Strona Główna

sobota, 24 czerwca 2017

,,Labilność dusz'' Short story 6/11




Otarła pot z czoła i oklapła na niewygodne krzesło. Po sklepie kręciło się mnóstwo ludzi ,a dochodziła osiemnasta. Pracować miała dziś do szesnastej trzydzieści. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa i częste wychodzenia do łazienki denerwowały jej pracodawczynie. Starszą kobietę ,która nie miała dzieci i nie rozumiała ,że dziewczyna jest w zaawansowanej ciąży i nie może tak harować. Sara i Igor wrócili i kazali jej dokładać się do rachunków ,bo inaczej wyrzucą ją z mieszkania. Ula starała się być twarda i znalazła tymczasową pracę w sklepie odzieżowym .
Kobieta długo nie pozwoliła jej odpoczywać. Wskazała ręką klientów i Ula ,chcąc nie chcąc musiała wstać i do nich podejść ,a chodzić było jej coraz trudniej. Nie wysypiała się ,od dziesiątej do osiemnastej stała bez przerwy na nogach i jadła w pośpiechu. Dobrzański nie pojawiał się już od tygodnia ,co ją zmartwiło.
- Klienci czekają ,aż ktoś ich obsłuży- oznajmiła ostro starsza ,elegancka kobieta. – Może być tak poszła i podliczyła im towar?- zwróciła się do siedzącej Uli.
- Już idę- odparła niechętnie Ula.
Ziemista twarz ,podkrążone oczy i opuchnięte stopy świadczyły o jej wyczerpaniu i cudem nie przewróciła się zmierzając do kasy. Za oknem kłębiły się szare chmury ,a na szybie zaczęły rozmazywać się pierwsze płatki śniegu.
- Szukam sukienki na sylwestrową zabawę - odezwała się bardzo młoda dziewczyna . – Coś ekstra- dodał i uśmiechnęła się ,a Ula zamarła. Dziewczyna miała łagodne rysy twarzy ,szaro-niebieskie oczy ,ciemne włosy i dołeczki w policzkach.
- To ty…- wykrztusiła Ula.
- Pani szukała Marka- powiedziała jakby do siebie. – Przepraszam- rzekła ze skruchą. – Wzięłam panią za kogoś zupełnie innego ,ale Marek  już mi wszystko wyjaśnił . Jest mi okropnie głupio. Wybaczy mi pani?
-  Zastanowię się. Spójrz na to- wskazała na sukienkę przed kolana w kolorze fuksji z lekkim dekoltem w serek. –
Do tej sukni idealnie pasował by jakiś kok ,albo luźne upięcie. Może być też ta srebrna paseczkiem podkreśli kolor twoich oczu lub różowa.
- Kiecka w kolorze fuksji jest świetna. Podobnie jak srebrna. Wezmę obie. W domu znajdę odpowiednie do jednej z nich buty i będzie zajebiście. - Znaczy super- poprawiła się szybko.
- Masz piękne długie włosy.
- Dziękuję.
- Jesteś siostrą Marka?- zapytała z wahaniem Ula.
- Nie , córką- odpowiedziała wprawiając kobietę w osłupienie.- Mam na imię Weronika i w marcu kończę siedemnaście lat.
- Ula – odparła niemal bezgłośnie ciężarna. – Mieszkasz w Warszawie?
-Wiem. Tak , z tatą. Nie martw się on też zareagował na mój widok podobnie ,gdy się dowiedział. Mama mu nie powiedziała ,a ja jako mała dziewczynka myślałam ,że po prostu został mamę – wyjaśniła i zamrugała gwałtownie. – Naprawdę Marek ci o niczym nie powiedział?- spytała zaskoczona.
Weronika nie nazywała Dobrzańskiego ,,tatą ‘’ ,bo było jej niezręcznie zwłaszcza ,że dopiero od paru miesięcy go znała. Miała siedemnaście lat i straciła niedawno matkę. Wciąż było jej wstyd za potraktowanie w obcesowy tej kobiety ,która prawdopodobnie miała urodzić jej przyrodnią siostrę ,bądź brata. Życie na walizkach z czasem ją znudziło. Zmieniała szkoły ,przyjaciół i otoczenie w błyskawicznym tempie. Nieustannie uczyła się nowych języków i kultur. Mama nie poświęcała się całkowicie swojej pracy i szukaniu sobie faceta. Nigdy nie wyszła za mąż.
- Nie- westchnęła Ula czując ,że jej słabo. Musiała usiąść. Natychmiast zanim się przewróci.
– Okey. Zapłacę za sukienki i zmykam.
- Zapakuję- zaproponowała i włożyła ubrania do papierowych toreb. Wyraz twarzy Urszuli zmienił się ,gdy złapał ją ból pleców.
- Dobrze się pani czuję?- Weronika przyjrzała się Uli.
- Tak  to zmęczenie- uśmiechnęła się kwaśno.
-Zadzwonię do taty.
- Nie rób tego- rzekła ostro. – Zaraz mi przejdzie.
Dziewczyna spojrzała zaskoczona.
- Pogawędki sobie pani urządza? W godzinach pracy?- podniosła głos szefowa materializując się za plecami Uli.
- Nie ja…
Weronika położyła pieniądze i opuściła sklep.
- Dobrze , proszę iść do domu i odpocząć- powiedziała w końcu.
Uderzył ją powiew lodowatego powietrza. Zaczerpnęła mocno mroźnego ,wilgotnego powietrza i przysiadła na ławce odpalając skręta. Wypuściła obłok dymu ,gdy z wściekłym wyrazem twarzy pojawił się nieoczekiwanie Marek.

Zabrał jej papierosa ,zgasił  i wyrzucił do pobliskiego kosza. Posłała mu wściekłe spojrzenie.
Gówniara zadzwoniła do niego. Nienawidzę jej i jego. Przeklęta córeczka tatusia.
- Nie masz prawa się wtrącać w moje życie. Zniknij i nie pokazuj mi się więcej na oczy!- wydarła się na bruneta. – Nic dla mnie nie znaczysz ,kompletnie nic- łgała. – I nie kupuj mi niepotrzebnych rzeczy. ? Nie prościej było zapytać? Nie pytając tylko niepotrzebnie komplikujesz sprawy. Z reguły wręcz banalne.
 - Nie chcesz ze mną rozmawiać- wytknął jej mężczyzna. – O tych ,,banalnych rzeczach i skomplikowanych spraw’’ na przykład ,kiedy masz te badanie . Głupi jestem przychodząc do ciebie niemal codziennie i mając nadzieję… Czuję się jak żebrak- wyznał z zażenowaniem. – Bo żebrzę o miłość kobiety , która od dawna mi się podoba ,ale była zajęta ,a teraz  gardzi mną i uczuciem jakim darzę ją i dziecko. Więc może dajmy temu spokój. Nie będę się narzucał.
- Ale ze mnie suka- skomentowała krótko.
- Nie da się ukryć.
- Nie potrzebuję twojej pomocy – uniosła się dumą. – Świetnie sobie radzę.
- Rzeczywiście- skwitował wymuszonym uśmiechem, zostawiając ją przed sklepem.
- Zajmij się swoją córeczką !- krzyknęła za mężczyzną.
Zniknął za zakrętem ,a jego odejście sprawiało jej niemal fizyczny ból. Załkała na myśl o braku słodkich pocałunków, czułych gestów ,uśmiechu i wiary.
Drwiła z uczuć Marka i odtrącała go nieustannie. Niezaprzeczalnie przyzwyczaiła się nawet do ich kłótni.
Czas przed świętami poświęciła na pracy w sklepie i hotelu ,żeby udowodnić sobie i Markowi ,że jest w stanie sama utrzymać siebie i dziecko bez niczyjej pomocy. Brakowało jej niestety chwili na odpoczynek ,lekarza i zjedzenie porządnego posiłku oraz spanie. Popadła w obsesje i harowała ile mogła nie zważając na swój stan.
Marek usunął się z jej życia. Pewna była ,że na zawsze i ogarniała ją rozpacz. Zasypiając sprawdzała telefon, naciskała zieloną słuchawkę i rozłączała się nie potrafiąc przemóc się i go przeprosić . Wolała udawać ,że czuję się świetnie ,a w serce buntowało się na tą prawdę. Rozpaczliwie pragnęła jego obecności.

                                   ***
- Hej ,ja nie zdążę wrócić na kolację do dziadków- zaczęła bez wstępów Weronika.
- Jak to nie wrócisz?- Marek usiłował zawiązać krawat jedną ręką ,co okazało się niewykonalne.
- Zostanę troszkę dłużej- mruknęła cicho.
- Troszkę to znaczy ile?- dopytywał zirytowany i rzucił krawat na oparcie kanapy i zrobił parę kroków w kierunku okna.
- Jaś mnie odwiezie- rzuciła beztrosko. – Nie martw się tatuśku.
- Wera ,nie pozwalaj sobie- przybrał ostry ton. – O dwudziestej drugiej masz być w domu.
-  Czwarta.
- Chcesz po nocy tłuc się autobusem?- zdenerwował się. – Wyślij mi adres i przyjadę po ciebie.
- Jaka noc? Wracam jutro.  Znasz Jaśka. Był u nas parę razy. Chodzimy razem do liceum.
- Nie ufam mu.
- Oj tato- westchnęła melodramatycznie. – Mam  siedemnaście lat.
Nigdy go tak nie nazywała. Zwykle mówiła mu po imieniu lub ,,wujku’’.
- Nieskończone- wtrącił.
- Wyglądam na więcej.
- Przyjadę po ciebie- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.
- Nie , lepiej nie . Państwo Kruk będą w domu i młodsze rodzeństwo Janka również. Wiesz kupiłam małym misie i po dużej czekoladzie. Bardzo się ucieszyły mają dopiero pięć lat i są takie słodkie.
Około dziewiętnastej dzieciaki jadą z rodzicami do rodziny ,a ja zostanę z Jankiem.
- A nie wolisz spędzać czas jednak z rodziną. Zadzwoń do swojej Uli.
- Ona nie chce …- Weronika nie pozwoliła ojcu dokończyć.
- Tylko tak mówi. Nikt nie lubi być sam. Zwłaszcza w święta ,a założę się ,że tak właśnie jest. Cierpi i boi się przyznać . Zamyka w swej skorupie pancernika i tłamsi wszystko w środku ,a gdy lawa się wyleje płacze w poduszkę i tęskni.
- Skąd to wiesz?- wykrztusił oszołomiony.
- Kobieca intuicja ? Umiejętność rozszyfrowania ludzkich emocji? Nazwij to jak zechcesz.
Rozmawiałam z Ulą ,ale niedomyślny.
Zaśmiał się i wsunął jedną dłoń do kieszeni ,garniturowych spodni.
Janek długo był jedynakiem ,aż do dnia ,w którym matka oznajmiła ,że spodziewa się dziecka. Tylko zamiast jednego ze szpitala przywiozła trójkę. Trzy słodkie dziewczynki. Na poczekaniu skradły serce Weroniki i było jej przykro ,że nie ona nie ma rodzeństwa. Odwiedzała chłopaka po szkole i bawiła się z małymi ,ale w weekendy byli w domu przeważnie sami.
- Bądź grzeczna. Wesołych świąt.
- Wesołych świąt. Spokojnie .Dziadkiem jeszcze nie zostaniesz.
- Weraaa!- wrzasnął tracąc panowanie ,ale dziewczyna zdążyła się rozłączyć.
Istne utrapienie z tą małolatą- pomyślał.- oby nie wdała się we mnie i nie zaczęła palić, urządzać libacje alkoholowe , imprezować do rana i  zadawać się z nie wiadomo kim.
 Jola uchodziła za grzeczną ,ułożoną dziewczynę dopóki nie poznała pewnej blondynki bruneta. Zakochała się w starszym chłopaku,  ,lecz on odwzajemnił jej uczucie dopiero po jakimś czasie. Byli sąsiadami ,a nie rozmawiali . Pewnego dnia spotkali się na boisku szkolnym. Ona obserwowała mecz koszykówki ,a on grał akurat w drużynie ,której kibicowała i od tamtego dnia wiele się zmieniło.
Ich miłość skończyła się wraz z pojawieniem się dwóch kresek na teście. Nie pojawiała się w szkole. Marek spotkał się z Jolą w pubie ,gdzie chodzili po zajęciach. Zerwała z nim i oznajmiła ,że musi się przeprowadzić z rodzicami zagranicę. Była strasznie roztrzęsiona ,a on nie znał powodu.
Po latach zadzwoniła do byłego chłopaka z prośbą o spotkanie w szpitalu tuż po wypadku. W wyniku komplikacji podczas operacji  parę godzin później nie żyła ,a on został z córką o której nie wiedział.
Otrząsnął się ze wspomnień i zabrawszy portfel ,wyszedł . Córka  dawała mu zielone światło w sprawie Uli.

                                          ****
Przerwał jej dzwonek do drzwi. Sara oznajmiła rano ,że noc spędzi poza domem ,a Igora od wczorajszego wieczora nie widziała. Podniosła się z kanapy i napiła się soku marchwiowego . Usłyszała dzwonek do drzwi i zerknęła na zegarek. Kwadrans po siedemnastej.
Z rozmachem otworzyła drzwi ,a bukiet czerwonych róż upadł i posypały się płatki. Zerknęła na buty mężczyzny i stopniowo podniosła wzrok .
 - Marek- wymówiła jego imię z radością.
- Witaj – pochylił się i musnął policzek tym razem nie odsunęła się od razu.
- Przyniosłem coś?- podniósł wysoko reklamówki.
- Twoim zwyczajem jest przynoszenie mi różnych rzeczy. To jedzenie?- spytała zaintrygowana.
- Przyniosłem pięć rodzajów ciasta – wyjaśnił spoglądając na jej biust przenosząc wzrok na  duży ciążowy brzuszek .
- Kupiłeś pięć rodzajów  ciasta ,bo nie wiedziałeś ,które najbardziej lubię– Ula nie mogła wyjść z szoku.
- No…
- Jesteś kochany… yyy…- ucięła zakłopotana. – Dziękuję ,ale nie możesz tak tu przychodzić i robić ciągle zakupów. Ale bardzo ,bardzo dziękuję- musnęła ustami jego szorstki policzek.
Uśmiechnął się do niej szelmowsko.
- Myślałam ,że spędzasz wigilię z rodziną.
Przesunęła dłońmi wzdłuż ciała i położyła dłoń na brzuchu.
- Weronika od starego woli chłopaka ,a do rodziców pojadę jutro.
Pozbierał kwiaty i podał Uli. Na szczęście bukiet nie uległ całkowitemu zniszczeniu.Brakowało jedynie parę płatków ,a czerwonych róż było dwadzieścia osiem.
– Wejść ,a ja  odgrzeję pierogi i barszcz- odwróciła się na pięcie .
- Poczekaj. W aucie mam jeszcze prezenty.
- Marek !- zawałowała ,lecz nie usłyszał zbiegając po schodach.
Boże wydał na mnie majątek.
Przyniósł mnóstwo toreb ,aż Ulę zatkało . Prezent dla Marka miała na górze. Przebrała się w średniej długości granatową sukienkę,a na ramiona nałożyła ciepły żakiet i rozpuściła włosy.
Razem rozłożyli śnieżnobiały obrus w salonie i rozłożyli naczynia. Pomógł jej w noszeniu  potraw . Kutię ,karpia ,groch z kapustą ,krokiety i opłatek przyniosła sąsiadka z dołu. Rano Ula zrobiła pierogi ,ugotowała barszcz i upiekła ciasto.
- Gdzie masz świece?- rozejrzał się po pomieszczeniu i znalazł leżącą na aneksie kuchennym zapalniczkę.
- Są w sypialni na górze- odrzekła i zanim się spostrzegła Marka nie było już w kuchni.
- Znalazłem tylko takie- Dobrzański pokazał jej ,co znalazł . – Jedne są kupione z okazji rocznicy ślubu ,a drugie idealne na wigilijny stół- pośpieszyła z wyjaśnieniami.- Nigdy nie obchodziliśmy rocznic, bo zawsze zasnęłam ,czekając- posmutniała. – Pośpieszmy się zanim wystygnie- ożywiła się i nachyliła się ku niemu i pocałowała w usta. – No ,chodźmy do salonu.
Zerknął na spod przymrużonych powiek.
- Zjeść. Potrawy oprócz ryby ,bo jestem uczulona- tłumaczyła kobieta.
- Oczywiście. O czym ty pomyślałaś?- zbliżył się do niej z błyskiem w oku i wykorzystując jej zaskoczenie żarliwie pocałował jej wargi.

- No ,o kolacji. Skarbie ,jestem w ósmym miesiącu ciąży – popatrzyła na Marka z politowaniem.
- Skarbie?
- Oj ,nie mam mnie za słówka. Wyglądam jak ciężarówka.
- Naczepką?- dodał żartobliwym tonem.
- Jedzenie trzeba podgrzać- oznajmiła oschło.
W ciepłym świetle świec po opłatku i życzeniach jedli , opowiadali żarty, z miłością spoglądając w swe oczy.
Wstając od stołu zobaczył zdjęcie na okładce gazety i zamarł. Przełknął ślinę i otworzył na stronie ,gdzie było więcej zdjęć. 
- Nie chcę cię znać!- syknął rzucając magazyn na podłogę ,zgarnął płaszcz wieszaka i trzasnął drzwiami ,aż Ula się zlękła. 
- Boże ,to koniec- zaszlochała ukrywając twarz w dłoniach. 
                              _____________
Dodaję wcześniej ,bo na początku tygodnia nie mogę ,a nie chciałam czekać do następnego weekendu..Pozdrawiam serdecznie:).

poniedziałek, 19 czerwca 2017

,,Labilność dusz'' Short story 5/11


- Nie wstyd ci?- pytanie Uli wyrwało go z letargu. – Przyłazić tu i chrzanić o miłości?!- podniosła głos o oktawę. Tłumiona złość przeradzała się stopniowo w nienawiść. Czułym gestem dotknął jej dłoni. Odsunęła się ze wstrętem. Marek skupił się na jej twarzy  ,sposobie układania ust na oczach z których wyczytał gniew i udawaną nienawiść . Nie popuszczał do siebie myśli ,że Ula nie chcę go w swoim i ich dziecka życiu. Była ostatnią z którą się kochał. Bycie z inną nie wchodziło w grę. Raz udał się do klubu za namową Sebastiana. Skończyło się na paru trunkach , późnym powrocie do domu ,a następnego dnia  mocnym kacu i asystentce nie wnikającej w jego osobiste sprawy ,ale stanowczo niepopierająca luzackiego podejścia do życia. Zatrudnił ją ze względu na wysokie kwalifikacje i doświadczenie. Mężatka i matka jedynaka ,który niedawno skończył jedenaście lat. Z poprzedniej pracy ją zwolniono ,a na jej miejsce zatrudniono 
 dziewczynę świeżo po studiach zaś Marek postawił na kompetencje nie wiek czy wygląd jak bywało to za czasów ,gdy był z Pauliną . Nie wiedział jednak ,że przeszłość będzie go prześladować może nawet do końca życia. Bezmyślność odwróciła się przeciwko niemu. Nie wiedział jak wyznać prawdę Uli i czy to nie zniszczy całkowicie ich relacji. 
Na tą rozmowę przyjdzie jeszcze czas. Po porodzie. 
Sprawa obcego mężczyzny w mieszkaniu Uli nie dawała Markowi  spokoju.
- Ten facet. Kim on jest?
- Jaki facet?
- W twoim mieszkaniu- dodał ostrym tonem. – Twój chłopak?   Nie wierzę, że jesteś z nim- pokręcił głową .
Jaki mój chłopak?
- Z nikim nie jestem. Może zastałeś Igora. Przegania ,każdego nieznajomego i nieznajomą. Tysiąc razy krytykowałam jego strój ,bo chodzi wciąż w samych gaciach. Nie wiem jak Sara z nim wytrzymuje. Jakbym miała dokąd pójść...Zresztą  kto by zechciał być z ciężarną? Nawet do pracy nie chcą przyjąć- poskarżyła się mu. - Odsyłają z kwitkiem. A jeśli nawet z kimś będę ,to ty jesteś ostatnią osobą ,która mogłaby robić mi wyrzuty. Ja nie wnikam z kim ty...- zacisnęła mocno wargi starając się zapanować nad emocjami. 
Gdyby za morderstwo nie groziło  więzienie ...zabijałabym tą chudą szkapę w jego mieszkaniu. Na samą myśl o niej i nim  skręca mnie w środku. 
 - Ponoć  mnie kochałaś …- ciągnął dalej. – Marzyłaś o dziecku ze mną.
- Nic takiego nie powiedziałam!- Uniosła się. – Nie obiecywałam, nie dawałam nadziei, a tym bardziej nie chciałam mieć z tobą dziecka.
- Nie?
Przysiadła na krześle naprzeciw mężczyzny.
- Owszem dawałaś dużo mówiłaś w nocy- przykrył swoją dłonią jej dłoń.- Po odejściu z firmy nie dawałaś nam szans ,a później ty wyjechałaś ,a ja pojechałem do Londynu. 
- Z mojej winy Rafał nie żyje. Zabił się ,bo nie zatrzymałam… nie schowałam kluczyków i...- wymamrotała. – Dowiedział się o zdradzie ze zdjęć, a ja głupia potwierdziłam. Skłamałam, że uwiodłeś mnie, ale …pragnęłam tego tak samo jak ty. Zgubna namiętność zaślepiła nas.
 Nigdy się to nie powtó… - zawiesiła głos ocierając zabłąkaną łzę na policzku. - Teraz niech ona ...
- Jaka ona? Nie ma żadnej innej. Przysięgam- patrzył jej prosto w oczy.   
Wyrwała dłoń spod jego ręki i wstała. Nie wierzyła mu. 
- Ula- szepnął stając za nią. – kotku…
- Marek, przestań- rzekła oburzona odwracając się i z jej oczu bił chłód.
- Zdrowo się nie odżywiasz ,wyglądasz na zmęczoną. Sypiasz w ogóle? Chodzisz do lekarza?  Zażywasz witaminy? Urządziłaś pokój dla dziecka? Byłem  przedwczoraj i  wczoraj ,ale cię nie było. Wcześniej nie mogłem. 
- No ,jasne- mruknęła wściekła. 
Wolę nie wiedzieć czym byłeś tak, a raczej kim.  
- Odpowiadając na twoje pytanie dwa tygodnie byłam w Karpaczu i miałam ochotę nigdy nie...wracać.
- Dlaczego?
- Dobrze wiesz- syknęła. 
- Dlaczego palisz?- zmienił temat. 
Nie palę – zaprzeczyła urażona. – Sebastian ci powiedział?
- Sebastian?
- Spotkałam go tuż po twoim powrocie z Londynu. Odsypiałeś podróż, potem również spałeś  i nie chciałam przeszkadzać- powiedziała próbując zapanować nad łzami. – Myślałam, że wiesz. Prosiłam, abyś do mnie zadzwonił. Marek ja nie chcę wrobić cię w ojcostwo. Naprawdę nie wiem, czyje ono jest- przyznała ze wstydem. – Nie kocham Rafała- odparła z nutą szczerości. – Kocham wyłącznie dziecko- położyła dłoń na okrągłym ,wielkim  brzuchu.
- Mogę?- Zapytał niepewnie.
- Ani się waż- rzekła gniewnie.
- Proszę 
- No ,dobrze.
 
- Maluszku dajesz mamie odpocząć?- przemówił czule do Uli brzucha i pocałował go. - Mamusia i tatuś nie mogą się ciebie doczekać.
- Przestań! - strąciła jego dłonie .
Rozczarowany z powrotem zajął miejsce przy stole.
- Dziewczynka?
- Nie ,chłopiec. 
Postawiła przed nim cukiernice i ciastka znalezione w szafce. Przesypała je z pudełka na malutki talerzyk. Czuła się niekomfortowo siedząc przy stole z Markiem ,który bacznie się jej przyglądał. Oczy napełniły się łzami. Uległa chwili słabości. Nie potrafiła sobie wybaczyć i jeszcze ta ciąża.
Niech małe jest Rafała. On przynajmniej nie sprowadzał ladacznic do domu. Kochał mnie ,a ja jak skończona idiotka poszłam do łóżka ze zwykłym playboyem.
- Prosiłaś mnie o rozmowę zaznaczając, że to bardzo ważne- zaczął mieszać łyżeczką w szklance i nie odrywając szarych oczu od twarzy Uli.- szczerze mówiąc ja też przyszedłem poważnie porozmawiać o nas. Naszej przyszłości i dziecku.
- Nie ,nie ! Ja nie chcę nic od ciebie. Nie dotykaj mnie więcej i wynoś się !
- Ula ,uspokój się. Nie wolno ci...
- Nienawidzę cię! - wrzeszczała jak opętana uderzając go w klatkę piersiową. Łzy kapały jej z brody na ubranie.
- Nie zostawię cię w takim stanie- wyszeptał.
Skrzywiła się i zaczerpnęła mocno powietrza. – Proszę ,idź- błagała ze spuszczoną głową. – Przestańmy udawać.
- Ula ja nie przyszedłem tu ,aby wybierać na tobie jakąś presję czy wprawić cię w zakłopotanie i zdenerwować. Nie chodzi mi wyłącznie o dziecko.
- Więc o co?- udała ,że nie wie.
- Ciebie.
- Nie chcę tego słuchać- syknęła rozzłoszczona . – Opuszczasz mieszkanie albo zadzwonię na policję- zagroziła.
Stojąc na progu spojrzał na jej zaczerwienioną twarz. Zatrzasnęła błyskawicznie drzwi i przekręciła zamek w drzwiach.

                                                  ****
- Poproś wszystkich do sali konferencyjnej ,za pięć minut- oznajmił zatrzymując się przy biurku asystentki.
- W porządku. Coś jeszcze?- zapytała kobieta odrywając wzrok od monitora komputera.
- Napiłbym się kawy.
- To wszystko?- chciała się upewnić. – Sprawdź czy konferencyjna jest wolna i czy mój ojciec jest w firmie.
- Oczywiście- odrzekła uprzejmie.
- Violetty jeszcze nie ma?- zerknął na puste biurko sekretarki.
 Który to już dzień?- usiłował sobie przypomnieć. 
- Dziś jej nie będzie. Dzwoniła wczoraj mówiąc ,że jest chora.
- Niemożliwe. Sebastian wczoraj się z nią umówił. 
- No ,dobra. Poszła na jakiś zabieg. Nie wiem ,co chodzi- odpowiedziała beznamiętnie brunetka. – Powiększania czegoś chyba- dodała niepewnie.
- Aha- mruknął Dobrzański i zniknął za drzwiami gabinetu.

Aleks zdecydował się chwilowy powrót do Polski. To on poprosił Marka o zebranie w ważnej sprawie objaśniając prezesowi ,że chodzi o sprzedaż połowy swoich udziałów ponieważ chce całkowicie wycofać się z firmy i na stałe przenieść się do Mediolanu ,gdzie zdążył już otworzyć filię i  miał prowadzić ją wraz z  Rozalią . Wkrótce mieli się pobrać i udać w podróż poślubną do Tanzanii. Helena i Krzysztof wymieni spojrzenia ,gdy przed nimi stanęła w granatowej sukience średniej długości z wycięciem na dekolcie w kształcie ,,V’’ i z finezyjnie upiętym blond kokiem. Parę męskich oczu obejrzało się za nią podziwiając jej sylwetkę i sposób poruszania się . Szła obok Aleksandra Febo z słodkim uśmiechem przyklejonym na ustach ,a jego ciemne oczy  wpatrzone były w nią.
-  Krzysztofie ,Heleno- zwrócił się oficjalnym tonem do rodziców Marka i zrobił pauzę. – Poznajcie moją narzeczoną Rozalię Jagodzińską- spojrzał na blondynkę. Kobieta obecnie mieszkała we Włoszech gdzie jej wujostwo ,ale wychowała się w Polsce . W Warszawie była ostatni raz trzy lata temu. Siostra nadal mieszkała z rodzicami w Szczecinie i studiowała pedagogikę. Dzieliła ich spora różnica wieku.
- Miło nam panią poznać- powiedzieli zgodnie seniorzy Dobrzańscy.
- Proszę mi mówić po imieniu.
- Dobrze- uśmiechnęła się ciepło Helena.

Dziewczyna zrobiła na niej dobre wrażenie. Skromna ,ładna i miła. Aleks nigdy nie związałby się z głupią ,zwykłą dziewczyną. Musiała mieć bystry umysł i czymś ująć mężczyznę. Miał jednak słabość do blondynek w przeciwieństwie do Marka.
Podczas omawiania bieżących spraw firmy Marek był myślami przy Uli i nienarodzonym dziecku. Zastanawiał się jak ją do siebie przekonać.
- Marco, słyszałeś ,co powiedział Aleks?- spytała Paulina brutalnie sprowadzając go na ziemię.
- Co ,co?
- Pytałam czy słyszałeś o czym mówił ,Aleks- powtórzyła. – Powiem ci. O raporcie .
- Jakim raporcie?- zdziwił się Marek.
- Sporządzonym przez twoją asystentkę. Wyniki sprzedaży  są bardzo dobre. Zaoszczędziliśmy ...- zaczął Febo ,a młody Dobrzański znów odpłynął daleko myślami. 
- Możemy zrobić przerwę?
- Nie ,kontynuujmy- zadecydował Krzysztof. 
 Sprzedaż internetowa dla przyszłych matek i wyprzedaż starych kolekcji okazały się strzałem w dziesiątkę. Pshemko miał mnóstwo pomysłów i liczył ,że nowa kolekcja spotka się ze sporym entuzjazmem. 
Rozalia siedzi cicho uważnie słuchając narzeczonego następnie opuszcza salę i swe kroki kieruje do socjalnego ,gdzie zastaję dziewczynę przykładającą do warg woreczek z lodem.
W konferencyjnej nadal toczyły się rozmowy o sprawach firmy. Kubasińska ledwo mogła coś przełknąć po botoksie ust. Nie wspominając o sporych  problemach z mówieniem.
                                      ****
 
Od dwóch tygodni chodziła załamana ,osowiała z zapuchniętymi od płaczu oczami i w rozciągniętym swetrze. Poruszać się było jej coraz ciężej. Schodziła tylko na dół po bułki i mleko . Jadła wyłącznie ze względu na dziecko. Oglądała poradniki dla przyszłych i młodych mam. Sara przyniosła jej z biblioteki parę książek o macierzyństwie i ćwiczeniach w ciąży.
Popielniczka stała na małym kawowym stoliku. Sięgała po papierosa tylko w krytycznych momentach.
Pstryknęła zapalniczka i zapaliła fajkę ,ale znów przerwał jej dzwonek do drzwi.
 - Ula ,otwórz!- zawołał z determinacją w głosie. – Jedzenie wystygnie.
- Nie jestem głodna!- odkrzyknęła.
- Ulka bądź człowiekiem – marudził kręcąc się po klatce schodowej.
- Jestem i idź do domu Anie koczujesz tu od tygodnia. Nie rozumiesz ,że chcę abyś zniknął? Zostawił mnie w spokoju. Denerwujesz mnie!
- Uluś ,błagam nie każ mi tu stać w nieskończoność. Kurczak nam wystygnie . Mam też bardzo dobrą sałatkę. Ula ,kocham cię i nie dam się spławić jak poprzednio. Nie odbierasz ode mnie telefonu ani nie odpisujesz na smsy . W firmie też się nie zjawiłaś ,a ja zamartwiam się całymi dniami. Myślę o naszej przyszłości- rzucał z siebie słowa niczym z karabinu maszynowego.
- Spieprzaj stąd!
- Ula…
- Zamknij się i iść w cholerę!
- Chcę cię zobaczyć – wyjąkał żałośnie. – Ulka , kocham cię. I będę tu stał dopóki nie otworzysz.
Poirytowana poczłapała do drzwi. Nie mogła znieść jego lamentowania i próśb.
- Marek to bez sensu- odpowiedziała stojąc po drugiej stronie drzwi. Zawahała się czy mu je otworzyć.
- Z czym ten kurczak?
- Kaszą jaglaną i warzywami , lubisz?
- Uwielbiam – odrzekła czując jak napływa jej ślinka do ust. Serce wciąż biło szybciej na dźwięk jego głosu. Tęskniła za nim ,choć się do tego nie przyznała i udawała obojętną. Wypadek Rafała i ich ostatnia kłótnia zatruwała jej myśli.
- Ula ,ja tak dłużej nie potrafię- powiedział od razu nie pozwalając jej zamknąć drzwi przed nosem. Wyraz jego twarz był bardzo poważny ,a w oczach ujrzała zdecydowanie i coś jeszcze.
- Nie mamy sobie nic do powiedzenia- rzuciła chłodno ,a serce mówiło ,,On cię kocha daj mu szansę ,a rozum dopiero parę miesięcy temu odbył się pogrzeb Rafała''.
- To dla ciebie- podał jej reklamówkę i uśmiechnęła się z wdzięcznością i zajrzała do środka. Wyłożyła danie na talerzyki i zrobiła herbatę.
Usiedli razem na kanapie pochłaniając posiłek w ciszy. Wymieniali między sobą uśmiechy i czułe spojrzenia.
Włączyli film ,który wydawał się Markowi nudny ,lecz perspektywa spędzenia uroczego wieczoru w towarzystwie ukochanej bardzo mu odpowiadała. Zasnęła lekko do niego przytulona. Przykrył jej nogi grubym kocem i wyłączył telewizor. Nachylił się i pocałował jej czoło następnie pogładził duży brzuszek i zaczął coś mówić konspiracyjnym szeptem. Przebudziła się i  czule pogładziła dłoń Marka ,a później  uniosła swoją dłoń do jego włosów ostrożnie jego przeczesując.
 Marek jest taki cudowny ,troskliwy i kochany...
- Przepraszam- zreflektowała się zaskoczona swą reakcją napotykając spojrzenie Dobrzańskiego.
- Kocham was- wyszeptał chcąc pocałować jej usta ,ale napotkał jej policzek.
- Mały nie rozrabiaj.
- Nie daje ci spać?- zainteresował się.
- Budzi się ,gdy ja idę spać- burknęła.
- Musisz dużo odpoczywać- odparł troskliwie . - Kiedy masz USG?
- Hm, nie pamiętam- skłamała. 
- Jak to?
- Normalnie. Wyleciało mi z pamięci. Zadzwonię jak będzie po badaniu- powiedziała zmęczona brnięciem w kolejne kłamstwa. 
- Wolałbym być tam z tobą- przyznał szczerze. - Nie uważasz ,że powinniśmy pójść tam razem?
- Porozmawiamy o tym jutro - Otworzyła szeroko drzwi i czekała ,aż mężczyzna wyjdzie nim to zrobił musnął jej usta. 
- Pa ,Ula.
                       _______________

środa, 14 czerwca 2017

,,Labilność dusz'' Short story 4/



Przejrzała się w lusterku poprawiając włosy i malując usta. Dochodziła dziesiąta. Rafał z pewnością był w domu i na nią czeka. Żołądek podszedł do gardła. Drżały dłonie, choć za wszelką cenę chciała uśmiechem zamaskować zdenerwowanie. Nie sądziła, że jedna noc zmieni, aż tyle w jej niby poukładanym życiu. Nie przewidziała konsekwencji, jakie wynikną po przespaniu się z Markiem. Z Mężem nie mogła zajść w ciążę, mimo, że oboje byli zdrowi.

                                                      ***
Dwa miesiące od bankietu wróciła z pracy i najciszej jak potrafiła udała się do łazienki. 
W szlafroku i z ręcznikiem na głowie zjawiła się w kuchni biorąc z koszyka brzoskwinie i wgryzając w jej soczysty miąższ. Spojrzała na męża i mały kawałek owocu omal nie stanął jej w przełyku.
Z zasępionym wyrazem twarzy pochylał się nad dębowym stołem i podniósł głowę usłyszawszy szum w holu,stukot szpilek o drewniane panele i słynne, Hej, wróciłam’’ albo, Jadłeś?’’,Jak w pracy?’’. Rozmowy ledwo się kleiły , w sypialni stała się chłodniejsza i nieobecna. Wierzył, że dziecko ich na nowo zbliży. Niestety po ujrzeniu zdjęć jedyne, co do niej czuł to wstręt, obrzydzenie, wściekłość.
- Masz mi coś do powiedzenia?
Zaciskał dłonie na blacie stołu, a parę blond loków opadło mu na czoło. Przestraszona nie drgnęła. Wzrok kobiety zatrzymał się na rozsypanych fotografiach. Przełknęła ślinę.
- Bankiet skończył się o czwartej nad ranem i wynajęłam pokój w hotelu nie chcąc wracać po ciemku- wymyśliła na miejscu.
- Dzisiaj znów późno wracasz. Należy mi się chyba jakieś wyjaśnienie.
- Rafał…- dotknęła jego twarzy.
Zacisnął ręce na jej nadgarstkach i spojrzał hardo w oczy. Pod jej powiekami zbierały się łzy.
- Zdradziłaś mnie- wysyczał. – Ze swoim szefem, z którym mówiłaś, że nic cię nie łączy. Tak bardzo mnie kochałaś…
Wyrzuty sumienia niezmiennie od dwóch miesięcy gryzły niczym wściekły rój os. Nastała grobowa cisza. Łzy piekły pod powiekami. Pogrążona w zadumie wspominała, każdą chwilę spędzoną w jego towarzystwie. Słowa, kiedy w siebie nie wierzyła. Opisywała w pamiętniku najcenniejsze momenty. To coś więcej niż pożądanie. Na początku ich stosunki można uznać za poprawne i dopiero z czasem się ociepliły.
Rafał z nienawiścią i pogardą omiótł jej sylwetkę i uderzył w pięścią w stół. Dwa zdjęcia spadły. Podniosła je i serce boleśnie zakuło. Złoży pozew rozwodowy tego była pewna.
- Nic nie powiesz?- Zapytał ostro. – Nadal mnie kochasz?
- Rafał on mnie uwiódł.
- I biedna nie umiałaś się bronić?- Zaśmiał się sarkastycznie. – Masz mnie za durnia?!
- Wypiłam za dużo i… stało się. Nie planowałam… Czułam się jak w potrzasku on… -przerwała nie hamując już łez.
- Kochałaś się ze mną myśląc o nim?- Wzrokiem przeszywał ją na wskroś.
Zimny pot spłynął jej między łopatkami. Poczuła się obnażona. Po nocy i poranku z Markiem dotyk męża wywoływał w niej nieprzyjemne uczucia. Nie potrafiła tego nazwać. Ale coś ewidentnie się zmieniło. Przechodzili kryzys i stojąc przed nim wiedziała już, że to koniec. Małżeństwo  mogła jedynie nazwać przywiązaniem, strachem przed samotnością, chęcią stworzenia rodziny.
- Nie mogę na ciebie patrzeć- rzucił z obrzydzeniem. – Ten dzieciak to jego, prawda?
Zdumiona otworzyła usta.
- Skąd wiem pewnie zapytasz. Znalazłem w łazience test ciążowy.
- Dziecko jest… twoje- powiedziała bez przekonania.
Zmrużył gniewnie oczy.
- To na pewno nie jest moje dziecko- odrzekł zaciskając dłonie w pięści.
- Rafał, co ty pieprzysz? O czymś nie wiem?
- Z medycznego punktu widzenia możemy mieć dzieci, ale tyle prób i … spuściłaś się z nim jak dziwka.
- Rafał…
- Rzygać mi się chcę na twój widok- warknął. – Głupia szmata. Jak wrócę ma cię tu nie być. Spakuj swoje rzeczy i wynoś się z naszego… mojego mieszkania.
Poszedł do lodówki. Podbiegła do niego. Odepchnął ją od siebie. Oparła się o ścianę szlochając.
- Rafał nie opuszczaj mnie… błagam – upadła kolanami na podłogę.
- Nie rób z siebie ofiary. Wstawaj i nie zgrywaj pokrzywdzonej przez los- głos blondyna przesiąknięty był jadem.
- Wybacz mi…
Spojrzał na nią z politowaniem.
Wściekły zabrał kurtkę i zgarnął kluczyki. Zastąpiła mu drogę.
- Odsuń się – rozkazał.
- Nie. Rafał przepraszam. Obiecuję, że zwolnię się z pracy. Wyjedziemy. Nigdy już nie spotkam się z Dobrzańskim. Zapomnimy o tym i razem wychowamy …nasze...
- I będziemy udawać cudowną rodzinkę?- Spytał z ironią. – A bękart będzie mi przypominał o twojej zdradzie.
Policzki pokryły się czerwienią ze wstydu. Urywki z miłosnych uniesień stanęły jej przed oczami i obraz noworodka o hebanowych włosach. Wzdrygnęła się.
Przesunął ją i trzasnął drzwiami. Wybiegła w strugach deszczu. Ruszył z zawrotną prędkością, aż do zakrętu i drzewa na którym zatrzymało się auto ,a on stracił przytomność i parę minut nie żył.
Dalszy ciąg zasnuty był mgłą. Wszystko się potoczyło błyskawicznie. Nie potrzebowali rozwodu, żeby się rozstać. Nie pamiętała skąd wziął się tam Marek i zgarnął ją w swe ramiona tłumacząc, że nie stało to się z jej winy. Zaopiekował się nią i towarzyszył w najsmutniejszym dniu. Gdy składała wieniec na grobie męża. Ukrywała ciążę, mimo, że zostali sąsiadami.

                                            ***

Violettę zamurowało i udławiła się niemal pomidorem dostrzegając w windzie mężczyznę. Otaksował ją wzrokiem od góry do dołu zatrzymując się dłuższą chwilkę na biuście. Blond loki opadały jej swobodnie na ramiona, a dopasowane fioletowe spodnie podkreślały figurę modelki. Mężczyzna miał lekko przystrzyżone po bokach  jasne włosy, a oczy ukryte za ciemnymi, markowymi okularami. W dobrze skrojonym garniturze i białych spodniach wyglądał jak gwiazdor filmowy. Violetta przyglądała mu się z zachwytem.
- Pan do nas?- Wypaliła bez zastanowienia.
- Nie bardzo rozumiem- odrzekł z południowym akcentem. – Polka?
- Violetta Kubasińska przez V i dwa T- przestawiła się wyciągając dłoń.
- Nick Mckay -Ucałował ją i uśmiechnął się odsłaniając garnitur śnieżnobiałych zębów. – Gdzie znajdę gabinet Marka?- Zapytał blondynkę.
- Chętnie pana zaprowadzę- Violetta śmiało ruszyła przed siebie.
- Pani jego dziewczyna?- Spytał łamaną polszczyzną.
- Ja? Nie – zaśmiała się. – Wolę blondynów- dodała spoglądając na Nicka.
Mckay’owi wpadła w oko blondynka, ale inteligencja niestety nie szła w parze z urodą. Dobrzańskiego nie było, więc przyszło mu spędzić półgodziny w towarzystwie nierozgarniętej dziewczyny gadającej nieustannie o bzdurach i przede wszystkim sobie. Kawa nie nadawała się do picia, a ciastka do niej były strasznie twarde i niejadalne. Poprawiała bez przerwy bluzkę i zagadywała go. Na moment wpadła Paula, lecz śpieszyła się i Viola nie zamieniła z nią ani słowa.
Rozdrażniony Nick opuścił siedzibę firmy nim pojawił się w niej prezes. Uważał swój czas za niezwykle cenny, a tym bardziej nie miał ochoty podpisywać nic z nieodpowiedzialnymi ludźmi. Nietraktującymi go poważnie jak przystało na biznesmenów. Postanowił zjawić się o tej samej porze jutro dając ostatnią szansę Markowi. Mieli nawiązać współpracę.  

Pshemko intensywnie pracował nad nową kolekcją, a Iza odliczała powoli czas do świąt Bożego Narodzenia. W firmie, każdy miał dzielić się opłatkiem i wręczyć sobie drobny upominek. Polubiła panią dyrektor finansowej i niestety zabraknie jej w tym dniu. Ponieważ z nieznanych przyczyn odeszła z pracy. Słyszała o romansie z młodym Dobrzańskim ,ale trudno było jej uwierzyć ,że coś ich łączy. 
Od nowego roku miał zastąpić ją ktoś zastąpić. Dobrzański denerwował się na, każda wzmiankę o Uli. Plotki ucichły i wszystko wracało do normy oprócz jednego. Marek stał się niepunktualny, nieobecny i roztargniony, a przy tym do tyłu z pracą. Przed oczy wypływał mu obraz Uli i ogarniała go wściekłość.
Marek prowadził właśnie telekonferencje, gdy wbiegła zdyszana Violetta z mega pilną sprawą. Ręką dał jej znak, żeby wyszła. Została chcąc dowiedzieć się czegoś więcej. Bez słowa wyprosił ją zatrzaskując drzwi i przekręcając klucz, aby nikt mu nie przeszkodził.
Po odłożeniu telefonu odchylił się na fotelu i wziął w dłoń papiery do podpisania. Oświeciło go i odtworzył laptopa pisząc do Urszuli pożegnalny mail. Skreślił ją całkowicie i postanowił po urodzeniu się dziecka zrobić testy DNA i iść do sądu ustalając dzień odwiedzić i kwestie alimentów. Z Ulą nie chciał już rozmawiać.
Postanowił sztywno trzymać się zasad i nie ulec jak głupiec znów jej pięknym niebieskim oczom i kuszącemu, ponętnemu ciału ani dać się omotać czułym słówkom. Stanowiła jasny kontakt na tle innych jego byłych. Zdaniem mężczyzny była jedyną w swoim rodzaju. Kimś wyjątkowym. Niestety złamała mu serce. Rozwiała wizję o szczęśliwej przyszłości. Zdobył jej adres i udał się do mieszkania, w którym zastał półnagiego mężczyzny, który podał się za jej chłopaka. Uwierzył, że ułożyła sobie życie z kimś innym i bardzo szybko pocieszyła się po śmierci męża.
,Koniecznie musimy się spotkać i porozmawiać. Błagam ,odpisz . Ula. - otrzymał wiadomość .
,,Niepokoję się. Co się stało? Bądź ze mną szczery. Nie kończmy w ten sposób naszej ,,znajomości''. Jestem w Karpaczu. Wracam pięć dni przed wigilią. Spotkajmy się i porozmawiajmy. To ważne. Podaj miejsce i czas ,a zjawię się tam. Ps. Uważaj na siebie.Dopisała emotikona z uśmiechniętą buźką. 
Odłożył telefon i zanurzył się we wspomnieniach i rozmyślał.
Może to chłopak jej kumpeli? Czemu miałaby kłamać? 
Złość mu powoli przechodziła teraz zawładnęło nim uczucie pustki i osamotnienia.Wieczorem będąc już w domu napisał do niej krótkiego esemes'a.

,,Dbaj o siebie. Mam nadzieję ,że czujesz się dobrze i dziecko również. Kocham was.💖💖.
Z uśmiechem na ustach zalogowała się do poczty i odpisała mu po chwili. 
,,Z dzieckiem w porządku. Świeże powietrze ,śpiew ptaków ,góry  pozytywnie wpływa na moje zdrowie. A ty jesteś w Warszawie?
Oczekując na wiadomość nerwowo stukała w blat małego stolika.  
Od : Marek
Do : Ula
Tak. Praca ,praca i jeszcze raz praca. Na dwa dni jadę do Szwecji. Żałuję ,że odeszłaś z firmy. Miałbym cię tuż obok. 
Od : Ula
Do : Marek 
Nie zaczynaj. Nie proś ,abym wróciła do Febo- Dobrzański. To skończony etap. Nie zmienię zdania. Niedługo zostanę mamą i muszę zająć się dzieckiem. Nie pozwolę Ci  zabrać maleństwa. Do Szwecji przypadkiem nie wyjechali twoi rodzice?
Potarł kark i przysunął fotel bliżej biurka. 
Od: Marek
Do :Ula
Rodzice pojechali naładować akumulatory i wrócić z nową energią do Polski. Nie obawiaj się. Nie odbiorę ci dziecka. Chcę być obecny w waszym życiu. Tylko tyle. Przepraszam muszę iść do pracowni Pshemko. 
Od :Ula
Do : Marek
Okej. Nie pracuj za dużo. Przesyłam pozdrowienia z gór. Pa. 
Zatrzasnęła klapę laptopa i weszła do pensjonatu ,w którym pracowała przyjaciółka z poprawczaka. Wypuścili ją i wróciła do domu dziecka. Hanka nawiązała nić porozumienia z Ulą. Hania nie brała ,ale poznała chłopaka ,który podrzucił jej kryształ i amfę.Nie znała jego problemów z narkotykami.Trafił do placówki ,gdy matka zapiła się na śmierć ,a ojciec zwiał. Ula , Hanka i Remik postanowili uciec z tego okrutnego miejsca w środku nocy. Przedostali się za mury sierocińca ,ale zatrzymała ich policja. Przeszukali plecak Hani i Remika . Zatrzymali ich ,a Uli udało się uciec.Niestety wróciła na drugi dzień i dostała solidną karę. Z czasem i Hania zjawiła się w pokoju z który dzieliła z Urszulą. Jako nieliczna mówiła do niej po prostu Ula ,a inni ,,Ursi lub ,,Ursula '' z dziwnym akcentem. Dzięki pewnym ludziom i Hani nauczyła się mówić poprawną polszczyzną. Rodzice mówili w dwóch językach. Po uzyskaniu pełnoletności dużo pracowała ,żeby zarobić na studia w Warszawie.

                             ***
Podczas pobytu w górach ,który trwał prawie trzy tygodnie zarobiła niezbyt dużo pomagając w pensjonacie. Całymi dniami siedziała w rachunkach ,cyferkach i podliczając zyski. Hania prosiła ,żeby została dłużej ,ale odmówiła. Kupiła w górach śliczny kombinezon z kapturem i dwie pary śpioszków. Niestety pokoiku ,nie wspominając o innych potrzebnych mebelkach ,akcesoriach ,ubrankach nie miała. Nie stać ją było na ich kupno.Lekarz na jednej z wizyt martwił się stanem płodu. Powiedział jej dokładnie ,o co chodzi i przestraszyła się nie na żarty. Z nałogiem tytoniowym zerwać jednak nie potrafiła ,choć i tak mocno ograniczyła. Na następnej wizycie było nieco lepiej. Cudem uniknęła ataku astmy . Ostatni atak miała w wieku dwunastu-trzynastu lat. 

Na zaśnieżonym podjeździe zauważyła samochód Dobrzańskiego. W duchu dziękowała, że go zastała w domu. Popchnęła leciutko furtkę i rozejrzała się i z ciężko bijącym sercem udała się pod numer jego mieszkania. Zapukała leciutko, ale nikt nie otworzył. Nacisnęła klamkę i rozpięła niedający już ciepła płaszcz tak samo jak buty. Nie założyła czapki i miała mokre od topniejącego śniegu włosy. Pogładziła czule brzuch. Dziecko było bardzo ruchliwe i ciągle kopało. Nic dziwnego przecież od wczoraj nic nie miała w ustach. Z Sarą nie dogadywała się i mieszkało się jej u niej fatalnie.Z korytarza wyłoniła się drobna ,kobieca postać. 
- Kim pani jest?
- A pani?- zwróciła się do niej nieznajoma zawiązując szczelnie sięgający do kolan  ,czarny szlafrok. 
- Znajoma Marka- odparła Ula.- Bardzo bliska- dodała. 
- Dziewczyna czy była kochanka?- zapytała taksując ją wzrokiem. - Chcesz powiadomić go ,że zostanie tatusiem? Nie uważasz ,że trochę późno. A może on wie i wpadłaś w odwiedziny...wybacz ,ale nie mogę cię wpuścić. Kazał mi nikomu nie otwierać. 
- Nie przyszłam w nic go wrabiać tylko z nim porozmawiać. Poza tym posłuchaj mała kukło. Nie mieszaj się w sprawy dorosłych. Masz chociaż  dowód?
- Spoko, mamuśko. Nie mam piętnastu lat. Troszkę więcej i nie łapie facetów na dzidziusia- mówiła przesłodzonym głosem.- Kurewek do domu też nie wpuszczam.  
W Uli się zagotowało. 
- Zastałam go czy nie- warknęła. 
- Śpi.
- To ja nie będę przeszkadzać- powiedziała Ula stłumionym głosem i wyszła czym prędzej z mieszkania Dobrzańskiego. 
Przekazać ,że  byłaś?- dobiegł ją głos dziewczyny. 
- Nie!- odkrzyknęła Urszula. 
,,Łajdak''- pomyślała. Pieprzony casanova. 

                                  *****
W zaciszu domu przeglądała wielką księgę imion. Popijała kakao i w puchowych skarpetach ( zawsze marzły jej stopy) wertowała kartki. Dom należał do Sary, która wyjechała z Igorem na mazury, aż na dwa tygodnie zostawiając Uli całe mieszkanie do dyspozycji. Potem musiała znaleźć sobie nowe lokum. Zwłaszcza, że za dwa miesiące będzie mamą.
Konrad – zastanawiała się głośno. – Bruno? Kojarzy mi się z psem sąsiadki. Mieszko? Ohydne. Leon, Ursyn, Tymon? Też chyba nie. Adam? Zbyt pospolite i przez niego zgrzeszyła Ewelina, nie Ewa. Czy jakoś tak? Pomyliłam chyba.
Przetarła zmęczone oczy i odłożyła książkę, żeby pójść po jakąś przekąskę. Niestety zapomniała zrobić zakupy. Miała straszną ochotę na papierosa od rana. W końcu nie wytrzymała. Ręce jej drżały, gdy odpalała fajkę i zaciągnęła się z lubością dymem, czując nagłe kopnięcie. Zadzwonił dzwonek. Zgasiła pośpiesznie papierosa i włożyła do ust miętowego cukierka otwierając drzwi.

Cholera, co on tu robi?
- Cześć-przywitał się muskając jej policzek. Uciekła spojrzeniem w bok i stała nieruchoma zaskoczona jego wizytą.
- Zrobiłem zakupy, mogę wejść?- Zapytał z cichą nadzieją, że się zgodzi.
Uśmiechnęła się niemal niezauważalnie.
- Jasne- mruknęła i wpuściła go do środka.
- Gdzie to zanieść?- Dopytywał, a ona zerknęła na siatki w rekach bruneta.
- Na stole w kuchni- odparła i kazała mu iść za nią. – Kawy?- Zaproponowała.
- Na kawę za późno, więc niech będzie herbata- odpowiedział przysiadając na krześle i lustrując dyskretnie pomieszczenie. – Musiałem przyjść, ujrzeć cię – zaczął.
- Czego chcesz?
- Musimy porozmawiać- powiedział bez ogródek. – O naszym dziecku.
Zatkało ją, a język utknął w gardle.
- Ula?
-Kto powiedział…- wzięła kilka wdechów. – Nie mam pewności czy…
- Zaopiekuję się wami tylko mi pozwól i nie ważne czyje ,bo cię...
-Przestań kłamać- weszła we słowo. - Nie wierzę ci. 
A tak bardzo chciałabym... 
           _______________________

Ps. Ciąg dalszy przebiegu spotkania i rozmowy w następnej części. Pozdrawiam ❤.