Otarła pot z czoła i
oklapła na niewygodne krzesło. Po sklepie kręciło się mnóstwo ludzi ,a
dochodziła osiemnasta. Pracować miała dziś do szesnastej trzydzieści. Nogi
odmawiały jej posłuszeństwa i częste wychodzenia do łazienki denerwowały jej
pracodawczynie. Starszą kobietę ,która nie miała dzieci i nie rozumiała ,że
dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży i nie może tak harować. Sara i Igor
wrócili i kazali jej dokładać się do rachunków ,bo inaczej wyrzucą ją z
mieszkania. Ula starała się być twarda i znalazła tymczasową pracę w sklepie
odzieżowym .
Kobieta długo nie
pozwoliła jej odpoczywać. Wskazała ręką klientów i Ula ,chcąc nie chcąc musiała
wstać i do nich podejść ,a chodzić było jej coraz trudniej. Nie wysypiała się
,od dziesiątej do osiemnastej stała bez przerwy na nogach i jadła w pośpiechu.
Dobrzański nie pojawiał się już od tygodnia ,co ją zmartwiło.
- Klienci czekają ,aż
ktoś ich obsłuży- oznajmiła ostro starsza ,elegancka kobieta. – Może być tak
poszła i podliczyła im towar?- zwróciła się do siedzącej Uli.
- Już idę- odparła
niechętnie Ula.
Ziemista twarz
,podkrążone oczy i opuchnięte stopy świadczyły o jej wyczerpaniu i cudem nie
przewróciła się zmierzając do kasy. Za oknem kłębiły się szare chmury ,a na
szybie zaczęły rozmazywać się pierwsze płatki śniegu.
- Szukam sukienki na
sylwestrową zabawę - odezwała się bardzo młoda dziewczyna . – Coś ekstra- dodał
i uśmiechnęła się ,a Ula zamarła. Dziewczyna miała łagodne rysy twarzy
,szaro-niebieskie oczy ,ciemne włosy i dołeczki w policzkach.
- To ty…- wykrztusiła Ula.
- Pani szukała Marka-
powiedziała jakby do siebie. – Przepraszam- rzekła ze skruchą. – Wzięłam panią
za kogoś zupełnie innego ,ale Marek już
mi wszystko wyjaśnił . Jest mi okropnie głupio. Wybaczy mi pani?
- Zastanowię się. Spójrz na to- wskazała na sukienkę
przed kolana w kolorze fuksji z lekkim dekoltem w serek. –
Do tej sukni idealnie
pasował by jakiś kok ,albo luźne upięcie. Może być też ta srebrna paseczkiem
podkreśli kolor twoich oczu lub różowa.
- Kiecka w kolorze
fuksji jest świetna. Podobnie jak srebrna. Wezmę obie. W domu znajdę
odpowiednie do jednej z nich buty i będzie zajebiście. - Znaczy super-
poprawiła się szybko.
- Masz piękne długie
włosy.
- Dziękuję.
- Jesteś siostrą
Marka?- zapytała z wahaniem Ula.
- Nie , córką-
odpowiedziała wprawiając kobietę w osłupienie.- Mam na imię Weronika i w marcu
kończę siedemnaście lat.
- Ula – odparła niemal
bezgłośnie ciężarna. – Mieszkasz w Warszawie?
-Wiem. Tak , z tatą. Nie
martw się on też zareagował na mój widok podobnie ,gdy się dowiedział. Mama mu
nie powiedziała ,a ja jako mała dziewczynka myślałam ,że po prostu został mamę
– wyjaśniła i zamrugała gwałtownie. – Naprawdę Marek ci o niczym nie
powiedział?- spytała zaskoczona.
Weronika nie nazywała
Dobrzańskiego ,,tatą ‘’ ,bo było jej niezręcznie zwłaszcza ,że dopiero od paru
miesięcy go znała. Miała siedemnaście lat i straciła niedawno matkę. Wciąż było
jej wstyd za potraktowanie w obcesowy tej kobiety ,która prawdopodobnie miała
urodzić jej przyrodnią siostrę ,bądź brata. Życie na walizkach z czasem ją znudziło.
Zmieniała szkoły ,przyjaciół i otoczenie w błyskawicznym tempie. Nieustannie uczyła się nowych języków
i kultur. Mama nie poświęcała się całkowicie swojej pracy i szukaniu sobie
faceta. Nigdy nie wyszła za mąż.
- Nie- westchnęła Ula
czując ,że jej słabo. Musiała usiąść. Natychmiast zanim się przewróci.
– Okey. Zapłacę za
sukienki i zmykam.
- Zapakuję-
zaproponowała i włożyła ubrania do papierowych toreb. Wyraz twarzy Urszuli zmienił
się ,gdy złapał ją ból pleców.
- Dobrze się pani
czuję?- Weronika przyjrzała się Uli.
- Tak to zmęczenie- uśmiechnęła się kwaśno.
-Zadzwonię do taty.
- Nie rób tego- rzekła
ostro. – Zaraz mi przejdzie.
Dziewczyna spojrzała
zaskoczona.
- Pogawędki sobie pani
urządza? W godzinach pracy?- podniosła głos szefowa materializując się za
plecami Uli.
- Nie ja…
Weronika położyła
pieniądze i opuściła sklep.
- Dobrze , proszę iść
do domu i odpocząć- powiedziała w końcu.
Uderzył ją powiew
lodowatego powietrza. Zaczerpnęła mocno mroźnego ,wilgotnego powietrza i
przysiadła na ławce odpalając skręta. Wypuściła obłok dymu ,gdy z wściekłym
wyrazem twarzy pojawił się nieoczekiwanie Marek.
Zabrał jej papierosa
,zgasił i wyrzucił do pobliskiego kosza.
Posłała mu wściekłe spojrzenie.
Gówniara zadzwoniła do niego. Nienawidzę jej i jego. Przeklęta córeczka tatusia.
- Nie masz prawa się
wtrącać w moje życie. Zniknij i nie pokazuj mi się więcej na oczy!- wydarła się
na bruneta. – Nic dla mnie nie znaczysz ,kompletnie nic- łgała. – I nie kupuj
mi niepotrzebnych rzeczy. ? Nie prościej było zapytać? Nie pytając tylko
niepotrzebnie komplikujesz sprawy. Z reguły wręcz banalne.
- Nie chcesz ze mną rozmawiać- wytknął jej
mężczyzna. – O tych ,,banalnych rzeczach i skomplikowanych spraw’’ na przykład
,kiedy masz te badanie . Głupi jestem przychodząc do ciebie niemal codziennie i
mając nadzieję… Czuję się jak żebrak- wyznał z zażenowaniem. – Bo żebrzę o
miłość kobiety , która od dawna mi się podoba ,ale była zajęta ,a teraz gardzi mną i uczuciem jakim darzę ją i
dziecko. Więc może dajmy temu spokój. Nie będę się narzucał.
- Ale ze mnie suka-
skomentowała krótko.
- Nie da się ukryć.
- Nie potrzebuję
twojej pomocy – uniosła się dumą. – Świetnie sobie radzę.
- Rzeczywiście-
skwitował wymuszonym uśmiechem, zostawiając ją przed sklepem.
- Zajmij się swoją
córeczką !- krzyknęła za mężczyzną.
Zniknął za zakrętem ,a
jego odejście sprawiało jej niemal fizyczny ból. Załkała na myśl o braku
słodkich pocałunków, czułych gestów ,uśmiechu i wiary.
Drwiła z uczuć Marka i
odtrącała go nieustannie. Niezaprzeczalnie przyzwyczaiła się nawet do ich
kłótni.
Czas przed świętami
poświęciła na pracy w sklepie i hotelu ,żeby udowodnić sobie i Markowi ,że jest
w stanie sama utrzymać siebie i dziecko bez niczyjej pomocy. Brakowało jej
niestety chwili na odpoczynek ,lekarza i zjedzenie porządnego posiłku oraz
spanie. Popadła w obsesje i harowała ile mogła nie zważając na swój stan.
Marek usunął się z jej
życia. Pewna była ,że na zawsze i ogarniała ją rozpacz. Zasypiając sprawdzała
telefon, naciskała zieloną słuchawkę i rozłączała się nie potrafiąc przemóc się
i go przeprosić . Wolała udawać ,że czuję się świetnie ,a w serce buntowało się
na tą prawdę. Rozpaczliwie pragnęła jego obecności.
***
- Hej ,ja nie zdążę
wrócić na kolację do dziadków- zaczęła bez wstępów Weronika.
- Jak to nie wrócisz?-
Marek usiłował zawiązać krawat jedną ręką ,co okazało się niewykonalne.
- Zostanę troszkę
dłużej- mruknęła cicho.
- Troszkę to znaczy
ile?- dopytywał zirytowany i rzucił krawat na oparcie kanapy i zrobił parę
kroków w kierunku okna.
- Jaś mnie odwiezie-
rzuciła beztrosko. – Nie martw się tatuśku.
- Wera ,nie pozwalaj
sobie- przybrał ostry ton. – O dwudziestej drugiej masz być w domu.
- Czwarta.
- Chcesz po nocy tłuc
się autobusem?- zdenerwował się. – Wyślij mi adres i przyjadę po ciebie.
- Jaka noc? Wracam
jutro. Znasz Jaśka. Był u nas parę razy.
Chodzimy razem do liceum.
- Nie ufam mu.
- Oj tato- westchnęła
melodramatycznie. – Mam siedemnaście
lat.
Nigdy go tak nie
nazywała. Zwykle mówiła mu po imieniu lub ,,wujku’’.
- Nieskończone-
wtrącił.
- Wyglądam na więcej.
- Przyjadę po ciebie-
powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie , lepiej nie .
Państwo Kruk będą w domu i młodsze rodzeństwo Janka również. Wiesz kupiłam
małym misie i po dużej czekoladzie. Bardzo się ucieszyły mają dopiero pięć lat
i są takie słodkie.
Około dziewiętnastej dzieciaki
jadą z rodzicami do rodziny ,a ja zostanę z Jankiem.
- A nie wolisz spędzać
czas jednak z rodziną. Zadzwoń do swojej Uli.
- Ona nie chce …-
Weronika nie pozwoliła ojcu dokończyć.
- Tylko tak mówi. Nikt
nie lubi być sam. Zwłaszcza w święta ,a założę się ,że tak właśnie jest. Cierpi
i boi się przyznać . Zamyka w swej skorupie pancernika i tłamsi wszystko w
środku ,a gdy lawa się wyleje płacze w poduszkę i tęskni.
- Skąd to wiesz?- wykrztusił oszołomiony.
- Kobieca intuicja ?
Umiejętność rozszyfrowania ludzkich emocji? Nazwij to jak zechcesz.
Rozmawiałam z Ulą ,ale
niedomyślny.
Zaśmiał się i wsunął
jedną dłoń do kieszeni ,garniturowych spodni.
Janek długo był
jedynakiem ,aż do dnia ,w którym matka oznajmiła ,że spodziewa się dziecka.
Tylko zamiast jednego ze szpitala przywiozła trójkę. Trzy słodkie dziewczynki.
Na poczekaniu skradły serce Weroniki i było jej przykro ,że nie ona nie ma rodzeństwa.
Odwiedzała chłopaka po szkole i bawiła się z małymi ,ale w weekendy byli w domu
przeważnie sami.
- Bądź grzeczna.
Wesołych świąt.
- Wesołych świąt.
Spokojnie .Dziadkiem jeszcze nie zostaniesz.
- Weraaa!- wrzasnął
tracąc panowanie ,ale dziewczyna zdążyła się rozłączyć.
Istne utrapienie z tą
małolatą- pomyślał.- oby nie wdała się we mnie i nie zaczęła palić, urządzać
libacje alkoholowe , imprezować do rana i zadawać się z nie wiadomo kim.
Jola uchodziła za
grzeczną ,ułożoną dziewczynę dopóki nie poznała pewnej blondynki bruneta.
Zakochała się w starszym chłopaku, ,lecz on odwzajemnił jej uczucie dopiero po jakimś czasie. Byli sąsiadami ,a nie rozmawiali . Pewnego dnia spotkali się na boisku
szkolnym. Ona obserwowała mecz koszykówki ,a on grał akurat w drużynie ,której
kibicowała i od tamtego dnia wiele się zmieniło.
Ich miłość skończyła
się wraz z pojawieniem się dwóch kresek na teście. Nie pojawiała się w szkole.
Marek spotkał się z Jolą w pubie ,gdzie chodzili po zajęciach. Zerwała z nim i
oznajmiła ,że musi się przeprowadzić z rodzicami zagranicę. Była strasznie
roztrzęsiona ,a on nie znał powodu.
Po latach zadzwoniła
do byłego chłopaka z prośbą o spotkanie w szpitalu tuż po wypadku. W wyniku
komplikacji podczas operacji parę godzin
później nie żyła ,a on został z córką o której nie wiedział.
Otrząsnął się ze
wspomnień i zabrawszy portfel ,wyszedł . Córka dawała mu zielone światło w sprawie Uli.
****
Przerwał jej dzwonek
do drzwi. Sara oznajmiła rano ,że noc spędzi poza domem ,a Igora od
wczorajszego wieczora nie widziała. Podniosła się z kanapy i napiła się soku
marchwiowego . Usłyszała dzwonek do drzwi i zerknęła na zegarek. Kwadrans po
siedemnastej.
Z rozmachem otworzyła
drzwi ,a bukiet czerwonych róż upadł i posypały się płatki. Zerknęła na buty
mężczyzny i stopniowo podniosła wzrok .
- Marek- wymówiła jego imię z radością.
- Witaj – pochylił się
i musnął policzek tym razem nie odsunęła się od razu.
- Przyniosłem coś?-
podniósł wysoko reklamówki.
- Twoim zwyczajem jest
przynoszenie mi różnych rzeczy. To jedzenie?- spytała zaintrygowana.
- Przyniosłem pięć
rodzajów ciasta – wyjaśnił spoglądając na jej biust przenosząc wzrok na duży ciążowy brzuszek .
- Kupiłeś pięć
rodzajów ciasta ,bo nie wiedziałeś
,które najbardziej lubię– Ula nie mogła wyjść z szoku.
- No…
- Jesteś kochany…
yyy…- ucięła zakłopotana. – Dziękuję ,ale nie możesz tak tu przychodzić i robić
ciągle zakupów. Ale bardzo ,bardzo dziękuję- musnęła ustami jego szorstki
policzek.
Uśmiechnął się do niej
szelmowsko.
- Myślałam ,że
spędzasz wigilię z rodziną.
Przesunęła dłońmi
wzdłuż ciała i położyła dłoń na brzuchu.
- Weronika od starego
woli chłopaka ,a do rodziców pojadę jutro.
Pozbierał kwiaty i podał Uli. Na szczęście bukiet nie uległ całkowitemu zniszczeniu.Brakowało jedynie parę płatków ,a czerwonych róż było dwadzieścia osiem.
Pozbierał kwiaty i podał Uli. Na szczęście bukiet nie uległ całkowitemu zniszczeniu.Brakowało jedynie parę płatków ,a czerwonych róż było dwadzieścia osiem.
– Wejść ,a ja odgrzeję pierogi i barszcz- odwróciła się na pięcie .
- Poczekaj. W aucie
mam jeszcze prezenty.
- Marek !- zawałowała
,lecz nie usłyszał zbiegając po schodach.
Boże wydał na mnie
majątek.
Przyniósł mnóstwo toreb
,aż Ulę zatkało . Prezent dla Marka miała na górze. Przebrała się w średniej długości granatową sukienkę,a na ramiona nałożyła ciepły żakiet i rozpuściła włosy.
Razem rozłożyli
śnieżnobiały obrus w salonie i rozłożyli naczynia. Pomógł jej w noszeniu potraw . Kutię ,karpia ,groch z kapustą ,krokiety
i opłatek przyniosła sąsiadka z dołu. Rano Ula zrobiła pierogi ,ugotowała
barszcz i upiekła ciasto.
- Gdzie masz świece?-
rozejrzał się po pomieszczeniu i znalazł leżącą na aneksie kuchennym
zapalniczkę.
- Są w sypialni na
górze- odrzekła i zanim się spostrzegła Marka nie było już w kuchni.
- Znalazłem tylko takie-
Dobrzański pokazał jej ,co znalazł . – Jedne są kupione z okazji rocznicy ślubu
,a drugie idealne na wigilijny stół- pośpieszyła z wyjaśnieniami.- Nigdy nie
obchodziliśmy rocznic, bo zawsze zasnęłam ,czekając- posmutniała. – Pośpieszmy
się zanim wystygnie- ożywiła się i nachyliła się ku niemu i pocałowała w usta.
– No ,chodźmy do salonu.
Zerknął na spod
przymrużonych powiek.
- Zjeść. Potrawy
oprócz ryby ,bo jestem uczulona- tłumaczyła kobieta.
- Oczywiście. O czym
ty pomyślałaś?- zbliżył się do niej z błyskiem w oku i wykorzystując jej zaskoczenie
żarliwie pocałował jej wargi.
- No ,o kolacji.
Skarbie ,jestem w ósmym miesiącu ciąży – popatrzyła na Marka z politowaniem.
- Skarbie?
- Oj ,nie mam mnie za
słówka. Wyglądam jak ciężarówka.
- Naczepką?- dodał
żartobliwym tonem.
- Jedzenie trzeba
podgrzać- oznajmiła oschło.
W ciepłym świetle
świec po opłatku i życzeniach jedli , opowiadali żarty, z miłością spoglądając w swe oczy.
Wstając od stołu zobaczył zdjęcie na okładce gazety i zamarł. Przełknął ślinę i otworzył na stronie ,gdzie było więcej zdjęć.
- Nie chcę cię znać!- syknął rzucając magazyn na podłogę ,zgarnął płaszcz wieszaka i trzasnął drzwiami ,aż Ula się zlękła.
- Boże ,to koniec- zaszlochała ukrywając twarz w dłoniach.
Wstając od stołu zobaczył zdjęcie na okładce gazety i zamarł. Przełknął ślinę i otworzył na stronie ,gdzie było więcej zdjęć.
- Nie chcę cię znać!- syknął rzucając magazyn na podłogę ,zgarnął płaszcz wieszaka i trzasnął drzwiami ,aż Ula się zlękła.
- Boże ,to koniec- zaszlochała ukrywając twarz w dłoniach.
_____________
Dodaję wcześniej ,bo na początku tygodnia nie mogę ,a nie chciałam czekać do następnego weekendu..Pozdrawiam serdecznie:).
Dodaję wcześniej ,bo na początku tygodnia nie mogę ,a nie chciałam czekać do następnego weekendu..Pozdrawiam serdecznie:).