadzą rady tego przejeść. Sami też przygotowywali trochę jedzenia. Ze względu na dużą ilość gości zarówno w Wigilię jak i pierwszy i drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia. 

Zasiedli wszyscy przy pięknie udekorowanym i syto nastawionym stole. Śpiewając kolędy, jedząc i opowiadając zabawne historię.
- A gdzie sią nalejniki?- odezwał się niespodziewanie Tymoteusz.
- Naleśniki- poprawiła go Olszańska. 
- Nalejniki- powtórzył uparcie mały blondynek o zielonych oczach.
- Jutro zrobię ci na śniadanie - obiecała. 
- Nie, ja cie telaś !- rzucił sepleniąc
- Jedz pierożki - zachęcała go Ula.
- To może rybkę?- odezwał się Marek 
- On nie lubi ryby- wtrącił Olszański . Chyba chce mu się spać- dodał. 
- Trzeba było nie siedzieć tyle z moim ojcem- rzuciła z pretensją Violetta. 
- Wypiłem tylko jedno piwo. 
- Dwa- odparła. - Wypiłeś dwa piwa i nie mogłeś mnie ,Laury i Tymka odwieść do domu- mówiła nie kryjąc złości. - Musieliśmy zostać na noc u moich rodziców ,a mały nie umie zasnąć w obcym miejscu- kontynuowała.
- Oj ,Violuś- szepnął  i czule pogładził kciukiem jej dłoń. 
- Może zaśpiewamy kolędy- przerwała im Ania.
- Świetny pomysł- poparła ją Ula.
- Tylko nie to- jęknął młody Dobrzański. 
- Coś ci się nie podoba?- żona uniosła brew i spojrzała na niego. 
- Słoneczko,wszystko w porządku- odpowiedział natychmiast.
- Miałeś tak mnie nie nazywać przy gościach- zirytowała się. 
- Kochani ,są święta to nie czas na spory. Prawda ,kochanie?- zwrócił się Krzysztof do żony. 
- Racja- przytaknął Szymczyk. 
- Ja już dziękuję- rzekła sześciolatka z blond loczkami. - Mogę otworzyć prezenty?- niecierpliwiła się. Spojrzała na ludzi zgromadzonych przy stole. 
- Oczywiście- odpowiedział Krzysztof. 
-  Hurra!- ucieszył się mały blondynek. 
Ania nałożyła sobie kolejną rybę w cieście . Maciek spojrzał na nią ze zrozumieniem i czułością. W pomarańczowej sukni widać było już lekko zaokrąglony brzuszek. Do tej pory nosiła luźne ubrania i nie zauważyli ,lecz teraz był czwarty miesiąc ,a sukienka dopasowana. 
Tosia siedząc na kolanach babci Heleny zanurzyła rękaw sukienki w czerwonym barszczu. Ula zmęczona przygotowaniami do świąt ,zakupami na ostatnią chwilę kazała mężowi ją przebrać. Chociaż już trzeci raz dzisiejszego dnia ją przebierał. Zanim przebrał mała sam miał plamę na białej koszuli od barszczu. 
Dalsza część kolacji wigilijnej upłynęła w spokojnej ,rodzinnej atmosferze. Bez wpadek i przebierania się. Dzieci bawili się przy choince nowymi zabawkami ,a dorośli rozmawiali na różne tematy ,aż do późna. 

Marek i Ula poznali się na obozowisku narciarskim. Mężczyzna dobrze jeździł na nartach za to kobieta niekoniecznie. Rok wcześniej pojechał do Karpacza z Pauliną, lecz ona narzekała na potłuczony tyłek, złe towarzystwo, głupie zabawy na śniegu. Zerwał z nią tuż po powrocie do Warszawy. Nie zgadzali się w wielu sprawach. Nie umiała żyć chwilą i cieszyć się nią. Wiecznie naburmuszona i upominająca go ,że zachowuje się jak dziecko. Nie mógł dłużej znosić jej pretensji i słuchać wyniosłego tonu. Problemy w związku przełożyły się na kłopoty w firmie. Nie potrafił się skupić na prowadzeniu firmy. Namiętność z początków ich związku zgasła. Z czasem przeniósł się na kanapę. Pewien dzień przelał czarę goryczy. Nie chciał rozstawać się z nią poprzez kłótnie ,ale tak wyszło. Puściły mu nerwy. Podważyła jego zdanie i wynajęła salę weselną i zaprosiła osiemset gości z czego połowy na oczy nie widział. Do pokazu też się wtrącała. A to nie pasowały  jej dodatki . Nic jej nie pasowało. Zwolniła asystentkę ,która w pełni oddawała się pracy i nie miał do niej jakichkolwiek zastrzeżeń. Zatrudniła Violettę. Zwariowaną dziewczynę nie mającą o niczym pojęcia. Pshemko zaczął projektować stroje ślubne według wskazówek panny Febo. Nowy asystent potknął się i wylał przyniesioną dla Mistrza czekoladę na znajdującą się na manekinie suknie ślubną. Pshemko był oburzony i wpadł w szał z impetem zrzucając wszystko ze stolika. Marek wkroczył tam próbując go powstrzymać ,ale z garnituru i sukni nie zostało nic.,, Musicie przełożyć ślub ''- wtrąciła Iza. Dobrzański po dłuższym namyśle zdał sobie sprawę ,że to nie ma sensu. Jeszcze tego samego dnia odzyskał wolność. Nie obyło się niestety bez awantury i łez.  Poślubiając Paulinę skaże się na piekło.    Za to Ula była zupełnie inna. Wiedział to odkąd pierwszy raz ją zobaczył. 


Ula z przerażeniem patrzyła się na ogromną górę pokrytą białą pierzyną. Nogi miała jak z waty, ale nie chciała wyjść na tchórza. Jako nastolatka jeździła sporo na nartach, lecz minęło kilka lat. Od tamtej pory nie tykała nart. Odkąd jej przyjaciółka złamała nogę w dwóch miejscach i przez długi okres czasu była rehabilitowana. W tym roku na wyjazd namówił ją Maciej z dziewczyną Anią. Szymczyk byli sąsiadami jak i pracowali w tym samym miejscu. Dzięki pracy w banku sytuacja w ich domach się znacznie poprawiła ,a wkrótce po dwóch latach od rozpoczęcia przez Ulę pracy wyprowadziła się do Warszawy. Wkrótce po niej Maciej również się usamodzielnił wynajmując mieszkanie w Stolicy. 
Blade promyki słoneczne przedzierały się przez białe obłoki. Kilka osób zjechało. Ula ze ściśniętym żołądkiem chcąc pokazać, że nie jest gorsza też chciała zjechać z tej dużej góry. Wśród pasjonatów narciarstwa i sportów zimowych był instruktor.
- Boisz się?- Spytał posyłając jej przelotne spojrzenie.
- Ja? Nie, a Pan?
- Co roku tu zjeżdżam.
- Ja też – skłamała.
- Nie zauważyłem pani tu wcześniej- odparł z pewnością w głosie. – Zapamiętałbym.
- Pamięta pan wszystkich ludzi?- Zakpiła.
- Nie, ale piękne panie owszem- dodał i uśmiechnął się szelmowsko.
Nasunął na oczy gogle i zapiął czarny kask.
Palant- pomyślała.
Dwadzieścia minut później siedziała w różowo-fioletowym stroju narciarskim na śniegu i nie mogła wstać. Zboczyła z wyznaczonej trasy i upadła niefortunnie doznając kontuzji. Była pewna, że skręciła kostkę. Zsunęła gogle i kask i próbowała rozmasować bolące miejsce. Wtedy przed nią zatrzymał się znów ten mężczyzna.
Zaszlochała żałośnie.
- Ej, co jest?- rzekł zmartwiony.
Przykucnął przy niej i wyciągnął do niej dłoń.
- Idź!- Zażądała.
- Nie ma mowy- odrzekł i bezceremonialnie usiadł obok niej na mokrym śniegu.
- Co robisz?!- Oburzyła się.
- Siedzę z tobą – powiedział to tak jakby to było oczywiste.
Dla Uli nie było raczej dziwne. Czuła się niekomfortowo w obecności prawie obcego człowieka. Widziała go parę razy, lecz nigdy nie zamienili ani jednego słowa.
Nie zdradził jej, że od tygodnia ją obserwuję i mu się spodobała. Od dwóch tygodni był w Karpaczu i ukradkiem przyglądał się tej młodej kobiecie. Zaciekawiła go i zafascynowała. Ostatnio widział ją w chatce gdzie podawane są ciepłe posiłki. Siedziała sama pod oknem i pustym wzrokiem wpatrywała się w krajobraz za nim. Nie podszedł do niej. W nocy rozmyślał o niej i sam nie wiedział jak w tak krótkim czasie można zainteresować się kimś. Nie znał nawet jej imienia. Nie wypytywał o nią. Po raz pierwszy zobaczył ją  na stoku narciarskim. Przez cały czas jaki tu była nie oddalała się od schroniska.
- Jestem Ula- przerwała niezręczną ciszę między nimi. - Urszula Cieplak - dodała.
- Marek, Marek Dobrzański- wyciągnął do niej dłoń i ją uścisnął.
- Niedługo zrobi się ciemno, chyba nie chcesz tu zostać?
- Może- rzuciła obojętnie.
 Zerknęła na nogę z grymasem na twarzy.
Po kwadransie zgodziła się przyjąć od nieznajomego pomoc i wraz z Maćkiem, który szukał ją zmartwiony od godziny pomogli jej dostać się do schroniska. Szymczyk wraz z dziewczyną Anką otoczyli Ulę opieką. Czasami zaglądał do nich marek. Anka pracowała w firmie, w której Dobrzański był od kilku lat prezesem. W Karpaczu został ,aż do Nowego roku. Rodzice wyjechali do Hiszpanii ,a Paulina z bratem Aleksem i Julią do Włoch. 
Pewnego wieczora siedzieli przy ognisku z kiełbaskami i piankami. Brunet objął Ulę ramieniem i spojrzał jej głęboko w oczy. Dzieliły ich zaledwie centymetry. Musnął nieśmiało jej miękkie wargi. Poddała się pieszczocie jego ust. Oderwali się od siebie i zapatrzyli w ogień. Żadne z nich nie odzywało się przez dobre parę minut. Inni obozowicze zostawili ich samych. Zrobiło się naprawdę późno. Na dworze panował lekki mróz ,a oni nie przejmowali się tym. Siedzieli w grubych puchowych kurtkach i grzali się przy ognisku. Ktoś przyniósł im nawet wino. Jedli pianki i kiełbaski delektując się błogą ciszą . Świerki w oddali pokryte białym szronem i inne drzewa wyglądały niczym z ,,Królowej śniegu'' . Do tej pory Ula miała dwa krótkotrwałe nieudane związki. Zaś Dobrzański nieudany związek z Pauliną i parę nic nieznaczących romansów . Po zostaniu prezesem w rodzinnej firmie ojca spoważniał i nie w głowie mu były niszczące jego reputację przelotne romanse. Nie chciał być pożywką dla mediów. Wystarczająco dużo na wypisywali bzdur w brukowcach po rozstaniu z narzeczoną. Ula stanowiła zupełne przeciwieństwo Pauli. Sprawiała ,że zapominał o troskach i problemach . Uwielbiał tonąć w  błękicie jej oczu. Jednego był  pewien. 
- Zakochałem się – wyszeptał jej do ucha.
- Co?- Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Kocham cię Ula. Wiem, że krótko się znamy, ale...
- Cii- przerwała mu kładąc palec na ustach.
- Ja ciebie też kocham- wyznała wtulając się w niego. Pocałował ją w czoło i na nowo zerknął na ogień. Ułożyła głowę na jego ramieniu i czuła jak przyjemne ciepło rozlewa się wokół jej serca, a jej twarz rozświetlił jasny uśmiech.
Po prezentach i wspólnym świętowanie goście pożegnali się i odjechali. Dobrzańscy zostali sami i wspominali ich pierwsze święta i ślub w Boże Narodzenie ,w pięknej bajkowej scenerii.
Przytuliła się do męża i spojrzała na córeczkę zafascynowaną migoczącymi kolorowymi światełkami na choince. Najpiękniejsze święta to te, które spędza się w gronie najbliższych. Tosia uśmiechnęła się ukazując słodkie dołeczki w policzkach  zauważając na drzewku małego białego aniołka z złotą aureolą.

Ula poczuła się senna i poprosiła Marka by to on dziś wykąpał małą i ułożył ją do snu. Przeczytał jej bajkę i ułożył w łóżeczku. Po wyjściu z łazienki wszedł pod ciepłą kołdrę i przytulił do ukochanej. 
Dwadzieścia pięć po szóstej obudziło ich dziecko. Ula zmieniła jej pieluszkę i położyła na łóżku kładąc się obok. Tosia szybko zasnęła przytulając się do taty .Kobieta przez moment przygląda się temu sielskiemu obrazkowi i sama zasnęła. Zapominając ,że o dziesiątej przychodzi jej ojciec z Alą ,Jaśkiem ,Kingą i Betti. Przebudziła się o dwunastej. 
- Marek,wstawaj!- szarpnęła go za ramię. 
- Pięć minutek - wymamrotał sennie .
Dziewczynka rozbudziła się pocierając rączki małymi piąstkami i zaczęła skakać po łóżku. 
Ula poszła robić śniadanie i przygotować się na przyjście rodziny ,a Marek dalej spał. W przeciwieństwie do swojej córki. 
Józef przywitał się z córką i podał jej zapakowane ciasto. Przeprosiła ,że otworzyła im w szlafroku i  zaprosiła gości do salonu. Postawiła przed nimi kawę i ciasto oraz herbatę dla  Beatki.  
                     *****
- Ty łobuzie!- złapał ją w pół i zaczął łaskotać ,a ta śmiała się i piszczała radośnie. 
- Widzę ,że mam w domu nie jedno ,a dwójkę dzieci- rzekła z uśmiechem zjawiając się w sypialni. Za nią przyszła Beatka. 
Rzucił w nią poduszką. Schyliła się by nią nie oberwać i podniosła uderzając bruneta w ramię.
- Osz ty- zaśmiał się goniąc ją po sypialni z poduszką w ręce.  Dziewczynka nadal skakała po łóżku . 
- Betti ratuj!- zwróciła się Ula do młodszej siostry. 
Parę minut później wszyscy  zrobili sobie bitwę na poduszki. Pióra pokryły niemal całą podłogę.
Zasapana Ula przysiadła na łóżku i chwyciła córkę sadzając ją na kolanach. 
-  Zasłużyłem na słodkiego buziaka?- spytał z błyskiem w oku i zajął miejsce obok niej. 
Betti cichutko opuściła sypialnie tak ,że nawet nie zauważyli jej wyjścia.  
- No ,nie wiem - drażniła się z nim i spojrzała mu prosto w oczy. 
- Ulcia. . .
- Spójrz na bałagan na podłodze. Kto to posprząta? Ty?
- Noooo- rzekł przeciągle drapiąc się po głowie. 
- Świetnie. W takim razie zabieraj się do roboty. 
- Ale . ..- próbował protestować. 
Uśmiechnęła się i cmoknęła go w nos,a następnie w czoło. 
- Ej,liczyłem na coś więcej - udawał obrażonego. 
Wyjęła z czarnej czupryny kilka białych piór. Ona również miała  pióra  we  włosach. 
Cmoknęła córeczkę w policzek. 
- A ja?- odezwał się Marek robiąc przy tym zabawną minę. 
- Buzi buzi !- krzyknęła mała klaszcząc w dłonie. 
                 ********
Miała być to świąteczna mini ,lecz nie do końca wyszła. Jednak postanowiłam  wstawić zanim przyjdzie mi pomysł by  ją usunąć . Pozdrawiam świątecznie :).