Strona Główna

środa, 30 sierpnia 2017

,,Ocal moje serce'' 15

W poprzedniej części Marek wraz z Ulą wróci z USA do Polski ,na lotnisku przywitała ich rodzina Uli robiąc niespodziankę i przyjaciele. Zaczęli nowe życie we dwójkę. Przed podróżą doszło do pewnych spięć, po wylądowaniu pogodzili się . Piotr dostał pomieszania zmysłów ,jest sparaliżowany przebywając w zakładzie psychiatrycznym. Ula uwolniła się od byłego męża i zamieszkuje z Markiem. A los szykuje dla nich niespodziankę.


"Kiedy zmierzamy ku swojemu przeznaczeniu, często musimy zmienić kierunek. Najważniejsze w tym wszystkim jest nie poddawać się. Przeczekać".

- Opijemy powrót do kraju?- spytał z chytrym uśmieszkiem Dobrzański. –Zamówimy coś na kolacje, hm? Wzniesiemy toast za nas ,a potem może wspólna kąpiel- kusił stając za nią i czule całując w szyję. Wykładała ubrania z walizki.
- Marek ,opanuj się- rzekła z oburzeniem. –Jestem padnięta. Męcząca ,koszmarna podróż ,zmiana czasowa i cholerne szpilki. Innym razem ,dobrze?- posłała mu zmęczony uśmiech. Przylgnął do jej pleców i zaciągnął się zapachem włosów .- Dokończę jedynie układać  ubrania.
- Zaproponowałbym ci kąpiel ,ale nie mam wanny. W takim razie skusisz się na masaż?
- Naprawdę mógłbyś? – zapytała niepewnie wciągając gwałtownie powietrze czując jego dłonie gładzące jej lekko ramiona. Intensywna woń podrażniła Uli nozdrza. Odsunął włosy związane w kucyk i rozpoczął masować łopatki niezbyt mocno. Odprężyła się przymykając powieki.
- Wiesz kąpiel mam jednak ochotę na wspólny prysznic- oznajmiła odwracając i tonąc przez ułamek sekundy w szarych oczach.
- Mówiłaś ,że jesteś zmęczona- zwrócił ukochanej uwagę.- Nie jesteś?
Zaprzeczyła i zaczęła rozpinać wolno guziki bluzki obserwując go spod długich rzęs. Potrząsnęła głową zsuwając gumkę z włosów. Zatrzymała się z dłonią przy piersi ,gdyż stanął naprzeciw niej z takim żarem w tęczówkach ,zadrżała. Przygryzła delikatnie dolną wargę. Przybliżyła się ,zarzucając dłonie na karku Marku prowokująco patrząc mu w oczy. Z niebieskich diamentów czytał bezbłędnie, objął w talii, unosząc rękę do jedwabistych włosów. Przytknęła dłonie do jego klatki piersiowej odpinając górne guziki koszuli. Oddychał szybciej zaciągając się wonią kobiecych perfum. Fantazjował o niej ,każdej nocy ,gdyż przebywała dłuższy czas zza oceanem. Spalało ich pożądanie. Przejechał dłonią po jej karku wyczuwając ,że drży. Żadna nie reagowała tak na jego pieszczoty. Nigdy on nie kochał prawdziwie dopóki nie zjawiła się okularnica z przezwiskiem Brzydula ,nie uratowała mu życia ,poświęcała się i obdarzyła bezwarunkową miłością . Odmieniła jego świat na zawsze. Nie zamieniłby jej na nikogo innego. Poczuła na swych wargach jego usta ,rozchyliła je zachęcająco. Wsunął język pieszcząc podniebienie ,z jej gardła wydobył się cichy pomruk. Zamknęła oczy przylegając do ciała bruneta. Oderwał się od jej ust i pociągnął za rękę wyprowadzając z dużej w stylu angielskim ,sypialni. Uli dom znacznie różnił się od mieszkania Dobrzańskiego. Tu dominowały trzy kolory: beżowy, błękitny i biały. Postanowiła wprowadzić kobiece akcenty. Zasłony ,kolorowe poduszki ,bibeloty, kupić naczynia i urządzić kuchnie. Marek zdążył oprowadzić kobietę po przestronnym mieszkaniu. W sypialni pośrodku stało wielkie łoże małżeńskie z muślinową pościelą. Przy łóżku biała szafka z trzeba szufladami w tym górną na kluczyk. W oknie były żaluzję zamiast zasłoń ,a na drugiej szafce stał w donicy aloes. Na jasnych panelach odbijało się światło wpadające przez okno.
Marek przycisnął usta do jej ramienia zsuwając powolutku ramiączko stanika. Mężczyzna zaprowadził Sosnowską do łazienki.
- Weźmiemy prysznic- oznajmił pozbywając się dolnej części garderoby stając przed nią w stroju Adama. Chrząknęła czując suchość w gardle. Zatrzymała wzrok na mięśniach brzucha z całych sił powstrzymując się ,by nie spojrzeć niżej. Rozbawiany podszedł do niej i uwolnił jej okrągłe piersi z biustonosza. Zachłysnęła się powietrzem oddychając nierówno.
Odświeżyła w głowie obrazy z ich pobytu w Stanach i zaczerwieniła się po cebulki włosów.
- Rozpalasz mnie- wymruczał wchodząc do kabiny prysznicowej ,przyciągnął szatynkę i przeczesał jej długie włosy. Na skórze pojawiła się gęsia skórka. Weszli pod natrysk ,całując się zachłannie. 
– Marek- wyszeptała opierając się o
ściankę od prysznica.

                                                               ***
Podwinęła rękawy popielatej koszuli przesiąkniętej męskimi perfumami usiadła wygodnie na krześle związując ponownie w kucyk kasztanowe włosy i sięgnęła po tosta z pastą jajeczną popijając sokiem pomarańczowym. Od sześciu tygodni noce przesypywała bardzo dobrze nie budząc się ,a zdarzało się tak mieszkając u Colinsów i będąc z Piotrem. Nawet w hotelu dosypiała czasami najwyżej do świtu ,a czasami nieco dłużej ,gdy z Markiem zajmowali się czymś innym niż spaniem. Śniadanie upływało w przyjaznej atmosferze. Bez kłótni ,złośliwych uwag i złowrogiego spojrzenia.  
- Pięknie wyglądasz- skomentował jej strój  patrząc na nią z błyskiem w oku. – Dobrze ,że nie kupiłeś sałatki z ciecierzycy.
Perspektywa spędzenia tygodnia w Kołobrzegu wydawała się Uli nader kusząca. Cztery dni z dala poza miastem ,we dwoje. Ula z dokładnością zaplanowała wyjazd i cieszyła się na niego jak dziecko dmuchające urodzinowe świeczki. Podekscytowana wybrała się z Markiem i Betti na zakupy. Nie zapomniała o ładnej sukience dla siostry ,która tak jej się spodobała. Jasnoróżowa z fioletową kokardką w talii. Kobieta obładowana torbami zahaczyła o sklep z bielizną zakupiła z myślą o miłosnych uniesieniach oraz  jednej cieplejszej piżamie w razie chłodniejszej nocy. Przymierzyła słomkowy kapelusz i podała drugi Markowi.
- I Jak ?- spytał zniżając głos, spoglądając w jej oczy.
- Prezentujesz się bardzo dobrze. Przystojniak z ciebie- roześmiała się.
- Ulcia ,a ja dostanę taki kapelusz?
- Jasne- odpowiedział za Ulę ,Marek. – Chodź ,poszukamy czegoś dla księżniczek.
- Ale ja nie chcę- zaprotestowała. – Jestem już za duża na księżniczki- zatrzymała się wpół kroku. – Kupmy bransoletki!- wyrwała dłoń z jego ręki i podbiegła do stoiska z kolo rowowymi koralikami. Oczy małej rozbłysły ,a szmaragdowo- srebrna bransoletka przykuła uwagę. Sklepowa pokazała im różnego rodzaju biżuterię. Marek opowiadał jej coś i pokazywał ,a Ula przysłuchiwała się im stając za nimi.  
- Kupimy ci najpiękniejszą sukienkę- odezwała się Sosnowska.- I koniecznie strój kąpielowy ,bo z poprzedniego chyba wyrosłaś.
- Huraaa!- wykrzyknęła podekscytowana Beatka i rzuciła się Uli ,następnie Markowi na szyję. Rozpromieni zapakowali papierowe torby do bagażnika i wybrali się do małej knajpki.
Knajpka otoczona zielenią, kwiatami i cudnym zapachem potraw. Dobrzański odsunął jej wiklinowy fotel sytuując się naprzeciw niej.
-Umieram z głodu. Zjadłabym …-popatrzyła w menu.
- Co powiesz na faszerowaną pierś z kaczki z karmelizowanymi jabłkami?
- Brzmi świetnie- odpowiedziała uradowana. – A na deser?
- Hm, a ty Beatko?- skierował wzrok na małą ,która przeglądała kartę. – Kurczaka ,ziemniaki i surówkę- odparła pewnie. – I dużo lodów.
- Okey- posłał jej oczko i spojrzał na ukochaną. – Zamawiamy?
- Oczywiście. I dla mnie bez wina. Tylko woda.
- Ty jesteś…
Nie dokończył ,bo kelner przyniósł dania ,ukłonił się i życzył ,,smacznego’’.
- Ty jesteś w ciąży?
- Może ,może- zamyśliła się i wbiła widelec w mięso i wkładając niewielki kawałek do ust ,wolno przeżuwając. – Całkiem prawdopodobne.
Beatka otworzyła usta zaskoczona i zapytała wprost:
- Będziesz miała dzidziusia?
Entuzjazm dziewczynki był zaraźliwy ,a Marek odłożył  sztućce, przełykając jedzenie i rozpromieniony poderwał się z siedzenia całując ją po rękach i zalewając jej twarz tuzinem całusów. Ula chichotała zdumiona reakcją mężczyzny i spieszona obecnością innych ludzi patrzących na nich. Jakaś starsza para coś mamrotała pod nosem ,a malutkie dziecko w krzesełku zapiszczała . Odsunął się od Uli ,spoglądając w tamtym kierunku.
   Po obiedzie spacerowali trzymając się za rękę ,a Beatka szła przed nimi z trzy- gałkowym lodem . Przytuliła się do jego ramienia czując ,że znalazła czego szukała. Nie z Piotrem ,a z nim budowała po cegiełce swą przyszłość ,dom z solidnych fundamentów ,oparty na zaufaniu ,czułości, trosce, podobnymi celami ,i najważniejszym fundamencie. Prawdziwym uczuciu.

                                 *****
- Byłem zaledwie w spożywczym kupując pieczywo i takie tam na śniadanie. Zapomniałem kupić kapsułek do ekspresu.
- Szkoda- mruknęła. – Paulina naprawdę chce ,żebyśmy pojawili się na ślubie?- zapytała niespodziewanie dolewając sobie soku.
- Ta- westchnął. – Zaprosiła pół firmy. Suknie projektuje Pshemko . Szczerzę to znam jej narzeczonego bardzo słabo.
- Dziwnie ,że nas zaprosiła. Byłam pierwsza na jej czarnej liście- stwierdziła gorzko. – Nie przypuszczałam spotkać się w takich okolicznościach. Cóż miłość zmienia człowieka.  Viola w zeszłym tygodniu wspomniała o nowej miłości Alexa.
- Nie ukrywasz przepadkiem czegoś przede mną?
Spojrzenie przeszywało ją wskroś. Nie drgnęła obserwując jego twarz.
O czym on mówi?
- Nie miałam pewności nie chciałam …- urwała nie patrząc na niego. – Nie patrzyłam… zabrakło mi odwagi- przyznała ledwie słyszalnie. Bez słowa podał jej plastikowy przedmiot.
- Jedna- mruknął zawiedziony i zbierając ze stołu brudne naczynia. Niczym posąg siedziała na krześle i wydała z siebie cichy jęk rozpaczy .
- Jesteś rozczarowany?- wypaliła bez zastanowienia.
-Nie –skłamał. – Przecież ty nie chciałaś teraz dziecka ,prawda?
- A kto by chciał w takim momencie mieć dziecko. Jesteśmy tylko kochankami.
- Kim?- zmierzył ją gniewnym spojrzenie. – Powtórz ,bo nie dosłyszałem.
- Miałam na myśli…
- Doskonale wiem ,co miałaś na myśli- wysyczał przez zęby. – Bawiłaś się mną ,tak? Rozumiem ,że z twojej strony to blef.
- Kompletnie nie wiem ,co się ze mną ostatnio dzieję- przyznała smętnie. – Denerwuję mnie ,każda rzecz. Dziś wypiłam herbatę z solą. Ciągle się kłócimy, nie chcę tak.
Napełniła umywalkę zimną wodą i zanurzyła dłonie. Policzki przybrały odcień buraczka ,a w oczach gromadziły się łzy. Opłukała twarz i wytarła w ręcznik i uniosła do góry drugi test. Pozytywny. Zdezorientowana wpatrywała się w niego mrugając powiekami. Żółć podeszła jej do żołądka.

                                                 &
Minęły dwa tygodnie. Powtórzyła test. Pozytywny. Umówiła się do kliniki ginekologicznej w przyszłym tygodniu, zachowując tą informację dla siebie, do czasu wizyty . Musiała się tam udać ,aby nie zwariować.
Następne  poranki ciążyły jej strasznie i czuła się okropnie. Po każdym kęsie zwracała i całe dnie piła rumianek. Próbowała imbiru ,herbat, krakersów. Nic nie pomagało. Dobrzański poważnie niepokoił się stanem ukochanej.
- Kochanie – zawołał zdejmując płaszcz i odkładając teczkę. Napił się szklankę soku i zerknął na karteczkę na wyspie kuchennej.
Lazanie  masz w lodówce. Wystarczy podgrzać. Jestem przed badaniem. Zadzwonię po wszystkim. Pa. Nie spal mieszkania.
Ps. Kocham cię
- Cholera ,jakie badanie?- zastanawiał się głośno. – Moja Ulka jest w ciąży- odpowiedział sobie sam i uśmiech wypełzł mu na twarz. Zaręczyny miał już zaplanowane ,lecz z powodu złego samopoczucia Uli nie chciał wyciągać ją z domu.
Po krótkim namyśle olśniło go. W salonie pod półką z bibelotami znajdowała się szafka na klucz. Tam Ula gromadziła różne przedmioty. Po kwadransie znajdując klucz . Wyjął potrzebne rzeczy i ruszył do salonu. Rozłożył obrus ,rozłożył talerze i sztuczce. Zamówił bukiet w poczcie kwiatowej z dostawą do domu. Po odebraniu róż wstawił je do wazonu ,zerknął na zegar. Zasłonił zasłony ,bo na dworze było jeszcze dość jasno. Denerwował się ,siadał ,wstawał i odliczał minuty.
Jestem po badaniu. Mam dla ciebie niespodziankę. Będę za kwadrans. – napisała i dodała mnóstwo serduszek.
,,Ok. Nie mogę się doczekać ,kochanie’’- odpisał z zakochanymi emotikonami.

Usłyszawszy kroki pobiegł do korytarza. Odebrał od Uli cienki płaszczyk i poprowadził do salonu. Znieruchomiała na widok udekorowanego stołu ze świecami. Kwiaty w wazonie ,rozsypane płatki na śnieżnobiałym obrusie ,nowa zastawa i Marek zniecierpliwiony, w bladoniebieskiej koszuli.
- Skarbie ,usiąść jedzenie stygnie- powiedział prowadząc ją do nakrytego stołu. Oczy napełniły się łzami i wtuliła się w zdezorientowanego Marka. Zastanawiał się nad powodem wylewania przez Ulkę łez. Chciał dowiedzieć kto skrzywdził jego dziewczynę. Przyłożyłby każdemu kto śmiałby zadać jej ból. Nie inaczej było z nim ,lecz zmienił się ,gdy zrozumiał ,że jest tą jedyną i bardzo ją kocha.
- Mocno mnie przytul- poprosiła. – Powiesz ,co się stało? Ktoś cię…
- Nie ,nie- odsunęła się i spojrzała mu w oczy. – Jestem… jestem w ciąży, Marek.
- Cudownie ,wspaniale ,niesamowicie- mówił całując jej nos ,powieki ,usta. – Nasze marzenie…
- Nasze marzenie?
- Nie marzyłaś o zostaniu mamą? Twierdziłaś ,że nie możesz ,a tu taka niespodzianka. Musimy kupić wózek ,łóżeczko ,urządził pokoik ,o teraz fajne zabawki i lampki do przyczepienia nad kołyską. Zamontujemy karuzelę i koniecznie musimy wybrać fotelik do samochodu… kurde w moim za mało jest miejsca..no nic kupię inne auto. O powiem moim rodzicom. Tak się ucieszą.
- Marek ty zwariowałeś- stwierdziła poważnie. – Nie ,tobie kompletnie odbiło.
- Nie- zaprzeczył.- Posłuchaj.
- Okej ,słucham- popatrzyła na niego wyczekująco. Wziął leżącą na półce za plecami czerwoną sztuczną różę. Ula zwróciła na to uwagę i zmarszczyła brwi.
- Ulka jesteś najcudowniejszą kobietą jaką spotkałem w swym życiu. Poznając cię stopniowo odkrywałem ciebie. To jaka jesteś. Twą osobowość ,charakter ,wewnętrzne piękno. Szukałem wrażeń ,przygód do poznania ciebie. Ty sprawiłaś ,że przeanalizowałem swoje życie i doszedłem do wniosku ,że jest ono bezwartościowe. Właściwie dopiero przy tobie jestem tym kim jestem. Sobą ,nie udaję czegoś ,aby osiągnąć jakiś cel. Mój cel to ciepły dom ,u boku kobiety ,którą kocham nade wszystko- zaakceptował słówko ,,kocham’’- padając na kolana.
– Co ty robisz?- oniemiała ,zaszkliły się jej oczy.
To oświadczyny. Nie wierzę …Czy to aby nie sen? Zbyt piękne ,żeby mogło być prawdziwe. A może jednak… niech ktoś mnie uszczypnie.
Uchylił wieczko czerwonego pudełeczka znajdującego się na łodydze sztucznego kwiatka i wyjął pierścionek. – Zostaniesz moją żoną?- zapytał .
- Nie śnię?
- Zapewniam cię ,że nie- odparł uśmiechając się uwodzicielsko. Zapatrzyła się na ten uśmiech ,jego dołeczki. – Tak- wyszeptała szlochając.
Pierścionek błyszczał na palcu w blasku świec. Ula nie dowierzała we swoje szczęście. Marek złączył ich usta w żarliwym ,długim pocałunku.
Zasiedli do kolacji z radosnymi iskierkami w oczach przekonani ,że unoszą się nad ziemią pijani szczęściem.
- Marek?
- No?
- Bo ty nie wiesz …najważniejszego- jąkała się w odetchnęła głębiej.
- Czego?
- Bliźniaki- wymówiła niepewnie.
- Co? Dwa małe szkraby?- przylgnął ustami do ust narzeczonej ,a następnie do brzucha. – Kocham was i waszą mamusie.

                                       ***
W następnym tygodniu Marek i Ula zabrali dziewczynkę do Zoo. Zachwycona mała oglądała małpy ,słonie ,żyrafy podchodząc po kolei do siatki ,a Ula zabrawszy wcześniej aparat robiła wszystkim zdjęcia. Przy małej pozwalali sobie na trzymanie się za ręce ,przytulanie i delikatne pocałunki. Widząc radość dziecka sami uśmiechali się do siebie ,myśląc o najbliższej wspólnej przyszłości. Po wycieczce po Zoo wybrali się na zapiekanki na nowo rozkoszując się ich smakiem i rozmawiając.
W drodze do Rysiowa Ula wraz z siostrą śpiewały piosenkę ,którą Beatka nauczyła się na kółku muzycznym. Niebo zachwycało błękitną barwą ,trawa soczystą zielenią ,a kwiaty przy skwerach tworzyły dekoracje miasta. Pshemko również postawił na żywe kolory nowych kreacji. Marek zamierzał namówić Ulę na powrót do siedziby firmy.
Muzykalna rodzina.
- Mareczek!- zapiszczała Beatka ujrzawszy znany samochód na podjeździe wybiegając bez szalika i rękawiczek. Uwiesiła się na jego szyi. Z dziewczynką na rękach zmierzał do domu Cieplaków.
- Dzień dobry- rzekł z uśmiechem Józef. – Kawy ,herbaty?
- Herbaty – odpowiedzieli zgodnie na ,co zaśmiał się ojciec Uli. Dobrzański zajął miejsce przy stole ,a mała wślizgnęła się na jego kolana zupełnie jak ,kiedyś i pokazywała mu zrobione z masy solnej figurki. Wykazywał spore zainteresowanie tym ,co mówi mała.

 Ula uniosła kubek z parującą herbatą przyglądając się z czułością ukochanemu opowiadającemu zabawną historyjkę  Beatce. Józef włączył się do rozmowy pytając ich o bieżące sprawy i ogólnie życie.
- Ulka jest całym moim światem- wyznał mężczyzna.
- A ty moim- uśmiechnęła się do niego uroczo. -  Tato…- zawahała się. – Bo my…
- Zaręczyliśmy się- wyręczył ją Marek. – Bardzo się kochamy i chcemy wziąć ślub jak najszybciej- poinformował z radosnymi iskierkami w oczach.
- Super!- krzyknęła Betti. – A co z tym dzidziusiem?- wypaliła.
- Będzie ,będzie- potwierdziła Ula. – Nawet dwójka.
Józef pił herbatę przetrawiając te wieści i spoglądał to na jedno, to na drugie.
- Gratuluję, panie Marku z panem chciałbym porozmawiać później na osobności.
- Oczywiście. I wystarczy Marku- poprawił go.
- Dobrze. Cieszę się kochani . Wreszcie widzę że moja córka jest szczęśliwa i mam nadzieję ,że nie popełniam błędu oddając ją w twoje ręce?
- Ależ skąd. Kocham Ulkę nad życie i przyszłe dzieci. Oni są dla mnie najważniejsi- zapewnił gorliwie ,biorąc dłoń Uli i przyciskając do ust. 

piątek, 25 sierpnia 2017

,,Bolesna strata'' 15



,,Ślady, które ludzie pozostawiają po sobie ,zbyt często są bliznami’’

Ula uczyła się powoli oswajać z mężczyzną ,który czuwał przy niej i dbał o bezpieczeństwo. Pomoc Marka okazała się nieunikniona ,ponieważ była zbyt osłabiona ,aby radzić sobie z podstawowymi czynnościami zwłaszcza z niesprawnymi jeszcze rękoma. Krępowało ją proszenie o pomoc ,ale wolała prosić Dobrzańskiego niż jakaś pielęgniarkę. Po raz pierwszy zauważyła jego miłą powierzchowność. Umył jej twarz, obmył lekkie rozcięcie na nodze i zaniósł z powrotem do sali ,otulił szczelnie kołdrą i poprawił poduszkę.
-Chcesz wody?- spytał widząc ,że usiłuje coś powiedzieć. Skinęła głową. – Ale…
Przytknął jej szklankę do ust ,przysiadając na brzegu łóżka. Zwilżyła usta ,czując ulgę.
- Dziękuję- wyszeptała i obdarowała go półuśmiechem. – Nie radzę sobie z niektórymi rzeczami – wyznała trochę zakłopotana. – Przepraszam.
- Nie przepraszaj.
Odstawił puste naczynie i sięgnął po egzemplarz Cień gwiazdy – Czytałaś?
- Trochę- odparła krótko.
- Przypadkiem nie jest to twoja ulubiona opowieść?- zapytał wnikliwie ją obserwując. Zmrużyła oczy leciutko pochylając się w jego kierunku próbując opanować drżenie rąk.
 – Tak- skrzywiła się dotykając palcami skroni.
- Boli cię? Zawołać lekarza?
- Panie Marku …
- Zawołam jednak lekarza.
Doktor zaświecił jej światłem w oczy. Dokładnie obejrzał ,wpisał coś do karty, zadał parę podstawowych pytań Dobrzańskiego ,potem pacjentce i wyszedł przeprowadzając z Markiem krótką pogadankę o zdrowiu Uli. Powracające z lotem błyskawicy wspomnienia plus silny wstrząs wywołał silny ból. Pielęgniarka podała lek uspokajający wstrzykując go do kroplówki. Powieki kobiety ciążyły niczym ołów ,w końcu opadając ,a ona pogrążyła się w głębokim śnie. Wślizgnął się do sali ,by poobserwować śpiącą ukochaną.
- Odpoczywaj ,kochanie. Musisz wyzdrowieć i wrócić ze mną do domu.

                               ***
- Cześć , poczta do ciebie. Dzwonił Śluzak.
- Kto?
- Wiktor Śluzak. Podpisałeś z nim w poprzednim tygodniu kontrakt- przypomniała recepcjonistka. Podrapał się nerwowo po głowie ,nie pamiętając o kogo chodzi.
- Ten z ofertą pokazu stroju kąpielowych?
- A- przycisnął rękę do czoła. – Wiem. Mówiłem ,że się zastanowię i wstępnie się zgodziłem. Kurde ,muszę się wycofać.
- Dlaczego? Wiele firm zajmuję się strojami kąpielowymi.
- Ale my nie tworzymy bielizny tylko konkretne stroje dla zamożnych i średnio zamożnych ludzi- stwierdził rzeczowo ,zabierając korespondencje mijając się po drodze z Maćkiem ,który spóźnił się dzisiaj osiem minut.
- Gdzie Klara?
- Jeszcze  chyba nie przyszła ,szefie.

                                       ***
Odchylił się w fotelu rozważając słowa recepcjonistki. Nie sądził by pomysł z bielizną czy strojami wypalił. Violetta z pewnością byłaby sceptyczna mimo dobrej sylwetki po ciąży. Często poranki spędzała na fitnessie zaprowadzając małego do żłobka.
- Kawa?
- I kanapka z szynką- odpowiedział. – Nie jadłem śniadania.
- Nie ładnie pić kawę na pusty żołądek. Wrzodów można się nabawić. Mój syn też nigdy nie jada śniadań, choćby ciepłej herbaty ,za oknem straszny ziąb- mówiła i mówiła ,a Marek rozkojarzony otworzył laptopa i nowy plik wpatrując się biel niezapełnionego dokumentu.
Klara zniknęła za drzwiami ,a on podszedł do okna i wyjrzał na miasto skąpane w szarości, otworzył okno wsłuchując się w uliczny szum, ktoś krzyknął ,ktoś zatrącił. Uśmiechnął się ponuro przypominając sobie początki pracy w biurowcu. Zaciętą windę ,buty nie pasujące do garnituru, dziewczyny w krótkich spódniczkach ,które rozpraszały go w pracy. Z siłą huraganu w jego nudne ,monotonne życie przybyła Ula. Dziewczyna z traumą ,przeszłością i brakiem chęci do czegokolwiek. Odezwała się do niego ,co uznał za dobrą monetę i nie zamierzał jej zostawić. Tym bardziej ,że pokochał ją całym sercem i nie pragnął jej szczęścia.
- Kawa i kanapka. Przyniosłam jeszcze małe ciastko.
- Dzięki- uśmiechnął się z wdzięcznością. – Za kwadrans połącz mnie z Śluzakiem.
- Oczywiście- odparła potulnie stojąc przy drzwiach, wygładzając brązową spódnice.- To wszystko?
- Zamówiłaś teczki i foldery? A Pshemko u siebie?
- Nie wiem ,ale zaraz sprawdzę. Foldery zamówiłam wczoraj, a teczkami zajmę się dzisiaj. W kolorze beżowym?
- Błękitnym. Kolekcja młodzieżowa połączona z zimową. W tym płaszcze.
- Jakie płaszcze? Nie wyrobimy się. Mam napięty grafik, a w piątek jest w szkole wywiadówka.
- U Pshemko zauważyłem projekty płaszczy również dziecięcych.
- Kiedy?- wpatrywała się zdumiałymi tęczówkami w szefa.
- Niedawno- powiedział cicho.

                                          ****
Marek rozważał decyzję o oddaniu Uli do ośrodka i stwierdził ,że narazi ją na większy stres i wcale nie jest dobre rozwiązanie. W jego umyślę narastało coraz więcej wątpliwości. Wizyty u terapeutki w prywatnej klinice mogły okazać się lepszym pomysłem. Miałby na nią oko ,byłaby pod jego opieką i być może nie targnęłaby się już więcej na swoje życie. 
– Moi rodzice ucieszyli się na wieść o dziecku- zaczął niepewnie.- W szóstym miesiącu wystąpiły komplikacje...Otrząśnięcie się po utracie dziecka zajęło mamie wiele czasu… chodziła na terapię i …potem ja powiłem się na świecie. Wspominam o tym ,bo…
- Bo?- wbiła w niego załzawione chabrowe oczy.- Chcesz udowodnić mi za wszelką cenę ,że po czymś takim …da się normalnie żyć? Wyzdrowieć ,przeboleć stratę ,zapomnieć? Jeśli tak to wyjść .
- Miałem mieć siostrę ,a… ból ,kiedyś mija ,ale zostaje pustka- mówił nie zważając na jej zdenerwowaną minę i niemą prośbę w oczach ,by wyszedł.- I czuję tą pustkę siedząc wieczorem w pustym mieszkanie. Nie wypełnia go śmiech dzieci ,szczekanie psa ,nie pachnie kolacja przygotowana specjalnie dla ciebie.
- To się nazywa samotność- podsumowała. – Znam to. Kiedyś byłam Emily i ja… matka i córka. On był ,ale…- urwała zastanawiając się. – Nieobecny. Córka nic nie znaczyła. Byłyśmy dla niego ciężarem ,a później stałam się nim dla przyjaciół ,a teraz pana.
- Kiedykolwiek zaczniesz mówić nieoficjalnie?
- Zapomnij- warknęła. – Nie zaprzyjaźnimy się ,a wiesz czemu?
- Nie wiem.
- Nie znoszę cię i twoich głupich gier i nękania. Śledzenia ,zbierania informacji ,ty- posłała mu oskarżycielskie spojrzenie. – łazisz ze mną nawet do kibla. Jesteś psycholem. I radzę ci zbierać panie dupek i zamknąć za sobą szczelnie drzwi. Pomogłeś mi ,okej. A teraz żegnam- syknęła.
- Do zobaczenia- rzucił zbierając z krzesła marynarkę. – I mam nadzieję ,że jutro będziesz miała lepszy humor.
-  Będę skakać z radości- dodała sarkastycznie.- Po ujrzeniu pana tym bardziej.
Niech on przestanie istnieć. Zapadnie się pod ziemię ,zaginie ,wyjedzie. Wszystko mi jedno, byle zniknął.
                                             ****
Deszcz zacinał w okna, strugi wody wolno spływały po szkle. Pobyt Uli w szpitalu dobiegał końca. Wypis miała za dwa dni. Zostało jej kilka drobnych ran ,trochę blizn , gips na jednej ręce. Po porannej toalecie i marnym śniadaniu, zasnęła.
Dziewczyna krążyła po pustych ,ciemnych korytarzach odnosząc wrażenie ,że jest śledzona. Drżała z zimna ,strachu dławiącego w gardle i osoby ,która wyrosła niczym drzewo przed nią. Stanęła bojąc się oddychać ,wykonać jakikolwiek ruch. Szuranie ,szmery ,piski ,jęki i wiele innych głosów przyprawiało o dreszcze. Wytężyła wzrok idąc bez uczucia woli naprzód. Ręce bezwładnie zwisały wzdłuż ciała ,krew kapała na białą podłogę. Drzwi nie miały klamek. Dziewczyna weszła do pokoju. Przewiercała wzrokiem pacjentkę i zerknęła na łóżko po lewej stronie. Zatrzasnęły się drzwi. Podskoczyła i obejrzała się. Biel jej koszuli zatrzepotał ,gdy otworzyło się z hukiem okno i ujrzała za oknem niewyraźną postać na tle mgły. Podążyła za nią idąc po łóżku ,nie zważając na martwą pacjentkę leżącą z otwartymi zamglonymi oczami i rozrzuconymi rękami po bokach. Na szyi miała sine ślady jakby od uduszenia. Szatynka ominęła jej ciało i stanęła na parapecie pokrytego łuszczącą się kremową farbą i zeskoczyła w krzaki z kolcami. W podartej piżamie ,potarganych włosach udała się w ślad za małą zjawą i biegła  prawie do utraty tchu. Bose stopy dotykały twardego mokrego podłoża. Dotarła do urwiska ,lecz dziecka nie było. Na krzaku przy skale dostrzegła w nikłym świetle księżyca niebieską wstążeczkę. Zbliżyła się przesuwając ostrożnie w stronę gałązki. Ktoś chwycił mocno jej dłoń powstrzymując ją i przyciskając do serca rękę. Uniosła głowę napotykając pełne troski spojrzenie.

Drzemała w pozycji embrionalnej ,z ust wymykały się pojedyncze słowa. Na szyi ,plecach oraz czole perlił się pot. Przewróciła się na bok ,miotając się po materacu.

Puszczając klamkę dopadł do jej łóżka ,zgarniając ją w ramiona. Szamotała się ,stopniowo słabnąc i uchylając powieki. Otępiały zmysły nie pozwoliły kobiecie zupełnie się wyciszyć. Drzemały w niej lęki i nieufność do ludzi. Bliskość jakakolwiek włączała w jej głowie syrenę alarmową. Zagubione poczucie bezpieczeństwa ,aż nazbyt wyraźnie stawało się widoczne.
- Ula, pozwól sobie pomóc. Uciekałaś przed nim zatem nie pragnęłaś umrzeć- stwierdził ,chcąc zwiększyć odległość między nimi ,ale Ula trzymała się kurczowo jego ramienia.
- Chciałam ,nie chciałam- mruknęła ledwie słyszalnie.- Bez znaczenia. W piekle byłoby mi lepiej. Zdaniem Iwanow nie moim.
-Dziewczyna o której opowiadałam…- dyskretnie spojrzała na pusty materac pod ścianą i kontynuowała, szeptem.- Ciężarówka zajechała Tamarze drogę ,zjechała na prawy pas i auto wypadło z drogi staczając się po stromym zboczu. Po prostu zaczęła opowiadać i płakać. Była u niej policja. W wypadku zginął jej narzeczony. Amputowali jej nogę ,a ona mówi ,że życie w niczym nie będzie przypominać dawnego ,ale wierzy ,że wszystko się ułoży. Po jej zwierzeniach zrozumiałam ,że nie umiem żyć jak dawniej ,cieszyć się chwilą, marzyć i takie tam- rzuciła lekceważąco.- A ty masz ulubioną książkę?
- Hm…- zastanawiał się mając pustkę w głowie.
- Jesteś laikiem?- zdziwiła się. – Szczerze ,nie wyglądasz- uśmiechnęła się nieśmiało.
- Nie? A na kogo wyglądam?
- Bogatego panika z wyuczonymi na pamięć formułkami. Prawnika.
- Pomyłka. Jestem z wykształcenia ekonomistą i marketingowcem. Firmą zarządzał mój ojciec ,lecz problemy ze zdrowiem uniemożliwiły mu prowadzenie dalej przedsiębiorstwa. Zarządzanie zespołem kosztowało go sporo nerwów dlatego przekazał pałkę młodszym. Od kilku lat staram się nie sprowadzić firmy na skraj bankructwa. Współudziałowcy założyli filię we Włoszech i są szczęśliwi. Paulina …
- Odpowiedzialna funkcja. Lekarze mają gorzej, chociaż ratują życie ludziom i…- nie dokończyła – Emily nie uratowali- rozpłakała się rozpaczliwie.
- Nie płacz. Emilka zginęła ,ale nie pomyślałaś nigdy o…
- O czym?- zerknęła na niego zaskoczona.
- Ech… drugim dziecku?- wypalił.
- Niby jak?- spojrzała na bruneta jak na upośledzonego.- Mój mąż nie żyje. Zapomniałeś? I nie zamierzam szukać ...- łzy słynęły po policzkach. - Nie umiałabym z kimś...być po tamtym zdarzenie...nie mogę. Nie.
- Nie miałem na myśli twojego męża.
- A kogo?!
- yyy...- zmieszał się.
- Sisinij* pił do późna z kolegami i grał w karty. Upił się i tłukł całą noc po mieszkaniu. Rozbił szklany stolik ,lampę i poprzewracał krzesła. Wywietrzyłam salon ,bo śmierdziała wódką, tytoniem i chyba trawką? Skryłam się w sypialni. Następnego dnia przeprosił mnie. Kupił kwiaty. Wieczorem coś zamówiliśmy. Pierwszy raz od ślubu byto tak romantycznie...uwierzyłam ...spędziliśmy ...
- Ula...
- Wtedy wydawało mi się ,że go kocham. Wierzyłam w jego przemianę. Trwała zaledwie ponad tydzień. W końcu szóstego miesiąca ciąży spadłam ze schodów...Maksim zmarł ,a Emily...walczyłam o jej życie ,a potem chroniłam ją przed nim.A teraz pozostały mi po córeczce tylko wyblakłe fotografię.
- Bardzo ją kochałaś- wtrącił. - Zrozum mała zginęła w wypadku. Nie z twojej winy. Jesteś młoda możesz mieć jeszcze dziecko.
- Z kim?


- Z kimś kto cię pokocha, ty również i zdecydujecie założyć rodzinę- odparł.
- Zaraz...mówisz o sobie?- wytrzeszczyła oczy ,patrząc na Dobrzańskiego.
- N- nie- skłamał. – Czysto teoretycznie.
- To dobrze- odetchnęła z ulgą. – Nie strasz mnie tak. Trzymam kciuki ,aby ci się odnaleźć tą jedyną i zostać ojcem. Przynajmniej zostawisz mnie w spokoju. Nie będę potrzebowała już twojej pomocy ,bo wrócę do przyjaciół- zauważyła.- I wszystko wróci do normy. No prawie- zasmuciła się myśląc o małej.
- Miejsce ,w które trafisz nie będę cię odwiedzał- oznajmił zdecydowanie.
- Nie… nieprawda.
- Dostałaś skierowanie do ośrodka- na potwierdzenie słów rzucił jej na pościel kawałek papieru. – Do zobaczenia ,kiedyś.
Ula już nigdy się nie otrząśnie.Za wiele spadło na jej głowę,doświadczyła najgorsze rzeczy nikt jej nie pomoże. Szkoda ,że ja też nie. Ona cierpi i cholera nie umiem jej pomóc. Straciła nie jedno ,a dwójkę dzieci.
Po wyjściu Marka ponownie wpadła w stan odrętwienia ,tępym wzrokiem obserwując okno. Znowu zaniosła się rozpaczliwym płaczem. Nie potrafiła uporać się z rozpaczą. Dotarło do niej ,że na własne życzenie została sama. W szpitalnych murach ,bez marzeń ,a człowiek bez marzeń, iskierki nadziei w sercu jest niczym. Nie istnieje ,bo marzenia upiększają świat i ubarwiają życie . Nie Uli. Jej nie miało szarych kolorów tylko czarne. Próżnia ,w której nic nie ma.
- Chwila …co znaczy ,kiedyś?- usiadła gwałtownie na materacu. – On już nie przyjdzie? – zapytała siebie na głos. – Zamkną mnie w szpitalu psychiatrycznym? Nieeee…ty pieprzony dupku . Nigdy ci nie wybaczę , Nie będziemy przyjaciółmi. My ,co najwyżej możemy być wrogami!- wykrzykiwała ogarnięta wściekłością i gniewem na bruneta. Wyprowadził ją z równowagi. Nie pierwszy raz.
                             
Po skończeniu obchodu wymknęła się z sali zakradając się do gabinetu zabiegowego.Nikogo nie zastała. Uważała ,żeby nikt nie przyłapał ją na kradzieży leków.Schowała do kieszeni szlafroka ,idąc korytarzem normalnie nie wzbudzając podejrzeń. Wślizgnęła się pod pościel ,zauważając ,że mężczyzna w dalszym ciągu śpi. Marek nie dotrzymał słowa i przyszedł następnego dnia. Nalała do szklanki soku i łyżeczką rozgniotła tabletki wsypując je do napoju. Zamieszała i uśmiechnęła się z pełną satysfakcją. Wreszcie się go pozbędzie.
Przebudził się ,przeciągnął i zerknął na Ulę. Przełknął ślinę ,zaschło mu w gardle. Taksowała Marka spojrzeniem ,jej oczy  ,złowieszczo błyszczały.  Było w nich szaleństwo ,złość ,nienawiść. 
- Napijesz się soku? 
- Poproszę.
Miał pociągnąć już łyk ,gdy popchnęła go ,stracił równowagę z hukiem spadając z krzesła ,a sok rozlał się po posadzce.Onieśmieleni nagłą bliskością ,odważyli się spojrzeć sobie w oczy. Dotknęła jego twarzy, włosów. Zacisnął palce na jej nadgarstku powstrzymując ją.
 Oddychała płytko ,strach pomieszany z czymś czego nie potrafiła zdefiniować. Serce łomotało w piersi. Przeżyty koszmar nie powrócił.
- Ula...
Próbował się podnieść ,powstrzymała go chcąc zrobić to pierwsza. Straciła równowagę wpadając z powrotem na bruneta,odwracając głowę ,by uniknąć spotkania ich ust. Nie zamierzała całować Dobrzańskiego. Lekarz zwabiony hałasami wbiegł do sali..  
 Pielęgniarka oderwała Ulę od mężczyzny. Ta z całych sił wyrywała się ,wierzgała nogami. 
- Marek ,ja ...zrobiłam coś naprawdę głupiego- przyznała. - Przeprasz...am- łkała. - Przepraszam. Nie chcę iść do ośrodka. Nie rób tego. Poprawię się obiecuję. Ukradłam te leki i wsypałam ,ale...nie mogłam ...
- Uratowałem narzeczoną ,która planowała popełnić samobójstwo- wyjaśnił pokrótce oszukując .- Prawda ,kochanie?
- No,tak było. Marek mnie uratował i ...dziękuję. To się nie powtórzy. Przysięgam- uśmiechnęła się delikatnie.
Po wyjściu lekarki przestał udawać i zmierzył ją groźnie. 
- O czym ty do mnie mówisz?!- krzyknął. - Planowałaś mnie zabić?! Otruć?
- Tak.
 Byłoby łatwiej się od ciebie uwolnić. Zanim  zanadto cię polubię. 
- Żegnam - odrzekł chłodno.- Więcej się nie spotkamy.
*- Ula zna wyłącznie fałszywe dane byłego męża. 

środa, 16 sierpnia 2017

,,Bolesna strata'' 14

Wersje cofnęłam do roboczych ,ale przypadkiem skasowałam więc wstawiam ten rozdział od nowa. Zawiera małe zmiany .  
Pozdrawiam :).
Rozdział zawiera liczne wulgaryzmy i akty przemocy!

, ,Jeśli chce się przestać myśleć o nadchodzącym tsunami, trzeba skupić całą uwagę na układaniu worków z piaskiem''

Urszula chciała wytrącić bandziorowi broń, ale nie udało się. Broń wypaliła. Krew rozbryzgała się na jasnej ścianie tworząc krwawą mozaikę. Pociągnął ponownie za spust , a Ula przekoziołkowała po schodach  na sam dół.
Mężczyzna zbiegł z miejsca zdarzenie, ale zjawiła się policja i udała się pościg za nim. Niepostrzeżenie odwrócił się i strzelił w nogę jednej z pielęgniarek. Upadła na podłogę zwijając się z bólu. Biegł nie wypuszczając pistoletu, choć policjant rozkazał ją rzucić na ziemię. W końcu potknął się zderzając z drzwiami i broń poleciała kawałek.
Policjanci  przycisnęli go do podłogi, zakuli w kajdanki i zabrali do radiowozu policyjnego. Świadków było całkiem sporo i nie mógł się wywinąć z rąk funkcjonariuszy. Zostanie postawiony pod zarzutem usiłowania zabójstwa pacjentki o niebieskich oczach i ciemnych włosach oraz napad z bronią w ręku. Groziło mu nawet do dwudziestu pięciu lat pozbawienia wolności.
                                                       &&&                                         
Pacjentka o szafirowych oczach nieprzytomna trafiła na salę operacyjną, gdzie zszyli jej ranę głowy i wyjęli kulę umiejscowioną między żebrami, która nie uszkodziła najważniejszego organu. Serca. Lekarz powiadomił Marka Dobrzańskiego o stanie Urszuli. Ten zdruzgotany dotarł do szpitala jak najprędzej gotowy błagać medyka o jej zrobienie wszystkiego, by przeżyła i otworzyła te jakże śliczne błękitne oczy.
 Nie zważając na śliską nawierzchnie wcisnął gaz i włączył do ruchu. Przyśpieszył drżąc w środku na samą myśl o nieodratowaniu kobiety. Ściskało go w dołku, pociły mu się ręce i z trudnością skupił się na prowadzeniu pojazdu. Nie zakupił jeszcze samochodu po tym jak jego doszczętnie spłonęło po eksplozji. Pożyczał od najlepszego kumpla.  Nigdy nie sądził, że przyzwyczai się, aż do tego stopnia do dzieci,ale dzieciaki przyjaciół polubił i złapał z nimi świetny kontakt.


Ukrył twarz w dłoniach siedząc przed salą operacyjną. Czas ciągnął się w nieskończoność. Lekarz zielonym zakrwawionym fartuchu opuścił pomieszczenie zsuwając z twarzy maseczkę. Marek przełknął głośno ślinę ze szklistymi oczami. Z identyfikatora odczytał imię doktora. Po nim wyszedł drugi, którego od razu rozpoznał.
- Pani Urszula została odratowana. Kula ominęła serce i utknęła między żebrami. Wyjęliśmy ją i zatamowaliśmy krwawienie. Usunęliśmy śledzionę. Niestety nie wiem czy pacjentka, kiedykolwiek odzyska świadomość. Po rezonansie będzie więcej wiadomo. Mogło dojść do uszkodzenia mózgu, doznała silnego urazu, licznych złamań i zadrapań.
- Czy moja… narzeczona wyjdzie z tego?- Zadrżał mu głos. – Mogę do niej zajrzeć?
- Niestety, pani Urszula za chwilę zostanie przewieziona na salę po operacyjną i nie można składać żadnych wizyt.
- Błagam pana, choćby na chwilkę. Muszę …muszę ją zobaczyć- wykrztusił łamiącym głosem. – Chcę przy niej być. Proszę.
- Rozumiem, ale pani Ula jest zbyt słaba- oznajmił lekarz.- Konieczna będzie również pomoc psychologa lub psychiatry. Po takiej traumie może przestać mówić lub odciąć się od bliskich, świata. Najważniejsze, żeby jej nie zostawiać samej. Być przy niej, gdy odzyska świadomość. Radziłbym panu jednak najpierw pojechać do domu i się przestać. Powiadomimy pana, gdyby obudziła się czy działo coś niepokojącego. 
- Przepraszam. Śpieszę się.
- Oczywiście- mruknął Dobrzański, a serce pękało mu z bólu po tym, co usłyszał.- Panie doktorze!
- Tak?
- Nie pojadę dopóki się z nią nie zobaczę- odparł zdesperowany. - Tylko minutka. 
- Niestety, pani Urszuli zalecany jest spokój. 
- Błagam pana. Nie był pan nigdy zakochany?- Chciał go podejść. 
- Od siedemnastu lat jestem żonaty- odpowiedział. - Pozwalam na minutę. 
- Dziękuję 
Nachylił się spoglądając na śpiącą kobietę. Leciutko pocałował w bandaż na czole i pogładził miękką skórę zaczerwionego policzka. 
- Przy mnie nic ci nie grozi, kochanie- wyszeptał czule i nieśmiało musnął blade wargi. Obszedł łóżko odgarniając szatynce włosy i przyglądając się Uli w zadumie. Zanim wyszedł pocałował jej usta po raz drugi i trzeci. Ciągle spała.
 - Kocham cię i zawsze będę. Pa. Ula.
W szpitalu usłyszał przypadkową rozmowę o napadzie w szpitalu. Dowiedział się, co dokładnie zaszło dzisiejszego poranka.

                       ****
Przeszywał ją straszny ból, uniosła ciężkie powieki usiłując zlokalizować miejsce, w którym się znalazła. Błądziła wzrokiem po ścianach, meblach i oknie z białymi ramami. Poruszyła palcami czując przeszywający ból. Uniosła jedną rękę pokrytą prawie po palce bandażem, druga pokryta gipsem leżała bezwładnie na pościeli. Z trudem  nieporadnie odkryła kołdrę zauważając, że nie ma gipsu na nodze. Przekonana była, że go miała. Wodziła palcami wzdłuż swojego ciała napotykając gruby bandaż, dotknęła czoła dotykając materiału i sunąć w dół natrafiła na kołnierz ortopedyczny na szyi. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się skąd się wziął.  Wzdrygnęła się przypominając sobie dopiero teraz wystrzał i groźby rzucane przez obcokrajowca.  Widok szatynki był dla marka wstrząsający. Wszędzie sińce, rozcięta brew, pozdzierane do krwi palce.
- Marek…
- Nie dotykaj ran- upomniał ją cicho. – Rozdrapiesz i zaczną krwawić. Skuliła się wyglądając jak bezbronna mała dziewczynka, obezwładniona strachem. Oszołomiona cofała się wydarzeniami w czasie, którym brakowało logiki. Gubiła się.
 Zastygła na moment usłyszawszy skrzypienie drzwi. Odwróciła się  i obleciał ją strach. Zsunął ciemny kaptur z głowy. Włosy miał przydługie ciemne, wyglądające na przetłuszczone. Rozpoznała twarz tego człowieka.
Rozgniewane niemal antracytowe oczy.
 Zapamięta  je na zawsze, jako ślepia mordercy. Dławienie w gardle nie pozwalało wydobyć się żadnego głosu. Podchodził do niej mierząc z pistoletu. Wykorzystując chwilę, wymknęła się z sali. Ukryła z kołaczącym sercem za automatem i przywarła do ściany. Na korytarzu zauważyła ją lekarka. Spytała o coś, ale ta wyminęła ją zgrabnie i nie zauważyła wózka z środkami czystości. Mężczyzna śledził ją, wprawiając w przerażenie personel, groził bronią. Ludzie w popłochu uciekali, usuwając mu się z drogi. Kobieta upadła na kolana obolała ze stłuczonym kolanem i ruszyła dalej, zbiegając po schodach. Złapał ją za gardło, zabrakło jej tchu, gwałtownie puścił. Zaniosła się kaszlem dotykając czerwonych śladów na skórze. Wkrótce przybiorą odcień fioletu. Przycisnął ją do ściany, czuła nieświeży oddech. Zbierało się kobiecie na mdłości.
- Cóż za spotkanie, panno Iwanow- wyszeptał pogardliwie.
-Czego chcesz?- Wyjąkała drącymi wargami.
- Zrobisz coś dla mnie. Twój gościu wyjątkowo zalazł mi za skórę, ale to ty za to zapłacisz. Masz dwa wybory. Jeden obskubiesz trochę tego bogatego gościa i przekażesz mi forsę lub to on zapłaci za ciebie, ale martwą- zarechotał.- On czeka na twoją śmierć, zdziro- mówił łamaną polszczyzną.
Po ciele przebiegł jej zimny dreszcz, a żołądek zacisnął  boleśnie, aż się zachwiała, odsuwając się od ściany. Przysunął jej lufę do jej bijącego w szalonym tempie serca. Ponownie ją przycisnął do muru.
- Nie, Marek nie zrobiłby… on nigdy- stanęła w jego obronie. - Nie! Nie dostaniesz ani grosza!
- Zobaczymy, tania kurwo- wysyczał jej do ucha, zaciskając jedną dłoń na jej włosach. – Chyba nie chcesz, żeby coś mu się stało albo tobie?
- Na pomoc!- Wyrwało się z jej ust. Przymknął jej broń do jej skroni. Ula wyszarpywała się przepełniona lękiem i modliła się w duchu o cud.
Nie podchodźcie, bo ją zabiję!- Prychnął. – Ta kurwa zginie. Rozpierdolę jej łeb! I rozwalę wasze mózgi na miazgę. Jebani tchórze!
Wycofali się, ale jeden z ludzi zadzwonił po policję. Zszokowany tłum zaczął się przerzedzać.
- Marek…- powtórzyła wodząc, gdzieś nieobecnym wzrokiem.
- Ula- dotknął jej dłoni. Nie spojrzała na niego szepcząc w kółko jego imię. Słyszała dziwny szum w uszach. Złapała się za głowę, łkając.
- Ulka, źle się czujesz? Poznajesz mnie?
Uspokoiła się, umilkła, lecz łzy wciąż płynęły po zapadniętych policzkach. Usiadła krzywiąc się mocno, zamroczona i odrętwiała. Nie reagowała na dotyk ani dźwięk. Przysiadł na pościeli gładząc jej policzek i ścierając zabłąkaną łzę. Nie drgnęła, pozostając obojętna. Zupełnie oderwana od rzeczywistości. Powtarzała jego imię i siedziała nieruchomo.
Uchyliły się drzwi weszła Patrycja z siatką soków, jogurtów i jabłek. Odłożyła je na szafkę, spoglądając na przyjaciółkę.
- Wciąż nie ma z nią kontaktu?
- Nie. Od kilku dni odkąd się obudziła. Nie wiem czy jest świadoma naszej obecności. Czegokolwiek. Pielęgniarka poprosiła mnie, aby dziś to ja ją karmił. Sama nie dotyka jedzenia. Śpi lub siedzi i wpatruję się w stały punkt na ścianie- westchnął ciężko. – Dostała leki. Powinny działać.
- Może ją otępiają?- Spytała Patrycja. – Był psychiatra?
- Godzinę temu. Wyszedłem po kawę i kanapkę, a wracając nic nie uległo zmianie. Rozmawiałem z panią Renatą. Ulka zamknęła się całkowicie. Nie wiadomo czy rozumie cokolwiek. W następnym tygodniu zostanie przewieziona do ośrodka. Liczę, że jej pomogą- dodał z powątpiewaniem Marek.
- Będzie dobrze- pocieszała go Szymczykówna.- Znajdzie powód do życia.
- Z kim zostawiłaś dzieci?- zainteresował się Dobrzański, nie spuszczając oczu z Uli.
- Z sąsiadką. W przedszkolu panuje ospa. Kasia wyzdrowiała, ale zachorował Łukasz, a Oliwka przyjechała ze mną. Czeka na korytarzu z mężem. Bardzo jesteś dziś zajęty?
- Co masz na myśli?- Spytał podejrzliwie przeszywając blondynkę, wzrokiem. – Niemoralna propozycja?- Zaśmiał się.
- Nie, popilnujesz małej.
- Nie ma mowy- zaprzeczył. – Mam sporo roboty. Do rana zejdzie. 

                                             ****
Wyszedł na korytarz opierając się o ścianę. Przymknął oczy, biorąc głęboki oddech. Czuł się jak żołnierz na froncie walczący o honor ojczyzny ponoszący porażkę. Dziadek nigdy nie opowiadał mu o drugiej wojnie światowej. W szkole nasłuchał się wystarczająco opowieści o niewinnych ofiarach, obozach koncentracyjnych, komorach gazowych i ginących żołnierzach poległych w bitwach. Nie znosił takich klimatów. Chłopacy z blokowiska bawili się w wojnę, lecz on wolał kopać piłkę  i podkradać kluczyki od auta ojca w wieku szesnastu lat podając się nieznajomym dziewczynom za się ,za osiemnastolatka, proponując im podwózkę z dyskoteki, na które udawał. Imprezowy pozostawił za sobą dawno temu. Młodzieńcze lata nie należały do spokojnych. Był typem buntownika i casanovy.
Mała opierała główkę na ramieniu Maćka mając smoczka w buzi, śpiąc w najlepsze. Czekanie na poczekalni, bieganie po korytarzu ulubioną zabawką, znużyła Oliwkę i usnęła. Maciejowi też opadały powieki.
 Patrycja stanęła przez brunetem, popatrzył na nią z ukosa. 
 - Nie wykręcaj się. Ten jeden raz. Proszę. Mała cię zna i lubi. Wpadałeś przecież do nas, czasami. Kasia o ciebie pytała- rzekła nie odpuszczając. – Zostaniesz z Oliwką tylko na wieczór. Przyjadę potem po dziecko. Bez obaw. Nabierzesz wprawy, może, kiedyś ci się przyda.
- Raczej nie. Nie planuje rodziny- kłamał.
- A twoje plany o założeniu rodziny? Zostaniu ojcem?
- Zmieniły się- bąknął brnąć w matactwa. – Nawet bardzo.
- Chodzi o Ulkę?
- Poniekąd. Zakochałem się, ale i tak razem nie będziemy. Ulka mi nie zaufa, nie otworzy się, a tym bardziej nie odwzajemni uczuć.
- Pewności nie masz.
- Ona nie chce żyć. Ma problemy z …
- Powrotem do rzeczywistości. Powinna nawiązać kontakt z dziećmi. Udać się w miejsce, gdzie przełamie lęki i oswoi się ze stratą- odezwał się Maciej.
- I przynieś odwrotny efekt? Na widok jakiegoś dziecka powrócą wspomnienia i załamie się wpadnie w trans albo zabiję się i nikt jej nie uratuje- oznajmił chłodno Marek. Tego obawiał się najbardziej, drżał ze strachu o jej życie. 
 –A jeśli spróbuję...  Nie  będzie  dla niej ratunku.
- Co ty chrzanisz? Skreśliłeś ją, bo ma problemy? A niby kochasz- warknął Szymczyk łapiąc go za poły czarnej marynarki. – Świetny z ciebie przyjaciel, doprawdy- prychnął.
- Panowie- przeszkodził im lekarz. Proszę o spokój. Tu jest szpital.
Maciej zmierzył bruneta od góry do dołu, odsuwając się.
- Przepraszam. Chciałbym pomóc Ulce.
- Wiem. Ja też- przyznał Marek. – Boję się ją stracić.
- Czy to prawda, co mówi Patka? Zakochałeś się w niej?
- Tak. Ona cierpi, a ja nie umiem jej pomóc, ale...
- Ale?
- Chyba mam pewien plan- dodał po namyśle. - Lecę, wpadnę jutro.Wracając do Oliwki, pobawię się i zabiorę na plac zabaw następnym razem. Oby udało mi się namówić Ulkę jak wyjdzie ze szpitala.
-Okey ,ale co chcesz zrobić?!- Zawołał za nim.

                                             **** 


Dobrzański wstąpił do biura po papiery, lecz zauważając, że Sebastian  pozostał dłużej w pracy zaszył się w gabinecie robiąc wcześniej czarną kawę i ślęczał nad tabelkami obliczając wstępnie koszty pokazu. Przejrzał jeszcze raport z ubiegłego miesiąca i sprawdził za ile poszły stare sukienki Wiosna/lato 2004. Pozostała niesprzedana błękitną suknia z dekoltem w literę v. Marek pomyślał o Uli. Uznał, że w tej sukni byłoby jej do twarzy i idealnie podkreśliła  kolor tęczówek.
Na twarz  młodzieżowej kolekcji  wybrał młodziutką dziewczynę o jasnoniebieskich oczach. Sebastian domyślił się, że wziął ją z uwagi na lekkie podobieństwo do Uli.
- Stary, ty wariujesz- stwierdził przemierzając gabinet. Marek zamyślony nie dosłyszał, o czym mówi przyjaciel.
- A nie miałeś być z Violą w restauracji?- Spytał.
- Kurde. Zapomniałem o rocznicy ślubu- przyznał z zakłopotaniem. – Co ja teraz zrobię?
- Nie wiem. Kup kwiaty, czekoladki jakiś prezent.
- Kwiaciarnie o tej porze są pozamykane. A jak kupię czekoladki to obrazi się, bo dba o linię.
- No to przekichane. Zabierz do teatru.
- Zwariowałeś? Viola nie cierpi teatru uważając spektakle za nudę.
- Sam coś wymyśl- burknął.
- A z Ulką lepiej? Zaprosiłeś na randkę?- Zapytał przysiadając w  rogu kanapy bacznie obserwując Marka.
- Ula wpadła w dziwny trans. Nie ma z nią kontaktu- wyznał z posępną miną. – Zamknęła się w sobie. Pojutrze spotkanie z właścicielem sklepów, w których zostaną sprzedane kolekcje z magazynów. Padła pewna propozycja… obiecałem zastanowić się mam czas do piątku.
- Interesująca oferta?
- Powiedzmy- uciął krótko. – Leć do żony i syna.
- Na razie, stary. I nie siedź za długo, bo pracoholizm cię wykończy. Dziadek się z ciebie robi. Niedługo kapcie, meczyk i piwko- zażartował. – A żony brak, o dzieciach nie wspomnę.
- Skończyłeś już?- Posłał wściekłe spojrzenie przyjacielowi. – Ja boję się o jej życie!
Olszańskiego zamurowało, aż otworzył usta.
- Tak. Kocham Ulę. Nic nie mów- ostrzegł widząc wyraz twarzy przyjaciela.
- Kochasz samobójczynie?- Nie dowierzał. – Serio? A może brakuje ci kobiety? I seksu!?- Ożywił się Sebastian.
- Odpieprz się. Zajmij się żoną – odparował. 

                             ****
Niepokój towarzyszył jej odkąd przypadkiem usłyszała rozmowę Maćka z Markiem, obawiając się odesłania ją do ośrodka. Postanowiła przekonać Dobrzańskiego, że wcale nie musi tam iść, jeśli nie wykorzysta plan B. Od czternaście dni znajdowała się na oddziale neurologicznym. Wstawił do wazonu bukiet śnieżnobiałych róż, położył łóżku dużą czekoladę z nadzieniem. Onieśmieliła się na sekundę spojrzeć mu głęboko w szare tęczówki. Przysiadł blisko odgarniając jej włosy. Powstrzymała go zabandażowaną ręką.
- Nie dotykaj- powiedziała z lękiem.- Proszę.
- Dobrze.
Odsunął się leciutko, wyjmując z kieszeni marynarki cieniutki łańcuszek z zawieszką. Rozszerzyły się jej oczy i zabłysły w nich łzy. Odczuwała lekkie zawroty głowy i ból w skroniach.
- Przechodziłem koło witryny sklepowej i zauważyłem tą bransoletkę. Podoba ci się?
W Petersburgu byłam na studiach z Janą, a w Soczi z Emilką, szkoda, że nie mieszkaliśmy w Polsce. Rosjanie to źli ludzie. Tych, których znałam byli obleśni. Trzymam  się od nich z daleka  nie chcę iść do ośrodka. Umrę tam.
- Zajmą się tobą specjaliści. Ja nie potrafię. Przykro mi, Ula. Nie dam rady- bezradnie rozłożył ręce. – Starałem się, próbowałem…
Otworzyła usta bezgłośnie nimi poruszając. Nie potrafiła nic powiedzieć.
Nie chcę być zdana na łaskę zupełnie obcych osób. Nie wyobrażam siebie w tym obleśnym miejscu. Marek, nie rób tego, błagam.
Skryła twarz w dłoniach, zaczerpując tchu. Płakała po raz pierwszy nie przez bolesną przeszłość. Podniosła się i spuściła nogi na podłogę.
- Dokąd idziesz?
Zamrugała gwałtownie  powiekami, wsuwając stopy w kapcie. Podłoga zatańczyła pod jej nogami. Z impetem usiadła na łóżku. 
- Co?- Bąknęła nieco zachrypłym głosem. Odkaszlnęła. Ponownie pojawił się ten szum, krzyki, wystrzał. Zakryła uszy spanikowana. Podźwignęła się z materaca utrzymanie równowagi było nie lada wyzwaniem.
Gdzie ta cholerna łazienka?
– Daleko?
- Poważnie pytam- chwycił jej dłoń. – Ula, powiedz, dokąd się wybierasz?
- Nigdy nie dojdę do niej- rzuciła zmartwiona. – Nigdzie…
- Przecież widzę- oniemiał. – Nie chcesz chyba…
- Chcę – odpowiedziała automatycznie. – Iść.
- Ale ,dokąd?
- Cholera, nie mam pojęcia…- zaszlochała. – W końcu znajdę.
- Ale gdzie? Mów jaśniej- dopytywał tracąc powoli cierpliwość. Był mocno zaniepokojony. - Uważaj- złapał ją zanim  się potknęła, syknęła z bólu.- Odwal się ode mnie- warknęła ból głowy się nasilał.  
– Jesteś  bardzo słaba i rozdrażniona ,powinnaś leżeć w łóżku- odrzekł z troską.- Nadmierny wysiłek może ci zaszkodzić.
- A  jak tam dotrę?- Uniosła brwi mierząc go szafirowymi oczami. Zapatrzony nie usłyszał jej pytania. Doczłapała do drzwi. Trzymała się ściany krocząc bardzo wolno.
- Poradzę sobie- odtrąciła jego ręce. Wzięła parę wdechów czując przypływ paniki.
- Idziesz do toalety?
Nie odpowiedziała zaciskając wargi. Z powodu bólu nie mogła skupić się na jego słowach.
- Zaniosę cię- oświadczył unosząc ją ostrożnie. – Chwyć mnie za szyję- polecił.
Nie zareagowała gnając przed siebie. Zaskoczony podszedł i pochwycił Ulę  wybudzając sensacje na szpitalnym korytarzu niosąc kobietę.
- Nie – zadrżała. – Odejdź, boję się – jęknęła.
- Ulka ja cię nie skrzywdzę. Wiem boisz się tych obleśnych typów, ale przy mnie możesz być bezpieczna. Obiecuję ci to. Zadbam ,żeby niczego ci nie brakowało.
Zdumiewające. Ten człowiek jest bardziej uparty niż osioł.
- Puść mnie !- ogarniała ją panika niechciany obraz niedoszłego mordercy  wypływał przed oczami.- Nie chcę, nie zbliżaj się , nie zabijaj… zniknij… ja nie mam pieniędzy… pozwól…
Zaskoczony jej zachowaniem  postawił ją błyskawicznie na podłodze. Zawroty głowy powróciły.
Z nią jest chyba bardzo źle. Ula oszalała. Co się z nią dzieje?
Zostawił ją nie chcąc być natarczywy. Widział jak się trzęsie, nerwowo przełyka ślinę i ogłada nieustannie przez ramię. Zauważył też kropelki potu z wysiłku, jaki włożyła w pokonanie drogi do toalety. Czekał na nią pod nią zaniepokojony, wszedł do środka.
W łazience poślizgnęła się i poczuła ostry, przeszywający ból w kostce i intensywną woń wody kolońskiej. – Marek to ty?
- Mówiłem, że cię zaniosę- usłyszała za plecami  niewyraźny  głos. Zimny spot spłynął po plecach.
Spuściła wzrok, by nie dostrzegł łez spływających po kredowych policzkach. Przykucnął dotykając jej policzka.
- Ulka, w porządku?
- Pomożesz mi… wstać i dojść do…- wykrztusiła zmieszana. - Podłoga za bardzo wiruję i...
– Pomogę ,kochanie.
- Coś ty powiedział?- zapytała oszołomiona i spojrzała na mężczyznę.
- Z chęcią ci pomogę- uśmiechnął się do niej.