Strona Główna

czwartek, 28 września 2017

,,Bolesna strata'' 18



Wiadomości z nieznajomego numery napływały z zaskakującą częstotliwością. Kasował je i starał się bagatelizować sprawę nie mówiąc o tym nikomu oprócz Sebastiana. Treść budziła strach i wywoływała lodowate dreszcze.
Artysta maluje obrazy pędzlem ,ja namaluje je krwią. Nie czyjąś tylko twoją. Powstało ich sporo ,ty będziesz kolejny Marku. Trzęsiesz portkami ? Powiesz przyjacielowi? Uważaj! Komuś może się stać krzywda. Z każdego miejsca można uciec. Liczy się spryt i inteligencja. Kochanie ,czeka cię taka piękna śmierć.
Oddychał nierówno z przerażeniem spoglądając na telefon. Zmienił numer już siedem razy. Nic nie pomogło. Pomiędzy wersami wyczytał ,że to kobieta .Pokazał sms Sebastianowi .
- Na bank stoi za wszystkim ,Ula- powiedział blondyn kładąc nogi na biurku.- Chciała cię zabić ,nie udało się to próbuje dalej. Zrozum. Psychopaci zdolni są do najbrutalniejszych ,ohydniejszych rzeczy.
- Nie brałem jej pod uwagę ..., bo to nie ona. Oszalałeś?! Ula? Niemożliwe. Ula nigdy…
- Bronisz ją ?- zapytał zbulwersowany. – Obłąkaną kobietę? Znajdź sobie normalną ,a nie z wariatkowa. Pragnęła cię wyprawić  na tamten świat. Sprzątnąć ,a ty bronisz psychopatki? Pomyślałeś ,co by się stało ,gdybyś wypił ten sok? Spotkalibyśmy się na twoim pogrzebie. Odpuść Marek.
- Przenigdy- odburknął brunet.- Zostawiłem ją  na pastwę losu i muszę naprawić wyrządzoną jej szkodę. Jestem dupkiem.
- Tak wybaczysz jej?- Olszański wpatrywał się w niego z osłupieniem. – Nawet nie rozmawialiście.
- Zgłosiłem zaginięcie na policji. Co jeszcze mogę zrobić?
- Zostawić w spokoju- podpowiedział blondyn.- Ściągnie na ciebie kłopoty. Ponad dwa lata myślisz o niej. Wyjdź wreszcie na miasto rozejrzyj się ,umów z kimś w końcu przyjąłeś do pracy nowe modelki. Musisz zapomnieć o psycholce.
- Uli! Nie ,,psycholce’’ Zapamiętaj U-L-A- przeliterował głośno i wyraźnie. - Zakochałem się nie dociera to do ciebie?! Nie wybaczyłem ,nie wiem czy będzie razem. Wątpię ,bo z jej strony nic nie ma.
- Prawdziwa miłość?- zakpił Olszański.- Nie wyobrażam sobie was razem. Zaczai się na ciebie i zabije. Poszukaj …
- A ty wymieniłbyś Violettę na inną?
- Zwariowałeś?! W życiu. Kocham Violę. Jesteśmy małżeństwem jakbyś zapomniał. Mamy dziecko. Marek nie porównuj tej… znaczy Uli do mojej żony. Prawie cię zabiła, zapomniałeś?
- Do cholery jak mam zapomnieć jak przypominasz mi co pięć sekund? – zirytował się prezes przesuwając kalendarz i ramkę ze fotografią rodziców i przycupnął na blacie biurka.
– Zamierzasz latać po mieście w poszukiwaniach obcej kobiety? Wszczęcie śledztwa na własną rękę to nie najlepszy pomysł.
- Znasz lepszy?- zapytał z powątpiewaniem.- Dwa lata nie robiłem nic ,aby się z nią skontaktować oprócz listu.
- Żeś wcześnie się obudził. Niebawem kolejne święta masz plany?
- Spędzę je z Ulą- tym stwierdzeniem wprawił przyjaciela w osłupienie.
- Z Ulą?- wykrztusił . – W co ty grasz stary? Upadłeś na głowę czy szprycowali cię prochami w tym psychiatryku? A swoją drogą jak się w nim znalazłeś?
- Sam chciałbym wiedzieć. Tejże nocy zadzwoniłem do kogoś z baru. Dalej czarna plama. Mam mgliste wspomnienie kobiety i mężczyzny ,którzy obiecali mnie podrzucić. Tak mi się zdaje. Pewien nie jestem.
W dużych szarych oczach malował się smutek ,a na twarzy udręka. Umierał od środka nie znając lokalizacji Uli. Oddałby wszystko ,żeby się odnalazła ,a on próbowałby wybaczyć czyny popełnione w przeszłości. Przeraźliwy chłód oblał jego ciało wspominając jej zapłakane oczy, usta nie uśmiechające się ,bladą twarz torturą stały się powtarzające sny o nieosiągalnej Uli. Znikała tuż przed nastaniem dnia otulona skrawkiem materiału rozpływając się w powietrzu. Po niej został podmuch wiatru wprawiając w ruch tiulowe firanki na balkonie. Budził z uczuciem pustki ,z chłodem przenikającym na wskroś jego ciało.W sennych marach kosztował jej ust zachwycając się ich smakiem, wodził po jej ciele ucząc się go na pamięć. Rozkoszował dotykiem gładkiej skóry zatracając się  w miłosnym tańcu, spragnionych bliskości ciał. Po otwarciu oczu zazwyczaj przychodziło otrzeźwienie. Po drugiej stronie nie było Uli ,a puste miejsce. Senne wizje rozmywały się jak płatki śniegu na szybie.
- Rozpoznałbyś ich na komisariacie? Toż to nazywa się uprowadzenie. Powinieneś zgłosić sprawę stawiając się tam ponownie zgłaszając zaginięcie Urszuli- Sebastian z rezygnacją podsuwał Markowi takie rozwiązanie, bo zrobiło się  żal przyjaciela cierpiącego z powodu nieodwzajemnionej miłości.
- Co?- Marek nieprzytomnie spojrzał na kumpla wracając do rzeczywistości.
- Rozpoznałbyś ich na komisariacie?- powtórzył pytanie.
- Nie. W ciemnościach jednocześnie będąc pod znacznym wpływem alkoholu z cudem graniczy rozpoznanie oprawców czyż nie? Nic nie sobie nie przypominam.
Opuścił miejsce pracy. Światło na korytarzach było przygaszone. Znaczna większość poszła do domu. Dobrzański wciskając guzik przywołujący windę usłyszał sygnał nadchodzącej wiadomości.
Twój czas dobiega końca. Zacznij odliczać godziny.
Poluzował krawat i wsunął telefon do kieszeni. Zawładnął nim niepokój o siebie i Ulę. Najważniejszą osobę w jego chaotycznym życiu  w końcu dopuścił do głosu uczucia. Postanowił nie zwlekać i zgłosić zaginięcie. Gdyby coś jej się stało nie wiedziałby ,co począć ze swoim życiem.


***
Patrycja zagoniła dzieciaki do łóżka. Łukasz po zgaszeniu światła nasłuchiwał czy mama wraca ,aby siąść do komputera i pograć w najnowszą grę kupioną przez tatę. Kasia poprosiła o przeczytanie bajki po czym zasnęła. Oliwka pomarudziła i również zasnęła przytulona do maskotki. Patrycja wyrzucała sobie brak zainteresowania przyjaciółką w najgorszych chwilach życia. Nie mogła sobie darować ,że Ula przechodziła kolejny raz przez piekło. Blondynka przejrzała rachunki doznając szoku. Rata kredytu ,którą miał zapłacić Maciej wciąż była nie spłacona. Niedawno wyrzucili ją z pracy zachowała to w tajemnicy przed mężem. W zaciszu sypialni dała upust emocjom nie powstrzymując szlochu.
- Patka- wyszeptał Maciej zaglądając do pokoju.
- Pati ,kochanie- wyszeptał ujrzawszy żonę zapłakaną z niewiadomego mu powodu. Skierowała na niego wzrok.
- Maciej, przerosło mnie- wydukała.- Bycie mamą na pełny etat, kredyt , bójka Łukasza nie pierwszą z resztą. Oliwka nie chce chodzić do  nowego przedszkola. Nie umie odnaleźć się w grupie. Kasia zamarzyła sobie nowy plecak.
- Ciśii- ułożył się położył się przy Patrycji kładąc dłoń na talii. – Z  synem porozmawiam jutro, a Oliwka wkrótce przekona się do placówki i zaprzyjaźni z maluchami. Przedszkolanka pokazywała nam piękny plac zabaw pamiętasz? Zabierzmy ją tam przynajmniej pozna lepiej dzieci ,pobawi się przekonując do tego miejsca. Kredytem się nie przejmuj. Spłacimy go pomału z mojej pensji.
- Jak to sobie wyobrażasz?- zapytała ostro.
- Tak samo jak do tej pory. Zawsze cało wychodziliśmy z opresji i kryzysów. Boisz się o Ulę, prawda?
- Kto by się nie bał. Człowiek skrzywdzony odbiera rzeczywistość nieco inaczej. Czas dzieli między ,,przed’’ i ,,po’’ chorobie. Nie wierzę ,iż osoby chore wracają do pełni zdrowia. Na przykład taka depresja lubi się nawracać. Nie leczona ciągnie się latami.
- Mówisz jak psycholog.
Zmierzyła go surowym spojrzeniem i podniosła się lekko ,żeby usiąść. W sypialni paliła się jedynie mała lampka ,która oświetlała wciąż mokrą od łez twarz kobiety. Maciej przysunął się odgarniając jej jasne włosy.
- Psychiatrzy mają formułki wyuczone na pamięć. Nie zawsze dobro pacjenta jest dla nich najważniejsze. Lekarz leczy ciało ,a psycholog duszę. Studiowałam psychologię ,ale na szczęście zrezygnowałam wybierając inny kierunek. Dzisiaj słuchałabym dziwnych ,przerażających i smutnych opowieści ,a nie lubię patrzeć na cierpienie ludzi. Szczególnie ,gdy trafi się beznadziejny przypadek i jest się bezradnym. Wiele młodych ludzi zapada na różne choroby. Są też schorzenia na które zapadają ludzie niezależnie od wieku. Zaburzenia psychosomatyczne i inne.
- Musicie gadać o psychiatrii?!- wykrzyknęła Urszula wyłaniając  się z ciemnego korytarza.- Otwarte było to weszłam- oznajmiła podnosząc niepewnie głowę.- Może wstydzicie się znajomej wariatki? Spokojnie nie planuje zamachu na was. Przyszłam po pamiątki ,które tu zostały. Nie macie nic przeciwko ,prawda?
- Ulka- Patrycja objęła ją mocno ,lecz ta odepchnęła ją i wykrzywiła usta w gniewie.- Nie odwiedziłaś ,nic. Nie zadzwoniłaś ,nie przysłałaś listu. Kompletnie mnie olałaś. Maciek… nie próbuj nie podchodź. Zabiorę resztę rzeczy i znikam. I dziękuję za minione lata tutaj spędzone- uśmiechnęła się smutno.
-  Dokąd? Ula nie żartuj nie możesz- złapał przyjaciółkę za łokieć. Wyrwała rękę i pomaszerowała do dawnego pokoju.
Rozłożyła na kolanach kartkę włożoną  między ostatnie strony książki ,,Oddech gwiazd’’. Słowa zapisane w liście mogłaby recytować obudzona nawet w środku nocy. Powędrowała wzrokiem po dawnym pokoju ,gdzie nie zaznała szczęścia, wewnętrznej harmonii, bezpieczeństwa mając blisko niegdyś oddanych przyjaciół.

                                 &

Wystukał   znany numer  zamykając się w kuchni by Patrycja nie podsłuchiwała. Nasłuchiwał odgłosów denerwując ,że nie zdoła zatrzymać Uli przed opuszczeniem mieszkania. Po drugiej stronie usłyszał melodyjkę i głos Dobrzańskiego.
- Halo.
- Marek jesteś w firmie?
- O tej porze miałbym być w firmie?- spytał zaskoczony. –  Nie  jestem w firmie.
- Piłeś?- spytał Szymczyk oczekując przeczącej odpowiedzi.
Oby nie pił.
- Nie piłem. Muszę być trzeźwy ,gdy Ulka się znajdzie- odpowiedział z wyczuwalnym bólem w głosie.
- Wsiadaj więc w auto i przyjeżdżaj. Pośpiesz się- dodał.
- Po co? Nie najlepiej się czuję- skłamał gładko nie mając najmniejszej ochoty zawracać ,bo jechał prosto z zakupów do domu. - Pół nocy tłukę się po mieście . Wykończyły mnie kolejki w centrum handlowym i hipermarkecie. Pytałem na mieście o Ulę. Nikt jej nie widział ,nie zna. Zapadła się pod ziemię czy co? 
- Mam lekarstwo na twoją chorobę – odparł ze stoickim spokojem Maciej.
- Nie wysilaj się.  – dodał szeptem załamany.
 Ulka proszę daj znak życia. Nie zostawię cię więcej tylko żyj. Zatroszczę się o ciebie ,zawsze będę przy tobie jeśli mnie nie odrzucisz. Kocham cię.
- Marek ,halo , przyjeżdżaj ,bo cię tu zaciągnę siłą – zagroził.
- Nie przyjadę.
Szedł mijając obładowanych papierowymi torbami ludzi, przepuścił mężczyznę z drzewkiem w szklanych drzwiach i powędrował wzrokiem po sklepie. Natrafił na kwiaciarnie.
- Nie mam czasu- mruknął.  
-Chodzi o Ulę .

- Już jadę – ożywił się  brunet biorąc do ręki spory bukiet od kwiaciarki,pośpiesznie płacąc i życząc ,,Wesołych świąt''.
  Przekroczył dozwoloną prędkość nie obawiając policji liczył się czas. Musiał zastać ją u Maćka i Patrycji. W innym razie szansa na rozmowę i sprowadzenie jej do swojego mieszkania przepadnie. Nie chciał zaprzepaszczać szansy. To miłość nie pozwala odpuścić ,kazała walczyć do końca. Po zmroku rozbłysły choinkowe światełka i iluminacje świetlne. W sklepach tłoczyli się ludzie robiąc ostatnie zakupy przed Bożym Narodzeniem. Na pasach przepuścił mężczyznę w stroju Świętego Mikołaja. W końcu dotarł pod wskazany adres.  Zanim wysiadł z auta zauważył z oddali dwie osoby. Ula ruszyła w jego stronę.


 - Ula- wymówił z radością jej imię zbliżając się do niej. Cofnęła się z jej oczu nic nie mógł wyczytać. 
- Dzień Dobry- powiedziała wolno z wahaniem  wyciągając ku niemu dłoń.
- Cześć . Cieszę się ,że cię w końcu znalazłem.
- Mów o co chodzi. Nie ukrywam śpieszy mi się - rzekła zniecierpliwiona.- Za pół godziny muszę być na przystanku więc pośpiesz się. 
- Ale...Ula...- zaczął zauważając czarną torbę na jej ramieniu. 
- Wyjeżdżam- oznajmiła chłodno. - Kupiłeś kwiaty? Niepotrzebnie. Dwa lata czekałam na twoje odwiedziny. Nie pojawiłeś się ,nie zadzwoniłeś. Przyjaciele tak nie postępują ,a ty za niego się uważałeś. Niby jakim prawem? Nic nas nie łączy i nie będzie- dodała szorstko. - A za prezenty dziękuję. I jeszcze jedno ,każdego dnia żałuję  incydentu w szpitalu. Nie pamiętam dokładnie jak do niego doszło ,ale jest mi strasznie przykro z tego powodu. Dlaczego muszę zniknąć ponieważ nie potrafię sobie wybaczyć ,że ...- spuściła wzrok czując się podle patrząc w zmęczone duże szare oczy i malującą się w nich tęsknotę. 
______________________
Ciąg dalszy rozmowy w następnej części.

środa, 20 września 2017

,, Bolesna strata'' 17



, Możemy wziąć najgłębszą nienawiść
I przemienić ją w miłość
Podążaj za naszą religią tej nocy
Nasze bijące serca będą krwawić lecz będziemy walczyć’’
I.Otrębus-Larsson- Voiceless
Wepchnięta siłą do ciemnego pokoju kobieta skuliła się w kącie, czekając na karę, jaką poniesie za zniszczenie stropu w zamkniętej części budynku. Nic takiego nie nastąpiło. Ciężkie drzwi zamknęły się odcinając jedyny dostęp światła. Pogrążona w ciemnościach przywarła do ściany i wrzasnęła czując jak coś włochate włazi jej na rękę. Strzepnęła pająka i błądziła po omacku po ścianach. Ciało pokryła gęsia skórka. Zanim została wrzucona do tej klitki rzucili na podłogę jej rzeczy traktując w okropny sposób. Niczym śmiecia. Przeleżała na podłodze wystarczająco długo, by stwierdzić, że pora kolacji musiała minąć. Próbowała zasnąć. Wysuszone na wiór nie były jedynym powodem uniemożliwiającym spokojny sen. Pusty żołądek, mrok, zimno to zaledwie połowa. Po dwóch tygodniach znów wychodziła na zewnątrz. Nie rozmawiała z ludźmi, chodząc wszędzie sama trzymając pod ręką zniszczoną książkę. Czas upływał, a zmieniająca się pogoda utwierdziła ją w przekonaniu, iż zostanie tu na zawsze. Nigdy nie ujrzy świata poza murami psychiatryka i nie nawiąże normalnych relacji. Przyjaciele zniknęli z jej życia na dobre. Dobrzański wydawał się podstacją powstałą pod wpływem przyjmowanych leków. Pacjenci zaczepiali, zagadywali, lecz ignorowała ich zaczepki. W lutym nastrój się jej bardzo pogorszył, waga spadła. Niewiele wychodziła, odizolowała całkowicie od świata. Pod bluzą z kapturem ukrywała swoją twarz schodząc wszystkim z drogi. Nie patrzyła nikomu w oczy. Psychiatra stwierdził u niej syndrom pourazowy po niemiłym incydencie w łazience drugiego lutego w godzinach wieczornych. Zachowywała się jak spłoszone zwierzę, unikając dotyku, rozmów, czegokolwiek. Komunikacja z nią okazała się niemożliwa. Nie szukała z nikim kontaktu. Po prostu nie chciała. Nie z osobami z zaburzeniami psychicznymi. Jako nieliczna trzeźwo myślała i nie dawała się zastraszyć . Żyła nadzieją ,że wyjdzie z psychiatryka i rozpocznie nowe życie i może znajdzie kogoś z kim będzie je dzielić. Wkrótce odebrano jej tą nadzieję. 
                                                      ***
                  Jedenaście miesięcy później...                         
 Po posiłku wróciła do swojej sali, ujrzawszy owiniętą w kolorowy papier sporą paczkę. Usadowiła się na podłodze i układając prezent na kolanach rozdarła papier czując podekscytowanie. Jej oczom ukazała się okładka nowej książki. Skrawek nieba

Urszulo
Zwlekałem z napisanie, choćby kilka słów. Uznałem, że list będzie odpowiedniejszy niż spotkanie w cztery oczy. Nie oczekuj ode mnie niemożliwego, nie spodziewaj się, że odwiedzę Cię i powiem.,Nic się nie stało’’ Jakież ma to znaczenie, że pragnęłaś mojej śmierci? Szukałem usprawiedliwienia, ale go nie znalazłem. Nie wiem, czym się kierować. Działaś świadomie lub nie. Chcę znać odpowiedź. Poznać najgorszą prawdę. Nie jestem w stanie uwierzyć, że pragnęłaś mojej śmierci. Czym się naraziłem? Chęcią pomocy, o którą prosili mnie twoi przyjaciele? Wydawałaś się zagubiona, krucha potrzebująca bliskiej osoby. Współczułem Ci straty córeczki, nie byłem w stanie wyobrazić ogromu bólu, jaki doświadczyłaś. Mój w porównaniu z Twoim jest niczym. Nie widzieliśmy się trzynaście miesięcy.Pomimo wszystko się martwię i nie umiem Ci wybaczyć.  Najdłuższe miesiące w moim życiu. Nie wiem, co jadasz na śniadanie, jak Cię traktują. Masz nowych przyjaciół? Nie wiem nawet czy żyjesz. Błagam odpisz, jeśli to przeczytasz. Jesteś zdrowa? Zażywasz leki? Wbrew temu, co myślisz o mnie myślisz nie postąpiłbym jak on. Nie podniósł ręki, nie zrzucił ze schodów, nie zrobiłbym niczego szkodząc czyjemu zdrowiu bądź życiu. Chroniłbym, dbał o bezpieczeństwo osób, które bym kochał. Nie oszukujmy się o Twoje też, gdybyś nie odtrąciła pomocnej dłoni, nie usiłowała pozbyć się mnie w najgorszy i ostateczny sposób. Zniszczyłaś coś cennego i nie odbudują tego żadne słowa. Nie próbuj, nie szukaj przebaczenia, to koniec. Prześlę Ci następne egzemplarze i zakończymy tą znajomość. Jesteś nieuleczalnie chora.  Między nami nigdy dobrze nie będzie. Może, kiedyś dane będzie zaznać Ci szczęścia u czyjegoś boku lub los okaże się bardziej łaskawy i zostaniesz jeszcze mamą? Życzę Ci wszystkiego dobrego. Raczej się zobaczymy więc, Żegnaj.
                                                                                                         Marek
Marku
 Dziwnie czuję się pisząc do mężczyzny, którego nie nazwę przyjacielem, bo to za wielkie słowo. Znajomym? Nie, oni nie piszą do siebie listów. Nie łączą nas więzi krwi. Nie znamy się ze szkoły ani studiów. Z pracy również. Jak więc nazwać pana i mnie? Nieznajomi? Niedoszli kochankowie? Wiadomo, że nimi nigdy nie będziemy rzecz jasna. Wolałabym jednak spotkać się z Tobą i prosić o wybaczenie. Odczuwałam z początku gniew, żal, nienawiść w stosunku do Ciebie. Przeszło mi. Nie potrafię  żyć ze świadomością tego, co chciałam zrobić. Wiem nic mnie nie usprawiedliwia. Rozumiem to. Miałeś na mnie dziwny wpływ. Nie rozumiałam siebie ani Ciebie. Zwierzałam się obcemu facetowi. Tak nienormalność to moje drugie imię jak szaleństwo. Jestem daleka od ideałów. Nie wiem, po, co powstrzymywałeś od samobójstwa wariatkę . Niemal przypłaciłeś życiem naprawdę chcesz się w to bawić? Brnąć w bagno? Życzę Ci odnalezienia kobiety, która doceni, co dla niej robisz, pokocha Cię takiego, jakim jesteś. Obdarzy Cię gromadką dzieci i będziecie żyć długo i szczęśliwie. Przepraszam za wszystko. Bardzo żałuję ,Marek tego ,co się stało. Wybacz mi.                                                                                                                                                                                             
- Listy piszesz do ukochanego?- Zaśmiała się szyderczo jedna z pacjentek, drąc kartkę na strzępy. Ula wytrzeszczyła na nią niebieskie oczy.- A jeśli tak? Łatwiej żyć ze świadomością bycia kochaną, prawda?
- Cześć – przywitał Szymczyk się zachowując odpowiednią odległość. - Z Patką mieliśmy istny kocioł w domu, pracy i w szkole. Łukasz znowu się pobił z kolegą. Kasia opuściła w nauce, a Oliwka…- westchnął głęboko. – Ula, Boże, kto ci to zrobił?!

Dotknęła sinego policzka zasłaniając go włosami. Zachowywała się dziwnie. Odwróciła wzrok, aby nie patrzeć na dawnego przyjaciela.
- Gówno cię to obchodzi- warknęła. – Nie było cię tutaj prawie dwa lata. Ty i ten popapraniec jesteście siebie warci. Odkąd zaprzyjaźniłeś się z nim, mnie olałeś. Tak zachowuje się prawdziwy przyjaciel? W dupie mam taką przyjaźń. Jesteś drugim Markiem. Tylko jemu zawdzięczam bardzo wiele i gdyby mi nie odbiło bylibyśmy może dobrymi znajomymi? Przyjaciółmi? Żal mi, że to nierealne. Jestem życiowym rozbitkiem. Kto mnie uratuję? Stanowię zagrożenie dla wszystkich. On tu nie przyjdzie.
- Nie przyjdzie- potwierdził Maciej podchodząc do Uli. Zaskrzypiało łóżko podczas siadania – Zostały ci trzy tygodnie, do opuszczenia ośrodka.
- Tu ludzie nie piszą piórem, długopisem, a krwią po ścianach. To miejsce to prawdziwy horror,a ludzie bardziej przypominają zombie niż istoty ludzkie.
- Widziałem co nieco i niemal nie zszedłem na zawał, a młody jeszcze jestem.
Uśmiechnęła się ponuro, unosząc wzrok.
- Zabierz mnie stąd dopóki żyję- powiedziała zdławionym przez łzy głosem.- Opowiesz mi jak tam w firmie? Jak Marek?
 Zarzuca robotą? Poderwał jakąś laskę? Sandra pokazała mi zdjęcie spod klubu z młodą dziewczyną. To jego dziewczyna, kochanka?
Zdumiony wbił w nią wzrok. Zatkało go.
- Sam ci nie powiedział? W sumie wstyd się przyznawać do czegoś takiego. Zdurniał po prostu.
- Nie- westchnęła. – Zakończył znajomość. Ja nie chcę niczego kończyć! Powiedz mu, aby przyszedł najlepiej jutro w południe. Będzie spokojniej, bo pacjenci jedzą wtedy obiad. Ja nie jem z nimi obiadów przynoszę jedynie jedzenie do pokoju. Niejednokrotnie mnie przyłapali i było fatalnie.
- Ostatnio  rozmawiam z Markiem wyłącznie o sprawach służbowych-skłamał prywatne też poruszali ,lecz unikając tematu Uli.
- Porozmawiaj z nim, proszę- nalegała.
- Ula, nie mogę- wykręcał się.- Wpadnę pojutrze.
- Maciej!
- Marek zaczął znowu chodzić do klubów i upijać się do nieprzytomności. W nałóg chyba wpadł. Unika ludzi, w pracy jest zamyślony lub wściekły. On pięć lat żył jak mnich, później się tobą opiekował i znowu powrócił do dawnego życia.
Pieprzony pijak, egoista, śmieć, a ja głupia chciałam błagać go o wybaczenie i przeprosić. Myślałam… idiotka, idiotka…, czemu poświęcał mi czas? Rozmawiał, troszczył się, całował, składał obietnice. Gdyby kochał nie minęłoby to prędko… chyba… mi miłość do Sisiniy’a minęła. Nie, ja przenigdy nikogo nie kochałam prócz dzieci. Emiliy'a była moim promyczkiem.  
- Patrycja kazała cię pozdrowić- wycofał się z pomieszczenia.- Pa.

                                                     ****

 - Marek- wysapał Maciej wpadając z impetem do gabinetu prezesa. Dobrzański oderwał wzrok od Sebastiana przenosząc go na Szymczyka.
– Coś się stało?
- Musimy porozmawiać. Ula w tarapatach- oznajmił bez wstępów.
- Seba pogadamy później.
- Nara
Szymczyk miotał się w dziwnym szale po gabinecie Dobrzańskiego. Brunet udawał ,iż temat Uli go nie dotyczy.
- Niech zgadnę… próbowała…
- Nie! Uwolnij ją od nich. Rozszarpią ją ,powieszą ,zabiją. Byłeś ,kiedyś w jakimś psychiatryku?
Marka zamurowało ,przysiadł na fotelu. Zastanowił się poważnie.
- Nie było potrzeby- odparł wiercąc się na siedzeniu.- Twoim zdaniem wyglądam na psychola?
- Skądże. Ulka prawie wyzdrowiała. świetnie sobie radzi ,ale potrzebuje kogoś bliskiego.
- Akurat mnie ,tak?- pokręcił głową nie dowierzając.
- Pytała o ciebie.
- Żartujesz czy poważnie mówisz? Serio Ula pytała o mnie? Kiedy niby?
- Dzisiaj- poinformował.
- Usiądź – rozkazał Marek.- Nie łaź ,usiądź wreszcie. Maciek ,do cholery! O co konkretnie pytała?
- Wspomniałem jej o pijaństwie, klubach- rzucił lekceważąco.- Z resztą widziała cię z kimś na zdjęciu.
- Cholera! – gwałtownie wstał i uderzył pięścią w fotel. – Odkręcisz to- odparł ostro.- Dwa razy raptem  zdarzyło mi się upić góra trzy- zdobył się na półprawdę.- Tak zachowuje się prawdziwy przyjaciel? W dupie mam takich przyjaciół!
Maciej uśmiechnął ,a ten popatrzył dziwnie na niego.
- Ulka mówiła to samo o tobie. 
Ula uważa mnie za swojego przyjaciela? Nowość.
 Zdarzało się mu częściej zajrzeć do kieliszka. Nie radził sobie z uczuciami do Uli i pustką jaką po sobie zostawiła. Nigdy nie czuł się tak potwornie jak po oddaniu jej na przymusowe leczenie.
- Raz opijałem z Sebą drugą ciążę Violetty. Kobieta pod klubem przyczepiła się do mnie. Zamówiłem jej taksówkę i tyle.
- Sorry, stary nie wiedziałem. Pewnie zniechęciłem ją do ciebie. Wciąż zależy ci na Ulce?
- Bardzo. Próbuję o niej zapomnieć. Nie wychodzi- zwiesił głowę ,a głos mu zadrżał.- Wmawiałem sobie różne rzeczy. Boję się jej zaufać jeśli znowu wpadnie na pomysł pozbycia się mnie?
- Nie pozwoliła ci. Działa w afekcie. Nie zrobiłby tego świadomie- przekonywał go Maciej. - Spotkaj się z nią.
- To zły pomysł. Ula wychodzi za trzy tygodnie wychodzi ,tak?
- Tak.
Następnego dnia Maciej przyniósł Uli ogromne pudło. Zdziwiła się i dziękowała mu ze łzami w oczach ,a po przejrzeniu zawartości uśmiech zamarł na jej ustach. Rozłożyła puszysty koc na twardym łóżku i ułożyła rzeczy. Błękitny sweter, bawełnianą piżamę, skarpety, bluzkę, parę kosmetyków w tym szampon i żel pod prysznic. Czekoladki,pomarańcze i książki.
 Przeczytała tytuły książek: Morze niepokoju, Pustynny wiatr,Cień miłości i Oddech gwiazd. 
Ponownie zagościł uśmiech na jej twarzy ,bo zerknęła na ostatnią część kończącą serię. 
- Historia kończy się szczęśliwie tylko nie moja- wyznała z żalem.
- Twoja też może - odstawił karton na podłogę. 
- Paczka jest od Marka- stwierdziła.- Dlaczego nie przyniósł mi jej osobiście?
- Prawda paczka jest od Marka. Prosił ,abym ci ją przekazał.  
- Część rzeczy ukradną mi w nocy. Nic nie można tutaj mieć.
- Wiem. Powiedziałem lekarzowi ,że to wyłącznie ciepłe ubrania.
- Dzięki- uśmiechnęła się leciutko. - Podziękuj w moim imieniu Markowi.

                                    &
14 Grudnia
 Poranne przebudzenie okazało się trudniejsze niż przypuszczał Dobrzański. Pogrążony jeszcze w półśnie sięgnął po budzik i zawisł z ręką nad szafką.
Łóżko nie należało do niego wówczas pamiętał ,że wczoraj był nieźle rozgniewany, sfrustrowany z uczuciem poniesionej porażki na polu uczuciowym. Ukojenie mogła przynieść wyłącznie szklanka dobrej whisky po ból głowy doszedł do wniosku ,że nie skończyło się na jednym trunku. Poszukiwał w głowie obrazów ,wspomnień. Po któreś szklance siedząc przy barze zadzwonił do kogoś. Pytanie czyj numer wybrał w stanie upojenia alkoholowego. Nieudana próba zabójstwa krążyła bezustannie w umyśle mężczyzny. Od dwóch lat. Zadawał sobie setki pytań. Dlaczego? Co ją skłoniło do tego? Czyżby ,aż tak jej się naraził i rzeczywiście pragnęła jego śmierci? Nie zauważała uczucia jakie żywił do niej? Powtarzał jak mantrę ,że działa w afekcie i usprawiedliwia ją beznadziejny stan psychiczny ,ale posunęła się za daleko. On nigdy nie zaplanowałby morderstwa z zimną krwią ,a popełniła dwa przestępstwa. Kradzież leków i usiłowanie zabójstwa. Pomimo tegoż wydarzenia wciąż martwił się o nią. W barze pił w samotności ,czasem barman dotrzymywał mu towarzystwa. Spławił niską kobietę o bujnych kształtach z lokami do ramion. Uśmiechała się ,kokietowała i gadała mnóstwo bzdur o jakiś relacjach z pism ,których prawdopodobnie za dużo się naczytała. Pod ścianą z czerwonej cegły siedziała kobieta spoglądająca w stronę bruneta. Sączyła sok pomarańczowy przez słonkę . Marek odnosił wrażenie ,że  szła za nim od opuszczenia biura i śledzi go. Nieznajoma przeczesywała teren niczym szpieg, przystawała i chowała się za rogiem udając niewidzialną.
Policzymy się ,kiedyś. Pożałujesz wszystkiego, dopilnuję tego! Śmierć jest zbyt prosta, pora zagrać w grę.
- O co chodzi?- zapytał wgapiając się w ekran komórki, w zimnym pomieszczeniu ,półleżąc na mobilnym łóżku z twardą pościelą, w murach panował ziąb. Jasno-szare ściany nie poprawiały samopoczucia ,a szczególnie zakratowane okno i ciężkie drzwi z szybką i kratką.
- Kim pan…- wykrztusiła blondynka z przesiąkającą krwią raną na głowie. – Gdzie Ula?
- Jestem… w psychiatryku?
- W domu- weszła mężczyźnie w słowo.- Fajnie, fajnie. Będziesz moim chłopakiem?
- Nie- warknął. – Zaprowadź mnie do Uli.
- Zniknęła- wzruszyła ramionami.- I dobrze.
Zło czyha za zaułkiem, możesz je minąć ,ale ono powróci i cię dopadnie. Od ciebie zależy czy zginiesz czy przeżyjesz. Wchodzisz w to?
Pomyłka. Nie znam cię- odpisał.
- Zabiła ją- odparła drapiąc się po ręce ,aż czerwona ciecz skapnęła na podłogę. – No , niemowę- dodała niemrawo dziwnie się rozglądając po pokoju. 
Ależ doskonale znasz. Jestem twym niepokojem, podświadomością i obsesją. Niespełnioną fantazją. Ucieleśnieniem twoich marzeń. Jestem owocem ,który chcesz zjeść ,ale musisz obyć się smakiem. Gorzką pigułką przełykaną codziennie.
Odczep się wariatko! Nie pisz! Nie wiem skąd wzięłaś numer?
Nie domyśliłeś się? Oj smutno mi ,że nie poznajesz.
Zadzwonię na policję- zagroził dopisując wykrzykniki.
- Kto zabi…- puls Dobrzańskiemu przyspieszył ,zaczął się poważnie  zaniepokoić.
Nie bądź taki prędki panie Dobrzański. Twój rozbryźnięty na ścianie mózg będzie najpiękniejszym widokiem, skrobaczką zetrą twe ciało z białych ścian, a czarny worek stanie twoim nowym odzieniem ,lecz jeszcze nie teraz. Dopóki nie zakończymy gry ,ty pozostaniesz wśród żywych. Zaczynamy? Jesteś gotów rozpocząć tą rozgrywkę?
Nie zagram w żadną gierkę. Żegnam.
Skoro tak spodziewaj się niemiłej niespodzianki. Do usłyszenia.
- ,,Czarna''- podła odpowiedź.
- ,,Czarna''? 
- No ,zniknęła zaraz po niemowej. Zabiła takie dwie, szukają jej. 
- Uli! Nie niemowej! Uli! Ona nic nie mówi czy jak?
-Mało. Płacze, że ją zostawił- do pomieszczenia zajrzała inna kobieta.- Bo w ciąży.
- Jakiej ciąży?- Marek zakrztusił się niemal własną śliną.- Z kim?
Oni nie mówią prawdy. Ula żyje. Musi. Błagam Ula ,żyj. Daj jakiś znak. Zostawiłem ci  w jednej z  książek numer telefonu. Odezwij się. Przepraszam ,że mnie  przy tobie nie było.
-Chyba z nim- wtrącił chłopak z czapką zsuniętą prawie na oczy.- Takie książki czytała. Nie kocha mnie ,nie kocha- mamrotał do siebie. 
- No- potwierdziła blondynka rozrywając opatrunek na nadgarstku, wzrok miała nieprzytomny. Wyciągnęła rękę w kierunku twarzy bruneta.
-  Nie masz czekoladowych oczu jak Jerzyk- uśmiechnęła się smutno.- Mój Jerzyk.
- On nie istnieje- powiedziała lodowato lekarka.- Rozejść się. Do swoich pokoi natychmiast! A pan przepraszam kto?
- Marek Dobrzański ja… przyszedłem w odwiedziny i…
- A pan nie ten ,którego znaleźli pijanego w nocy na ławce?
- Nie… nastąpiła pomyłka. Czekałem na kogoś i zasnąłem… z przyjacielem opijaliśmy …yy… narodziny syna- dokończył kulawo.
- Na kogo pan czekał?- zapytała podejrzliwie. – Jakąś pacjentkę?
- Ulę Iwanow
- Żadna Urszula nie przebywa na terenie naszej placówki i proszę stąd iść.
- A nie wie pani dokąd poszła?
- Żegnam pana- wypchnęła go za drzwi.- Do wyjścia pan trafi?
- Trafię.
Ula uciekła? Pytanie dokąd?

Dobrzański przeżywając najgorszą noc w swoim życiu uświadomił sobie ile zła mógł wyrządzić jej ten ośrodek. Żałował ,iż nie sprawdził ,nie odwiedził i skreślił ją całkowicie. Za cel postawił odnalezienie jej całej i zdrowej. 
Info: Marka znaleźli na ławce na terenie zakładu psychiatrycznego ,a nie na ławce w parku. A w rozmowie z lekarką po prostu kłamał. Sam nie pamięta jak się tam znalazł.

niedziela, 17 września 2017

,,W imię miłości'' Miniaturka

Dość kiepski pomysł na mini ,ale niech będzie. Ocenę pozostawiam wam.😉


Mężczyzna dzierżąc w rękach ogromny bukiet zastanawiał się czy wytapetowanie kolorowymi karteczkami ,gabinet pani prezes uświadomi jej jak bardzo mu zależy? Czyż nie jest za późno na pojednanie? Na horyzoncie był kardiolog podnoszący Markowi wiecznie ciśnienie. Odwracał głowę ,umykał spojrzenie ,aby nie mając najmniejszej ochoty na bycie świadkiem ich czułości. Krew go zalewała ,gotował się na myśl ,że ona i on… Skrzywdził ją dając się wciągnąć w ten szatański plan. Zwany intrygą . Nie rozumiał jak mógł zwątpić w nią. Posłuchać podszeptów, bezczelnie kłamać ,uwodzić ,
Dobrzański wytapetował kolorowymi karteczkami gabinet pani prezes. Uczepił się tego pomysłu jak tonący brzytwy się chwyta.
W owym mieszkaniu od dobrych czterdziestu minut toczyła się rozmowa dwójki przyjaciół. Rozgoryczony brunet zbolałym wzrokiem spojrzał na blondyna.
- Ja po prostu stary, eee... nie dałem rady, nie? Zabrałem cały ten bajzel i po prostu zwiałem – żalił się przyjacielowi  po nieudanej próbie wyznania dziewczynie uczuć. Któryś raz z rzędu nie udało mu się powiedzieć wprost ,co czuje. Nie dawała mężczyźnie dojść do głosu, przerywała ,nie chcąc słyszeć najważniejszych dla obojga słów. Stchórzył zbierając kolorowe karteczki zanim ujrzała gabinet nimi wytapetowany i wielkie papierowe serce. Zwątpił ,że zmięknie na jego widok. Raczej się wścieknie. Dlatego posprzątał ,aby nie zobaczyła tego.
- Zdarza się. 
- Gdybym mógł przewidzieć jej reakcje...
- Ale nie możesz. Jasnowidzem nie jesteś- stwierdził Olszański.- Na nie wiele się zda twoje rozmyślanie ,co by było gdyby...Ula zmieniła się.
- To wiem i ja- odparł cierpko Dobrzański.- Ja naprawdę nie wiem co sobie myślałem, rozumiesz, po prostu nie wiem, nie wiem! – zawołał i z bezsilności rozłożył ręce tłumiąc w sobie złość .- Te durne karteczki w niczym nie pomogą- bąknął pod nosem. – Głupi jestem z tymi pomysłami i ratowaniem czegoś czego dawno nie ma.
- Myślałeś ,że wytapetujesz jej pokój karteczkami …-zaczął Sebastian.
- Dosyć. Po cichu liczyłem ,że ona…
- Wpadnie ci w ramiona i powie ,,kocham cię’’- dokończył. – Albo ,,wybaczam ci’’
- Tak, jakby te cholerne karteczki mogły cokolwiek zmienić! Rozumiesz, to jest szczęśliwa kobieta, tak?
- No, jest- przytaknął. – Podobno. Na twoim miejscu porozmawiałbym z Ulką. Może oni…
- Co na wyjeździe będą grać w monopol lub szachy przez okrągły rok? Nie , Seba. Ja nie mogę…
- Ty nie możesz ,co?
- Pozwolić jej wyjechać  z Piotrem! Jeśli pozwolę stracę ją na zawsze. O ile już nie straciłem. Ula ma porządną pracę ,ma plany nie ze mną ,a z nim. Zachowują się jak …
- Małżeństwo- dopowiedział Sebastian. – Działaj dopóki nie jest za późno.
- Ona nie pozwoli mi dokończyć ,a ja bez przerwy jej się narzucam i przynosi to odwrotny skutek. Wylądowała w ramionach ,ale nie moich rozumiesz?!
- Uspokój się – rzekł łagodnie.


Przepełniony goryczą i zazdrością Marek nie zamierzał być spokojny zwłaszcza ,gdy ktoś zabierał mu ukochaną. Część jego serca. Fragment bez którego nie potrafił już funkcjonował.
- Nie będę się już z nią widywał. To koniec...
- Przeciwnie. Musisz działać zanim faktycznie stanie się panią Sosnowską.
- Porwij ją gdzieś z dala od doktorka. Wyznaj miłość w niezwykły sposób. Uwierzy ci ,bo wciąż cię kocha.
- Pewności nie mam. Chociaż te jej smutne oczy…
- Sam widzisz. Nie wszystko stracone- klepnął go w plecy. – Do dzieła! Nie trwoń czasu na czekanie.
- Myślisz ,że nadal kocha?- W szarych oczach rozbłysła nadzieja. Świadomość ,iż Piotrowi będzie szeptała najczulsze słowa, oddawała mu pocałunki, zasypiała w jego ramionach ściskała serce żelazną obręczą. Gotował na myśl o innym mężczyźnie w jej życiu. Pomyślał o ich najcudowniejszych momentach .
Nazajutrz unikał Uli planując dla niej niespodzianki ,chociaż pewności nie miał czy przyniesie wyczekiwany przez niego rezultat.
 Musiał zawalczyć o Ulę i pogonić tego pajaca. Ratować swoją szansę na szczęście. Był gotowy stoczyć ,każdą walkę po warunkiem ,że w imię miłości. Miłości do kochanej Uli.

                                                  ****

Mężczyzna opiekuńczym gestem położył dłoń na plecach dziewczyny ,wychodząc z windy. Rozmawiając z uśmiechem na ustach zatrzymali się tuż przy gabinecie. Otaczała ich dookoła cisza. Puste korytarze ,biurka .Ula przelotnie zatrzymała wzrok na obrazie Dobrzańskiego widzącego na ścianie i uśmiechnęła się smutno przenosząc spojrzenie na Piotra. Rozemocjonowany opowiadał o planach na najbliższy weekend. Zamyślona zastanawiała się nad powodem nieobecności Marka  wczorajszej nocy ,w firmie. Nie zdołała ogarnąć papierów piętrzących się na jej biurku, małych kawowym stoliku i leżących na kanapie. Deską ratunkową miał być telefon do Dobrzańskiego ,lecz włączała się automatyczna sekretarka. Nie zjawił się ,udawała ,że tak miało być. Powtarzała ,że jest twarda i Marek to przeszłość. Układała powoli nową historię ,z człowiekiem ,którego przenigdy nie pokocha. Niezaleczona rana po nieszczęśliwej miłości ,wciąż krwawiła. Zbagatelizowała sygnały wysyłane przez niego , gesty, spojrzenia. Bezustannie miotał się ,mylił ,denerwował ,biegał do niej po pomoc ,nie oczekując wcale ,że mu pomoże. Liczyło się coś więcej. Obecność . Sama świadomość przebywania z ukochaną osobą. Z całą świadomością dotarło to do Uli ,gdy północy analizowała zachowanie i relacje z byłym prezesem. Spała góra trzy ,może dwie i pół godziny w firmie ,na niezbyt wygodnej kanapie z uczuciem dojmującej samotności. Nie zadzwoniła do Sosnowskiego zapominając o nim. Pocałunki Piotra ,nie rozpalały zmysłów ,nie przenosiły w innych wymiar. Nie umiała ich określić słowami. Nie zachowywała ich w pamięci jak najcenniejszego skarbu. Serce zachowywało się spokojnie jakby było uśpione. Ono należało bezustannie do kogoś innego. Człowiek ,który je złamał i tylko on mógł poskładać serce ,w całość.
- Piotr , park linowy? – pokręciła głową. – Co jeszcze?
- Oferują szereg różnorodnych atrakcji- ciągnął podekscytowany.- Na przykład przejażdżki rowerowe, wyprawy kajakowe ,a zapomniałbym. Niedaleko znajduję się stajnia o nazwie …yyy… zapomniałem , ale z pewnością spędzimy tam cudowny weekend. Odpoczniesz od pracy – chciał dodać Marka  ,ale w porę się powstrzymał. – Tylko przyroda ,my.
- Nie zapędzaj się tak. Nie jesteśmy jedyni udający się do Puszczy Kampinoskiej- zauważyła .- Rozumiem ,że zdecydowałeś za mnie?- spytała w miarę opanowana . – Zaplanowałeś wszystko od A do Z? Nie zauważyłeś ,że mam mnóstwo pracy. Nie mogę zawalić, coś przeoczyć i pamiętaj. Pokaz jest najważniejszy.
Prócz Marka i rodzinny ,rzecz jasna.
- Nie jesteś od tego ,aby odwalać za niego czarną robotę. Oddał ci stanowisko i umył rączki- dodał złośliwie. – A widziałem ,że lata po firmie.
- Tak?- zaciekawiła się. – Kiedy niby widziałeś? W szpitalu odwołali dyżur ?
- Nie mam dzisiaj dyżuru- stwierdził zdziwiony. – Mówiłem ci. Właśnie po dyżurze wpadłem dziś po ciebie i zabrałem na obiad. Nic nie zjadłaś.
- Nie smakowało mi- skłamała ,nie wyjawiając prawdy.
- Jasny gwint- przeklął. – Ordynator mnie zabiję- mruknął.
Betti ucieszyłaby się z takiej wycieczki. Nie ja. Nie z nim.
- Leć , ja sobie poradzę- odparła.
- Na pewno?
- Tak- kiwnęła głową. – Nie jestem w firmie sama. Jest projektant , Iza…
Tylko Marka nie ma.
- Okej- nachylił się i musnął jej usta. – Przemyśl nasz wyjazd.

                                ***



Ukrywając się w gabinecie dała upust swoim emocjom nagromadzonym od paru tygodni. Odruchowo wybrała numer Marka niemal bezwiednie ocierając łzy. Włączyła się automatyczna sekretarka jak dnia poprzedniego. Rozłączyła i wówczas miała wyłączyć już telefon ,gdy nadszedł sms.
Skarbie , bez ciebie życie jest wiecznym koszmarem. Spraw by nim nie było ,a nasze uczucie na nowo odżyło. Nie przekreślaj mnie. Sprawiłem ci ogromną przykrość ,zawiodłem zaufanie ,zakpiłem z Twoich uczuć ,ale daj mi wyjaśnić. kochający Marek.
Urzeczona wgapiała się w ekran ,nie mogąc uwierzyć. Drżącymi palcami przesunęła po ekranie ,chcąc odpisać ,ale nadszedł kolejny sms.
Ula, gdybyś chciała mnie wysłuchać czekam w palmiarni o 21.00 przy małej sadzawce.
Spojrzała na zegarek i pospiesznie zabrała płaszcz i torebkę. W windzie odtwarzała w pamięci ich randki. Denerwowała się ,serce wyryło się do niego . Była gotowa mu wybaczyć ,ale musiała usłyszeć od mężczyzny całą prawdę i kocham cię. Inaczej nic nie miałoby sensu.
Z mroku wyłoniła się postać Piotra ,cmoknął znienacka kobietę w policzek.
- Piotr!- pisnęła i zachwiała się na wysokich szpilkach. Przytrzymał ją i sarmacko otworzył drzwi od samochodu. – Zabieram cię na kolację- oznajmił.
- Co ty robisz pod firmą?- wyczuł gniewną nutę w jej tonie. – Miałeś jechać do domu. Nie trzeba mnie pilnować.
- Nie cieszysz się? Czekam na swoją dziewczynę ,aby zabrać ją na romantyczną kolację ,a w zamian otrzymuję opieprz ? Ula , o co ci chodzi?
- Nie pójdę z tobą na kolację. Nigdzie nie pójdę ponieważ… to oszustwo.
- Jakie oszustwo?!- wyprowadzony z równowagi Piotr ledwo hamował  gniew. Wywołując u Uli nieprzyjemny dreszcz. Ścisnął jej ramię ,aż zrobiło się ciemno przed oczami.
- Wszystko w porządku?- zapytał ochroniarz zjawiwszy się przed nimi. – Potrzebuje pani pomocy?- zwrócił się do Uli. Pobladła Cieplak pokręciła głową. – Piotr...- wyszeptała słabym głosem.
- Proszę puścić panią Ulę- rozległ się głos ochroniarza zaczynającego zmianę.
Sosnowski łypnął wrogo na pana Władka i drugiego trochę młodszego mężczyznę. Uścisk zelżał i Ula rozmasowała sobie rękę ,a kolory wróciły jej na twarz.
- Jeszcze wrócisz do mnie z płaczem- syknął.- Przemyśl czy chcesz iść do tego gacha. On cię nie kocha.
- Chyba ty- parsknęła– Poszukaj pani doktorowej ,bo ja znalazłam już swoją miłość- oznajmiła bez zająknięcia. – Wiedz ,iż z tobą nie byłabym szczęśliwa.
Muszę dogonić szczęście zanim ucieknie i odzyskać Marka.
Ochroniarz zastąpił drogę Sosnowskiemu nie uniemożliwiając mu podejście do mocno przestraszonej Cieplak. – Pro…szę   z stąd odjechać i nie ..niepokoić więcej pa…ni Uli- wyjąkał Władek nie spuszczając zimnego spojrzenia z kardiologa. Wiedząc ,że nic nie zdziała mężczyzna ,odpalił silnik i odjechał.
- Dziękuję za pomoc- uśmiechnęła się z wdzięcznością ,zamawiając taksówkę.

                                                       &
Po dotarciu do palmiarni stanęła jak wryta. Światełka rozbłysły po zrobieniu przez kobietę kroku. Na gałązkach wisiały porozwieszane kolorowe karteczki. W błękitnych tęczówkach rozbłysły iskierki ,a serce oszalało na ten cudowny widok. Pośrodku stał udekorowany stolik z dwoma krzesłami,  kwiatami i pudełeczkami stojącymi obok białych,pustych talerzy.  
- Po cichu liczyłem na twoją obecność – usłyszała męski głos zza zarośli. Podał jej kieliszek z szampanem. – Twoja obecność tutaj mówi wszystko- kontynuował  szeptem zbliżając się do jej warg.
- Lista moich wad jest długa. Uważałem cię za przyjaciółkę do wigilijnego pocałunku. Gdyż wtedy sprawy się pokomplikowały ,potem jak ostatni głupiec posłuchałem porad Sebastiana i wcielałem je powoli w życie ,angażując się stopniowo coraz bardziej w ,,nasze randki’’ z każdym dniem ,coś się zmieniało ,ale nie potrafiłem dostrzec tych zmian. Po zrozumieniu ,że zakochałem się w cudownej ,skromnej dziewczynie o błękitnych oczach ,zerwałem z dawnym życiem. Porzuciłem wszystko i pragnąłem być z tobą ,ale ty spotykałaś się już z Sosnowskim. Pomagałem ci ,bo…- uciął .
- Pokochałem cię za…, a właściwie sama możesz przeczytać- dodał tajemniczo.
- Przeczytać?- zapytała z zmarszczonymi brwiami i zdumionym wzrokiem. – Marek – westchnęła. –Gdzie ?
- O tam!- wskazał na porozwieszane nad nimi kolorowe karteczki. Zdjęła pierwszy świstek papieru i przeczytała.
Kocham cię bo jesteś;
Urocza
Zachęcona jego spojrzeniem i uśmiechem uwidaczniającym dołeczki  w policzkach, podeszła bliżej czytając kolejne.
Naturalna ,inteligentna ,pracowita ,piękna ,wspaniała ,dobra , cierpliwa, miła , radosna , zjawiskowa, romantyczna, rodzinna, szalona, nieśmiała
Wzięła ostatnią karteczkę.
I za wady ,które są czasami są zaletami. Kocham cię najmocniej na świecie.
- Mógłbym wymieniać bez końca- mruknął na jej ucho stając za jej plecami. Odwróciła się gwałtownie.
  Ula  ostrożnie położyła dłoń na jego karku ,a ich wargi złączyły się w długim namiętnym pocałunku.

- Też cię kocham najmocniej na świecie – wyszeptała,  ponownie sięgając jego ust.

                   KONIEC!