Strona Główna

wtorek, 26 stycznia 2016

,, Oznaki życia'' 9

                                                         Oto kolejny rozdział opowiadania ze snem Uli w tle. Pozdrawiam :)         
                                                                         ,, Oznaki życia’’
Rozdział 9
Je remue le ciel, le jour, la nuit
Je danse avec le vent, la pluie
Un peu d'amour, un brin de miel
Et je danse, danse, danse, danse, danse, danse, danse
Et dans le bruit, je cours et j'ai peur
Est-ce mon tour ?
Vient la douleur...
Mieszam niebo, dzień, noc
Tańczę z wiatrem, z deszczem
Trochę miłości, trochę miodu
I tańczę, tańczę, tańczę, tańczę, tańczę, tańczę, tańczę
Biegnę przerażona w zgiełku
Czy to moja kolej?
Nadchodzi ból...

Niepewnie zrobiła krok w jego stronę nadal nie spuszczając z niego wzroku.  W jego oczach była pustka i nicość. Nie było nawet tej radości i chęci do życia, którą widziała jeszcze całkiem niedawno. Włosy miał w lekkim nieładzie. Spojrzała na jego trzydniowy zarost i jej wzrok padł na usta. Gdy się zorientowała, że od kilku minut mu się przygląda spuściła wzrok.  Stali blisko siebie a jednocześnie daleko.  W końcu pierwsza odezwała się kobieta.
- Jak mnie tu znalazłeś?- Odezwała się lekko spięta, bo bała się z nim rozmawiać po tym pocałunku. 
- Poprosiłem o adres w restauracji, w, której pracujesz.  Znają mnie tam, bo od dawna tam chodzę- wyjaśnił i zrobił jeszcze krok w jej stronę. Cofnęła się i oparła o kuchenny blat.  Zajął miejsce przy stole nie spuszczając z niej w wzroku. Sięgnęła po kubek i nalała sobie kawy z szklanego dzbanka.
- Napiszesz się czegoś?- Zapytała przerywając ciszę.
- Kawy, jeśli można- odparł szybko i omiótł wzrokiem kuchnię. Pomieszczenie nie było duże. Bardzo skromnie urządzone i wymagało remontu.  Drewniane ramy w oknie, stary kredens i szafki. Jednak ten dom wydawał mu się dużo lepszy od, laboratorium’’ jak nazywał w myślach swój dom. Skąpany w szarości i bieli. 
- Chciałam cię przeprosić, jeśli...- Zaczęła, ale widząc, że pokręcił głową postanowiła nie kontynuować tego tematu.  Zajęła miejsce obok niego.  Upił łyk kawy i zaczął rozmowę.
- Nie przyjechałem tu rozmawiać o twoim dziwnym sposobie okazywania radości.  Chciałem złożyć ci propozycję.
- Propozycję?- Spytała unosząc brwi w geście zdziwienia.
- Przepraszam źle to zabrzmiało – odparł lekko zmieszany.  Przyglądała mu się z uwagą. Miał idealne rysy twarzy, zmysłowe usta. Zarumieniła się, gdy zdała sobie sprawę, że kilku sekund gapi się na jego usta jak idiotka.
- To, o czym chciałeś rozmawiać?- Zapytała próbując zapanować nad głosem, który z nieznanego dla niej powodu drżał.
- Jak pewnie wiesz moja sekretarka spodziewa się dziecka. Od kilku dni jest na zwolnieniu lekarskim. W związku, z czym jestem w tyle z papierami i potrzebna mi pomoc.
- A co ja mam z tym wspólnego?
- Maciek mówił, że skończyliście te same kierunki. Z resztą niedawno natrafiłem na twoje CV, które było u Aleksa na biurku.
- Wysyłałam CV w wiele miejsc z nadzieją, że dostanę pracę, ale niestety. Wszędzie odmowa a z FD nawet nikt się nie odezwał a ja czekałam. Na szczęście teraz mam pracę.
- Chciałbym abyś została moją sekretarką, gdy Viola pójdzie na urlop macierzyński.
- Przecież jest jeszcze Maciej – Mówiła nieprzekonana do jego propozycji pracy w firmie.
- Owszem, ale wolałbym abyś to ty przejęła obowiązki Violetty.
- Dlaczego?- Zapytała nadal nie rozumiejąc, dlaczego nagle chce ją zatrudnić na to stanowisko.
- Dlatego, że potrzebujesz pieniędzy. Nie wierzę, że praca w knajpie ci wystarcza. Myślałem, że po studiach i z takimi wynikami masz wyższe aspiracje.
- Lubię pracę w restauracji i ludzi , których tam poznałam.
- Przemyśl jeszcze to. Pracę w knajpie łatwo stracić. I jeszcze jedno wolałbym abyś trzymała się ode mnie z daleka...Kopciuchu – Odparł chłodno i posłał jej ironiczny uśmiech.
- Wynoś się – krzyknęła nagle i pokazała mu ręką drzwi. Wstał od stołu i podszedł do niej.
- Obyś tego nie żałowała – Rzucił i wyszedł trzaskając drzwiami.  Oparła dłonie o zimny blat. Musiała się uspokoić. Była na niego wściekła.  Jednak jedno zdanie wypowiedziane przez bruneta zaczęło ją niepokoić., Pracę w knajpie łatwo stracić’’ 

Od wizyty Dobrzańskiego w domu Cieplaków minęło kilka godzin. Ula kroiła właśnie pieczywo robiąc siostrze kanapki. Maciek siedział przy stole i nic nie mówił. Odkąd przyszedł powiedziała do niego zaledwie kilka prostych słów. Nadal była zła na Marka, który okazał swoje ciemniejsze oblicze. Jeszcze nie miała pojęcia, co ono oznacza. Nawet nie pomyślała ani przez chwilę czy przeszczep jej mamy się uda. Skutki uboczne mogą pojawić się znacznie później. Wszystko teraz w rękach lekarzy.
- Martwisz się o ten przeszczep?
- Nie. Znaczy to też, ale nie o tym myślę.  Zastanawiam się, co miał na myśli Pan Dobrzański mówiąc, że pracę w knajpie łatwo stracić.
- Nie mam pojęcia. A właściwie, po co tu przyszedł?
- Zaproponować mi pracę sekretarki, ale odmówiłam.
-Czemu? Przecież nie, co dzień się zdarza, aby ktoś składał taką ofertę pracy.
- Nie ufam mu. Jest przystojny, ale to dupek – powiedziała i prawie skaleczyła sobie palec krojąc pomidora.
- Uważaj. A więc podoba ci się.
- Ładna okładka nie oznacza, że książka będzie ciekawa
- Ale może
- Nie powiedziałam, że nie.  Donata dziś w pracy powiedziała abym była ostrożna ,bo ponoć to duży dzieciak i sam nie wie czego chce.
Skończyła przygotowywać kanapki i zawołała Beatkę na kolację. Posiłek upłynął im w milczeniu. Nawet Betti dziś milczała przenosząc wzrok z Uli na Maćka i odwrotnie. Około dwudziestej pierwszej Szymczyk poszedł do domu zastawiając je same.
                                                 ****************
Przekręcała się z boku na bok i nie mogła zasnąć. Myśli kotłowały się w jej głowie. Przed oczami miała wciąż jego ironiczny uśmiech.  Pozory mylą. Rzeczywistość okazuje się bardziej okrutna.  A mili ludzie też potrafią pokazać swoje drugie oblicze.  Jednak Marek ma piękne oczy. Takie duże i szare a usta... Ula opanuj się –skarciła się w myślach.  Wtuliła twarz w miękką poduszkę i odpłynęła w krainę Morfeusza.
                          Gałęzie lekko tańczyły na wietrze a jesienne liście wirowały w tańcu. W powietrzu było czuć zapach sosny i świerków.  W oddali słychać było ciche stukanie dzięcioła w korę. Dziewczyna zrobiła kilka kroków stawiając bose stopy na miękkim leśnym mchu. Rozejrzała się dokoła. Wiatr rozwiał jej długie kasztanowe włosy zasłaniając jej twarz. Odgarnęła kilka ciemnych kosmyków z twarzy. Miała na sobie tylko letnią białą sukienkę, ale nie czuła zimna. Usłyszała nagle za sobą pękającą gałązkę drgnęła i odwróciła się. Utkwiła wzrok w szarych źrenicach. Mężczyzna patrząc w dwa błękity zrobił krok w jej stronę. Wyciągnął rękę i dotknął jej policzka. Pod wpływem jego dotyku przymknęła oczy. Musnął jej usta delikatnie. Jakby pytał o pozwolenie. Oddała pocałunek złapała  za koszulę i przyciągnęła go do siebie. Tak, że stykali się niemal ciałami. Zatracili się w pocałunku.
- Ten pocałunek to obietnica tego, co, kiedyś nastąpi. Słuchaj głosu serca tylko ono wskaże ci właściwą drogę. Jednak jeszcze nie teraz. Niedługo przestaniemy się widywać.  Bowiem zbliża się dwudziesty pierwszy października- zaczął mówić poprawiając białą koszulę. Spodnie też miał białe.
- Co wydarzy się w ten dzień?- Zapytała próbując zapanować nad drżącym głosem. W jego oczach dostrzegła łzy, które zaczęły spływać po policzkach. Wyciągnęła rękę, aby go dotknąć, ale odsunął się.
- Dzień przyniesie chwile grozy, smutek, ból i łzy.  Kolejne dni będą niewiadomą. Jednak pamiętaj, że po burzy zawsze pojawia się słońce.
- Czy to chodzi o moją mamę?- Spytała a  jej oczy napełniły się słonym płynem. Pokręcił głową i chwycił jej dłoń. Szli w milczeniu leśną alejką. Kazał zamknąć jej oczy, gdy otworzyła stali na wysokich skałach. Ich bose stopy nie były poranione, mimo, że stąpali po ostrych skałach i kamieniach. Otworzyła oczy i ścisnęła kurczowo jego dłoń, gdy spojrzała jak wysoko się znajdują. W oddali widziała korony drzew. Po prawej stronie skał kawałek od nic płynął strumyk. Wsłuchała się w szum wody i śpiew ptaków intonujących swoje serenady.
- Tu jest pięknie – odparła rozmarzona wciągając głęboko rześkie powietrze.
- Spójrz tam- powiedział wskazując jej dłonią leśną drogę. Nagle ujrzała na niej jak idą trzymają za ręce jakieś dziecko. Z daleka nie mogła dostrzec czy to dziewczynka czy chłopiec.  Postacie jednak szybko się rozmyły. Spojrzała w, obok, ale Marka już nie było. Rozejrzała się próbując wzrokiem odszukać go, ale bez skutku. Gdy przymknęła powieki znów znalazła się na leśnej polanie jednak w jej dłoni były niezapominajki.  Obudziła się i spojrzała na budzik, który wskazywał ósmą trzydzieści. Zerwała się z łóżka jak oparzona i zaczęła wyrzucać z szafy ubrania próbując znaleźć coś odpowiedniego. Nagle usłyszała dźwięk przychodzącego sms’a i spojrzała na ekran komórki.
,, Przepraszam ‘’
Skasowała wiadomość uznając ,że to jakaś pomyłka i powróciła do przerwanej czynności. Znalazła czerwoną bluzkę z kokardką i szare spodnie i zdecydowała ,że to będzie idealny strój.  Jej młodszej siostry nie było w domu więc domyśliła się ,że Maciek zaprowadził ją do szkoły a sam pojechał do pracy. Siedząc w autobusie myślała od kogo mógł być ten sms . Ktoś dzwonił z tego numeru do niej ,ale nie odebrała. Ciekawe kto zdobył mój numer? I czego chce? A może to Marek? Spojrzała przez okno i zauważyła ,że przegapiła swój przystanek.
                                                       ************
Ula nie widziała Marka odkąd wyrzuciła go z mieszkania. Osoba z nieznanego numeru przestała dzwonić. A w firmie wszyscy byli spokojni oprócz prezesa. Jego wszystko wyprowadzało z równowagi. Przyczyną jego złego nastroju była jego narzeczona Kalina ,która oznajmiła mu tuż przed wyjazdem ,że marzy o dziecku a po powrocie , że odstawiła tabletki.  Od paru dni sypiał w hotelu . Kobieta zaczęła przychodzić do niego do pracy do go strasznie denerwowało.
- Viola do cholery weź się do pracy- wrzasnął podchodząc do jej biurka. Sekretarka aż podskoczyła a kubek z zieloną herbatą wypadł jej z rąk.
-  Jest już prawie siedemnasta. A co ty taki nerwowy? – Spytała odkładając magazyn modowy. Dziś pierwszy raz pojawiła się w pracy po chorobowym. Czuła się już lepiej, ale lekarz kazał się jej oszczędzać. Zalecił jej też, aby unikała stresów, bo niekorzystnie wpływają one na dziecko.
- To nie twoja sprawa- Rzucił chłodno i zamknął się w gabinecie. Włączył laptopa i zaczął przeglądać zdjęcia modelek. Zdecydował, że później zajmie się budżetem. Niespodziewanie drzwi się otworzyły i ujrzał w nich Sebastiana.
- Czego chcesz?- Spytał ostro
- Pogadać. Ostatnio jesteś strasznie nerwowy. Viola właśnie znowu się źle poczuła i to przez ciebie. Dobrze wiesz, że moja żona nie może się denerwować?- Olszański podniósł głos zajmując miejsce na kremowej kanapie z Ikei.
- To niech robi, co do niej należy a nie się opierdala.
- Marek opanuj się.  To, że masz kłopoty z narzeczoną  nie znaczy, że masz na wszystkich się wyżywać.
- Owszem mam i to moja sprawa. Nie masz prawa się w...
- Ale jestem twoim przyjacielem i...
- Przeszkadzam?- Spytał Szymczyk wchodząc do gabinetu prezesa i widząc Dobrzańskiego w nie najlepszym humorze.
- Siadaj- Oparł brunet wstając i zajmując miejsce na biurku.
- Kalina chce mieć dziecko- powiedział jednym tchem w jego głosie nie słychać było ani odrobiny entuzjazmu.
- A ty nie chcesz?- Dopytywał Sebastian
- Oczywiście, że nie.  Na co mi bachor? Kalina zdecydowała, że to odpowiedni czas. Chce zostać w Warszawie na stałe i tylko w stolicy brać zlecenia. Właśnie wróciła z Chicago. Ostatnio mówiła mi, że już ma projekt pokoju dla dziecka. Ostatnio o niczym innym nie mówi. Jeszcze niedawno chciała ślubu, ale na razie odpuściła.
- Nie dziwie się jej, że chce dziecko. Skończyła przecież trzydzieści lat i to najwyższa pora, aby zacząć myśleć o rodzinie. W końcu jesteście ze sobą już wystarczająco długo- Odparł blondyn. Szymczyk przysłuchiwał się rozmowie przyjaciół, ale się nie odezwał.
-  Sześć lat jesteśmy razem. A trzy lata narzeczeństwem
- Trzy lata narzeczeństwem?- Zapytał z niedowierzaniem Maciej
- Tak.
- No to mów, kiedy wreszcie ślub- Odparł blondyn patrząc na przyjaciela uważnie.  Marek podrapał się po głowie. Nie lubił tego typu rozmów. Nie marzył o ślubie ani dzieciach. A może nie marzył o tym z Kaliną?
- Nigdy- Powiedział wprost a mężczyźni patrzyli na niego jak na kosmitę.
- Jak to nigdy?- Odezwał się Maciej
- Normalnie. Cholera!!!!
- Co?
- Miałem odebrać dziś ciotkę ze szpitala o szesnastej a jest osiemnasta – Rzucił i wybiegł z gabinetu niczym strzała? Zbiegł po schodach i wsiadł do samochodu odjeżdżając z piskiem opon. Jednak po chwili musiał się zatrzymać, bo szpital był całkiem niedaleko. Wysiadł z auta i biegiem udał się do wejścia. Potrącił lekarkę nie przepraszając. Nie słyszał nawet jak mówiła, że podłoga jest świeżo myta. Poślizgnął się i wpadł na dziewczynę przewracając ją. Otworzyła niebieskie oczy w, który dostrzegł strach i coś jeszcze, czego nie mógł nazwać. Inni przyglądali im się z uwagą i po cichu śmiali się pod nosem. Na końcu i oni wybuchli niepohamowanym śmiechem. Nagle cała złość z Marka wyparowała. Nie pamiętał, kiedy tak się śmiał.  




środa, 20 stycznia 2016

,, Oznaki życia'' 8

Zapraszam na kolejną część.  Od tej części Marek stanie się postacią pierwszoplanową.   Pozdrawiam :)
,, Oznaki życia’’
Rozdział 8

,,Mija Go wciąż, nie wygrywa jej los,
Gdzieś przechodzi on znikł właśnie stąd,
Chce by jej świat, ożył pewnego dnia,
W nocy spada wraz z milionem gwiazd,

Pewnie wszystko kiedyś skończy się nagle szczęśliwie,
Złe chwile rozwieje jej śmiech’’
- Znów się spotykamy – odparł uśmiechając się a ona zauważyła urocze dołeczki w policzkach i nie mogła oderwać wzroku od jego ust.  
- Halo proszę pani – zawołał nie widząc ze strony kobiety żadnej reakcji. Zamachał jej dłonią przed oczami dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że patrzy się na niego jak idiotka. Zarumieniła się zawstydzona.
- Przepraszam i dziękuję – powiedziała biorąc z jego dłoni okulary.  Jednak nie ubrała ich nadal nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Był ubrany inaczej niż zawsze. Miał skórzaną czarną kurtkę i czarne jeansy.  Hebanowe włosy lekko ułożone.
- Marek Dobrzański – przestawił się podając jej dłoń a ona ją uścisnęła i uśmiechnęła się do niego promiennie. Jej serce przyspieszyło, gdy patrzyła na w jego piękne oczy i uśmiech.
- Ula... Ula Cieplak- dodała po chwili, bo przy nim z trudem przychodziło jej mówienie. 
- Śpieszysz się do szpitala?
- Skąd wiesz? Znaczy Pan
- Mów mi po imieniu.  Maciek mi powiedział, że ma przyjaciółkę, której mama jest poważnie chora. Też tam idę.
- Ty?- Zapytała i uniosła brwi zaskoczona.
- Siostra mojej mamy choruje na cukrzyce. Wczoraj zabrało ją pogotowie i jest w tym szpitalu. Właśnie idę ją odwiedzić.
- Chciałabym, aby moja mama wyzdrowiała – szepnęła cicho a w jej oczy się zaszkliły. Spojrzał na nią nie bardzo wiedząc, co powiedzieć.  Zacisnęła dłoń dopiero wtedy zorientowała się, że cały czas trzyma okulary w dłoni. Założyła je i wolno ruszyła przed siebie. Szli razem w milczeniu. Co jakiś czas posyłając sobie ukradkowe spojrzenia.
- Wiem, że byłaś w firmie- odezwał się nagle.
- Violetta ci powiedziała?
- Ona zawsze dużo mówi i czasem trudno z nią wytrzymać. Ale to żona mojego przyjaciela Sebastiana a poza tym jest w ciąży. 
- Tak wiem a do firmy przyszłam, bo chciałam odwiedzić Maćka- wyjaśniła. Zatrzymali się przed dużym białym budynkiem.
- Tu nasze drogi się rozchodzą, ale nam nadzieję, że jeszcze się spotkamy – rzucił na odchodnym i zniknął jej z oczu. Ja też mam taką nadzieję. Dlaczego w jego firmie wyśmiewali się z mojego wyglądu a on nie zwracał na to uwagi? I był taki miły? Może to tylko pozory? Przecież ma narzeczoną, ale nawet o niej nie wspomniał. Co tu jest grane?  Głos lekarki wyrwał ją z letargu.  Kobieta poprosiła ją do swojego gabinetu. Powoli udała się za nim. Bała się, co może usłyszeć. Nie chciała być w takiej chwili sama. Pragnęła, aby w tym momencie ktoś trzymał ją za rękę i mówił, że wszystko będzie dobrze.
                                               ***********************
Przez kolejnych parę dni siedziała w szpitalu przy chorej mamie.  Jeździła do domu tylko, po aby się przebrać, coś zjeść i spać.  Potem wracała do szpitalnego budynku.  Noc spędziła na szpitalnym korytarzu. Nie chciała wracać do domu. Beatka była pod dobrą opieką a ona nie miała siły skupić się teraz na opiece na sześcioletnim dzieckiem.  Szpitalne mury pogłębiały jej smutek, więc postanowiła wyjść na zewnątrz. W głowie niczym echo odbijały się słowa matki, Jeśli nie znajdą dawcy zajmij się Beatką, bo mnie już nie być’’. Dziewczyna przystanęła na chwile i złapała się poręczy, która była przy schodach. Na wspomnienie umierającej mamy zrobiło jej się ciemno przed oczami.  Usiadła na zimnych schodach i ukryła twarz w dłoniach.  Jej oczy się zaszkliły i po policzkach pociekła przezroczysta ciecz.  Popatrzyła przed siebie.  W oddali widziała ludzi trzymających się za ręce i poczuła ukłucie w sercu.  Przeżyła już swoją pierwszą miłość, ale była ona tylko platoniczna. Chłopak, którego kochała skrycie nie był nią zainteresowany. Wolał inną a na nią nie zwracał uwagi.  Potem nie miała już czasu na miłość.  Teraz czuła, że jej świat na nowo się rozpada. Obrazy tracą ostrość, ale to było tylko złudne wrażenie. Tak naprawdę czuła się taka w środku. Rana, jaką jest śmierć najbliższych osób i choroba matki nie dało się niczym zaleczyć.  Szczęśliwe dni były tylko nierealnym wspomnieniem.  Wszystko nabrało koloru szarości.  Nie pomagała myśl, że znajdzie się dawca. 
                                                   *****************
Na początku października jak zawsze zjawiła się w szpitalu.  Ciocia Marka nadal  tu przebywała  bo dostała reakcję alergiczną na jeden z podanych jej leków. Zbili jej wysoką gorączkę, ale nadal była bardzo osłabiona.  Ula została poproszona do gabinetu. Nie wiedziała, o co chodzi. Miała tylko nadzieję, że stan jej mamy się nie pogorszył.  Zajęła miejsce wskazane przez kobietę w białym kitlu.                           
- Chciałam panią poinformować, że znalazł się dawca dla pani mamy- powiedziała Lekarka. Ula podniosła zapłakane oczy, które zrobiły się teraz wielkie ze zdumienia. Myślała, że się przesłyszała.
- Znalazł  się Dawca?- Spytała niepewnie nie spuszczając wzroku z kobiety w, krótkich ciemnych włosach.
- Tak. To kobieta zgodziła się zostać dawcą. Przeszła wszystkie badania i jest zgodność. Dziś rano pani mama zmieniła zdanie i podpisała zgodę.
- Czyli jest szansa, że wyzdrowieje?
- Tak. Nigdy nie należy tracić nadziei.  
Ula nie słuchała już dalej. Była szczęśliwa, że wreszcie znalazł się dawca. Nie przyjmowała do wiadomości, że może się coś nie udać.  Albo, że szpik może się nie przyjąć a jej mama umrzeć.  Wybiegła z gabinetu i szybko opuściła szpital. Nie poszła nawet zajrzeć do mamy. Chciała ja zobaczyć jak już będzie po wszystkim. Jutro miał nastąpić ten ważny dzień.   Na zewnątrz dostrzegła Dobrzańskiego i nie umiejąc zapanować nad radością rzuciła mu się na szyję. Przytulił ją zdezorientowany i trochę spięty.  Nie spodziewał się takiej spontanicznej reakcji.
- Udało się!!! Udało!!! Moja mama będzie żyła!!!  - Wykrzyknęła .  I pocałowała go w usta. Odsunął ją i spojrzał na nią. Uśmiechnęła się tonąc w lodowcowych oczach.
- Ula też się cieszę ale . . .- uciął  szukając odpowiednich słów
- No, że no... Znaleźli dawce dla mojej mamy i tak się cieszę- ponownie rzuciła się mu na szyję, ale odsunął ją od siebie.
- Ula... Może ja już pójdę- odparł i szybko się oddalił.  
Stała patrząc na oddalającego się mężczyznę. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, co tak naprawdę zrobiła. Poczuła się głupio. Ale ze mnie idiotka. Jak mogłam go pocałować? Jak my prawie się nie znamy? Ciekawe, co o mnie pomyśli? Przecież znamy się dopiero tydzień tak naprawdę.
,, Mija ją gdzieś i nie powie znów, że
chce zamieszkać w jej oczach, na dnie
lecz przyjdzie dzień, kiedy spełni się sen’’
i pocieszy te dusze dwie’’
                                                      ****************

- Ulcia zrobisz mi budyń?- Spytała Beatka siadając na drewnianym krześle przy stole. Ula odwróciła się poprawiła włosy związane w luźny kucyk i spojrzała na siostrę.
- Oczywiście a jaki chcesz? Truskawkowy czy czekoladowy?
- Truskawkowy
-Dobrze a powiesz mi jak było w szkole?
- Nudno- odparła niechętnie dziewczynka
- Tylko tyle?- Dopytywała szatynka przyglądając się blondynce, która mieszała łyżeczką w cukierniczce.
- Antek powiedział, że moja mama umrze.  Czy to prawda?- Zapytała drżącym głosem a jej błękitnych oczach pojawiły się słone krople.  Kobieta przytuliła ją głaszcząc po włosach.
- Będzie dobrze zobaczysz. Uratują mamę i wróci do domu.
- A obiecasz, że mama nie odejdzie? Tak jak Tata?
- Nie mogę obiecać, ale musimy wierzyć, że mama wyzdrowieje. Mają dawcę.
Przygotowała dla siebie i dziewczynki budyń i podała go w salaterkach. W kuchni zapadła cisza.  Za oknem zaczęło robić się ciemno. Spojrzała na zegar, który wskazywał dwudziestą. Beatka szybko opuściła kuchnię i położyła się do łóżka. Dziś Ula jej nie czytała, bo od razu zasnęła.  Kobieta czuła dziwny niepokój i nie mogła się go pozbyć ani wytłumaczyć skąd się wziął. Szklanka, którą trzymała w dłoni wypadła jej a szkło rozprysło się na tysiąc małych kawałeczków. Schyliła się, aby je pozbierać, ale się ukłuła. Opłukała dłoń pod bieżącą wodą.  Na dworze zerwał się silny wiatr. Okno, które było niezamknięte trzasnęło mocno. Z przerażenia podskoczyła. Światło zaczęło migać jakby miało za moment zgasnąć. Szybko poszukała świece i wzięła ją w dłoń.  Pierwsze krople deszczu zaczęły dźwięcznie uderzać o parapet.  Położyła się jak najprędzej do łóżka. Przycisnęła głowę do poduszki. Przysnęła.  Za oknem rozpętała się niezła wichura.  W pokoju zrobiło się jasno. Na zegarze wybiła siódma rano.  Ula przeciągnęła się leniwie sięgając po budzik. Zdziwiła się, gdy obok niej na pościeli leżała ramka ze zdjęciem jej mamy.  Nie miała ochoty wstawać i zamknęła ponownie oczy. Miała ochotę dalej śnić i się nie budzić.

- Ulcia wstań – pociągnęła za kołdrę Beatka, ale ta bardziej otuliła się kołdrą.  Maciek pokręcił głową z dezaprobatą.  Dotknął jej ramienia otworzyła oczy i spojrzała na niego. Wziął ramkę ze zdjęciem Magdy i postawił na półkę. Po chwili znów zasnęła. Była w pięknym ogrodzie i piła szampana.  Wszędzie było pełno kwiatów i drzew.  Mężczyzna uśmiechał się do niej zawadiacko przyprawiając ją o przyjemne ciepło rozlewające się po ciele.  Szumiało jej w głowie i nie wiedziała czy to od szampana czy on tak na nią działał. Odstawiła kieliszek i wtedy ją pocałował. Jego wargi miękkie i delikatnie z, każdą chwilą wpijał się w jej usta coraz zachłanniej aż traciła oddech. Odsunęła się od niego łapiąc powietrze. Nigdy nie sądziła, że pocałunki mogą być tak przyjemne i jednocześnie tak rozbudzać zmysły.
- Ula ubieraj się.  Śniadanie na stole – poinformował przyjaciel, ale ona odwróciła się bez słowa w drugą stronę.
- Chce spać- wyszeptała sennie.
- Ulciaaaa!!!!- Krzyknęła jej mała blondynka do ucha.
- Czego od mnie chcecie? Pospać nie można?- Oparła obrażona i poszła do łazienki po chwili słyszeli trzaśnięcie drzwiami.
- Co jej się stało?- zapytał sam siebie Maciek i wraz z małą  Cieplaczką poszedł do kuchni. Usiadła przy stole i zaczęła jeść kanapki.  Mężczyzna zastanawiał się co Ulę wytrąciło z równowagi.   Ale bał się zapytać.
- Od dwóch dni dziwnie się zachowujesz i wszystko cię denerwuje. Marek też dziwnie się zachowuje. Z nikim nie chce rozmawiać nawet Sebastiana pogonił .
- Może pokłócił się z narzeczoną – odparła siląc się na obojętny ton. Nie było to dla niej łatwe bo już wiedziała ,że jest w nim zakochana i myśl o narzeczonej sprawiała jej ból.
- Z tego co wiem wyjechała na parę dni.
- Zrobiłam coś głupiego. I nie daje mi to spokoju.
- Co takiego?
- Nie ważne – Próbowała udać ,że nic się nie stało. Dotknęła dłonią ust.
- Chyba nie powiedziałaś ,że go kochasz?- drążył temat Maciek .
- Nie powiedziała  ,ale pocałowała mnie – odparł Marek stając w progu kuchni. Ula otworzyła usta ze zdumienia. Nawet nie słyszała aby ktoś pukał.
- To ja już pójdę – rzekł szybko Maciek i wyszedł zostawiając ich samych.



,, Oznaki życia'' 7

Zapraszam na kolejną część. Trochę kulinarnie . Mogłam napisać dłużej ale wolałam przerwać w takim momencie. ;)   Pozdrawiam serdecznie. 
,, Oznaki życia ‘’
Rozdział 7


Stojąc na przystanku patrzyła obojętnie na mijające samochody, nie słysząc rozmów ludzi. Próbowała zapanować nad gonitwą myśli w głowie. Gdy nadjechał autobus z odpowiednim numerem wsiadła i przytuliła twarz do zimnej szyby. Obok niej usiadła kobieta z dzieckiem na kolanach. Odwróciła głowę w jej stronę i spojrzała spod przymrużonych powiek na dziecko. Chłopiec nie miał więcej niż pięć lat. W buzi miał lizaka. Czy moje życie będzie, kiedyś tak kolorowe jak ten lizak? Czy miłość ma słodki smak? Przecież, kiedyś musi być dobrze.  Zawsze lubiłam patrzeć na niebo po burzy.  Gdy pojawiała się piękna tęcza.  A teraz chciałabym, aby moje życie miało takie barwy. Nie tylko poszarzały świat, w którym ludzie szybko odchodzą. Pozostawiając jedynie wspomnienia i ślad w sercu. 
, W duszy i w sercu
przysiadł smutek
Odejdę w zapomnienie
jak kropla deszczu
Dla samej siebie stanę
się cieniem
Jutro chłodem otulona
zniknę...’’
Podeszła do kredensu i poszukała w szafce herbaty. Zobaczyła, że malinowa się właśnie skończyła. Jej ulubiona. Wzięła zwykłą czarną i zalała wrzątkiem.  Dodała do niej dwie płaskie łyżeczki miodu.  Wzięła z półki starą książkę o wypiekach. Usiadła przy stole upijając łyk herbaty i przerzucając kilka stron.  Znalazła przepis na ciasto o nazwie, Tulipan’’. Spojrzała na składniki i zaczęła czytać na głos.
- 6 jaj, 1, 5 szklanki cukru, 8 łyżek oleju, 1 kostka margaryny, 2 szklanki mąki, 1 kisiel, 1 łyżka kakao, pół szklanki wiórek kokosowych lub pół szklanki maku i proszek do pieczenia.
 Wstała od stołu i zaczęła sprawdzać w lodówce i w szafkach czy ma wszystkie produkty. Wszystko potrzebne do ciasta wyłożyła na stół. Poszukała czterech misek, bo ciasto trzeba podzielić na cztery oddzielne części. Ubrała zakładany przez głowę granatowy fartuszek w czarne paski i zawiązała z tyłu. Podwinęła rękawy szarej bluzki i zajrzała ponownie do książki. Wzięła dużą miskę i dodała wszystkie produkty oprócz wiórek kokosowych i kisielu . Połączyła składniki ucierając drewnianym wałkiem. Gdy miała gotowe ciasto podzieliła je na cztery części. Do jednej dodała kakao, do drugiej kisiel do trzeciej wiórki a czwartą pozostawiła taka, jaka była. Włączyła piekarnik, aby się nagrzał. Wyjęła blachę i posmarowała ja margaryną. Wyłożyła pierwszą porcje ciasta a potem kolejne.  Gdy piekarnik nagrzał się do stu siedemdziesięciu wstawiła ciasto.  
                                                            *****************
- Ale pięknie pachnie. Jakiś placek?
- Tulipan – odparła Ula uśmiechając się lekko. Pieczenie zawsze poprawiało jej humor. Wzięła rękawice i postawiła gorącą blachę na drewnianej desce na blacie kuchennym. Zdjęła rękawice ochronne i fartuch i zajęła miejsce przy stole.
- Chyba zaproszę na twoje wypieki Anię, Sebastiana i Marka
- Marka?- Zapytała zaskoczona a on przyjrzał się jej podejrzanie w jej oczach dostrzegł błysk ciekawości.
- O placek!!!- Krzyknęła Beatka wpadając do kuchni jak burza.


- Najpierw umyj ręce a placek jest jeszcze gorący. Nie możesz takiego jeść, bo rozboli cię brzuch.
- Oj tam oj tam – powiedziała cicho i poszła do łazienki.
- Ach te dzieci – skomentował Maciek
- Zobaczymy jak ty będziesz miał swoje – rzekła nagle w jednej chwili znikł jej uśmiech z twarzy. Przyjaciel podniósł wzrok w jego oczach była troska. Nie wiedział, co wpłynęło na zmianę nastroju dziewczyny.
- Zostaniesz z Beatką? – Zapytała krojąc ciasto i podała mu na talerzyku.  Spojrzała na zegar było po osiemnastej. Prace skończyła o czternastej trzydzieści. Poznała Donatę, która okazała się miłą dziewczyną. Dobrze się im rozmawiało. Dona miała kręcone czarne włosy związane w kitkę i zielone oczy.  Ula uśmiechnęła się na wspomnienie drobnej, rozgadanej brunetki.  Nagle przed jej oczami stał obraz mężczyzny, który zamówił espresso i zajął miejsce przy stoliku. Podniósł wzrok a ona jak zaczarowana patrzyła w jego szare oczy przenosząc wzrok na usta i nagle wyobraziła sobie jego wargi na swoich. Otrząsnęła się dopiero, gdy poprosił o kawałek keksu. Odeszła na drżących nogach. Starała się na niego nie patrzeć realizując inne zamówienia.  Gdy spojrzała opuszczał restaurację.  Rozmarzona nie zauważyła, że Maciek od kilku minut coś do niej mówi i uważnie się jej przygląda. Stała nad plackiem i patrzyła w kierunku okna. Ocknęła się dopiero, gdy Beatka siedząca przy stole uderzyła łyżeczką o talerzyk.
- O czym tak myślałaś z uśmiechem na twarzy?
-O niczym ważnym. Po prostu cieszę się, że dostałam prace i nie ważne, że na razie tylko, jako kelnerka. Jest tam tak elegancko. Piękne nakrycia stołów i dekoracje. Panuje tam miła atmosfera. Przychodzą tam bogaci ludzie. Mnie to ledwie na kawę było tam stać.  
- Cieszę się, że ci się tam podoba, ale przepracowałaś tam dopiero trzy dni.
-  Wiem, że to krótko, ale naprawdę mi się tam podoba.
- Mi się wydaje, że kogoś tam spotkałaś i dlatego tak mówisz.
- No dobra przejrzałeś mnie- odparła z uśmiechem i zarumieniła się na wspomnienie bruneta o szarych oczach.  Nie nazywała go jeszcze Markiem, bo nie zdążyli się poznać. Mijają się i nawet nie mieli szansy ze sobą porozmawiać.
- Czekaj...Czekaj czy to czasami nie Marka spotkałaś?- Spytał niespodziewanie. Jej policzki się zaróżowiły i spuściła wzrok.
- Jakiego Marka?- Zapytała ciekawa Beti
- Prezes firmy i mój kolega
- Od kiedy ty się z nim kumplujesz?- Ula nie kryła zdumienia
- Całkiem niedawno.  Jutro idę do opery z Anią. Marek dał mi zaproszenie.
- A sam nie idzie?
- Nie. Powiedział, że jak ma iść z Kaliną to woli zjeść szparagi. A on ich nie cierpi.
- Ta Kalina to musi być straszna jędza.
- Nie wiem, bo nie chce o niej mówić. Ale wiem, że jest projektantką wnętrz i mówią, że wygląda jak modelka.
- To pewnie ją spotkałam w tej firmie, ale wydawała się miła.
- Może to tylko pozory. Taka gra a, każdy się nabiera – dodał Maciek po namyśle.
- Do szpitala pojadę jutro przed pracą. Zaczynam dopiero o dziewiątej. – Powiedział zmieniając temat. Szatyn pokiwał głową.  Placek szybko znikał z talerzy. Nawet nie zauważyli jak zjedli pół blachy tylko we trójkę.  Pozbierała talerzyki i łyżeczki i włożyła do zlewu.  Maciek pożegnał się i opuścił kuchnię. Beatka poszła do swojego pokoju a Ula zajęła się zmywaniem naczyń.  
                                                                *************

Następnego dnia, gdy zaprowadziła do szkoły siostrę pobiegła na autobus. Słońce świeciło mocno ogrzewając twarze przechodniów. Wysiadając z busa poczuła wibracje w kieszeni białych jeansów. Odebrała. Donata miała dziś wolne i chciała iść dzisiaj do pracy. Ula zgodziła się na zamianę. Była pewna, że Elwira, która również jest tam kelnerką nie będzie miała nic przeciwko. Biegnąc potrąciła kogoś. Spadły jej okulary. Chciała po nie sięgnąć, ale zamiast podnieść okulary poczuła czyjąś dłoń i przeszedł ją dreszcz po całym ciele. Podniosła wzrok i utonęła w szarych oczach. Brunet jak zahipnotyzowany patrzył w jej błękitne oczy okolone firanką długich rzęs. Czuła jak w ustach robi się jej sucho. 

sobota, 16 stycznia 2016

20. ,, Ofiaruje ci mój ostatni oddech'' - Ost.

Zakończenie opowiadania. Wiem nikt nie spodziewał się takiego zakończenia. To jest dalsza część 19 ,, Gdy jestem obok ciebie ciągle marzę...'' ,,Trudne Powroty i ,, Cudza Narzeczona '' należały do szczęśliwych historii ta należy do smutnych,dramatycznych. Pozdrawiam :)
20 . ,, Ofiaruje ci mój ostatni oddech’’


Nastał ten wyjątkowy grudniowy dzień. Jedyny w roku.  Wigilia Bożego Narodzenia.  Brunetka otworzyła oczy przewracając się na lewy bok. Po drugiej stronie łóżka była tylko zmięta pościel. Usłyszała szum wody dobiegający z łazienki.  Usiadła na brzegu łóżka i spojrzała na nocną szafkę. Leżał na niej klucz na niebieskim sznurku. Wzięła go do dłoni i cicho wymknęła się z sypialni. Podeszła do białych drzwi i włożyła klucz w zamek i przekręciła. Jej oczom ukazał się pokoik dziecięcy. Ściany były całe białe tak jak i łóżeczko. Wszędzie były zabawki.  Dotknęła miękkiej kołderki.  Dotykała palcami wszystkich bibelotów, zabawek, ubranek. Na meblach osiadł już kurz. Nagle natrafiła na zdjęcie USG.  W jednej chwili zamarła wpatrując się w nie. Po jej policzkach popłynęły gorzkie łzy.  Oparła się o ścianę i zsunęła się po niej. Ukryła twarz w dłoniach.  W jej sercu wciąż była bolesna rana.  Pozwoliła spaść przejrzystym kroplom na białą koszulę nocną.  Chciała odciąć się od wspomnień. Zagłuszyć ból, który w niej tkwił.  Siedziała tak na podłodze skulona do momentu aż poczuła, że Marek zajmuje miejsce obok niej. Przygarnął ją do siebie a ona ufnie się w niego wtuliła.  Chciał coś powiedzieć, ale położyła mu palec na ustach.
                                                               *****************

Szli trzymając dłoń w dłoni przez biały park.  Zapadał już powoli mrok i robiło się coraz zimniej. Szron pokrył gałązki drzew, które w odbiciu nocnych lamp błyszczały niczym drobne diamenciki.  Kobieta spojrzała w niebo a na jej twarz i włosy zaczęły spadać małe płatki śniegu.  Marek przyglądał się narzeczonej jak zaczarowany. Przyciągnął ją do siebie. Byli tak blisko siebie, że czuła jego oddech na twarzy. Patrzył w jej oczy, które błyszczały niczym gwiazdy. Nie wypuszczając ją z ramion przywarł do jej ust. W ułamku sekundy świat przestał istnieć. Byli tylko oni i ich miłość. 
Odsunęli się od siebie ciężko oddychając i ruszyli w kierunku zaparkowanego niedaleko samochodu. Nie chcieli spóźnić się na kolację do rodziców Dobrzańskiego. 
- Wiesz, jakie jest moje największe marzenie?- Zapytała odwracając twarz w stronę ukochanego.
- Nie wiem, ale mam nadzieję, że się spełni. Dziś jest wyjątkowy dzień i wszystko jest możliwe.
- Czasem marzeniom trzeba trochę pomóc – odparła zamyślona na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
- Zgadzam się. A powiesz mi, o czym tak marzysz?
- O dziecku- wypaliła prosto z mostu i odwróciła twarz do szyby.
- Marek!!! Uważaj!!!- Krzyknęła, gdy ujrzała wprost na nich jedzie ciężarówka. Marek zrobił mocny zakręt i po chwili gwałtownie zahamował. Spojrzał na Ulę, która miała w oczach przerażenie i cała się trzęsła.
- Już dobrze- powiedział cicho odpinając pas i przytulając ją do siebie.  Przymknęła oczy powoli się uspokajając.
- O mało nie zginęliśmy. Tak nie wiele brakowało ja tak cię kocham - wyznała drżącym głosem.
- Ja też cię kocham mój aniele i zawsze będę cię chronił.
- Zawsze to bardzo dużo czasu.  Cieszmy się, co jest tu i teraz.  Ja wiem jak krótkie jest życie, bo otarłam się o śmierć.
- A pamiętasz mój wypadek? Miałem wtedy szczęście, że przeżyłem.  Za pierwszym razem mnie uratowałaś z płonącego samochodu.
- To było tak dawno, ale pamiętam.  Tak samo jak ten pokaz, gdy powiedziałeś mi jak bardzo mnie kochasz. Wydawało mi się, że miłość wystarczy a jednak coś nas rozdzieliło. Nie potrafiliśmy ze sobą rozmawiać a potem Oskar i...
- Nie naprawimy przeszłości, ale żyjmy przyszłością i myśmy o ślubie. Nie mogę doczekać się, gdy staniesz przede mną w białej sukni.
                                                      ********************
- Chciałam ci życzyć abyś wybaczył tym, którzy cię zranili i był szczęśliwy- wyznała Sławińska stojąc przed Aleksem z opłatkiem w dłoni.
- Dobrze wiesz, że nie potrafię wybaczyć Dobrzańskiemu. A szczęśliwy już nie będę.
-Więc mi też nie wybaczyłeś?- Spytała patrząc w jego czarne oczy, w, których dostrzegła jakoś małą iskierkę.  Przez chwile patrzyli na siebie w milczeniu. Zapatrzeni w swoje oczy bez zbędnych słów. Podszedł bliżej blondynki i spojrzał na jej kuszące usta. Nim się zorientowała złączył je ze swoimi. Oddała pocałunek a uczucia do niego odżyły. Odsunął się od niej nagle mówiąc przepraszam i wyszedł z salonu. Helena i Krzysztof wciąż nie mogli wyjść z szoku tego, co zobaczyli. Ula i Marek również. Paulina nie pojawiła się na wigilii, ale pojawiła się Ada. Kuzynka Marka, która zawsze coś knuła i nadal nie podobało się jej, że Ula jest z brunetem. Chciała ich zniszczyć oboje a najbardziej Uli. Nienawidziła jej, chociaż nie miała powodu. Jej kochanek Oskar wyjechał na razie z Polski, ale niedługo miał wrócić.  Julia pobiegła za Febo, który stał z kieliszkiem czerwonego wina w dłoni.  Podeszła do niego kładąc mu dłoń na ramieniu. Odwrócił się.
- Kocham cię, ale...- Zaczęła, ale przerwał jej wchodząc w pół zdania.  W jego oczach ujrzała ciepły blask taki sam jak wtedy, gdy byli razem.
- Wybaczyłem ci, bo nie umiem zapomnieć o tobie. Jednak nie proś mnie, abym pogodził się z Markiem. Nie zrobię tego.
- Dobrze, ale co z nami będzie?
- Jeszcze nie wiem, ale mamy czas, aby o tym pomyśleć a teraz wracajmy do środka, bo zimno.  Położył jej na ramionach marynarkę i objęci weszli do salonu.
                                   *************
                                                      Pięć miesięcy później…
- Ulka nie denerwuj się tak – powiedziała Alicja kładąc dłoń na ramieniu brunetki.  Ula poprawiła białą prostą suknie do ziemi.  Violetta podała jej białe róże.
Wzięła głęboki oddech. Nie wiedziała, dlaczego odczuwa jakieś niepokój.  Gdy przekroczyła próg kościoła poczuła mocne ukłucie w sercu. Marek stał już przy ołtarzu w czarnym garniturze. Obok stał starszy ksiądz. Byli Dobrzańscy, Olszańscy z dwójką synów, Maciek  położył dłoń na  zaokrąglonym brzuchu Ani.  W kościele pojawili się też pracownicy firmy Febo&Dobrzański, znajomi, dalsza rodzina.  Rozległ się dźwięk melodii. Ula powoli zbliżała się do ołtarza, ale uczucie lęku i ból w sercu nie minął. Próbowała o tym nie myśleć.  Spojrzała w oczy ukochanemu zobaczyła w nich wesołe iskierki. Podał jej dłoń i zaczęła się msza święta.
                                     **********
, Boję się
i smutno mi, i dręczą mnie przeczucia złe, ·bo nawet ksiądz pobłądzić mógł, pomylić się
I chociaż zna modlitwy sens, wie, czym jest grzech, ·czy wie, jak uratować nas, czy wie, jak wyrwać nas rozpaczy?

Mój kochany, ·nie wiemy, dokąd nas szaleństwo gna, ·wygnaniem los ukarał ciebie, a ja poślubiam smutek!
Przyszedł moment na powiedzenie słów przysięgi małżeńskiej.  Oczy Uli się zaszkliły. Wyglądała wyjątkowo pięknie w ślubnej sukience z koronkowymi rękawami. Włosy miała rozpuszczone a welon był lekko przypięty z tyłu. .  Twarz zdobił delikatny makijaż.  W uszach miała kolczyki z perłą, które, kiedyś dostała od ukochanego.
- Ja Marek biorę sobie ciebie, Urszulo za żonę i ślubuje ci miłość wierność oraz uczciwość małżeńską i, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.  Teraz przyszła kolej na pannę młodą. Jakieś dziecko z tyłu zaczęło płakać i młoda kobieta wyszła z nim na, zewnątrz aby nie zakłócało ceremonii. Józef przykrył dłoń Ali swoją dłonią a obok nich siedziała Beatka i Jasiek z Kingą, z, którą się pogodził.

- Ja Urszula biorę sobie ciebie Marku za męża i ślubuje ci miłość, wierność oraz uczciwość małżeńską i, że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.  
Młodzi nałożyli sobie obrączki w tym momencie wpadł do kościoła Oskar z bronią w dłoniach. Wszyscy goście byli przerażeni.
- Jesteś tylko moja. Będziesz tylko ze mną albo z nikim.  Nie poślubisz go. Nie pozwolę na to.
- Bardzo kocham Marka i jest moim mężem – odparła Ula drżącym głosem. 
- Pożałujesz tego!!!- Krzyknął Oskar wymierzając w jej kierunku broń.  Ksiądz patrzył na to z przerażeniem bojąc się wykonać nawet ruch.  Wszyscy bali się, co teraz się stanie.  Marek zasłonił żonę własnym ciałem wtedy broń wypaliła. Goście krzyknęli.  Mężczyzna osunął się na podłogę. Ula pochylała się nad nim brudząc sukienkę jego krwią. Pojawiła się kałuża krwi.
- Nie!!! Marek!!! Kocham cię słyszysz? Nie odchodź!!! Nie teraz ja cię bardzo potrzebuję. Jesteś dla mnie najważniejszy. Dzwońcie pogotowie!!Ratujcie go. On umiera!!!
- Kocham cię mój aniele- wyszeptały jego wargi.  Mówił tak cicho, że ledwie usłyszała. – Zawsze będę przy tobie – dodał i zamknął powieki.  Z, każdą chwilą jego oddech słabł. Ktoś zadzwonił po karetkę.  Załadowali go na nosze.
Ula klęczała na czerwonym dywanie roztrzęsiona. Nie była wstanie nawet wstać o własnych siłach.  Pomogła jej Violetta, która była wybrana na świadkową. Cały makijaż miała rozmazany.  Ubłagała lekarza, aby jechać z nim w karetce. Trzymała go za rękę. Nie wiedziała, że to są jego ostatnie chwile. Nie pozwolili uciec Oskarowi. Przyjechała policja i skuła go kajdankami. Musiał ponieść konsekwencje swego zachowania.  Krzyczał, że kocha Ulę i, że nie pozwoli, aby była z Dobrzańskim.  Wszyscy płakali. 
W szpitalu bruneta od razu zawieźli na blok operacyjny. Rana strasznie krwawiła. Musieli wyjąć kulę i zatamować krwotok.  Ula umierała ze strachu o świeżo poślubionego męża. Usiadła na krześle, ale po chwili wstała. Nie mogła usiedzieć.  Oddała Markowi swoje serce, które teraz przepełnia ból i rozpacz.  Gdyby jego zabrakło nie widziała już sensu życia. Wraz z nim umrze cząstka jej.  Mieli tyle planów. Tak bardzo chciała zostać matką i przytulić swoje dziecko do piersi. Stracili synka, ale uwierzyła, że będą mieli jeszcze dzieci.  A teraz on jest umierający. Jeśli umrzesz ja nie przeżyje. Jesteś dla mnie tlenem, którym oddycham. Bez ciebie nic już nie będzie ważne. Nikogo nie pokocham tak jak ciebie.
                              **********
Po dłuższym czasie z bloku wyszedł lekarz. Po chwili zobaczyła Marka jak wiozą go na salę. Nie mogła jednak tam wejść.  Domyślała się, że nie mają dla niej dobrych wieści.  Było już po operacji.  
-Co z moim mężem?- Zapytała ze łzami w oczach. Wciąż była w poplamionej krwią sukni ślubnej.
- Pani mąż został ranny w wyniku postrzału. Stracił dużo krwi. Potrzebna jest transfuzja. Ta noc będzie decydująca.
- Chce pan powiedzieć, że on może nie przeżyć?
- Niestety tak- odparł smutno Lekarz
- On nie może umrzeć. Nie może – powtarzała w kółko a z pod powiek znów popłynęły łzy.  Jej serce przeszywał trudny do opisania ból.  Helena podeszła do Uli i ją przytuliła. Ta jeszcze bardziej się rozpłakała. Krzysztof również miał w oczach łzy. Olszańscy nie mogli niestety dotrzeć do szpitala, bo nie mieli, z kim zostawić bliźniaków.  
Nad ranem weszła cicho do sali. Miała nadzieję, że nikt jej nie wygoni. Przeraziła się na widok tych wszystkich kabli i maszyn. Marek był bardzo blady i nieprzytomny. Weszła na łóżko i położyła obok niego. Czuła ciepło jego ciała. Łzy spływały policzkach.
- Błagam kochanie obudź się. Nie zostawiaj mnie- szeptała rozpaczliwie. Całowała jego usta. Otworzył nagle oczy na jej ustach pojawił się  delikatny uśmiech.
- Nie płacz skarbie. Kiedyś będziemy razem.
- Proszę nie zamykaj oczu. Potrzebuję cię.
Dłoń Marka sięgnęła policzka Uli i pogłaskała ją po nim pieszczotliwie. Otarł jej łzę, która powili spłynęła i spadła na suknię. Złapała jego dłoń przytuliła się do niej i pocałowała wewnętrzną jej stronę.
- Pamiętaj, że cię kocham. Zawsze będę kochał – ostatnie słowa ledwie dosłyszała, bo z trudem łapał powietrze. Jego powieki się zamknęły. Maszyna zaczęła wydawać przeraźliwy dźwięk. Na monitorze pojawiła się ciągła zielona linia.
  Wbiegli lekarze zabierając ją z łóżka. Mówili coś, ale ich nie słyszała. Widziała tylko bezwładne ciało w śnieżno białej pościeli. Głosy docierały do niej jakby zza szyby. Obrazy zlewały się w jedno.
- Nie!!! Nie!!!- Krzyczała Maciek chciał ją przytrzymać i przytulić. Wyrywała się a gdy chwile się uspokoiła zaczęła okładać pięściami jego klatkę piersiową.
- Dlaczego? Dlaczego? To niemożliwe. Marek Kocham Cię – jej głos rozniósł się po całej sali. Rozpaczliwy pełen bólu i rozpaczy.  Lekarze odeszli od łóżka przykrywając głowę białym prześcieradłem.
- Szósta dwadzieścia pięć. Godzina zgonu – usłyszała słowa, które padły jednego z lekarzy.
- Tak mi przykro. Pan Marek umarł – rzekł Doktor.  Dla Uli był to cios prosto w serce. Poczuła bolesne ukłucie. Zrobiła się strasznie blada.  Przed oczami zrobiło się jej ciemno. Czuła jak grunt usuwa się jej pod nogami i gdyby nie Maciek upadła by. Straciła przytomność.
                                        *******************
Parę dni później wszyscy, którzy byli bliscy dla Dobrzańskiego spotkali się, aby go pożegnać.  Ula stała przy Alicji blada z zaczerwionymi oczami. Łzy płynęły po jej policzkach niczym rzeka. W drżącej dłoni trzymała białą róże.  Czuła jakby jej serce rozpadło się na milion kawałków. Nie słuchała słów kapłana. Tego samego, który udzielał im jeszcze całkiem niedawno ślubu. A teraz musi pożegnać osobę, która stanowiła część jej życia. Dzięki ukochanemu podniosła się z bólu, jakim była strata dziecka. A teraz musi pozwolić odejść komuś, kogo tak bardzo kocha.  Życie jest niesprawiedliwe. Dlaczego musiałeś odejść? Zostawić mnie samą na tym świecie? Jednak wiem, że nasza miłość była piękna chodź, krótka. Przyrzekam, że nigdy nikomu już nie oddam serca. Bo go już nie mam. Ty je zabrałeś. Nigdy cię nie zapomnę.
Ludzie podchodzili do otwartej trumny dotykając jego dłoni tym sposobem żegnając się z nim.  Na drżących nogach podeszła też Urszula. Spojrzała na niego. Twarz wydawała się jej znajoma a jednak obca.  To nie był jej Marek.  Ten miał twarz bez wyrazu. Białą cerę i usta zaciśnięte w wąską linie. Delikatnie wzięła jego dłoń i złożyła pocałunek. Jego ciało było zimne, sztywne, bez jakiejkolwiek reakcji na jej dotyk.
- Żegnaj Kochanie –słowa z trudem przeszły jej przez gardło.  Nie było go dopiero kilka dni a już za nim strasznie tęskniła. Wiedziała, że nie otworzy oczu. Nie przytuli jej ani nie powie, że kocha. Jego serce już nie bije. Każda myśl o tym, że nie zobaczy jak się do niej uśmiecha ukazując te urocze dołeczki sprawiała nie wyobrażalny ból.  Łzy spadały na jej czarną sukienkę.  Tak bardzo nie chciała się z nim żegnać.
                                                                  **************
Nadszedł ten najgorszy moment. Usłyszała dźwięk trąbek. Jasno brązowa trumnaa powoli została spuszczana w dół. Ula upadla na kolana głośno szlochając. Nic nie było w stanie przynieść jej ukojenia.  Ocknęła się dopiero, gdy ktoś pomógł jej wstać. Wrzuciła białą różę. Zakopali dół. Rodzina i przyjaciele na grobie złożyli wielkie wieńce pogrzebowe  i kwiaty. Zapadła głucha cisza. Dla wielu była ona nie do zniesienia. 
- Obiecałeś, że mnie nie opuścisz a odszedłeś.  Niedługo się spotkamy. Całkiem niedługo. Jesteś miłością mojego życia.  Nic nie zapełni pustki po Tobie. Na płycie było imię i nazwisko oraz data. Dwudziesty siódmy maja. .. Ten dzień zebrani w tym miejscu zapamiętają do końca życia. Dla Uli ten dzień przekreślił nadzieję na przyszłość i szczęście. 

- Ula tak mi przykro. Byliście taką piękną parą – mówiła płacząc Helena. Pozostali też nie mogli się pogodzić ze śmiercią Marka.  Jednak w ich sercach i wspomnieniach pozostanie na zawsze.  Nikt nie zapomni go, jakim był człowiekiem.  Żałobnicy powoli wychodzili z cmentarza. Młoda Dobrzańska chciała jeszcze chwilę zostać. Rana w jej sercu krwawiła.  To było rozstanie na zawsze. Do niej nadal to nie docierało. Chciała znów poczuć jego silne ramiona i w nich zasnąć. Słońce zaszło ciemnymi chmurami i zaczął padać majowy deszcz.
, Pytała, „Co mam zrobić, co pomoże mi?
Ja nie mogę dłużej w takiej samotności żyć...
Mija tyle dni, wokół puste ściany.
Dlaczego musiał odejść ktoś tak kochany.?”··Jego duch stał obok, patrzył na jej łzy.
Dotykał policzka, lecz nie czuła nic...

'Wróciłem do Ciebie, stoję tu, jak dawniej!
Chciałbym Cię przytulić - kocham Ciebie Skarbie!
Śmierć zabrała mnie, lecz moja dusza pozostała.
Obiecałem Ci, że nigdy nie zostaniesz sama!
A to uczucie było zawsze silniejsze od śmierci...
Nikt nie rozerwie tej więzi!"


Spotkajmy się, znów, po drugiej stronie...
Nie mogę znieść myśli, że to już koniec...’’
                                        KONIEC!!!
Ps. Fragmenty piosenek Romeo i Julia - Boję się  oraz Verba- młode wilki -7 
https://youtu.be/i90OgYzB21g- smutna melodia.