,, Istniejemy dopóki
ktoś o nas pamięta’’ Carlos R.L.
Brunet wsiadł do czarnego pojazdu.
Wolno ruszył autostradą . Jednak spokoju nie dawało mu to co powiedział
dyrektor finansowy o tej kobiecie. Nie wiedział dlaczego go to
zainteresowało. Może czuł ,że chce zrobić coś dla kogoś? Zatrzymał
samochód przy najbliższej galerii handlowej i wszedł do środka. Od razu udał
się do działu spożywczego, bo jego lodówka świeciła pustkami. Odkąd zamieszkał
sam czasem zdarzało się mu gotować. Polubił to. Dawniej jadał na mieście w
najlepszych restauracjach. Teraz wystarczało mu domowe jedzenie. Nie
rozumiał jak mógł wcześniej tak żyć. Czy życie polega tylko na tym aby
robić coś ,bo tak wypada? Czy nie żyje się po to aby czerpać z niego radość?
Czyż nie ,każdy człowiek dąży do szczęścia? tylko boi się do tego przyznać. Jak
ta kobieta mogła zrobić coś takiego? Jak bardzo musiała nienawidzić swojego życia
,że postanowiła sobie je odebrać ?– jego myśli przerwała nagle ekspedientka.
– A pan znowu sam? – spytała.
– Tak nic się nie zmieniło ,ale może
kiedyś- odparł ponuro
- Pan jest przystojny, jest prezesem firmy
pewnie nie jedna chciałaby zostać pana żoną.
A co ją to obchodzi? Nie ma swoich spraw i
życia?
- Zapewne, ale większość patrzy przez pryzmat
tego co osiągnąłem ,a nie jakim jestem człowiekiem- mruknął na odczepne biorąc
zakupy.
- Miłego dnia !- krzyknęła za nim.
Ta kobieta już od jakiegoś czasu go
zagadywała. Raz nawet chciała umówić się na kawę ,ale odmówił. Nie był
zainteresowany. Była blondynką o dość sporym biuście ,który ciągle eksponowała
przez bluzki z głębokim dekoltem. A jej krwisto czerwone usta i mocne czarne
kreski nad oczami zniechęcały do konwersacji nie mówiąc już o umawianiu się.
Nie lubił takich kobiet. Budziły w nim odrazę. Jak bardzo zmieniły się jego
priorytety przez te kilka lat. Dawniej nie przeszkadzało mu to. Teraz szukał
kobiety skromnej, z którą nawiąże nić porozumienia. Przy której będzie
sobą . Taka ,która nie będzie oschła i wyniosła jak Paulina.
***
Minęło kilka dni. Maciej plan rozwoju firmy
wcielił w życie. Pshemko już przygotowywał nową kolekcje FD Teen.
Niestety problem był z jedną ze szwalni. Nie podjęła jeszcze szycia . Pokaz
miał być za dwa tygodnie. Odbył się już pierwszy etap castingu na wybór
kandydatek i kandydatów na modelki i modelów młodzieżowej kolekcji. Zgłosiło
się dużo nastolatek. Nie wszystkie były z bogatych rodzin. Chodziło o te ,które
mają gorszą sytuację finansową aby mogli sobie dorobić. W ten sposób firma
zaoszczędzi nie musząc płacić pełnej kwoty za sesje. I ściągać modelek z
zagranicy. Wystarczały im normalne warunki hotelowe nie zachowywały się jak
gwiazdy. Jedynie w czym tkwił problem to przekonać rodziców, aby wyrazili
na to zgodę.
Krzysztof Dobrzański dwa dni temu miał zawał
i wylądował w szpitalu. Na szczęście jego stan jest stabilny. Helena
siedziała przy nim. Nie była dziś nawet w fundacji ,w której była od lat.
Marek nie mógł więc teraz tak po prostu wyjechać. Dlatego musiał pojechać tym
razem Szymczyk. Patrycja też ostatnio miała sporo pracy. W zeszłym
tygodniu straciła dwóch klientów ,którzy wycofali się z wzięcia kredytu na
mieszkanie.
*****
Poranne promienie obudziły mężczyznę o
szarych oczach. Przeciągnął się i wstał odsłaniając okno. Zapowiadał się
piękny dzień. Ubrał szlafrok i udał się w kierunku łazienki. Po porannej
toalecie założył jasnofioletową koszulę i czarne spodnie i wsiadł do swojego
czarnego mitsubishi i pojechał w kierunku firmy. Wysiadł i
udał się w kierunku wind.
– Dzień Dobry panie Władku – oparł z lekkim
uśmiechem .
- Ddzień .. Dooobry- rzekł ochroniarz jąkając
się.
Brunet z windy od razu podszedł do
recepcji.
– Cześć Aniu
- Witam Prezesie
- Jest jakaś poczta?
- A tak kilka papierów do podpisania i
Maciej ma jakoś sprawę – poinformowała mężczyznę podając dokumenty i klucz do
gabinetu.
Pewnym krokiem udał się w jego kierunku
otworzył drzwi. Postanowił ,że dokumenty podpiszę później, a teraz dowie się
jaka sprawę miał dyrektor finansowy. Jednak jego myśli przerwało pukanie.
– Proszę – oparł .
Po czym zajął miejsce za biurkiem.
– Cześć
- Hej- przywitał się widząc Szymczyka .
– Słyszałem ,że masz jakoś sprawę ?-
zagadnął Dobrzański.
- Owszem- powiedział i usiadł na kremowej
kanapie pod oknem. Ten spojrzał na niego ciekawy o co może chodzić.
– Mów- niecierpliwił się prezes.
- Wiem ,że nie powinienem cię o nic prosić
ale. ..-zawahał się.
- Spokojnie Maciek jesteśmy przyjaciółmi ,a
przyjaciele sobie pomagają mów o co chodzi.
- W skrócie to chodzi o Ulę
- To ta dziewczyna ,która nie ma ochoty żyć?-
przypomniał sobie brunet.
- Dokładnie. Jutro koło południa
wyjeżdżam do szwalni. Wracam dopiero po południu w poniedziałek . ..
- To wiem przecież. ..
- Marek daj mi dokończyć- przerwał mu Maciej
- Dobrze- zgodził się.
- Ula nie wychodzi z domu od bardzo
dawna- zaczął
- Mówiłeś – wtrącił – Zmieniło się coś?
- Nie. Niestety bez zmian –odparł ponuro
Szymczyk – Kota Bonifacego powierzyłem już sąsiadce na czas ,gdy mnie nie
będzie . Kwiaty też podleje ,bo Patrycja znów jedzie do rodziców z dzieciakami.
Chyba ma po prostu tego dość. Rozumiem ją ,ale nie mogę tak zostawić Ulki. Ona
nie może zostać sama. Odwiedzisz ją?
- Jest nadal w tym szpitalu o którym wspomniałeś?
- Tak. Jeśli się nie wybudzi przeniosą ją do
kliniki – rzekł załamany Maciek - Najważniejsze ,żeby nie weszła w stan
wegetatywny – dodał ze ściśniętym gardłem .
- Jest ,aż tak źle?- przeraził się prezes.
Mimo ,iż nie znał tej kobiety współczuł szatynowi
,że stan jego przyjaciółki jest ,aż tak poważny. Dostrzegł w jego oczach ból i
bezsilność.
Maciej zamilkł. Jakby nie umiał znaleźć
odpowiednich słów.
- Istnieje ,choć cień szansy ,że wyjdzie z
tego?- ciągnął dalej brunet.
- Nie wiem- westchnął ciężko. – Ula jest dla
mnie jak młodsza siostra
- Przecież wy jesteście w tym samym wieku-
zauważył czarnowłosy .
- Nie w tym rzecz. Po śmierci Emilki całkiem
się załamała. Ponoć Sisinij obwinia ją za to. Widziałem go w szpitalu.
- Kim on jest?
- Byłym mężem. Pięć lat temu wróciła do
Polski. Była kompletnym wrakiem człowieka. Zadzwoniła do Patrycji ,aby
się pożegnać. Szukaliśmy jej bezskutecznie. Patka odchodziła od zmysłów.
Kiedyś były prawdziwymi przyjaciółkami ,ale Ulka wyjechała w wieku dziewiętnastu
lat. Wiem ,że wyszła za mąż i urodziła dziecko. Gdy wróciła mała już nie żyła.
Nie znam przyczyny śmierci. Któregoś dnia Patrycja . . .- uciął czując
jak coś ściska mu gardło.
- Być może sama, ci kiedyś powie- zakończył
swoją wypowiedź.
- Zajrzę do niej – odparł po chwili namysłu
Marek – Pytanie tylko jak wpuszczą mnie do szpitala i na OIM?
- Coś wymyślisz- odrzekł - Podaj się za
kogoś z rodziny- zasugerował
- Myślisz ,że to kupią?- zapytał z
powątpiewaniem brunet – Poza tym Powinieneś chyba z tą prośbą do kogoś innego.
Z pewnością nie życzyła by sobie obecności obcego mężczyzny . . .
- Gdybym miał się do kogo z tym zwrócić, to
nie prosiłbym o to ciebie- westchnął ciężko i odwrócił się w stronę okna.
Maciej czuł się bezradny. Nie umiał jej pomóc
nawet jeżeli się obudzi . . .
Dobrzański nie rozumiał co ma dać niby wizyta
w szpitalu. Przypadek kobiety ,która straciła chęć życia lekko zszokowała go.
Zdawał sobie doskonale sprawę ,jak musi być ciężko Szymczykom.
Mieli swoje życie ,a przede wszystkim dzieci . Nie mogli poświęcać całego życia
opiece nad chorą przyjaciółką.
Oboje doskonale wiedzieli ,że była to
nie pierwsza próba samobójcza ,lecz milczeli na ten temat. Woleli go nie
poruszać.
- Nie zmusisz ją do życia ,jeżeli ona nie
chce. Daj jej samej decydować. Ty i żona męczycie się. Nie macie swojego życia
,a . . . Oddaj ją do jakiegoś ośrodka- kontynuował nie zwracając na
wściekłe spojrzenie Szymczyka.
- Jesteś dupek ,a nie przyjaciel- burknął
Maciej - Najpierw mówisz ,że ją odwiedzisz ,a teraz co?!
Chcesz abym oddał ją do psychiatryka?- oburzył się – Ona jest tylko
w śpiączce- zaakceptował ostatnie słowo.
- Z której może się nigdy nie
obudzić – wyrwało się Markowi.
Ten gromił go wzrokiem i zacisnął szczękę.
- Ona się obudzi- powiedział stanowczo –
Nadzieja jest dopóki jej serce bije – dodał
wychodząc.
Po rozmowie z Szymczykiem poszedł do parku
nad staw. Usiadł na żeliwnej czarnej ławce zatrzymując wzrok na łabędziach
płynących po szaro-niebieskiej tafli wody. Słońce wiosennymi promienienia
ogrzewało twarze spacerowiczów. Długo rozmyślał nad życiem i tym co usłyszał w
ostatnim czasie. Przypomniał sobie co czuł ,gdy odeszli na zawsze dziadkowie. W
dzieciństwie uwielbiał spędzać czas z babcią. Słuchać jej opowieści ,podjadać
słodkie konfitury . W ogrodzie rosła wielka jabłonka na ,którą niejednokrotnie
się wdrapywał. Raz zdarł sobie kolano i babcia robiła mu opatrunek. Nie
wiedział dlaczego akurat teraz o tym myślał.
Otrzepał niewidziany kusz z ciemnych
garniturowych i podążył parkową alejką zatrzymując się nagle tuż przed
światłami samochodu.
- Jak leziesz !- wydarł się ktoś.
- Życie ci niemiłe- zawołał inny.
Marek nie odpowiedział. Nurtowały go pytania. Gdzie jej pozostali
bliscy. Co się z nimi stało? Czyżby umarli? Nie… To niemożliwe. Maciek naprawdę
wierzy w jej cudowne ozdrowienie. Ja nie.
Od kłótni Szymczyka z Dobrzańskim minęło
kilka dni ,a zamienili ze sobą zaledwie parę zdań na temat firmy. Marek zdawał
sobie sprawę ,że trochę go poniosło ,lecz nie wyciągnął pierwszy ręki na zgodę.
Widział jak wyglądała ta kobieta przed
przyjazdem karetki. Leżąca w białej poszarpanej koszuli nocnej. Podrapana we
krwi z licznymi rozciętymi ranami . Jedna noga była ułożona pod dziwnym kontem.
Włosy brudne z listkami i płatkami róż. Przerażająco blada i chuda.
Dla niego wyglądała jak martwa. Nikomu
nie pozwolili z nią jechać. Maciej był załamany.
Kroczył powoli mało zaludnioną ulicą. Pustym
zmęczonym wzrokiem patrzył przed siebie. Nic nie wróciło jego szczególnej
uwagi. Myśli szły swoim torem ,powodując w głowie totalny chaos. Zarówno
wczoraj jak przedwczoraj spędził cały dzień ,aż do późnego wieczora w pracy.
Maciej nieustannie jeździł do szpitala i czekał na poprawę zdrowia Pawłowicz.
Wciąż nie odzyskała przytomności .
******
Następnego dnia Marek wysiadł z
samochodu i udał się do wejścia szarego budynku. Wszedł do środka i rozejrzał
się. Nigdy tu nie był. Przed nim był duży korytarz po jednej stronie pod
ścianą stały krzesła. Chodziły kobiety w białych fartuchach. Spojrzał na
matkę. Chciała aby zobaczył podopiecznych fundacji ,którą wspiera.
Niepewnie podążył długim korytarzem za nią. Uchyliła drzwi. Ubrali
odzież ochronną i buty i weszli środka. Nie cierpiał szpitali od małego. Źle mu
się kojarzyły tu trafił gdy miał pierwszy wypadek gdy dopiero co odebrał
prawo jazdy. I było jeszcze wiele momentów w ,których był w szpitalu. Jednak to
był ośrodek dla dzieci ,które są w śpiączce. Podszedł do jednego z
łóżeczek. Leżało tam małe dziecko podłączone do tysiąca kabelków. Monitor
pokazywał funkcje życiowe. Zaszkliły mu się oczy na ten widok.
- Wyglądają jakby nie żyli- odparł cicho
patrząc na łóżko, gdzie leżała dziewczynka około siedmioletnia.
- Oni tylko śpią. Te dzieci ,które tu
oglądamy są w śpiączce od kilku miesięcy ,ale są tacy co śpią znacznie dłużej-
odparła pielęgniarka, a matka stała przy drzwiach i patrzyła na syna. Nic nie
mówiła.
- Czy takie dzieci się budzą?
- Zdarza się ,że otwierają oczy po długim
czasie. Nie warto tracić nadziei.
- Rodziny odwiedzają ich?
- Niektórzy nadal tu przychodzą ,ale nie
wszyscy. Ich bliscy stracili nadzieję. Ale są tacy ,którzy
wierzą i modlą się aby zbudzili się do życia.
- Ja już muszę iść, bo praca nie poczeka-
oznajmił Dobrzański.
- Rozumiem i dziękuje panu za wizytę. Mam
nadzieję ,że odwiedzi pan kiedyś to miejsce- odparła z nutą nadziei w głosie.
- Myślę ,że tak- uśmiechnął się nikle.
- Trafi pan do wyjścia? Muszę porozmawiać
jeszcze z pana matką
- Trafię. Do widzenia- pożegnał się z miłą
starszą lekarką.
- Do widzenia- odpowiedziała kobieta.
Wyszedł z tego pomieszczenia. Nie zdjął
jeszcze ubrania ochronnego. Nie bardzo się orientował ,którędy do
wyjścia. Rozejrzał się ale kogoś spytać ale jak na złość nikogo akurat nie
było. Szedł wolno przed siebie . Wreszcie znalazł wyjście. Przyszedł tu zaczerpnąć
jakiś informacji na temat ludzi pogrążonych w śpiące. Sprawa nieznajomej
kobiety nie dawała mu spokoju. Codziennie widział jak Szymczyk martwi się o jej
życie. Jak z pracy pędzi do szpitala ,a rano przychodzi nie wyspany ,blady i
przemęczony.
*****
- Podpiszesz?- zapytał Szymczyk jakby obcym
głosem. Dobrzański zerknął na dokument trzymany przez mężczyznę.
- Jasne- odparł bez zastanowienia. – Przyda
ci się parę dni urlopu. Odpoczniesz i spędzisz trochę czasu z rodziną.
- Jadę do szpitala. Nie jestem wstanie skupić
się teraz na pracy- oznajmił chłodno.
Na moment w gabinecie zapadła cisza.
- Prawie umarła- odparł ledwo słyszalnie
szatyn.
- Co znaczy ,,prawie umarła’’?
- Przecież ciebie to nie interesuje- syknął .
- Mylisz się – zatrzasnął klapę od laptopa i
podniósł się z fotela.
- Jakiś niezrównoważony psychicznie człowiek
wparował na salę i odłączył ją od respiratora. Nie wiem ,ile była bez tlenu .
..Doznała przecież poważnego urazu głowy.
Dobrzański przyjrzał się uważnie Maćkowi i
zmarszczył brwi.
- Czy tym człowiekiem nie był przypadkiem ten
jej były mąż?
- Tak- przytaknął .
- Jak ona mogła zakochać w takim kimś…-
urwał nagle kręcąc z niedowierzaniem głową. - Po wizycie w klinice osób pogrążonych
w śpiączce . Wierzę ,że jest dla niej cień szansy na wybudzenie.
Szatyn uśmiechnął się nikle. Wreszcie nie
musiał przekonywać go ,że ona wyzdrowieje.
- Dlatego ten incydent w szpitalu nie może mu
ujść na sucho- kontynuował.
Rozmowę przerwał dzwoniący telefon .
Mężczyzna wyjął go z kieszeni i odebrał.
- To ze szpitala- szepnął do Marka .
_____________________
Witam! Co dalej z Ulą o tym wkrótce. Liczę na szczere komentarze,chociaż wiem ,że ten rozdział wypadł gorzej od poprzedniego.
Pozdrawiam serdecznie :)
Mam nadzieję że Ula się wybudzi. Mi rozdział się podobał. Maciek wciąż wierzy że Ula się wybudzi i dobrze. Ale szkoda że inni nie.. Ciekawe czy Marek ją odwiedzi w szpitalu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
Maciek wierzy ,że się wybudzi i to on ma rację. Niektórzy wątpią w to ,że się ona otworzy oczy i wróci do zdrowia. Owszem Marek pojedzie do szpitala. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńNa początku rażący błąd "odebrać życie to je a nie go." biust który a nie którego, miłego Dnia po co dnia dużą. A poza tym ciekawe i z dużą nadzieją, że Ula wybudziła się i teraz z dodatkową osobą w postaci Marka postawią ją na nogi. :)
OdpowiedzUsuńOczywiście ,że jest nadzieja ,lecz jeszcze się nie obudziła. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńKolejne smutne opowiadanie.Myślałam, że Ula będzie tylko poturbowana ze złamaniem a nie, że będzie nieprzytomna. Może Helena będzie mieć znajomości i z jej pomocą zajmą się nią.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło. RanczUla
Chyba nikt nie spodziewał się ,że potraktuję ją tak okrutnie.Mogę tylko napisać tyle ,że nie umrze i otworzy jeszcze oczy. Pozdrawiam serdecznie :)
UsuńSmutna ta część. Ulka to totalnie ma przewalone z życiu. Może w końcu Marek wygra z jej fatum?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, Andziok :)
Fatum oznacza też przeznaczenie ,więc może,może...Chociaż na razie doświadcza samych nie szczęść ,ale w szpitalu jest własnej winy.Pozdrawiam serdecznie:)
Usuń